Proboszcz obozu koncentracyjnego

(fot. Alians PL, via Wikimedia Commons / Public Domain)

Nie wiem, jak to możliwe, że przez tyle lat nie wiedziałam o jego istnieniu. Tyle godzin historii w szkole, tyle religijnej edukacji, tyle pobożnych lektur - i nic. Musiałam dopiero napotkać jego wyrazisty wzrok na wystawie, żeby się nim zaciekawić. Na wystawie obozowej na Majdanku.

Skromna czarno-biała fotografia, a obok fragmenty jego zachowanej korespondencji z rodziną. Był księdzem grekokatolickim, miał sześcioro dzieci (żona zmarła na początku wojny). Pisał do nich, że jest szczęśliwy. "Dziękuję Bogu tysiąc razy dziennie, że posłał mnie tutaj. O nic więcej nie będę Go prosił". Słowa szaleńca? Z początkiem 1944 roku miał tu umrzeć, nie doczekawszy wyzwolenia obozu. Przyszło kilka miesięcy później.

Trochę o nim poczytałam - choć mało się o nim pisze, jak na człowieka, którego Jan Paweł II ogłosił błogosławionym. Już podczas pierwszej wojny światowej kilkakrotnie ledwo uniknął śmierci. W międzywojniu miał parafię w Przemyślanach koło Lwowa. W tych napiętych czasach opowiadał się zawsze za pokojowym współistnieniem Polaków, Ukraińców i Żydów. Stawał w obronie krzywdzonych, niezależnie od narodowości i wyznania. Po wybuchu drugiej wojny ratował Żydów, a swoim parafianom zakazywał uczestniczenia w akcjach antyżydowskich. W końcu w 1942 roku trafił za to do obozu koncentracyjnego.

DEON.PL POLECA

Mógł wyjść pod warunkiem deklaracji, że nie będzie już więcej pomagał Żydom. Odmówił.

"Rozumiem, że staracie się o moje zwolnienie - pisał do bliskich. - Błagam was, byście nic nie robili! Wczoraj zastrzelono tu pięćdziesięciu ludzi. Gdyby nie było mnie tutaj, któż pomógłby im przejść ten próg? Poszliby przezeń ze wszystkimi swymi grzechami i w głębokiej rozpaczy, która wisi nad tym piekłem (…). Nie marnujcie wysiłków, nie mogę stąd odejść, bo jestem potrzebny. Zostać tu jest moim obowiązkiem - i jestem szczęśliwy...".

Wierzę mu. Nie był szaleńcem ani masochistą. Po prostu wiedział, czego w życiu chce. Intensywnie pragnął sensu, tak intensywnie, że kiedy go znalazł, umiał go rozpoznać i docenić. Był konsekwentny w swym pragnieniu. Szedł za nim - i nie żałował.

Robił więc to, co i przedtem, zanim trafił do obozu: służył ludziom i niósł im nadzieję. Chrzcił, spowiadał, przygotowywał do śmierci, potajemnie odprawiał msze, modlił się. Nazwano go proboszczem Majdanka.

"Poza Niebem to jedyne miejsce, w którym chciałbym przebywać. Wszyscy jesteśmy tu równi: Polacy, Żydzi, Ukraińcy, Rosjanie, Litwini czy Estończycy - pisał. - Tutaj widzę Boga - Boga, który jest Jeden dla wszystkich nas, bez względu na nasze religijne odmienności. Może nasze kościoły się różnią, lecz we wszystkich rządzi ten sam Wszechmogący Bóg. Kiedy odprawiam mszę, wszyscy oni modlą się. Modlą się w różnych językach - ale czy Bóg nie rozumie wszystkich języków?".

Nie mogę zapomnieć tych słów - ani przestać myśleć o Emilianie Kowczu. Wiele rzeczy może w nim zachwycać. Był święty i dobry, wierny i odważny, i wiedział, co się naprawdę liczy. W czasach zaciekle budowanych murów jego mądre spojrzenie, sięgające poza ludzkie kategorie, jest nam szalenie potrzebne. Ale ja nie chcę z niego robić monumentu.

Jest mi bliski, bo miał coś, za czym sama tęsknię, co mnie niesamowicie pociąga: pewność. Pewność, że jest się w dobrym miejscu, na dobrej drodze, w dobrych rękach. Jakkolwiek paradoksalnie by to brzmiało w jego przypadku.

Widać ją w jego słowach. Nie pewność niezłomną i zadowoloną z siebie, taką, która idzie jak taran, rozjeżdżając wszystko na swojej drodze. Nie pewność zwycięską. Raczej cichą i nienachalną, taką, która nie potrzebuje krzyczeć. Pewność, która pozwoli się zabić.

Myślę, że takiej pewności nie daje żadna racja, żadna słuszność. Tylko miłość. Bardzo mu jej zazdroszczę.

Kasia Węglarczyk - redaktorka, autorka, blogerka. W 2016 roku ukazał się jej wywiad rzeka z Urszulą Melą -"Bóg dał mi kopa w górę". Interesuje ją Bóg, człowiek i wszystko, co pomiędzy.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Proboszcz obozu koncentracyjnego
Komentarze (1)
18 lipca 2017, 09:42
'Poszliby przezeń ze wszystkimi swymi grzechami i w głębokiej rozpaczy, która wisi nad tym piekłem' Cytat mogący być mottem dla katolickiego kapłana. Z  drugim jest już jednak znacznie gorzej: "Może nasze kościoły się różnią, lecz we wszystkich rządzi ten sam Wszechmogący Bóg"