Niełatwa sztuka upominania

Trudno upominać bliźniego, jeśli upominającemu zabraknie wewnętrznej zgody na okazanie przebaczenia. Nie chodzi jednak o pełną wyższości litość, ale sięgnięcie do źródeł, a więc do prawdy o Bożym miłosierdziu, którego przecież każdy z nas nieustannie doświadcza.

Benedykt XVI w tegorocznym orędziu na Wielki Post ocalił od niepamięci upomnienie braterskie. Trudna sztuka, ale, jak słusznie zauważa papież, jest to wyraz naszej troski o najwyższe, bo duchowe, dobro drugiego człowieka. Katechizm Kościoła zalicza upomnienie braterskie do uczynków miłosierdzia co do duszy, gdyż dzięki niemu druga osoba otrzymuje dodatkową szansę nawrócenia i duchowego wzrostu. To konkretna pomoc drugiemu w zbliżaniu się do Boga, w budowaniu relacji i Kościoła, nawet jeśli sama czynność upominania nie należy do najprzyjemniejszych zajęć dla żadnej ze stron.

Papież bardzo dobrze diagnozuje obecną mentalność "zakopywanego talentu". W imię egoizmu, lenistwa, a czasem lęków przesłoniętych szatką "szacunku wobec sfery prywatnej", tolerujemy dziejące się zło. Milczymy, patrząc na grzechy innych; udajemy, że nie widzimy, kiedy ktoś postępuje źle; nie korygujemy, gdy błędnie myśli. Lub dzieje się dokładnie na odwrót: z naszych ust płynie nieustanny potok krytyki, narzekania, wskutek czego zamieniamy się w agregat produkujący tony "moraliny" - jak ujął to Szymon Hołownia.

DEON.PL POLECA

Ta ostatnia postawa na ogół rodzi reakcję obronną utwierdzającą upominanego w jego zachowaniu, bo uderza w strunę przekory dźwięczącej tym donośniej, im dłużej ta osoba tkwi w swoim błędzie. Tymczasem, nie jest prawdą to, że nie da się odróżnić zła od dobra i "każdy ma swoją prawdę". Nikt też nie jest posiadaczem całej prawdy, a na pewno nie ma prawa używać jej do poniżania innych.

Jak więc upominać, by nie dogasić knotka o nikłym płomieniu i nie złamać trzciny nadłamanej? Kilka wskazówek odnajdziemy w papieskim orędziu. Po pierwsze, należy dostrzec drugiego. To spojrzenie, a w zasadzie wejrzenie z wyrozumiałością w drugiego, jest bezwzględnym warunkiem dobrego napomnienia. Uświadamia nam przede wszystkim, że tu chodzi o człowieka, o jego dobro, a nie o potwierdzenie bądź udowodnienie innym swojej mądrości i duchowej bądź erudycyjnej wyższości. Warto też przy okazji wejrzeć w siebie i skonfrontować się z obrazem własnej słabości.

Wejrzenie to pociąga za sobą także poznanie, że dobry i skuteczny komunikat dostosowuje się do odbiorcy, czyli jego zdolności poznawczych, sposobu komunikowania się, osobowości. Człowiekowi wrażliwemu wystarczy sugestia; osobie prostolinijnej trzeba wyłożyć kawę na ławę, a kogoś manipulującego otoczeniem należy przycisnąć do muru, żeby nie miał możliwości korzystania ze swoich gierek.

W upomnieniu kluczową rolę powinna odgrywać prawda i dobro drugiego. Często podczas takiej rozmowy wkrada się pokusa pójścia na łatwiznę - bo obawiamy się, że ta druga strona przestanie nas lubić; bo widać, że cierpi, bo czasem próbuje nas szantażować. Upomnienie nigdy nie będzie bezbolesnym doświadczeniem. Trzeba pozostać wiernym prawdzie, choć "z całą cierpliwością", jak napisał św. Paweł w 2 Liście do Tymoteusza. Tu chodzi nie o dobre samopoczucie, ale o nawrócenie, a więc dobro drugiej osoby. Konsekwencja i umiejętność umotywowania swojej postawy wydaje się tutaj decydująca.

Trudno upominać bliźniego, jeśli upominającemu zabraknie wewnętrznej zgody na okazanie przebaczenia. Nie chodzi jednak o pełną wyższości litość, ale sięgnięcie do źródeł, a więc do prawdy o Bożym miłosierdziu, którego przecież każdy z nas nieustannie doświadcza. Czasem doznana krzywda lub grzech drugiego są tak wielkie, że ze względu na niego samego nie jesteśmy w stanie odpuścić i wtedy pozostaje przebaczenie ze względu na Chrystusa i Jego krzyż. Dodatkowym argumentem jest to, że brak przebaczenia zamyka na Bożą miłość i niszczy więzi.

Jak już wspomniałam, correctio fraterna to ciężka potrawa. Aby strawić pyszną wołową pieczeń, popijamy ją winem. Podobnie upomnieniu powinna zawsze towarzyszyć zachęta do nawrócenia. Chodzi o wzmocnienie motywacji i wiary we własne możliwości, ukazanie celu, dla którego warto podjąć starania o zmianę. Najgłębszym źródłem zachęty jest przekonanie, które podał w swoim orędziu papież: dobro istnieje, jego gwarantem jest Bóg, a więc dobro zwycięży. Nie wolno poddawać się zniechęceniu, bo jako chrześcijanie jesteśmy wezwani do bycia ludźmi nadziei.

I ostatecznie to z niej wypływa męstwo potrzebne do korygowania postępowania braci i sióstr. Nadzieja jest również punktem oparcia dla nas, kiedy sami słyszymy upomnienie. Podjęcie decyzji o nawróceniu i zebranie jego owoców, potęguje w nas nadzieję. W ten paradoksalny sposób doświadczenie własnej słabości i zawrócenie z bezdroży, daje nam również mandat do upominania innych. I pomaga wybrać odpowiednią formę i porę, by dać innym bodziec do nawrócenia.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Niełatwa sztuka upominania
Komentarze (8)
A
Aura
14 lutego 2012, 13:25
Pięknie i dobrze napisany artykuł, tylko jak treść wcielić w życie? Pozdrawiam autorkę
EW
Elżbieta Wiater
14 lutego 2012, 09:55
 ~WSW Czytałam ten tekst, chociaż wolę sięgać do źródeł, czyli na strony Watykanu: http://www.vatican.va/resources/resources_crimen-sollicitationis-1962_en.html  I znalazłam w tym tekście dokładnie to, co napisałam w poprzednim poście: takie przypadki miały byc karane i to w określony sposób, z zachowaniem określonej procedury. Tyle, że w praniu wyszło, jak wyszło :/
W
WSW
14 lutego 2012, 02:39
~Elżbieta Wiater Chyba Pani mówi o czymś innym lub chciałaby Pani, by było tak, jak Pani wczesniej określiła. Instrukcje zawarte w tym dokumencie narzucaly tryb postępowania dokładnie odwrotny niż Pani "myślenie życzeniowe" Prosze zapoznać się z dokumentem. http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,676
EW
Elżbieta Wiater
13 lutego 2012, 19:30
~WSW W tamtym dokumencie nie ma mowy o uznaniu pedofilii za dobre dzialanie anie wezwania do nie robienia nic - księża tacy podlegali sądowi i mieli byc ukarani. Chodziło jedynie o to, by sprawy te rozstrzygnąć wewnątrz Kościoła, bez ich wynoszenia do sądów cywilnych. Inna rzecz, jak ten dokumnet był aplikowany w praktyce. 
W
WSW
13 lutego 2012, 15:48
~Elżbieta Wiater Crimen Solititationis... i tyle w temacie upominania kiedyś tych, co dziś mają procesy...
EW
Elżbieta Wiater
13 lutego 2012, 15:15
 ~Tikru Gdyby tych, którzy teraz maja procesy, we wlaściwym czasie upomniano i wyciągnęto wobec nich konsekwencje, nie byłoby dziś problemu.  A pamiętac o upomnieniu braterskim mamy wszyscy, nie tylko hierarchia. I nie polega ono, jak juz napisałam w tekście, na moralizatorstwie :)
T
Tikru
13 lutego 2012, 13:33
Trochę to trąca hipokryzją to napominanie braterskie. Z prostej przyczyny. Ostatnie czasy pokazują, ze "ustawowy upominacz" czyli Kościół Katolicki/Kościół - Matka w swoich progach jako gospodarzy, ma wielu księży i purpuratów godnych... upomnienia. I tu zaczynają się "schody", gdyż parafrazując "Pieśń nad Pieśniami" ("... kto upilnuje strażników?...") można zapytać: "Kto upomni upominaczy?" "Kto nauczy nauczycieli?" A że mamy strukturę hierarchiczną, to upomnienia idące oddolnie nigdy nie przedrą się ponad biurko proboszcza... Miało być pięknie a jest jak zwykle. A nawet nasz papież rodak, na samym początku pontyfikatu powiedział publicznie: "Jeśli się pomylę, to mnie poprawcie..." Pamiętacie?
J
jarek
12 lutego 2012, 11:32
"Papież bardzo dobrze diagnozuje obecną mentalność "zakopywanego talentu". W imię egoizmu, lenistwa, a czasem lęków przesłoniętych szatką "szacunku wobec sfery prywatnej", tolerujemy dziejące się zło" - niestety to prawda