Panowie politycy dostają klapsa
Najpierw Pawlak, potem Cymański, a teraz Ziobro. Z czego wynika ten przerażający trend radosnego przyznawania się do bicia i bycia bitym? Nie wiem, ale mówię temu - nomen omen - pas.
Trzej smutni panowie
Zaczęło się od Mikołaja Pawlaka. W wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej" na pytanie Magdaleny Rigamonti ("Pan jest za klapsem?") rzecznik praw dziecka odpowiedział: "Klaps nie zostawia wielkiego śladu". W następnej wypowiedzi doprecyzował temat: "Trzeba rozróżnić, czym jest klaps, a czym jest bicie", a w kolejnej uzupełnił to o zdanie: "Wiele osób nawet podniesienie głosu może uznać za przemoc". Mówił też o swoich dzieciach: "Chłopaki czasem dają w kość, ale nie uderzyłem ich. Jednak sam z estymą wspominam to, że dostałem od ojca w tyłek".
Kolejny był Tadeusz Cymański. W programie "Tłit" na portalu wp.pl przyznał: "Kiedyś przewijałem dziecko w pieluszce, wierzgało, wierzgało, mówię: "przestań, przestań", nerwy puściły, dałem klapsa. Spojrzał, zaniósł się płaczem, a żona: "co ty zrobiłeś". Nie powiem, że to jakaś recepta". Tego samego dnia w "Faktach po faktach" mówił: "Ja piątkę dzieci wychowałem bardzo dobrze. Biorę w obronę rodziców, którym zdarzy się czasem stracić panowanie". Oczywiście zaznaczając jednocześnie, jakim jest przeciwnikiem klapsów.
Kiedy wydawało się, że to już koniec, na scenę wyszedł Zbigniew Ziobro. W programie "#Newsroom" na pytanie dziennikarza, czy bicie niemowlaka to przemoc domowa, zaznaczył najpierw, że sam jest ojcem, a "na niemowlaka nie chuchnąłbym za mocno i opieka nad dzieciątkiem wzbudzała u mnie dużą, nadmierną być może, ostrożność". Dodał: "Nie podoba mi się, co powiedział mój kolega, nie zgadzam się z Tadkiem, ale wiem, że jest wspaniałym ojcem", po czym zaczął wspominać, jak w szkole nauczyciel - "nie będę wymieniać, napiętnowaliby dzisiaj takiego nauczyciela" - bił go linijką. "Ja też paskiem dostawałem czasem od ojca i to na zdrowie mi wyszło" - powiedział w końcu.
Klaps to nie tylko sprawa rodzica
"Wypowiadam ci wojnę, pieprzony oprychu spod bloku", napisał Jacek Hugo-Bader na początku reportażu "Chłopcy z motylkami" o przemocy na osiedlach. Reportaż jest z 2003 roku, ale ten rozwścieczony wstęp raz po raz wraca do mnie, kiedy widzę jakąś grubą niesprawiedliwość. Ostatnio, w kontekście przytoczonych wypowiedzi, nie wychodzi mi z głowy. Tak więc wypowiadam wam wojnę, panowie w garniturach, którzy nie macie pojęcia, o czym mówicie. Wypowiadam wojnę wam, którzy macie być rzecznikami dzieci, a zamiast tego "rozróżniacie", którzy "bierzecie w obronę rodziców" i którzy stajecie za kumplami z jednego politycznego podwórka, bo akurat puściły im nerwy. Wypowiadam wam wojnę, bo mdli mnie od tego, że kreujecie się na ludzi pro-life, a nie macie pojęcia o psychice dziecka. Ba, co tam psychice - nie macie nawet tej intuicji, że uderzenie mniejszego i słabszego jest po prostu złe. Że każde rozwiązanie siłowe rodzica, któremu dziecko z natury ufa bezgranicznie to wychowawcza porażka. Wszystkie wasze "jestem przeciwny, ale…" tylko pogarszają sprawę i was pogrążają.
Ta wściekłość buzuje we mnie od bezmyślnych słów rzecznika praw dziecka, ale to właściwie ostatnia wypowiedź przelała czarę. Argumenty przeciw biciu dzieci - tak, czyli również przeciwko klapsom - można powtarzać do znudzenia i to szokujące, że nadal trzeba. Można też (i trzeba) edukować rodziców odnośnie skutków, jakie wywołują klapsy. Ale kiedy minister sprawiedliwości zaznacza, że, co prawda JEMU nie podoba się postępowanie Cymańskiego, gdy ten uderzył niemowlę, ale po chwili od razu usprawiedliwia to, mówiąc, że przecież zna swojego kolegę, wie, że jest dobrym rodzicem i na tym kończy, to czy nie daje podstaw sądzić, że bicie jest właściwie sprawą subiektywną? Cymańskiego poniosło, Ziobrę nie - no cóż, życie to loteria, drogie dzieci, nie wiadomo, na jak nerwowego rodzica traficie.
Szkoda tylko, że minister sprawiedliwości nie czuł się w obowiązku przypomnieć, że klapsy to już nie jest tylko sprawa między rodzicami a dziećmi. Obecne zapisy prawne stanowią inaczej.*
Klaps to nie bicie? Spróbuj wymierzyć go swojemu szefowi >>
"Biorę w obronę rodziców…" Serio?
Nie mam nic przeciwko stawaniu po stronie rodziców, którzy tracą nad sobą panowanie. Problem w tym, że ich obrońcy, jak zdarta płyta, powtarzają refreny o tym, że "rodzic też człowiek" albo że nie można stawiać obok siebie przemocy domowej i klapsa. Drodzy zniecierpliwieni rodzice i obrońcy rodziców - najpierw wytłumaczcie to dzieciom, które oberwały. Jeśli ktoś nie ma pomysłu, oto wzór: "Słuchaj, synu / córko, uderzono cię, ale nie można stawiać obok siebie klapsa i przemocy domowej. Kocham cię i dlatego cię biję. A zresztą, raz mi się zdarzyło. Pamiętaj tylko, że może się zdarzyć drugi raz, jeśli zasłużysz. Chodzi w końcu o to, żeby wyplenić z ciebie złe zachowanie. Rozumiesz to, prawda?" Jeśli jest pojętne, na pewno zrozumie.
Zamiast głupiego bagatelizowania przemocy wsparcie dla rodziców, którzy dali klapsa, widziałabym raczej w zachęcaniu ich do pracy nad swoimi emocjami i reakcjami. Nad zrozumieniem ich. Nad komunikacją z dzieckiem, zwłaszcza w kryzysowych momentach. Nad refleksją o metodach wychowania. Naprawdę w dzisiejszym świecie pomocy psychologicznej nie trzeba szukać ze świecą. Nie trzeba też trzymać się tak kurczowo metod poprzednich pokoleń i pleść sentymentalne legendy na motywach syndromu sztokholmskiego - zbił mnie, ale bardzo dobrze to wspominam.
Do tego wszystkiego potrzeba jednak trudnego punktu wyjścia: przyznania się do błędu i chęci zmiany. Teologicznie mówiąc: uznania swojego grzechu i nawrócenia. Tego ani Pawlak, ani Cymański, ani Ziobro nie zrobili, uciekając w usprawiedliwianie siebie, swoich rodziców albo sejmowego kumpla.
Czy bić dzieci?
Obrońców klapsów może zdenerwować, że nazywam klaps biciem i używam tych pojęć zamiennie. No cóż, jeśli klaps nie jest jak ze skeczu "Monty Pythona" o hiszpańskiej inkwizycji, która torturowała poduszeczkami i miękkim fotelem, nie rozumiem tego wzburzenia. "Klaps to zawsze zewnętrzny kontakt fizyczny, który pozostaje związany z jakąś agresją: to forma wyrażenia złości dorosłego względem dziecka, a nierzadko nawet agresji na skutek frustracji" - tak Jacek Prusak SJ, psychoterapeuta, komentował dla DEON.pl słowa rzecznika praw dziecka. - "Nie musi być formalnie biciem, ale nie można go lekceważyć, tak jak to zrobił Mikołaj Pawlak, który w swoich słowach nie bierze pod uwagę wrażliwości samych dzieci otrzymujących klapsy. Innymi słowy: ten kontakt jest definiowany za dziecko przez dorosłego."
Obrońcy klapsów powtarzają, że to negatywny impuls dla dziecka, które uczy się, że pewne zachowanie nie może mieć miejsca. W takim razie rozumiem, że uderzycie dziecko, które nagle wbiegnie na ulicę. Albo takie, które wchodzi na parapet na szóstym piętrze. Albo takie, które je chipsy przed obiadem. Albo takie, które wzięło drogą szminkę i wymalowało nią siebie i ściany. Albo takie, które wierzga nogami przy zmienianiu pieluchy. Albo takie, które pyskuje. Gdzie jest granica? Jesteście pewni, że nigdy jej nie przekroczycie? Że umiecie zmierzyć siłę klapsa i sprawić, by była ona proporcjonalna do danego nieposłuszeństwa dziecka? Naprawdę nie wydaje się to wam okrutne?
W tej logice widać chęć i potrzebę, by dziecko było uległe. To rzeczywiście krótka i skuteczna droga. Na tyle skuteczna, że jest duża szansa, że ta uległość rozciągnie się nawet na kilkanaście czy kilkadziesiąt lat życia. Aczkolwiek czasem, zdaniem psychologów, może wywołać odwrotny skutek i fizyczną lub psychiczną przemoc wobec słabszych. Na dwoje babka wróżyła.
Więc bij - jeśli chcesz dyscyplinować, a nie wychowywać, a słów "szacunek" i "strach" używasz zamiennie. Pamiętaj tylko, że działasz wbrew prawu, a ja nie mam zamiaru przyglądać się bez słowa, jeśli to kiedyś zobaczę lub o tym usłyszę.
List dorosłego syna do rodziców. "Nigdy nie dowiedzą się, ile wydaję na psychologa" >>
_____
* Co o klapsach mówi prawo?
"Osobom wykonującym władzę rodzicielską oraz sprawującym opiekę lub pieczę nad małoletnim zakazuje się stosowania kar cielesnych.", art. 96(1)., Ustawa z dnia 25 lutego 1964 r. - Kodeks rodzinny i opiekuńczy (Dz.U. z 2012 r., poz. 788 ze zm.).
"Przez zakaz stosowania kar cielesnych należy rozumieć nie tylko zakaz "bicia dziecka", ale także karcenia go przez dawanie tzw. klapsów mających na celu wymuszenie od dziecka posłuszeństwa. Ten cel sprawia, że klaps staje się karą cielesną, a nie właściwą metodą wychowawczą. Każda kara cielesna jest przejawem przemocy w rodzinie, gdyż zgodnie z art. 2 pkt 2 ustawy z 29 lipca 2005 r. o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie (Dz. U. Nr 180, poz. 1493) przez przemoc w rodzinie należy rozumieć jednorazowe albo powtarzające się umyślne działanie lub zaniechanie naruszające prawa lub dobra osobiste członków rodziny, w szczególności narażające te osoby na niebezpieczeństwo utraty życia, zdrowia, naruszające ich godność, nietykalność cielesną, wolność, w tym seksualną, powodujące szkody na ich zdrowiu fizycznym lub psychicznym, a także wywołujące cierpienia i krzywdy moralne u osób dotkniętych przemocą." - Piasecki Kazimierz (red.), "Kodeks rodzinny i opiekuńczy. Komentarz", wyd. V. Opublikowano: LexisNexis 2011.
Dominika Frydrych - redaktorka i dziennikarka DEON.pl. Autorka książki "Pełnymi garściami".
Skomentuj artykuł