Prawda nas nie zniszczy. Kilka słów po filmie "Zieja"

(fot. YouTube / Kino Helios Polska)

Byłoby szkoda, gdyby film o ks. Ziei został zaszufladkowany jako patriotyczny film opiewający piękno Kościoła. To film o buntowniku, w którego historii wielu młodych mogłoby się odleźć.

Do kin wchodzi właśnie film Roberta Glińskiego o ks. Janie Ziei. Film jest promowany przez TVP, oglądali go już w premierowej odsłonie biskupi na Jasnej Górze. Szkoda byłoby jednak gdyby został zaszufladkowany, jako patriotyczny film opiewający piękno Kościoła. Mógłby wtedy stracić wielu odbiorców. A to film o buntowniku, w którego historii wielu młodych mogłoby się odleźć. O radykalnym człowieku, który miał odwagę mówić prawdę wszystkim, swoim przełożonym biskupom, czy dowódcom na wojnie, narażając nie tylko swoją karierę, ale także życie. A film nie zakopał potencjału, który drzemał w naprawdę niesamowitym życiorysie ks. Jana.  Udało się pokazać tę historię z dużą siłą rażenia, bez nudy i patetyczności.

Na projekcję filmu „Zieja. Nie zabijaj nigdy, nikogo” trafiłam z mężem trochę przypadkiem. Wyszliśmy naprawdę poruszeni i umocnieni tym filmem, a mój mąż już od dwóch dni, w każdej wolnej chwili podczytuje wywiad-rzekę z Ks. Janem Zieją. Byliśmy jednymi z nielicznych widzami poniżej czterdziestki. I bardzo byłoby żal, żeby ten film dotarł tylko do ludzi starszych. Bo oni być może słyszeli o ks. Ziei, coś im się obiło o uszy. Siłą tego filmu jest też wołanie o radykalną odnowę, bunt przeciwko zastanym strukturom, hasła, które najmocniej docierają i sieją ferment wśród młodych. Ksiądz Jan, nawet kiedy miał już długą siwą brodę i przypominał starca rodem z prawosławnej pustelni, ciągle był młody duchem. Niósł w sobie ciągłe wątpliwości i pytania, jak w swojej sytuacji naśladować Chrystusa. I to tak radykalnie jak się tylko da. Robił tak dużo, pomagał tak wielu ludziom, że ciężko uwierzyć, że wszystko to wydarzyło się w życiu jednego człowieka.

Święty

Reżyser Robert Gliński znany jest z takich produkcji jak „Cześć Tereska”, „Kamienie na Szaniec”. Na przedpremierowym seansie filmu „Zieja” w Kinie Kijów w Krakowie, przyznał, że kiedy dostał propozycję nakręcenia tego filmu, zupełnie nie był do tego pomysłu przekonany. Jakiś Zieja, Ziaja... kto to taki? Nie lepiej było, gdy zaczął się wczytywać w historię ks. Jana. Jak stwierdził reżyser, Ks. Jan to prawdziwy święty, a jak stworzyć ciekawą fabułę o świętym, to się nie może udać. Jak pokazać dobro, żeby nie wyszło coś mdłego, jednowymiarowego. Zdecydował się jednak zaryzykować. Dużą pomocą było zderzenie dwóch różnych osobowości głównych aktorów. Jak sam opisywał reżyser, odtwórca głównej roli Andrzej Seweryn, gra powściągliwie, jest aktorem typu japońskiego, grającym z kamienną twarzą, któremu z rzadka, coś „wylewa” się na zewnątrz, gra „od środka”. Po drugiej stronie jest Zbigniew Zamachowski, grający oficera SB, przesłuchującego ks. Zieję. Zamachowski gra barokowo, emocje się z niego wylewają, jest bardzo „ludzki”.

Duża zaletą tego filmu jest też właśnie ukazywanie historycznych wydarzeń od strony takiej bardzo ludzkiej, od „sieni”. Kiedy widzimy żołnierzy walczących na wojnie z bolszewikami, którym towarzyszył jako kapelan ks. Jan, nie oglądamy ich jako bohaterów, którzy idą z pieśnią na ustach. Młody żołnierz, patrząc na zwłoki torturowanego człowieka, wymiotuje. Oglądamy strach, okrucieństwo wojny, cały bezsens walki młodych ludzi, którzy wcale nie chcą ginąć. Równie dobrze pokazana jest scena w Domu Samotnej Matki w Słupsku, który prowadził po II wojnie światowej ks. Jan. Dom pokazany jest od środka, widzimy ciasnotę, wielki ruch, zamieszanie, jeden wielki chaos. Właśnie tak musi być w miejscu, gdzie zebrano kilkanaście kobiet z dziećmi. Jest po prostu prawdziwie.

Biedaczyna z Osse

W filmie obserwujemy ks. Jana jako człowieka bardzo wyczulonego na los drugiego człowieka. Wszędzie go było pełno, wszędzie szukał okazji, by pomagać. Ze szpitala, gdzie spowiadał niedoszłą samobójczynię, pędził do ośrodka dla niewidomych dzieci. Jako kapelan wojenny, uratował tylu rannych, że został odznaczony Krzyżem Walecznych. Gdy pomagał opozycjonistom z KORu, nie interesował go wpływ na politykę, ale udzielał się w sprawiedliwym rozdzielaniu pieniędzy dla rodzin więzionych opozycjonistów.

Przy tym wszystkim szukał ideału kapłaństwa zgodnego z Ewangelią. Tak, by jak najwięcej służyć ludziom, ale też by samemu rezygnować z dóbr i wygód. Znany był z tego, że nie brał pieniędzy za udzielanie sakramentów. Starał się żyć ascetycznie nie posiadał wiele, często pościł. Marzył mu się nowy sposób funkcjonowania parafii na wzór pierwszych chrześcijan. Tak, by parafianie dzielili się nawzajem dobrami, tak by nikt nie głodował. Ideałem było dla niego takie funkcjonowanie parafii, by do kancelarii zgłaszano wszystkie informacje o osobach potrzebujących, by proboszcz mógł dotrzeć do wszystkich z pomocą.

Znacząca jest historia, kiedy ks. Jan jako młody ksiądz poprosił o zgodę do wstąpienia do zakonu kapucynów. Tam chciał odnaleźć ideał życia w ubóstwie. Tam też go jednak nie znalazł. Pewnego dnia po sytym, mięsnym obiedzie, wstąpił do klasztornej kuchni i zobaczył, jak lichą zupę przygotowano dla ubogich. Poraziło go, że bracia, którzy mieli żyć w ubóstwie stołują się tak dobrze, a dla ubogich przygotowywane są posiłki „drugiego sortu”. Postanowił odejść i wrócić do posługi księdza parafialnego. Ze względu na jego ascetyczny tryb życia nazywano go czasem „Biedaczyną z Osse” (od miejsca swojego urodzenia), na wzór św. Franciszka z Asyżu.

Prawda nas nie zniszczy

Ks. Jan był bezkompromisowy w mówieniu prawdy. Proszony, by dać żołnierzom walczącym na frocie jakieś słowo pokrzepienia, dające siłę do walki, on mówił, że „Nie wolno zabijać nigdy. Nikogo”. Słowa te przez dowódce były odebrane jako wezwanie do dezercji i ks. Janowi grodziła śmierć przez rozstrzelanie. Potrafił sprzeciwić się kościelnemu zakazowi i pogrzebać samobójczynię, którą jakiś czas wcześniej udało mu się wyspowiadać. Wezwany na naganę od przełożonych, z odwagą potrafił powiedzieć, że nie należy mu się kara, bo to był czyn miłosierdzia.

Bardzo poruszające były dwie sceny, kiedy pokazał swoją bezkompromisowość, która często wywoływała konflikty.

Pierwsza to scena z rekolekcji dla biskupów na Jasnej Górze. O wygłoszenie ich poprosił go kard. Wyszyński. Było to niedługo po aresztowaniu prymasa Tysiąclecia, kiedy to większość biskupów była zastraszona przez władze. Wszyscy bali się, że Prymas nie przeżyje, i że nastąpią kolejne aresztowania. Ks. Jan w mocnych słowach mówił do biskupów, że prawda jest najważniejsza, że jest ważniejsza nawet od samego Kościoła. I prawda nigdy Kościoła nie może zniszczyć, jedynie doprowadzić do odnowy. W kontekście dzisiejszych wydarzeń, te słowa są bardzo prorocze. Znaczące były też twarze biskupów. Jedne zafascynowane, inne oburzone. Pewnie tak samo mogłyby wyglądać twarze każdego z nas.

Jeszcze mocniejszą sceną, jedną z najbardziej poruszających jest jednak kazanie ks. Jana w Domu Samotniej Matki w Słupsku. Było tam wiele kobiet, które nie miały gdzie mieszkać i za co żyć, w wychowywały w większości dzieci z gwałtu, którego doświadczyły od Rosjan, albo Niemców. W ciasnym pokoju, całym wypełnionym dziecięcymi łóżeczkami, ks. Zieja mówił tym młodym dziewczynom, że muszą wybaczyć, że nie ma innej drogi, jak wybaczenie swoim oprawcom, bo Bóg jest Bogiem wszystkich, złych i dobrych. Ksiądz był w stanie powiedzieć to dziewczynom, tak bardzo poturbowanym złem. Było to dużo trudniejsze niż zwracanie uwagi Biskupom. W tym czasie kamera przesuwała się po twarzach malutkich dzieci, które przytulały się do swoich matek. Porażające.

Film jest pełen perełek, pokazujących wielowymiarowość ks. Ziei. Jego pasje naukowe, zdolność docierania do niewierzących, gotowość do posługiwania wszystkim, także i wrogom, otwartość na ludzi innych wyznań. Ale przede wszystkim umiłowanie Ewangelii i bezkompromisowe poszukiwania, jak ją wypełnić. Film przekazał to pięknymi barwami, na najwyższym poziomie.

żona swego męża, mama szalonej gromadki. Zawodowo mama na pełnym etacie, w ramach odskoczni i odpoczynku lubi pisać teksty. Z wykształcenia polonistka, pracowała jako redaktor w miesięcznikach katolickich. Jej miejscem w Kościele jest Droga Neokatechumenalna.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Prawda nas nie zniszczy. Kilka słów po filmie "Zieja"
Komentarze (1)
AM
~Antoni Matuszkiewicz
6 września 2020, 15:08
"...cały bezsens walki młodych ludzi, " - chyba jednak walka, o której mowa, miała sens...? Mieliśmy się poddać bolszewikom? Antoni Matuszkiewicz