Po co w kościołach zakrywamy krzyże?
Już intensywniej czuć zbliżającą się Wielkanoc. Widać, że coś się zmienia nie tylko w przyrodzie, ale także w przestrzeni liturgicznej. Zwyczaj zakrywania fioletowym materiałem kościelnych krzyży i obrazów, podobnie jak wiele innych liturgicznych zwyczajów, jest jednak coraz mniej zrozumiały dla współczesnego człowieka. Co odpowiecie Waszym dzieciom, gdy zapytają Was, dlaczego krzyże i obrazy są zasłonięte?
Zapewne niektórzy odpowiedzą, że zasłaniamy je po to, by nam nie spowszedniały albo by nie rozpraszały nas w czasie okresu pokuty i skupienia. Będą to odpowiedzi słuszne i poprawne. Rzeczy, na które często patrzymy i z tego powodu prawie już ich nie zauważamy, często doceniamy dopiero wówczas, gdy ich nam zabraknie. Wartość zdrowia doceniamy zazwyczaj dopiero wtedy, gdy dotknie nas choroba. Często też zalety drugiego człowieka odkrywamy dopiero wówczas, gdy go przy nas zabraknie.
Ks. Tomáš Halík w książce „Czas pustych kościołów” wspomina, że wielu myślicieli zaczęło intensywnie zajmować się religią dopiero w momencie, kiedy przestała być oczywistością. „Dla wielu ludzi mojej generacji – pisze ten znakomity czeski teolog – dopiero próba likwidacji czy ukrycia jak największej części tego skarbu w czasie komunizmu stała się impulsem, aby otworzyć oczy. Pamiętam, że jako chłopiec zauważyłem pewnego dnia zniknięcie krzyża z korytarza domu, do którego jeździłem z rodzicami na wakacje. Pierwszy raz zadałem sobie wtedy pytanie, dlaczego ktoś ten krzyż kiedyś tam zawiesił? I dlaczego ktoś inny go zdjął? I co właściwie ten symbol oznacza?”.
Myślę, że piąta niedziela Wielkiego Postu, czasem zwana czarną niedzielą, przynosząca nam zasłonięte krzyże, figury i obrazy, zaprasza i motywuje nas do takiej właśnie refleksji: dlaczego te krzyże tutaj wiszą, kto postawił te figury, skąd się wzięły te obrazy? I co właściwie dla mnie to wszystko oznacza? Te symbole są zakrywane po to, abyśmy je później, gdy znów na nie spojrzymy, zobaczyli na nowo, choć ona same w sobie się przecież nie zmienią.
Myślę, że wszyscy zgodzimy się co do tego, że żyjemy w czasach, kiedy obraz Boga w otaczającym nas świecie, ale też bardzo konkretnie w życiu wielu naszych sióstr i braci został zakryty, zaćmiony, zniekształcony swoistą zasłoną obojętności. To zaćmienie nie zniknie raczej automatycznie, ale dopiero wtedy, gdy – jak mówi ks. Halík – „będziemy zdolni postrzegać stare obrazy wiary w nowy sposób. Głębiej”. Tak więc ta niedziela zaprasza nas również do tego, byśmy wykorzystali kończący się okres Wielkiego Postu i podjęli pogłębioną refleksję nad miejscem Boga i wiary w naszym życiu.
Czytamy w niedawnej Ewangelii, że do Filipa przychodzili Grecy i prosili go, mówiąc: „Panie, chcemy ujrzeć Jezusa”. Czyż nie jest to prośba bliska każdej i każdemu z nas, gdy nasze życie ogarnia mrok, a Bóg wydaje się być nieobecny, albo przynajmniej skutecznie zasłonięty wciąż na nowo rodzącymi się wątpliwościami i pytaniami bez odpowiedzi? Również to chcą nam dzisiaj powiedzieć zasłonięte krzyże, figury i obrazy: nie traćmy odwagi i wierności, nadziei i wytrwałości w chwilach Bożego milczenia, abyśmy tak jak kiedyś owi Grecy mogli ujrzeć Jezusa, aby tak jak kiedyś uczniom w Emaus i nam spadły skorupy z oczu i do naszych serc wpadła iskra zrozumienia.
Dlaczego te krzyże tutaj wiszą, kto postawił te figury, skąd się wzięły te obrazy? I co właściwie dla mnie to wszystko oznacza?
Przecież nie ma nic zakrytego, co na koniec nie zostanie odkryte, mówi Pismo. A kryzysy, wątpliwości i przesilenia, jeśli tylko traktujemy poważnie życie wiarą, muszą również się pojawiać. „Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity” (J 12, 24). Warto pamiętać o słowach Jezusa.
„Co nie jest chwiejne, jest nietrwałe” (ks. Tomáš Halík).
Skomentuj artykuł