Przecieki z papieskich rekolekcji
Mocne słowa papieskiego rekolekcjonisty. Brzmią niemal jak sugestia, że Kościół nie głosił w całej pełni Dobrej Nowiny o zbawieniu, lecz przesadnie koncentrował się na niektórych jej aspektach. Niekoniecznie najistotniejszych.
Wiadomo. Jak Wielki Post, to rekolekcje. Wiedzą to nawet uczniowie w szkołach. Co prawda, jak zauważył pewien proboszcz, sądząc po rosnącym systematycznie luzie w ławkach, coraz więcej katolików na naszej ziemi przeżywa rekolekcje w Internecie, a nie w swojej parafii, ale rekolekcje jednak stałym punktem wielkopostnego przygotowania pozostają.
Nikogo nie dziwi, że i sam Następca św. Piotra w tym czasie przeżywa rekolekcje. Dawniej odbywały się one na miejscu, w Watykanie. Franciszek przeżywa je wraz z swymi najbliższymi współpracownikami w domu rekolekcyjnym Towarzystwa św. Pawła (paulistów) w Ariccii pod Rzymem.
Papieskie rekolekcje prowadzi w tym roku o. Ermes Ronchi, należący do zakonu serwitów, czyli Sług Najświętszej Maryi Panny (Ordo Servorum Mariae), zgromadzenia założonego w pierwszej połowie trzynastego wieku. O czym mówi przedstawiciel tak szacownego zgromadzenia?
Z krótkich informacji, które bardziej przypominają przecieki medialne niż kompletne relacje medialne, wynika, że nie owija w bawełnę i nazywa rzeczy po imieniu używając sformułowań, wobec których trudno przejść obojętnie lub puścić je mimo uszu.
Zaczął ostro. Od stwierdzenia, że Bóg umiera w naszych kościołach z nudów, a nie z powodu kontestacji. "Przywróćmy Mu jasne oblicze, aby był Bogiem, którego można zakosztować, którym można się cieszyć, którego się pragnie" - powiedział. Mówił o potrzebie głoszenia Boga ciekawego, którego imieniem jest radość i pełnia.
Następnego dnia mówił o lęku. O tym, że Kościół bardzo długo głosił wiarę "ulepioną z lęku", że "wszystko obracało się wokół paradygmatu wina i kara, zamiast rozwój i pełnia". Mocne słowa. Brzmią niemal jak sugestia, że Kościół nie głosił w całej pełni Dobrej Nowiny o zbawieniu, lecz przesadnie koncentrował się na niektórych jej aspektach. Niekoniecznie najistotniejszych. Dlatego trzeba wyzwalać ludzi z lęku. Przed Bogiem, przez innymi ludźmi. Żeby chrześcijaństwo nie było smutne, a Bóg bez radości.
Papież Franciszek z cała ekipą usłyszał też od o. Ronchi o tym, że Kościół powinien się umniejszać, wycofywać, "stawiać w świetle reflektorów nie siebie, ale Boga". Że pod tym względem zostało jeszcze sporo do zrobienia. Włoski zakonnik zwrócił uwagę, że Jezus nie indoktrynował swoich uczniów i nie oczekiwał od nich formułek. "Marzeniem Boga nie jest umęczona rzesza mężczyzn, kobiet i dzieci, każdy ze swym krzyżem na ramionach, ale ludzie idący do życia dobrego, radosnego i kreatywnego. Życia, za które płaci się wysoką cenę w postaci zaangażowania i wytrwałości. Ale jest to też cena słodka: światłość. Trzeciego dnia zmartwychwstanie" - powiedział.
Czytam te "przecieki" z papieskich rekolekcji i niecierpliwie czekam na następne.
Dlaczego tak obszernie przytaczam, co usłyszał Papież podczas tegorocznych rekolekcji wielkopostnych? Ponieważ miałem okazję ostatnio rozmawiać z uczestnikami parafialnych rekolekcji z kilku różnych diecezji na terenie Polski. Poza dwojgiem uczestników rekolekcji prowadzonych przez dość młodego księdza, który już lokalnie zyskał opinię świetnego kaznodziei, reszta moich rozmówców była przygnębiona i zmęczona. Z ich opowiadań wynikało, że rekolekcjoniści skupiali się na wytykaniu im zła, dowodzeniu, że są strasznymi grzesznikami, koncentrowali się na kwestiach moralnych, nie na pociąganiu do Boga.
"Nie rozumiem, dlaczego rekolekcjonista poświęcił całą konferencję sprawie chodzenia na Mszę św. niedzielną, gromiąc tych, którzy nie spełniają tego obowiązku. Przecież ich i tak nie było wtedy w kościele" - dziwiła się pracująca zawodowo mężatka i matka dwójki dzieci. Ktoś inny dopytywał, czy są jakieś kursy dla rekolekcjonistów, na których uczy się ich podnoszenia na duchu i umacniania wiary, a nie dołowania i wpędzania słuchaczy w przeświadczenie, że mają znikome szanse na zbawienie. "Kilka razy w życiu uczestniczyłem w rekolekcjach, które naprawdę mnie zainspirowały do pracy nad moją wiarą. Fragmenty niektórych konferencji pamiętam do dzisiaj, tak dobitnie i porywająco mówiły o Bogu, że człowiek chciałby być jak najbliżej Niego" - wspominał mężczyzna po sześćdziesiątce. Pytany o tegoroczne rekolekcje machnął ręką "Nie ma o czym mówić".
Gołym okiem widać, że liczba uczestników parafialnych rekolekcji spada, a trzeba jasno powiedzieć, że nawet najlepsze "internetowe rekolekcje" ich nie zastąpią. Wygląda na to, że rekolekcje w parafiach są w odwrocie nie tylko z powodu nadmiaru zajęć, z którym mierzą się ich potencjalni uczestnicy, ale dlatego, że nie spełniają one swojej roli. Dołują, zamiast porywać do Boga. Być może i do nich odnosi się sformułowanie włoskiego serwity o Bogu umierającym z nudów.
Skomentuj artykuł