Ochrona życia? Skupianie się tylko na zakazach to za mało

(fot. shutterstock.com)

Nie możemy nieustannie rzucać się na naszych przeciwników i mówić o nich, że są mordercami. To potęguje tylko wzrost niepotrzebnych emocji i nie sprzyja żadnemu dialogowi, bardziej przyczynia się do budowania murów.

Do naszej debaty społecznej co jakiś czas powraca temat przepisów dotyczących ochrony życia nienarodzonych. Jedni chcą ich zaostrzenia, inni opowiadają się za liberalizacją. Temat jest gorący i budzący ogromne kontrowersje. Od listopada 2017 roku leży w Sejmie obywatelski projekt ustawy, który zakłada usunięcie z ustawy przesłanki zezwalającej na aborcję z powodu wykrycia u płodu ciężkiej i nieodwracalnej choroby. Rok temu wniosek o uznanie tej przesłanki za niezgodną z konstytucją złożyła w Trybunale Konstytucyjnym spora grupa posłów. Ale obie propozycje utknęły. Projekt obywatelski wciąż jest w sejmowych komisjach, a Trybunał do dziś nie wyznaczył terminu rozprawy w sprawie wniosku parlamentarzystów.

Inicjatorzy obu propozycji co jakiś czas próbują się przypominać. Katolickie środowiska prolife wystąpiły przed kilkoma dniami z apelem o pilne zajęcie się projektem obywatelskim, a posłowie napisali list do prezes Trybunału, by w końcu wyznaczyła termin rozprawy. Dodatkowo mamy też pikiety obrońców życia pod biurami poselskimi - głównie posłów PiS - i zapowiedzi, że jeśli partia tematem się nie zajmie, to może ponieść klęskę w przyszłorocznych wyborach. Na decydentach nie robi to jednak żadnego wrażenia. Patrząc realnie: w tej kadencji Sejmu nie ma już szans na to, by przepisy zmienić. Zmian, które mogą wywołać gwałtowne protesty społeczne nie przeprowadza się przecież na kilka miesięcy przed wyborami. A, wątpliwości co do tego, że protesty będą raczej nie ma. Wszyscy pamiętają co działo się jesienią 2016 r. gdy Sejm podjął pracę nad innym projektem w tej samej sprawie. Z politycznego punktu widzenia temat nie ma teraz prawa zaistnieć.

Co zatem robić? Czy grożenie posłom, że nie odda się na nich głosu w wyborach przyniesie jakiś skutek? Czy odwoływanie się do ich sumień ma jakikolwiek sens? Czy pikiety, różne wystawy antyaborcyjne osiągają swój cel? Śmiem twierdzić, że to rzucanie grochem o ścianę, a środowiska prolife straciły cenny czas. Stracili go także politycy, którzy we wspomnianym 2016 r. zapowiadali zmiany różnych przepisów tak, by liczbę legalnych aborcji w Polsce - bez nowelizacji ustawy o ochronie życia - ograniczyć.

DEON.PL POLECA


Zatrzymam się na chwilę przy punkcie drugim. Program "Za życiem" miał być wsparciem dla tych rodzin, w których przyjdzie na świat niepełnosprawne dziecko. Ów zasiłek miał być jedną z form zachęty dla tych matek, które chciały ciążę usunąć, by tego nie robiły. Rodziny miały otrzymywać m.in. jednorazowe świadczenia w wysokości 4 tys. zł. To zadziałało. W 2017 roku wypłacono 4100 takich świadczeń. Ale liczba aborcji z powodu ciężkiej wady płodu nie spadła jakoś wyraźnie. W 2016 r. było ich 1042, a w 2017 - 1035. Można zatem uznać, że pieniądze, choć ważne - zachętą do urodzenia chorego dziecka nie są. Potrzebny jest cały system, kompleksowego wsparcia. Psychologicznego, konsultacji, ukazywania innych niż aborcja możliwości, dobry system adopcyjny. Wręcz przebudowa obecnego systemu opieki społecznej, który jak kulał, tak kuleje. Skandalem jest to, że są takie województwa, w których nie ma domów pomocy dla samotnych matek, a te które są borykają się z ogromnymi problemami finansowymi i ledwo wiążą koniec z końcem. Politycy ponoć nad tym pracują, ale efektu na razie nie widać i trudno powiedzieć czy kiedykolwiek on będzie.

Wracam do organizacji prolife. Mam wrażenie - i nie jestem w tym odosobniony - że prowadząc walkę o ochronę życia nienarodzonych skupiają się one wyłącznie na mówieniu o zakazach. Może jestem mało uważny, ale w parze z taką narracją nie idzie promocja piękna życia. Skupiamy się wyłącznie na mówieniu o normach. W 1993 roku, gdy uchwalano obecnie obowiązującą ustawę, udało się spowodować to, że temat pojawił się w debacie publicznej. Jednak czy od tamtego czasu zrobiliśmy jakiś krok do przodu? Sondaże są jednoznaczne: większość Polaków choć uważa aborcję za zło, to jednak nie widzi potrzeby zmiany przepisów. Czy ktokolwiek zadał sobie pytanie dlaczego tak się dzieje? Czy przypadkiem nie zaniedbana została praca nad świadomością społeczną i przekonywaniem ludzi do przyjęcia naszego punktu widzenia?

Nie da się tego zrobić bez zakrojonych na dużą skalę kampanii informacyjnych m.in. w szkołach czy w mediach. Nie da się tego zrobić bez zmiany języka. Nie da się tego zrobić poprzez wystawy ukazujące zamordowane dzieci. Jeśli uznajemy, że aborcja jest złem, to - moim zdaniem - nie wolno zatrzymywać się tylko na postulatach dotyczących zmiany prawa, nie możemy wyłącznie mówić o zakazach, pokazywać zła. Nie możemy nieustannie rzucać się na naszych przeciwników i mówić o nich, że są mordercami. To potęguje tylko wzrost niepotrzebnych emocji i nie sprzyja żadnemu dialogowi, bardziej przyczynia się do budowania murów, a każdy okopuje się na swoich pozycjach. I przede wszystkim zatrzymujemy temat wyłącznie na poziomie politycznym.

Trzeba zatem zmienić taktykę i zacząć od promocji dobra. Inaczej wciąż będziemy z naszą dyskusją stać w martwym punkcie i nieustannie obrzucać się inwektywami.

Tomasz Krzyżak - autor jest dziennikarzem, kierownikiem działu krajowego "Rzeczpospolitej". W wydawnictwie WAM wydał: "Nie mam nic do stracenia - biografia abp. Józefa Michalika" oraz "Wanda Półtawska - biografia z charakterem"

Jest dziennikarzem, kierownikiem działu krajowego "Rzeczpospolitej". Absolwent kursu „Komunikacja instytucjonalna Kościoła: zarządzanie, relacje i strategia cyfrowa” na papieskim Uniwersytecie Santa Croce w Rzymie. W wydawnictwie WAM wydał: "Nie mam nic do stracenia - biografia abp. Józefa Michalika" oraz "Wanda Półtawska - biografia z charakterem"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ochrona życia? Skupianie się tylko na zakazach to za mało
Komentarze (6)
L
lecuk
2 grudnia 2018, 22:01
Problem jest fundamentalny: mamy dwa modele ruchu pro life w Polsce - jeden to tzw. "szkoła polska", którego twórcą był Walenty Majdański i o. Maksymilian Kolbe (1938), drugi to model, który w okresie transformacji ustrojowej został po 1993 przeszczepiony do Polski z USA, z innego systemu prawnego, z innej mentalności. W okresie PRL,gdy mieliśmy dość liberalne prawo aborcyjne,zwłaszcza po 1956, ruch pro life to była potęga, nie spotykana w żadnym innym kraju: żaden katolicki kraj nie sprawdził metody NPR tylko Polska w latach 1958-1967 (pamiętamy: Teresa Kramarek i tzw. "metoda polska"), żaden nie opracował własnej koncepcji ośrodków wsparcia dla samotnych matek (pamiętamy: Słupsk 1945 ks. Jan Zieja i Aniela Urbanowicz, potem Chyliczki Teresy Strzembosz i Słomniki Wandy Półtawskiej), żaden nie wykształcił modelu duszpasterstwa lekarzy (pamiętamy: ks. Edward Kosibowicz, Adam Czyżewicz, Henryk Beck, Izabela Wolfram, po wojnie ks. Jan Twardowski, Jolanta Massalska-Manteuffel, ks. Karol Wojtyła, Wanda Półtawska, itd.), żaden w końcu nie stworzył kulturowych i mentalnych podstaw do walki z aborcją (pamiętamy: Zofia Kossak-Szczucka 1943, potem Stanisława Leszczyńska i jej "Raport położnej z Oświęcimia, w końcu na podstawie tego "Oratorium Oświęcimskie" Jerzego Maksymiuka). Młode pokolenie nic o tym nie wie, nie uczy się tego ani w szkole, ani na katechizacji, odchodzą ostatni świadkowie tej potęgi polskiego ruchu pro life, została chyba tylko Wanda Półtawska. Zamiast tego mamy nowych idoli, których wykształciła inna ideologia pro life, obca naszym wzorom, naszej kulturze, naszym doświadczeniom. I mamy problem braku wiarygodności - za hasłami nie stoją czyny, nie stoi wieloletnie doświadczenie walki o każde ludzkie życie. Potrzeba debaty, w którym kierunku iść: za "szkołą polską" czy przeciw niej. To jest fundamentalne pytanie dla działaczy pro life w naszym kraju
2 grudnia 2018, 13:11
Przecież każdy świetnie wie, że wprowadzenie takiego zakazu nie spowoduje wzrostu urodzin takich dzieci, a wyłącznie wykreślenie takich aborcji z oficjalnych statystyk. Aborcję będą wykonywane albo nielegalnie w kraju, albo całkowicie legalnie za bliską granicą, w Niemczech, Czechach czy Słowacji. Tutaj chodzi tylko o umycie rąk, niech ta krew spadnie na kogoś innego. Za to nasze sumienia są czyste i czoła jaśniejące cnotą. Coś jak sławny w swoim czasie profesor Chazan. Kobiecie odmówił wykonania aborcji w zarządzanym przez siebie szpitalu, ale nie miał nic przeciwko temu, aby lekarz prowadzący ciążę wypisał skierowanie na aborcję do Szpitala Bielańskiego, co było i jest normalną praktyką.
KJ
Katarzyna Jarkiewicz
2 grudnia 2018, 21:30
Zupełne niezrozumienie problemu- prawo aborcyjne nie decyduje jednostkowo o zachowaniu konkretncyh osób, ono decyduje o zakresie odpowiedzialności państwa i jego instytucji za decyzje konkretnych osób. To,że ktoś dokona aborcji (nie mylić ze spędzaniem płodów - do aborcji potrzebna jest koncesjonowana placówka medyczna lub lekarz z uprawnieniami) zgodnie z prawem lub wbrew prawu nie podlega analizie ustawodawczej - nie można bowiem ludziom zakazać czynów, nawet złych etycznie,jeśli tego chcą (zasada: państwo nie jest stróżem sumień). Analizie ustawodawczej podlega jedynie dyspozycja placówek publicznej służby zdrowia i dyspozycja lekarzy zatrudnionych w tych placówkach na zasadzie umów prawnie uznanych na terytorium danego kraju. Prawo aborcyjne pojawiło się dopiero w świecie (po raz pierwszy w 1920 w Rosji Radzieckiej),kiedy powstała publiczna służba zdrowia,kiedy państwa zaczęły opracowywać własną politykę populacyjną (w Polsce pierwszy zrobiłto rząd Witosa w 1921) i zaczęły prawem sterować reprodukcję. Aborcja jedynie do tego służy: steruje ideologicznie społeczeństwem,żeby zachowywało się w kontekście reprodukcji tak a nie inaczej. I skuteczność takiego prawa jedynie tym się mierzy, a nie indywidualnymi wyborami
4 grudnia 2018, 12:22
Średnio rozumiem o co chodzi. Prawo mówi wyraźnie: - Aborcji może dokonać tylko lekarz. - Lekarz może dokonać aborcji tylko w określonych przypadkach. W pozostałych przypadkach jest to przestępstwo podlegające karze. Prawo tylko wyklucza ukaranie matki bez względu na okoliczności.  Więc to nie jest wyłącznie moralna deklaracja, ale przepisy karne na równi z innymi przestępstwami. Oczywiście, każdy wie, że to fikcja, gdyż aborcję można bez problemu wykonać, zaś liczba postępowań z tego tytułu jest na poziomie 100-120 rocznie, więc znikomy procent nielegalnych aborcji bez względu na to jak liczyć.
TK
Ter Ka
1 grudnia 2018, 23:32
@Pawelo, Proszę się nie oburzać. Redaktor odnosi się do tego, co jest widoczne w przestrzeni publicznej, co rzuca sie w oczy. Ja zresztą mam identyczne spostrzeżenia. Uważam ponadto, że organizacje prolife, jeśli już walczą o zmianę prawa, to niech walczą, ale nie o zakaz aborcji (wg mnie zakaz niczego nie zmieni, no, poprawi statystyki, ale ani jednego życia nie uratuje) a o prawo zobowiązujące państwo do wszechstronnej pomocy rodzinom z chorym przewlekle lub niepełnosprawnym członkiem a także do calkowitego przejęcia opieki w razie konieczności. Szczególnie to ostatnie może być skutecznym argumentem za urodzeniem chorego dziecka. Przecież oddanie dziecka do  placówki (dobrej i taniej) nie musi równać się z wyrzeczeniem się go. Rodzice mogliby brać udział w życiu i rehabilitacji swojego dziecka bez wyrzeczenia się własnego życia, pracy, rodziny, bez konieczności całkowitego poświęcenia się. Teraz urodzenie niepełnosprawnego dziecka to prawdziwie heroiczna decyzja, praktyczne skazanie siebie samego na dożywocie bez możliwości łaski. Możliwe wyłącznie w kochającej się rodzinie gotowej służyć pomocą. A co, jeśli przytrafi się samotnej matce? A co, jeśli właśnie na skutek decyzji urodzenia matka stanie się samotną matką? A co, jesli ma już więcej dzieci? Z czego będą żyć, jeśli opieka nad chorym dzieckiem spadnie na jedyną żywicielkę? Czy ruchy prolife pochylają się nad takimi sytuacjami? Dopiero, gdy mamy konkretne dobre odpowiedzi na powyższe pytania, możemy rozmawiać o ustawach. W odwrotnej kolejności na pewno nie uda się nic zmienić.
P
Paweł
30 listopada 2018, 22:18
Zachęcam redaktora do zapoznania się z działalnością Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka z Krakowa albo Fundacji Małych Stópek ze Szczecina. One naprawdę pokazują piękno życia. Każdego, nawet tego chorego, niepełnosprawnego.