Pobożność jest ważna, ale rozumu nie zastąpi

(fot. sxc.hu)

Stańmy wreszcie w prawdzie i powiedzmy sobie szczerze, że mało kto z nas pamięta pielgrzymkę Benedykta XVI do Polski. Nie, nie chodzi mi o jakąś zbiorową falę amnezji lub autosugestii, ale fakt, że nie przebiła się ona trwale do naszej narodowej świadomości.

Zresztą, proszę zrobić szybki test i spróbować przypomnieć sobie jeden z głównych tematów ówczesnego papieskiego nauczania. Urywek katechezy, kluczowe zdanie lub ważną myśl. Śmiem podejrzewać, że spotkamy się w ciszy i nie odkryjemy zbyt wiele z tego co powinno w nas zostać po tamtym czasie.

A szkoda, bo w swoim wielkim kunszcie, Benedykt XVI wypowiedział myśl iście prorocką (zresztą pewnie nie jedną) i adekwatną do sytuacji w której obecnie się znajdujemy: "ważne jest, aby polski katolicyzm, tak mocny życiem wiary, miał także tę siłę intelektualną, która podejmuje dialog z wszystkimi nurtami współczesnej myśli. Chciałbym, aby ten polski katolicyzm, nacechowany nie tylko siłą wiary, ale i siłą intelektu, mógł odegrać ważna rolę i poza Polską, w kontekście europejskim".

I choć w podobnym tonie wiele lat wcześniej wypowiadał się Tischner (słynne "Pobożność jest niezwykle ważna, ale rozumu nie zastąpi") to jest dla mnie coraz bardziej jasne, że ani słowa księdza filozofa, ani pasterza Kościoła Powszechnego nie zostały de facto potraktowane serio.

DEON.PL POLECA

Kto choć trochę orientuje się w środowiskach związanych z Kościołem ten szybko zauważy, że polski katolicyzm w ciągu ostatnich kilku lat przyjął dość specyficzną obronną formę. Nie chodzi o tzw. "syndrom oblężonej twierdzy", ale bardziej o nieustanne poczucie zagrożenia objawiające się chociażby w treści komunikatów i listów pasterskich pisanych w konwencji ostrzeżenia przed prądami myślowymi i ideami ukradkiem wkradającymi się w szeregi wierzących. Dość wspomnieć tu o gender studies, kwestiach relatywizmu moralnego, zachwianych pojęciach prawdy i rodziny oraz ateizmie.

Tymczasem to nie ateizm, gender czy relatywizm są dziś największymi bolączkami polskiego Kościoła, ale zalewające go fale irracjonalizmu i przerost uczuciowości w sferze wiary. Na tyle niebezpieczne, bo prowadzące w konsekwencji do głupoty i dewocji - niesprzyjających, mówiąc delikatnie, umacnianiu wiary.

To trochę jak z systemem naczyń połączonych. Jedno wynika z drugiego. Jeżeli ludzka religijność nie opiera się na dwóch źródłach, wierze i rozumie zapada się w sferę uczuć - czyli dewocję. Owoce tego nie są trudne do przewidzenia.

Kiedy to uczucia, a nie prawda dominują na przykład w czasie mszy świętej, przeistoczenie, komunia i błogosławieństwo o tyle są dobre, o ile towarzyszyło im przyjemne uczucie podczas ich trwania. Kiedy po spowiedzi nie ma uczucia "lekkości" to dewocji zdaje się, że spowiedź była nieważna. Kiedy w czasie śpiewania "Te Deum" łzy nie pojawiają się w oczach - nie śpiewaliśmy całym sercem.

Jasne, że uczucia są ważne, ludzkie i stworzone przez Boga, ale kiedy przysłaniają to co dzieje się "naprawdę" wina staje się tylko poczuciem winy, błogosławieństwo poczuciem błogosławieństwa, a łaska poczuciem łaski - parafrazując wspomnianego już ks. Tischnera.

Śmiem twierdzić, że zauważalny ostatnio wzrost zainteresowania egzorcyzmami i demonologią wiąże się właśnie z irracjonalnym podejściem do życia duchowego. Szatan działa w świecie, ale na Boga, dopatrywanie się jego działania w pochodzeniu niektórych zabawek lub filmów nie świadczy dobrze o stanie wiary w Zmartwychwstałego Chrystusa!

Potrzebujemy mądrych kapłanów i świeckich, wiedzących, że nic nie zastąpi żmudnej i ciężkiej pracy u podstaw w tłumaczeniu ludziom podstaw wiary. Rozumiejących, że ambona jest miejscem wyjaśniania Słowa a nie czytania listów pasterskich. Wierzących, że ludzki rozum został przez Boga oświecony a nie korzystanie z niego jest po prostu głupotą.

Nacechowany intelektualną siłą i żarliwą wiarą polski katolicyzm nie będzie musiał obawiać się zewnętrznego zagrożenia i - święcie w to wierzę - skutecznie podejmie dialog z zachodnimi prądami myślowymi.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Pobożność jest ważna, ale rozumu nie zastąpi
Komentarze (132)
24 września 2014, 21:39
No cóż... Jest postęp. Kilka dni zastanowienia i buddyjska reklamówka: "Mężczyzna, który zaczął się śmiać" została zdjęta z deonu :-)
M
Maria
24 września 2014, 12:47
A ja śmiem twierdzić, że w tonie wypowiadających się w obronie demonicznych zabawek, atakujących kapłanów którzy ostrzegają przed konsekwencjami ich posiadania, też czuję "swąd sztana". A, przy okazji, zapytam: komu dzieje się krzywda, kto i co traci słuchając ostrzeżeń egzorcystów i charyzmatyków na ten temat? - chyba tylko zbawkowy biznes... Maria 
24 września 2014, 13:01
A kto zyskuje?Zabawkowa konkurencja! może więc o to chodzi bo jak mówią jak nie wiadomo o co chodzi......................?:)
P
pg
22 września 2014, 13:31
Nawiązując do tytułu. Panie Michale,rozum jest ważny, ale pobożności na pewno nie zastąpi.
H
Hastatus
21 września 2014, 18:47
To wezwanie Benedykta XVIgo trzeba właściwie rozumieć. On z pewnością nie miał na myśli "dialogu" w sensie "kościoła otwartego", czyli otwarcie na ducha tego świata, ale raczej o prowadzenie dialogu z ludźmi poddającymi się różnym współczesnym prądom intelektualnym. Tutaj potrzebna jest właściwa ich ocena z punktu widzenia chrześcijaństwa. Zauważanie, co jest dobre, a co nie do przyjęcia. Dobrym przykładem jest ruch eugeniczny na świecie przed IIWŚ (http://www.fronda.pl/a/mysl-eugeniczna-w-przededniu-holocaustu,41875.html).  Był to pewien prąd intelektualny z pewnymi dobrymi intencjami, ale skutki były jakie były. Dzisiaj te idee odradzają się w niewiele zmienionym opakowaniu. Słowa papieża Benedykta trzeba wyjaśniać odwołując się do jego sytuacji. Najpierw jako prefekt Kongregacji ds Wiary był atakowany za swoją postawę bezkompromisowego poszukiwania i opowiadania się za prawdą. Potem ta krytyka dotyczyła go jako papieża. Rzecz charakterystyczna, że najbardziej był atakowany w swoich rodzinnych Niemczech. Określano go tam epitetami: rottweiler i  pancerny kardynał, choć był i jest to człowiek bardzo subtelny i raczej nieśmiały w stosunkach z innymi. Te epitety odnosiły się poniekąd do jego jasności jego myśli, poprawności rozumowania, które było trudne do podważenia, i bezkompromisowego głoszenia prawdy. Papież, czuł się jednak osamotniony w swoich poszukiwaniach intelektualnych i teologicznych. Do Polaków zwracał się więc o pomoc i to nie bez przyczyny. W końcu to w Polsce powstawały zręby nauczania wyrażonego w encyklice Humanae Vitae. Jej późniejsza zła recepcja była spowodowana oczywiście głównie postępem rewolucji seksualnej, ale i pominięciem argumentacji kard. Wojtyły.
H
Hastatus
21 września 2014, 18:58
Papieżowi Franciszkowi nie chodziło więc o to, żebyśmy otwarli się np. na genderyzm, legitymowali jego ideologów i propagatorów, albo trendy wspierające aborcję i eutanazję w jej nowych postaciach poprzez dyskusje z nimi w kościołach, jak to miało niestety miejsce w zakonie  ... w Warszawie. Chodziło mu o zaplecze intelektualne dla myśli chrześcijańskiej. Tak, żeby nie był osamotniony w swoich rozważaniach i opowiadaniu się za prawdą, ale mógł czerpać pełnymi garściami z dorobku innych. Niestety, z tym zapleczem jest u nas po prostu bardzo źle i wcale nie chodzi o mantrę dotyczącą żekomych wad polskiego katolicyzmu. Kształci się u nas co prawda rzesze teologów na różnych szkółkach o wspaniałych nazwach. Jednak prawdziwej teologi raczej u nas się nie uprawia, a jeśli nawet, to w na marginesie szkolnictwa. Jest to zresztą charakterystyczne dla całej nauki w naszym kraju. Te braki mają nieraz bardzo konkretny wyraz. Np. zabrakło teologów moralistów, którzy potrafiliby z sensem objaśnić zasady w sytuacje pochówku takich prominentnych przestępców, jak Jaruzelski. Chowanie go z pompą przez biskupa i odprawianie mszy w katedrze to był po prostu okropny kociokwik. A przecież tylu mamy wykształconych teologów i ... wszystko nie warte funta kłaków.
H
Hastatus
21 września 2014, 19:07
Jest też jakimś okropnym zaniedbaniem, że nie ma u nas wybitnych teologów zajmujących się tematem Miłosierdzia Bożego, choć to w Polsce to orędzie miało miejsce i do Polski się odnosiło. A jest to sprawa bardzo aktualna, bo np. niemieccy biskupi próbują podważyć nauczanie i praktykę Kościoła dotyczącą komunii dla cudzołożników. Szykują się nawet do "ofensywy" w tej sprawie, jak powiedział kard. Kasper: http://www.fronda.pl/a/ks-robert-skrzypczak-dla-frondapl-wprowadzania-ducha-swiata-do-kosciola-odbywa-sie-kosztem-przepedzenia-ducha-swietego,41888.html Tutaj głęboka teologia Bożego Miłosierdzia byłaby wielką pomocą w obronie nauczania Kk. Niestety u nas takich teologów raczej nie widać. Jest co prawda tendencja do mówienia o Bożym Miłosierdziu na kazaniach, ale czasami sprowadza się to do niemiłosiernego słodzenia, w duchu bozia was kocha i jest ok. To oczywiście z Biblią, ale też Dzienniczkiem siostry Faustyny, nie ma wiele wspólnego.
WD
Wujek Dobra Rada
21 września 2014, 00:26
@ Michał Lewandowski Czy mógłby Pan przybliżyć gdzie te słowa padły? Mi się wydaje, że pomyliły się Panu zapiski z cytatami, bo słowa takie padły, ale nie podczas pielgrzymki Benedykta XVI do Polski tylko pojawiły się w wywiadzie udzielonym przez kardynała Ratzingera KAI (lipiec 2004) zaraz po wejściu Polski do UE (i w takim kontekście zostały wypowiedziane). Jeżeli się Pan pomylił to największym plusem Pańskiego artykułu jest jednak zwrócenie uwagi na ten wywiad. Warto po niego sięgnąć. Polecam. Adrian
WD
Wujek Dobra Rada
21 września 2014, 00:31
<a href="http://www.niedziela.pl/wydruk/1491/">LINK</a> "Zapewne, w ramach postępującego procesu jednoczenia, różne pokusy z Zachodu z większą siłą wejdą także do Polski (...) W Polsce konieczne będzie podjęcie - jak to się już zresztą czyni - głębokiego dialogu z tymi tendencjami. Z filozofią i myślą zachodnią, która coraz bardziej będzie tu obecna." "Ojciec Święty, gdy jeszcze był arcybiskupem Krakowa - czytamy o tym w jego ostatniej książce - bardzo się troszczył o stworzenie silnej wiarą inteligencji i o jej obecność na płaszczyźnie intelektualnej i społecznej. Wydaje mi się to bardzo ważne dla Europy, i szczególnie właśnie dla Polski: rozwijać myśl filozoficzną, i to taką, która podejmuje dialog z wymogami naszych czasów, z całą empiryczną rzeczywistością, jaka nas otacza. Trzeba nie tylko dostrzegać zgodność między wiarą a współczesną wizją świata, ale także wykazać, że współczesny Kościół i świat potrzebuje dobrze uformowanej inteligencji katolickiej. Nie znam dokładnie problemów polskiego duszpasterstwa, ale ważne jest, aby polski katolicyzm, tak mocny życiem wiary, miał także tę siłę intelektualną, która podejmuje dialog z wszystkimi nurtami współczesnej myśli. Chciałbym, aby ten polski katolicyzm, nacechowany nie tylko siłą wiary, ale i siłą intelektu, mógł odegrać ważna rolę i poza Polską, w kontekście europejskim."
C
Czytelnik
20 września 2014, 20:08
"Szatan działa w świecie, ale na Boga, dopatrywanie się jego działania w pochodzeniu niektórych zabawek lub filmów nie świadczy dobrze o stanie wiary w Zmartwychwstałego Chrystusa!" Hello Kitty? Z tym tematem rozprawiono się intelektualnie w <a href="http://miesiecznikegzorcysta.pl/drogowskazy/item/119-czy-hello-kitty-to-diabelska-sztuczka">miesięczniku Egzorcysta.</a>
20 września 2014, 20:24
Znów nie rozumiem co można w takim komentarzu 'nie lubić'. Nie potrafię znaleźć nic powodującego 'nielubienie' poza dysonansem poznawczym w postaci burzenia urojeń odnośnie całkowitej bezrozumności środowisk zajmujących się zagrożeniami duchowymi/egzorcyzmami. Biegunową alternatywą jest 'nielubienie' stosowania racjonalnej analizy w obszarze zagrożeń duchowych/egzorcyzmów, ale prawdopodobieństwo takiego przypadku wydaje mi się podobne do prawdopodobieństwa trafienia w Lotto.
22 września 2014, 10:42
„Nie dał nam Bóg ducha lęku, ale mocy, miłości i trzeźwego myślenia” (2 Tm 1,7) Przecież jasne jest to, że problem nie tkwi w samej twarzy ale w tym, że tę samą twarz wykorzystuje się najpierw do zabawy, a później do erotyki i przez kojarzenia najpierw z czymś przyjemnym chce się zachęcić do czegoś co jest złe i grzeszne. Na ty właśnie polega inteligencja szatana! (ks. Roman Chyliński) Jeśli zobaczymy oficjane kolekcje HK to zobaczymy również "rożaniec" z HK zamiast krucyfiksu. I tu trzeżwe myślenie karze postawić pytanie: jeśli autor wykorzystuje HK  w takim celu - to czy może jednak w takim celu go stworzył?
20 września 2014, 19:05
No cóż jeśli ten tekst obrazuje rozum ludzi Kościoła,  to obawy Benedykta XVI wydają się jak najbardziej uzasadnione... Podsumowując rozumowe wywody autora: Szatan działa, ale dostrzeganie jego konkretnych działań w otaczającym świecie to dewocja. To zapytam nieśmiało: Ilu myślicieli Kościoła, którzy dali się uwieść rozumowi (w ich mniemaniu - bo uwiedzeni byli przez Przeciwnika) może z pamięci wymnienić Autor?
20 września 2014, 19:16
> dostrzeganie jego konkretnych działań w otaczającym świecie to dewocja. osobiście dodałbym: dostrzeganie jego konkretnych działań w otaczającym świecie to irracjonalna dewocja, ponieważ choć kolokwialnie dewocja idzie w parze z irracjonalnością, to jednak merytorycznie implikacja dewocja=>irracjonalność jest niepoprawna, eg.: Ludwik Pasteur.
Z
Zbychu
20 września 2014, 15:55
Panie Michale! Kozackie! Jaka to radość, że ktoś to tak widzi. I to taki młody teolog. Jest nadzieja! Dzięki! Nie poddawaj się Pan! Pozdrawiam!
N
nn
20 września 2014, 14:56
Autor ma rację - Kościół powinien wreszcie z ciągłej tylko obrony przejść do ofensywy wymierzonej w irracjonalną i antyludzką ideologię gender. Bo "dialog" silniejszego poprzez fakty dokonane nie jest już dialogiem. Jest zwyczajną dyktaturą cynizmu, złej woli i głupoty. Benedykt XVI: potrzebny jest "Kościół wojujący" "Pojęcie Ecclesia militans - Kościoła wojującego - nie jest dziś modne - stwierdził Papież. - W rzeczywistości jednak coraz lepiej rozumiemy, że jest prawdziwe, oddaje coś z prawdy. Widzimy, że zło chce opanować świat i konieczne jest podjęcie walki ze złem. Widzimy, że zło posługuje się w tym wieloma sposobami: okrutnymi, uciekając się do różnych form przemocy, ale też udaje dobro i w ten sposób narusza moralne fundamenty społeczeństwa". http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,10194,benedykt-xvi-potrzebny-jest-kosciol-wojujacy.html
20 września 2014, 17:58
Mała korekta: pars pro toto. Gender nie jest ani głową, ani nawet ręką, a jedynie mieczem używanym do walki.
WD
Wojtek Duda
20 września 2014, 13:57
rewelacyjny tekst. Autor musi się jednak uzbroić w parasol i solidny płaszcz przeciwdeszczowy, bo pomyje już lecą  :)
K
klara
20 września 2014, 20:25
Oto wypowiedź orędownika dialogu :-))))))))))) Jego i Autora zdanie - to poglądy (nawet ponoć rewelacyjne) . A zdanie oponentów to pomyje. Wzorcowy przykład "tej siły intelektualnej", która umożliwia "skuteczne podejmowanie dialogu".
20 września 2014, 20:28
To jest logika tego dialogu: inne zdanie, niezależnie od stopnia merytoryczności, to pomyje.
WD
Wojtek Duda
21 września 2014, 23:18
skoro Pani odpowiada to ja poproszę o minimum dobrej woli przy czytaniu moich wypowiedzi. Kto, gdzie i komu odbiera prawo do poglądów ? proszę poczytać forum deonowe, gdzie dyskusje dot. np. TP, ks. Bonieckiego  to wtedy Pani lepiej zrozumie w jakim sensie uzylem slowa pomyje. 
21 września 2014, 23:26
Co to jest 'prawo do poglądów' i na czym polega 'odbieranie go'?
K
klara
22 września 2014, 08:14
Rasowy katolik otwarty powinien z miłością i szacunkiem przyjąć do wiadomości, że dla innych katolików niektóre opinie np.TP czy ks.Bonieckiego to pomyje. I radować się, ze stanowimy taką miłą "jedność w różnorodności", która wszak jest podstawą do upragnionego dialogu.
H
Hastatus
20 września 2014, 12:27
"polski katolicyzm ... nieustanne poczucie zagrożenia objawiające się chociażby w treści komunikatów i listów pasterskich pisanych w konwencji ostrzeżenia przed prądami myślowymi i ideami ukradkiem wkradającymi się w szeregi wierzących.  Dość wspomnieć tu o gender studies, kwestiach relatywizmu moralnego, zachwianych pojęciach prawdy i rodziny oraz ateizmie." No tak, te wszystkie słowa o otwartości i cytaty z wypowiedzi Benedykta XVIgo mają jeden cel. Ma nas otworzyć nas na tzw. dialog z nurtami współczesnej myśli, zwłaszcza jednym - genderyzmem. Dziękują, wszystko jasne.
V
veritas
20 września 2014, 10:37
Pobożność jest ważna, ale rozumu nie zastąpi. W dociekaniach naukowych - zgoda. Ale w kwestii zbawienia wiecznego odwrotnie  -  rozum jest ważny, ale pobożności nie zastąpi. Po-bozności, czyli życia po-bożemu.
J
jack
20 września 2014, 18:06
Dziękuję uprzejmie za nierozumną pobożność. Zdaje się, że jest wbrew słowom Chrystusa, który często podkreślał znaczenie zrozumienia: "I wy tak niepojętni jesteście?" "Słuchajcie Mnie, wszyscy, i zrozumiejcie!" "Jeszcze nie pojmujecie i nie rozumiecie, tak otępiały macie umysł?" "Dlaczego nie rozumiecie mowy mojej?" Jednym z cięższych słów używanych przez Jezusa Chrystusa było "nierozumni". Istotą wiary jest zrozumienie słów Boga, pojęcie znaczenia i przyjęcie Go, a nie ślepe wypełnianie litery pisma.
20 września 2014, 18:12
"rozum jest ważny, ale pobożności nie zastąpi" nie implikuje "nierozumną pobożność", zatem nie na temat.
V
veritas
20 września 2014, 18:20
Dziękuję uprzejmie za nierozumną pobożność. „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom”
20 września 2014, 18:50
Tu również nie ma wynikania, iż 'prostaczkowatość' implikuje 'bezrozumna pobożność'. Dla jasności: sądzę, że człowiek 'bezrozumnie pobożny' może być zbawiony, ale rozum jest jednym z talentów które nie powinny zostać zakopane, bo w zależności od tego ile komu go udzieleono i z jego spożytkowania będziemy również zdawać relację. Nie ma roztropności bez rozumu, acz nieroztropnie postępujący nie z własnej winy nie grzeszą, zaś nie każdemu dano takie same talenty w takich samych ilościach.
V
veritas
20 września 2014, 19:18
Dla jasności: sądzę, że człowiek 'bezrozumnie pobożny' może być zbawiony Też tak sądzę. Przy czym - o ile pobożni bywają rozumni lub bezrozumni, o tyle w przypadku bezbożnych taki podział nie istnieje. Bezbożność wyklucza rozumność.
20 września 2014, 19:24
To odrobinę naciągane, ponieważ pomiędzy pobożnością, a bezbożnością istnieje spektrum stanów pośrednich. Nie każdy ateusz jest bezbożnikiem w kolokwialnym rozumieniu tego słowa, czyli żyjącym wedle przykazania 'hulaj dusza piekła nie ma'.
S
strada
20 września 2014, 19:29
Tak jest!
J
jack
21 września 2014, 09:36
@ piotr_slowinski @veritas Nierozumna pobożność to oczywiście skrajność. Niemniej wydaje mi się, że rozmawiamy o czterech stanach skrajnych i stanach między nimi: rozumna pobożność, nierozumna pobożność, nierozumny brak pobożności i ten, co do którego istnienia mam wątpliwości: rozumny brak pobożności. Sądzę więc, że nierozumna pobożność jest na temat. I w gruncie rzeczy veritas również ma rację, pisząc o "prostaczkach". Być może kluczem do najistotniejszego zrozumienia jest bycie prostaczkiem, a "mądrzy i roztropni" to forma ironii. Św. Paweł był wyjątkowo mądrym, wykształconym i roztropnym człowiekiem, ale to, co istotne zrozumiał dopiero wtedy, gdy upadł.
21 września 2014, 23:37
Z określeniem warunków brzegowych dyskutowanego zaganienia się zgadzam, ale z 'wnioskami' tak sobie. 1) Skoro do wszystkiego, co ważne w chrześcijaństwie wystarcza 'prostaczkowaty' umysł, to po co było szukać jakiegoś 'jajogłowego' św. Pawła, skoro wystarczyło sprawę przekazać 'prostaczkowatym umysłom' skaperowanych przez lata rybaków. 2) Św. Paweł po nawróceniu nie odrzucił swojego fachowego przygotowania, tylko wprost przeciwnie: wprzągł je w nowo podjętą służbę.
J
jack
22 września 2014, 08:44
Tak sobie myślę, że prostaczkowatość to stan ducha, a nie umysłu. Obok rozumu, pobożności, mamy jeszcze możliwość regulacji naszego nastawienia do rzeczywistości, naszego "ducha".
22 września 2014, 10:19
Myślę, że pod taką systematyką bez większych zastrzeżeń bym się podpisał.
KA
ks adam
20 września 2014, 10:19
tekst rodem z gazety wyborczej,ani wiary ani rozumu w nim sie nie znajdzie
A
arystoteles
20 września 2014, 11:39
komentarz rodem z faktów i mitów albo NIE. Ani rozumu ani sensu się nie znajdzie
S
strada
20 września 2014, 12:07
Beawo!
S
strada
20 września 2014, 12:08
Taki z Ciebie ksiądz, jak i ze mnie.
S
strada
20 września 2014, 12:09
Brawo!
G
gnG
19 września 2014, 23:03
Autor dość delikatnie traktuje twórców komunikatów i listów okolicznościowych. Ja nie muszę. Reagowanie na zagrożenia bywa racjonalne, ukierunkowane na większe dobro, oparte na wierze, nadziei i miłości. A bywa też reagowanie panikarsko-histeryczne, skupione na wszelkich paskudztwach, odbębniane z urzędu, bez przełożenia na pozytywną praktykę.
S
semantyk
20 września 2014, 08:22
Reagowanie na zagrożenia bywa racjonalne, ukierunkowane na większe dobro, oparte na wierze, nadziei i miłości. A bywa też reagowanie panikarsko-histeryczne, skupione na wszelkich paskudztwach Czy tak wygląda reagowanie panikarsko-histeryczne, skupione na wszelkich paskudztwach - "Strzeżcie się, żeby was kto nie zwiódł. Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem(...)  I wielu w błąd wprowadzą.(...)  Powstanie bowiem naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Będzie głód i zaraza, a miejscami trzęsienia ziemi.  Lecz to wszystko jest dopiero początkiem boleści. - ?
20 września 2014, 18:55
Uwielbiam ten bezrozumny sprzeciw, który nie potrafiąc wzkazać merytorycznego błędu klika 'nie lubię', szczególnie pod tekstem afirmującym rozum :)
S
strada
20 września 2014, 22:29
Panie Piotrze, jak się czegos nie rozumie, to się zwykle tego nie lubi. Tacy jesteśmy.... Bo żeby coś lubić, trzeba znać, zasmakować.... Po prostu polubic...
21 września 2014, 10:26
No ba! Zrozumienie, że we włąsnej umysłowości są rejony które myślą i te które czują i poprawne rozpoznawanie ich zawartości i wzajemnego wspóldzialania w konkretnych sytuacjach w jakich jesteśmy to pierwsze kroki do uporządkowania własnego umysłu.
MR
Maciej Roszkowski
19 września 2014, 21:35
 "ważne jest, aby polski katolicyzm, tak mocny życiem wiary, miał także tę siłę intelektualną, która podejmuje dialog z wszystkimi nurtami współczesnej myśli." Jeśli dialoguje p. Nowicka z p. Biedroniem to nie jest to dialog, tyl;ko wyjadanie sobie z dzióbków. Myslę, że Benedykt XVI miał na myśli konieczność wyrazistego stanowiska w kwestiach światopoglądowych i obyczajowych ( bo co jak co, ale kompromisowości w tych sprawach zarzyucić Mu nie można) , ale bez "oblężonej twierdzy", bez wykluczania drugiej strony, bez agresji, bez unikania spotkania z inaczej myślącymi  etc. To bardzo trudne i czasem łatwiej zamknąć sie w swoim kościółku, zmówić paciorek, zrobić siusiu i iść spać z pełnym samozadowleniem.  . 
A
Agnieszka
19 września 2014, 20:20
Polecam KKK Artykuł V Moralność uczuć - zaskakuje zwłaszcza pkt. 1770 o doskonałości moralnej, ale tylko tych, którzy doskonałość widzą w byciu ponad uczucia. Katechizm jest bardzo praktyczną pomocą w życiu chrześcijańskim. To kopalnia dla mistyków.
K
klara
19 września 2014, 19:36
polski katolicyzm (...) skutecznie podejmie dialog z zachodnimi prądami myślowymi. Byłoby do rzeczy sprecyzować jakich skutków podjęcia dialogu spodziewa się Autor. I w odniesieniu do jakich "zachodnich prądów myślowych".
S
semantyk
20 września 2014, 11:51
Racja. Jak słusznie dziś przypomniał Rafał Borowski za Ignacym Loyolą: "Kto mało precyzuje, ten mało wie, a jeszcze mniej uczy innych."
19 września 2014, 17:34
Czy jest możliwy 'dialog' pomiędzy przestrzeniami intelektualnymi, dla których desygnaty pojęcia 'dialog' są różne? W mówieniu o 'podjęciu dialogu' jest implicite zaszyte całkowicie niepoprawne założenie, iż 'dialog' jest to pojęcie tożsame w różnych 'nurtach myśli'. Tymczasem nie tylko takie marginalne pojęcie jak 'dialog', ale tak fundamentalne jak 'prawda' jest odmienne rozumiana w rożnych 'nurtach myśli', które to różnice mogą z powodów obiektywnych, a nie nieczyjej 'złej woli', prowadzić do niemożliwości zrealizowania czegoś takiego, jak 'dialog'.
Z
zieeeeeew
19 września 2014, 17:47
Pan wciąż to samo klepie, nudziarz z Pana.
19 września 2014, 17:50
<a href="http://pl.wikisource.org/wiki/W%C3%B3%C5%82_minister">Wół minister</a>
S
strada
19 września 2014, 20:11
Jak nic- jaja sobie robisz :-)
MR
Maciej Roszkowski
19 września 2014, 21:24
Rozumkiem Przyjacielu rozumkiem.
M
Marek
19 września 2014, 21:40
Panie Piotrze. Postarałem się przeczytać Pańską wypowiedź i napiszę krótko: nic nie zrozumiłem. Może Pan używać prostszych słów? Mój mały rozumek nie nadąża.
A
a
19 września 2014, 22:51
Czy sensowny jest dialog ze złodziejem np. o dobru, jeśli nie uznaje (albo zwyczajnie nie chce wiedzieć) czym jest kradzież i że nie chodzi tylko o jego osobiste dobro ?
SB
stary belfer
19 września 2014, 23:43
Dialog to rozmowa dwóch osób.
20 września 2014, 07:10
Panie Piotrze, po co tak komplikować. Przyznam, że też z trudem „nadanżam” za Pana niektórymi wywodami, dla mnie nie do końca zrozumiałymi. Dialog to rozmowa dwóch osób, a nie rozmowa dwóch monologów. Rozmowa to rozmowa. Po prostu. Jedną z wersji rozmowy dwóch monologów zamiast zdrowego dialogu może być niepotrzebne komplikowanie różnych spraw, np.: „Żona: - Chciałabym, żebyśmy pojechali w ten weekend do moich rodziców, bo już dawno u nich nie byliśmy. Czy masz kochanie jakieś inne plany? Mąż: - Zważywszy na okoliczności determinujące nasze wzajemne relacje, z uwzględnieniem atrybutów psychicznych, nie pomijając zabarwienia emocjonalnego wpływającego na dysfunkcyjnopodobną ekspiację, jednakowoż rozumianą w zależności od kontekstu modelowego zbioru A vs B, ale też obiektywnej prawdy, w tym transparentną w stosunku do paradygmatu, uwzględniającego ogół charakterów moich teściów... Żona: - Hę??? To znaczy, jedziemy do moich rodziców, czy nie jedziemy? Mąż: - No widzisz, to zależy jak patrzeć również na sferę koniunkcyjnej postaci normalnej, nie zapominając o przypisanej do organoleptycznych, autonomicznych badań somatycznych reakcję...” Proszę potraktować to nie jako przytyk, ale serdeczną radę, coby inni nie myśleli o Panu, że (Ignacy Loyola): "Kto mało precyzuje, ten mało wie, a jeszcze mniej uczy innych." :-)
Janusz Brodowski
20 września 2014, 09:09
:)))
S
strada
20 września 2014, 10:15
Ale śmiechłam :-)
20 września 2014, 10:26
Brawo, czyżbyś skopiował sobotnią rozmowę PiotraS z żoną? :) Bardzo dobry tekst ukazujący chyba meritum dyskusji z Panem Piotrem. Dzięki
20 września 2014, 13:44
Czy jeśli Chińczyk, nie znający francuskiego mówi po chińsku do Francuza, nie znającego chińskiego, który odpowiada mu po francusku, to zachodzi 'dialog'?
20 września 2014, 13:51
Kieszonkowiec zagadujący Pana o godzinę i kontunuujący konwersację o pogodzie itp, by odwrócić Pańską uwagę od kieszeni, którą opróżnia pomimo, że prowadzi z Panem komunikację nie uprawia 'dialogu'. Nie każde prowadzenie rozmowy co najmniej dwóch osób jest dialogiem. Do zaistnienia dialogu potrzeba spełnienia również innych warunków, niż tylko prowadzenie semantycznie poprawnej komunikacji. Musi zachodzi wspólnota pewnych środków i celów i to ze wszystkich stron dialogu, jeśli owej wspólnoty nie ma dialog zaistnieć nie może, podobnie jak nie można się np. pogodzić po kłótni przy dobrej woli wyłącznie jednej strony.
J
jack
20 września 2014, 18:17
Rozmowa SJP PWN "wzajemna wymiana myśli za pomocą słów". Zastanawia mnie, jak "Chińczyk, nie znający francuskiego" i "Francuz, nie znającego chińskiego" mają wymienić myśli za pomocą słów, których nie znają. W przypadku tematów spornych, delikatnych, niech wszyscy posługują się ustalonymi znaczeniami słów (na przykład w oparciu o słowniki), a wszystko będzie (w miarę) dobrze. Ponieważ kłamstwo to słowa pozbawione rzeczywistego znaczenia, zatem wyklucza rozmowę, więc o dialogu z udziałem pani Nowickiej i pana Biedronia nie ma co pisać.
20 września 2014, 19:08
Nie każda rozmowa semantycznie poprawna jest dialogiem. Dialog to specyficzny rodzaj rozmowy, który może zaistnieć dopiero po spełnieniu pewnych dodatkowych warunków, a używanie wzajmnie zrozumiałego języka jest jednym z nich. Rzeczywiście nie oddałem czytelnie takim przykładem, że chodzi o 'wzajemnie zrozumiały język', tym bardziej, że chodzi w owej wzajemnej zrozumiałości o znacznie więcej, niż tylko te same pojęcia, ale również respektowanie pewnego zbioru zasad postępowania (np. nie zabijamy wsółdialogujacego/-ych, gdy nie chcemy się z nim/-i zgodzić, żeby 'postawić na swoim'). Bardzo słaby przykład - mea culpa.
20 września 2014, 19:12
Dialog to coś więcej, niż rozmowa, to również (m.in.) podporządkowanie się pewnym zasadom (zasadom prowadzenia dialogu właśnie) przez dialogujących. Np. jeśli jeden dialogujący uzurpuje sobie prawo zabicia innego/-ych dialogującego/-ych jeśli dialog nie będzie szedł po jego myśli to nie podejmuje dialogu nawet jeśli do pewnego momentu ogranicza się jedynie do rozmowy.
20 września 2014, 23:12
@Piotr Słowiński – Pan wymyśla jakieś abstrakcyjne sytuacje, a prawdziwe życie swoje. Rozmawiał Pan w realu z ludźmi, których ocenia Pan na wejściu jako tych złych? Z intencją ich zrozumienia, na spokojnie, a więc też nie z postawą z góry potępiającą, co ustawia rozmowę i antagonizuje rozmówcę? Przepraszam, ale trochę nie wierzę, bo w rzeczywistości to nieco inaczej wygląda, niż Pana teoretyczne modele abstrakcyjno-filozoficzno-psychologizujące. A też nie boję się, że jak porozmawiam ze złodziejem, to skuszę się, żeby potem zarabiać na życie kradzieżami... @maciekk – nie, nie znam życia osobistego Pana Piotra:) ale cieszę się, że mogłem Tobie, @strada i @Drabiniasty choć ociupinkę poprawić humor:-)
21 września 2014, 10:51
(cd) Pan oczywiście używa kolokwialnie pojęcia 'model abstrakcyjno-filofoficzno-psychologiczny' sugerując, że to słabo powiązane z rzeczywistością dywagacje, podczas gdy jest dokładnie odwrotnie: to ujęcie obiektywnie istniejących zjawisk, które zwyczajnie wykraczają poa optykę kolokwialnego rozumowania redukującego sprawy z rozmaitych poziomów do 'indywidualnych intencji konkretnych osób'. Gdybyśmy się poruszali w dziedzinie medycyny, to zakres działań, poza które Pan intelektualnie nie potrafi wyjść to dostrzeganie indywidualnych pacjentów i ich indywidualnych dolegliwości, podczas gdy ja Panu próbuję otworzyć oczy na zagadnienia p.t. bakterie, wirusy, system immunologiczny etc. Racjonalizując swoją niewiedzę wszystko, co wykracza poza cierpienie konkretnego pacjenta, czyli właśnie rozwiklywanie mechanizmów które za cierpieniem owego konkretnego pacjenta stoją, wykpiwa Pan terminami 'model abstrakcyjno-filofoficzno-psychologiczny'. Są osoby i są procesy zarówno wewnątzr, jak i na zewnątrz owych osób, w które to procesy osoby są w rozmaitym stopniu uwikłane i w roamzitym stopniu biorą w nich udział o raz w rozmaitym stopniu są swiadome owego brania udziału. To wszystko poza 'osobami' nie ma dla Pana żadnego praktycznego znaczenia i jest stratą czasu. To po prostu intelektualny prymitywizm.
21 września 2014, 10:51
Pan miesza dwa porządki: porządki intencji konkretnych ludzi z porządkiem rzetelnej zewnętrznej obserwacji działania pewnych procesów. Dobre intencje nie determinują dobrych efektów, ani złe złych. Ja owszem ufam, że przytłaczająca większość zwolenników np. gender, czy innych patologii ma subiektywnie 'dobre' intencje czyli są to osoby wewnętrznie przekonane, że wprowadzenie zmian które popierają spowoduje zwiększenie się ilości tego, co uznają za 'dobro', a tych któzy mają zdanie odmienne traktują z wyższością bialych koloniśtów trakujących tubylcze dzikie murzyśnkie dzieci: ot głuptactwo które nie potrafi zrozumieć owego 'dobra, bo przekracza to jego możliwości intelektualne. Pomimo owych 'dobrych' intencji dziłania takich ludzi przynoszą efekty w postaci rozrostu patologii i denegeracji. (cdn)
23 września 2014, 00:52
(cd) To nie jest tani kryminał, dziewczyna nie była psychopatką, ona szczerze życzyła Panu 'dobrze', jednym problem było to, że Pan miał nieco inny kod aksjologiczny, niż ona. W Pańskim kodzie jeśli się okazuje komuś przychylność i życzliwość, to nie zabija się owego kogoś, natomiast w innym kodzie eutanazja jest jak najbardziej dozwolona, a wręcz jest umiejscowiona w pozycji jakiegoś dobra, gdy tylko pewne okoliczności są spełnione. Wstrzykując pavulon ona nie czuła się, że wyrządza Panu jakąś krzywdę, tylko wprost przeciwnie - że przekazuje Panu coś, co dla niej ma wymiar dobra. Jakie z tego płyną morały. 1) Jeśli ktoś wykazuje podobieństwo w pewnym zakresie postępowania to nie jest dostateczna przesłanka do ufania, że i w innych obszarach zachowań podobieństwo występuje. 2) Wyrządzanie czegoś odbieranego subiektywnie jako krzywda nie determinuje 'złych intencji' wyrządzającego. To mogą być jak najlepsze i jak najżyczliwsze intencje, acz pochodzące z odmiennego systemu aksjologicznego. 3) Najważniejsze: oczywiście 'widzę' Pańską reakcję: że to znów jakieś hipotetyczne, znikomo prawdopodobne w rzeczywistości sytuacje, 'abstrakcja'. No i tu jest własnie największy problem, bo to wszystko się już dzieje, a nie dość, że dzieje to postępuje i wręcz pszyspiesza. Jak więc Pan sądzi - w jaki sposób należy się na ludzi którzy nie mają złych 'intencji', bo to, co 'dobre', a co 'złe' w ich rozumieniu jest odmienne od tego, co dla Pana 'dobre', a co 'złe' w pewnych ważnych obszarach? Infantylizm wobec 'otwartości' bierze się moim zdaniem głównie z dwóch fałszywych przesłanek: domniemania 'uniwersalności' rozumienia co to 'dobro', a co 'zło' i ekstrapolacji polegającej na tym, że jeśli pewne rytuały pojednawcze są odprawione, co zostaje błędnie zinterpretowane jako 'danie wystarczającyh powodów do zaufania, że podobnie rozumie się pewne rzeczy', to cała reszta jest niemal tylko czczą formalnością.
23 września 2014, 00:52
Za Pana radą spróbuję konkretniej. Poznaje Pan młodą, ładną, uprzejmą i miłą dziewczynę, która okazuje się pielęgniarką. Dziewczyna nie jest wierząca, więc Pan z chęcią wprowadza ją w Dobrą Nowinę. Mijają dni, dziewczyna Pan słucha, wyraża nawet szczere zainteresowanie. Któregoś dnia wpada Pan niespodziewanie pod samochód i trafia na oddział na którym pracuje owa dziewczyna. Czuje Pan coś w rodzaju zrządzenia Bożego w całej sprawie, tymczasem w nocy dziewczyna wstrzykuje Panu pavulon i Pan umiera. (cdn)
23 września 2014, 08:49
Jednak przyzna Pan, że jest to mocno abstrakcyjny przypadek w Polsce? A też na razie rozmawiajmy o podwórku polskim, bo jak zaczniemy wyciągać na tym etapie wszystkie możliwe rozumienia różnych rzeczy na całym świecie, to tym bardziej nie dojdziemy do zrozumienia. Co jest dobre, a co złe? Pan może się uważać za człowieka dobrego, widzącego dużo grzeszności u innych, a na jakiej podstawie? Jest Pan idealnym chrześcijaninem? Tymczasem nie abstrakcja, ale realia nader często pokazują, że ta druga strona może mieć o Panu podobne zdanie – nie dostrzegać swoich ułomności, ale widzieć je u Pana. Bo Panu się wydaje, że jest idealnym katolikiem, bo: nie zabija, nie kradnie, nie cudzołoży, chodzi ładnie co niedziela do kościoła, odmawia codziennie grzecznie paciorki. A ona uważa np. że jest Pan: nadęty, konfliktowy, despotyczny, nie mający serca dla innych... Powie: co mi po takim „świętym” Piotrku, który generalnie żyje pobożnie, faktycznie - nie szlaja się z kumplami gdzieś po barach, zarabia uczciwie na życie, skoro w domu nie mam z nim wspólnoty ducha, duszy, ciała. Nie mogę sobie z nim swobodnie rozmawiać. Cały czas mnie ocenia, krytykuje. Skoro nie rozumie mnie i mam wrażenie, że nie chce mnie rozumieć, tylko ciągle monologować mi swoje wizje rozumienia różnych kwestii. Nie ma w naszym związku miłości/Miłości, a więc Boga, żywego. Pan dał przykład? Uważam, że ja Panu dałem dużo bardziej realny przykład, bo takie rzeczy dzieją się naprawdę, w Polsce, dzisiaj. Moja propozycja – jeśli ma mieć to jakiś sens, to umówmy się, że Pan przytoczy nie wymyśloną historię, która mogłaby się hipotetycznie zdarzyć, tylko była/jest jednak już w realnym życiu, dotycząca dialogowania, na którą się Pan tak obrusza. Proszę wówczas wskazać, z czym Pan się nie zgadza, gdzie osoba taka jak ja, według Pana prymitywna intelektualnie, w swej infantylnej naiwności, bezmyślności nie dostrzega fundamentalnych kwestii. Ale proszę: konkretna sytuacja zaistniała/istniejąca.
23 września 2014, 14:38
Pani Rafale - prosze nie faulować ;) Dialog to nie jest ciągnięcie wątku w jedną stronę, którą się uznaje za najsłuszniejszą. Starałem się wejść z Pańską retorykę, to teraz coś i mi się należy ;) Pańska retoryka poważnie zawęża sprawy które z samej swojej istoty egzystują w na rozmaitych poziomach, Pan niestety ogranicza się w swojej retoryce do drobnego wycinka - osobistych interakcji. 'Zdrowie' to nie tylko bezpośrenia działałność pielęgniarek i lekarzy z pacjentami, to również np. działałność naukowców badających mikroby, thanki i co tam jeszcze pod mikroskopem. Nie mam oczywiście zmiaru wartościować obu rodzajów prac, a tylko zauważyć, że bez tej drugiej pracy nie ma postępów w tej pierwszej. Gdyby nie wynalezienie pralki wciąż pralibyśmy ciuchy ręcznie, podobnie najtroskliwsza opieka lekarska i pielęgniarska, choć oczywiście godna szacunku, to nie byłaby w stanie dokonać pewnych przełomów do których zaistnienia niezbędne było ślęczenie naukowców nad mikroskopami. (cdn)
23 września 2014, 14:39
(cd) Pan w swojej retoryce ogranicza się wyłącznie do sfery tej najniższej: kontaktu pielęgniarki z pacjentem, wszystko co wykracza ponad to zbywa Pan 'machnięciem ręki' jako coś 'małoistotnego'. Nie ma na to z mojej strony zgody, ponieważ podobnie, jak w przypadku medycyny - pozornie małe działania pojedynczych ludzi, jak odkrycie penicyliny przez Fleminga, czy szczepinek na wściekliznę przez Pasteura, mogą się przekładać na ogromny wpływ na wielkie rzesze społeczeństwa - pacjentów uleczonych dzięki penicylinie, czy uratowanych od śmiertelnej choroby dzięki szczepionkom. Problem z 'otwartością' leży nie na poziomie w którym Pan się wciąż porusza - lepszej lub gorszej opieki pielęgniarki nad pacjentem. Problem z 'otwartością' swoje niebezpieczeństwa ujawnia dopiero na takim poziomie na którym nie można się obejść bez pewnego zaplecza, jak w przypadku medycyny bez mikroskopu. Dlatego też za niemal bezcelowe uważam uważam dyskutowanie o 'otwartyzmie' na poziomie z którego Pan nie ma zamiaru ani odrobinę nosa wyściubić. Podobnie jak nie można dostrzec mikroba bez mikroskopu, tak i na poziomie w którym Pan się porusza nie jest możliwe dostrzec pewnych zjawisk, które moją podobny charakter do medycznych odkryć, tylko niestety zamiast efektów korzystnych przynoszą efekty szkodliwe. Czy zechciałby Pan potwierdzić, że rozumie Pan jakiego rodzaju błąd Pan popełnia ograniczając dyskusję wyłącznie do tego, co Pan uznaje za 'konkretność'?
23 września 2014, 16:48
Ratunkuuuuuu! Proszę mi nie odbierać ostatnich sił i motywacji do prowadzenia dyskusji z Panem. Mogę  odpowiedzieć, że niech Pan zajmuje się higieną własnych zębów, a także korzysta z specjalistycznej opieki medycznej, a nie zagląda do buzi innym ludziom. Ale nie chcę ciągnąć również dalszego rozwijania tej dywagacji, bo takim teoretyzowaniem pozornie adekwatnymi analogiami dużo większego zaawansowania procesów (doskonale rozumiem cały czas, co ma Pan na myśli w tym obszarze), to można udowodnić dosłownie wszystko. A to może mieć się nijak do tego, do czego się porównuje, w całej szerokości, długości i głębokości jakichś zjawisk. Jak czegoś zacięcie bronię, czy sprzeciwiam się czemuś, to w razie potrzeby potrafię przytoczyć konkretne sytuacje z życia wzięte. Pan kompletnie nie jest w stanie udowodnić mi słuszności swoich tez na podstawie realiów, faktycznych zdarzeń, sytuacji. Czy za dużo wymagam? Ja tylko proszę o nie robienie ze mnie i z forumowiczów wciąż osiołków. Po prostu wychodzi na to, że Pan sobie coś roi cały czas i walczy z potworkami wyimaginowanymi w swojej głowie. Tylko dlaczego Pan wciąga innych w to... Co to jest konkretna sytuacja rzeczywista? To np.: „Ten a ten rozmawiał tak a tak z innym w takiej, a takiej sytuacji. Uważam, że zrobił to w niewłaściwy sposób, ponieważ...”. Może Pan wejść na poziom nie tylko powierzchownego kontaktu, ale i jakichś kontynuacji, konsekwencji tegoż w ramach zaawansowanej złożoności problemu, wykazując ewentualne zagrożenie na wyższym poziomie, ale wciąż na konkretnym, rzeczywistym przypadku. Nie chcę już żadnych bakterii, pralek, mikroskopów, wymyślonych pielęgniarek, mycia zębów. Nie chcę, nieeeee!
23 września 2014, 18:38
Nie bardzo rozumiem. Konsekwencją przedstawionego stanowiska jest wykluczenie przez Pan ze sfery dyskusji odwoływania się do np. rezultatów statystycznych na mocy 'niekonkretności': ponieważ nie znam osobiście żadnego sparaliżowanego w wypadku samochodowym, więc zabroniona jest dyskusja o tym, że rozlanie oleju na jezdni zwiększa dramatycznie prawdopodobieństwo wypadku, bo wobec takich postulatów Pan woła 'nieeeeee' i uznaje za jakieś szkodliwe/manipulacyjne/niepotrzebne 'abstahowanie'? Na prawdę trudno mi zrozumieć jaki poziom/rodzaj 'konkretności' ma Pan na myśli i przedstawienie jakich 'konkretów' by Pana zadowoliło. Czy rozkład społeczeństwa przez propagowanie hedonizmu jako ideału, który lewactwo chce jeszcze zintensyfikować do stopnia uzależniania od seksualnej satysfakcji już dzieci ('edukacja seksualna') to 'konkret', czy też 'wymyślone przeze mnie potworki istniejące tylko w mojej wyobraźni'? Czy terroryzowanie społeczeństwa genderyzmem i polityczną poprawnością to 'konkrety', czy 'wymyślone przeze mnie potworki istniejące tylko w mojej wyobraźni'? A może to nie są 'konkrety', ale już konkretem jest np. sprawa z Rotherham, gdzie urzędnicy przymykali oko na rozmaite seksualne przestępstwa wobec co najmniej 1400 dzieci ponieważ rzecz działa się w społeczności Pakistańskiej, a urzędasy obawiali się oskarżeń o rasizm, więc odwracali się do sprawy plecami? Czy o szkodliwości rozlewania oleju na drodze można dyskutować zanim jakiś wypadek spowodowany olejem nastąpi, czy nie można, zaś dopiero gdy konkretny wypadek będzie miał mejsce to wtedy dopiero uznać, że spowodował go rozlany na jezdni olej? Skoro jest Pan tak ukierunkowany na 'konkrety', to czemu konkrety w postaci uprawiania przez KO retoryki konfrontacyjnej zamiast pojednawczej, albo lokalnego stężenia apostatów pośród elity 'otwartersów' nie mają dla Pana w procesie rozpoznawania czym jest KO znaczenia?
23 września 2014, 19:23
Ok, ulegnę chwilowo Panu, choć nie chętnie, bo to jest czarna dziura, w którą Pan sprytnie wciąga swoich rozmówców. A więc to nie chodzi o to, żeby Pan znał osobiście daną sytuację, poprzez własne w nim uczestnictwo. Chodzi o ty, czy słyszał Pan kiedykolwiek, że rozlany olej na jezdni przyczynił się do wypadku. Tak? Jasne. A może jednak Pan gładko daje oczywisty przykład rozlanego oleju, żeby uzasadnić swoje założenia, a w realu odpowiednikiem tego, co Pan chce udowodnić, byłoby straszenie przed wyjazdem samochodem, gdy pada deszcz (też ślisko). I każdy, kto to robi, to według Pana krótkowzroczny głupiec (mocniej Pan nazywa myślących inaczej od Pana), bo nie potrafi przewidzieć konsekwencji tego. A w rzeczywistości ciężko jest nie korzystać z aut, gdy pada deszcz i jakoś ludzie jeżdżą bez względu na pogodę. A po drugie, zgadza się, jest niebezpieczniej nieco, pozornie, bo jak się przyjrzeć rzeczywistym statystykom, to więcej wypadków jest, gdy jest... ładna pogoda. A Pan straszy ogólnie jakąś mokrością na jezdni. A badanie tego w uczciwej rozmowie z kimś, kto mówi, że to nie tak do końca, że nie w każdym przypadku, gdy jest mokro, więcej ludzi ulega wypadkom, Pan nazywa dialogowaniem, nieuprawnionym, które jest niebezpieczne, bo... Koniec analogii. Z realnymi przykładami Pan popłynął - jeśli ktoś by mi kazał zaakceptować np. nadużycia seksualne wobec dzieci, albo ich seksualizowanie (pod pretekstem edukacji seksualnej zachęta choćby do masturbacji parolatków), to by usłyszał mój zdecydowany sprzeciw i to bardzo zdecydowany. Pomimo wielokrotnych prób, nie udało mi się od Pana uzyskać powołania się na konkretną sytuację, rozmowę chrześcijanina, katolika, kto źle według Pana dialoguje z innymi, o odmiennych poglądach. Myślę, ze wystarczy, mam już dość bezskutecznego walenia grochem o ścianę. Na ten czas nic z tego nie będzie.
23 września 2014, 21:04
Czyli robimy kółko i wracamy do tego, że dla Pana dyskusja poza autopsyjnymi doświadczeniami nie istnieje/nie ma sensu. Postępując zgodnie z taką strategią Ludwik Pasteur nie zająłby się badaniem zarazków wścieklizny, a Fleming działaniem grzybów na bakterie, a najpewniej wciąż jeszcze byśmy bujali banany na drzewach. No ale przecież zaprzątanie umysłu próbami zrozumienia takich związków przyczynowo-skutkowych jest niepotrzebnym nikomu do niczego 'abstrahowaniem', czyli czymś w rodzaju marnotrawstwa, albo pojedynku kto ma dłuższego ... iloraza. Nieuniknioną konsekwencją prezentowanego przez Pana nastawienia jest czekanie i reagowanie na sytuację dopiero gdy ona już nieodwracalnie zaistnieje zamiast przewidywania jej i podejmowanie działań wtedy, gdy jeszcze szansa na uzyskanie jakiegoś pozytywnego efektu w postaci zapobieżenia jej jest. Gdy przytoczę wyświechtane 'lepiej zapobiegać, niż leczyć', to oczywiście będzie 'zupełnie inna sprawa', niż działanie na rzecz niedopuszczenia seksualizowania dzieci zanim zostaną one zseksualizowane, kiedy to dopiero Pan zareaguje, kiedy owa reakcja najmniejszego sensu poza połechatniem ego mieć już nie będzie. (cdn)
23 września 2014, 21:04
(cd) Wobec zadeklarowanego przez Pana podejścia do rzeczywistości "działam dopiero wtedy, gdy już efekt zaistnieje, nie staram się przewidywać efektów przed ich zaistnieniem" rzeczywiście nie będziemy w stanie nawiązać poważnej dyskusji na podobnym poziomie. Spodziewam się, że Pan ma dar zręcznego poruszania się w sytuacjach doraźnych - trzeba i takich umiejętności i czasami mogą one być kluczowe. Sądzę, że gdybyśmy stanęli wobec pewnych problemów (wydostanie się z bezludnej wyspy na przykład) to znając swoje słabości sam optowałbym, żeby to Pan przejął przewodnictwo nad procesem rozwiązania problemu - jeśli tylko byłoby to rozwiązanie doraźnego problemu. Jednakże to, co dzieje się na Deonie ma zdecydowanie szerszy i głębszy charakter, który wedle Pańskiej optyki nie ma żadnego poważnego znaczenia. Postaram się zapamiętać 'protokół rozbieżności' na przyszłość.
23 września 2014, 22:14
No i nie do końca. Drugie pół podstawówki to niemalże codzienne partie szachów z moim wujkiem inwalidą. Uwielbiałem w tej grze przewidywanie iluś ruchów na przód... swoich i przeciwnika... Determinowało to późniejsze życie. Strategie, taktyki. Jeśli chodzi o patrzenie w przeszłość, a w przyszłość, to nie lubię grzebać w nieskończoność w historii: a co by było, gdyby inaczej się stało, a co by było, gdyby ktoś tam coś innego zrobił... Poznać historię, wyciągnąć wnioski i iść dalej do przodu, nie oglądając się ciągle za siebie. Nawet za daleko wybiegałem w przód, zdecydowanie mam intuicje futurologiczne. W tym też można się zapędzić i odjechać. Popełniać błędy odrealnienia. Brutalność pewnych etapów życia, zmusiła mnie do rozwinięcia pragmatyzmu, czasami do bólu, co też może być pułapką, jak się przegnie. Jak we wszystkim. Pragmatyzmu, który Pan bagatelizuje nazywając to „doraźnością”. Ale to Pana ocena, do której ma Pan prawo i nic na to nie poradzę.
23 września 2014, 22:56
Panie Rafale, Teraz wprowadził Pan do dyskusji kolejny poziom, na który wbrew pozorom nie jest obojętny. Nie jest mi obce wybranie pewnej startegii umożliwiającej dalsze życie z niekoniecznie intelektualnie merytorycznych powodów. Nie zatraciłem jednak rozeznania co w wyborze było moim 'chciejstwem', a co obiektywnym dobrem, czy złem. Postaram się zapamiętać sytuację w której Pan sam się umiejscawia i nie być nazbyt natarczywy w wyciąganiu Pana z korzeni w których się Pan odnalazł. Sallam
RJ
Rozum jest skorumpowany
19 września 2014, 17:15
Z rozumem i wiarą to nie taka prosta sprawa. Rozum często prowadzi do sceptycyzmu, podważając wiarę. Rozumność pozwala także na racjonalizowanie konformizmu, uczucie nieraz broni nas przed zrobieniem czegoś złego. Dam dość drastyczny przykład. Prosty austriacki rolnik Franz Jeagerstatter powołany podczas wojny do Wehrmachtu odmówił złożenia przysięgi wojskowej, albowiem zawierała ona formułę bezwzględnego posłuszeństwa dla wodza narodu niemieckiego Adolfa Hitlera. Jeagerstatter był przekonany, że tylko Jezus Chrystus zasługuje na taką przysięgę. Odmowa zakończyła się wyrokiem i powieszeniem Jeagerstettera. Ukończył on jedynie siedem klas szkoły elementarnej i czytywał głównie religijne pisemka dla ludu. Wszyscy lepiej wykształceni od Jeagerstattera jakoś sobie zracjonalizowali sytuację i wymaganą przysięgę złożyli. Jeden nawet został papieżem.
G
gnG
19 września 2014, 22:53
Ofiarność najwyższej próby!
C
cj
19 września 2014, 17:12
Czy nie jest czymś na wskroś racjonalnym reagowanie na zagrożenia ? A brak takiej reakcji właśnie działaniem nieracjonalnym ? Czy jest czymś racjonalnym i oznaką mądrości ignorowanie zagrożeń, ich niedostrzeganie ? Czy jest czymś irracjonalnym bronić dobra, prawdy i wartości które się wyznaje ? No i czy jest czymś racjonalnym otwierać się na zło i kłamstwo ? Tok rozumowania P. Sawickiego może być racjonalny tylko wtedy, gdy przyjmiemy ukrytą w tym artykule (domyślną) tezę: ideologia gender i wojujący ateizm nie są zagrożeniami ! Oraz, co jest jednocześnie również domyślnie zakładane - nie ma ludzi złej woli. Ale, czy przeczące faktom założenia są czymś racjonalnym, czy może raczej z gruntu oznaką zachowań irracjonalnych.
19 września 2014, 17:30
Poprawka: autorem artykułu nie jest Pan Sawicki, tylko Pan Lewandowski Przedstawione wnioski: pełna zgoda.
I
IwP
19 września 2014, 14:31
Autor jeszcze  się nie nawrócił? Szuka mądrości ale bagatelizuje zagrożenia,  sam tropi emocjonalną głupotę i irracjonalizm. Chce dialogu ale nie rozumie, że nie zawsze on jest możliwy. Polski katolicyzm odmawia dialogu z zachodnimi prądami myślowymi? Którymi??? Że tak sobie sprowkuję - z satanizmem? Racjonalizm autora nie powinien przesłaniać mistyczego oblicza wiary. Zdaje sie, z tym  autor może mieć problem na swoim obecnym poziomie. Zdaje się,że  szuka on i jeg owiara (jaka by nie była) potrzebuje uzasadnienia, stąd ten nacisk na rozum. Gdy na coś zbytnio naciskamy, to nam to ucieka.
W
Wie
19 września 2014, 13:00
Kolego Lewandowski, przemysl i przemodl zanim cos napiszesz. Oto przyklad dla ciebie odnosnie tych z nas co wszedzie dopatruja sie diabelka... Tu chodzi o wiecznosc czlowieku: http://wpolityce.pl/lifestyle/214361-diabel-w-podreczniku-dla-szostoklasistow-zacheca-do-zaprzedania-duszy
19 września 2014, 13:00
Bardzo dobry artykuł. Choć wystąpiło w nim słowo klucz "Tischner" więc zaraz wszyscy prawi dopadną do gardeł. Zaraz usłyszymy o dysydenckim Deonie - "dysydencki" to kolejne słowo klucz. Pewno wpadnie jeszcze kilka zdań o TP, GW itp.
19 września 2014, 13:43
Arytkuł jest niestety bardzo słaby niezależnie od użycia 'słowa klucza Tischner'. Konstrukcje pozornie logiczne Autor buduje blędnych przesłankach, jak np. błędne rozumienie działania intelektualnego ("podejmowanie dialogu z wszystkimi nurtami współczesnej myśli"), błędne dedukcje (rozpoznanie szkodliwości pewnych owych 'nurtów wspólczesnej myśli' i otwarte o tym mówienie ma być dowodem intelektualnej słabości), ponadto uwikłuje się w sprzeczności (odczytywanie listów pasterskich jako przejaw emocjonalności).
Katarzyna Rybarczyk
19 września 2014, 13:51
Tak się składa, że "podejmowanie dialogu z wszystkimi nurtami współczesnej myśli" to cytat z Benedykta XVI, jak również do niego należy powiązanie go z intelektem. Zgadzam się, że artykuł raczej słaby, ale wg mnie wynika to z innych przesłanek. I małe uściślenie. Autor nie w listach pasterskich jako takich widzi przejaw emocjonalności, ale w podejmowanej przez nie nader często tematyce. Ja mam wrażenie, że listy pasterskie bywają ostatnio bardzo populistyczne - proszę mnie dobrze zrozumieć: nie populistyczne w ogólnym odbiorze społecznym, ale jakby specjalnie trafiające w gusta pewnej grupy w Kościele, przekonujące przekonanych. Przynajmniej taki jest mój odbiór.
19 września 2014, 14:12
Ja mam wrażenie, że listy pasterskie bywają ostatnio bardzo populistyczne - proszę mnie dobrze zrozumieć: nie populistyczne w ogólnym odbiorze społecznym, ale jakby specjalnie trafiające w gusta pewnej grupy w Kościele, przekonujące przekonanych. Przepraszam, ale do kogo mają być skierowane listy pasterskie biskup miejsca (czy wspolne wszystkich biskupów)?
19 września 2014, 14:13
Nieprawdą jest, że 'wszystkie nurty współczesnej myśli' muszą być umiejscowione w tym samym paradygmacie, zatem z przyczyn obiektywnych nie jest możliwe podjęcie ze 'wszystkimi nurtami wspólczesnej myśli' dialogu (co to dialog wówczas jest w ogóle?). Przykładem jest samo traktowanie pojęcia prawdy, które - w ilustracyjnym uproszczeniu - w Kościele wciąż jeszcze dominuje w rozumieniu arystotelesowskim (zgodność wyobrażeń z rzeczywistością), podczas gdy niemało 'nurtów współczesnej myśli' traktuje ją jako coś w rodzaju tymczasowej umowy np. uzyskiwanej w wyniku głosowania. Zdaje się noblista Feynmann stwierdził, że nauki humanistyczne w tym względzie stosują wobec nauk empirycznych coś w rodzaju naśladownictwa analogicznego do naśladownictwa z kultu cargo: starają się kopiować pewne powierzchowne atrybuty wiedzy empirycznej, która ma oczywiście charakter 'tymczasowy' (nowe odkrycia mogą przekreślać stare rozumienie, jak np. teoria względności w fizyce) do zupełnie nieprzystających doń dziedzin, w których wiedza ma charakter zdecydowanie bardziej 'sumaryczny' (jak np. filozofia, czy matematyka). Nie można osiągnąć z przyczyn obiektywnych consensusu wobec jakiegoś postępowania jeśli dla jednej ze stron osiągnięcie consensusu jest apriori rozumiane jako stan przejściowy i niezobowiązujący. To konflikt samych konstrukcji myślowych. Nieprawdą jest, że podejmowanie jakichś (zapewne) przejściowych problemów skupiających uwagę społeczną jest automatycznie populizmem. Być może kiedyś rozwiążemy w skali globu problemy ubóstwa, czy głodu, ale nie jest populistyczne podejmowanie ich w nauczaniu Kościoła dopóki one istnieją. Słabość artykułu nie wynika oczywiście tylko z elementów, które wymieniłem, a głównie z płytkiwego i niechlujnego powiązania rozmiatych bardziej złożonych zagadnień ze sobą niczym w wypracowaniu pisanym 'na kolanie'. Ilustracyjnie rzecz ujmując to poklejenie taśmą klejącą kawałków drawna i metalu które daje pozory działającej maszyny.
19 września 2014, 16:24
Zrozumiałeś kontekst zdania napisanego przez zielona? Bo nie chodzi jej geograficznie o ludzi, tylko o grupę ludzi, nazwaną przez nią trafnie "przekonywaniem przekonanych" Więc tu żaden biskup miejsca nie ma znaczenia. Nawet papież mógłby napisać taki list - kierowany do przekonanych, albo do określonych grup. Na szczęscie tego nie robi.
J
Jan
19 września 2014, 12:49
Ale pobożnośc ludowa jest teraz z kolei bardzo ważna dla papieża Franciszka - a deon niby tak popiera obecny pontyfikat. Ważna też była dla jana Pwła II. Coś nie gra ?
J
Jan
19 września 2014, 12:48
To tylko chyba autor tego artykuliku tak myśli że nie pamięta się pielgrzymki do Polski Benedykta XVI - tyle lat nabliższego i najważniejszego współpracownika Świetego Jana Pawła II. Albo że sie nie czyta dzieł Benedykta XVI - Ratzingera - jak ostatnio wypowiedział to obecny jałmużnik papieski abp Krajewski - że to powszechnie uznawany najwybitniejszy teolog od kilku stuleci. Deon raczej starał się omijać te tematy - nie pasowały postmodernistycznym deonowym jezuitom encykliki i adhortacje Benedykta XVI
19 września 2014, 12:41
16 lat temu powstała jedna z najważniejszych encyklik JPII o znamiennym tytule Fides Et Ratio. Zamiast silić się na swoistą oryginalność poglądów warto sięgnąć po tę pewnie zakurzoną pozycje i wiele spraw stanie się jaśniejszymi. A co do artykułu – niestety wielu stara się rysować jakieś podziały typu uczuciowość /rozum. Ale jedno bez drugiego żyć nie może. I  tak, jak zauważył Autor – uczuciowość bez rozumu (czy wiedzy) prowadzi wprost do dewocji, ale wiedza bez uczuciowości religijnej prowadzi wprost do ateizmu. Szczególnie, gdy pojawi się tak lubiana przez wielu pycha: „JA czuję/wiem”
S
strada
19 września 2014, 12:10
Z artykuł- brawo!
19 września 2014, 12:19
Świetny temat, ale niestety bardzo zepsuty powierzchownością i płytkością analiz naszpikowanych blędami.
S
strada
19 września 2014, 12:51
Bo to nie praca magisterska, tylko artykuł.....:-) I dobrze, że sie pojawił. 
19 września 2014, 13:00
Jeśli coś przyczynia się do zwiększania zamętu, zamiast zmniejszania go, to nie wydaje mi się, żeby pojawienie się czegoś takiego służyło dobru.
S
strada
19 września 2014, 14:48
A Ty tu czasem nie mącisz....??? :-) Ps. Nie każdy zamęt jest zły oczywiście.
19 września 2014, 15:05
Zamęt może oczywiście wpłynąć motywująco na rozwiklanie go, niczym hałas może w końcu sprowokować kogoś do wrzaśnięcia CISZA!!! Z zadowoleniem przyjąłbym, gdyby taki artykuł sprowokował jakiegoś pożądnie intelektualnie przygotowanego Jezuitę do intelektualnego walnięcia pięścią w stół i choć powierzchwonego powyjaśniania pewnych nieporozumień zawartych w takim materiale, ale z racji panującego na Deonie mydłkowatego kultu świętego dialoga, wedle którego dziecięce fantazjowanie o smokach i wróżkach jest intelektualnie równie ważkie, jak dogłębnie zdobyta wiedza, stawiam dolary przeciwko orzeszkom, że nic takiego nie będzie miało miejsca. A wielka szkoda.
S
strada
19 września 2014, 15:14
E tam..... Wyluzuj. Artykuł nie jest rozprawa naukową, mówi w sposób przystępny o naszym polskim katolizyźmie, niedoskonałym, zalęknionym, dodałabym jeszcze- próżnym, wymądrzającym się , potępiającym i mocno faryzejskim. Do tego- jak w artykule- pełno w nim emocyjek. Wielu może skorzystać czytając to. A Ty.... niekoniecznie musisz poprawiać, korygować., a jesli już, to zacznij od tego, co w im jest ok. Pozdrawiam
19 września 2014, 15:21
No i to są pewne nieuzasadnione stereotypy, wynikające m.in. z takiego rozumienia pewnych spraw 'na kolanie', głównie przez zaniedbywanie pewnych istotnych niuansów zmieniających poważnie charakter obserwowanych efektów. Taki swoisty 'efekt motyla' - mała zmiana w pozornie odległym obszarze powodująca astronomicznie wielkie nieporozumienia w pozornie odległej przestrzeni pojęciowej.
S
strada
19 września 2014, 17:27
UFFFf!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Jak gorąco! Po przeczytaniu Twojego komentarza :-) Umysł sie spocił. 
19 września 2014, 17:46
Poczytuję to jako komplement.
S
strada
19 września 2014, 20:08
"Pewne nieuzasadnione stereotypy" - Jakie?  "Z takiego rozumienia pewnych spraw" - jakiego? jakiech spraw? "zaniedbywanie pewnych istotnych niuansów"- jakich? "mała zmiana w pozornie odległym obszarze- konkrety "powodująca nieporozumienia"- jakie? "w pozornie odległej przestrzeni pojęciowej" Sumując: jaja sobie robisz? No chyba, że to prowokacja myślowa na przegrzanie szarych komórek. Nie prosze teraz o wyjaśnienia, chodzi o to, że tego rodzaju teks, to lanie wody bez konkretów. Na przyszłość- konkretniej proszę. Przyjrzyściej. Potrafi Pan przeciez. Kibicuję. A co do stylu językowego- im prościej, tym lepiej. 
20 września 2014, 14:01
Postaram się jutro odpowiedzieć, bo do jutra mam znacznie ograniczony dostęp do kompa.
20 września 2014, 18:39
>"Pewne nieuzasadnione stereotypy" - Jakie? : mówi w sposób przystępny o naszym polskim katolizyźmie, niedoskonałym, zalęknionym, dodałabym jeszcze- próżnym, wymądrzającym się , potępiającym i mocno faryzejskim Jedynie 'niedoskonały' jest w tej litanii poprawne, ale na mocy zwykłej tautologii: po prostu nie ma, nie było i nie będzie katolicyzmu doskonałego, przynajmniej na tym świecie. > "Z takiego rozumienia pewnych spraw" - jakiego? jakiech spraw? Np. niepoprawnego rozumienia czym jest 'dialog' (to nie jest jednostronne okazywanie chęci nawiązania życzliwej komunikacji); Nieuprawnionego implikownia z 'otwartości na dialog' nałożeniem tabu na czujność wobec zagrożeń; Niedostrzegania fałszywości dychotomii KO-KZ; Nieodróżniania narracji nakierowanej na wywołanie efektów emocjonalnych od narracji merytorycznej; Nieuprawnionego utożsamiania wskazywania zagrożeń (czy nawet akceptacji potrzeby czujności wobec nich) z 'lękim'; Nieuprawnionego utożsamiania identyfikacji zagrożeń i niemożliwości/bezcelowości nawiązania z nimi 'dialogu' ze 'słabością intelektualną'; Z nieuprawnionego utożsamiania renesansu pewnych praktyk takich jak np. egzorcyzmy z 'emocjonalnością' i 'irracjonalizmem'; Nieuprawnionych ekstrapolacji/uogólnień (eg. istnieją przypadki irracjonalnych osób poszukujących pomocy u egzorcysty, zatem wszystkie przypadki poszukiwania pomocy u egzorcysty dotyczą osób irracjonalnych). To oczywiście nie wyczerpuje listy, a są to jedynie przykłady ze znacznie dłuższej listy. > "zaniedbywanie pewnych istotnych niuansów"- jakich? Hmmmm - chyba wszystkie powyższe przykłady znów móglbym przepisać, bo powyższy punkt odnosi się do efektów, podczas gdy niniejszy do przyczyn. Na razie cdn
S
strada
20 września 2014, 19:34
Wystarczy. 
20 września 2014, 19:40
(cd) > "mała zmiana w pozornie odległym obszarze- konkrety Generalnie chodzi o nieuprawnione utożsamienia lub implikacje zwykle mające swoje źródło w niedostrzegalnym przejściu pomiędzy porządkami, zwykle pomiędzy porządkiem merytorycznym i 'kolokwialnym'. Np. ostrzeganie przed zagrożeniam = lęk. > "powodująca nieporozumienia"- jakie? W sumie jak powyżej. Np. psudosylogizm: 'ostrzegający przed niebezpieczeństwami' (OPN) 'boi się', a 'strach' jest czymś blokującym przed pewnymi pożądanymi działaniami jak np. 'dialog', zatem 'OPN' jest zablokowany na pewne pożyteczne działania jak np. 'dialog'. > "w pozornie odległej przestrzeni pojęciowej" To rzeczywiście nader kiespskie sformułowanie, a dodanie przysłówka 'pozornie' tylko stopień kiepskości wydatnie powiększa. Na zarzut o niekonkretność zdecydowanie zasłużyłem.
S
strada
20 września 2014, 22:24
:-) Dzięki. Prośba: Język.:Prościej. Mniej "naukowo", bardziej potocznie. To są komentarze tylko. Czasem- choć Cię to wkurza- zwykłe: "lubię- nie lubię "w postaci trójkącików jest lepsze niż nagromadzenie trudnych słów. Język potoczny trafia, bo to język naturalny. Język dialogu. Pozdrawiam. 
22 września 2014, 08:20
Szczerze mówiąc mam mieszane uczucia: z jednej strony rozumiem i oczywiście nie neguję, że trzeba starać się używać języka zrozumiałego dla interlo.... dyskutantów, ale z drugiej strony to właśnie kolokwialność uniemożliwia wskazanie pewnych błędów, ponieważ są one wdrukowane w sam 'kod genetyczny' kolokwialności. Używanie uproszczonego/kolokwialnego języka wobec pewnych zagadnień jest odpowiednikiem wyciągania siebie samego za włosy przez Barona Munchausena.
22 września 2014, 08:54
Te bardziej skomplikowane niuanse jak najbardziej można przedstawić językiem bardziej zrozumiałym dla osoby, do której się przemawia, pisze. Jest jeden warunek – trzeba być nie tylko oczytanym, ale mieć to również odpowiednio przetrawione. A jak przetrawione, to w oparciu o życie realne, rzeczywiste sytuacje, a nie jako filozofujące przemyślenia wyższości tygrysów, które mogłyby latać, nad orłami, które dostałyby silne szczęki z potężnymi kłami. Bo tak to mamy przeintelektualizowanie, a jeśli oderwane od rzeczywistości, to puste, nieużyteczne. A taki posiadacz prawdziwej mądrości, nie obawia się, że przemawiając prostszym językiem, tak się sprostaczy, że zatraci umiejętności odpowiednio „mądrego” przemawiania w środowisku wybitnych intelektualistów, gdy przyjdzie mu również z nimi dyskutować. Ba, jeszcze lepiej będzie umiał i do nich przemówić, mając swoją wiedzę przerobioną i wte i we wte, używając jeszcze bardziej świadomie również i skomplikowanych konstrukcji, ale tu już zrozumiałych dla „mądrzejszego” audytorium.
22 września 2014, 10:33
Jak napisałem powyżej niestety nie wszystko da się do kolokwialnie używanych pojęć sprowadzić. O ile mnie pamięć nie myli to Einstein powiedział, że wszystko powinno być wytłumaczone tak prosto, jak się da, ale nie prościej. Myśli można upraszczać tylko do pewnego stopnia bez zatracenia/wypaczenia ich treści. Celowo staram się unikać retoryki w której centralnymi postaciami są ludzie, a tym bardziej konkretne osoby, ponieważ to zanieczyszcza dyskusję o mechanizmach/procesach ładunkiem emocjonalnym wywołanym przez umieszczenie w retoryce osób. Niestety częśc umysłu odpowiedzialna za emocje pracuje trzykrotnie szybciej, niż częśc odpowiedzialna za logiczne myślenie (nie pomnę źródła tej informacji). Szczerze mówiąc od wczoraj jakoś mi jednak to po głowie chodzi, żeby jednak spróbować poeksperymentować z 'uczytelnieniem' przekazu. Co z tego wyjdzie?
22 września 2014, 12:36
Proszę spróbować, wtedy dopiero jest szansa, że będzie to szerzej przyjęte, zrozumiane odpowiednio. Może innym dać do myślenia, jeśli przy nie koniecznym komplikowaniu, a więc uproszczeniu pod różnorodnych odbiorców (nie równa się: spłaszczeniu, zbanalizowaniu) wyjdzie, że to wciąż jest zasadne. A ci bardziej skomplikowani słownictem wciąż to zrozumieją, więc nikogo się nie pominie. Może wtedy umiejętnie pouczyć innych, ale też i Pana samego, gdy odkryje lepiej pewne rzeczy w swoim myśleniu. Ja dla przykładu dużo uczę się od innych, gdy uda mi się najpierw przekazać im, co naprawdę mam na mysli. Mam wówczas właściwe komunikaty zwrotne, które mnie samego wzbogacają, a niejednokrotnie, zmieniają myślenie, wykazują moje własne błędy myśleniowe, poprzez zapętlenie się wcześniejsze.
S
strada
22 września 2014, 22:01
A jak Pan Bóg rozmawia z człowiekiem w historii zbawienia??? "Swoim" językiem czy ludzkim.....zrozumiałym dla nas
23 września 2014, 00:00
1) Pani chce mi postawić poprzeczkę na wysokości samego Pana Boga? 2) Zależy od tego, co Pani uznaje za 'historię zbawienia' - Stary Testament + Nowy, czy również całe życie Kościoła po Odkupieniu, które obejmuje m.in. takie dzieła, jak Suma Teologiczna Akwinaty. 3) Sam Jezus nie potrafił znaleźć języka, który trafiłby do wszystkich, a nawet zaledwie Mu współczesnych, więc czy sądzi Pani, że jakiś jedyny właściwy język istnieje? To zagadnienie determinuje odpowiedni dla niego język: czy sie je traktuje poważnie, czyli głęboko, czy powierzchownie, czyli płytko. Nie można dokonać pewnych kroków w rozwoju pozostając wciąż w pojęciach i wyobrażeniach z wcześniejszych etapów.
23 września 2014, 00:04
Jakoś na wskazywanie przeze mnie zapętleń i błędów myślowych jest Pan nadzwyczaj oporny. ;)
Katarzyna Rybarczyk
19 września 2014, 12:05
Mam kłopot z tym artykułem, bo o ile z wymową się zgadzam, o tyle nie rozumiem przywołania w tym kontekście pielgrzymki Ojca Świętego, a także zasadnośc przytoczonych słów - tak jakby autor wiarę utożsamiał z uczuciowością.
WR
Wojtek Rych
19 września 2014, 11:32
Straszenie, straszenie Bogiem przez lata całe w Polsce zbiera "owoce". To i z tego straszenia wynika jak myślę; bojaźń przed używaniem rozumu. A dokąd nie uwierzymy; że Bóg jest Miłością, Bogiem tworzącym w Duchu Miłości. I dokąd my sami nie zechcemy pojednawać się tymże Duchem; dylemat Autora bedzie pozostawał ....................ciągle aktualny.
19 września 2014, 11:51
Nadmierne uproszczenie: Bóg jest nie tylko Miłością, a również Miłością.
S
strada
19 września 2014, 12:21
Gra słów.... 
19 września 2014, 12:37
Bynajmniej. Istotna różnica.
S
strada
19 września 2014, 12:50
Jesli Bóg jest miłością- w tym jest wszystko. Jesli sprawiedliwością- w tym też jest wszystko. Jedno nie przeczy drugiemu, jedno zawiera sie w drugim. Nie ma jakis wyliczanek, że jest tym i również tym..... Przymioty Boga oczywiście są nazywane, bo nam sie lepij wtedy Boga porządkuje i ogarnia umysłem. 
19 września 2014, 13:08
Ja nie twierdzę, że Bóg jest Istotą wewnętrznie sprzeczną, a że w naszej ludzkiej umysłowości akcentowanie jednego przymiotu powoduje zbyt często mimowolne redukowanie ważności tych pozostałych, które sobie dla wygody ponazywaliśmy. Pars pro toto.
19 września 2014, 11:21
> wypowiadał się Tischner Ksiądz Tischner nie może przejść przez klawiaturę? Czy Kościół Niemiecki te 80 lat temu powinienen "mieć także tę siłę intelektualną, która podejmuje dialog z wszystkimi nurtami współczesnej myśli", czy powinien przed 'myślą nazistowską' ostrzegać? > Tymczasem to nie ateizm, gender czy relatywizm są dziś największymi bolączkami polskiego Kościoła, ale zalewające go fale irracjonalizmu i przerost uczuciowości w sferze wiary. Generalnie zgoda z jednym zastrzeżeniem - nie odważyłbym się wartościować która z bolączek jest większego kalibru. > Śmiem twierdzić, że zauważalny ostatnio wzrost zainteresowania egzorcyzmami i demonologią wiąże się właśnie z irracjonalnym podejściem do życia duchowego. Mniej więcej również zgoda, tylko brakuje mi dodania do listy 'podejrzanych praktyk' również pozornie nastawionego na intelektualizm, a w rzeczywistości przesiąkniętego emocjonalnym fanatyzmem 'otwartyzmu'. Z dwoja złego uczciwszy jest nieskrywany emocjonalizm od skrywanego pod płaszczykiem intelektualizmu. > ambona jest miejscem wyjaśniania Słowa a nie czytania listów pasterskich A czmuż nie i jednego i drugiego? Zgodnie z taką logiką Kościół Niemiecki nie powinien się 80 lat temu zajmować 'myślą nazistowską' i ostrzegać swoich owieczek przed nią.
Jadwiga Krywult
19 września 2014, 10:45
"Śmiem twierdzić, że zauważalny ostatnio wzrost zainteresowania egzorcyzmami i demonologią wiąże się właśnie z irracjonalnym podejściem do życia duchowego." Biorąc pod uwagę, że dawniej w całej Polsce było tylu egzorcystów ilu teraz jest w diecezji, łatwo zauważyć porażający wzrost irracjonalności.
20 września 2014, 20:06
Czy kiedy w całej Polsce było tylu egzorcystów, ilu teraz jest w jednej diecezji, to było wciąż irracjonalnie, tylko w mniejszym stopniu, czy nie było irracjonalnie?
_
__Ateista__
19 września 2014, 10:41
Autor nie rozumie, że zbyt mocne opieranie sie na rozumie, logice i intelekcie może prowadzić do ateizmu. Jeszcze ktoś zbyt dokładnie przemyśli argumenty za istnieniem Boga, i dojdzie do wniosku, że to wszystko jest ściema? Kościół potrzebuje pobożnych i posłusznych owieczech, które same przychodzą na strzyżenie.
S
strada
19 września 2014, 12:12
Czytaj ze zrozumieniem. Autor wcale nie pisze o zbyt mocnym opieraniu sie na rozumie.