Po co komu kolęda?

Przemysław Radzyński

Po świątecznym powrocie z rodzinnego domu do Krakowa uświadomiłem sobie, że niedługo odwiedzi mnie ksiądz po tzw. kolędzie. W pierwszej kolejności pomyślałem o tym, że będę musiał kupić kopertę.

Chwilę potem sprawdziłem, kiedy w moim bloku będzie kolęda i zacząłem się zastanawiać, czy zdążę wrócić z pracy, że dzień wcześniej trzeba będzie posprzątać mieszkanie, może kupić jakieś ciastko do kawy (gdyby gość zdecydował się na kawę czy herbatę, gdy ja z kolei będę miał odwagę ją zaproponować). Dopiero długo później pomyślałem o tym, co chciałbym księdzu powiedzieć i o co go zapytać.

Trudno rozstrzygnąć, czy obecne teraz w mediach jednoznaczne skojarzenie księdza po kolędzie z poborcą podatkowym to przyczyna, czy skutek rozpoczęcia moich przygotowań od koperty. Ale z tego chociażby powodu nie wieszałbym psów tylko na księżach wchodzących do naszych domów jak po ogień. Jak widać na moim przykładzie, świeccy też myślą w tym kontekście o kasie, a nie duszpasterskich celach tej wizyty.

Swoją drogą jest to dość zastanawiające, bo w rodzinnym domu koperta wprawdzie zawsze była przygotowana dla księdza, ale kolędzie towarzyszyło takie wyjątkowe napięcie, niespotykane przy żadnym innym gościu odwiedzającym nasze mieszkanie. Dziadek wyglądał nerwowo na korytarz, żeby zorientować się, do którego mieszkania wszedł właśnie ksiądz. Trzeba było zapalić światła na choince, świecę na stole. Gdy byłem młodszy, przygotowywałem zeszyt z religii - mama sprawdzała, czy nie będzie wstydem pokazanie go. Tata czuwał, żeby zaopiekować się ministrantami w czasie wizyty. Później wspólny śpiew kolędy, modlitwa, krótka rozmowa - dziadkowie opowiadali o aktualnej sytuacji całej rodziny: kto co robi, gdzie pracuje, jak się uczy, itd. Ksiądz zostawiał obrazki. A koperta? Była gdzieś w tle. Na ogół dziadek ją wręczał przed wyjściem. Nigdy nie zdarzyła się u nas sytuacja, żeby ksiądz sam brał ją ze stołu albo - nie daj Bóg - otwierał i przeliczał pieniądze.

DEON.PL POLECA

Znam też kolędę trochę z innej strony. Jako ministrant byłem świadkiem, jak ksiądz odmawiał przyjęcia jakichkolwiek pieniędzy, bo widział, że w tym konkretnym domu będą bardziej potrzebne. Bywało też tak, że sięgał do swojej torby i zostawiał koperty z wcześniejszych mieszkań widząc realną potrzebę, bo bieda, bo liczna rodzina, bo choroba.

Moja pierwsza samodzielna kolęda była jeszcze inna. Mieszkałem w parafii od miesiąca, nic o niej nie wiedziałem. Ministranci zaśpiewali mi kolędę w progu (mimo usilnych próśb nie weszli do środka). Ksiądz się pomodlił, ja się przedstawiłem i już chciał wychodzić. Gdybym nie poprosił go, żeby powiedział mi coś o parafii, to jego wizyta trwałaby u mnie dwie minuty. Trudno wtedy nie mieć wrażenia, że w kolędzie chodzi o kasę…

Z innej jeszcze strony - ciężko o poświęcenie każdemu chociażby kilkunastu minut, gdy parafia liczy ponad 25 tys. osób, a księży pracuje w niej pięciu. Spieszą się, żeby skończyć przed dwudziestą drugą, bo następnego dnia zaczynają o ósmej katechezę w szkole. Poza tym o czym mamy rozmawiać? Ksiądz nie jest w stanie nic o mnie powiedzieć. Ja nie wiem nawet jak on się nazywa, bo znam tylko nazwisko proboszcza. Koło się zamyka.

W czasie świątecznego urlopu zaprosiłem do mojego rodzinnego domu znajomego księdza. Spóźnił się, bo razem z proboszczem i drugim wikarym byli u jednej z rodzin na obiedzie. A jaki problem, żeby nie tylko od święta zapraszać księży do swoich mieszkań? Chętnie wziąłbym nawet dzień urlopu, przygotował dobry obiad z deserem. Mielibyśmy czas, żeby się poznać - ksiądz usłyszałby o tym, czym się zajmuję, jakie mam problemy; ja dowiedziałbym się o planach parafii na przyszły rok, o tym, że organizuje wakacyjny wyjazd dla dzieci, itd.

Przypuszczam, że i koperta nie byłaby potrzebna… Księża mieliby codziennie obiad z kolacją u którejś z rodzin w ich parafii - nie musieliby zatrudniać kucharki. A ja - znając potrzeby parafii i sytuację tutejszych parafian ze trzy razy w roku wsparłbym hojniej to, co robią mój proboszcz i wikarzy. Po co komu kolęda?

Przemysław Radzyński - Dziennikarz. Pracuje dla mediów powołaniowych zakonu pijarów - eSPe i MojePowolanie.pl. Współpracuje także z Katolicką Agencję Informacyjną.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Po co komu kolęda?
Komentarze (39)
S
Słaba
17 stycznia 2014, 18:53
Co do kucharek... przynajmniej u mnie w parafii to nie była dziarska kobitka spełniająca wszelkie inne posługi ;) żony, nie tylko gotowanie i pranie. Zazwyczaj była to starsza babuleńka, która nie miała rodziny, lub której rodzina nie chciała już. I mieszkała u księdza, gotując mu i opierając go w zamian za dach nad głową, wyżywienie i pewnie jakiś śmieszny grosz. Układ świetny dla obu stron. Nie widzę, czemu "oszczędzać" na przygarnianiu takich babulinek a zwalać problem żywienia parafiankom. To mi się podoba! A swoją drogą zarówno parafianki, jak i kucharki księży mogłyby czasem pomysleć o poczęstowaniu obiadem kogoś, kto mieszka samotnie, a właśnie zachorował i nie jest w stanie sobie kupić, ani zrobić jedzenia.
N
Nefla
16 stycznia 2014, 13:33
Co do kucharek... przynajmniej u mnie w parafii to nie była dziarska kobitka spełniająca wszelkie inne posługi ;) żony, nie tylko gotowanie i pranie. Zazwyczaj była to starsza babuleńka, która nie miała rodziny, lub której rodzina nie chciała już. I mieszkała u księdza, gotując mu i opierając go w zamian za dach nad głową, wyżywienie i pewnie jakiś śmieszny grosz. Układ świetny dla obu stron. Nie widzę, czemu "oszczędzać" na przygarnianiu takich babulinek a zwalać problem żywienia parafiankom.
C
chrysorroas
16 stycznia 2014, 13:06
... Widać nie masz zielonego pojęcia o zasadach teologii katolickiej. Nauczanie Kościoła jest jasne. Kodeks Prawa Kanonicznego can. 1364: Heretyk staje się automatycznie exkomunikowany i traci tym samym urząd kościelny. W przypadku papieża ktoś taki traci urząd papieski i tym samym przestaje być papieżem. Zaś władzy papieskiej nie podlegają prawdy wiary, tzn. papież nie ma władzy do ich zmieniania czy unieważniania. Jest dokładnie odwrotnie: przestrzeganie prawd wiary jest warunkiem niezbędny do bycia katolikiem i tym samym także papieżem. ... Wyczuwam, że żyjesz prawem literalnym jak faryzeusze, a brak Ci wyczucia ducha Bożego. Wg Twojej interpretacji, Jan Paweł II głosił herezje, a to jest grzech Twojej pychy i bałwochwalstwa. Życzę ducha miłości i pokory. Kocham Ciebie i pomodlę się w intencji nas obu o światło Ducha Świętego. ... U normalnego człowieka najwyższą władzą duchową jest rozum, a nie wyczucie. Wiara katolicka nie niszczy tego porządku stworzenia. Choć tak by chcieli moderniści, usilnie się o to starając. Po czym zresztą można rozpoznać ich szatańskie pochodzenie i inspirację. Zaś pokora to nie obłuda czy gwałcenie porządku stworzenia, lecz wierność prawdzie czyli podporządkowanie się jej. Polecam chociażby naukę św. Ignacego z Loyoli o stopniach pokory.
F
Franek
16 stycznia 2014, 12:50
~chrysorroas... No to w takim razie to jest jedna z wielu herezyj Wojtyły. ...Brawo ~chrystorroas jesteś większy od papieża i specjalistą od herezji. Ale ja Ci przypomnę, że św. Piotr, a tym samym każdy jego następca jako głowa kościoła został upoważniony do podejmowania każdej decyzji, które są akceptowane w niebie. ... Widać nie masz zielonego pojęcia o zasadach teologii katolickiej. Nauczanie Kościoła jest jasne. Kodeks Prawa Kanonicznego can. 1364: Heretyk staje się automatycznie exkomunikowany i traci tym samym urząd kościelny. W przypadku papieża ktoś taki traci urząd papieski i tym samym przestaje być papieżem. Zaś władzy papieskiej nie podlegają prawdy wiary, tzn. papież nie ma władzy do ich zmieniania czy unieważniania. Jest dokładnie odwrotnie: przestrzeganie prawd wiary jest warunkiem niezbędny do bycia katolikiem i tym samym także papieżem. ... Wyczuwam, że żyjesz prawem literalnym jak faryzeusze, a brak Ci wyczucia ducha Bożego. Wg Twojej interpretacji, Jan Paweł II głosił herezje, a to jest grzech Twojej pychy i bałwochwalstwa. Życzę ducha miłości i pokory. Kocham Ciebie i pomodlę się w intencji nas obu o światło Ducha Świętego.
C
chrysorroas
15 stycznia 2014, 19:58
~chrysorroas... No to w takim razie to jest jedna z wielu herezyj Wojtyły. ...Brawo ~chrystorroas jesteś większy od papieża i specjalistą od herezji. Ale ja Ci przypomnę, że św. Piotr, a tym samym każdy jego następca jako głowa kościoła został upoważniony do podejmowania każdej decyzji, które są akceptowane w niebie. ... Widać nie masz zielonego pojęcia o zasadach teologii katolickiej. Nauczanie Kościoła jest jasne. Kodeks Prawa Kanonicznego can. 1364: Heretyk staje się automatycznie exkomunikowany i traci tym samym urząd kościelny. W przypadku papieża ktoś taki traci urząd papieski i tym samym przestaje być papieżem. Zaś władzy papieskiej nie podlegają prawdy wiary, tzn. papież nie ma władzy do ich zmieniania czy unieważniania. Jest dokładnie odwrotnie: przestrzeganie prawd wiary jest warunkiem niezbędny do bycia katolikiem i tym samym także papieżem.
F
franek
15 stycznia 2014, 19:46
~chrysorroas... No to w takim razie to jest jedna z wielu herezyj Wojtyły. ...Brawo ~chrystorroas jesteś większy od papieża i specjalistą od herezji. Ale ja Ci przypomnę, że św. Piotr, a tym samym każdy jego następca jako głowa kościoła został upoważniony do podejmowania każdej decyzji, które są akceptowane w niebie.
T
tomek
15 stycznia 2014, 18:42
A i może niektórzy nie pamietaja, ale proboszczowie maja obowiazek odprowadzenia do kurii pogłownego w swoich parafiach. Wiec jak w którym domu nie dostanie to inna osoba, np. sasiad albo sasiadka staruszka musi sfinansowac poglowne za tych co nie dali. W ostatecznosci ksiadz musi dolozyc skads bo podatki do kurii trza placic, tam sie nikt nie lituje.
C
chrysorroas
15 stycznia 2014, 17:42
~Ziomek, mówisz niedorzeczności: kapłan jest zawsze kapłanem bez ograniczania czasu i pełnionej funkcji. Ponadto w "L'Osservatore Romano" redaktor naczelny tego pisma ujawnił wypowiedź Jana Pawła II: "Namiestnikiem Chrystusa na ziemi jest każdy kapłan" - patrz książka pt. "1001 rzeczy, które warto wiedzieć o Janie Pawle II". Życzę pogłębienia wiedzy odnośnie kapłaństwa. ... No to w takim razie to jest jedna z wielu herezyj Wojtyły.
F
franek
15 stycznia 2014, 16:12
~Ziomek, mówisz niedorzeczności: kapłan jest zawsze kapłanem bez ograniczania czasu i pełnionej funkcji. Ponadto w "L'Osservatore Romano" redaktor naczelny tego pisma ujawnił wypowiedź Jana Pawła II: "Namiestnikiem Chrystusa na ziemi jest każdy kapłan" - patrz książka pt. "1001 rzeczy, które warto wiedzieć o Janie Pawle II". Życzę pogłębienia wiedzy odnośnie kapłaństwa.
Z
Ziomek
15 stycznia 2014, 14:52
Artykuł jest głupkowaty, jak poglądy jego autora. Poglądy autora kojarzą mi się z ideologią bolszewików. Oni też mówili po co kościół, po co Bóg i kapłani. Kapłan to jest namiestnik Chrystusa. Wizyta kapłana w domu to jak nawiedziny Chrystusa. Rozważanie o kopercie czy poczęstunku księdza na kolędzie jest rozumowaniem judaszowskim. Judasz też myśał o kasie, kiedy pewna kobieta namaszczała Jezusa drogocennym olejkiem w domu Szymona Trędowatego w Betanii. Szkoda mu było tego olejku, lepiej gdyby go sprzedano a myślał tak, bo był złodziejem.  Człowieku Ty chyba zatrzymałeś się gdzieś między Trydentem I a II :) Coś masz na bakier z nauką Kościoła i KKK nie czytałeś a jakieś pobażne gadki zrobiły z mózgu omlet. In persona Christi jest kapłan wyłącznie w czasie sprawowania sakramentu i nawet nie jako namiestnik - bo to mówisz o papieżu - choc nie do końca bo on pełni posługe PIOTRA a nie CHrystusa. Ale pobożność ludowa też jest potrzebna ...
R
Radek
15 stycznia 2014, 13:43
Aha, sam sobie jedz żarcie z cateringów. Może jeszcze chińskie zupki? Popsują sobie żołądki i na gastrologów kasę z kolędy wydadzą. Kolego- nie jem i nigdy nie jadłem chińskich zupek instant ani innego badziewia. Myślisz, że ludzie ktrórzy nie prowadzają pokrzebów, nie łoją kasy za ślubi i inne jura stole siedzą tylko przed telewizorem i nic innego w życiu nie robią?? Otóż prację często po 12 godzin i to nie w nadgodzinach za smieciówkę w dużej firmie, która nie jest skora do wydawaia pieniędzy na catering, mimo tego po pracy gotuję pełnowartościowe posiłki, sprzątam i sam oporządzam cały dom i nie biadolę ile to ja mam strasznej pracy. BO mimo że moja praca nie jest tak świątobliwa i warto poświęceń jak kapłanów potrafię sam o siebie zadbać i nie zsałaniam swojego lenistwa sutanną. A co do niedzieli - jak myslisz, że siedzę wygodnie cały dzień to widzę, że nie rozumiesz jak ludzie żyją, czym się zajmują i gdzie jest ich serce. Ale nawrócenie serca jest trudniejsze nniż zmiana zwyczajów. Znam księży, którzy sami sobie dają radę w parafi 1300 dusz bez kucharek, ze spowiedzią, szkołą, pogrzebami, kancelarią i tych ludzi podziwiam za normalność a nie są jakimiś paniczami czy leniwymi lalusiami co im się wszystko nalezy. Pozdrawiam
M
Mira
15 stycznia 2014, 13:09
Zawsze miałam przekonanie, wyrósłszy w dużym mieście, że kolęda to takie spotkanie, troche krótkie, ale wazne. Koperta - niezbędna, ale jakoś dyskretna. Szok przeżyłam, kiedy podczas pobyty na suwalskiej wsi w czasie kolędowym na własne uszy usłyszałam, jak ksiądz proboszcz od ołtarza ogłasza, że kolędy w tym roku nie będzie, "bo parafia dziadowska, a ja z domu bogaty i nie potrzebuję, a diakon też niebiedny" (akurat był gościnnie chłopak z seminarium - właśnie ów diakon. Fajną nauke odebrał)... Potem dowiedziałam się od miejscowych, że ksiądz ten ogólnie znany jest z finansowego podejścia do swej posługi. To, niestety, zdarza się i rzuca cień głęboki. zwłaszcza na wsi, gdzie ludzie często nie mają wyboru młodzi przestaja po prostu chodzic do kościoła.
M
Mira
15 stycznia 2014, 13:08
Zawsze miałam przekonanie, wyrósłszy w dużym mieście, że kolęda to takie spotkanie, troche krótkie, ale wazne. Koperta - niezbędna, ale jakoś dyskretna. Szok przeżyłam, kiedy podczas pobyty na suwalskiej wsi w czasie kolędowym na własne uszy usłyszałam, jak ksiądz proboszcz od ołtarza ogłasza, że kolędy w tym roku nie będzie, "bo parafia dziadowska, a ja z domu bogaty i nie potrzebuję, a diakon też niebiedny" (akurat był gościnnie chłopak z seminarium - właśnie ów diakon. Fajną nauke odebrał)... Potem dowiedziałam się od miejscowych, że ksiądz ten ogólnie znany jest z finansowego podejścia do swej posługi. To, niestety, zdarza się i rzuca cień głęboki. zwłaszcza na wsi, gdzie ludzie często nie mają wyboru młodzi przestaja po prostu chodzic do kościoła.
F
franek
15 stycznia 2014, 11:04
Mnie się wydaje, że celem tego artykułu jest (może bez świadomości autora) wywołanie zamętu wśród wiernych i negatywne nastawienie wiernych kościoła do kolęd. Ideologia tego artykułu zmierza do subtelnego rozmiękczania tradycji przyjętej w Kościele Katolickim. Czy autor ze swoim pomysłem zwrócił sie o światło do Ducha Świętego, być może jest to sprytna pokusa złego ducha? Czy autor przedyskutował ten śmieszny pomysł z Episkopatem?
15 stycznia 2014, 10:51
@szemkel - proszę księdza, właśnie to jest piękne świadectwo i owoc działalności duszpasterskiej, że po poświęceniu uwagi jakimś parafianom, oni konkretnie coś zmienili w swoim życiu. Podejrzewam, że osiągnął to ksiądz dzięki miłości i poświęconemu czasowi dla nich, niż jakąś formą rugania z ambony, czy poza nią. Natomiast jest inna sprawa. Jest sporo ludzi, którzy poważają duchownych, niektórzy przesadnie ubóstwiają, ale to insza inszość... Jest też spora część niechętnych klerowi. Wysłuchuję ich niechęci. W powszechnym odczuciu nawet nie pedofilia, która przez moment dominowała, jak była burza w mediach, ale zawsze najbardziej ludzi bolą kwestie finansowe. Ja osobiście - daję tyle ile mogę w danym momencie i mam zasadę, że zaraz o tym zapominam. Nie interesuje mnie to, co się z tym dalej dzieje, mam zaufanie, a przede wszystkim w swoim sumieniu wsparłem wspólnotę parafialną (lub innych potrzebujących) tak jak mogłem, a jak ktoś sprzeniewierzy, odpowie przed Bogiem (współczuję). Mnie to nie interesuje już. Lecz wielu ludzi bolą kwestie finansowe. Najczęściej niesłusznie i niesprawiedliwie (z uwagi na tak wypracowany system przed całe lata, na który księża nie mają większego wpływu). Ale przez to niektórzy odbierają duchownych jako tylko takich administratorów spraw kościelnych, duchowych, inkasujących za to odpowiednie stawki: "Nieźle i wygodnie się ustawili...". To jest blokada i przeszkoda dla nich, żeby bardziej zbliżyli się do Kościoła, ale też i do Boga. Kolęda w obecnym kształcie może wpisywać się w ten obraz materialnego patrzenia przez część wiernych na sprawy Kościoła. Boli mnie to, gdy mam świadomość, jak ciężką posługą i poświęceniem jest być duszpasterzem. Doceniam tym bardziej, że sam nie odważyłem się zostać duchownym (wymóg celibatu), choć to rozważałem kiedyś tam przy wyborze drogi życia...
Krzysztof Mierzejewski
15 stycznia 2014, 10:09
Pomysł z obiadem "codziennie u innej rodziny" jest dość nietrafiony, pomimo dobrych intencji Autora. Czasem ten obiad je się w pośpiechu (tak, w pośpiechu - księża śpieszą się nie tylko po kolędzie ;), różnie kończą zajęcia w szkole, trudno spotkać się w ciągu tygodnia przy stole na plebanii, a co dopiero "w gościach". Owszem, najlepiej by było, gdyby ksiądz miał dużo czasu i pochylał się nad życiem parafian, ale jeśli tak nie jest to sprowadzanie kolędy do koperty jest uproszczeniem - modlitwa i błogosławieństwo mieszkania nie są bez znaczenia. Z doświadczenia księdza, który chodzi po kolędzie powiem, że nie w każdym domu dłuższa obecność księdza jest pożądana. W wielu mieszkaniach domownicy patrzą w podłogę i zdawkowo reagują na jakąkolwiek próbę nawiązania rozmowy. Zatem są domy, w których ktoś powie, że ksiądz był za długo, a są takie, które chciałyby go zatrzymać dłużej, choć w obu przypadkach spędza w jednym domu tę samą ilość czasu. W tym roku odwiedzam domy, w których byłem rok, dwa lata temu. I często cieszę się, że np. para żyjąca bez ślubu, po mojej rozmowie z nimi sprzed dwóch lat zdążyła już przyjąć sakrament. Albo starsza pani, która po mojej wizycie zdecydowała się przyjmować Komunię świętą u siebie w domu i jest z tego powodu bardzo zadowolona. Młody człowiek, który po okresie burz i naporów po wizycie kolędowej rozpoczął przygotowanie do bierzmowania. Z ich perspektywy kolęda nie jest wcale taka bezsensowna ;) Pozdrawiam!
Krzysztof Mierzejewski
15 stycznia 2014, 10:09
'
J
JOHNY
15 stycznia 2014, 10:02
Ja księdza przyjmuję ale koperty nie daję i tyle ...
J
Józek.
15 stycznia 2014, 09:59
Czarna banda  cudaków i zwyrodnialców.
J
J.S.
15 stycznia 2014, 09:40
Popiera Autora artykułu, choć z pewnością technicznie w taki wielkiej parafii jest to trudne do zorganizowania (samych oddziałów szkolnych objętych katechezą na takim osiedlu jest od "a" do "k", lub więcej). Kolejne pytanie to czy parafianie, w większości anonimowi zechcą zapraszać tak swoich duszpasterzy w ciągu roku, żeby zapewnić im regularne posiłki? W parafii, do której należę kolęda czasem rozpoczyna się o godz. 19.00, ponieważ tak kończą się lekcje w szkole niektórych katechetów! Złotego środka w tej kwestii nie ma. Osobiście uważam - ku mojemu wielkiemu smutkowi, że wizyta duszpasterska z kopertą czy bez niej, z posiłkiem czy też bez takowego powoli będzie zanikać w praktyce wiernych. Czy kapłanom wystarczy sił na kontynuowanie tej prastarej tradycji kolędowania, pobłogosławienie naszych mieszkań i zawierania przyjaznych relacji ze swoimi parafianami?
Jadwiga Krywult
15 stycznia 2014, 08:47
Pierwotnym, właściwym celem jest pobłogosławienie domu wodą święconą, Tak. poświęconą uroczyście - z exorcyzmami - w wigilię Objawienia Pańskiego. Grunt, żeby była poświęcona, ksiądz może poświęcić nawet w odwiedzanym domu. Problem z obiadami u ludzi. Zasadniczną funkcją wspólnych posiłków księży jest choćby minimalne życie wspólnotowe. Nie wolno tego naruszać bez szkody dla księży, ostatecznie także dla wiernych. Tak.
9
96358866
15 stycznia 2014, 06:40
Koleda??bardzo za tym teskniem od wielu lat mieszkam na zachodzie.Tutaj przychodzi do domu trzech kroli(to sa przebrane dzieci)organizowane jest to przez koscio. Ksiadz przychodz do domu gdy ktos zmarl(by dowiedziec sie o zmarlym zeby wiecej moc powiedziec na pozegnalnym kazaniu).W moim rodzinnym domu ,koledy to bylo cos bardzo fajnego,to byla wizyta Ksiedza ,osobista rozmowa i oczewiscie bardzo mile i wesole spotkanie.Sprawa KOPERTY to bylo cos co odbywalo sie na samym koncu,przy pozegnaniu....ale to nie byl cel tej koledy.Dobrze wiem gdyby sie nic nie dalo Ksiadz zrobilby taka sama kolede .Kochani kozystajcie z tego osobistego kontaktu z Waszym Ksiedzem i nie robcie sobie niepotzrenych mysli co dac do kperty.Goraco pozdrawiam
N
N~~
15 stycznia 2014, 00:12
Ja szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie, żeby codziennie chodzić do ludzi na obiad. Tydzień można wytrzymać, ale na dłuższą metę, to by na pewno nie wypaliło. Księża mają też przecież inne zajęcia poza odprawianiem mszy. Bardzo często pojawiają się różne nagłe, pilne sprawy. Poza tym, myślę, że wówczas dopiero wszyscy by krytykowali, że nic nie robią tylko na obiadkach się goszczą i pewnie tak by się to skończyło: szkoła-obiad (tu wypada psiedzieć, porozmawiać) -msza-i dobranoc.
14 stycznia 2014, 23:26
Wcale nie głupi pomysł, żeby kolędę rozłożyć na cały rok. W ten sposób, że np. do Świąt Bożego Narodzenia wszyscy się deklarują w parafii, kto by chciał księdza przyjąć. Potem to rozłożone w kalendarzu, informacja co tydzień z wyprzedzeniem, kiedy u kogo, o której i jak najbardziej mogłoby się to wiązać z pełnym posiłkiem dla księdza - jak większa parafia, to ksiądz ma wyżywienie cały dzień:) Wtedy więcej czasu na porozmawianie - ksiądz poznałby lepiej życie, problemy, pytania, wątpliwości parafian. A parafianie mogliby zostać wzmocnieni jakimś wysłuchaniem, dobrym, mądrym, duszpasterskim słowem wspierającym. A że wspólny posiłek dodatkowo jednoczy, to wzmocniłoby to wspólnotę. Co do pieniędzy, akurat mnie to zawsze jakoś krępuje na kolędzie... Wolę inaczej przekazywać środki, niż na takim spotkaniu... Ale zupełnie pozbawiać parafię tych środków? Czym wtedy uzupełnić ewentualne braki w budżecie? Jakiś inny sposób przekazywania przez tych, którzy chcą i mogą?
N
N~~
14 stycznia 2014, 21:41
W rodzinnej parafii mojej teściowej (na wschodzie kraju) ksiądz powiedział na mszy, że prosi, żeby nie dawać pieniędzy jak przychodzi po kolędzie, bo on przychodzi do ludzi w odwiedziny, a jak ktoś przychodzi do nas w gości, to nie dajemy mu pieniędzy. Poza tym, dodał, księża nie są listonoszami, żeby zbierać pieniądze na kościół, więc jak ktoś ma ochotę dać ofiarę na kościół, to może ją złożyć w kościele, na tacę. Mnie również nie podobał się ten zwyczaj, zwłaszcza, że dzisiaj księżom nie wiedzie się najgorzej. Razem z mężem postanowiliśmy, że my po ślubie nie będziemy dawać księżom w czasie kolędzie pieniędzy, natomiast zawsze (tak też było w naszych domach rodzinnych) częstujemy księdza ciastem, kawą, herbatą, do drugiego pokoju zapraszamy ministrantów, którzy również mają przygotowany poczęstunek. Dotychczas 6 razy przyjmowaliśmy księdza, wizyty trwały ok. godziny, czasem krócej, czasem dłużej. Było bardzo sympatycznie, żaden ksiądz "ręki po kopertę nie wyciągał",a na ostatniej, usłyszeliśmy, że właśnie tak powinna wyglądać kolęda. Myślę więc, że zamiast osądzać, narzekać (jak to się zwykło robić)  może warto samemu spróbować zmieniać niektóre nienajlepsze "tradycje".
E
etak
14 stycznia 2014, 21:28
Ludzie, facet pisze o kolędzie, a wy o kucharkach na plebanii!! Wróćcie do meritum: kolęda jest problemem, bo trwa za krótko i nie pozwala nawet na zbudowanie prostej relacji. Jest rytuałem, a przecież nie o to w niej chodzi. Ja gościłam kiedyś w takiej parafii koło Wejherowa, gdzie kolęda jest rozpisana na cały rok. Może to kwestia rozległości parafii - duży obszar i trudno do niektórych domów dotrzeć, ale może to jest sposób. I nie chodzi o to, by ksiądz zjadł smaczny obiad (choć może), ale żeby na chwilę się zatrzymał, pobył z ludźmi w ich codzienności. Może narąbie drzewa lub przewinie niemowlaka.
AC
Anna Cepeniuk
14 stycznia 2014, 21:00
Dobry pomysł..... Ciekawa jstem co na to duszpasterze? Czy autor tekstu podzielił się nim ze swim proboszczem lub wikarym?
K
kasawubu
14 stycznia 2014, 20:52
Artykuł jest głupkowaty, jak poglądy jego autora. Poglądy autora kojarzą mi się z ideologią bolszewików. Oni też mówili po co kościół, po co Bóg i kapłani. Kapłan to jest namiestnik Chrystusa. Wizyta kapłana w domu to jak nawiedziny Chrystusa. Rozważanie o kopercie czy poczęstunku księdza na kolędzie jest rozumowaniem judaszowskim. Judasz też myśał o kasie, kiedy pewna kobieta namaszczała Jezusa drogocennym olejkiem w domu Szymona Trędowatego w Betanii. Szkoda mu było tego olejku, lepiej gdyby go sprzedano a myślał tak, bo był złodziejem. 
T
tomek
14 stycznia 2014, 20:03
Tak przeczytalem tekst, komentarze i musze stwierdzic ze sytuacja chyba nie jest taka prosta. Koleda to koleda, ok. Natomiast co do obiadow, to sa ludzie ktorzy ksiadza zaprosza i sie ciesza jak odwiedzi, a sa tacy ktorzy nie chca o tym slyszec czy tez tacy co im to obojetne, krepujace, nie na reke. Po drugie sa ksieza ktorzy lubieja kontakt z ludzmi i sa tacy ktorza wola swoje wylacznie towarzystwo albo samotnosc w czterech scianach. Kazdy czlowiek inny, nie ma reguly. Co do kucharek, to obiady faktycznie gotuja, ale prawda jest najczesciej zgola inna i ich rola nie ogranicza sie do katechetko-kucharki. Czy ksiadz nie ma rak zeby sobie ugotowac? Ma dwie rece, a i czas znajdzie, spokojnie. Ale jak na plebanii jest dwoch, trzech ksiezy i kazdy sobie kuchnie prowadzi, 3 wejscia, gadaja oficjalnie i co musza, to nikt im nie winny. Skoro proboszcz dajmy na to woli prowadzic gospodarstwo samemu albo z kucharka, to co poradzi. Jak sie chce to mozna sie dogadac i naprawde jak czlowiek zyc, z dobrej atmosferze,  z obiadem i pralka ktora ktos wylaczy, albo kawa czy kanapkami ktore ktos zrobi jesli samemu ma sie duzo zajec.
A
Aaaa.
14 stycznia 2014, 19:15
Kolęda po to żeby kasę od plebsu wyciągnąć.
C
chrysorroas
14 stycznia 2014, 18:42
@Misiek "W rodzinie je się domowe jedzenie. Wiekszość facetów wraca do domu, gdzie czego posiłek przygotowany przez żonę, dziewczynę, mamę..." A co mają powiedzieć Ci mężczyźni, którzy pracują, nie maja żony, mamy, dziewczyny- czy wszyscy zatrudniają gosposie? Sądzą że nie, radzą sobie w inny sposób. ... Ksiądz nie jest starym kawalerem, któremu się nie chciało czy nie potrafił znaleźć żony. Owszem, każdy normalny ksiądz musi mieć coś z pustelnika, tzn. być w stanie na co dzień poradzić sobie sam, także w posiłkach, sprzątaniu, praniu itp. Tego powinno się uczyć w seminarium, żeby nie wychodziły z niego maminsynki. Jednak także doba księdza ma tylko 24 godz. Jeśli ksiądz ma poświęcać swój czas na posługę dla wiernych, to wierni mają obowiązek pomóc mu w sprawach przyziemnych. Mówi o tym Pan Jezus, św. Paweł itd. A jeśli chodzenie na posiłki do wiernych, to tylko okazyjnie i tylko razem z innymi księżmi. W przeciwnym razie powstają poważne szkody duszpasterskie i duchowe przynajmniej niebezpieczeństwa.
lucy
14 stycznia 2014, 18:13
@Misiek "W rodzinie je się domowe jedzenie. Wiekszość facetów wraca do domu, gdzie czego posiłek przygotowany przez żonę, dziewczynę, mamę..." A co mają powiedzieć Ci mężczyźni, którzy pracują, nie maja żony, mamy, dziewczyny- czy wszyscy zatrudniają gosposie? Sądzą że nie, radzą sobie w inny sposób.
JM
Jerzy Malinowski
14 stycznia 2014, 14:28
Ciekawa rzecz wyszła niechcący Panu Redaktorowi, otóż zatrudnianie kucharki. Ile osób w narmalnej rodzinie zatrudnia kucharki, pomoce domowe itp? myślę, że mało kto może sobie na to pozwolić. Rozumiem, że każdy musi cos jeść, ale czy księża których jest czasem 3 -4 muszą "zatrudniać" dla obiadu? Są caterngi, gotowe potrawy czy wreszcie Dobry Bóg dał każdemu ręce. Jak chcę zjeść muszę zrobić, nikt mi nie podaje. Z taką chora tradycją jak utrzymywanie pańskości i dworskości plebanii powinno się skończyć zgodnie z duchem Ewangelii. I niech nikt mi tu nie wyjeżdza że Jezusowi niewiasty usługiwały - bo co innego Chrystus, który uzdrawiał, wyganiał demony, nauczał jako ten co ma MOC a nie ksiądz katecheta po 4 godzinach w szkole i odpraiwonej gregoriance - nie ten kaliber. ... Aha, sam sobie jedz żarcie z cateringów. Może jeszcze chińskie zupki? Popsują sobie żołądki i na gastrologów kasę z kolędy wydadzą. W rodzinie je się domowe jedzenie. Wiekszość facetów wraca do domu, gdzie czego posiłek przygotowany przez żonę, dziewczynę, mamę... Catering to masz jak jest impreza w pracy. A ciekawe kiedy księża mają sobie gotować między szkołą - kancelarią - pogrzebem - mszą - wezwaniem do chorego itd. Idź na plebanię i pomieszkaj tam 48 godzin, to zrozumiesz. A niedziela - ty się byczysz przed telewizorem, a omi zasuwają. Sam sobie gotuj. ...w mojej parafii proboszcz na obiady chodzi do zaprzyjżnionej rodziny,śniadania i kolacje robi sobie sam.Wikarusze mogą jeść obiady w szkole,tak jak nauczyciele.
M
Misiek
14 stycznia 2014, 14:03
Ciekawa rzecz wyszła niechcący Panu Redaktorowi, otóż zatrudnianie kucharki. Ile osób w narmalnej rodzinie zatrudnia kucharki, pomoce domowe itp? myślę, że mało kto może sobie na to pozwolić. Rozumiem, że każdy musi cos jeść, ale czy księża których jest czasem 3 -4 muszą "zatrudniać" dla obiadu? Są caterngi, gotowe potrawy czy wreszcie Dobry Bóg dał każdemu ręce. Jak chcę zjeść muszę zrobić, nikt mi nie podaje. Z taką chora tradycją jak utrzymywanie pańskości i dworskości plebanii powinno się skończyć zgodnie z duchem Ewangelii. I niech nikt mi tu nie wyjeżdza że Jezusowi niewiasty usługiwały - bo co innego Chrystus, który uzdrawiał, wyganiał demony, nauczał jako ten co ma MOC a nie ksiądz katecheta po 4 godzinach w szkole i odpraiwonej gregoriance - nie ten kaliber. ... Aha, sam sobie jedz żarcie z cateringów. Może jeszcze chińskie zupki? Popsują sobie żołądki i na gastrologów kasę z kolędy wydadzą. W rodzinie je się domowe jedzenie. Wiekszość facetów wraca do domu, gdzie czego posiłek przygotowany przez żonę, dziewczynę, mamę... Catering to masz jak jest impreza w pracy. A ciekawe kiedy księża mają sobie gotować między szkołą - kancelarią - pogrzebem - mszą - wezwaniem do chorego itd. Idź na plebanię i pomieszkaj tam 48 godzin, to zrozumiesz. A niedziela - ty się byczysz przed telewizorem, a omi zasuwają. Sam sobie gotuj.
O
Olga
14 stycznia 2014, 13:48
Nigdy nie wciskałam księdzu kawy, herbaty ani ciastka.Nie ze skąpstwa ale z litości. 60 mieszkań to 15 litrów płynów i parę kilogramów ciasta.
JM
Jerzy Malinowski
14 stycznia 2014, 11:53
Ciekawa rzecz wyszła niechcący Panu Redaktorowi, otóż zatrudnianie kucharki. Ile osób w narmalnej rodzinie zatrudnia kucharki, pomoce domowe itp? myślę, że mało kto może sobie na to pozwolić. Rozumiem, że każdy musi cos jeść, ale czy księża których jest czasem 3 -4 muszą "zatrudniać" dla obiadu? Są caterngi, gotowe potrawy czy wreszcie Dobry Bóg dał każdemu ręce. Jak chcę zjeść muszę zrobić, nikt mi nie podaje. Z taką chora tradycją jak utrzymywanie pańskości i dworskości plebanii powinno się skończyć zgodnie z duchem Ewangelii. I niech nikt mi tu nie wyjeżdza że Jezusowi niewiasty usługiwały - bo co innego Chrystus, który uzdrawiał, wyganiał demony, nauczał jako ten co ma MOC a nie ksiądz katecheta po 4 godzinach w szkole i odpraiwonej gregoriance - nie ten kaliber. ...trafne uwagi.
JM
Jerzy Malinowski
14 stycznia 2014, 11:50
...bardzo trafne uwagi.Zgadzam się z autorem w 100%.Mam takie same odczucia.
C
chrysorroas
14 stycznia 2014, 11:10
Autor sporo namieszał. Faktem jest, że tzw. kolęda jest dość często formalnością. Zapomina się o jej właściwym celu. Nie jest to ani "wizyta duszpasterska", jak mówią moderniści, ani zbieranie kopert, jak mówią wrogowie. Pierwotnym, właściwym celem jest pobłogosławienie domu wodą święconą, poświęconą uroczyście - z exorcyzmami - w wigilię Objawienia Pańskiego. Moderniści wyrugowali tę wigilię z poświęceniem i zrobili z kolędy wizytę duszpasterską, co jest ewidentnym absurdem. Problem z obiadami u ludzi. Zasadniczną funkcją wspólnych posiłków księży jest choćby minimalne życie wspólnotowe. Nie wolno tego naruszać bez szkody dla księży, ostatecznie także dla wiernych. Prywatne wizyty księży w domach są problemem, gdyż wywołują zazdrość. Tzn. księża powinni odwiedzać wszystkie rodziny, a nie tylko wybrane. W przeciwnym razie wyrządzają szkodę duszpasterską. Rozwiązania: 1. Błogosławieństwo domów (na to wystarczy kilka minut) można robić także w okresie od Wielkanocy, tzn. z wodą z poświęcenia wody chrzcielnej. To odciąży znacznie okres pobożonarodzeniowy. 2. Odwiedzać rodziny z prawdziwą wizytą duszpasterską z okazji Chrztu św. (na rozmowę przed), ślubu (również na rozmowę przed) oraz pogrzebu (wierni szczególnie wtedy potrzebują duchowego wsparcia i pociechy). W taki sposób nie będzie wybierania sobie ulubionych domów czy szczególnie wystawnych obiadków.
R
Radek
14 stycznia 2014, 09:51
Ciekawa rzecz wyszła niechcący Panu Redaktorowi, otóż zatrudnianie kucharki. Ile osób w narmalnej rodzinie zatrudnia kucharki, pomoce domowe itp? myślę, że mało kto może sobie na to pozwolić. Rozumiem, że każdy musi cos jeść, ale czy księża których jest czasem 3 -4 muszą "zatrudniać" dla obiadu? Są caterngi, gotowe potrawy czy wreszcie Dobry Bóg dał każdemu ręce. Jak chcę zjeść muszę zrobić, nikt mi nie podaje. Z taką chora tradycją jak utrzymywanie pańskości i dworskości plebanii powinno się skończyć zgodnie z duchem Ewangelii. I niech nikt mi tu nie wyjeżdza że Jezusowi niewiasty usługiwały - bo co innego Chrystus, który uzdrawiał, wyganiał demony, nauczał jako ten co ma MOC a nie ksiądz katecheta po 4 godzinach w szkole i odpraiwonej gregoriance - nie ten kaliber.