Nie przychodnia, a szpital polowy

(fot. Grzegorz Gałązka / galazka.deon.pl)

Gdy Franciszek do znudzenia powtarza swą metaforę o Kościele jako szpitalu polowym, powoli zmienia się nam eklezjalna perspektywa. Jak wiadomo: punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

Ostatnio papież znowu przypomniał to obrazowe porównanie. 6 marca spotkał się z rzymskimi księżmi i tak do nich powiedział: "Możemy myśleć dzisiaj o Kościele jak o szpitalu polowym. To - przepraszam Was - powtarzam, ponieważ ja to tak widzę, tak to odczuwam: szpital polowy. Potrzeba leczyć rany, wiele ran! Jest wielu ludzi zranionych przez problemy materialne, przez skandale, także w Kościele. Ludzie zranieni przez złudzenia świata… My, kapłani, powinniśmy być tam, blisko tych ludzi."

"Miłosierdzie oznacza przede wszystkim leczyć rany. Gdy ktoś jest zraniony, potrzebuje tego od razu, a nie badań, jaki jest poziom cholesterolu, glikemii. Ale jest rana, najpierw lecz ranę, a później zobaczymy badania. Później dokonuje się badań specjalistycznych, ale najpierw należy leczyć rany otwarte. Dla mnie, w tym momencie, jest to ważniejsze. Także rany ukryte, ponieważ są ludzie, którzy oddalają się, aby nie pokazać ran".

Uratować przed utratą zbawienia

DEON.PL POLECA

To jest niezwykle ważne dziś wyzwanie dla Kościoła: być blisko ludzi zranionych. Jak wynika z tych słów papieża, wcale nie jest najważniejsze skąd wzięły się rany. Mówi nam tu o ranach spowodowanych przez: problemy materialne, skandale (także kościelne), złudzenia świata. To, czy rana zadana była nożem, bagnetem czy odłamkiem, jest tu drugorzędne.

Szpital polowy - uświadommy to sobie - stawiany jest na obrzeżach pól bitewnych. Trafiają tu ranni z przeróżnymi zranieniami. Priorytetem lekarza jest to, by najpierw opatrzyć ranę, która może okazać się śmiertelna. Przenosząc to na język religijny, priorytetem winno być uratowanie człowieka od śmierci wiary lub przed utratą zbawienia.

To nie jest wezwanie do pobłażliwości. To jest wezwanie do patrzenia na człowieka w perspektywie miłosierdzia. Czas na badania szczegółowe przyjdzie potem. Cóż dobrego przyjdzie z ratowania paznokcia, gdy grozi utrata całej ręki? Czy faktycznie trzeba rozliczać człowieka z tego, z kim aktualnie mieszka, gdy stawką jest uratowanie nikłego płomienia wiary, czyli realnej relacji z Bogiem? Gdy od jednej niby przypadkowej rozmowy z księdzem lub świeckim może zależeć czy człowiek powie sobie: "Już nigdy nie pójdę do kościoła" lub "OK, upadłem, ale pójdę tam, gdzie pomogą mi wstać"?

Nowy obraz Kościoła

Przyzwyczailiśmy się do takiego obrazu: jest Kościół, w nim my, a dokoła cała reszta. Że oni ze wspólnoty odeszli lub są na jej marginesie to przecież nie nasza wina. Zawsze mogą wrócić, wszak znają drogę.

A Franciszek stawia ten obraz na głowie. I mówi: o nie, moi Kochani, dzisiejszy świat to świat ogarnięty wojnami różnego rodzaju, które toczą się na wielu poziomach społecznego życia. Rolą Kościoła jest w tej sytuacji ratowanie życia tych, którzy w wyniku tych wojen odnieśli rany. Gdy uratujemy przed niebezpieczeństwem śmierci, potem zaprosimy do stałego życia wiarą i jej pogłębiania.

Taka wizja Kościoła zmienia nasz "punk siedzenia", a co za tym idzie "punkt widzenia". Idąc za papieską analogią można powiedzieć, że przyzwyczailiśmy się do Kościoła, który działa jak dobrze wyspecjalizowana przychodnia położona w spokojnej i bezpiecznej dzielnicy miasta. Kto czuje się chory, zawsze może do nas przyjść, a my mu pomożemy.

A obecny biskup Rzymu nagle wchodzi do tej sterylnej przestrzeni i robi raban! I woła do lekarzy oraz personelu medycznego mniej więcej tak: Kochani, dobrą robotę tu wykonujecie, ale nie zapominajcie, że w dzielnicy obok toczy się wojna, że jest wielu rannych, którzy bez was tam umrą. Zatem część z was niech pakuje manatki, zabiera sprzęt by w tej dzielnicy utworzyć polowy szpital. Tam też jesteście potrzebni.

Duszpasterstwo awaryjne

Nie znaczy to wszystko, że trzeba porzucić tradycyjną pracę Kościoła. Ale znaczy, że konieczne jest dziś duszpasterstwo awaryjne. Czyli obok tego, które pokazuje zwyczajną piękną ścieżkę wiary i nawrócenia winno działać takie, które trafi do człowieka żyjącego w sytuacji nietypowej, jakoś zranionej i w grzechu. Jakiej konkretnie? Oto kilka przykładów:

Para kochających się młodych ludzi mieszka razem bez ślubu. Jedno z nich czuje, że w przyszłości chciałoby ślubu kościelnego, a drugiemu to "zwisa". Są katolikami bardziej kulturowymi niż praktykującymi, ale jedno z nich czuje, że to można naprawić.

Rodzina 2+2. Małżeństwo cywilne, bo obydwoje są po rozwodach. Mają wspólnie dwójkę dzieci. Ich poprzedni małżonkowie mają już swoje rodziny i dzieci. Starsze dziecko opisywanej rodziny jest w wieku komunijnym. Przygotowuje się do sakramentu.

Rodzina z dwójką dzieci i poważnymi problemami. Jest źle na tyle, że matka decyduje się wysłać jednego syna do swojego brata, który jest gejem i żyje w stałym związku z partnerem. W nowym domu chłopak ma dobre warunki. Poprawia się w nauce, zdaje do liceum, chodzi na szkolną katechezę, idzie do bierzmowania.

Tuż obok nas

To są sytuacje z pola bitwy. A jednocześnie wielu z nas zna podobne przypadki ze swojego otoczenia lub z opowieści znajomych. Nie, to już nie jest jakiś margines. Takie i podobne problemy dotyczą masy ludzi żyjących obok nas.

Przypatrzmy się tym sytuacjom i zobaczmy, jak wielka jest odpowiedzialność księży i świeckich, którzy się z tymi ludźmi zetkną. Przyszłość ich religijnego życia może zależeć od jednego spotkania, jednego świadectwa lub antyświadectwa, od jednej rozmowy. To właśnie jest ten moment, w którym trzeba leczyć krwawiące rany a nie pytać o poziom cholesterolu.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nie przychodnia, a szpital polowy
Komentarze (55)
13 marca 2014, 19:16
Autorze - duszpasterstwo awaryjne to jest pójście na faktyczne obrzeża, tam gdzie ludzie przeklinją Boga, gdzie życie w nedzy duchowej przekląda sie na rozpacz prowadzącą nawet do fizycznej bezndziejnej smierci. Kościól potrzebny jest tam, gdzie jest obecna namaclna fizyczna beznadziejność ludzkiego zycia, gdzie życie styka sie ze śmiercią, gdzie ludzie nie potrafiąc podnieść sie z rozpaczy  po utracie bliskich, dzieci czy rodziców winia za wszystko Boga, gdzie rozpacza zabija wiarę.  Misja Kościoła to głoszenie Dobrej Nowiny, a nie głaskanie po główkach ludzi, którzy domagaja sie dla siebie szczególnego traktowania w imie ich prawa do pozornego szcześcia. Misja Kościoła to pomoc w utrzymaniu kazdego małżeństwa, choc po ludzku wydaje sie ono często przegrane, a nie blogoslawienie tym, którym instytucja małzeństwa jest obojętna. Misja Koscioła to pójście do tych wszystkich nieslubnych, niekochanych dzieci i tlumaczenie im, dlaczego małżeńśtwo jest ważniejsze niż pozornie szczesliwa ich rodzina zbudowana na krzywdzie innych dzieci, na grzechach rodziców. Ale to wszystko wymaga wielkiej wiary i odwagi. A tych  współczesnemu Kościołowi brakuje.
B
bratPolak
13 marca 2014, 20:54
Ale to wszystko wymaga wielkiej wiary i odwagi. A tych  współczesnemu Kościołowi brakuje. Co (kogo) masz na myśli pisząc "Kościołowi"? Komu brakuje "wielkiej wiary i odwagi"? Papieżowi? Biskupom? Wiernym? Czy tobie (też jesteś Kościołem) - takiś "odważny" w formułowaniu SĄDÓW. A może tylko się...wymądrzasz?
MAŁGORZATA PAWŁOWSKA
14 marca 2014, 02:43
Pan Jezus mówiąc o czasach ostatecznych zadał pytanie: "Czy Syn Człowieczxy znajdzie wiarę, gdy przyjdzie?" Rzeczywiście, będzie potrzebna wielka wiara i odwaga, by przeciwstawić się diabelskiej machinie zmian w Kościele. Z Apokalipsy wiadomo, że jedna trzecia gwiazd (księży) zostanie zmieciona, czyli podda się tej machinie. Z retoryki Franciszka i Kaspera wynika, że będą pochylali się nad samookaleczeniami "biednych" grzeszników bezczeszcząc Sakramenty. Leczenie pogan i bałwochwalców krwią z ran zadanych Kościołowi.
14 marca 2014, 07:54
Kościołowi brakuje odwagi - przykładem są ostatnie dyskusje skupione wokół poszukiwania "pociesznia duchowego" żyjącym w dziwacznej konfiguracji na wzór małzeństwa, ale nie będącym małżeństem. Takie konfiguracje wynikają wprost z braku odwagi Kościoła w głoszeniu Słowa. To jest brak odwagi rodziców zezwalajacy na życie w konkubinatach czy kolejnych związkach małżeństwopodobnych, to jest brak odwagi znajomych, kolegów osób szukjacych pocieszenia po "nieduanym" malżeństwie w objeciach innych osób. Na marginesie zreszta jak wielu katolików wręcz zacheca do szukania takiego pocieszenia. To jest brak odwagi w homiliach, gdzie od wielu lat używa sie politycznej poprawnosci, a nie jasno pokazuje dobro i zło w zakresie małzeństwa i zwiazków małżeńskopodobnych. Ale to jest też brak odwagi powiedzenia wprost, iz w obecnych katolickich społeczeństwach katolicy nie wierzą w trwałość małzeństwa. Nie wierzą w dane nam Słowo. Bowiem kuriozalnie brzmi hasło nierozerwalnosci małżeństwa z ust osób, które nawet biernie swoje malzeństwo rozerwały i żyją z inna osobą na wzór małzeński. Tak samo, jak kuriozalnie brzmi gadka o nierozerwalnosci małzeństwa z ust bliskich, rodziny, znajomych którzy równocześnie zachecają, tolerują lub usprawiedliwiają rozrywania węzła małżeńskiego.
P
prośba
13 marca 2014, 18:45
źle się czyta komentarze. Kiedyś wszystkie nowe były "na górze". Teraz mogą być w "środku", czy na "dole" . Ale żeby się zorientować, czy ktoś coś skomentowaał, trzeba przewijać całość komentarzy do dołu, czytac od nowa wszystkie  i szukać nowego wpisu. Ponadto brakuje numeracji stron i można tak przewijać i przewijać bardzo długo. Nie każda zmiana jest zmianą na lepsze. Ta z komentarzami jest na gorsze. Prośba o powrót do dawnego sposobu komentowania
AC
Anna Cepeniuk
13 marca 2014, 17:28
Świetny tekst... i daje do myślenia.... a przede wszystkim do rachunku sumienia.... Jest nad czym się zastanawiać.... oj jest.....
13 marca 2014, 11:10
I jeszcze jedna uwaga ogólna, czmu wielu katolików zachowuje sie jak małe, rozkapryszoen dziecko? Majac pełnię Łask, majac pełnię Darów wielu dopomina się, aby ich traktowac jako chorych, ułomnych i zagubionych. Oszałamiajaca wsród katolików karierę robia zwroty "zranienie, poranienie". Jak malez dizeci, które skaleczywszy sie w paluszek, domagaja sie przytulenia, pogłaskania i podmuchania. Moze juz czas dorosnąc, stać się katolikiem, który pójdzie opatrywac rany nie swoim współbraciom, lecz tym co nie poznali jeszcze zbawczej mocy Pana. Bo oni w odróznieniu od katolikow sa naprawe zranionymi ludźmi. Czas przestać sie litować nad sobą, czas przestać domagać sie dla siebie specjalnego traktowania, czas iśc do faktycznie potrzebujących.
13 marca 2014, 12:27
Nie mogę teraz tego odnaleźć, ale zdaje się że właśnie tu na Deonie czytałem przypowiastkę o człowieku, który zobaczył beznogiego lisa, któremu jedzenie przynosił tygrys i zachwycony tym widokiem powiedział Bogu - jakie to wspaniałe, ja też zdam się całkowicie na Twoją opiekę Boże, na co usłyszał głos z nieba - ty masz być tym tygrysem... Opisuje Pan jeden z efektów infantylizacji postrzegania Boga.
13 marca 2014, 14:28
Infantylizacja jak najbardziej, ale w mojej ocenie jest rzecz wazniejsza, utrata wiary, przy jednoczesnym bardzo uczuciowym podejściu do części praktyk religijnych.
13 marca 2014, 16:42
Ma Pan na myśli dryfowanie wiary ku 'uczuciu religijnemu'?
13 marca 2014, 18:27
Tak
13 marca 2014, 08:39
Jeszcze kilka uwag po przeczytaniu Katechizmu Kościoła Katolickiego. Po pierwsze uznanie prawa osób żyjących w związku jak w małzeństwie do przyjmowania Komunii św będzie oznaczało, iż cudzołóstwo o którym mowa choćby w MT 5 czy Mk10 nie jest dla Kościoła Katolickiego już jednoznaczniym grzechem śmiertelnym. Po drugie akceptacja życia jak małzeństwo bez przyjęcia Sakramentu Malżeństwa oznaczać będzie, iz Kościół Katolicki uważa iż Sakrament Małżeństwa nie jest potrzebny do budowania zycia małżeńśkiego. Czyli de facto nie daje ten Sakrament żadnych specjalnych Łask. Zresztą dokładnei tak uważaja juz teraz osoby nawołujące do zrównia ich praw i praw małżonków (sakramentalnych). Po trzecie zas, niezrozumiałą będzie postawa Kościola Katolickiego zabraniająca w dalszym ciągu zawierania małżeństw homoseksualnych. Skoro zostanie uznane za nieważne cześć Słów Jezusa dotycząca nierozerwalności małżeńśtwa i cudzołożenia, jako grzechu smiertelnego, dokładnie tak samo nalezy postapić ze zwiazkami tej samej płci, bowiem i w tym wypadku nalezy sie ludziom prawo do szczęścia.  
B
bratPolak
13 marca 2014, 10:22
Katechizm Kościoła Katolickiego nie jest czymś danym raz na zawsze w niezmienionej formie! Dekalog jest jak konstytucja a KKK- to jakby ustawy i przepisy wykonawcze. Pan Bóg nie jest buchalterem ani skrupulatnym faryzeuszem.
13 marca 2014, 10:57
Człowiek od początku chce być jak Bog, co lepsza, chce, aby to Bóg sie dopasowal do wizji czlowieka. Dokładnie to widać w żadaniu małzonków, którzy zyja z innymi osobami niz ich małżonkowie na wzór małżeńśtwa i nakazują, aby Koscioł zmienił dla nich swoja Tradycję wbrew Słowu. Przy okazji Katechizm to nie jest takie sobie prawo stworzone na wzór prawa świeckeigo, to wynik Tradycji, ktora to Tradycja jest jednym z dwóch filarów Koscioła Katolickiego. Co wazne dla katolików Prawo Dekalogu wypełnai sie poprzez miłość, kłamstwem ejst wieć twierdzenie, iz człowiek kocha, skoro w wyniku tej "miłości" naruszone zostaje jedno z przykazań. Złodziej, cudzołożnik i morderca nie kochają drugiego czlowieka.
13 marca 2014, 12:30
Używa Pan konstrukcji, których działania nie rozumie, tylko powierzchownie dotyka je emocjami. Jeśli 'Pan Bóg nie jest buchalterem ani skrupulatnym faryzeuszem' to znaczy, że prawdziwe jest zdanie 'róbta, co chceta, a i tak się zbawita'.
M
M.
13 marca 2014, 17:03
Bóg jest bardzo skrupulatny, czyli drobiazgowo dokładny i staranny. Zna każdą naszą myśl, wie o każdej decyzji, w dzień sądu powie nam o nas więcej niż samy wiemy, wypomni nam wszystko! I własnie dlatego tak wielkie jest Jego miłosierdzie, bo mimo że pamięta i wie jacy jesteśmy, chce nam przebaczyć i, jeśli żałujemy, daje nam Łaskę przebaczenia i uzdrowienia.
B
bratPolak
13 marca 2014, 18:29
Złodziej, cudzołożnik i morderca nie kochają drugiego czlowieka. Wszystkowiedzący raczył nas obdarzyć kolejną swoją "mądrością". Idąc tokiem twojego rozumowania (?) - nie kocha drugiego człowieka ten, który: - nie czci ojca i matki - mówi fałszywe swiadectwa - kłamie - dnia świętego nie święci, itd. itp, - czyli nikt nie kocha drugiego człowieka (ta kże ty) - bo przecież wszyscy jesteśmy grzeszni i musimy chodzić do spowiedzi! Przy okazji - Katechizm KK wprowadzony w 1992 roku (+poprawki w 1998 r.) doć rewolucyjnie zmienił niektóre paragrafy z poprzedniego KKK. Oba opieraja się na Tradycji. Poczytaj, zauważysz, że Kościół jest...żywy.
B
bratPolak
13 marca 2014, 18:41
Jeśli 'Pan Bóg nie jest buchalterem ani skrupulatnym faryzeuszem' (p) to znaczy, że prawdziwe jest zdanie 'róbta, co chceta, a i tak się zbawita'.(f) "implikacja logiczna nie jest prawdziwa tylko dla prawdy generującej fałsz" (podkreślenia i wyróżnienia - moje, bP) Studiowałeś kiedyś logikę?
13 marca 2014, 18:51
Studiowałem - począwszy od 'Wstępu do matematyki współczesnej' H. Rasiowej. Co to znaczy 'jeśli Bóg nie jest buchalterem, ani skrupulatnym faryzeuszem'? Czy Pan tu aby nie myli kwantyfikatorów: Bóg nie jest całkowicie X z Bóg nie jest ani dorobinę X?
13 marca 2014, 19:01
Tak @braciePolaku - brak miłości wobec drugiego człowieka przejawia sie grzechami wobec przykazań od 4-10. Co lepiej, wypełnianie skrupulatne tych przykazań nie oznacza, iz ktos miłuje drugiego człowieka. Trzeba też pamietać, iż kazdy grzech śmiertelny oznacza też odrzucenie miłości do Boga. Ciekawa jest wiec konstrukcja bajek opowiadanych przez ludzi, którzy żyjac latami w grzechach smiertelnych jednocześnie deklarują sie, jako kochajacy Boga. I nie odnosi się to oczywiscie tylko do cudzołożników, ale do kazdego śmiertelnie grzeszącego i trwajacego w tych grzechach.
13 marca 2014, 21:59
> Katechizm Kościoła Katolickiego nie jest czymś danym raz na zawsze w niezmienionej formie! Czy nauka Chrystusa jest dana raz na zawsze w niezmienionej formie?
13 marca 2014, 00:07
Ze sprawą rzekomego konfliktu 'zasady najpierw' vs. 'człowiek najpierw' jest tak, jak z błędem zilustrowanym w bon-mocie: 'prosze odpowiedzieć tylko tak lub nie - czy już pan przestał bić swoją żonę?' Narzucenie optyki owego rzekomego konfliktu i podążanie zgodnie z nią w kierunku opowiedzenia się po którejś ze stron, czy to 'najpierw zasad', czy to 'najpierw człowieka' jest jak brnięcie w odpowiedź 'tak' lub 'nie' w bon-mocie. Fałszywość leży w samej konstrukcji zagadnienia i to tam trzeba fałszywość demaskować.
12 marca 2014, 18:36
Konflikt 'wierności wobec zasad' ('pryncypialności'), a 'antroponcentryzmem' jest błędem rozumowania, niewiele różniącym się do paradoksu Achillesa nie mogącego dogonić żółwia (http://pl.wikipedia.org/wiki/Paradoksy_Zenona_z_Elei). Z racji kiepskiego poziomu wykształcenia i wynikającej z niego płytkości rozumienia niezbędnych współzależności pomiędzy w/w obiektami, jest on niestety wielokrotnie powielany. Dyskusja 'co jest ważniejsze: miłość czy postępowanie według zasad' jest tak samo sensowna, jak dyskusja 'co jest ważniejsze: picie, czy jedzenie'. Miłość bez zasad nie jest miłością.
jazmig jazmig
12 marca 2014, 18:32
spróbuj podejść do tego tak, jak (myślę) chcą "stetryczali rewolucjoniści": - Komunia św. jest potrzebna jako cudowny lek i nie ma nic wspólnego z kwestionowaniem nierozerwalności małżeństwa ani z chęcią trwania w grzechach... Komunia św. nie jest lekiem. Gdyby miała być lekiem, to spowiedź byłaby zbędna. Ktoś zgrzeszył, przyjął komunię św. i już jest wyleczony. Takie rozumowanie jest błędne. Aby być godnym przyjęcia komunii św., należy oczyścić się z grzechów, żałować ich, przyjąć i odbyć pokutę. Św. Paweł pisze w jednym ze swoich listów, że kto niegodnie przyjmuje Ciało i Krew Chrystusa, ten popełnia grzech przeciwko Ciału i Krwi naszego Pana.
B
bratPolak
12 marca 2014, 17:31
@TomaszL aby Kościół uznał ich prawo do szczęśliwego trwania w grzechach potwierdzone chocby równością w dostępie do Komunii św, traktowanej jako uczty. A spróbuj podejść do tego tak, jak (myślę) chcą "stetryczali rewolucjoniści": - Komunia św. jest potrzebna jako cudowny lek i nie ma nic wspólnego z kwestionowaniem nierozerwalności małżeństwa ani z chęcią trwania w grzechach...
12 marca 2014, 18:11
Dlaczego wówczas nie szastać Komunią na prawo i lewo? Komunia jest lekarstwem, ale działającym pod pewnymi warunkami, podobnie jak Bóg może w człowieku działać dopiero wtedy, gdy ów człowiek pewne warunki spełnia.
12 marca 2014, 20:40
@BratPolak - ktoś, kto wystąpił dobrowolnei przeciw swojemu małżeństwu zyjąc w związku z inna osoba niż małżonek na sposób małzenski (choćby uważajac ten zwiazek za małżeńśtwo) jawnie, publicznie neguje swoim zyciem nierozerwalnośc małżeństwa, albo żyje w bigamii. Nie ma innej możliwości. Chyba, ze osoba głosząca nierozerwalnośc małżeńśtwa, która w swoim życiu dopuściła sie rozerwania swojego małżeństwa (a tym jest każde życie z inną osoba, niż małzonkiem i oficjalne ogłoszenie, iż małżeńśtwo zawarte kanonicznie przestało istnieć) ma problemy określane jako schizofrenia. Uznanie przez Kosciół za dopuszczalne zycie na sposób małżeński w innym związku, niż małżeństwo oznaczać będzie jawne zaprzeczenie nierozerwalności małżeństwa. Miejcie ludzi postulujacy życie w tzw. małzeńśtwach cywilnych za dopuszczlne choć odrobię odwagi. Chyba, ze jesteście za uznaniem bigamii.
B
bratPolak
13 marca 2014, 18:57
Dlaczego wówczas nie szastać Komunią na prawo i lewo? Czemu tak brzydkim tekstem? Komunia jest lekarstwem, ale działającym pod pewnymi warunkami, podobnie jak Bóg może w człowieku działać dopiero wtedy, gdy ów człowiek pewne warunki spełnia. I tu nie masz racji! Bóg może w człowieku działać zawsze. Nie Tobie określać warunki, jakie ów człowiek musi spełniać.
16 marca 2014, 22:28
Nie ma wynikania. Z faktu, że grawitacja nie działa wedle mojego życzenia nie wynika, że nie istnieją zasady, którym grawitacja podlega. Bóg sam owe warunki pod jakimi czuje się zaproszony do działania w człowieku zadeklarował, co przez setki lat zostało dość dokładnie zbadane i umieszczone w Tradycji. Przypominanie "Bóg powiedział że ..." to jest coś znacząco innego, niż "ja mówię, że ...", a skoro Pan zdołał pojąć działanie implikacji, to chyba i z rozpoznaniem tej różnicy nie powienien mieć Pan najmniejszego problemu.
12 marca 2014, 17:11
Każdy, kto zyje w grzechu śmiertelnym, bez wzgledu jaki to jest grzech w pełni świadomie i w pełni dobrowolnie odrzuca Boga, Jego miłosierdzie i Kościół. Niestety wspólczesni neopoganie o rodowodzie katolickim swoim życiem i trwaniem w grzechach smiertelnych jasno dowodzą, iz Boga dla nich nie ma, a do doczesnego szczęścia potrzebują, aby Kościół uznał ich prawo do szczęśliwego trwania w grzechach potwierdzone chocby równością w dostępie do Komunii św, traktowanej jako uczty. Młodzi ludzi nie zawierajacy małżeńśtwa, czy pary żyjace tylko na podstawie kontratu cywilnego jasno i czytelnie swoim życiem pokazują, iz nie wierzą w trwałość i nierozerwalność małżeńśtwa. Czas skończyć więc dla ich dobrego samopoczucia z kościelną bajką o małżeńśtwie (katolickim).
B
bratPolak
12 marca 2014, 16:51
@~one jeśli osoba żyjąca po rozwodzie w nowym związku nie płaci alimentów i nie interesuje się porzuconą rodzina, ale jest "przykładnym mężem" i ojcem w drugim/trzecim/dziesiątym związku -  to Pana zadniem - może mieć prawo do Komunii swiętej, bo dziecko (w nowym zwiazku) idzie do I Komunii ? Wprawdzie nie jestem Autorem, ale naiwne pytania tego typu stawiane są przy okazji innych dyskusji na Deonie, więc pozwalam sobie na zabranie głosu. Tajemnicza "zaimko" - taka osoba nie ma prawa do Komunii, jak nie ma do Niej prawa: -"przykładna żona", która nienawidzi swojego sakramentalnego małżonka i mimo spowiedzi nie zamierza tego zmieniać; -"porządny sakramentalny mąż", który ma od 2 lat kochankę, o której nikt nie wie, więc na spowiedzi też o niej nie wspomina albo mówi, że ją ma, ale "się postara zostawić"; - nałogowy... palacz, który codziennie zadaje sobie(i innym) powolną śmierć (według "najprawdziwszych katolików" powinien... najpierw rzucić palenie - jak radzą parom żyjącym w małżeństwach niesakramentalnych, by zaniechały miłosnych uścisków) A wszyscy oni idą co niedziela do Komunii i z poczuciem własnej wyższości wskazują palcami tych, którzy - świadomi własnej grzeszności - pozostają w ławkach. Czy tak trudno dojść SAMEJ do takich wniosków?
jazmig jazmig
12 marca 2014, 18:36
ludzie, o których piszesz, są w grzechu śmiertelnym, bo przyjmują komunię św. niegodnie. Pomijam w tej wyliczance palacza papierosów, bo jak na razie nie zaliczono do grzechów palenia papierosów, a powolną śmierć zadajemy sobie na różne sposoby, pijąc np. alkohol, zanidbując higienę, zbyt lekko się ubierając, gdy jest zimno itp. Nie przesadzajmy z tym zadawaniem śmierci.
B
bratPolak
12 marca 2014, 16:28
Dla "prawdziwych" katolików słowa Autora - choć bardzo wyważone i "po linii" - są herezją, co można wyczytać w wielu komentarzach. Tak jak dla faryzeuszy słowa i czyny Jezusa zasługiwaly na krzyż, bo wywracały "do góry nogami" odwieczne postrzeganie Prawa przez "prawdziwych" wiernych ludu wybranego... Zdaniem tych niezłomnych obrońców czystości katolicyzmu zawsze ważniejsze będzie wykonanie morfologii (by stwierdzić, że pacjent jest...śmiertelnie chory na grzech) od zszycia rozerwanej tętnicy...
12 marca 2014, 16:45
To aby nie sam Jezus powiedział, żeby strząsnąć pył z sandałów tam, gdzie Nowiny nie przyjmą? Jeśli dla rzekomego 'ratowania' 'sól ma stracić swój smak' (co stręczą 'katolicy otwarci') to to nie jest żadne ratowanie, podobnie jak chlanie z alkoholikiem w celu utrzymania z nim 'dobrych stosunków' nie jest wyciąganiem go z alkoholizmu.
B
bratPolak
12 marca 2014, 17:01
Chcesz być pryncypialny, a sięgasz po tanie - i nie w temacie - argumenty. Więc możeś...śmieszny?
12 marca 2014, 18:03
Czy istnieje jakaś linia poza którą Katolik nie może 'possumus', aby równocześnie nie przestał być Katolikiem, czy też w imię jakiegoś X (zwykle 'miłości') Katolik może wszędzie 'possumus'? Czy uznanie istnienia takiej linii jest 'pryncypialnością'?
N
napisz-moze@wp.pl
12 marca 2014, 15:16
Krótkie świadectwo. Z zewnątrz zupełnie normalny z mnie człowiek. Wewnętrznie zupełnie sobie nie radze. Pomimo szczerych chęci nie umiem, nie potrafie, nie moge, przebic swoich blokad, ograniczeń, nie umiem tak żyć żeby moje życie było pieknym. Nie umiem się nawet odtworzyc na drugiego czlowieka, prawdziwie otworzyc. Wiem że tak dłużej nie dam rady pojechać. Nie chce przyjaciela za pieniądze(zresztą pieniedzy nie mam i pewnie nigdy miec nie bede) typu "psy---chologa". Nie chce jakiejs litości czy użalania się nad sobą. Chce jakas zmienic ta sytuacje, chce na ile zdolam pomoc innym w podobnej sytuacji. Jestem otwarty, na ile moge byc otwarty, nie naiwny, nie zgorzknialy, z gruntu racjonalny. Jesli niesiesz podobny worek na plecach, jesli uwazasz że moze prowadzic kulawy ślepego, a slepy moze poniesc na plecach kulawego i dojdą to mozesz napisać.  napisz-moze@wp.pl
O
one
12 marca 2014, 10:21
Jeszcze jedno pytanie do Autora; jeśli osoba żyjąca po rozwodzie w nowym związku nie płaci alimentów i nie interesuje się porzuconą rodzina, ale jest "przykładnym mężem" i ojcem w drugim/trzecim/dziesiątym związku -  to Pana zadniem - może mieć prawo do Komunii swiętej, bo dziecko (w nowym zwiazku) idzie do I Komunii ?
O
one
12 marca 2014, 08:53
Rodzina 2+2. Małżeństwo cywilne, bo obydwoje są po rozwodach. Mają wspólnie dwójkę dzieci. Ich poprzedni małżonkowie mają już swoje rodziny i dzieci. Starsze dziecko opisywanej rodziny jest w wieku komunijnym. Przygotowuje się do sakramentu ... A co Autor odpowie, jeśli poprzedni małżonek nie założył drugiej rodziny ii samotnie wychowuje dzieci? Czy może - według Pana - każdy taki przypadek należy rozpatrywać indywidualnie, i jeśli porzucony małżonek założył druga rodzinę - to oddychamy z ulgą i dopuszczamy rozwodników w nowym związku do Komunii swiętej. Ale jesli żyje sam i samotnie wychowuje dzieci - to już nie bardzo daje się obronić teoria o prawie do Komunii świętej dla tego, który porzucił rodzinę, prawda? (No chyba, ze szybciutko poszukamy dla niego innego partnera, żeby poczuć się "usprawiedliwionym"?)
jazmig jazmig
12 marca 2014, 07:21
Para kochających się młodych ludzi mieszka razem bez ślubu. Jedno z nich czuje, że w przyszłości chciałoby ślubu kościelnego, a drugiemu to "zwisa". Są katolikami bardziej kulturowymi niż praktykującymi, ale jedno z nich czuje, że to można naprawić. To drugie, które chce ślubu, powinien/powinna zerwać związek. Skoro partner nie chce zobowiązań, a tylko seksu, to z tego związku nic nie będzie.
A
AP
12 marca 2014, 06:31
"Rodzina z dwójką dzieci i poważnymi problemami. Jest źle na tyle, że matka decyduje się wysłać jednego syna do swojego brata, który jest gejem i żyje w stałym związku z partnerem. W nowym domu chłopak ma dobre warunki. Poprawia się w nauce, zdaje do liceum, chodzi na szkolną katechezę, idzie do bierzmowania." To rzeczywiście musiały być poważne problemy skoro sprawiły, że jedynym rozwiązaniem było zabranie siotrze przez brata jednego z dwójki dzieci. Chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie pytał o poziom cholesterolu matki i ojca. Być może o poziom alkoholu we krwi już tak (gdybam, bo mimo, że sytuacja jest Panu znana mamy tu raczej skąpy opis). To, że brat pomógł siostrze i siostrzeńcowi to bardzo dobrze. Sytuacja ta nie powinna być jednak celebrowana tylko celem powinien być powrót dziecka do Rodziców. Szczególnie, że brat, jeśli jest osobą wierzącą, sam tworzy rany na swojej duszy żyjąc w grzechu, do tego gorszącym innych. Czy widzi Pan, że wokół tej rodziny z poważnymi problemami są prowadzone jakieś działania, które można by określić jako duszpasterstwo awaryjne?
P
p
12 marca 2014, 01:53
Człowiek jest istotą wolną i ponosi konsekwencje swoich decyzji. Miłosierdzie Boże jest ratunkiem, a nie "błogosławionym" przyzwoleniem na trwanie w grzechu. Jak widać Pan Sawicki usilnie uciekając przed taką perspektywą sam staje na obrzeżach Kk i chciałby z nich utworzyć jego centrum na obraz i podobieństwo swoich upodobań. I tutaj wielce zastanawiającym problemem nie są upodobania tych obrzeży Kk, ale usilne lansowanie ich takim artykulikiem (i jemu podobnymi)  na podobno katolickim portalu !
W
wanda
11 marca 2014, 21:40
Takie blużniercze pytanie.Jak mają rodzić  licznie się dzieci,skoro wielu ludzi  od wieków  rozwodzi się ,  z tragicznych lub głupich przyczyn,wchodzi w inne związki,pragnie mieć potomstwo........  I   Kościół mowi,że    dzieci NIE WOLNO IM MIEĆ!!!.........No to nie będzie dzieci.!!!!.......Jak można dwojgu ,kochającym się ludziom zakazać posiadania dzieci...Okaże się paradoksalnie i z rechotem szatana,że to Kościół jest przyczyną spadku urodzeń .A jak to było z Dawidem.Czyż Pan Jezus nie był jakoś z nieprawego , Dawidowego ,blużnierczego łoża?Wszak Dawid  przestępczo pozbył się męża kobiety ,którą  ukochał.
11 marca 2014, 13:27
Jest istotna różnica pomiędzy szpitalem polowym, a ośrodkiem dla narkomanów, w którym pozwala się narkomanom przynosić dragi do ośrodka i raczyć tam nimi siebie i innych pensjonariuszy, aby tylko - nie daj Boże - owych narkomanów od przychodzenia do ośrodka nie zniechęcić. Autor pod pretekstem szpitala polowego de facto pracuje na rzecz zgubienia celu i sensu swojego istnienia przez ów ośrodek leczenia narkomanów. Nie wyrokuję, czy robi to z premedytacją, czy z powodu niedoborów umysłowych. Statystyka podpowiada to drugie - lewicowość to umysłowość lekceważąca obiektywne konsekwencje i oddająca się jakiemuś słodkiemu fantazjowaniu, co znacznie dosadniej ujął George Orwell.
C
ciekawy
11 marca 2014, 12:58
Jeśli wszyscy będą się zajmować obrzeżami Kościoła i pod nich będą naginać terapię, to kto się zajmie jego środkiem ? Czy tam nie ma zranień ? I jaką im stosować terapię - obrzeży Kościoła ? Czy może najpierw trzeba będzie ranić ?
NW
no właśnie
11 marca 2014, 13:23
Czy Chrystus zostawił Apostołów i poszedł do Heroda, Judasza albo Piłata leczyć ich zranienia ?
T
tomi
11 marca 2014, 12:20
@Konrad Sawicki Panie Konradzie, prosze nie pisać bajek i nie nakreslac nierealnych sytuacji, ktore utwierdzaja w przekonaniu ze tak jak Pan pisze tez mozna, bo nie można. Szczegolnie zbulwersowalo mnie ze uwaza Pan ze chlopak moze sie wychowywac w pseudo zwiazku mezczyzn. Panie Konradzie nie moze, bo nawet gdyby to byli naprawde dobrzy ludzie, jak z bilbordu, to jednak z racji na grzech w ktorym zyja, a w konsekwencji na nietrwalosc takich relacji, niewlasciwy wzorzec, i wiele innych powodow, ktorych tutaj nie chce przytoczac, to bedzie czyms mocno niewlasciwym. A taki brat matki, zawsze moze wesprzec siostre w trudnej sytuacji i zapewnic utrzymanie a on moze kiedys na starosc nim sie zaopiekuje. Co do osob w powtornych zwiazkach tez Pan za kolorowo to widzi. Do tych osob trzeba wyciagnac reke, poprzez odpowiednie duszpasterstwa. Ci co maja wole i zdolaja wypelnic wymogi przykazan, nie ma problemu. Inni beda najwidoczniej potrzebowali czasu zeby dorosnac do sytuacji.
KS
Konrad Sawicki
11 marca 2014, 12:49
To nie jest bajka ani nierealna sytuacja, tylko przypadek który znam osobiście. Jeśli przeczyta pan jeszcze raz ten fragment, to zauważy z pewnością, że niczego tam nie oceniam, nie piszę czy tak można czy nie można, bo w tym miejscu po prostu opisuję tylko możliwe scenariusze życiowe (znane mi), z którymi mogą zetknąć się wierzący (księża i świeccy). Pozdrawiam serdecznie.
11 marca 2014, 13:05
Para kochających się młodych ludzi mieszka razem bez ślubu. Jedno z nich czuje, że w przyszłości chciałoby ślubu kościelnego, a drugiemu to "zwisa". Są katolikami bardziej kulturowymi niż praktykującymi, ale jedno z nich czuje, że to można naprawić. To może by tak rozpocząć duszpasterstwo awaryjne od stwierdzenia awarii... i poinformowania tych którzy się rozbili, że awaria juz nastąpiła. Katolik kulturowy - to osoba niepraktukująca i wierząca w co jej się akurat spodoba. Można im zaproponować kilka sposobów wyjścia z sytuacji. Ale popatrzmy na ich sąsiada: W przyszlości rozważam życie zgodnie z przykazaniami powiedział sasiad waląc naszą nohaterkę pięścia w głowę i zabierając torebkę. Na co proboszcz krzyknął - takich bandziorów nam potrzeba! I wyznaczył wikarego aby zbierał od nich tacę, rownież poza Mszą... A może powiniem mu powiedzieć? Nie kradnij, nie bij sąsiadki - czekamy na Ciebie?
11 marca 2014, 12:04
"Słowicze dźwięki w redaktora Gazety Wyborczej głosie, a w sercu - jakie zamiary?"
jazmig jazmig
11 marca 2014, 11:16
Czy faktycznie trzeba rozliczać człowieka z tego, z kim aktualnie mieszka, gdy stawką jest uratowanie nikłego płomienia wiary, czyli realnej relacji z Bogiem? Gdy od jednej niby przypadkowej rozmowy z księdzem lub świeckim może zależeć czy człowiek powie sobie: "Już nigdy nie pójdę do kościoła" lub "OK, upadłem, ale pójdę tam, gdzie pomogą mi wstać"? Ten cytat jest typowym postawieniem sprawy na głowie. Szpital polowy ma ratować ludzi, a nie dobijać ich po podaniu środków znieczulających. Nie można takich ludzi okłamywać, że jest fajnie, bo jedno z nich lub oboje już jutro mogą nie żyć - i co wtedy? Im trzeba to uświadomić, a nie opowiadać dyrdymały o miłosierdziu. Podobnie jest z tym dzieckiem komunijnym, którego rodzice żyją w nowych, grzesznych związkach. Przecież ono o tym doskonale wie, po cu grać wariata? W moim kościele oboje rodzice mogą być z dzieckiem przy pierwszej komunii, ale schyla głowe to z nich, które żyje w grzechu. Dziecko nie rozgląda się dookoła, czy rodzice przyjęli komunię św., ale jest ze swoimi rodzicami i to całkowicie mu wystarcza. O tej parze dwóch homosiów, u których rzekomo dziecko zaczyna się uczyć i przystępuje do bierzmowania, to autor już kompletnie wyssał z palca, ale zła to matka, która w ogóle oddaje dziecko do tego rodzaju związku. To dziecko zostaje okaleczone podwójnie: traci matkę i żyje ze zboczoną dwójką mężczyzn, ucząc się od nich bynajmniej nie religijności, lecz rzeczy dokładnie przeciwstawnych.
11 marca 2014, 10:37
@Rafał Borowski > Świat wariuje. Rosnący szum informacyjny i mnożących się autorytetów i "autorytetów" powoduje, że ludzie głupieją, nie wiedząc, co jest dobre, co złe, co właściwe, gdzie jest racja, prawda. Czy to zawoalowany przytyk do autora, który służy awangardzie siejących zamęt i ogłupienie (GW)?
11 marca 2014, 10:32
Jak najbardziej słuszna teza o tym szpitalu polowym. Dzisiejsze społeczeństwo jest bardzo zranione. Świat wariuje. Rosnący szum informacyjny i mnożących się autorytetów i "autorytetów" powoduje, że ludzie głupieją, nie wiedząc, co jest dobre, co złe, co właściwe, gdzie jest racja, prawda. Rośnie osamotnienie (samotny tłum w mieście...). Powiększa się znieczulica. Rozwija się zaspokajanie głodu miłości, spełnienia, akceptacji, bezpieczeństwa na przeróżne, powstające coraz nowe sposoby, tylko nie te właściwe. A choćby w przypadku par rozbitych przez różne perypetie potrzebne jest zrozumienie przede wszystkim indywidualnej sytuacji. Bardzo trudno wiele spraw ocenić, doradzić. Potrzebna wstrzemięźliwość w pochopnych sądach. Raczej pomocna dłoń. Natomiast pozostaję nieprzekonany w przypadku adopcji, wychowywania dzieci przez pary homoseksualne. Ponieważ to już nie jest wybór własnej drogi (niewłaściwej według praw Bożych) dwóch dorosłych osób, ale mających prawo do nie potępiania, tak nie przekonuje mnie, że ponieważ dziecko może u dwóch tatusiów (dwóch mam) dostać więcej miłości, lepszego wykształcenia, to lepiej, niż w nieuporządkowanej do końca parze heteroseksualnej (to raczej pracować, jak pomóc tym parom heteroseksualnym). Bo tu nie o to tylko chodzi, lecz o przekazywanie, uczenie jako normalnego, naturalnego bardzo niedobrego modelu łączenia się ludzi w pary, modelu, który jest po porstu, jakby nie było: anty-życie. Uderzanie w fundament.
A
Andrzej
11 marca 2014, 08:23
Piękny przykład, ale to my także powinniśmy być sanitariuszami w tych "szpitalach" bo pierwsze żądanie należy kierować do siebie. Gdy będą "sanitariusze" zjawi się pewnie jakiś "lekarz". Ciągle zapominamy o Apostolstwie powszechnym do którego powołani jesteśmy wszyscy uczestnicy Kościoła. A my ciągle tylko o kościołach :(
KS
Konrad Sawicki
11 marca 2014, 10:42
ad. Andrzej - tak, to prawda. W przywołanym cytacie papież zwraca się co prawda bezpośrednio do księży, ale tak naprawdę metafora szpitala polowego dotyczy nas wszystkich. Bo - jak również uczy Franciszek - każdy z nas jest i uczniem, i misjonarzem.