Nie oddajmy katechezy politykom

(fot. shutterstock.com)

Politycy i media mają duży interes w tym, by przejąć debatę o katechezie. Sprowadzić ten problem do kwestii finansowania Kościoła. A przy okazji odwrócić naszą uwagę od realnych problemów. Co zrobić, by tak się nie stało?

Inwazja na Falklandy zaczęła się rano, 2 kwietnia 1982 roku. Argentyńczycy z łatwością zajęli opuszczone brytyjskie koszary. Kilkudziesięciu wyspiarzy desperacko broniło budynku rządowego na Falklandach. To właśnie tam, około 13.00, zginęła pierwsza ofiara słynnej wojny: kapitan Pedro Giachino.

Wieczorem, tego samego dnia, gazety w Buenos Aires triumfalnie ogłosiły "odbicie" wysp. Zaczęła obowiązywać ich hiszpańska nazwa - "Malwiny". Choć media wspomniały wówczas o kapitanie Pedro, to jego nazwisko zostało zapomniane bardzo szybko.

DEON.PL POLECA

Niecałe trzy miesiące wojny wystarczyły, by gniew Wielkiej Brytanii (i jej premier, Margaret Thatcher) zabrał życie 907 żołnierzy, w tym 649 argentyńskich. Ponad 700 odebrało sobie życie już jako weterani.

* * *

Dlaczego wspominam o tym konflikcie? Tydzień temu inna pani polityk - obecna prezydent Argentyny - Cristina Kirchner, opublikowała na twitterze dwa zdjęcia papieża Franciszka.

Ojciec święty trzyma na nich niebieski afisz, na którym wyraźnie widać zarys Wysp Falklandzkich. Pod nim znajduje się hasło w języku hiszpańskim: "Czas na dialog o Malwinach między Argentyną a Wielką Brytanią". Co więcej, tweet pani prezydent został opatrzony hashtagiem: #MalvinasArgentinas. Cztery miliony obserwujących migiem przekazało wiadomość o pragnieniu "dialogu".

Sprawa jest dla mnie jasna. Nie po raz pierwszy polityk próbuje wrobić papieża w udział w międzynarodowym konflikcie.

Z punktu widzenia pani prezydent zagranie "kartą papieża" jest znakomite. Jednak z punktu widzenia Kościoła: jest to brutalne wciąganie ojca świętego w tanie gry polityczne. Mam nadzieję, że zapewnienia rzecznika Watykanu o tym, że papież nie chce włączać się w "dialog", są wystarczające.

Rozgrywki polityczne jak zwykle dotyczą tu sprawy najważniejszej: dochodów. Falklandy mogłyby bowiem przynieść Argentynie spore zyski z rybołówstwa oraz potencjalnego wydobycia lokalnych złóż ropy naftowej. Co więcej, pani Kirchner odzyskałaby argentyński prestiż, pokonując dawne imperium brytyjskie. Warto dodać, że mieszkańcy wysp nie mieliby oczywiście nic do powiedzenia w tej hipotetycznej sytuacji.

W Polsce również mamy do czynienia z wieloma konfliktami, których istotę usiłuje się sprowadzić do pieniędzy. Przy okazji omijając jednocześnie samych zainteresowanych. Dobrym przykładem jest akcja "świecka szkoła", rozpoczęta niedawno przez środowiska liberalne. Oskarżyła ona Kościół o trwonienie pieniędzy na religię w szkole. Akcja liberałów ograniczyła problemy związane z katechezą do kwestii finansowania. Zrobiła z niej podstawowy problem polskich szkół. Bez żadnej dyskusji mówi się: "wyrzućmy religię ze szkół". Nikt nie ma ochoty poznawać głębokich przyczyn "wypalenia" się szkolnej katechezy.

Jest to dla mnie dowód, że twórcom akcji nie zależy na jakości polskiej edukacji. Prawdopodobnie chcą zdobyć rozgłos i pieniądze. Podobnie też argentyńscy politycy nie dbają wcale o wyspiarzy z Falklandów, czy zdanie papieża Franciszka. Tutaj też chodzi tylko o pieniądze i prestiż. A Kościół w obu przypadkach stał się jedynie kartą w rozgrywce politycznej.

Założę się, że w związku z akcją środowisk liberalnych, w ciągu najbliższych tygodni znajdzie się mnóstwo "anonimowych listów" od uczniów skrzywdzonych lekcjami religii. Głos zabiorą też pokrzywdzeni katecheci, czy oburzeni nauczyciele i dyrektorzy, którzy będą argumentować za wyrzuceniem religii ze szkół. Wszystkie ich argumenty będą oczywiście niepodważalne, bo oparte na osobistych doświadczeniach.

Temat katechezy, a raczej temat finansowania religii w szkole, urośnie następnie do jednego z głównych sporów okołowyborczych. Oczywiście ani jakość edukacji, ani sama katecheza, nie będą już tak naprawdę liczyć się w tej debacie. Zostanie brutalna walka o rozgłos, prestiż i pieniądze.

Dobrze znamy te sztuczki. Były one wykorzystywane wielokrotnie w rozgrywkach polityków. Katolicy zresztą często brali w nich udział - przykładów jest wiele.

Czy i tym razem Kościół w Polsce da się w ten sposób rozegrać politykom i nieprzychylnym mu mediom? Czy damy sobie wcisnąć do rąk afisze polityczne? Czy pozwolimy zrobić z edukacji religijnej kolejny zastępczy temat dla polityków i mediów? Przedstawić katechezę i Kościół jako źródło wszelkiego zła w naszym kraju?

Politykom i dziennikarzom najłatwiej jest przecież winić Kościół za słabości polskiego systemu edukacyjnego i dziury w budżecie. Z katechezą w obecnym stanie dosyć łatwo to robić. Zresztą, z pewnością mają oni duży interes w tym, by sprowadzić debatę o religii w szkole do kwestii finansowych. Przy okazji zrobić z niej tanią rozgrywkę polityczną i odwrócić naszą uwagę od realnego problemu: jakości polskiej edukacji oraz ubóstwa: materialnego i duchowego.

Franciszek nie dał się sprowokować. Nie wypowiedział się na temat Falklandów. Nie wykorzystał okazji, by stanąć po jakiejś stronie - choć, jako Argentyńczyk z pochodzenia, mógł przecież mieć swoje sympatie. Ten przykład bardzo klarownie pokazuje, że nie należy (i nie warto) angażować się w tego typu spory polityczno-medialne. "Nasze" domniemane triumfy polityczne nie rozwiążą realnych problemów.

Tak samo jednak powinni postąpić katolicy lub po prostu zwolennicy finansowania edukacji religijnej z budżetu państwa. To stanowisko nie jest bowiem zarezerwowane dla katolików, ani tym bardziej głosujących na daną partię. Choć sprawa nie dotyczy krwawego konfliktu jak w przypadku Falklandów, to również może mieć bardzo nieprzyjemne konsekwencje.

Pamiętajmy, że w tym sporze ostatecznie nie chodzi o pieniądze lub obecność Kościoła w naszym kraju. Istotą problemu jest bowiem kształt edukacji w niemal 40-milionowym kraju. Katecheza to jedne z niewielu zajęć szkolnych, które mogą mieć realny potencjał wychowawczy.

Choć obecnie z religią w szkole - mówiąc delikatnie - bywa różnie, to ta debata może doprowadzić do podjęcia realnych kroków. Konkretne posunięcia mogą postawić katechezę na nogi. Mogą pozwolić, by religia zajęła odpowiednie miejsce w polskim systemie edukacyjnym. By nie była okazją dla uczniów do nadrabiania zaległości z innych zajęć.

Co najważniejsze, nasze skuteczne działania mogą przy okazji uratować polskie szkoły od bezosobowych programów nauczania. Coraz bardziej przypominają one program produkcji kadr dla międzynarodowych korporacji. Dobra organizacja katechezy może być krokiem ku bardzo potrzebnej reformie polskiej edukacji. Przywrócenia polskiej szkole ludzkiego oblicza. Dlatego nie wolno nam sprowadzać tego tematu do kwestii finansowania Kościoła czy zagrywek międzypartyjnych.

Lepiej aktywnie zaangażujmy się - jako katecheci, nauczyciele, profesorowie, rodzice, uczniowie, ale przede wszystkim jako ludzie Kościoła - w naprawę edukacji religijnej w naszym kraju. Znajdźmy sposób, żeby podejść do tej sprawy tak, by wykorzystać krytykę liberałów. A zarazem nie "sprzedać" katechezy politykom.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nie oddajmy katechezy politykom
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.