O amerykańskiej studentce, krakowskim pijaku i ŚDM

(fot. PAP/EPA/Esteban Biba)

Właśnie w diecezjalnym waszyngtońskim tygodniku "Catholic Standard", 10 stycznia 2019, znalazłam obszerny reportaż o studentce, która w tych dniach wybiera się do Panamy na Światowe Dni Młodzieży. Będą to drugie w jej życiu.

W 2016 roku na ŚDM w Krakowie Hannah pojechała trochę przez przypadek. Skończyła 19 lat, niespodziewanie dostała sporą sumkę pieniędzy. Zastanawiała się: czemu by nie przeznaczyć ich na podróż do Europy, w Polsce mają być Światowe Dni Młodzieży... Pomysł trochę nie wiadomo skąd, bo Hannah - pochodząca z katolickiej rodziny nie mającej polskich korzeni ani koneksji - straciła wiarę w szkole. Dotarła do Krakowa.

Spotkanie młodych bardzo się jej spodobało, ale choć atmosfera była wspaniała i wszyscy dookoła niej promienieli radością, nie poruszyło to jej serca. Aż do przedostatniego dnia. Kiedy koło północy wracała do miejsca zakwaterowania, zobaczyła na ławce mężczyznę pijanego do nieprzytomności. Gdy starała się sprawdzić, czy jakoś nie trzeba mu pomóc, pojawił się młody rowerzysta. Dziwnym zrządzeniem losu był to Amerykanin, z drugiego krańca Stanów Zjednoczonych. Nie bardzo wiedzieli, co robić, kolega zaproponował, żeby odmówili "Zdrowaś Mario". Kiedy dowiedział się, że Hannah nie jest katoliczką, powiedział po prostu: "A co cię wstrzymuje?".

Zdziwiło to dziewczynę, bo zawsze w rozmowach z katolikami, kiedy mówiła, że nie wierzy, dostawała odpowiedź: "Z tobą coś nie tak, ale da się to naprawić". Tym razem szczerze odpowiedziała: "Po prostu się boję". Bo kiedy jej znajomi sprawnie wypowiadali formułki i popisywali się znajomością łaciny, czuła się onieśmielona i bezradna... Teraz nowo poznany mówił: "Nie przejmuj się. Liczy się przede wszystkim to, że Bóg jest i że ciebie kocha". Zaraz potem zaproponował, że może by chciała się wyspowiadać. Zaczęli szukać księdza. Znaleźli i Hannah obliczyła, że ostatnio spowiadała się jakieś osiem lat wcześniej. Na koniec kolega dał jej plastikową bransoletkę, a w telefonie dziewczyny wypisał: "Jezus kocha cię i poprowadzi. Nie zawsze łatwo być przy Nim, ale będzie pięknie". Rano, kiedy to wszystko wydało się jej nierealne, bransoletka zaświadczyła, że to nie był sen.

DEON.PL POLECA

Po powrocie do Stanów Hannah, studiująca w przylegającym do stolicy kraju stanie Virginia, zapisała się na kurs formacji wiary. Trafiła też do sanktuarium św. Jana Pawła II w Waszyngtonie, gdzie organizowano spotkania młodych uczestników Światowych Dni Młodzieży.

Zakochała się w tym miejscu. (Na marginesie przypomnę, że mozaiki w tej świątyni są dziełem tego samego artysty co w krakowskim sanktuarium św. Jana Pawła II, o. Marko Rupnika SJ). Miło młodą neofitkę zacytować: "Po Krakowie to moje najbardziej ulubione miejsce na świecie".

Postanowiłam przytoczyć tę historyjkę ze świadomością, że nie ma w niej błyskotliwych cudowności, żadnych sensacji ani wielkich czynów. Jest bezpretensjonalne świadectwo Bożej łaski. Wzruszyć może ta polska nuta, która tak wybrzmiała w sercu zagubionej dziewczyny. Hannah pewnie już jest w Panamie i czując się częścią sztafety miłości, może sprawi, że światełko jej nowego życia, zapalone koło smutnej ławki w pięknym dalekim mieście, przyda się komuś innemu.

Joanna Petry-Mroczkowska - z wykształcenia doktor filologii, z praktyki kulturoznawca. Eseistka, krytyk literacki, tłumaczka. Autorka kilkunastu książek, w tym Feminizm - antyfeminizm. Kobieta w Kościele. Ostatnio wydała "Bóg, islam i ojczyzna. Opowieść na stulecie śmierci bł. Karola de Foucauld" (Znak 2017)

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

O amerykańskiej studentce, krakowskim pijaku i ŚDM
Komentarze (2)
JK
Jan Kowalski
26 stycznia 2019, 22:20
Ładne opowiadanie, takich świadectw jest więcej, tyle, że nie zawsze są one medialne, nie dostarczają adrenaliny... nawet fakt, że pod tym artykułem nie ma komentarzy świadczy o tym, że adrenalina jest dziś królową sieci; komentarze sa tam gdzie jest wojenka. Tacy jesteśmy.
AK
Anna K
27 stycznia 2019, 18:24
No właśnie. Polubień też nie ma zbyt wielu. A przecież takie właśnie, jak opisane tu, sytuacje, rodzą wiarę i miłość, czyli są najważniejsze. Pozdrawiam!