Trud wiary w Kościół

Fot. episkopat.pl

Wiara w Boga, nadzieja w Nim pokładana w istocie pozwala zachować nadzieję, gdy stykamy się ze złem, z instytucjonalnymi zaniedbaniami czy ze złem systemowym także w Kościele. Są takie momenty, gdy odczuwam to szczególnie mocno.

Gdy widzi się instytucje, w której dla wielu - i to często przełożonych - istotniejszy jest wąsko pojęty interes, niż dobro skrzywdzonych; gdy w miejscu, w którym nieustannie głosi się prawdę, natykamy się na ordynarne kłamstwo, które usprawiedliwione zostaje oczywiście dobrem Kościoła i Jego zaangażowań czy ochroną, jaką trzeba roztaczać nad sprawcami; gdy widzi się, jak w imię religijnych (fałszywych, ale głęboko zakorzenionych) przekonań usprawiedliwia się przemoc czy lekceważy cierpienie zadawane najsłabszym - to wówczas trudno jest wierzyć w Kościół i wierzyć Kościołowi.

I nie są to, wbrew pozorom, wcale sytuacje rzadkie. Gdy człowiek zaczyna zajmować się problemem przemocy - seksualnej, psychicznej, fizycznej i duchowej w Kościele - to zaczyna się stykać nie tylko z ogromem cierpienia, ale i z dramatyczną obojętnością osób odpowiedzialnych, a niekiedy z wrogością, która motywowana jest albo Tradycją (bo zawsze tak było), albo interesem własnym (a wiesz, ile by trzeba zapłacić, gdybyśmy to poważnie traktowali), albo innymi zasługami (tyle robimy w różnych kwestiach) albo wreszcie sugestią, że inni nie robią więcej (słynny argument z murarzy i księży w kwestii pedofilii). Nie, nie twierdzę, że tak jest wszędzie i zawsze, bo w Kościele są także osoby, które z tymi zjawiskami walczą i próbują im przeciwdziałać, ale… wciąż są one w mniejszości. Jeden z moich przyjaciół księży żartuje, że wszystkie one zmieścić się mogą w jednej, większej windzie. I choć jest to przesada, to w istocie nieznaczna.

DEON.PL POLECA

Widząc to, spotykając się z pokrzywdzonymi, obserwując ich skomplikowane historie, czasem zmarnowane życie, a czasem złamane powołania, przychodzi niekiedy pokusa niewiary. Człowiek zaczyna sądzić, że może byłoby mu łatwiej poradzić sobie z tym wszystkim, gdyby był niewierzący, gdyby na Kościół, który traktuje jak własny dom, spoglądał jak na każdą inną instytucję, gdyby nie widział w Nim Mistycznego Ciała Chrystusa, zgromadzenia świętych, wspólnoty zbawienia. Tyle, że to rzeczywista pokusa, zbyt łatwa ucieczka, a nie realna odpowiedź na cierpienie, ból, złamane życie wielu. Jeśli bowiem rzeczywiście Kościół nie jest wspólnotą świętych, jeśli prawda jaką głosi On o Chrystusie i Jego Boskiej naturze nie jest prawdą, to… w istocie nic już się nie da naprawić. Parafrazując nieco słowa Fiodora Dostojewskiego można powiedzieć, że „jeśli Boga nie ma, to nic się nie da naprawdę zmienić”. Stracone dzieciństwo osoby skrzywdzonej przez duchownego (czy świeckiego) już nigdy nie zostanie odzyskane, złamane powołanie, skruszone życie rodzinne, zniszczona religijność - jeśli nie ma Tego, który jako Jedyny jest Miłosierdziem i Sprawiedliwością - nigdy nie zostaną „zwrócone”, nie będzie zadośćuczynienia, odzyskania, naprawienia. Ani tutaj, bo tego, co zabrane nie da się odzyskać, ani tam - bo tam nic nie ma. Jeśli nie ma sprawiedliwego Boga, to nie ma także kary dla tych, którzy niszczyli, ukrywali, wymuszali milczenie na skrzywdzonych, a którzy zmarli wcześniej. Krzywda, ból - poza kontekstem religijnym - choć może (i powinna) być uzdrawiana w procesie terapeutycznym, nigdy nie przekształci się w Krzyż, który utożsamiony może zostać z tym, co Bóg robi dla nas.

Można oczywiście zadać pytanie, czy do tego potrzebny jest Kościół w całym jego instytucjonalnym, ziemskim uwikłaniu? Czy nie wystarcza sama wiara w Boga? I wtedy wraca prosta myśl, że ostatecznie prawdę o Jezusie, o Bogu, który stał się człowiekiem, który został zamordowany przez władze rzymskie, ale za sprawą liderów religijnych swoich czasów, poznajemy właśnie za sprawą Kościoła. Jego ludzie, kościelne instytucje często są jej niewierne, ale gdyby nie Kościół nigdy nie poznalibyśmy Dobrej Nowiny o tym, że jest Ktoś, kto jest silniejszy od śmierci, od cierpienia, od zmarnowanego czy zniszczonego życia, że z grobu przemocy można wyjść, że życie może zostać odzyskane, pobłogosławione, i że tam - po drugiej stronie - Bóg wynagrodzi największe cierpienie, przygarnie skrzywdzonych, odda im także to, co utracili tutaj, także za sprawą funkcjonariuszy Kościoła.

Doktor filozofii, pisarz, publicysta RMF FM i felietonista Plusa Minusa i Deonu, autor podkastu "Tak myślę". Prywatnie mąż i ojciec.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Trud wiary w Kościół
Komentarze (7)
KK
~kosopiec kosopiec
10 września 2021, 10:12
dziś co raz trudniej wierzyć, że "Dobra Nowina" głoszona przez Kościół jest głęboka w prawdzie. Jeśli jeszcze wspomnimy perturbacje w przekładzie Katechizmu i podobne przypadki to bardziej wierzę w manipulację niż rzetelny przekaz biskupów i księży.
MK
~Maryna K.
10 września 2021, 08:53
Nie wiem jak mogłabym stanąć przed Stwórcą i wytłumaczyć się z bycia we wspólnocie tak pełnej pogardy, obługy i zla. Dlatego mnie w niej nie ma. Co nie oznacza bycia osobą niewierząca, czy nie przestrzebania przykazań Bożych, ani życia nie w duchu Eawngelii. Jest to po prostu życie bez degeneracji hierarchów (różnego szczebla, bo na przykład u mniw w patafi bogiem jest pieniądz).
KR
~Karol Robertowski
8 września 2021, 20:07
Każdy człowiek który ma rozwalone w drobny mak życie osobiste i moralne bardzo chętnie zarzuca hierarchom obłudę, egocentryzm i wszystkie inne grzechy. Próbuje się samousprawiedliwiać i samemu sobie udziela rozgrzeszenia. Twierdzi że nie może zachowywać Bożych przykazań, skoro biskupi są grzeszni. Jest to dosyć żałosne, zakłamane i smutne. Nie wymagać kompletnie od siebie i usprawiedliwiać to słabościami innych.
W-
~Witek -
8 września 2021, 11:21
Podpisuję się pod tymi stwierdzeniami. Skoro Kościół ma misję, żeby głosić prawdę Ewangelii , to najpierw musi nią żyć. Inaczej będzie jak pobielana ściana.. z grzybem pod tynkiem. Smutne jednak, że nie widać światełka w tunelu jeżeli chodzi o nawrócenie na szczytach hierarchii. Usprawiedliwianie siebie i innych, to już niemal "6 przykazanie kościelne".
JK
~Jerzy Komorowski
8 września 2021, 11:15
Z jednej strony pan Terlikowski mówi, że Kościół to wspólnota ludzi grzesznych a pisze tak jakby wszysko zależało od całkowitego wytępienia grzechów w Kościele i to w zasadzie jednego rodzaju grzechów - grzechów związanych z seksualnością człowieka. Ten pan ma obsesję seksualności. Sam się uważa za jedynego sprawiedliwego w tym zakresie.
SR
~Spod Rzeszowa
7 września 2021, 23:21
"Wynagrodzi". Często takie stwierdzenie pada w pobożnych tekstach. Czyżby Bóg traktował człowieka jak konto bankowe, na którym można zrobić dowolny debet, a potem bez problemu saldo wyrównać i "wszystko będzie dobrze"; jak samochód, za który w razie uszkodzenia można wypłacić odszkodowanie? Świadczyłoby to o bezgranicznej pogardzie Stwórcy do stworzenia, zarazem przybranego dziecka. I czemu w takim razie wciąż rozważamy mękę Pana naszego na krzyżu? Przecież dostał odszkodowanie (wynagrodzenie), z nawiązką, bowiem zażywa nieskończonej chwały. Ponadto zawsze dobre to, co się dobrze kończy. Co to wszystko znaczy? Kto wytłumaczy?
KS
Konrad Schneider
7 września 2021, 17:58
Jest Pan dla mnie prawdziwym towarzyszem duchowej w drodze przez ciemna noc Kosciola!