Parę myśli o świętach, już teraz

(fot. jfl10661/fickr.com/CC)

Obrońcom tradycji narodowej posługującym się argumentem, że złe jest wszystko, co z zagranicy pochodzi, chciałabym poddać pod rozwagę przypadające dziś arcyamerykańskie Święto Dziękczynienia.

Odwołuje się ono do szczególnego celebrowania uczty pierwszych przybyszów z Anglii osiadłych na Wschodnim Wybrzeżu po miesiącach dramatycznych trudów. Uczta symbolizująca nadzieję stabilizacji wydarzyła się w 1621, ale dopiero blisko dwa i pół wieku później, w 1863 roku prezydent Abraham Lincoln ogłosił dwa narodowe święta. Nie przetrwało pierwsze, wyznaczone na sierpień, które miało upamiętniać decydujące dla amerykańskiej wojny domowej zwycięstwo Unii nad przeważającymi liczebnie siłami Konfederacji Południa (walczącego o utrzymanie niewolnictwa) w leżącym w Pensylwanii Gettysburgu. Święto drugie, przypadające w ostatni czwartek listopada (czyli dla obecnego roku właśnie w tym tygodniu), zakładało podziękowanie za "wszelakie błogosławieństwa". Dzisiaj tradycją tego amerykańskiego święta, bijącego wszystkie rekordy w kwestii "rodzinności", poza skrzętnie przestrzeganymi wskazaniami gastronomicznymi: indyk, słodkie ziemniaki, dynia, kukurydza i żurawiny, jest tu ochotnicze dzielenie się z potrzebującymi obfitością stołu.

Idea celebrowania wdzięczności Bogu ma już po prawdzie pewien odpowiednik w Polsce, ale rozwija się dość słabo. Sześć lat temu arcybiskup metropolita Kazimierz Nycz ustanowił Dzień Dziękczynienia obchodzony w pierwszą niedzielę czerwca. Każdego roku obchodzone jest pod nieco innym hasłem związanym ze szczególnym wyrazem wdzięczności. W naszym etosie chyba ciągle znacznie większa skłonność do narzekania.

DEON.PL POLECA

Tym, którzy powołują się na wybryki komercjalizacji przy okazji ostro potępianego Halloween, zwróciłabym uwagę na fakt, iż znacznie większe tryumfy święcą polscy beneficjenci w przemyśle ślubnym i pierwszokomunijnym liczącym na rodzimą ekstrawagancję w tym względzie, która - przynajmniej w zakresie obchodów pierwszokomunijnych - na pewno znacznie odstaje od zwyczajów amerykańskich katolików, skupionych na sakramencie.

Z powszechnymi obchodami "czasu Bożego Narodzenia" nie jest tu jednak tak różowo. Zaraz po owym rodzinnym i nieskomercjalizowanym Święcie Dziękczynienia rozpoczyna się sklepowa gorączka. Targowisko kusi jak nigdy i wtedy zbiera największe żniwa. Tylko w teorii chodzi o "Christmas spirit", który w pierwszym rzędzie symbolizować ma dźwięk dzwoneczków, błyskotliwość światełek i mniej lub bardziej naturalny zapach igliwia. Amerykańscy chrześcijanie biją na alarm. Nie zapomnij, że przyczyną świąt jest Jezus: Jesus is the reason for the season.

I my moglibyśmy sobie to wziąć do serca. Cokolwiek w duchu świątecznym przyjdzie nam robić, niech to będzie mądrze umocowane w naszej wierze.

Dla tych, którzy mają rodziny, dla rodziców, babć i dziadków, a także dla wszystkich pracujących z dziećmi nieocenioną pomocą będzie książeczka Adwent i Boże Narodzenie Beaty Legutko i Marty Wielek, wydana właśnie przez wydawnictwo m i rozpoczynająca serię "Dzieci poznają". Dwie młode mamy i publicystki (miesięcznika List) usiadły wspólnie do pracy i stworzyły atrakcyjną i przemyślaną propozycję na codzienne obchody adwentu, ale także okresu bożonarodzeniowego. Ten ostatni element podkreślam, bo pamiętam, że kiedyś pewien ksiądz podzielił się obserwacją, że po wstaniu od wigilijnego stołu (uosabiającego chyba apogeum polskiej tradycyjności) u świętujących Boże Narodzenie bardzo często następuje poczucie końca, przesytu, brak pomysłu na dalsze dni. W Stanach Zjednoczonych wyrazem takiego nagłego zwrotu jest wyrzucanie choinek - już się przecież wysłużyły przez cały grudzień intensywnych wrażeń - zaraz, dosłownie następnego dnia po Bożym Narodzeniu.

A przecież i w Polsce, w domu katolickim święta nie powinny kończyć się na biesiadach wigilii czy dwóch następnych dni! Wtedy się święta zaczynają. I to nie karnawałowe balowanie jest kwintesencją tego czasu. Nie choinka grudniowa czy - jak to dawniej bywało - "noworoczna".

Poradnik Adwent i Boże Narodzenie przypomina, że można inaczej. Na święta się przez Adwent czeka i to od pierwszego dnia. Robimy z dziećmi kalendarze adwentowe, schodki do żłóbka, szopkę rozbudowujemy każdego dnia. Pracą nad wyklejankami (przy użyciu wyobraźni i ogólnodostępnych najprostszych materiałów) budujemy rzecz bezcenną - relację z własnymi dziećmi, a przede wszystkim wzbudzamy w nich wiarę w coś, co jest dla nas ważne, może najważniejsze. Rozmawiamy z dziećmi o pamiątce, jaką wspominamy, ilustrujemy ją choćby krótkimi cytatami z Pisma. Wprowadzamy lubiany przez dzieci stały ryt modlitwy dopasowanej do okoliczności. Świadomie rezygnujemy z moralizatorstwa zastępując go staraniem o wywołanie zachwytu Bogiem, od czego wszystko w przeżywaniu wiary powinno się zacząć. Bez patosu i komercyjnego blichtru powoli, cierpliwie i radośnie w codzienność wprowadzamy świętość. Odkładamy na bok "sucharek katechizmu", nad którym Matka Boska załamuje ręce i ograniczamy "ceremonie niewiary", które wprawdzie - jak mówi poeta - koniec końców Jezus nam gotów darować.

Do wypróbowanych, konkretnych pomysłów na przeżywanie czasu adwentu i okresu Bożego Narodzenia prezentowanych we wspomnianej pozycji w serii "Dzieci poznają" dodałabym lekturę wierszy ks. Twardowskiego. Na przykład z tomiku "Noc Szczęśliwego Rozwiązania".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Parę myśli o świętach, już teraz
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.