O kłopocie z pracą w niedzielę

(fot. shutterstock.com)

Stworzyliśmy sobie świat, w którym aby jedni odpoczywali, inni muszą pracować. To zasadniczo zmienia postrzeganie niedzieli i pracy. Ale czy za tym nadążamy?

W Sejmie przeszła ustawa o stopniowym ograniczeniu handlu w niedzielę. Docelowo, za trzy lata, zostanie wprowadzony całkowity zakaz sprzedawania i kupowania w dni świąteczne.

Myślę, że to dobry krok we właściwym kierunku. Uważam, że możemy powoli nauczyć się obchodzić bez zakupów w niedzielę, choć zapewne niektórych z nas będzie to bolało. W ubiegłe wakacje spędziłem dwa tygodnie we Francji, gdzie już chyba mało komu przeszkadzają zamknięte sklepy w niedzielę. Ale przyznam, że parę razy się zdenerwowałem, że nie mogłem podczas drogi pielgrzymiej kupić bułki. Następnej soboty kupiłem jedzenie na zapas.

DEON.PL POLECA

Niemniej, wydaje mi się, że przy całej debacie nad tą ustawą nieco przeoczono szerszy kontekst społeczno-kulturowy i wskutek tego tylko połowicznie rozwiązano problem. Jeśli celem zakazu jest umożliwienie pracownikom handlu spędzenie czasu z rodziną, uczestnictwo we mszy świętej i odpoczynek, to przecież handel jest tylko jednym z sektorów pracy w niedzielę. Znacznie więcej ludzi musi lub chce pracować w dzień świąteczny.

Zarówno duszpasterzy jak i wiernych ta sytuacja stawia przed coraz większym dylematem moralnym. Nie żyjemy już w prostych społeczeństwach agrarnych jak w Izraelu, gdy wprowadzono szabat. Zapominamy, że stworzyliśmy sobie świat, w którym aby jedni odpoczywali, inni muszą pracować. Przyczynił się do tego postęp, ale i pojawienie się wielu nowych potrzeb, których społeczeństwa mniej rozwinięte po prostu nie posiadają albo o nich jeszcze nie wiedzą. Część tych potrzeb tworzy reklama i wybujały konsumpcjonizm.

Wskutek tego zmienił się diametralnie sposób przeżywania niedzieli. Dla wielu ludzi tylko nieznacznie ten dzień różni się od dnia powszedniego. Dlatego również różnica między pracą konieczną i niekonieczną w niedzielę jest dzisiaj trudna do określenia. Oprócz ludzi, którzy muszą pracować w niedzielę, bo pełnią służbę publiczną w takich instytucjach jak policja, szpitale, straż, komunikacja, mamy jeszcze pracowników kin, teatrów, mediów, uniwersytetów, portali internetowych, kawiarni, restauracji, basenów, hoteli, wyciągów narciarskich i wiele innych miejsc, w których w niedzielę jedni ludzie spędzają czas wolny, a inni zarabiają na życie. Nie posiadam dokładnych danych, ale przypuszczam, że ilość osób pracujących w niedzielę przekracza parę milionów. Co do zasady więc nieprawdą jest, że pracują tylko pracownicy supermarketów. Inni też. A spośród nich nie wszyscy pracują, ponieważ muszą, lecz wielu z nich chce pracować, wiedząc, że w tygodniu będą mieli zdecydowanie mniej klientów. Poza tym, takie jest społeczne zapotrzebowanie.

Większość mieszkańców Rwandy nie słyszała o tym, że istnieje kawiarnia czy kino. W rozwiniętych społeczeństwach już nie wyobrażamy sobie, żeby mogło być inaczej. Dlatego też lista prac "niekoniecznych" wydłużyła się niemiłosiernie.

Rodzi się więc pytanie, co dzisiaj jest konieczne w niedzielę. Takiej refleksji brakuje w kręgach kościelnych. Nabieramy wody w usta. Czy wyjście do kina, basen lub wizyta w restauracji jest potrzebna? Czy nie można się bez nich obejść? W sensie absolutnym można, ale z drugiej strony pozbawilibyśmy się często pewnego dobra. Tyle że ktoś inny musi nam to dobro dostarczyć, zaoferować. Owszem, pracownicy tych sektorów mają dzień wolny zamiast niedzieli, ale dla wielu z nich niemożliwością jest uczestniczenie we mszy św. niedzielnej, nawet w sobotę wieczorem, czy spędzenie czasu z rodziną. Trwa to nieraz miesiącami czy latami. Niektórzy się z tego spowiadają i w sumie nie wiadomo, co im na to powiedzieć. Jak więc ci ludzie mają zachować przykazanie o udziale we mszy świętej? Czy powinni się zwolnić z pracy? Tolerujemy więc ową niemożliwość, nieco bezradnie wzruszając rękami. Ale problem pozostaje, ponieważ handel niedzielny jest tylko wierzchołkiem góry lodowej. Dobrze, że już go zauważyliśmy. Jednak trzeba jeszcze zajrzeć głębiej.

Dariusz Piórkowski SJ - rekolekcjonista i duszpasterz. Pracuje obecnie w Domu Rekolekcyjnym O. Jezuitów w Zakopanem. Jest autorem m.in. Książeczki o miłosierdziu.

Rekolekcjonista i duszpasterz. Autor książek z zakresu duchowości. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

O kłopocie z pracą w niedzielę
Komentarze (6)
AB
Aleksander Borowski
2 grudnia 2017, 22:27
Wskutek tego zakazu 20 tys. ludzi straci pracę.Dobrze ,że  jest koniunkura i większość znajdzie jakąś inną.Dla ubogich ludzi dodatkowa praca w niedzielę jest pracą konieczną.Co z tego,ze można odpoczywać niedzielę skoro dokucza np.głód albo chłód.Pomódlmy się za tych ,których ten zakaz pracy w niedzielę skrzywdzi,pozbawi części dochodów i narazi na cierpienie ich rodziny. Talibowie w Afganistanie zakazali pracy zarobkowej kobietom.Zapewne też troszyli się o życie rodzinne.Dobrze ,że posłowie w Polsce są mniej radykalni i bardziej miłosierni.
27 listopada 2017, 18:29
Bo ma być tak jak za PRL-u, powrót do 8-letniej podstawówki jest kolejnym oprócz zakazu handlu w niedzielę przykładem. Kolejnym krokiem będą kartki na mięso, słodycze, cukier i alkohol. Potem 2 kanały w telewizji, a o 22-ej wszyscy grzecznie w domkach palulu, paciorek i spać.
Z
Zbyszek
27 listopada 2017, 19:11
A powrotem do hitleryzmu są kampanie antynikotynowe. Aż strach się bać :D
27 listopada 2017, 19:19
Racja, jeszcze kartki na papierosy.
MR
Maciej Roszkowski
2 grudnia 2017, 21:12
Zdania o przyszłości nie są prawdziwe, ani fałszywe. Są prawdopodobne.
KJ
k jar
27 listopada 2017, 12:43
Wątpię,czy w tej debacie chodzi jedynie o styl życia:przecież to najbiedniejsi pracują w galeriach handlowych i ci sami ludzie z tych galerii korzystają,bo ich na kino w weekend czy basen nie stać. Chodzenie po galeriach handlowych,oglądanie,przymierzanie,dotykanie świata,który jest dla nas niedostępny,bo nas nie stać stało się sportem narodowym Polaków.Zamknięcie galerii tylko połowicznie problem rozwiąże: dla biedoty oprócz pracy nie ma innych rozrywek. Zostaje ksiązka z biblioteki (jak jest),telewizja i Internet. Rzeczywisty problem dotyka właśnie tego aspektu:podziału na biednych i bogatych, na tych, którzy mogą sobie pozwolić na różne rozrywki kosztem chodzenia po galeriach z rodziną i na tych, którzy zostaną w niedzielę w domu:pójdą do kościoła,potem może zjedzą obiad (jeśli weźmiemy pod uwagę, ile kosztuje zestaw obiadowy w restauracji w galerii i ile ten sam obiad niedzielny kosztuje dla rodziny stołującej się w domu, to może jest oszczędność, ale niewielka), przejdą się może po parku lub ulicach miasta,obejrzą telewizję i koniec. Biedota ma ograniczone możliwości korzystania z dóbr kultury (muzea jedynie wielkich miastach są w niedzielę za darmo i to nie wszystkie) i to jest problem.