S. Chmielewska: takiego przedmiotu nie ma w programie. No to niech będzie
10 Przykazań każdy praktycznie wkuł na katechizacji. I co z tego? Czy mówi się o tym w szkole? W Kościele? W polskich kościołach na emigracji? To już nie tylko kwestia Przykazań, lecz zwykłej ludzkiej przyzwoitości.
Wracamy z Mikim od naszych przyjaciół. Dwoje schorowanych, starszych ludzi. On - po wielu zabiegach, nowotwór. Nie starcza na leki, dojazdy do Kielc do lekarza, na opał, na jedzenie. Ledwo żyją. Ona - też chora. Mieszkają praktycznie w lesie. Córka obecnie w Anglii. Nie pomaga.
Odwiedzamy wielu starszych ludzi. Z trudem wychowali i wykształcili dzieci, często, nie ukrywam, z naszą pomocą.
Zostali sami. Dzieci w wielkich miastach lub za granicą. Zamiast wsparcia i pomocy od nich pozostaje duma, że pokończyli studia, że się ustawili. Duma w zimnym pokoju i nad pustym talerzem. I tłumaczenie przed sobą: “Zbiera na samochód, przecież ma rodzinę, ma dziewczynę, chłopaka, buduje dom, nie może mi pomóc." Bywa, że młody czy młoda wstydzi się matki, która została w nędznej chałupie czy gdzieś w biedzie. Bywa, że dorosłych dzieci jest kilkoro. Gdyby tak każde zrzuciło się po 50-100 zł miesięcznie, zwyczajnie, na jedzenie dla “starej"? Trudno się rozmawia ze starymi rodzicami, najczęściej matkami na ten temat, bo sprawa bolesna, upokarzająca. Po prostu pomagamy jak możemy i czasem pocieszamy.
10 Przykazań każdy praktycznie wkuł na katechizacji. I co z tego? Czy mówi się o tym w szkole? W Kościele? W polskich kościołach na emigracji? To już nie tylko kwestia Przykazań, lecz zwykłej ludzkiej przyzwoitości.
Skończenie szkół czy studiów nie zbuduje człowieka, jeśli w tychże szkołach nie będzie wychowania. Do szacunku dla innych, starych, słabych. Praktycznego. Przecież istnieje przedmiot “wychowanie obywatelskie". Wiem, wiem - nie ma tego w programie. No to niech będzie. Wiem, wiem, że trzeba nam nauczycieli uczących jednocześnie matmy i człowieczeństwa. I tacy są, ale... nie wszędzie. Odpuściliśmy to sobie w pogoni za nowym, lepszym światem. No to mamy nowy świat, raczej gorszy, choć materialnie zdecydowanie lepszy. Świat praw bez obowiązków. I nie dziwmy się, że wielu nie chce się podzielić kawałkiem Polski wystarczającym na łóżko dla uchodźcy, skoro nie ma zamiaru dzielić się z własną matką kawałkiem chleba.
Trzeba zacząć od nowa i od podstaw. Łatać dziury w naszym człowieczeństwie.
Rozmawiam z panią mecenas. Z dużego miasta. Ktoś ma u niej dług. Niezawiniony, w gruncie rzeczy nie on jest dłużnikiem tylko rodzina, ale dług nie wybiera. Ktoś ten nie ma pieniędzy, ma rentę. Proszę o wykreślenie tego ktosia z listy jej dłużników. De facto i tak dług jest nieściągalny, ale lepiej żeby nie wisiał nad człowiekiem. Prośba ta nieco rozsierdziła panią mecenas. Po wywodzie o jej kłopotach, które zapewne w części są realne, choć nijak się mają w stosunku do kłopotów jej dłużnika, pada pytanie: ale w imię czego ja mam okazać miłosierdzie? Przecież to nie mój syn ani krewny.
W imię człowieczeństwa, Szanowna Pani. Bo to Pani bliźni. Nic Pani by nie straciła, a wiele zyskała. Serce. I twarz.
Zasłona, która zakrywa oblicze przyszłości, tkana jest przez rękę miłosierdzia. / E.Bulwer Lytton
A z info reporterskich, to spędziliśmy z Mikim świetny niedzielny wieczór w Łodzi, w Parafi św.Wojciecha. Pipi wyjechała na urlop, więc z Tomaszkiem i Marcychą klecimy obiady, a nasi księża doskonalą się na obieraku. Cezary okazał się mistrzem w krojeniu sałatki! Panowie do dachu w Krakowie mają wrócić do roboty w poniedziałek, łazienka w domu dla chorych prawie dobudowana- przy 120% obłożeniu trzeba było dobudować jeszcze jedną. Biura nasze w szaleństwie rozliczeń i sprawozdań, tak, że lepiej się do nich nie odzywać. Nasz kiermasz w Zawichoście po liftingu będzie miejscem spotkań i ploteczek okolicznych znajomych i młodych. Można będzie pożyczyć książkę, obejrzeć film czy pograć w jakąś grę. Zupełnie galeria handlowo - usługowa! Na kilkudziesięciu metrach, ale zawsze. Tamara z chłopakami i Martą pracują nad tym całe dnie. Tamara, która zna się na tysiącach rzeczy, ale remontowa nigdy nie była, właśnie zdobywa nową sprawność. Tylko u nas, do końca życia masz zapewniony “rozwój osobisty" i darmowe szkolenia.
W domu dla mam i dzieci jak zwykle. Kasia z Cezarym z dzieciakami i matkami w szpitalach, u lekarzy, w zwałach darów, które trzeba posegregować, gdzie i co może się przydać i w wychowawczej akcji w stosunku do niektórych, co im się wydaje, że nasza cierpliwość jest jak Boża, czyli nieskończona. Niestety nie jest, a może “stety" i czasem trzeba jakąś czarną owieczkę, co robi w poprzek - hmm… wyjścia są dwa: przemalować na biało albo usunąć, jeśli farba nie chce pokryć czarnego koloru. Posiadanie dziecka jest czasem traktowane jako tarcza: mam dziecko, widzę, że wam na nim zależy, więc mogę poświrować, bo i tak mi wybaczycie ze względu na owo dziecko. Zawsze się ktoś taki trafi i rozwala cały dom. Jak w każdej społeczności. Nawet jeden z najłagodniejszych i najpogodniejszych świętych-Jan Bosko-po wielu nieudanych próbach postawienia wychowanka do pionu, usuwał go z oratorium. Dla jego i pozostałych dobra.
Nad-obowiązkowo:
Hojność
Pastor w szkółce niedzielnej pyta dzieci, czy dałyby milion dolarów na działa misyjne?
- “Tak!" odpowiadają chórem.
- Czy dalibyście 1000 dolarów? “Tak" -odpowiadają.
- A co ze stoma dolarami? - “O tak, oczywiście".
- No, a jednego dolara?
Chłopcy krzyczą “Tak!" Milczy tylko Johnny.
- Johnny, pyta pastor. Czemu nie powiedziałeś “tak"?
- Bo mam w kieszeni jednego dolara.
Po kolędzie
- Nigdy nie chodzę do kościoła. Pewnie to ksiądz zauważył?
- Tak, zauważyłem.
- Dlatego, że jest pełen hipokrytów.
- O niech się pan tym nie martwi. Mamy duży kościół, znajdzie się miejsce dla jeszcze jednego.
Milioner
Przed kwestą na misje świadectwo wiary daje pewien postawny mężczyzna:
“Jestem milionerem. Zawdzięczam wszystko błogosławieństwu Boga w moim życiu. Pamiętam, że kiedy zarobiłem pierwszego dolara, poszedłem do kościoła na mszę. Kazanie mówił misjonarz, który opowiadał o swojej pracy. Wiedziałem, że mam tylko jeden banknot dolarowy i mogę dać Bogu wszystko albo nic. I zdecydowałem się oddać całego dolara Bogu. Myślę, że Bóg pobłogosławił tę decyzję i dlatego dzisiaj jestem milionerem."
Kiedy mężczyzna skończył i usiadł w ławce, zapadła cisza. Nagle odezwała się drobna, starsza kobieta trzymająca puszkę na datki:
“Zachęcam, żeby pan to zrobił tutaj jeszcze raz".
***
Skomentuj artykuł