Najpierw powiedzieć, że nie są ludźmi. Potem robić, co się chce

Fot. Andrey Zvyagintsev / Unsplash

To jest mój głos: mój osobisty głos w sprawie tych kobiet, które z dziką zaciekłością lobbują za wolną aborcją dla wszystkich, którzy tylko jej zechcą.

Tyle mówicie o siostrzeństwie. Tyle mówicie o prawach kobiet. Ale poważnie i po partnersku myślicie tylko o tych kobietach, które są po waszej stronie, które myślą tak, jak wy, które chcą takich samych przywilejów, rozwiązań prawnych, takiego samego społecznego przyzwolenia.

Nie jesteście moim głosem.
Nie jesteście i nie będziecie, dopóki nie zrozumiecie, że też jestem kobietą i też mam coś do powiedzenia w sprawie kobiet, ich dzieci, ich relacji i ich praw i że nie muszę się wcale z wami zgadzać. I że kobiet takich jak ja jest o wiele więcej. Mamy takie samo prawo do mówienia, co myślimy. Ale was to nie obchodzi: uwielbiacie ośmieszać, dyskredytować i obrażać te kobiety, które są innego zdania. Tyle zostaje z tego osławionego siostrzeństwa.

Gdy was słucham, mam wrażenie, że jesteście jak dzieci, które tak bardzo chcą dostać więcej chipsów, że są w stanie uwierzyć, że chipsy to najzdrowsza przekąska świata, a jeśli badania naukowe mówią co innego – tym gorzej dla badań. My chcemy chipsów! My chcemy chipsów! Dla wszystkich! 

Żenujące są debaty o tym, czy kobiety powinny mieć prawo zabijać swoje dzieci i jakie duże dziecko można zabić. Żenujące i pokazujące, jak daleko od logicznego myślenia odeszłyście, drogie siostry w kobiecości. A najbardziej żenujące jest to, że nie macie odwagi powiedzieć wprost, że chodzi o pozbawienie życia organizmu, który już zaczął żyć. Żałosne jest to chowanie się za „usuwaniem” jakiegoś tam „płodu”, jakiejś  niedookreślonej istoty bez przypisanego człowieczeństwa, półproduktu na ścieżce powstawania dziecka, który można wyrzucić jak zbędny kawałek materiału, bo jednak nie chcemy tej sukienki. Czemu nie powiecie wprost: nie chcemy niektórych ludzi w naszym społeczeństwie i chcemy mieć prawo do ich uśmiercania? Odwagi brakuje? Spadłoby społeczne poparcie? To nie Sparta, co?  

Zazwyczaj nie zabieram publicznie głosu w sprawach aborcji: to jeden z moich osobistych wyborów, jednak teraz pozwalam sobie na to, bo chcę jasno i dobitne powiedzieć: w żadnej mierze nie jest większością ta grupa, która teraz głośniej krzyczy i bardziej ją widać. To nie większość kobiet w Polsce chce legalnej aborcji na żądanie. Sześćdziesiąt procent z nas wcale tego nie chce! Jesteśmy przeciw. Uważamy to za zło. Wiemy, ile problemów z tego wyniknie. 

Ale wy, moje drogie, nie przejmujecie się problemami wszystkich kobiet. Chodzi tylko o to, żeby przepchnąć wasz pomysł – a jego konsekwencje niech ponosi ktoś inny. Niech się ktoś inny zajmuje dziewczynami, które żyją w głębokim poczuciu rozgoryczenia, braku, żalu – bo zdecydowały, że stracą swoje dziecko. Bo ktoś od was im powiedział, że tak jest w porządku, że nic się nie stanie, że to nie ma znaczenia, a one, w krytycznym momencie swojego życia, stojąc pod betonową ścianą, tak bardzo chciały w to uwierzyć, że… uwierzyły. Że można było inaczej? A, to już ich sprawa, nie wasza. Ich problem. Ich ciężar, o którym kłamiecie, że go wcale nie ma. A jeśli któraś z was jednak publicznie przyzna, jak bardzo cierpi się po aborcji, ile bólu i zła ona przynosi – natychmiast się od niej odsuniecie jak od trędowatej. Bo przestała spełniać oczekiwania. To taka wspaniała kobieca solidarność, że aż strach.

Ale jest tak – bo waszym fundamentem jest kłamstwo.
Dlaczego tak się boicie ludzi stojących pod klinikami aborcyjnymi i wręczających kobietom róże? Bo do dziewczyn idących na aborcję może dotrzeć, że nie muszą wcale tego „zabiegu” wykonać? Dlaczego tak się boicie wymogu, żeby przed dokonaniem aborcji lekarz pokazał kobiecie na USG ten osławiony zlepek komórek? Bo się boicie, że jak mama usłyszy bicie serca tego zlepka, swojej małej córeczki, jak to małe dziecko o kształcie dziecka poruszy rączką, jakby machało do niej – do swojej matki – że matka jednak zmieni zdanie?
I kasa się przestanie zgadzać?
I wasza agenda się wykrzaczy?

Macie w głębokim poważaniu dobro społeczne. Wiek emerytalny ma być podniesiony, bo demografia nam dramatycznie spada. Problemy z zajściem w ciążę ma tragicznie dużo par. Nie wiecie, jakie kłopoty mają z poczęciem chcianego dziecka kobiety, które w okresie młodości usuwały kolejne niechciane ciąże? Nie doczytałyście, jak to działa na kobiecy organizm, delikatny i czuły instrument, którego działanie tak łatwo można zaburzyć? No tak, to nie była lektura obowiązkowa. A dla was powinna być, zanim was ktokolwiek publicznie dopuści do głosu. A najlepiej egzamin z podstaw wiedzy medycznej, żebyście nie głosiły bzdur gorszych niż producenci reklam środków na porost włosów. Którzy często mają więcej racji niż wy.  

Gdy byłam w pierwszej ciąży, lekarz mówił mi o nowych badaniach genetycznych: wysyła się krew na lodzie pocztą lotniczą do Chin i tam z dokładnością do 99 procent można ocenić, czy dziecko ma zespół Downa. Gdy byłam w trzeciej ciąży, ten sam lekarz powiedział mi, że jednak te chińskie badania były trochę oszukane i ich prawdopodobieństwo wynosiło nie więcej niż 75 procent. Jedna czwarta mniej. Co czwarte dziecko błędnie ocenione jako posiadające wadę genetyczną...  

Gdybym była rodzicem, który zdecydował się na aborcję po otrzymaniu wyniku, a potem się dowiedział, że wynik był zły, a dziecko było zdrowe, nie wiem, ile czasu potrzebowałabym, żeby wybaczyć: sobie i tym, którzy mnie zapewniali, że znają prawdę, gdy chodziło im tylko o pieniądze. Może do końca życia. Nie wiem, jaki gniew i jaką złość nosiłabym w sobie. Jak ona wpływałaby na moje wszystkie relacje i na moje całe życie.

A wy krzyczycie, że to jest dobre. Że cały ten potworny psychiczny ciężar zniknie, gdy będziecie głośno twierdzić, że go nie ma, i zabierać głos tym kobietom, które mówią, że owszem, mają po aborcji poważne problemy i bardzo trudno im wyjść na życiową prostą. Nie, wy zamiast się zająć tymi kobietami, przykleicie im jakieś poniżające etykietki, połkniecie na wizji tabletkę jak tiktaka i będziecie krzyczeć dalej. Bo macie gdzieś ich dobrostan, ich sens życia, ich depresję, potężny żal i gniew.   

Macie daleko poza listą priorytetów moje dobro, zachwycone sobą, swoim wpływem, swoim krzykiem i swoimi wspaniałymi wierzeniami w nienaukowe bzdury. Niestety tak się składa, że wciąż dużo kobiet stoi po stronie zwykłej, logicznej nauki: a ona mówi jasno, że embrion danego gatunku, psa, kota, małpy czy człowieka jest żywym, rozwijającym się organizmem. I jest oddzielnym bytem, od kiedy powstanie jego unikalny materiał genetyczny. Mówienie o zlepku komórek znaczy, że żyjecie jak dinozaury w erze przed udanymi, ratującymi życie operacjami na tych właśnie "zlepkach komórek", a na pewno przed wynalezieniem mikroskopu elektronowego.

Tak: my, większość kobiet w Polsce, jesteśmy zakrzyczane. Rozkręcacie taką falę hejtu na nas, że tsunami może się schować. Wiele z nas boi się o tym mówić głośno. To wy bez wahania wrzucacie w ten spór politykę, religię i niereligijność, jakby to była kwestia wiary albo ateizmu, lewej albo prawej strony politycznej sceny.

A nie jest.
To jest rzecz fundamentalna, niezależna od wiary i polityki: czysta nauka, ale żyjemy w czasach, w których zrelatywizować można wszystko. Naukę też. Z powodzeniem to robicie. I nie wiem, czy bardziej wam współczuję bycia zmanipulowanymi przez potężne pieniądze i bardzo wpływowe organizacje, czy tej (oby chwilowej) intelektualnej słabości, o której świadczą wykrzykiwane przez was hasła. Łudzę się, że tylko na pokaz i pod publiczkę jest ta hojnie prezentowana przez was niezdolność do logicznego myślenia i naukowa ignorancja, bo obie są tak wybitne, że raczej niemożliwe do osiągnięcia w naturalny sposób dla kogoś, kto skończył podstawówkę przynajmniej ze średnią trzy zero. To nie złośliwość: naprawdę trudno mi uwierzyć w to, że ktoś w XXI wieku poważnie może uważać, że bardzo młody organizm, jednoznacznie wykazujący wszystkie konieczne cechy bycia organizmem żywym (i znowu wiedza z podstawówki, gdzieś około piątej klasy), można traktować jak przypadkową grupę niepowiązanych ze sobą komórek: ten wasz słynny „zlepek komórek”. Którym to określeniem trudno jest z biologicznego punktu widzenia określić nawet katar w nosie.    

Nawet jeśli nie potraficie lub nie chcecie zmierzyć się z czystą nauką, miejcie przynajmniej tyle przyzwoitości, żeby nie kłamać, że mówicie w imieniu wszystkich Polek. Bo większość z nas wcale nie myśli tak, jak wy. Różni nas to, że my nie uważamy, że to dobre i normalne, gdy jednego chcianego człowieka ratuje się wszystkimi środkami, a jego niechciany rówieśnik umiera okaleczony, w samotnej agonii na zimnej metalowej tacce. 

Marta Łysek - dziennikarka i teolog, pisarka i blogerka. Poza pisaniem ogarnia innym ludziom ich teksty i książki. Na swoim Instagramie organizuje warsztatowe zabawy dla piszących. Twórczyni Maluczko - bloga ze Słowem. Jest żoną i matką. Odpoczywa, chodząc po górach, robiąc zdjęcia i słuchając dobrych historii. W Wydawnictwie WAM opublikowała podlaski kryminał z podtekstem - "Ciało i krew"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Najpierw powiedzieć, że nie są ludźmi. Potem robić, co się chce
Komentarze (12)
NR
~Niepełnosprawna Ruchowo
26 kwietnia 2024, 21:58
Pani Marto proszę porozmawiać z osobami niepełnosprawnymi!!! Oraz proponuje rozmowę z matkami dzieci niepełnosprawnych intelektualnie o co się modlą ???Ja panu odpowiem o to żeby ich dzieci umarły przed nimi i wtedy można pisać o aborcji.Nie zna pani życia bo młoda i zdrowa trzeba otworzyć szerzej oczy na niepełnosprawnych i co im kościół daje szczególnie tym którzy są w domach i matka nigdzie nie może wyjść!!!!!!
IT
~Iza Tyczy
24 kwietnia 2024, 11:47
Pani Marto, bardzo Panią popieram.
AS
~Antoni Szwed
23 kwietnia 2024, 19:48
"Różni nas to, że my nie uważamy, że to dobre i normalne, gdy jednego chcianego człowieka ratuje się wszystkimi środkami, a jego niechciany rówieśnik umiera okaleczony, w samotnej agonii na zimnej metalowej tacce." Super, Pani Marto, tak trzymać. Zwolenniczkom i zwolennikom dzieciobójstwa należy odpowiadać dobitnie i jednoznacznie. Nie można drżeć o życie jednych ludzi, jako - dla kogoś - ważnych i cennych, a innych zabijać z zimną krwią jak szkodliwe insekty.
RK
~Rob K
23 kwietnia 2024, 19:00
Przyzwolenie na aborcję to nie zmuszanie do niej.
AM
~Alicja M.M.
24 kwietnia 2024, 15:18
Żeby prawnie zagwarantować dostęp do aborcji, trzeba zarazem nałożyć obowiązek jej wykonywania. Czyli bardzo możliwe, że zmusić kogoś do udziału w aborcji.
Z
~Zofia ~
23 kwietnia 2024, 18:27
Skąd u Autorki przekonanie, że zwolenniczki liberalizacji prawa aborcyjnego koniecznie są zwolenniczkami aborcji? Osobiście uważam, że aborcja jest wielkim złem, ale bywa złem koniecznym, chociażby w sytuacji ciąży z przemocy seksualnej. Obecne prawo, które dopuszcza aborcję w takich przypadkach zupełnie nie działa - prawie się takich aborcji nie wykonuje. O wiele łatwiej przeprowadzić aborcję nielegalnie. Z tym, że wówczas kobieta zamyka sobie drogę do zgłoszenia przemocy seksualnej.
BE
~Ben Edykt
25 kwietnia 2024, 12:09
Chociaż pytanie jest do autorki, pozwolę podzielić się swoją refleksją. "Skąd u Autorki przekonanie, że zwolenniczki liberalizacji prawa aborcyjnego koniecznie są zwolenniczkami aborcji?" Osobiście mam podobne przekonanie, a wynika ono z tego, że z ust zwolenniczek liberalizacji prawa nie da się usłyszeć jakichkolwiek głosów oddających, choćby minimalnie, szacunek dla życia poczętego. O aborcji mówi się tam jak o przynoszącym ulgę wyrwaniu bolącego zęba. Nawet nikt już nie próbuje usprawiedliwiać aborcji jakąś wyższą koniecznością (a taka, czasem jednak zachodzi), jest tylko "moje ciało", "moje prawo", "aborcja jest OK" i w ogóle "aborcyjny dream team". Nie należę do środowisk pro-life, gdyż uważam, że w warunkach wyższej konieczności prawo do aborcji powinno przysługiwać (co oczywiście nie jest założenia każdej aborcji usprawiedliwieniem), ale tak agresywna retoryka uprawiana przez lewicą i feministki jest odpychająca by nie użyć gorszych słów.
E3
edoro 333
23 kwietnia 2024, 15:36
O, pani Marto.. nie podobała mi się Pani wypowiedź. Krzyczy Pani i obraża osoby, które myślą inaczej niż Pani. Zarzuca Pani ignorancję innym, a sama Pani taka wielce uczona?
PR
~Ppp Rrr
23 kwietnia 2024, 14:30
I po co te emocje? Zwolenniczki aborcji nikogo nie zmuszają do jej robienia - Pani nie chce, to Pani nie robi. A co do większości i mniejszości, to radzę uważać - badania pokazują, że aborcję zdrowotną popiera znacząca większość ludzi, choć ośrodki badawcze nie podają danych wg płci. Pozdrawiam.
AM
~Alicja M.M.
23 kwietnia 2024, 16:42
Co do „aborcji zdrowotnej”, tu też jest rozziew skali akceptacji, zależnie od tego, o co konkretnie chodzi. Bo z jednej strony mamy oczywiste sytuacje ratowania życia (np. ciąża pozamaciczna). Z drugiej, no właśnie, na przykład podejrzenie zespołu Downa. I naprawdę, nadal wielu ludzi widzi różnicę między jednym a drugim!
KP
~katolik pomniejszego płazu
23 kwietnia 2024, 17:29
co to jest aborcja zdrowotna? chodzi o zabicie zdrowego dziacka?
GG
~Gość Gość
28 kwietnia 2024, 11:42
Nie wiem co to aborcja zdrowotna. Może chodzi o sytuację gdy ciąża zagraża życiu kobiety. Np dziecko umarło a lekarze czekają aż kobieta "urodzi". Albo dziecko zagnieździło się poza macicą a lekarze czekają aż samo umrze.