Pytanie o chrześcijańskie korzenie Europy

(David Evers / flickr.com)

Czy napływ muzułmanów spowoduje zdechrystianizowanie Europy, a islam wyprze katolicyzm? Dziś wielu w lęku powtarza to pytanie. Nietrudno się bać, bo żyjemy w czasach, na które nie byliśmy przygotowani.

Do zaznaczonej wątpliwości nawiązuje Karol Wilczyński w tekście "Czy uchodźcy zniszczą naszą cywilizację?", pisząc: "Być może wyzwanie kryzysu migracyjnego jest dla nas za duże. Być może nie damy sobie z nim rady, a obawy tak wielu, że to wszystko się źle skończy dla nas i naszej cywilizacji, są uzasadnione. Ale chowanie się za murami i udawanie, że problem nie istnieje, przyspieszy tylko proces zmian, a co najważniejsze: spowoduje, że śmiertelnych ofiar konfliktów będzie jeszcze więcej". Nam, chrześcijanom, towarzyszy dziś lęk, ale sami miewamy problem z tym by go nazwać, odnaleźć jego przyczyny.

Kontrowersyjne "chrześcijańskie korzenie"

Podstawowym źródłem lęku jest brak pewności co do własnej tożsamości. Gdy nie wiadomo kim się jest, reakcją na zetknięcie z obcymi jest niepewność czy obawa. Obecnie obserwując napływ licznych grup przedstawicieli odmiennych cywilizacji i religii, powraca pytanie o to, co miałoby nas odróżniać od przybyszów. Ponownie pytamy o korzenie Europy.

Dobrze pamiętam gorące dyskusje z 2004 roku związane z próbami uzgodnienia treści traktatu przyszłej "konstytucji dla Europy". Kontrowersje nie wiązały się tylko z aspektami prawnymi, lecz również z poszukiwaniem etosowej podstawy dla całej Unii Europejskiej. Byt polityczny, który zrzesza tak wiele narodów o tak bardzo dzielącej je przeszłości, poszukiwał płaszczyzny symbolicznej mogącej wyrazić ideę jednoczącą mieszkańców wszystkich państw Starego Kontynentu. Oficjalne ujęcie miała stanowić preambuła traktatu. Amerykanie od wieków bazują swoją tożsamość na pojęciu wolności - tymczasem przykład dyskusji wokół treści preambuły, jawnie pokazuje, że zdefiniowanie co to znaczy "być Europejczykiem" jest co najmniej problematyczne. Konwent Unii pierwotnie przywoływał ideę greckiej demokracji czy rzymskiego prawa, a także Rewolucji Francuskiej. Przeciwko temu wystąpiło wiele kościołów oraz rządy niektórych państw członkowskich. Wyraźne stanowisko od samego początku zajmował papież Jan Paweł II, który wielokrotnie podnosił kwestię przywoływania odniesienia do "chrześcijańskich korzeni Europy".

W dobie potężnego kryzysu tożsamości i strachu licznych mieszkańców kontynentu przed obcością islamu, wydaje się że refleksja nad religijnym cementem dla europejskości jest niebagatelną kwestią. Problem w tym, że w momencie, w którym jej potrzeba, sama dyskusja nad chrześcijańskimi korzeniami europejskości ponownie wywołuje kontrowersje. Zaznaczają je zwłaszcza liberałowie, którzy skupiają się na opresyjnej funkcji religii i zwracają uwagę na konflikt między wolnością człowieka, a ograniczającym wpływem wspólnoty. Wiele z tych wątpliwości wyraził Jakub Majmurek w tekście "Chrześcijańskie korzenie. Europa je ma czy nie", widząc w chrześcijaństwie "politykę zamknięcia, wymuszonej asymilacji, cofnięcia praw obywatelskich, przywrócenia prymatu roszczenia wspólnoty nad prawem jednostki do samorealizacji".

Konserwatyści mówiący o religijnej podstawie europejskości zwykle nie garną się do nawiązania z dyskusji z przeciwnym obozem. Często nawiązują do wizji średniowiecznej wspólnoty Christianitas, w której nie funkcjonował podział na to co świeckie i na to co święte. Religia tworzyła w niej niezbywalny fundament: była wszystkim, albo niczym. Jednak to wszystko pobrzmiewa dziś niezrozumiale, bo to świat radykalnie różny od naszego. Między średniowiecznym obrazem świata, a nami, rozciąga się przepaść, zaś my - czy tego chcemy czy nie - jesteśmy dziedzicami przełomu nowożytności i jej załamania w XX wieku. Mitologizowanie przeszłości niczego nie zmieni i skutkuje jedynie odklejeniem od otaczającej rzeczywistości.

Dwa powyższe sposoby myślenia poddał potężnej krytyce pewien orędownik chrześcijańskiej wizji Europy w 1988 roku w przemówieniu skierowanym do Parlamentu Europejskiego: "Według pewnych opinii, swobody obywatelskie i polityczne, wywalczone niegdyś w drodze obalenia starego porządku, opartego na wierze religijnej, także i dziś wiążą się nieodłącznie z marginalizacją, to znaczy zwalczaniem religii, w której chętnie widzi się system alienacji. Z kolei według dokładnie przeciwnej opinii części wierzących, życie zgodne z wiarą może stać się możliwe jedynie przez powrót do owego starego porządku, często zresztą idealizowanego. Te dwie antagonistyczne postawy nie oferują rozwiązań zgodnych z orędziem chrześcijańskim i z geniuszem Europy. Tam bowiem, gdzie panują swobody obywatelskie i gdzie zagwarantowana jest wolność religijna, wiara może jedynie zyskać na żywotności podejmując wyzwanie niewiary, ateizm zaś może rozpoznać swe ograniczenia tylko w zestawieniu z wyzwaniem wiary".

Papież próbuje ratować Europę

Autorem przemówienia był papież Jan Paweł II, który poszukując drogi środka, zwracał uwagę na zagrożenia płynące z wycinkowego myślenia o Europie, religii i wolności. Z tego podejścia biorą się krytykowane przez papieża w innym miejscu "egoistyczne nacjonalizmy", które wykrzywiają zdrowe oblicza narodów, będących "żywymi ośrodkami kulturowego bogactwa, zasługującego na to, aby je chronić i pomnażać dla dobra wszystkich". Mit "Polaka-katolika" jest idealnym przykładem powyżej krytykowanej przez papieża karykatury, bo na daleki plan odsuwa wpływy odmiennych kultur kształtujących to co rozumiemy przez polskość. Papież marzył "o Europie, której jedność opiera się na prawdziwej wolności" podkreślając, że korzenie wolności religijnej i społecznej mają swe źródło właśnie na gruncie chrześcijaństwa. Za jej obronę odpowiedzialne jest "nowoczesne państwo [które] zdaje sobie sprawę, że nie będzie państwem prawa, jeśli nie będzie chronić i nie zapewni wszystkim obywatelom możliwości swobodnego wypowiadania się, zarówno w zakresie indywidualnym, jak wspólnotowym".

Chrześcijańska Europa, o której marzył papież, wbrew obawom liberałów nie była wspólnotą, w której religia wyklucza inność, ponieważ "narody europejskie wyróżniły się w dziejach otwarciem na świat, nawiązaniem i utrzymywaniem ożywionych kontaktów z ludami innych kontynentów". Jeśli popatrzymy na to jak na problem uchodźców reaguje choćby współczesna Polska, łatwo zobaczymy jak daleko nam do wspomnianych słów papieża-Polaka w Parlamencie Europejskim: "Nikt dziś nie przypuszcza, że zjednoczona Europa egoistycznie mogłaby się w sobie zamknąć. Przemawiając jednym głosem i łącząc siły, będzie ona w stanie — bardziej jeszcze niż w przeszłości — poświęcić swą energię i nowe środki wielkiemu zadaniu rozwoju krajów Trzeciego świata". Tak wygląda Europa oparta o chrześcijaństwo w wizji Jana Pawła II: jest zbudowana na wolności prowadzącej ku "prawdzie i dobru". Nie uważa etyki za coś arbitralnie ustanowionego, nie przywołuje wolności jako niepohamowania jednostki. Tragedią naszego czasu jest to, że chyba nikt nie potraktował słów papieża na poważnie, zaś możliwość znalezienia "trzeciej drogi" została porzucona na rzecz bezproduktywnego sporu modernizatorów z reakcjonistami.

Sami sobie będziemy winni

Efekty tego odrzucenia widać dziś gołym okiem. Mamy problem ze zrozumieniem idei chrześcijańskich korzeni, niezależnie od tego po jakiej stronie politycznych sporów się znajdujemy. Gdy przychodzi nam zetknąć się z tożsamością silną, pociągającą za sobą wyraźne przesądzenia etyczne - najzwyczajniej w świecie nie potrafimy na nią odpowiedzieć, czy też podjąć próby porozumienia. Wielu Europejczyków po prostu do tego nienawykło. Przestraszyliśmy się naszych korzeni, myślenia na poważnie o tym jaką zmianę może katolicyzm wprowadzić w świat. Towarzyszą nam dwie podstawowe obawy: pierwsza płynąca z lęku przed domniemaną opresją religii; druga wynikła z absurdalnego strachu przed "zdradą prawdziwej wiary" w dialogu z myślącymi i żyjącymi inaczej niż my sami. A przecież katolicyzm takie podejście z natury wyklucza, bo jest religią wychodzenia ku obcym, na peryferie: ku przedstawicielom innych religii, jak i osobom niewierzącym.

Często wracają dziś słowa, które wypowiedział ks. Joseph Ratzinger w Wigilię w 1969 roku. Wielu czyta je niemal jak apokaliptyczną przepowiednię, a przecież są one wyrazem chrześcijańskiej nadziei: "Z dzisiejszego kryzysu wyłoni się Kościół, który straci wiele. Stanie się nieliczny i będzie musiał rozpocząć na nowo, mniej więcej od początków. (…) Rozpocznie na nowo od małych grup, od ruchów i od mniejszości, która na nowo postawi Wiarę w centrum doświadczenia. Będzie Kościołem bardziej duchowym, który nie przypisze sobie mandatu politycznego, flirtując raz z lewicą a raz z prawicą. Będzie ubogi i stanie się Kościołem ubogich. Wtedy ludzie zobaczą tą małą trzódkę wierzących jako coś kompletnie nowego: odkryją ją jako nadzieję dla nich, odpowiedź, której zawsze w tajemnicy szukali".

Dlatego jeśli dziś jako chrześcijanie boimy się dechrystianizacji, która miałaby mieć źródło w domniemanym zagrożeniu płynącym choćby z islamu, to źle identyfikujemy problem. Przyczyną lęku jest nasza własna słabość, bo sami jako Europejczycy jesteśmy na niezłym kursie by się zdechrystianizować. Przestaliśmy być solą ziemi, bo w praktyce porzuciliśmy istotę wielkiej opowieści chrześcijaństwa, która opiera się na otwarciu płynącym z miłości. Lecz strach nie jest przecież naszą naturalną postawą. Chrześcijaństwo to religia odwagi opartej na byciu podobnym do tego Najodważniejszego: Boga, który stał się człowiekiem i umarł z miłości do ludzi, by przynieść wszystkim odkupienie. Także tym, którzy go jeszcze nie poznali.

Karol Kleczka - członek Klubu Jagiellońskiego, doktorant filozofii na UJ

Redaktor i publicysta DEON.pl, pracuje nad doktoratem z metafizyki na UJ, współpracuje z Magazynem Kontakt, pisze również w "Tygodniku Powszechnym"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Pytanie o chrześcijańskie korzenie Europy
Komentarze (12)
WS
Werset Skryba
31 stycznia 2017, 11:38
Ludzie, którzy cenili Biblię Z miłości do prawdy biblijnej Michał Servet, William Tyndale i inni ludzie zdobyli się na wielkie poświęcenia.    https://www.jw.org/pl/publikacje/filmy/servet-tyndale-cenili-prawde-biblijna/          
25 stycznia 2017, 14:33
Korzeniami Europy jest nauka grecka, prawo rzymskie i chrześcijańska etyka. I to w tej kolejności. Samo chrześcijaństwo zaczerpnęło od wartości etyczne z Grecji i imperum rzymskiego.  Religią zaś naszych przodków (nas Polaków) są wierzenia Słowiańskie.
21 stycznia 2017, 15:59
"Z dzisiejszego kryzysu wyłoni się Kościół, który straci wiele. Stanie się nieliczny i będzie musiał rozpocząć na nowo, mniej więcej od początków. (…) Rozpocznie na nowo od małych grup, od ruchów i od mniejszości, która na nowo postawi Wiarę w centrum doświadczenia ...Wtedy ludzie zobaczą tą małą trzódkę wierzących jako coś kompletnie nowego: odkryją ją jako nadzieję dla nich, odpowiedź, której zawsze w tajemnicy szukali" "Prorok" Ratzinger,współtwórca soborowej degrengolady opisuje właśnie jak ma wyglądać produkt jego starań. Karmiący się modernistyczną koncepcją wiary ("doświadczenie wiary")  odarty z Tradycji, kopiący w piaskach pustyni aby doszukać się swych  KORZENI. Organiczny rozwój przecięty soborową rewolucją chce się zastąpić herezją archologizmu. Powodzenia ale ja wolę katolicyzm.
P
Piotr ~
27 stycznia 2017, 09:27
Panie stos, jest Pan jak św Paweł, czy raczej Szaweł. 
21 stycznia 2017, 11:54
Chrześcijańska Europa - to dobry zart. Kolebka światowego katolicyzmu dziś jest laicko-lewackim tworem nie majacym nic wspólnego z chrzesijaństwem. Wystarczy sie przekonać, jaki byłby w naszym kraju jazgod, gdyby na oficjalnym zaprzysieżeniu polskiego Prezydenta kardyał odczytał fragmenty z Pisma św. a Prezydent poblogoslawił kraj w imię Boga. Wystarczy posłuchać, jak nasi, polscy (niby)katolicy mówią o "prawie do aborcji" albo całkowiecie oficjalnie aprobują rozwody, zwiazki partnerskie itp patologie. Jak uzjaący sie za katolików biorą udział w różnych "czarnych protestach", ale też jak protestuja np. przeciw zaknieciu sklepów w Dzień Pański. Albo jak europeijscy chrzescijanie uznają za najwyższą wartość tzw. tolerancje. I milczą w imie tej tolerancji. Choćby gdy zakazuje się im publicznego wyznawania wiary.
21 stycznia 2017, 11:37
"Tam bowiem, gdzie panują swobody obywatelskie i gdzie zagwarantowana jest wolność religijna, wiara może jedynie zyskać na żywotności podejmując wyzwanie niewiary, ateizm zaś może rozpoznać swe ograniczenia tylko w zestawieniu z wyzwaniem wiary". Nasz papież raczył się rozjechać z dotychczasową( do SV2) nauką Kościoła na temat wolności religijnej a co za tym idzie wypowiedź ta nie może być dla katolika miarodajna.Dalej przedstawiam wyciąg z tej nauki.
21 stycznia 2017, 11:40
Koniecznym skutkiem Konstytucji uchwalonej przez zgromadzenie jest unicestwienie religii katolickiej, a, wraz z nią, posłuszeństwa należnego królom. W tym celu ustanowiono, jako prawo człowieka w społeczeństwie, tę wolność absolutną, która nie tylko zapewnia prawo nieingerowania w czyjeś poglądy religijne, ale ponadto przyznaje swobodę bezkarnego myślenia, mówienia, pisania, a nawet drukowania w sprawach religijnych wszystkiego, co najbardziej nieskrępowana wyobraźnia może podsunąć. Skandaliczne prawo, które niemniej jednak zgromadzeniu wydawało się być skutkiem naturalnej równości i wolności wszystkich ludzi. Ale cóż może być bardziej bezsensownego, niż ustanowienie tej równości między ludźmi i tej nieskrępowanej wolności, która zdaje się hamować działanie rozumu, najcenniejszego daru natury danego człowiekowi, i jedynej rzeczy, która odróżnia go od zwierząt103?
21 stycznia 2017, 11:41
Nowym źródłem silnego bólu zadanego Naszemu sercu, który przyznajemy, sprawia Nam najwyższą udrękę, przygnębienie i mękę, jest dwudziesty drugi artykuł konstytucji. Nie tylko zezwala się na wolność wyznania i sumienia, by użyć słów samego artykułu, ale obiecuje wsparcie i ochronę tej wolności, oraz sług tego, co nazywa się kultami. Nie ma potrzeby prowadzenia długich rozważań, gdy zwracamy się do takiego biskupa jak Wy, by uświadomić wam jak śmiertelną ranę zadano katolickiej religii we Francji tym artykułem. Przez sam fakt ustanowienia wolności wszystkich kultów bez rozróżnienia, prawda jest pomieszana z błędem, a święta i niepokalana Oblubienica Chrystusa, Kościół, poza którym nie ma zbawienia, zrównany jest z sektami heretyckimi, a nawet z żydowską wiarołomnością. Co więcej, obiecując przychylność i wsparcie sektom heretyków i ich sługom, toleruje się i aprobuje nie tylko ich osoby, ale także ich błędy. Jest to wyraźnie tragiczna i zawsze godna potępienia herezja, którą św. Augustyn wyraził tymi słowy: „Stwierdza ona, że wszyscy heretycy są na właściwej drodze i mówią prawdę, co jest absurdem tak monstrualnym, że nie mogę uwierzyć, aby jakakolwiek sekta rzeczywiście to wyznawała
21 stycznia 2017, 11:43
Z tego to zatrutego źródła indyferentyzmu pochodzi owa fałszywa i absurdalna maksyma, albo raczej majaczenie, że wolność sumienia winna być nadana i zagwarantowana każdemu. Błąd ten należy do najbardziej zaraźliwych, a drogę mu przeciera owa wolność wyrażania opinii, absolutna i bez ograniczeń, która, dla zniszczenia Kościoła i państwa, wszędzie się szerzy, a którą pewni ludzie, poprzez swoje zuchwalstwo, nie boją się przedstawiać jako korzyść dla religii. „Jakaż śmierć jest gorsza dla duszy niż samowola błędu!” – powiedział św. Augustyn. I w rzeczy samej, jeżeli się odejmie ludziom wszelkie hamulce, które by im nie pozwalały schodzić ze ścieżek prawdy, natura ich skłonna do złego wtrąci ich w przepaść, i, prawdziwie powiadamy, otwarta jest [już] studnia Czeluści, z której św. Jan widział unoszący się dym, od którego zaćmiło się słońce, i wychodzącą z dymu szarańczę, która pustoszyła ziemię. Stąd to bowiem pochodzi brak stałości umysłów; stąd wciąż wzrastające zepsucie młodzieży; stąd w ludziach pogarda dla kościelnych praw, najświętszych praw i rzeczy; stąd, jednym słowem, najgorsza plaga, zdolna spustoszyć państwa; ponieważ z doświadczenia wiadomo, że od najdawniejszych czasów państwa, które słynęły z bogactw, potęgi i chwały, jedną tą chorobą, nieograniczoną wolnością słowa, samowolą zgromadzeń i żądzą nowości, przywiedzione zostały do upadku.
21 stycznia 2017, 11:46
Dokładnie wiecie, Czcigodni Bracia, że nie brakuje dziś ludzi, którzy wnoszą do społeczeństwa bezbożną i absurdalną zasadę naturalizmu, jak to nazywają, i mają odwagę nauczać: „że najlepsze urządzenie państwa i w ogóle postęp społeczny wymagają tego, by społeczność ludzka była zorganizowana i rządzona bez żadnego względu na religię, tak jakby ta w ogóle nie istniała, lub przynajmniej, bez czynienia żadnej różnicy między różnymi religiami, między religią prawdziwą a fałszywymi”. Co więcej, wbrew nauczaniu Ewangelii, Kościoła i świętych Ojców, nie boją się oni twierdzić, że „najlepszym rządem jest ten, który nie nakłada na władze obowiązku powstrzymywania gwałcicieli religii katolickiej sankcjami karnymi, chyba że wymaga tego porządek publiczny”.Jako konsekwencję tej absolutnie fałszywej idei rządu społecznego, nie obawiają się oni głosić tej błędnej opinii, jak najbardziej szkodliwej dla Kościoła katolickiego i zbawienia dusz, którą Nasz niezapomniany Poprzednik Grzegorz XVI nazwał majaczeniem, „że wolność sumienia i wyznania jest własnym prawem każdego człowieka; że w każdym właściwie ukonstytuowanym społeczeństwie należy ją proklamować; i że obywatele mają pełne prawo wyrażania swoich opinii głośno i publicznie, cokolwiek to może znaczyć, słowem, drukiem lub w inny sposób, bez możliwości ograniczenia tego prawa ze strony władzy kościelnej lub cywilnej”. Teraz, wspierając te szaleńcze twierdzenia, nie myślą, ani nie rozważają, że głoszą „wolność zguby”, i że „jeżeli zawsze będzie się zezwalać ludzkim opiniom na popadanie w kolizję [z prawdą], to nigdy nie bedzie brakować ludzi, którzy odważą się stawić opór prawdzie i zaufają gadatliwości ludzkiego rozumu, tej skrajnie szkodliwej próżności, której chrześcijańska wiara i mądrość muszą z ostrożnością unikać, w zgodzie z nauczaniem samego naszego Pana”
21 stycznia 2017, 11:47
77. *W naszych czasach nie ma już potrzeby uznawania religii katolickiej za jedyną religię państwową, z wykluczeniem wszelkich innych wyznań. 78. *Dlatego słusznie się uważa, że w niektórych krajach katolickich, prawo obdarzyło obcokrajowców tam podróżujących swobodą publicznego wyrażania szczególnych form ich wyznania. 79. *Błędem jest [twierdzenie], że wolność obywatelska wszelkich wyznań, oraz pozostawiona im nieograniczona możliwość manifestowania wszystkich swoich poglądów otwarcie i publicznie, w łatwiejszy sposób prowadzi do zepsucia moralności i umysłu, a także propaguje zarazę indyferentyzmu
21 stycznia 2017, 11:49
..od momentu, gdy lud poczytywany jest za źródło wszystkich praw i wszelkiej władzy, wynika, że państwo nie poczuwa się do żadnych względem Boga obowiązków i żadnej religii publicznie nie wyznaje, że nie powinno szukać, która z wielu religii jest prawdziwa, ani jednej nad inne przenosić, ani jednej najbardziej sprzyjać, lecz wszystkie równo uprawnić – z tym jedynie zastrzeżeniem, żeby porządkowi państwowemu nie szkodziły. We wszystkich zatem kwestiach religijnych wypada sąd pozostawić każdemu, i wolno każdemu wyznawać religię jaką chce, albo i żadnej, jeżeli żadna mu się nie podoba...