Po co komu kolęda?
Po świątecznym powrocie z rodzinnego domu do Krakowa uświadomiłem sobie, że niedługo odwiedzi mnie ksiądz po tzw. kolędzie. W pierwszej kolejności pomyślałem o tym, że będę musiał kupić kopertę.
Chwilę potem sprawdziłem, kiedy w moim bloku będzie kolęda i zacząłem się zastanawiać, czy zdążę wrócić z pracy, że dzień wcześniej trzeba będzie posprzątać mieszkanie, może kupić jakieś ciastko do kawy (gdyby gość zdecydował się na kawę czy herbatę, gdy ja z kolei będę miał odwagę ją zaproponować). Dopiero długo później pomyślałem o tym, co chciałbym księdzu powiedzieć i o co go zapytać.
Trudno rozstrzygnąć, czy obecne teraz w mediach jednoznaczne skojarzenie księdza po kolędzie z poborcą podatkowym to przyczyna, czy skutek rozpoczęcia moich przygotowań od koperty. Ale z tego chociażby powodu nie wieszałbym psów tylko na księżach wchodzących do naszych domów jak po ogień. Jak widać na moim przykładzie, świeccy też myślą w tym kontekście o kasie, a nie duszpasterskich celach tej wizyty.
Swoją drogą jest to dość zastanawiające, bo w rodzinnym domu koperta wprawdzie zawsze była przygotowana dla księdza, ale kolędzie towarzyszyło takie wyjątkowe napięcie, niespotykane przy żadnym innym gościu odwiedzającym nasze mieszkanie. Dziadek wyglądał nerwowo na korytarz, żeby zorientować się, do którego mieszkania wszedł właśnie ksiądz. Trzeba było zapalić światła na choince, świecę na stole. Gdy byłem młodszy, przygotowywałem zeszyt z religii - mama sprawdzała, czy nie będzie wstydem pokazanie go. Tata czuwał, żeby zaopiekować się ministrantami w czasie wizyty. Później wspólny śpiew kolędy, modlitwa, krótka rozmowa - dziadkowie opowiadali o aktualnej sytuacji całej rodziny: kto co robi, gdzie pracuje, jak się uczy, itd. Ksiądz zostawiał obrazki. A koperta? Była gdzieś w tle. Na ogół dziadek ją wręczał przed wyjściem. Nigdy nie zdarzyła się u nas sytuacja, żeby ksiądz sam brał ją ze stołu albo - nie daj Bóg - otwierał i przeliczał pieniądze.
Znam też kolędę trochę z innej strony. Jako ministrant byłem świadkiem, jak ksiądz odmawiał przyjęcia jakichkolwiek pieniędzy, bo widział, że w tym konkretnym domu będą bardziej potrzebne. Bywało też tak, że sięgał do swojej torby i zostawiał koperty z wcześniejszych mieszkań widząc realną potrzebę, bo bieda, bo liczna rodzina, bo choroba.
Moja pierwsza samodzielna kolęda była jeszcze inna. Mieszkałem w parafii od miesiąca, nic o niej nie wiedziałem. Ministranci zaśpiewali mi kolędę w progu (mimo usilnych próśb nie weszli do środka). Ksiądz się pomodlił, ja się przedstawiłem i już chciał wychodzić. Gdybym nie poprosił go, żeby powiedział mi coś o parafii, to jego wizyta trwałaby u mnie dwie minuty. Trudno wtedy nie mieć wrażenia, że w kolędzie chodzi o kasę…
Z innej jeszcze strony - ciężko o poświęcenie każdemu chociażby kilkunastu minut, gdy parafia liczy ponad 25 tys. osób, a księży pracuje w niej pięciu. Spieszą się, żeby skończyć przed dwudziestą drugą, bo następnego dnia zaczynają o ósmej katechezę w szkole. Poza tym o czym mamy rozmawiać? Ksiądz nie jest w stanie nic o mnie powiedzieć. Ja nie wiem nawet jak on się nazywa, bo znam tylko nazwisko proboszcza. Koło się zamyka.
W czasie świątecznego urlopu zaprosiłem do mojego rodzinnego domu znajomego księdza. Spóźnił się, bo razem z proboszczem i drugim wikarym byli u jednej z rodzin na obiedzie. A jaki problem, żeby nie tylko od święta zapraszać księży do swoich mieszkań? Chętnie wziąłbym nawet dzień urlopu, przygotował dobry obiad z deserem. Mielibyśmy czas, żeby się poznać - ksiądz usłyszałby o tym, czym się zajmuję, jakie mam problemy; ja dowiedziałbym się o planach parafii na przyszły rok, o tym, że organizuje wakacyjny wyjazd dla dzieci, itd.
Przypuszczam, że i koperta nie byłaby potrzebna… Księża mieliby codziennie obiad z kolacją u którejś z rodzin w ich parafii - nie musieliby zatrudniać kucharki. A ja - znając potrzeby parafii i sytuację tutejszych parafian ze trzy razy w roku wsparłbym hojniej to, co robią mój proboszcz i wikarzy. Po co komu kolęda?
Przemysław Radzyński - Dziennikarz. Pracuje dla mediów powołaniowych zakonu pijarów - eSPe i MojePowolanie.pl. Współpracuje także z Katolicką Agencję Informacyjną.
Skomentuj artykuł