Nie tylko pedofilia zadaje dzieciom rany

(fot. depositphotos.com)
Szymon Żyśko / DEON.pl

W jednym z przedszkoli znajoma nauczycielka zapytała grupę 6-latków, co w sobie lubią. Dzieci zaczęły chwalić się tym, co potrafią i czego już dokonały. To samo pytanie zadała grupie czterolatków. Oni najczęściej odpowiadali: "za kręcone włosy", "za brązowe oczy", "bo jestem kwiatuszkiem tatusia".

W globalnej i lokalnej walce z pedofilią łatwo zapomnieć, że dzieci krzywdzi nie tylko czynienie z nich obiektów seksualnych przez dorosłych, choć niewątpliwie jest to jedna z największych zbrodni przeciwko nim. Dorośli zbyt często odbierają im świat, w jakim sami mieli przywilej wzrastać.

Jeszcze dwadzieścia - trzydzieści lat temu przynajmniej pozwalano nam dorastać we własnym tempie - mieliśmy dzieciństwo. Dziś panuje raczej moda, żeby dziecko wyprzedzało nie tylko rówieśników, ale również rywalizowało ze sobą samym. Nie pozwala mu się na słabość, przeciętność; często nastawia krytycznie do jego własnych ograniczeń, bo przecież może być kimś innym, lepszą wersją siebie. Niestety psychika dzieci nie nadąża za oczekiwaniami rodziców i społeczeństwa. Dorosłe dzieci - lecz nie dojrzałe - coraz częściej próbują odbierać sobie życie, które je zwyczajnie przerasta. Według statystyk prowadzonych przez Komendę Główną Policji w 2018 roku samobójstwo próbowało popełnić 746 nastolatków w wieku 13-18 lat i 1143 osoby w wieku 19-24 lat. Nie ma się co pocieszać tym, że jednocześnie zwiększa się odsetek odratowanych młodych. Istotą problemu nie jest bowiem poziom usług medycznych nad Wisłą. Pytanie, dlaczego w ogóle młodzi ludzie w Polsce chcą się zabijać. Według raportu fundacji "Dajemy Dzieciom Siłę" Polska jest pod tym względem na drugim miejscu w Europie.

DEON.PL POLECA

"Zajmij się sobą"

Kilka dni temu, jadąc wieczorem tramwajem, moją uwagę zwrócił chłopiec, który na oko miał jakieś 10-11 lat. Krótkie spodenki, hulajnoga pod ręką i czapka z daszkiem, a obok plecak wypchany do granic możliwości, futerał z jakimś instrumentem, spora torba z zakupami spożywczymi i topowy smartfon, w którym zanurkował chwilę po wejściu do tramwaju. Wyrwał go dopiero dźwięk połączenia. "Mama wróci jutro, będę późno. Masz zakupy?… Zrób sobie śniadanie, wcześnie wychodzę... Nie graj za długo" - słychać było dość wyraźnie głos ojca. Po kilku przytaknięciach chłopiec zwiesił głowę i wrócił do grania. Po drodze przegapił swój przystanek, co było widać, gdy zaklął. Ta sytuacja jest symptomatyczna dla tego, przez co dziś przechodzi nasze najmłodsze pokolenie pozostawione zbyt często same sobie i zmuszane do uczestniczenia w wyścigu dorosłych. Dzieci ponoszą konsekwencje przyspieszenia, w jakie wprawiliśmy świat. Stają się współrodzicami, a bywa i tak, że ich zastępują na pełen etat.

Niestety rośnie nam pokolenie, które choć jest zaradne życiowo, to zupełnie nie radzi sobie z własnymi emocjami. W jednym palcu ma obsługę kalendarza i aplikacji pomagających optymalizować efekty pracy, ale gubi się w uczuciach. Pokolenie, które będzie wiedziało, na co je stać w życiu zawodowym, ale nie pozna swoich "możliwości" w kochaniu. Wyznające w życiu zasadę "no limit" i w imię tego samego braku granic pozwalające krzywdzić się za cenę akceptacji. O tym, co czują, nie dowiesz się z rozmowy, ale z instagramowych zdjęć opatrzonych hasztagami.

Oczywiście takie pokolenie wyrośnie, o ile dzisiejsze dzieci w ogóle dożyją swojej dorosłości. Statystyki samobójstw to nie jedyne, co powinno nas martwić. W marcu lekarze i rodzice zaalarmowali, że psychiatria dziecięca w Polsce jest w krytycznym stanie. Już rok wcześniej temat ten podnosił Rzecznik Praw Dziecka, ale przeszło to bez echa. Brak wykwalifikowanego personelu oraz miejsc na oddziałach przy jednoczesnym wzroście zachorowań wśród najmłodszych sprawił, że na jednym z warszawskich oddziałów szpitalnych dzieci po próbach samobójczych i z depresją zamiast do sali trafiały na dostawki w korytarzu i materace na podłodze. To nie jest przestrzeń, w której osoba chcąca umrzeć może odzyskać zdrowie i poczuć się przyjętą (zaakceptowaną).

4-latkowie mają nam coś ważnego do powiedzenia

Nie chcę pomstować na współczesność. Jest jednak coś niepokojącego w tym, że z dzieci próbuje się zrobić dorosłych. Spadają na nie dziś ciężary, z którymi nie radzą sobie rodzice, wychowawcy i państwo. Wchodzą w świat dorosłych przedwcześnie zupełnie pokiereszowane przez życie, toksyczne relacje i uzależnienia. Niszczy je obojętność dorosłych, która w zależności od szerokości geograficznej przyjmuje różne oblicza: wojny, wydawania siłą za mąż, wcielania do bojówek, głodu, bezdomności, przemocy domowej i rówieśniczej, alkoholu, narkotyków… ale i nowych technologii, presji osiągania sukcesów, zorientowania na wyniki, aż po zwyczajny brak czułości.

Skąd zatem kryzys? Dotyczy on przede wszystkim dzieci, których nikt nigdy nie przedstawił sobie samym, więc trudno od nich wymagać, że znają i kochają siebie. Ich wewnętrzne "ja" jest kimś zupełnie obcym - zbyt często znienawidzonym. Nikt im nie powiedział, że ich wartość wynika przede wszystkim z tego, że są i nie muszą zasługiwać na miłość. Swojej tożsamości i odpowiedzi na to co przeżywają, poszukują coraz częściej w wirtualnym świecie z dala od dorosłych. Szukają w sieci nie tylko rówieśników i gier, ale również seksu, przemocy i ekstremalnych doznań. Według Rzecznika Praw Obywatelskich dziś już 43 proc. z nich ogląda tzw. patosreaming. Młodzi sprawdzają, jak bardzo można nagiąć granice, w nadziei, że odnajdą własne. Wszystko po to, żeby choć trochę poznać siebie. Wydaje im się, że wtedy mogą coś o sobie powiedzieć, jeśli wiedzą, na ile ich stać.

W jednym z przedszkoli znajoma nauczycielka zapytała grupę 6-latków, co w sobie lubią. Wszystkie odpowiedzi dotyczyły sprawczości i sprawności, dzieci chwaliły się najczęściej za to, co w oczach rodziców uchodziło za wartościowe, a niektóre miały już udokumentowane pierwsze osiągnięcia. To samo pytanie zadała grupie czterolatków. Oni najczęściej odpowiadali: "za kręcone włosy", "za brązowe oczy", "bo jestem kwiatuszkiem tatusia". To naprawdę daje do myślenia. Przez dwa lata dokonuje się w nich całkowite przewartościowanie, wcale nie na lepsze.

Dziadkowie: db+; rodzice: "pała"

Dzieciom coraz trudniej spotkać się z rodzicami. Bywa, że ponad połowa ich kontaktów jest również utrzymywana w sposób wirtualny za pomocą telefonów i Facebooka. Z dziećmi się nie rozmawia, do dzieci się mówi, a obecny rozwój technologii sprawia, że to jeszcze łatwiejsze niż kiedyś. Jeśli już dochodzi do rozmów, najczęściej dotyczą one zawiedzionych oczekiwań, słabych ocen i problemów wychowawczych. Większym wsparciem dla nich okazują się często dziadkowie niż rodzice. To, co bywa nazywane rozpuszczaniem wnuków, tak naprawdę jest bezkompromisową akceptacją i bezgraniczną miłością, do której dzieci lgną i której potrzebują. Zdobywają dzięki nim najcenniejsze informacje o sobie - jestem pięknym człowiekiem, akceptowanym, moja słabość mnie nie przekreśla, moje zdolności nie mówią o mnie wszystkiego.

Tym, czego brakuje dzisiaj dzieciom, jest czas. My go mieliśmy znacznie więcej. Zmiany, które się w nas dokonywały, były ewolucją, a nie rewolucją. Dzień Dziecka to doskonały pretekst, żeby zacząć budować więź. Żaden, nawet najlepszy gadżet nie może się równać z czasem poświęconym dziecku. Bez oczekiwań, bez odmierzania go, bez dawania do zrozumienia, że musieliśmy coś poświęcić dla tego wspólnego wyjścia. A po całym dniu pełnym emocji warto po prostu usiąść i zapytać: "jak się dziś czujesz?", "czy jest coś, o czym chciałbyś bardzo porozmawiać?" i "kocham Cię" - bez żadnego "ale". Dzieci bardziej od gadżetów rozwijających ich zdolności, potrzebują rodziców i przestrzeni do bycia dzieckiem, które rozwijają ich poczucie wartości i wrażliwość. Sami zobaczcie, co je cieszy najbardziej:

Jest radość???? ????

Opublikowany przez Tata w budowie Środa, 29 maja 2019

Szymon Żyśko - dziennikarz i redaktor DEON.pl, opiekun blogosfery blog.deon.pl. Autor książki "Po tej stronie nieba. Młodzi święci". Prowadzi autorskiego bloga<<

Dziennikarz, reporter, autor książek. Specjalista ds. social mediów i PR. Interesuje się tematami społecznymi.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nie tylko pedofilia zadaje dzieciom rany
Komentarze (9)
S
strzelec514
3 czerwca 2019, 09:30
"Nie tylko pedofilia zadaje dzieciom rany" I to jest smutna prawda. Zachwyty nad "tysiącami wspaniałych rzeczy" jakie dzieją się wśród nas, potwierdza tylko, że zło, także jest na początku bardzo miłe w dotyku w głaskaniu i konsumowaniu. Gdy matka jedynaka ubolewała nad tym, że dają pieniądze do rodzin wielodzietnych, gdzie bywają patologie, wyraziłem opinie, że większe patologie są w rodzinach rozpieszczonych jedynaków, którym nie stawia się żadnych barier w żadnej dziedzinie, a jedynym celem jest dojście wyzej niż inni i zdobywanie dóbr materialnych, co często kończy się opłakanym skutkiem. Oczywiście, była zbulwersowana moją uwagą. Gdyby miała rację, to jej dziecko byłoby nauczone przede wszystkim obowiązków, gotowości do rezygnacji w razie potrzeby ze swoich pragnień, umiejętnością dzielenia się swoim posiadaniem, wyżeczenia się własnej kariery dla drugiej osoby. Tych cech nie ma wogóle w procesie wychowania dzieci. Jednym z takich przykładów w pełnej rodzinie, gdzie są obecni dziadkowie, rodzice, wnuki, ciocie, kuzyni - niekoniecznie w jednym domu, ale bliskości sąsiedzkiej, jest poczucie bezpieczeństwa, miłości i powinności wobec swoich bliźnich.  Oczywiście, że jest także wspaniała młodzież w Lednicy, na uczelniach, tylko czy ci, przyzwyczajeni do beztroskiego życia, bez obowiązków, bez ograniczeń, będą gotowi przyjąć wyzwania kapłaństwa, małżeństwa, rodzicielstwa, gdy przyjdzie choroba, nawet chwilowy niedostatek, czy niedoskonałość małżonka?  Gdy nad rodzinami, małżeństwami czuwali dziadkowie, nie rozwodziło się co trzecie małżeństwo, dzieci się rodziły i wzrastały w poczuciu miłości i powinności, co dawało im siłę na póżniejsze lata. Pod takim tekstem, nie oczekuję wielu polubień, bo takie życie wymaga wyżeczeń - choć w perspektywie czasowej przynosi dobre skutki.
A
Ann.
3 czerwca 2019, 00:53
Bardzo ważny tekst! I dobrze, że się znalazł na tej stronie.  Problemów niestety będzie jeszcze więcej, bo coraz więcej małżeństw się rozpada, więc wzrasta liczba dzieci z rozbitych rodzin, którym tym trudniej bedzie kiedyś zakładać własne rodziny.    Brakuje w kazaniach w kościołach przypominania takich podstawowych spraw, które przecież są wyrazem miłości bliźniego: obowiazku rozmowy w rodzinie, słuchania drugiej osoby, dyskutowania, dawania swojego czasu dzieciom, pomocy w rozwiązywaniu problemów itp.     Brakuje poradni rodzinnych przy parafiach. Kursy przedmałżeńskie to za mało.       Młode mamy pisały wielokrotnie na tym portalu, jak im trudno w macierzyństwie - to też znak czasów, że najczęściej są bez wsparcia rodziny, często także bez doświadczenia opieki nad młodszym rodzeńswem - skąd mają czerpać wzorce wychowywania dzieci?      Do tego własne doświadczenia z dzieciństwa też bywają różne- przerażające jest na przykład to, jak wielu katolików akceptuje bicie dzieci. 
2 czerwca 2019, 22:58
Ciekawa jestem jak  za 20 lat będzie wyglądało  pokolenie babć i dziadków. Czy babcie będą piekły ciasta, robiły przetwory, uczyły wnuczki robić swetry na drutach, albo jak wyhaftować serwetkę czy przeszyć zasłonki na maszynie, a dziadkowie zabiorą na ryby i pokażą jak skleić model samolotu czy statku ze sklejki, albo jak zrobić budkę dla ptaków. Czy to ma szanse przetrwać, oto jest pytanie.
S
strzelec514
2 czerwca 2019, 11:18
"Dziadkowie db+; rodzice: pała"                                           Dziękuję za ten fragment, bo to jest stan, który od przynajmnie półwiecza rozwala rodziny i rozwala Kościół. Koścół, to nie tylko duchowieństwo, ale przede wszystkim dziadkowie zaopatrzeni w życiową mądrość, często wtrącają się w w sprawy młodych, do czego upoważnił ich Chrystus: Poróżnię ojca z synem, teściową z synową(...) Jeżeli kochasz bardziej swojego syna niż mnie, nie jesteś mnie godzien... Tak to Jezus widzi rolę dziadków w rodzinie, a księża ku uciesze młodych dorosłych dzieci, chcieliby raczej odsunąć ich najlepiej o setki kilometrów. Księża przekazują dzieciom wiedzę, a wiarę przekazuje babcia, trzymająca na kolanach wnuka, od maleńkości ucząca go znaku krzyża i mowiąca o Bogu. To babcia pyta odwiedzających ją wnuków, czy potrafi się przeżegnać i odmówić krótki paciorek.To dziadkowie tonują ( "wtrącają się") dorosłe dzieci i wskazują na prawdziwe wartości. Gruzińska rodzina mieszkająca w Warszawie , pytana czego im najbardziej brakuje, odpowiada, że nastoletnie wnuki wychowane bez miłości dziadków, to masakra. A u nas co się zaleca: nigdy nie pytaj o radę rodziców, tylko przyjdź do poradni, psychologa, spowiednika. W tej rzeczywistości wyrośli także księża, którzy się mocno pogubili. Bez miłości dziadków, która nie oczekuje niczego w zamian, rośnie pokolenie nie widzące sensu życia. Dziecko wychowywane od maleńkości przez nianie, przedszkolankę, pedagogów, psychologów, nie zostanie napełnione miłością i wartościami.
1 czerwca 2019, 23:30
Pani Natalio, ma pani rację, tu się za często smutno patrzy i to w szczególne dni. Mam takie samo spostrzeżenie. Wczoraj smutna genderowa Zuzanna (w święto Nawiedzenia NMP, spotkania dwu wspaniałych kobiet, które nie lamentowały nad swoim powołaniem, ale potrafiły je wspaniale wypełnić), a dziś smutno o dzieciach. Dla mnie jest to politpoprawny lemingowy przekaz: wykazać, że w ten kraj wszystko jest nienormalne, gniotące człowieka, Kościół nieporadny wobec zła. A że dzieje się wokół tysiące wspaniałych rzeczy, że więcej dzieci może jechać na wakacje, zmniejszyła się wśród nich bieda, to lepiej o tym cicho. I tak dziwię się, że się ukazało wspomnienie o Lednicy. Symptomatyczne jest to, że jakoś informacja o oszuście Lisińskim szybko zniknęła (trzeba jej szukać przez wyszukiwarkę), a dzisiejsza o fałszywym oskarżeniu księdza przez tego pana dla 30 tys. nawet się nie pojawiła. To cechy "obiektywizmu" DEON-u... niestety.
N
natali.swiderska
1 czerwca 2019, 23:09
Zauważyłam na Deonie pewne zjawisko, nie wiem jak je nazwać: przekora? Jest dzień ojca napiszmy o ojcach katach, którzy nie zasługują na laurkę, jest dzień dziecka napiszmy o dziecięcych samobójstwach. Nie chodzi o to by tych tematów unikać, to bardzo ważne tematy, ale czemu akurat w dni kiedy ludzie chcą się wreszcie cieszyć, złapać chwilę oddechu od złych wiadomości? Tak bardzo nam tej radości w codziennej gonitwie brakuje, także nam rodzicom na jedynkę- jak napisałeś Szymonie. Bardzo cenię twoje artykuły, ale dzisiejszy jest dla mnie trudny w odbiorze.   Tak się zastanawiam, skąd biorą się rodzice na jedynkę skoro ich dzieci mają takich wspaniałych dziadków? Kto ich tak wychował, kto im zaszczepił taki system wartości, że czas spędzony z dzieckiem przegrywa z czasem poświęconym pogoni za kasą czy życiem towarzyskim? Czy ci dziadkowie na dobry z plusem mają powód do dumy, że są bardziej czuli, odpowiedzialni i troskliwi i są lepszymi rodzicami niż ich własne dzieci? Myślę, że ocena, którą wystawiłeś jest niesprawiedliwa. Poza tym dotknąłeś bardzo drażliwej kwestii, odwiecznego konfliktu między rodzicami a dziadkami o to kto lepiej zajmuje się dziećmi. To konflikt, który występuje w wielu rodzinach i bywa źródłem głębokiego cierpienia. Znam wielu wspaniałych rodziców, którzy na wsparcie dziadków nie mają co liczyć a słyszą mnóstwo krytycznych uwag pod swoim adresem. Czasem przez takie relacje małżeństwa się rozpadają... wynosić dziadków na piedestał kosztem rodziców to bardzo ryzykowny zabieg.
Szymon Żyśko
2 czerwca 2019, 12:12
Natalio, nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś napisała inny tekst. W którym spojrzysz zupełnie inaczej na dzień matki-ojca-dziecka. Ten tekst jest trudny, ale potrzebny. Przestańmy dzieciom odbierać dzieciństwo, a dzieje się to już na masową skalę. Różnica pomiędzy dziadkami a rodzicami polega na tym, że oni znają już wartość błędów, które popełnili i stać ich tylko na bezkompromisową miłość. Nikt dziadków nie wyniósł na piedestał - to już twoja nadinterpretacja. Nie będę pisał o radości, kiedy widzę, że dzieciaki są zwyczajnie pogubione. Nie pisałem ani o wszystkich dzieciach, ani o wszystkich dziadkach, ani o wszystkich rodzicach. Ani tym bardziej o tobie, żebyś czuła się w jakiś sposób dotknięta tym tekstem.
Natalia Świderska
3 czerwca 2019, 00:41
Z tego by wynikało, że dojrzale kochać dzieci potrafią tylko dziadkowie, z tym tez się nie zgodzę, z doświadczenia widzę ,że dziadkowie na wnukach popełniają dokładnie te same błędy, które robili swoim dzieciom, wyśmiewają dzieci, porównują do innych mówiąc :"zobacz jaka z ciebie beksa a inne dzieci patrzą i się z ciebie śmieją", "nie becz jak będziesz duży będziesz mieć większe problemy" " o zobacz jak dziewczynka ładnie jeździ na rowerku, a ty nie potrafisz" itp.itd itd, codziennie chodzę na place zabaw i to słyszę. Może ich dzieci słysząc takie słowa nie nauczyły się nigdy akceptować siebie takich jakimi są, dlatego też nie potrafią akceptować swoich dzieci?...spawa jest złożona i nie można jej tak łatwo oceniać. 
23 lipca 2019, 14:18
Pani Natalio; mam dokładnie to samo wrażeni. Więcej mam nawet deja vu, że już to w jakimś publikatorze widziałem. Więcej nawet o czymś podobnym pisali MIstrzowie życia duchowego przestrzegając przed [erfekcjonistami, którzy każdej nawet najwznioślejszej sprawie są w stanie przypiąć łątkę "to jest beee"