Piekło? – Nie, dziękuję!
Ostatni raz słyszałem kazanie o piekle w latach 80-tych, kiedy byłem w szkole podstawowej. Przyznaję, że misjonarz ludowy (jezuita), który mówił o mękach piekielnych, trochę mnie rozśmieszył, ale mimo tego jest to jedno z nielicznych kazań, które pamiętam do dzisiaj po tylu latach. Potem nigdy nie spotkałem się z tym tematem. Chyba, że jakoś na marginesie podczas rekolekcji ignacjańskich, ponieważ temat piekła był bardzo ważny dla św. Ignacego.
A jak było wcześniej? Dlaczego ludzie średniowiecza tak tłumnie ruszyli na wyprawy krzyżowe? Ponieważ mieli świadomość swoich grzechów i konsekwencji, jakie one przynoszą. Poprzez udział w krucjacie (czyli zbrojnej pielgrzymce), grzesznik mógł dopełnić pokuty i dostąpić odpuszczenia grzechów. Mógł też zyskać odpust zupełny, czyli być oczyszczonym z konsekwencji grzechu. Już za życia, a jeszcze bardziej po śmierci, człowiek przechodzi przez oczyszczenie, które nazywamy czyśćcem. Krzyżowcy biorąc na siebie trudy krucjaty zyskiwali odpuszczenie win, lecz przede wszystkim unikali czyśćca i związanego z tym cierpienia. Ludzie wówczas śmierć, piekło, czyściec traktowali niezwykle poważnie. Życie bowiem po grzechu pierworodnym nabiera sensu tylko w obliczu rzeczy ostatecznych.
Jednym z motywów listów św. Franciszka Ksawerego, jezuity, misjonarza wszechczasów, było piekło. Franciszek był bardzo poruszony tym, że ogromna ilość nieochrzczonych pogan może tam trafić. A kto za to odpowiada? Otóż my, chrześcijanie, którym to jest obojętne. Świadomość, że ludzie nieochrzczeni mogą trafić do piekła przynaglała Ksawerego do wytężonej pracy misjonarskiej. Dlatego pisał płomienne listy nie tylko do jezuitów, ale i do studentów, i ludzi uczonych, aby porzucili swoje wygodne życie w Europie i ruszyli na wszystkie kontynenty głosić Ewangelię. Co więcej św. Franciszek upominał samego króla Portugalii, aby wziął na poważnie swoją odpowiedzialność za ochrzczenie poddanych w nowych posiadłościach w Indiach, bo inaczej męki piekielne, a przynajmniej czyśćcowe go nie ominą. Tak samo naciskał na gubernatora Indii i nawet radził królowi, że jeśli ten nie zacznie pomagać w chrzczeniu pogan, należałoby go wtrącić do więzienia.
Jeszcze na przełomie XIX i XX wieku piekło było popularnym tematem wśród kaznodziejów. Wydawano całe zbiory kazań na tematy 'piekielne'. Obecnie księża w swoich kazaniach czy refleksjach bardzo rzadko komentują słowa Jezusa o piekle. Jezus jest ukazywany przede wszystkim jako dobry i miłosierny pasterz. Ale ten Dobry Pasterz na stronach Ewangelii nie waha się ukazywać swoim słuchaczom i uczniom perspektywy piekła, „gdzie będzie płacz i zgrzytanie zębów”. Bogacz cierpi strasznie w ognistej otchłani, inni będą precz wyrzuceni i Jezus powie, że ich nie zna. We Wszystkich Świętych słyszymy o błogosławionych, do których należy Królestwo Niebieskie, ale warto zwrócić uwagę, że u św. Łukasza zaraz po błogosławieństwach następują napomnienia „biada wam”. Tak więc Pan Jezus nie krępuje się mówić o piekle. Czasami strach wydaje się być ostatnią instancją, która może doprowadzić człowieka do 'używania rozumu'. W Dzień Zaduszny idziemy na cmentarz i modlimy się za naszych bliskich zmarłych, to znaczy tych, którzy przebywając w czyśćcu przechodzą oczyszczenie ze wszelkiego zła, które w nich pozostawił grzech, a czyściec jest nierozłącznie związany z piekłem, wiecznym oddzieleniem od Boga i innych ludzi.
W dzisiejszej kulturze Zachodu śmierć to ‘fajna zabawa’ na Halloween. Z prawdziwą śmiercią mamy coraz mniej do czynienia. Nasi staruszkowie umierają w szpitalach i przytułkach, potem firma pogrzebowa ich skremuje i położy urnę w kolumbarium, a nam przyśle list z ładną kartką oraz informacją o numerze niszy. Nie mając nic do czynienia ze śmiercią możemy żyć w błogostanie, że ona już ‘umarła’. Jezus przypomina nam ciągle o niej, bo przecież umarł na krzyżu, aby ją pokonać, a nie można pokonać kogoś, kto nie istnieje. A więc w tych dniach powtarzajmy sobie: memento mori! – abyśmy starali się przeżyć życie po ludzku. I nie uspokajajmy się tym, że nie wierzymy ani w Boga, ani w piekło. O tym, dokąd pójdziemy po śmierci nie decydują nasze ‘przekonania religijne’, lecz to, co zrobiliśmy tym ludziom, których Bóg (los) postawił na naszej drodze.
Skomentuj artykuł