Palenie książek nie ma wiele wspólnego z Ewangelią
Chciałem na Prima Aprilis zaplanować sobie jakiś żart, ale życie mnie ubiegło. Kilku księży w Polsce spaliło po niedzielnej Mszy świętej "Harry’ego Pottera" i "Zmierzch". Mógłbym nad tym nawet się zaśmiać, ale w rzeczywistości mnie to przeraża.
W jednej z gdańskich parafii spalono książki o młodym czarodzieju, kilka innych pozycji (w tym sagę "Zmierzch") oraz różne inne przedmioty. No dobrze, ale dlaczego akurat takie książki? Przecież elementy magiczne nie znajdują się tylko w sadze o młodym czarodzieju i trylogii o wampirach. Dlaczego w ognisku nie znalazł się Tolkien ze swoimi magami, Lewis z "Lwem, Czarownicą i Starą Szafą" albo Ursula Le Guin z "Czarnoksiężnikiem z Archipelagu"? Dlaczego płomienie ogniska musiały pochłonąć różową parasolkę z wizerunkiem Hello Kitty, słonie wykonane z porcelany (kiepsko się palą), maski z etnicznymi wizerunkami i sowę siedzącą na książkach? Gdzie w nich był szatan? Jakie zło wywołały? Od wczoraj szukam odpowiedzi na te pytania i trudno znaleźć mi jakiekolwiek konkrety.
Nie tak dawno rozmawiałem z byłym egzorcystą, ks. Sławomirem Sosnowskim. Powiedział słowa, które zapamiętam na długo: "Można odnieść wrażenie, że z Ewangelii, gdzie mowa jest o demonie wracającym z siedmioma innymi do posprzątanego mieszkania. Przypowieść zachęca do czujności. Trzeba pytać, na czym polega ewangeliczna czujność, czy rzeczywiście na «wychwytywaniu» podstępnej obecności złego w rzeczach, osobach, muzyce, gestach? Czujność ma uwrażliwiać na obecność Złego czy na działanie Boże i na własne nawrócenie? Ponadto obraz otwartej furtki sugeruje, że zły duch może wchodzić w nas, jak do pustego wnętrza. A przecież wierzymy, że jesteśmy świątynią Ducha Świętego i On zamieszkuje w nas najgłębiej".
I chyba zaczynam to lepiej rozumieć. Palenie książek jako duchowego zagrożenia to wyraz braku wiary w to, że w Kościele działają sakramenty, Duch Święty i ludzki rozum. To przekonanie o tym, że szatan czai się wszędzie i głównym zadaniem chrześcijanina jest unikanie jego działania. W takim myśleniu nie ma miejsca na mówienie o miłosierdziu Boga, o wielkiej mocy, jaką daje Chrzest Święty, o Bogu, który działa w Kościele i chroni przed złem. Szatan jest równy Bogu, więc trzeba się go bać i kropka. Wiem, że to pojedynczy przypadek, że jest w Kościele w Polsce dużo więcej normalnych i mądrych księży oraz świeckich. Problem w tym, że takie durne zachowania skuteczniej odpychają ludzi od wiary niż cała "czarna magia" razem wzięta. Przez takie wydarzenia Kościół nie będzie kojarzył się z pomocą, miłosierdziem, dobrocią i przebaczeniem, ale z głupotą, prostactwem i brakiem wyczucia.
Palenie książek to nie głoszenie Ewangelii i walka ze złem. To zabobonne podejście do religii i paradoksalnie współuczestniczenie w tym, z czym się walczy. Bo czy to przypadkiem nie magia właśnie przypisuje ponadnaturalne działanie przedmiotom? Czy myślenie magiczne nie kwestionuje ludzkiej wolności na rzecz klątw, przekleństw i czarów, które mogą robić z nami co chcą? Chrześcijaństwo przyniosło światu wolność od bycia zależnym od dobrych i złych bogów oraz ich kaprysów, pokazało Boga, który nie zsyła cierpienia na zasadzie "bo tak", ale oferuje miłość. Palenie książek to krok w przeciwną stronę i uznanie, że są przedmioty które mogą na nas wpływać nawet wtedy, kiedy tego nie chcemy.
Ks. Jarosiewicz (jeden z organizatorów spotkania) odniósł się do spalonych przez siebie książek i powiedział: "Marzy mi się taki czas, kiedy ludzie w proteście przeciw zabijaniu nienarodzonych dzieci, będą reagować choć w połowie tak gorliwie, jak na spalenie książek o magii…". To jest bardzo mało eleganckie tłumaczenie, bo używa tematu aborcji i ludzkich dramatów do bronienia nieprzemyślanej akcji, która (jak widać w komentarzach w sieci) odpycha od Kościoła, nie przyciąga. Słowa księdza to klasyczny wytrych, który jest stosowany jest w różnych kościelnych dyskusjach. Polega on na tym, że każdy temat rozmowy można "odstrzelić" sformułowaniem "no dobrze, ale dlaczego zajmujemy się tym tematem, skoro na świecie zabija się nienarodzone dzieci". Aborcję wykorzystuje się do podważania dyskusji o chrześcijańskiej ekologii, pedofilii w Kościele i działaniu szatana. Dlaczego nie możemy o tych tematach mówić jednocześnie i mają się one jakkolwiek wykluczać?
Jako argument w dyskusji pada cytat z Dziejów Apostolskich: "I wielu też z tych, co uprawiali magię, poznosiło księgi i paliło je wobec wszystkich. Wartość ich obliczono na pięćdziesiąt tysięcy denarów w srebrze". Co nieco pamiętam jeszcze ze studiów z teologii i wiem, że po pierwsze nie można wyrywać zdań z Pisma Świętego i robić z nimi tego, co się chce, dwa, trzeba czytać przypisy. I tutaj zaskoczenie, bo okazuje się, że owe magiczne księgi o których wspomina Łukasz Ewangelista (on jest autorem Dziejów) to "literatura, zawierająca pouczenia o skutecznych sposobach wpływania na bogów". Jasne, że Pismo ostrzega przed magią, a Katechizm Kościoła Katolickiego jej zabrania, ale w Efezie (gdzie dzieje się ta historia) palono bardzo konkretne książki, których treść podważała wiarę chrześcijan i nakłaniała ich do bardziej wierzenia własnym siłom, niż Panu Bogu. Czy właśnie nie w taki sposób zachowują się ci, co palili książki w Gdańsku? Przeczytałem cały cykl o młodym czarodzieju i nie zauważyłem tam fragmentu, który sugerowałby, że drzwi do domu faktycznie otworzą się za pomocą zaklęcia, a schowany w piwnicy Kamień Filozoficzny ponadnaturalnie przedłuży życie, za to gdzie indziej widziałem ludzką pychę, która nie bierze pod uwagę działania Boga.
Nie wiem, kto wpadł na ten pomysł, ale przeraża mnie to, jak bardzo mało wyczucia trzeba mieć, żeby nie skojarzyć palenia książek ze smutnymi obrazkami z lat 30. z hitlerowskich Niemiec. Ktoś nie pomyślał jak działają media? Ktoś nie skojarzył faktów? Co było dobrym powodem, żeby na oczach gapiów i młodych ludzi (czasem dzieci) palić książki i w drastyczny sposób walczyć z czymś, co nie jest ani dobre, ani złe (bo tak w uproszczeniu trzeba patrzeć na kulturę)? W oczach widzów tego happeningu nie utrwali się obraz Kościoła, który zło widzi w ludzkim grzechu, tylko skrzywiona wizja wystraszonych ludzi, którzy przestraszyli się szatana ukrytego w książce dla młodzieży. Grzechu i zła nie spala się na ogniskach ani stosach, wypala się go w konfesjonale.
Michał Lewandowski - dziennikarz DEON.pl, publicysta, teolog, koordynuje projekt "Wspólny Dom" poświęcony ekologii chrześcijańskiej
Skomentuj artykuł