Przecieki z papieskich rekolekcji

(fot. EPA/OSSERVATORE ROMANO)

Mocne słowa papieskiego rekolekcjonisty. Brzmią niemal jak sugestia, że Kościół nie głosił w całej pełni Dobrej Nowiny o zbawieniu, lecz przesadnie koncentrował się na niektórych jej aspektach. Niekoniecznie najistotniejszych.

Wiadomo. Jak Wielki Post, to rekolekcje. Wiedzą to nawet uczniowie w szkołach. Co prawda, jak zauważył pewien proboszcz, sądząc po rosnącym systematycznie luzie w ławkach, coraz więcej katolików na naszej ziemi przeżywa rekolekcje w Internecie, a nie w swojej parafii, ale rekolekcje jednak stałym punktem wielkopostnego przygotowania pozostają.

Nikogo nie dziwi, że i sam Następca św. Piotra w tym czasie przeżywa rekolekcje. Dawniej odbywały się one na miejscu, w Watykanie. Franciszek przeżywa je wraz z swymi najbliższymi współpracownikami w domu rekolekcyjnym Towarzystwa św. Pawła (paulistów) w Ariccii pod Rzymem.

Papieskie rekolekcje prowadzi w tym roku o. Ermes Ronchi, należący do zakonu serwitów, czyli Sług Najświętszej Maryi Panny (Ordo Servorum Mariae), zgromadzenia założonego w pierwszej połowie trzynastego wieku. O czym mówi przedstawiciel tak szacownego zgromadzenia?

Z krótkich informacji, które bardziej przypominają przecieki medialne niż kompletne relacje medialne, wynika, że nie owija w bawełnę i nazywa rzeczy po imieniu używając sformułowań, wobec których trudno przejść obojętnie lub puścić je mimo uszu.

Zaczął ostro. Od stwierdzenia, że Bóg umiera w naszych kościołach z nudów, a nie z powodu kontestacji. "Przywróćmy Mu jasne oblicze, aby był Bogiem, którego można zakosztować, którym można się cieszyć, którego się pragnie" - powiedział. Mówił o potrzebie głoszenia Boga ciekawego, którego imieniem jest radość i pełnia.

Następnego dnia mówił o lęku. O tym, że Kościół bardzo długo głosił wiarę "ulepioną z lęku", że "wszystko obracało się wokół paradygmatu wina i kara, zamiast rozwój i pełnia". Mocne słowa. Brzmią niemal jak sugestia, że Kościół nie głosił w całej pełni Dobrej Nowiny o zbawieniu, lecz przesadnie koncentrował się na niektórych jej aspektach. Niekoniecznie najistotniejszych. Dlatego trzeba wyzwalać ludzi z lęku. Przed Bogiem, przez innymi ludźmi. Żeby chrześcijaństwo nie było smutne, a Bóg bez radości.

Papież Franciszek z cała ekipą usłyszał też od o. Ronchi o tym, że Kościół powinien się umniejszać, wycofywać, "stawiać w świetle reflektorów nie siebie, ale Boga". Że pod tym względem zostało jeszcze sporo do zrobienia. Włoski zakonnik zwrócił uwagę, że Jezus nie indoktrynował swoich uczniów i nie oczekiwał od nich formułek. "Marzeniem Boga nie jest umęczona rzesza mężczyzn, kobiet i dzieci, każdy ze swym krzyżem na ramionach, ale ludzie idący do życia dobrego, radosnego i kreatywnego. Życia, za które płaci się wysoką cenę w postaci zaangażowania i wytrwałości. Ale jest to też cena słodka: światłość. Trzeciego dnia zmartwychwstanie" - powiedział.

Czytam te "przecieki" z papieskich rekolekcji i niecierpliwie czekam na następne.

Dlaczego tak obszernie przytaczam, co usłyszał Papież podczas tegorocznych rekolekcji wielkopostnych? Ponieważ miałem okazję ostatnio rozmawiać z uczestnikami parafialnych rekolekcji z kilku różnych diecezji na terenie Polski. Poza dwojgiem uczestników rekolekcji prowadzonych przez dość młodego księdza, który już lokalnie zyskał opinię świetnego kaznodziei, reszta moich rozmówców była przygnębiona i zmęczona. Z ich opowiadań wynikało, że rekolekcjoniści skupiali się na wytykaniu im zła, dowodzeniu, że są strasznymi grzesznikami, koncentrowali się na kwestiach moralnych, nie na pociąganiu do Boga.

"Nie rozumiem, dlaczego rekolekcjonista poświęcił całą konferencję sprawie chodzenia na Mszę św. niedzielną, gromiąc tych, którzy nie spełniają tego obowiązku. Przecież ich i tak nie było wtedy w kościele" - dziwiła się pracująca zawodowo mężatka i matka dwójki dzieci. Ktoś inny dopytywał, czy są jakieś kursy dla rekolekcjonistów, na których uczy się ich podnoszenia na duchu i umacniania wiary, a nie dołowania i wpędzania słuchaczy w przeświadczenie, że mają znikome szanse na zbawienie. "Kilka razy w życiu uczestniczyłem w rekolekcjach, które naprawdę mnie zainspirowały do pracy nad moją wiarą. Fragmenty niektórych konferencji pamiętam do dzisiaj, tak dobitnie i porywająco mówiły o Bogu, że człowiek chciałby być jak najbliżej Niego" - wspominał mężczyzna po sześćdziesiątce. Pytany o tegoroczne rekolekcje machnął ręką "Nie ma o czym mówić".

Gołym okiem widać, że liczba uczestników parafialnych rekolekcji spada, a trzeba jasno powiedzieć, że nawet najlepsze "internetowe rekolekcje" ich nie zastąpią. Wygląda na to, że rekolekcje w parafiach są w odwrocie nie tylko z powodu nadmiaru zajęć, z którym mierzą się ich potencjalni uczestnicy, ale dlatego, że nie spełniają one swojej roli. Dołują, zamiast porywać do Boga. Być może i do nich odnosi się sformułowanie włoskiego serwity o Bogu umierającym z nudów.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Przecieki z papieskich rekolekcji
Komentarze (45)
MR
Maciej Roszkowski
12 marca 2016, 16:56
Czego chcemy dziś najbardziej? Żeby było "fajnie". A więc głośno kolorowo i z przytupem. Żadnego umęczenia i lęków (proszę to mówić rodzinom dziesiątków tysięcy chrześcijan mordowanych co roku na całym świecie)," koncentracji na kwestiach moralnych" no a tu słabo, bo ksiądz coś tam nudzi  o grzechu, winie itp. Czyli "indoktrynacja" - a fe! Żeby się nie wiem jak wytężać religia nie dorówna atrakcyjności kabaretów, Big Brother,seriali i popisów "Jak oni ziewają" etc. Może jednak wielu ludzi chciałoby usłyszeć że jest prawo i  lewo, góra i dół, pion i poziom, a  Bóg nie jest ciepłym, dobrym i zdziecinniałym staruszkiem, który wyszystko z góry wybaczył, czyli "róbta co chceta" a i tak bęzie fajnie.  
12 marca 2016, 19:08
Żadnego umęczenia i lęków Czyli jak są umęczenie i lęki to jest dobrze?
MR
Maciej Roszkowski
13 marca 2016, 20:14
Nie jest dobrze. Jest naprawdę. Czy to że jesteśmy grzeszni i słabi nie męczy nas? Czy już to oswoiliśmy i uznajemy za normalne? Czy nasze upadki nie powodują lęków. Czy pogodziliśmy sie ze swoimi upadkami i usprawieliwiliśmy je? Pominięcie tego, ukazywanie jedynie Bożej miłości i wszechobecnego i jakbyśmy to chętnie słyszeli, bezwarunkowego wybaczenia ( a słyszałem takie wypowiedzi) jest powrotem do rzeczywistośći, czy bujaniem w krainie marzeń? Do Kościoła przychodzimy wierzyć,  kochać i być kochanymi. Ale to tylko część rzeczywistości. Obyśmy nie byli, jak ci "co posnęli".
Andrzej Ak
10 marca 2016, 23:37
Fajne te rekolekcje Franciszka. Ja może zwrócę uwagę na jeszcze jedno, Kościół (tworzony przez nas wiernych) powinien otwierać się na Boga żywego po przez Osobę Ducha Świętego. Pan Jezus nauczał, iż Ojciec Święty jest w Niebie, a po zmartwychwstaniu On idzie/poszedł do Ojca, natomiast nam wierzącym pozostawia/wił Ducha Bożego jako Przewodnika po tej Ziemi. A więc nuda czy inne takie są wykładniczą jakby braku lub niedostatecznej obecności Ducha Bożego. Oczywiście na każdej Mszy Świętej On jest, tylko wierni nie są na Niego tak jakby przygotowani. Jedni trochę nie umyci (niewyspowiadani), drudzy "błyskający" swoim intelektem (zawsze wiedzą lepiej niż ksiądz), inni wciąż czołgający się na kolanach (nie potrafią z własnych grzechów powstać), jeszcze inni znudzeni tym całym teatrem, czy sztuką religijną. Pośród tych wszystkich jest zwykle jakaś mała grupka ludzi o roześmianych oczach, przepełniona Duchem Bożym, ale co z tego jak demokracja rządzi. Tak więc zadanie ożywienia naszych Kościołów wcale nie jest takie łatwe. Aha, bym zapomniał jest jeszcze jedno ogniwo tego "łańcucha" przyczyn i skutków, a mianowicie piekło. Skubańcy tak ciężko harują dzień i noc wyhamowując wszelkie inicjatywy otwierające ludzi na Ducha Bożego, że chyba grzechem było by i o nich nie wspomnieć. Ale oni bezprawnie zwykle nie przekraczają granic, tylko my sami (zwykle nieświadomie lub z głupoty) otwieramy im drzwi do naszych serc, naszej duszy, aby mogli krzyżować w niej Ducha.
10 marca 2016, 23:59
Andrzej, pytanie zasadnicze. Czy uważasz, że jesteś tym który ożywia Kościół ? Ale tak szczerze, czy uwazasz że jesteś fajny?:)
Andrzej Ak
11 marca 2016, 15:02
Czy jestem fajny, czasami tak, czasami nie. Ja nie mam być fajny, ja mam mówić czasem to co nie jest fajne dla ogółu, ale jest natomiast prawdą. Myślę, że każdy z nas chciał by otrzymać jakąś fajną posługę i tym samym być dla wszystkich zawsze taki fajny. Jednak rzeczywistość ukazuje troszkę inne oblicze posługi. Posługa nie ma być fajna, tylko powinna przynosić konkretne owoce, owoce miłe Bogu, a nie nam. Tak więc, Pan czasem posyła nas ku ludziom trudnym, trudniejszym i bardzo trudnym, aby tam włożyć jakąś małą "cegiełkę" do ich budowli, która z czasem przesądzi o ich dalszym rozwoju. Do pewnych czynów trzeba być gotowy, kto wie czy Pan kiedyś nie zażąda oddania i życia. Tego nikt z nas nie powinien marginalizować.  Posługa u Boga bywa czasem bardzo ciężką i odpowiedzialną pracą. A do niektórych prac trzeba dojrzeć. Bujanie w obłokach miłości i miłosierdzia to dopiero wstęp do prawdziwej wiary. Rzeczywistość jednak ściąga za nogi i zwykle jest niestety ciężka praca i nietylko ciężka.
11 marca 2016, 15:07
Czyli z góry zakł;adasz jaki masz być, chcesz być jakiś taki i taki ,a to nie jest postawa ufności, tylko postawa zalękniona. Boisz się wypuścić coś z rąk, Andrzeju, dopoko nie  przestaniesz się  obawiać zeby wypaść tak jak zakładasz to znaczy ,ze nie zaufałeś w pełni Bogu. I ja to czytam między wierszami w tym co piszesz.
Andrzej Ak
11 marca 2016, 15:14
Czy ożywiam Kościół? Słowem czynem nie potrafię tyle dokonać ile dokonuje się poprzez modlitwę, tzn Bóg dokonuje z mojego polecenia. Kościół można skutecznie ożywiać mocą Ducha Bożego, a do tego jest potrzebna modlitwa i to zwykle bardzo żarliwa, głęboka, ofiarna i pełna miłości do Boga z głębi naszego serca. To wcale nie jest zawsze takie łatwe. Polecam lekcje modlitw u naszej siostry Faustyny Kowalskiej.
11 marca 2016, 15:24
Andzeju, z całą sympatią ale czytając to mam wrażenie że ciebie to wszystko przytłacza, jakbyś był na musiku. Ile jest w tym ciebie a ile siostry Faustyny? Nie sztuka po kimś coś powielac tyle że to nie o to  chodzi.
Andrzej Ak
11 marca 2016, 15:38
To nie tak, że ja zakładam to czy tamto. To rzeczywistość; reakcje ludzi często decydują na ile można się posunąć, na ile można ich posunąć do przodu. I tutaj właśnie modlitwa jest skuteczniejszym narzędziem niż wiele naszych innych wysiłków, ale to widać dopiero z pewnej dalszej perspektywy. Przykład. Ludzie czasem mówią ile to zmartwień mają w swoim życiu, próbując czasem obarczyć za nie Boga. Jak im proponuję wyjazd np na Mszę do wspólnoty charyzmatycznej, to się bardzo szybko wycofują. A właśnie tam wielu ludzi odzyskuje zdrowie, siły, życie, a co najważniejsze to wiarę w Boga żywego. W ubiegłym roku o. John Bashobora miał spotkania w wielu miejscach w Polsce. Na jedno z nich i ja zostałem zaproszony. Podczas mszy widziałem jak ludzie którzy latami nie mogli wstać z wózków powstali o kulach, a niektórzy zupełnie kule odrzucili i chodzili bez żadnej asekuracji. Wiele z tych przypadków jak by się strasznie uprzeć można byłoby jakoś podważyć,  poza jednym. Dziewczynki która widać iż chodziła za sprawą mocy samego Ducha Bożego, gdyż jej nogi ani nie wyglądały na sprawne, ani takie też nie były. A mimo to ona chodziła. I to jest cudowne w wierze w Boga żywego!
11 marca 2016, 15:47
Z tego co piszesz wynika, że Bóg potrzebny jest ludziom żeby odzyskać głownie  zdrowie fizyczne i po to są te Msze zbiorowe. Ktoś odzyskuje władzę w nogach i zaczyna automatycznie wierzyć w Boga, tak? A jak nie zacznie chodzić to co dalej się dzieje?
Andrzej Ak
11 marca 2016, 22:00
Obecność na takiej Mszy jest zazwyczaj głębokim doświadczeniem obecności Boga w naszym życiu. Nawet, gdy nic na zewnątrz spektakularnego nie dostrzeżesz, to poczujesz to gdzieś w głębi swojego serca. Człowiek przeniknięty tchniniem Ducha Bożego początkowo tego nie rozumie, bo wymaga to czasu, aby w nas Łaska Boża dojrzała. Dopiero z czasem, czytaniem różnych książek z przekazami Świętych przychodzi zrozumienie.
Andrzej Ak
11 marca 2016, 22:17
W życiu każdego wierzącego są wzloty wiary i stabilizacja (czasem też upadki), niczym fale na morzu. Bóg jednym razem przyciąga człowieka  jak ogromny i silny magnes (i jest to kilka, kilkanaście razy w życiu, każdego z nas) innym razem to oddziaływanie jest o wiele słabsze. Św Teresa z Avilla w Twierdzy Wewnętrznej opisała to wyjaśniając na przykładzie mieszkań duszy, które są drogą do Boga. Natomiast św Jan od Krzyża w Nocy Ciemnej opisuje tę drogę duszy człowieka z nieco innej perspektywy. Wszystkie jednak objaśniają jakimi drogami człowiek może zbliżyć się do Boga. Na tej drodze Święci są naszymi drogowskazami i tu nie chodzi o jakieś przepisywanie, tylko o naukę i jakieś ograniczone przez naszą duszę naśladownictwo Ich.
11 marca 2016, 22:22
Andrzej, ale ty jesteś jakiś smutny w tym co piszesz.
11 marca 2016, 22:24
No to dobrze Andrzeju, lepiej mieć dobre wzorce niż na odwrót.
AC
Anna Cepeniuk
10 marca 2016, 10:14
Zgadzam się z autorem tekstu i potwierdzam..... że trzeba mieć silną wiarę i dużo wyrozumiałości dla głoszących w parafiach rekolekcje... i dużą wiarę ( w Boga oczywiście) by sie nie dać wygonić z Kościoła... Dobrze, że jest internet i wartościowe refleksje można w nim znaleźć...
JD
Joanna Dziura
9 marca 2016, 23:39
BRAWO KSIĘZE STOPKA.TRZEBA NIEUSTANNIE PRZYPOMINAĆ ,ŻE KOŚCIÓŁ TWORZĄ LUDZIE , A KSIĄDZ MA BYĆ " SŁUGĄ" , A NIE MORALISTĄ, DYREKTOREM.....ITP.SŁUZYĆ ZNACZY POMAGAĆ , A NIE KARCIĆ, POUCZAĆ, MORALIZOWAĆ . KTOŚ WCZEŚNIEJ NAPISAŁ ,ŻE jEZUS NAKAZUJE WZIĄŚĆ SWÓJ KRZYŻ I PODĄŻAĆ ZA NIM. TAK , ALE ŚW PAWEŁ PISZĘ ,ŻE POWINNIŚMY BYĆ RADOŚNI,A PUBLICZNE  OBNOSZENIE SIĘ Z "CIERPIENIEM" JEST GRZECHEM, DALEJ NAUCZA JEZUS.BÓG JEST MIŁOŚCIĄ , JEZUS Z MIŁOŚCI DO LUDZI WYBRAŁ KRZYŻ.WIĘC JA NA REKOLEKCJACH CHCE SŁUCHĄĆ O KOCHAJĄCYM MNIE OJCU W NIEBIE I JEGO SYNU, KTÓRY Z MIŁOŚCI DO MNIE UMARŁ NA KRZYŻU.AMEN .
PG
Pawel G
9 marca 2016, 23:11
"Następnego dnia mówił o lęku. O tym, że Kościół bardzo długo głosił wiarę "ulepioną z lęku", że "wszystko obracało się wokół paradygmatu wina i kara, zamiast rozwój i pełnia". Mocne słowa. ... Dlatego trzeba wyzwalać ludzi z lęku." Mam wrażenie, że czcigodny ks. Stopka pisuje artykuły o sprawach, w których się nie orientuje. Pewnie po to, żeby sobie je rozjaśnić, ale czytelnikom to nie pomaga. Tutaj mamy kolejny taki przypadek, a przynajmniej tak wynikałoby z tego tekstu. Kontrowersje dotyczą mantry powtarzanej na zachodzie od pół wieku, że jakoby Kościół wcześniej nie był miłosierny, a teraz ma się stać miłosierny. Jak się stanie "miłosierny", to wszystko będzie wspaniale: kościoły się na powrót zapełnią, ludzie będą szczęśliwi jak w raju, nie będzie krzywdy, płaczu. Można też zapytać, jakim prawem niektórzy z krajów zachodu oceniają tak negatywnie tych, co żyli wcześniej? To jest właśnie niemiłosierne i po chrześcijańsku nieusprawiedliwione. To jest oczywiście szantaż emocjonalny, żeby potem forsować eksperymenty liturgiczne, antykoncepcję, rozwody, akceptację cudzołóstwa, konkubinatu, homoseksualizmu itp. To ma być to nowe "miłosierdzie". To "wcześniej" wcale nie odnosi się tylko do czasu przedsoborowego, ale przesuwa się z czasem pomimo realizacji wspomnianych postulatów. Zawsze ten zarzut "niemiłosierności" pozostaje i służy forsowaniu następnych postulatów. Stąd są te kontrowersje i stąd, że Franciszek i jego otoczenie przyjęli tę frazeologię i metodę jako własną. Słyszeliśmy o tym nie raz i widzieliśmy to na ostatnim niesławnym synodzie.
10 marca 2016, 16:27
Kościół nie był wcześniej miłosierny. To fakt. Był instytucją przymusu, władzy i bogactwa. ciut sie zmieniło, ciut.
MS
Michał Sztajer
9 marca 2016, 21:36
Ksiadz Stopka i ten rekolekcjonista zyja chyba w jakiejs rzeczywistosci alternatywnej. Od lat nie slyszalem kazania, albo rekolekcji o piekle, Bogu ktory jest Sedzią, a kwestie moralne pojawiaja sie bardzo rzadko, raczej grzecznie i  niesmialo. 95% to calkowicie beztresciowe miedlenie tego samego od lat. Bog jest milosierny i cie kocha. Ksiadz Stopka pytał sie chyba ludzi ktorzy z wlasnej woli nigdy nie byli w Kosciele. Jak sie dowolnego zbuntowanego gimnazjaliste, albo licelaiste spytac co mu sie nie podoba, to od razu zaczyna sie tyrada o tym jacy to ksieza straszni, bo tylko gadaja o grzechach i strasza pieklem. Tymczasem slowo "pieklo" jest w naszych kosciolach praktycznie ZAKAZANE.
9 marca 2016, 21:07
Nie chciałabym nikogo zanudzać swoją osobą, ale w moim życiu tyle się dzieje /chociaż może dla postronnego obserwatora nie jest to widoczne, bo ani nie skaczę ze  spadochronem ani nie chodzę boso po rozżarzonych węglach/ , że czasem mam ochotę gdzieś to wyartykułować a akurat trafiło na to miejsce;) Otoż piszę to dlatego, że ostatnio natłok wydarzeń najrozmaitszych w moim życiu skłonił mnie do przemyślenia następującego: od wielu lat nie miałam nigdy tak intensywnych rekolekcji jak obecnie mimo, że nie wygłosił ich oficjalnie w jednym wydzielonym miejscu pod szyldem rekolekcje wielkopostne żaden konkretny człowiek. Te moje rekolekcje to wypadkowa wielu jak wspomniałam zdarzeń i tak się składa że wcale nie przyprawiających o zawrót głowy i euforię. Absolutnie przyziemne, a momentami bardzo twarde życie a mimo to...nigdy wcześniej takich rekolekcji nie przeżyłam. Czas niezwykły, nie chcę wnikać w szczegóły mojego prywatnego życia publicznie, jedynie to na co chcę zwrócić uwagę to że warto być uważnym i słuchać. Wtedy faktycznie tych nauk jest aż nadto. Bogu niech będą dzięki za wszystko co mnie spotyka, i tak dzisiejszy i ostatnie niedawne dni a właściwie pare osttncih miesięcy , przepraszam że tak ogolnikowo ale ja wiem o czym mówię innym średnio to potrzebne jest do wiadomości, chociaż gdybym się rozpisała to bym nie mogła skończyć co jest stety bądź niestety zaletą może wadą nie wiem. Czy jeszcze ktoś to czyta?, wątpię, zresztą nie jest to ważne, palce same śmigają po klawiaturze, może czas zacząc pisać coś swojego jakiś blog może albo coś innego? Może dzienniczek?;) Mam nawet ładny notes, przemyślę. Podsumowując, coż mogę powiedzieć? DZIĘKUJĘ:) 
9 marca 2016, 21:26
jakas pelna 'wiwisekcja' wlasnego zycia nadawalby sie bardziej na bloga ale pomniejsze z niej aspekty, przemyslenia ja przynajmniej przeczytam z duza przyjemnoscia :-)
9 marca 2016, 21:57
I tu  pojawia się pewien nazwijmy to problem. Bo weźmy np. taki film. Siedzisz w kinie lub w fotelu i od razu zostajesz wprowadzony w jakąś historię, jakbyś kogoś podglądał, stopniowo przyzwyczajasz się, poznajesz, mniej lub bardziej zaczyna to pociągać, intrygować albo i nie itd. I podobnie powinno być z blogiem, bez wstępu od razu akcja. Ale pytanie: od czego zacząć? urodziałm się w lipcu własciwie to w drugiej połowie lipca?  A może na zasadzie dziennika dzisiaj to i to, tak i tak, czy może konkretny temat np. wpływ czystej wody na wygląd kwiatów w wazonie i wokół tego tworzyć. A może  od końca, czyli od początku tak naprawdę, no właśnie:)
9 marca 2016, 22:12
Czasem tak myślę, jaki sens ma publiczne pisanie o swoim życiu, czemu to ma słuzyć wyciągać na swiatło dzienne jakieś historie. Jak się głębiej zastanowić to przecież te moje historie nie są tak naprawdę moją własnością, więc właściwie czego się wstydzić. A może się okazać że ktoś się w tym odnajdzie, znajdzie jakiś trop który pomoże mu uporządkować coś w swoim życiu? No tak, tyle że wiele razy już o tym myślałam i potem znowu zeszyt i długopis wracał do szuflady. Wdzięczność, dostajesz coś w prezencie to i chcialby się czlowiek jakoś zrewanżować, podziękować za wszystko a jak najlepiej to zrobić? Pomagając innym chociażby, tyle że warto mieć na uwadze to, żeby nie popaść w jakiś beleferski ton, prawda, ja tu państwu zaraz wyłożę kawę na ławę, uchowaj Boże, nic z tych rzeczy. Dlatego to nie jest takie proste. Przydałby się jakiś ksiądz, może to przeczyta i mi doradzi:) A moze nie trezba nic pisać tylko towarzyszyc ludziom codziennie,tam gdzie się aktualnie jest, zauważać ich, dzisiaj przekoanłam sie podczas pewnej uroczystości jak im jest to potrzebne. I otworzyło się niebo:-) - to taka piosenka:)
9 marca 2016, 22:24
wybor od czego winnas zaczynac Amelio nalezy wylacznie do ciebie ja zreszta znacznie bardziej wole poczytac o tym, co powiedzmy gryzie Amelie Mel anizeli o nastepnym sztucznie tworzonym tu problemie swoja droga przyjrzalbym sie uwazniej temu, co masz do powiedzenia tylko nie na temat czystej wody a raczej czystej formy urodzeni w lipcu jak sama pewnie wiesz to ... nietuzinkowe osoby  ;-)
10 marca 2016, 00:00
Oczywiście że ode mnie zależy od czego zacznę, pisząc tu czy wypowiadając się gdzieś też  się nikogo nie pytam od czego mam zacząć,  czy o czym mam pisać czy mówić. Co gryzie Amelię Mel, idealny wprost tytuł na bloga, zapewne producenci filmowi  rzucliby się zaraz i chcieli to sfilmować. To mógłby być piękny film, od zawsze marzyłam o tym, żeby stworzyć jakąś mega wielką produkcję, często jak byłam mała przed snem wyobrażałam sobie siebie jako reżysera. Wyobrażnia dziecka potrafi czynić cuda, z wielką łatwością przenosiłam  góry:) Natomiast pozostaje jeszcze widz, a widz wiadomo ma wymagania, chętnie by zobaczył coś, na co akurat ma ochotę. I tu pojawia się pokusa tworzenia pod publikę, ale to już może nie być uczciwe, oczywiście twórca może pozostać niezależny i nie dać się sprowadzic na manowce. Oczywiście słucha widza czy czytelnika ale tak, by go zadowlic jednocześnie nie tracąc nic z siebie samego. I to jest słuszna koncepcja:)
Andrzej Ak
10 marca 2016, 23:43
Publikacja własnego życia zwykle nic dobrego nie przynosi osobie, która publikuje. Na Twoim miejscu Amelio założyłbym bloga pod jakimś pseudonimem i tam zamieszczał własne przemyślenia. Od czasu do czasu można jakieś fragmenty i tutaj na deonie wrzucać, szczególnie jeśli będą otwierać wierzących na istotne problemy wiary, życia itd oraz będą w jakimś stopniu zbieżne z tematyką artykułów tutaj publikowanych.
10 marca 2016, 23:57
Dobrze, w razie czego posłużę się pseudonimem np. Roma Slejd , myślę że ładnie:)
K
Kalia
9 marca 2016, 19:58
Mam przeciwne obserwacje : 1) W ludziach nie ma już bojaźni Bożej. Wszystko mi wolno, a Pan Bóg jest tak miłosierny, że wszystkich od nieba zabierze. 2) Różnych rekolekcjonistów słuchałam i generalnie nie jest źle, ani z głoszeniem, ani z frekfencją. Nawet zaskoczona jestem, że tyle ludzi przychodzi, choć na Mszy św. poza rekolekcjami już tak nie jest. Ludzie chcą słuchać, ale też chętnie by podyskutowali.
9 marca 2016, 19:26
Patrząc na coraz większą popularność księży, którzy głoszą rekolekcje na swoich blogach można wysnuć wniosek, że i oni coraz lepiej czują  się w internecie. Właściwie to ściana z muru nie jest żadną granicą, która wydzielałaby terytorium na ktorym można spotkać Boga, a poza nią już nie. Może warto tak na to spojrzeć, że nie ma żadnych ścian wtedy włączajac i internet, i ulice, i domy i całą przestrzeń poza budynkiem kościelnym wszystko jest jednym wilekim terenem gdzie obesny jest Bóg. I od razu nastrój się poprawia, bo tak patrząc wierni obecni sa cały czas. Ile osób dziennie czyta taki chociażby deon, ile osób dziennie jest obecnych w przykładowo bazylice św. Piotra w Rzymie? moze się okaże, ze różnice wcale nie sa duze:)
9 marca 2016, 20:41
No tak, minusy podpowiadają mi że w internecie jakkolwiek można obejrzeć transmisję  Mszy Świętej nie da się przyjąć Komunii Świętej. Mam pytanie, czy jest tu ktoś kto chodzi w wysokie góry? Dlaczego himalaiści jak raz zakosztują wysokich gór już nie potrafią z tego zrezygnować? Co oni tam takiego znajdują, że pozostają temu wierni aż do śmierci? To jest ciekawe, przynajmniej dla mnie.
D
Danuta
9 marca 2016, 19:13
[url]http://papiez.wiara.pl/doc/378822.Jesli-kto-chce-isc-za-mna-niech-sie-zaprze-samego-siebie-niech/2[/url] „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Łk 9,23). Słowa te wyrażają pewien radykalizm wyboru, który nie dopuszcza zwłoki i odwrotów. To twardy wymóg, który zrobił wrażenie nawet na samych uczniach, a w ciągu stuleci powstrzymał wielu mężczyzn i kobiet od naśladowania Chrystusa. Lecz właśnie ten radykalizm przyniósł również cudowne owoce świętości i męczeństwa, które umacniają na przestrzeni czasu drogę Kościoła. I dzisiaj słowa te wydają się być jeszcze skandalem i szaleństwem (por. 1Kor 1,22-25). A jednak to z nimi należy się skonfrontować, skoro droga, którą wyznaczył Bóg dla swojego Syna, jest tą samą, którą winien przebyć uczeń decydujący się Go naśladować. Nie ma dwóch dróg, ale tylko jedna: ta przebyta przez Mistrza. Uczniowi nie wolno wyszukiwać innej. Kościół znakiem i narzędziem zbawienia Jan Paweł II ENCYKLIKA REDEMPTORIS MISSIO [url]http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/encykliki/r_missio_1.html#m1[/url] 9. Pierwszy, który korzysta z dóbr zbawienia, jest Kościół. Chrystus nabył go swą krwią (por. Dz 20, 28) i uczynił go swym współpracownikiem w dziele powszechnego zbawienia. Istotnie, Chrystus żyje w nim; jest jego Oblubieńcem; sprawia jego wzrost; wypełnia przezeń swe posłannictwo.
QQ
q q
9 marca 2016, 19:12
Jaki papież takie rekolekcje...
10 marca 2016, 16:29
A jakby złapał kliu za pysk, jakby spalił kilka tysięcy niewiernych albo heretyków ... to jakżebyś się cieszł. 
9 marca 2016, 16:57
Jeżeli jest się uważnym, to rekolekcje są za darmo cały czas dosłownie wszędzie. Dzisiaj, zmiana świateł, więc wszystkie samochody się zatrzymują. Obok mnie stoi autobus a z autobusu wychyla się kierowca i przez okienko w kabinie wyjmuje kolejno niewielkie tabliczki i mi nimi macha. Pierwsza tabliczka z napisem uśmiechnij się, druga dobrego dnia, trzecia szerokiej drogi, i sam był przy tym uśmiechnięty od ucha do ucha. Pewnie pojechał dalej i znowu zrobił to samo,  uruchamiając tym samym  sztafetę  życzliwości :-)
9 marca 2016, 13:30
Wniosek jest jeden.Z Franciszkiem jest źle bo musi chodzić na seanse psychoterapeutyczne. Bo rekolekcje to z pewnością nie są.
TK
Ter Ka
9 marca 2016, 14:55
Prawdziwi prawowierni katolicy - obrońcy zagrożonego Kościoła, bojący się odczytywania na nowo Ewangelii, ale nie mający żadnych oporów w krytykowania papieża. Tego Was uczono w tradycyjnym Kościele? Że papież nie jest autorytetem i we wszystkim sie myli?
9 marca 2016, 15:37
Toś kolego przestrzelił gdyż to nie o Franciszku lecz o tzw rekolekcjach u "psychoterapeuty" Ronchi. Co zaś się tyczy Franciszka, to twierdzenie,że nie można krytykować papieża nie jest katolickie. Katolikom nie wolno krytykować urzędu Św.Piotra. P.S. Rad bym dowiedzieć się natomiast szczegółów na temat tzw. odczytywania Ewangelii na nowo.No bo wygląda na to,że w przeciwieństwie do kolegi żyję w niewiedzy.   
TK
Teresa Kmiecik
9 marca 2016, 16:57
Czyżby coraz więcej "obrońców wiary" kontestowało nauczanie papieża Franciszka?
10 marca 2016, 01:18
Mnie z kolei trapi niepewność czy przypadkiem "obrońcy Franciszka" nie kontestują nauczania Kościoła Rzymskokatolickiego.
Rafał Dąbrowa
9 marca 2016, 12:16
Właśnie, życie z Bogiem jest przecież cudowne.
FF
Franciszek2 Franciszek2
9 marca 2016, 11:58
"Kosciół ulepiony z lęków"  i "paradygmatu wina - kara" ? Kto Was tak skrzywdził Panowie ? Obysmy po tym radosnym "wyzwalaniu z lęku" nie obudzili się bez Koscioła w ogóle. 
Miłosz Skrodzki
9 marca 2016, 14:01
Magisterium Kościoła to nie lęk przed karą, ale dokładnie odwrotnie - wiara w przebaczenie.
TK
Teresa Kmiecik
9 marca 2016, 17:11
Aż chciałoby się rzec: Kto pana tak skrzywdził, że dostrzega pan tylko jedną formę "wychowywania" do świętości? Karać, wyrzucić, potępić, ... wszystkich grzeszników (oprócz siebie samego, prawda?) ... Skoro Jezus tłumaczył nam, że Bóg jest naszym Ojcem to nie kara lecz nauka jest Jego domeną. Ojciec uczy dziecko chodzić "prostymi ścieżkami" nie koniecznie tłukąc go pasem za każdy zły krok. Karą naucza się dziecko knąbrne, zbuntowane, pełne pychy i arogancji. Dziecko miłujące ojca ale nieumiejętne naucza się łagodnie i cierpliwie. 
QQ
q q
9 marca 2016, 19:14
"Wchodźcie przez ciasną bramę, bo przestronna brama i szeroka ta droga, która wiedzie do zguby, a wielu jest tych, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna brama i wąska droga wiodąca do życia! Nieliczni są ci, którzy ją znajdują."