Ucieczka w ucieczkę - o odejściu o. Krzysztofowicza

ks. Artur Stopka

Kiedy w poniedziałkowe wczesne popołudnie zamieszczałem na Facebooku link do informacji o odejściu z zakonu byłego przeora gdańskich dominikanów, właściwie bez komentarza poza zwyczajowym "Hmmm...", nie przypuszczałem, że rozpęta się pod nim wielka dyskusja. Dyskusja, która - przyznam - napełniła mnie smutkiem.

Zarówno ona, jak i jeszcze smutniejsza wymiana komentarzy o sprawie na profilach innych internatów, pokazała, jak bardzo wobec tego typu zdarzeń okazujemy się bezradni i tak naprawdę nie mamy o nich wiele do powiedzenia. Dlatego zwykle ograniczamy się do potępiania lub usprawiedliwiania (wprost lub w sposób zawoalowany). Czyli do czegoś, co w danej sytuacji, jeśli nie jest całkiem zbędne, to przynajmniej nie należy do potrzeb pierwszoplanowych.

Jednak o wiele głębszym smutkiem niż wspomniane internetowe dyskusje i wynikłe z nich konstatacje, napełniła mnie pożegnalna wypowiedź "popularnego gdańskiego dominikanina", (jak nazwał go jeden z katolickich portali), którą odsłuchałem w całości, nie ograniczając się tylko do fragmentów cytowanych przez jedną z gazet.

Jest to dla mnie (by użyć sformułowania innego dominikanina, o. Macieja Zięby, wypowiedzianego przed laty) wypowiedź porażająca.

Porażające dla mnie w pożegnalnym "kazaniu" byłego dominikanina nie jest to, że opowiada ono o dramacie człowieka, który przez ćwierć wieku prowadził życie, którego sensu w tej chwili nie widzi. Porażający nie jest również spokój, z jakim o tym mówi na forum publicznym.

Poraża mnie deklaracja mówiąca o Bogu, jako pustce. Taka deklaracja, w ustach kogoś, kto jeszcze tydzień wcześniej prowadził ludzi (miał prowadzić?) do Boga. Stwierdzenie, że patrzenie w stronę Boga oznacza konieczność odwrócenia się od ludzi, od życia, od miłości. Poraża mnie przyznanie się do ucieczki. Ucieczki w kapłaństwo przed życiem. Odwrócenie się od niego. Porażające jest w moich uszach określenie pracy duszpasterskiej jako "bezpiecznej". Stwierdzenie nieco ukryte, ale jednoznaczne, że wybór życia zakonnego był nie aktem odwagi, lecz tchórzostwa.

Dlaczego czuję się porażony?

Ponieważ to pożegnalne wystąpienie człowieka, który w zakonie spędził dwadzieścia pięć lat, który dla wielu był przewodnikiem duchowym, autorytetem, lubianym, chwalonym, nagradzanym, przypomniało mi mój tekst (opublikowany w "Przewodniku Katolickim") sprzed prawie dwóch lat, w którym nawoływałem do intensywniejszego niż dotąd przyglądania się motywacjom, które towarzyszom młodym ludziom wybierającym stan duchowny.

"W badaniu motywów kandydatów do kapłaństwa chodzi przede wszystkim o dwa aspekty. Po pierwsze, o rzetelną i uczciwą odpowiedź na pytanie: "Dlaczego?". Zarówno w odniesieniu do samego wstąpienia w progi seminaryjne czy zakonne, jak i w odniesieniu do wyboru konkretnego sposobu życia. Jest to pytanie kierujące uwagę w przeszłość kandydata do kapłaństwa lub zakonu. Po drugie, chodzi o odważne sformułowanie odpowiedzi na pytanie: "Po co?". To pytanie wybiegające w swej istocie daleko w przyszłość, to pytanie o cele, które człowiek wkraczający do seminarium lub przekraczający klasztorną furtę sobie stawia" - sugerowałem.

Formułowałem te uwagi po rozmowach zarówno z księżmi, jak i z kandydatami do kapłaństwa. Spisywałem je, chociaż tylko na poziomie publicystycznym, to jednak w głębokim przeświadczeniu, że jest w tej sferze na naszym polskim gruncie sporo niejasności i niedomówień.

Dziś myślę, że pytania o motywację trzeba zadawać nie tylko kandydatom do stanu duchownego i tym, którzy już w nim się znajdują. Dziś jestem przekonany, że pytania o motywację trzeba usilnie zadawać polskim katolikom. Bo coraz częściej dowiaduję się w rozmowach, że dla wielu z nich religia, religijność, Kościół, katolicyzm to ucieczka. Nie w ramiona kochającego Boga. Ucieczka w pustkę przed życiem, które wydaje im się za trudne, przed światem, który wydaje im się niezrozumiały, nieprzychylny i którego się boją. Ucieczka, która jest celem samym w sobie. Ucieczka w ucieczkę.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ucieczka w ucieczkę - o odejściu o. Krzysztofowicza
Komentarze (88)
J
Jutro
20 stycznia 2013, 02:15
W niedzielę o godz. 21:15 dołącz, jeśli możesz, by pomodlić się wspólnie za ... byłego zakonnika-przeora Jacka K. [o godz. 21:15 odprawiał msze święte w Gdańsku] --> i za wszystkich zakonników, aby trwali w wierze.
D~
do ~bart
20 stycznia 2013, 01:53
piszesz:  absolutnie nie podejmujcie takich modlitw, ufajmy natomiast, że Sprawiedliwy Bóg snadnie go pohańbi! Człowieku, co ty pleciesz! Czerpiesz przyjemność, jak ktoś się pohańbi, a skutki grzechu go położą? Pan Bóg chce wszystkich zbawić i potrzebuje naszej pomocy. Katolicy tym się wyróżniają, że modlą się za za grzeszników w każdej sytuacji.  ...
A
Alibaba
19 stycznia 2013, 23:26
@MR Skąd?  - bo są jeszcze ludzie wierni prawdziwym znaczeniom, widzą, że się ktoś bawi, że  przysłowiowy  "diabeł ogonem kręci" i burzy ład ;-)   ...  Nie wszyscy młodzi nie kumają tej przewrotności
MR
Maciej Roszkowski
19 stycznia 2013, 22:16
Skąd to zdumienie?  Przecież to taktyka o rosnącej  popularnośći- niepowodzenie, klęskę nazwać sukcesem, czyn haniebny- odważnym, zawód, poczucie zdrady - nietolerancją. Rośnie ilość słów stosowanych niezgodnie z przeznaczeniem.  
B
bart
18 stycznia 2013, 09:29
Bardzo trafna refleksja ks Stopki. - przypomina mi się tu casus nieszczęsnego ojca Obirka: faktycznie to przerażające, z porażki życiowej w światłach reflektorów robić bohaterstwo. - Do Awa: absolutnie nie podejmujcie takich modlitw, ufajmy natomiast, że Sprawiedliwy Bóg snadnie go pohańbi! PS. Dziękuję DEONOWI że nie epatuje nas już bredniami pani Bilskiej. Tak trzymać!
18 stycznia 2013, 06:42
W najbliższa niedzielę o godz. 21:15 dołącz jeśli możesz, by pomodlić się wspólnie za ... zakonnika Jacka K. [o godz. 21:15 odprawiał msze święte w Gdańsku] ... ...+ ... Pomodlę się z Wami za tę osobę.  Żal... 
O
O.K.
18 stycznia 2013, 03:00
W najbliższa niedzielę o godz. 21:15 dołącz jeśli możesz, by pomodlić się wspólnie za ... zakonnika Jacka K. [o godz. 21:15 odprawiał msze święte w Gdańsku] ... ...+
O
ok
18 stycznia 2013, 02:04
W najbliższa niedzielę o godz. 21:15 dołącz jeśli możesz, by pomodlić się wspólnie za ... zakonnika Jacka K. [o godz. 21:15 odprawiał msze święte w Gdańsku] ...
T
tjx
17 stycznia 2013, 20:52
@Olinko, celna uwaga. Juz poeta Jerzy Liebert mówił o konieczności potwierdzania małymi wyborami jednego wielkiego (początkowego) wyboru. Tak jak w małżeństwie. Ale, byc może jest jeszcze kwestia sytuacji duchwonego " w kryzysie" - kłania się zatem rola spowiedników, kierowników duchownych, stosownej ODWAŻNEJ korekty człowieka przez wspólnotę (kapłańska, zakonną). Często jednak "trudnego" przypadku ktos woli "nie dotykać" z różnych powodów...Tak jak z alkoholikami, do których sam należę, Bogu dzieki juz jako trzeźwy. Pokusa wygody. Piszesz o niej własnie. I zaplaiła mi sie czerwona lampka. Bo słyszałem niedawno szczere wypowiedź skadinąd fajnego i zaangazowaneo księdza, który wyznał : "Ja lubie wygodę". Pozornie nic zdroznego - lepiej zyc wygodnie niz niewygodnie, moze jadnak cos "jest na rzeczy"...Pewnie, ze niedostatek przeszkadza, ale i poczucie "małej stabilizacji" może byc przeszkodą w dokonywaniu zmiany i wychodzeniu z marazmu. Bo wtedy rosnie przeswiadczenie o SAMOWYSTARCZALNOŚCI. Słyszalem dzis o tej pokusie w kazaniu o trędowatym. Wprawdzie Jezus mógł ot zwyczajnie go uzdrowić, ale poczekał na deklarację wykluczonego ze społeczności : "Chce byc uzdrowiony".  Więc jak sie nie widzi potrzeby uzdrowienia ( pochodzacego od Jezusa !), to albo jest juz dobrze albo juz źle sie dziać zaczyna. Radary sumienia musza byc czujne :)
Olinka
17 stycznia 2013, 20:21
Pisze Ksiądz: "Dziś myślę, że pytania o motywację trzeba zadawać nie tylko kandydatom do stanu duchownego i tym, którzy już w nim się znajdują" A mnie się wydaje, że pytania można stawiać, jednak nic nie gwarantuje, że odpowiedź będzie zgodna z prawdą. I to nie dlatego będzie się ona z prawdą mijała, że pytany nie będzie szczery. Problem z tym, że będzie on nieświadomy motywu/motywów wybrania życia zakonnego czy kapłaństwa jako dalszej drogi życia. Po prostu ludzie, szczególnie ci młodzi, tuż po maturze, sami nie wiedzą, czego pragną i dlaczego tego chcą. Poznanie siebie wymaga nie tylko czasu, ale i odwagi.  Tymczasem wygodniej jest uciec od trudu zagłębiania się w siebie, rozeznawania czy mówi do mnie moje sumienie, czy racziej pragnienia. Samo podjęcie decyzji po roznaniu też nie jest łatwe.
M
Magdalena
17 stycznia 2013, 14:45
"Proszę to powiedzieć tym którzy mu wierzyli i ufali". ... Nie mamy wierzyć w księdza, ale w Boga. Mamy wierzyć w Ewangelię i ufać Jezusowi, nie kapłanowi. Nie utożsamiamy kapłana z Panem Jezusem, gdyż kapłan jest człowiekiem, który nawet nie musi mieć łaski wiary.
Z
Zuza
17 stycznia 2013, 12:34
Nie do konca zgadzam sie z autorem w kwestii tego, ze takie odejscia sa spowowane brakiem wlasciwych motywacji tych ktorzy decyduja sie na zycie w kaplanstwie/ zakonie. Mysle, ze czesciowo problem moze polegac na tym, ze osoby stanu duchownego sa przeswiadczone, ze skoro juz oddaly swoje zycie Bogu to juz nic wiecej nie musza robic w kwestii wiary. Dodatkowo nierzadko z powodu "popularnosci", bycia chwalonym i nagradzanym taki czlowiek moze utracic pokore, ktora jest podstawa zycia duchowego. I czlowiek zaczyna wierzyc, ze Bog jest mu juz niepotrzebny. Relacja z Bogiem slabnie, a pustke, ktora pozostaje, czlowiek taki probuje wypelnic bliskoscia z innym czlowiekiem - czesto z kobieta. Sprzyjac temu moga nie do konca szczere relacje ze wspolbracmi/ przelozonymi oraz to, ze czlowiek, ktory ma problemy, nie bardzo moze liczyc z na slowo upomnienia jak tez wsparcia z ich strony (a czesto znajduje u kobiety). Mysle, ze dla szczegolnie mezczyzn celibat jest bardzo trudny i tylko nieustanna troska o bliskie relacje z Bogiem moze pomoc wytrwac w stanie duchownym.
O
Ola
17 stycznia 2013, 12:24
Dorota, a skąd ta pewność, że ta obecna "prawda" to faktycznie Prawda? Myślisz, że święci sprzed powstania psychoanalizy nie są prawdziwymi świętymi, bo nie mogli chodzić na terapię?
T
tak
17 stycznia 2013, 12:16
Może wartało by zapytać czym , jakimi twierdzeniami , jakim obrazem Boga, zdobył sobie popularność  były O. a obecnie Pan Krzysztofowicz.  Zbyt często ludzie  uznają za nudną religię, której na dobrą sprawę nie znają, nigdy na poważnie nie zgłębili. Mają swoją , często, bardzo ubogą i nieprawdziwą wizję katolicyzmu.  Z tego powodu dają się łatwo uwodzić innym religiom, np.: buddyzmowi. Gdy czytam wywiady tych ludzi ze zdziwieniem dowiaduję się, że znajdują coś nowego, fascynującego w tamtych religiach tylko , że to jest obecne też w katolicyzmie (np.:kontemplacja, medytacja), ale trzeba o tym wiedzieć. Także i słabo wierzący, znudzeni religią, której nie znają szukają nowinek. To nowinkarstwo , zbyt często  wywołane osobistymi trudnościami kapłana, a także racjonalizacją grzesznego zachowania wydaje się szalenie pociągające , modne, odświerzające.  Kapłan staje się guru tylko dla ludzi o słabej wierze. Mocni w wierze maja tylko jednego „guru” samego Boga.  Któż może być lepszy od takiego przewodnika życiowego?
D
Dorota
17 stycznia 2013, 11:51
nie rozumiem nagonki jaka od paru dni obserwuję w temacie odejścia z zakonu i tego o czym powiedział Jacek Krzysztofowicz. Po pierwsze trzeba lat, żeby zobaczyć siebie w prawdzie i się otworzyć, drugą opcją jest terapia żeby poznać prawdę o sobie, często tak bolesną i głęboko w sobie skrytą, że tylko sam Bóg o niej wie. Jeśli ten człowiek ujrzał siebie w prawdzie to jest to zasługa Boga bo Bóg jest prawdą i życie w zakonie wbrew całemu sobie byłoby zakłamaniem... a kto jest ojcem kłamstwa też wiemy. Należałoby raczej spojrzeć wgłąb siebie i zapytać się czy ja wiem kim ja jestem, czy mam kontakt z samym sobą, mieć odwagę poznać prawdę zamiast się skupiać na obcym człowieku i oceniać jego wybory, bo to świetna ucieczka przed samym sobą, życie czyimś życiem zamiast swoim.
17 stycznia 2013, 11:37
Proszę to powiedzieć tym którzy mu wierzyli i ufali. Księża, ojcowie przychodzą i odchodzą. Są różni. Różnie głoszą Słowo Boże. Tyle że i oni i my świeccy wierni musimy pamiętać, że sa jedynie swoistymi narzędziami w ręku Pana. Niestety reakcja na odejście O. Jacka pokazuje, jak wielu katolików szuka jedynie jakiegoś guru, robiąc przy okazji sobie bożków. A popularność wśród tłumów niejednego już księdza (ojca) zwiodła i była przyczyna dramatycznych odejść z kapłaństwa czy zakonów.
lucy
17 stycznia 2013, 11:13
Nie potępiam o.Krzysztofowicza, życzę mu wszystkiego co najlepsze.Jednak mam takie nieodparte wrażenie( może być mylące), że skoro czuł pustkę bedąc w zakonie, to przy boku kobiety, nawet nie wiem jak kochającej, ta pustka nie odejdzie, nie zniknie. Być może teraz przeżywa coś nowego i niezwykłego, być może teraz wydaje mu się, że miłość do kobiety wypełni te głody które nosi w sobie. Jednak myśle, że to tak  nie działa. Mam nadzieję, że o.Jacek się nie rozczaruje.
OT
obiektywnie tak to wygląda
17 stycznia 2013, 10:57
"Postąpił tak, jak uznał za stosowne. Odszedł dla miłości do kobiety i co w tym dziwnego? Nie powiedział, że rezygnuje z miłości do Boga. Wg mnie postąpił uczciwie, zapewne zgodnie ze swoim sumieniem." Proszę to powiedzieć tym którzy mu wierzyli i ufali. ... z tego nasuwa się prosty wniosek: nie należy nikomu wierzyć i ufać, żeby się nie rozczarować. Zawsze należy zachować dystans.
B
bartolomeo
17 stycznia 2013, 10:53
"motywacjom, które towarzyszom" towarzyszĄ! Ą!
MR
Maciej Roszkowski
17 stycznia 2013, 10:21
"Postąpił tak, jak uznał za stosowne. Odszedł dla miłości do kobiety i co w tym dziwnego? Nie powiedział, że rezygnuje z miłości do Boga. Wg mnie postąpił uczciwie, zapewne zgodnie ze swoim sumieniem." Proszę to powiedzieć tym którzy mu wierzyli i ufali.
W
wróżka
17 stycznia 2013, 10:03
Tak naprawdę to jestem zakonnicą i wymodlę ci raka żebyś nigdy nie mogła mieć dzieci i musiała wstąpić do zakonu. ... z jakiego psychiatryka nadajesz?
OT
obiektywnie tak to wygląda
17 stycznia 2013, 10:01
Współczuję temu zakonnikowi. Jeżeli faktycznie przez 25 lat żył w zakonie bo bał się żyć jako świecki to moje pytanie jest takie dlaczego nikt tego nie zauważył wcześniej. Czy przez te lata jego współtowarzysze, przyjaciele, rodzina nie zauważyła że on do końca nie jest szczęśliwy? Czy aż tak udawał? Czy może był szczęśliwy i przez te lata wypełniał swoje powołanie ale nagle poznał kobietę, która zawróciła mu w głowie? ... co to zn. "kobieta zawróciła mu w głowie"????? a może to on zawrócił kobiecie w głowie????? A może zawrócili sobie nawzajem??? Czytam te wasze niektóre bardzo zgryźliwe komentarze i powiem tak: nie wam oceniać ani potępiać tego człowieka. Postąpił tak, jak uznał za stosowne. Odszedł dla miłości do kobiety i co w tym dziwnego? Nie powiedział, że rezygnuje z miłości do Boga. Wg mnie postąpił uczciwie, zapewne zgodnie ze swoim sumieniem. Nie chciał żyć dalej w zakłamaniu i hipokryzji w jakiej żyje wielu. Ale tych jakoś nie potępiacie. Podjął trud życia osoby świeckiej. Czy będzie szczęśliwy? To się okaże, osobiście tego mu życzę - chociaż w ogóle go nie znam. Wg mnie o wiele gorzej postępują ci, którzy mają kochanki, dzieci - czyli takie lewe rodziny a publicznie się do nich nie przyznają. Właśnie tacy sieją zgorszenie.
Sylwia Cichal
17 stycznia 2013, 09:29
Utraty sensu tego co sie do tej pory robiło, czym się żyło nie życze nikomu...chociaż, paradoksalnie- może to prowadzić do rozwoju, do dobra. Zaniedbanie kontaktu z Bogiem najczęściej prowadzi do kryzysu. Ale nie jest to żadną regułą. Matka Teresa z Kalkuty przez bardzo długi czas, trwała w stanie przypominającym pogranicze wiary i niewiary. Dla mnie Ojciec Jacek Krzysztofowicz, zawsze będzie kapłanem(choć na własne życzenie w zawieszeniu) i zawsze będzie dominikaninem (choć na własne życzenie, z dala od rodziny)i żadne decyzje,żadne unieważnienia tego nie zmienią. Ja wierzę, że ta jego decyzja(z punktu widzenia większości- błędna) przyniesie jeszcze dobre owoce. Modlę sie o to. O głęboką wiarę i stabilność dla niego. Nie ma takiej pustki, nie ma takiego stanu do którego Bóg nie miałby dostępu.
A
Alfista
17 stycznia 2013, 08:55
Dziękuję siostrze Ewie Orzechowskiej za wypowiedź. Trzeba dbać o kontakt z Bogiem, żyć Nim na co dzień obojętnie czy w klasztorze czy w żyiu świeckim, wtedy nie będzie utraty wiary.
NM
nocny marek
17 stycznia 2013, 05:45
@ Agnes,   życzę Ci  z serca, abyś była zdrowa, miała kochającego Cię męża i dzieci, tyle ile chcesz mieć i by zdrowo się rozwijały dając Wam - rodzicom dużo radości. Tylko tego co dobre w życiu! 
NM
nocny marek
17 stycznia 2013, 04:11
@Agnes, nie jestem księdzem ani duchownym. Żegnam.
GP
gość portalu
17 stycznia 2013, 03:44
Poniżej, o godz. 03:33:16  to nie przeze mnie wpisane. Ktoś nie ma odwagi, tylko jak ostatni tchórz używa czyjegoś tymczasowegi nika. Cóż, ten się śmieje, kto się śmieje ostantni, zapomina o tym...
DP
dołącz proszę
17 stycznia 2013, 03:23
W najbliższa niedzielę o godz. 21:15  dołącz jeśli możesz, by pomodlić się wspólnie  za byłego zakonnika Jacka K. [o godz. 21:15 odprawiał msze święte w Gdańsku]
GP
gość portalu
17 stycznia 2013, 03:15
Jestem zakonnicą 30 lat po ślubach, więc wiem od podwórka jak to wszystko wygląda... i prawda jest taka, że bez powołania człowiek nie jest w stanie wytrwać i ewangelizować /w tym wypadku/ dosyć owocnie - bez powołąnia. Ale powołanie "łatwo" jest stracić. Tak samo jak raci się miłość małżeńską, kiedy małżonkowie nie mają dla siebie czasu. Odpowiedzialność kapłana oczywiście jest większa, bo WSZYSTKIE potrzebne środki do wytrwania w pierwotnej miłości. Dlaczego traci się powołanie i odchodzi dla kobiety czy dla włądzy, czy dla posiadania??? św. Ignacy pisał. Jezuita najpierw przestaje odmawiać brewiarz, potem zaniedbuje rozmyślanie a potem odchodzi. Źle pojęta odnowa soborowa sprawiła, że życie zakonne stało się miejscem działalności, a nie miejscem wspólnego uwielbiania Boga. Daleko mi do potępniania kogokolwiek, ale wiara, która chwieje się i tak w wiernych Kościoła, nie ma wsparcia od nas, osób konsekrowanych, tylko jeszcze większe zachwianie. Biskupi, księża coraz częściej mówią o prześladowaniach chrześcijaństwa... fakt, ale większe zagrożenie niesie rozluźnenie i niewierność nas, osoób konsekrowanych Bogu. Dlatego dziękuję WAM, którzy tutaj zadeklarowaliście modlitwę za osoby, które w tym stanie życia nie wytrwały.... ... Najukochańsza Matko, Pani Ty nasza, największa po Bogu w Trójcy Przenajświętszej  Jedynym pociecho  miej w opiece księży, zakonników i zakonnice oby pokonwali z Bożą pomocą, ku Bożej chwały wszstkie trudności...  Ojcze nasz... Zdrowaś Maria... Pod Twoją Obronę
CZ
co za bzdury !
17 stycznia 2013, 02:12
@Agnes   - jakies herezje wypisujesz !
H
Hmm...
17 stycznia 2013, 01:54
@Agnes Nikt nikogo na siłę nie ciągnie do klasztoru...  Coś źle interpretujesz.
EO
Ewa Orzechowska
17 stycznia 2013, 01:02
Jestem zakonnicą 30 lat po ślubach, więc wiem od podwórka jak to wszystko wygląda... i prawda jest taka, że bez powołania człowiek nie jest w stanie wytrwać i ewangelizować /w tym wypadku/ dosyć owocnie - bez powołąnia. Ale powołanie "łatwo" jest stracić. Tak samo jak raci się miłość małżeńską, kiedy małżonkowie nie mają dla siebie czasu. Odpowiedzialność kapłana oczywiście jest większa, bo WSZYSTKIE potrzebne środki do wytrwania w pierwotnej miłości. Dlaczego traci się powołanie i odchodzi dla kobiety czy dla włądzy, czy dla posiadania??? św. Ignacy pisał. Jezuita najpierw przestaje odmawiać brewiarz, potem zaniedbuje rozmyślanie a potem odchodzi. Źle pojęta odnowa soborowa sprawiła, że życie zakonne stało się miejscem działalności, a nie miejscem wspólnego uwielbiania Boga. Daleko mi do potępniania kogokolwiek, ale wiara, która chwieje się i tak w wiernych Kościoła, nie ma wsparcia od nas, osób konsekrowanych, tylko jeszcze większe zachwianie. Biskupi, księża coraz częściej mówią o prześladowaniach chrześcijaństwa... fakt, ale większe zagrożenie niesie rozluźnenie i niewierność nas, osoób konsekrowanych Bogu. Dlatego dziękuję WAM, którzy tutaj zadeklarowaliście modlitwę za osoby, które w tym stanie życia nie wytrwały....
D
d
17 stycznia 2013, 00:36
Wspomniany niżej jezuita żonaty z mężatką itp. ma bardzo dziwne oczy... Ech, współczuje tych wstrząsów tym facetom... Jak wszystkim ludziom. Okropne.
H
Hmm...
16 stycznia 2013, 23:22
@abi - nie ryzykuj. Trzymaj się Boga i patrz Matke Teresę z Kaluty. Nie rzuciła zakonu mimo cierpień duchowych "ciemnych nocy" . Ona miała kręgosłup, to pewne.  Poza tym, podpierajac się o. Anzelmem (własną interpretacją)  nie sugeruj nic z góry w tej chwili  odn. tego  byłego  zakonnika.. Czas pokaże. [Jezuita Obirek, po odejściu z zakonu i ułożeniu sobie życia z  byłą mężatką (rozwiodła się dla niego) i oczywiście swojego zawodowego wypowiadał się  np., że nie odczuwa potrzeby eucharystlii i wogóle skręcił na lewo, bardzo mocno... Inne przykłady też są smutne, nie stały się darem dla wspólnot!, a przeciwnie] Nie wiem co robi i co zrobi  pan Jacek K.  - nie jest już ojcem!  
A
abi
16 stycznia 2013, 22:25
"Poraża mnie deklaracja mówiąca o Bogu, jako pustce." Poraża mnie, że księdza aż tyle poraża. Porażać może pedofilia, mogą romanse, mogą kradzieże, mogą debilne listy biskupów o tym, że ludzie spędzający mszę przed budynkiem kościoła są "stróżami parkingowymi". A nie tak staranna i przemyśliwana prawdopodobnie przez długie lata wypowiedź, z którą nawet nie bardzo można się nie zgadzać, bo opowiada o czyichś wewnętrznych doświadczeniach - chyba że mamy ochotę te doświadczenia potępiać. Im większa na to (faryzejska?) ochota, tym większe prawdopodobieństwo, że ten, który zdaniem wielu dzisiaj zdradził, akurat dziś będzie gościł w domu niezwykłego Gościa. Bo jest po stronie przegranych. ... ...dziękuję i za te słowa, w których jest troska (kaplanska?) o dusze o. Jacka. Jeśli rzeczywiscie jesteś ksiedzem to ciesze sie, ze tak sie troszczysz. Nie wiem, czy miałabym sama taka odwagę odsłonić duszę przed innymi jak o.Jacek, ale praktykował to już na mszach "ostatniej szansy" i wielu za to go ceniło. Nie mógł zostawić ich bez słowa pozegnania. Moim zdaniem, dopiero wtedy by zdradził. Dziękuję też za słowa o kryzysie wiary, które tu sie pojawiły. Skad wiemy ile cierpienia jest w czekaniu w zupełnej pustce. Jak długo sami dalibyśmy radę tak czekać. Dopóki wiara jest, nie mamy pojecia, co staje się, gdy nagle jej zabraknie. Znamy przykłady wielkich swiętych, którzy doczekali i je cytujemy dla wzajemnego umocnienia. Czemu nie mamy słów umocnienia płynących z przyjecia decyzji braci, którzy cierpią i idą ku jedynemu swiatlu, w któym widzą sens. O. Anselm Grun mówi o porazce jako o nowej szansie, o otwarciu na "przegranych". Ryzykuje nawet sugestie, ze takie osoby moga stac sie darem dla wspolnot. To w tym kontekscie mowie o pieknie decyzji, o odwadze. Jeśli Bóg jest taki, jaki dal sie nam poznac, to nie zgubimy Go na zadnej z drog. Najważniejsze, że o. Jacek nadal go szuka...
T
tjx
16 stycznia 2013, 20:48
Tego najmniej chce " kusy" - ale się wścieknie! Przystępuję na okres 2 miesięcy, dalej zobaczymy...
A
Alef
16 stycznia 2013, 20:39
@kks40 Cytat z wklejki Twojej:  ..."Dla tak chętnie komentujących – zamiast pisać i spekulować módlcie się za swoich kapłanów."  Tak zapewne za mało modlitwy, to wielu czuje, ale czuje i że nie samą modlitwą człowiek żyje.., gdzie praca i działania poddane woli Boga Trójjedynego? PROPOZYCJA: Proponuję zatem zamiast trzech kropek jutro o  np. 21:00   i /lub w najbliższą niedzielę o 21:15  (o tej godzinie rzecziny byly dominikanin - dezerter odprawiał msze święte w Gdańsku) pomodlić się wspólnie  za niego i w ogole za osoby duchowne: zakonników, kapłanów. I co Państwo na to?  Ktoś się zdecyduje?
NW
nie ważne kto
16 stycznia 2013, 19:42
"Wszystko mają podstawione pod nos..." Myślę że właśnie w tym jest największe zagrożenie i pokusa, polegająca na tym, że skoro wszystko podstawione jest pod nos to do seminariów mogą iść chłopcy tylko ze względu na to - na brak problemów związanych z podstawowym utrzymaniem oraz sprzątaniem, praniem, zakupami i nawet urlopem wakacyjnym. Nie będę wymieniać wszystkiego bo Ksiądz wie lepiej bo z doświadczenia, ja z obserwacji. Być może, że niektórzy są posyłani tam też nie z własnej woli tylko rodzice tak uznali, że tam syn będzie miał najlepiej. To też jest fatalny błąd, który powinien jak najszybciej być rozpoznany, by rodzice nie unieszczęśliwiali własnego dziecka, realizacją swych wymyślonych planów. Tak więc trzeba jak najszybciej naprawić te braki formacyjne i organizacyjne.
K
ksiądz
16 stycznia 2013, 18:57
"Niby tyle lat czasu na rozpoznanie powołania. Zastanawiam się zawsze co oni przez tyle lat seminariów i studiów robili? Na pewno coś jest tu nie tak zorganizowane." Niestety, formacja seminaryjna ma poważne braki. Poza studiami z teologii (i to na bardzo różnym, często niskim, poziomie) i wyrabianiem nawyków modlitewnych (modlitwa często jest sprowadzona jedynie do pewnego zbioru praktyk zadanych na dany dzień) brakuje pogłębionej formacji ludzkiej. Młodzi księża, wychodząc z Seminarium, są oderwani od rzeczywistości, odrealnieni. Nie mają pojęcia o życiu i problemach, z jakimi zmagają się na codzień inni ludzie. Wszystko mają podstawione pod nos, nie potrafią budować relacji, innych traktują z poziomu autorytetu, na jaki sobie nie zapracowali. To duże dzieci przebrane w sutanny...
K
kamila
16 stycznia 2013, 15:31
Przeczytałam wypowiedź o. Gużyńskiego z łódzkiego klasztoru Dominikanów i jestem zniesmaczona jego postawą. W TVN wymądrzał się (przepraszam za wyrażenie, ale jak zakonnik idzie do TVNu by krytykować innego zakonnika to jak to określić), że Dominikaninowu nie wypada mówić, że odchodzi z kobietą i że zrównał miłość z pożądliwością. Brak słów. Jak tak to wygląda to się byłemu o. Krzysztofowiczowi nie dziwię.
D
dominikanka
16 stycznia 2013, 14:44
kto mało się modli traci...wiaru
NW
nie ważne kto
16 stycznia 2013, 14:12
Myślę bardzo podobnie jak Autor powyższego tekstu. Badanie motywów kandydatów to rzecz podstawowa zarówno do sakramentu kapłaństwa jak i małżeństwa. Zauważmy ile trwa tzw. zorganizowane przygotowanie do tych sakramentów: - do małżeństwa - kilka miesięcy - do kapłaństwa - kilka lat od 5 do 11 mniej więcej Popatrzmy na te proporcje. Dlatego też człowieka szokują i mnie osobiście też o wiele bardziej wystąpienia kapłanów niż rozwody. Niby tyle lat czasu na rozpoznanie powołania. Zastanawiam się zawsze co oni przez tyle lat seminariów i studiów robili? Na pewno coś jest tu nie tak zorganizowane. Uważam tak jak Autor, że to bardzo smutne zdarzenie powinno dać wiele do myślenia tym, którzy są odpowiedzialni za przyjęcia do seminariów by pomóc im jak najlepiej w rozeznaniu czy to jest ich droga rzeczywiście - by decyzja była wolna i świadoma bez okłamywania się i presji otoczenia. SWII podkreśla, że każda droga życia może prowadzić do świętości, że ani kapłaństwo ani małżeństwo nie jest lepsze jedno od drugiego i tu tu można dojść do świętości. Decyzje (motywy) do przyjęcia obydwu sakramentów muszą być wolne świadome. Jeśli tego nie ma sakrament jest nieważnie udzielony.
A
agape30
16 stycznia 2013, 12:54
Współczuję temu zakonnikowi. Jeżeli faktycznie przez 25 lat żył w zakonie bo bał się żyć jako świecki to moje pytanie jest takie dlaczego nikt tego nie zauważył wcześniej. Czy przez te lata jego współtowarzysze, przyjaciele, rodzina nie zauważyła że on do końca nie jest szczęśliwy? Czy aż tak udawał? Czy może był szczęśliwy i przez te lata wypełniał swoje powołanie ale nagle poznał kobietę, która zawróciła mu w głowie?
16 stycznia 2013, 12:29
"kryzys wieku średniego", "wypalenie" etc to tylko czcza gadanina. Doskonale usprawiedliwiajaca. Kryzysy i upadki są konieczne. T yle że ich usprawiedliwainie na pozimie jaki zaprezentował O. Jacek niepotrzebne.
16 stycznia 2013, 12:23
@Ufajcie... Tak, modlitwa, ale nie za zakoniika, ale za człowieka. Dokładnie taka sama, jak za każdego upadajacego czlowieka.
UB
Ufająca Bogu
16 stycznia 2013, 12:12
A może zamiast dyskusji podjąć modlitwę za Jacka Krzysztofowicza. Posłuchałam jego  <a href="http://www.trojmiasto.pl/wiadomosci/Ojciec-Jacek-Krzysztofowicz-odchodzi-od-Dominikanow-i-zostawia-kaplanstwo-n65473.html">"słowa pożagnalnego"</a> ; smutek w głosie tego człowieka jest wielkim wołaniem o pomoc.  W Niedzielę Chrztu Pańskiego w każdej ochrzczonej duszy ponownie zabrzmiały słowa: Tyś jest mój syn umiłowany! Tyś jest moja córka umiłowana! W Tobie mam upodobanie! Jako wspólnota Kościoła powierzajmy go Panu Bogu.
jazmig jazmig
16 stycznia 2013, 10:52
"Poraża mnie deklaracja mówiąca o Bogu, jako pustce." Poraża mnie, że księdza aż tyle poraża. Porażać może pedofilia, mogą romanse, mogą kradzieże, mogą debilne listy biskupów o tym, że ludzie spędzający mszę przed budynkiem kościoła są "stróżami parkingowymi". A nie tak staranna i przemyśliwana prawdopodobnie przez długie lata wypowiedź, z którą nawet nie bardzo można się nie zgadzać, bo opowiada o czyichś wewnętrznych doświadczeniach - chyba że mamy ochotę te doświadczenia potępiać... ... Jeżeli ktoś przez lata był katolickim kapłanem i zakonnikiem, potem rzuca wszystko, łamie śluby i ogłasza, że dla niego Bóg jest pustką, to takie coś jest porażające również dla mnie, a nie tylko ks. Artura. Skoro coś takiego nie poraża ks. Malejko, to jest on na prostej drodze do naśladowania eks zakonnnika łamiącego śluby. Sugerowałbym ks. Malejko więcej skromności i mniej pychy, wydłubanie ze swojego oka belki, nim zacznie wypatrywać źdbła w oczach innych ludzi i oszczędniej wymachiwać maczugą faryzejskości.
A
ancysko
16 stycznia 2013, 10:06
Zdecydowanie zgadzam się ze stwierdzeniem, że wybór życia zakonnego to ucieczka od życia. Wiem to z autopsji. Zycie w klasztorze, to wygoda: wszystko podane, wiesz co masz zrobić, co zjeść etc. Tu "w świecie", jeśli sobie nie zrobisz jedzenia - to nie zjesz, w klasztorze jeść trzeba. Znam wiele młodych kobiet, które są nieporadne życiowo i dobrze im w klasztorze...
K
katolik
16 stycznia 2013, 09:48
W posoborowym Kościele nic ludzi nie trzyma, bo to świecka organizacja.
NZ
Nie zginie.
16 stycznia 2013, 09:03
Ja nikogo nie potępiam a na "Was" nie mam wpływu. Dawni Ojcowie, Bartoś i Obirek zostali całkowicie zawłaszczeni przez Agorę.
D&
Do "Nie zginie"
16 stycznia 2013, 08:50
Jeżeli my go nie odżucimy, to ateiści nie będą musieli go przygarniać. 
C
Czytelnik
16 stycznia 2013, 07:13
Drogi Księże, pisze ksiądz o o. Jacku jak o dezerterze. Można i tak, ale zdradza to brak jakiegokolwiek zrozumienia (jedna perspektywa postrzegania prolemu jest, bo musi być, zawsze słuszna). Tenże zakonnik musiał się jakos pożegnać - lepsze to od zniknięcia. Zrobił to szczerze, choć, jak to na jeszcze dominikanina przystało, teatralnie. Po drugie, co by nie powedzieć, jego relacja z Bogiem jakoś się rozwijała - a tego procesualnego charakteru wiary ksiądz w swoim wpisie ni jak nie uwzglednia. Znakiem tego jest ksędza troska o... osoby myślące o kapłaństwie. Co z księżmi? Czy wierność za cenę egotyzmu, podwójnego życia, okłamywania się ma sens... gdy jego treścią winno być prowadzenie innych do Boga - źródła Prawdy? I na koniec: niech każdy taki, z pesnością bolesny, przpadek będzie okazją do osobistego nawrócenia każdego z nas. Wtedy mniej będzie oburzenia, porażenia i resentymentu podszytego zazdrością.
JT
jakaś tam
16 stycznia 2013, 07:12
Tego człowieka dopadł kapłański kryzys wieku średniego. "Cywilnych" też dopada, i albo go przezwyciężą i nie robią bałaganu w swym zyciu, albo siłą huraganu  - rozwalają je (rozwód, związanie się z innymi partnerami, romanse itp.). W tym wszystkich gdzieś gubi się dobro drugiego człowieka, bo autor owego bałaganu stawia sobie za cel hedonizm (mi się też od zycia należy) lub jak orzekł bohater artykułu - (przezwyciężenie strachu przed miłością). Miłością do kogo? No własnie, kto może być ważniejszy niz Jezus Chrystus. "Nie ten kto mi mówi Panie Panie", ale "kto wypełnia wolę Ojca mojego, który jest w niebie". Jeżeli więc człowiek pozostaje kapłanem przez 25 lat, to nie wydaje mi się, aby owe 25 lat było wber woli Ojca w niebie. Dlatego zadałabym naszemu bohaterowi pytanie: czyją wolę chcesz człowieku pełnić, jedynie swoją czy też Boga?
NZ
Nie zginie.
16 stycznia 2013, 05:10
Ateiści go przygarną, tak jak Bartosia :/
P
Pytający
16 stycznia 2013, 01:51
znamy ks. Mariusza o nazwisku Malejko. Jest jakiś inny ks. Malejko?
KA
ks. A. Malejko
16 stycznia 2013, 01:19
"Poraża mnie deklaracja mówiąca o Bogu, jako pustce." Poraża mnie, że księdza aż tyle poraża. Porażać może pedofilia, mogą romanse, mogą kradzieże, mogą debilne listy biskupów o tym, że ludzie spędzający mszę przed budynkiem kościoła są "stróżami parkingowymi". A nie tak staranna i przemyśliwana prawdopodobnie przez długie lata wypowiedź, z którą nawet nie bardzo można się nie zgadzać, bo opowiada o czyichś wewnętrznych doświadczeniach - chyba że mamy ochotę te doświadczenia potępiać. Im większa na to (faryzejska?) ochota, tym większe prawdopodobieństwo, że ten, który zdaniem wielu dzisiaj zdradził, akurat dziś będzie gościł w domu niezwykłego Gościa. Bo jest po stronie przegranych.
S
szkoda
16 stycznia 2013, 00:07
zakonnika
DZ
Dominikanie zawsze
16 stycznia 2013, 00:06
kładli silny nacisk na powołanie duchowne, przedstawiali je jako przymus który spada na człowieka wbrew jego naturze i woli, więc mógł ktoś żyć w tym przeświadczeniu, mając w rzeczywistości zupełnie inne powołanie i predyspozycje, aż coś w nim pękło.
AO
AMOK; OPĘTANIE; SŁABOŚĆ
15 stycznia 2013, 23:56
Miłość do kobiety to nie jest przymus. To opcja, wybór. Wybór, który można podjąć przed wyborem drogi kapłaństwa. Którego nie można podjąć po wyborze drogi kapłaństwa. Jeśli ktoś "musi", to trzeba się zastanowić, ile w tym jest pożądania, którego przecież i świeckim się odmawia. Pożądanie powinno być przez nas kontrolowane, po to mamy rozum dany od Boga. Nie jesteśmy zwierzętami, którymi rządzi instynkt. Trzeba zacisnąć zęby i wybrać miłość, do ludzi, a nie pożądanie, które jest de facto egoizmem. ...
K
Katarzyna
15 stycznia 2013, 23:46
 Niestety  ostatnie lata pokazały, że  dla wielu ludzi ucieczka w  religię  jest ucieczką przed żyiem z lęku . Bóg jest magiem  , który wszystko może ,ale nie zawsze chce tego co my chcemy.Z przerażeniem patrrzę  jak  wielka jest przepaść między miłością Boga i człowieka,a religijnością....marsze, okrzyki ,peleryny czerwone z wizurenkiem hrystusa Króla  ,  ceremonie,plastikowe kwiaty ... A z drugiej strony nienawiść,obrzucanie błotem tych co  nie myślą tak samo..
Joanna Maria Górska-Radomska
15 stycznia 2013, 23:42
Smutne, warto pamiętać, że szatan kręci się wokół każdego i nikt nie wie, z jaką myślą obudzi się jutro rano. Jak i o tym,że Wiara jest łaską ... 
S
salezjanin
15 stycznia 2013, 23:40
Bracia Dominikanie! Co się z Wami stało, że słucham Was z wielką rezerwą i rzadko tylko znajduję jednego, którego mogę posłuchać bez obawy i bez zastrzeżeń? Bądźcie wierni swojemu Założycielowi, a nie pchajcie się na szkło!
M
mendoza2
15 stycznia 2013, 23:29
modlitwa by eks o. nie odwrócił się w opluwacza tego co święte jak wielu mu podobnych szkoda że 1,5 mln nazwał ...prawdziwą miłością  EX KLERYK a dziś służący Bogu i ludziom organista
&
<jerzy>
15 stycznia 2013, 23:08
Jedno jest pewne - nie można/nie da się uciec przed samym sobą.
T
Tomek
15 stycznia 2013, 23:03
Przeczytałem artykuł i wszystkie komentarze pod nim. Zdaje się że autor artykułu jak i większość komentujących nie rozumie co jest powodem takiej decyzji, (takich decyzji). A mówi o tym o. Krzysztofowicz w tym tzw "ostatnim kazaniu", odsłania poniekąd tę część swej duszy. Powód całkowicie podstawowy to utrata wiary, przyjęcie sobie tylko wiadomego obrazu Boga, a wszystko inne to pochodne czynniki z tego wynikające. Nie zapobiegnie temu ani najbardziej wzmożone prześwietlanie w seminariach ani inne środki, kontroli, filtrowania, porządkowania życia kapłańskiego, zakonnego. Potrzeba, naprawde potrzeba, dobrych, świętych, ojców duchownych, spowiedników kapłańskich, którzy mogliby swoją posługą, modlitwą i świadectwem życia pomóc tym, którzy sobie nie radzą i błądzą. Nie ma innej drogi, jak osobista świętość i modlitwa za kogoś kto sobie nie radzi. Więc zamiast kombinować, wchodzić w najróżniejsze schematy i sojusze, swoim malutkim rozumkiem ustawiać sobie życie, oddaj je Bogu, zawierz wszystko i bydź wytrwały w czekaniu.
WO
współbrata opinia
15 stycznia 2013, 23:01
[url]http://www.tvn24.pl/dominikaninowi-nie-wypada-powiedziec-odszedlem-z-zakonu-z-kobieta,300202,s.html#autoplay[/url] < Dominikaninowi nie wypada powiedzieć: odszedłem z zakonu z kobietą. - To jest klasyczna przegrana zakonnika z własną pożądliwością. Idzie za miłością ludzką, a nie miłością Pana Boga - mówi o wystąpieniu z zakonu Jacka Krzysztofowicza inny dominikanin o. Paweł Gużyński. Według niego, pożegnanie byłego przeora gdańskiego klasztoru to „psychoanalityczna bajeczka”..... itd. pod linkiem.
B
Bartosz
15 stycznia 2013, 22:51
I owszem, nawet wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa, Pana mojego. Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa 9 i znalazł się w Nim - nie mając mojej sprawiedliwości, pochodzącej z Prawa, lecz Bożą sprawiedliwość, otrzymaną przez wiarę w Chrystusa, sprawiedliwość pochodzącą od Boga, opartą na wierze Flp 3, 8-9 bóg o którym mówi pan Jacek, to chyba ten sam bóg/wąż który zwiódł Adama i Ewę w Raju
A
Aga
15 stycznia 2013, 22:46
Nie pozostaje nic innego jak ...pomodlić się... :)
C
celnik
15 stycznia 2013, 22:41
Miłość do kobiety to nie jest przymus. To opcja, wybór. Wybór, który można podjąć przed wyborem drogi kapłaństwa. Którego nie można podjąć po wyborze drogi kapłaństwa. Jeśli ktoś "musi", to trzeba się zastanowić, ile w tym jest pożądania, którego przecież i świeckim się odmawia. Pożądanie powinno być przez nas kontrolowane, po to mamy rozum dany od Boga. Nie jesteśmy zwierzętami, którymi rządzi instynkt. Trzeba zacisnąć zęby i wybrać miłość, do ludzi, a nie pożądanie, które jest de facto egoizmem.
B
bumba
15 stycznia 2013, 22:38
NIe żryjmy się, tylko pomódlmy za o. Jacka i siebie samych. Idzcie na tefałen-twenty-four, poczytajcie komentarze co tam sie dzieje. Już "diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć", idzcie poczytać, płakać się chce, rece opadają, skąd sie bierze tyle nienawisci, niezrozumienia, niechęci? P.S. Mnie poraziła wypowiedz o patrzeniu na Boga, jak na pustkę, w pustkę. Straszne, bardzo smutne, przygnebiające, ale nie poddawajmy się!
G
glonojad
15 stycznia 2013, 22:20
ze śląska nie jestem, jazmin można tak, domyślam się, że to słowo na c... jest więc wulgarne, ale usuwanie postu jakby nie istniał bez śladu? To mozna slowa usunąć ale tekst? 
DC
DO COGITA
15 stycznia 2013, 21:44
COGITO, TY SOBIE KPIJ. POKRĘCILO CIĘ ?......... ŁO MATUSKU NIE MUSISZ SPRAWDZAĆ. U NAS SPRAWDZONE I DZIAŁA..
15 stycznia 2013, 21:16
Nie pierwsze i nie ostatnie odejście z zakonu. Nie pierwsze i nie ostatnie porzucenie kapłaństwa. Tylko po co ten medialny komentarz na koniec? O. Jacku - odchodzisz, zrób to jak dojrzały dorosły mężczyzna. Nie szukaj taniego psychologiczno-magicznego usprawiedliwiania. Szczególnie, ze ta wypowiedź stała się pożywką dla wszelkie maści bezsensownych spekulacji. Przypadek , czy tez celowe zakończenie – to pytanie pozostanie na zawsze związane z posługą O. Jacka. Dla tak chętnie komentujących – zamiast pisać i spekulować módlcie się za swoich kapłanów. To jest obowiązek każdego „cywilnego” katolika. To tak medialne odejście pokazuje też, ze zakonnicy powinni bardziej skupić się na życiu zakonnym, a mniej na szukaniu poklasku u ludzi. Bycie gwiazdą wśród ludzi nie da się pogodzić ze skromnością zakonnika. I często zakonnicy w ten sposób „przegrywają” swoje powołanie.
I
internauta
15 stycznia 2013, 20:51
@~abi Trochę przesadzasz z tym pięknym..  krokiem  byłego ojca Jacka  i  w superlatywach ocenią nagraną jego mową pożegnalną...  No, ale skoro, go znasz osobiście ( doń per "Jacku")  to trudmo o obiektywne spojrzenie/ z zewnatrz. A może bardziej chodzi by dododać mu odwagi...  Nie osądzam go, ale bohaterem / odważnym człowiekiem to on dla mnie jest  -  kimś kto się wypalił, desperatą bardziej. Wzbudza współczucie... Cóż, nie można od zakonników tylko wymagać, nie wspierając ich modlitwą, bo jak widać dobija do ściany...     Bo słuchając nagrania drugi raz i wówczas zwracając uwagę na jego głos zamrygały mi przed  oczami czerwone światła..  Nawet jeśli ktoś  jest przy okazji psychologiem, to nie ustawi wszystkiego tak, by wyszło jak chciałby, w tym, też w tej mowie  pożegnanie...
C
cm
15 stycznia 2013, 20:45
Czas skończyć z radiomaryjną propagandą, że... ... Już wolę jak się komuś wszystko z seksem kojarzy. ... Ja też wolę od tego jak komuś się wydaje, że wszędzie wokoło są wrogowie i że cały czas jest atakowany. 
C
cogito
15 stycznia 2013, 20:22
"kto mało się modli traci powołanie" "Kto kocha Jezusa jest Mu wierny do końca!" "Cóż ci Jezu damy...", "Ja wiem komu ja wierzę...",  "Serce moje weź...", "Idzie idzie Bóg prawdziwy..." Czyli przegląd "Pieśni przygodnych" w śpiewniku Siedleckiego.
A
AP
15 stycznia 2013, 20:08
Czas skończyć z radiomaryjną propagandą, że... ... Już wolę jak się komuś wszystko z seksem kojarzy.
A
Anna
15 stycznia 2013, 20:00
Do "cm' Pierwszy "cm" zaczął tu ten "wrzask" a przypisuje innym. I warto podac dokładne źródło lub dokładny cytat a nie swoje interpretacje. Wtedy każdy posłucha lub przeczyta i zobaczy czy Radio Maryja i o. Rydzyk są za nauką papieży czy nie ? No bo inaczej to kolejne pomówienia. A Radio Watykańskie polskie podobnie jak KAI podają nie tylko wiadomości z Watykanu i Kościoła też czasami wybierane fragmenty wg. tego co lepiej pasuje redaktorom ale i inne informacje całkowicie dowolnie dobrane, często, szczegolnie KAI, poprawne politycznie A może to jednak postmodernizm albo progresizm tego księdza przez całe lata (dojrzewania do tej decyzji jak sam o tym mówi) a na dodatek ten Amber Gold a nie miłość spowodowały zdradę stanu zakonnego.
A
abi
15 stycznia 2013, 19:59
do~glonojada: Dziękuję, że tak odważnie piszesz o tym, że taka droga (przez zakon do małzeństwa) nie jest czymś, co należy napietnować i ośmieszyć. do Autora: Nie wierzę w skuteczny przesiew tych uciekajacych. Człowiek dojrzewa całe zycie i znajdowania prawdziwych odpowiedzi na 2 postawione pytania szuka długo. Czasem 25 lat. Ojciec Jacek napisał szczerze, że w odwróceniu się od ludzi nie widzi Boga, a jak ma iść za pustką? Takie odpowiedzi nie powinny porażać duchownego, ale zastanawiać, jak i co odpowiedzieć komuś, kto nie potrafi tak żyć - żyć nieuczciwie wobec siebie samego. Najważniejsze, że w tym wszystkim ufa Bogu i z tymi słowami żegna się z wiernymi.Gdyby Kosciół patrzył inaczej, taki ktoś nie musiałby uciekać z Gdańska, ale byłby skarbem, bo uciekł wreszcie od leku, który paralizował go w relacji z Bogiem. Czy to dobry motyw do pozostania w zakonie? Przecież ludzi nieświadomie podejmujacych zobowiazania małzeńskie nawet sie z nich uwalnia. Piekny i odważny krok, Jacku ze szczerym i przemyślanym pożegnaniem zamiast tchórzliwej ucieczki.
C
cm
15 stycznia 2013, 19:34
Najwyższy czas aby o problemach w Kościele mówić otwarcie. Kapłani to też ludzie. Czas skończyć z radiomaryjną propagandą, że jak ktoś zacznie mówić o problemie, to zaraz podnosi się wrzask o wielkim ataku na Kościół, o nadciągających tabunach wrogów, itd. Tam wszystko jest wrzucane do jednego worka. Wg nich ludzie Kościoła to bezgrzeszni aniołowie. Jak dalej będzie propagowany radiomaryjny obraz świata i Kościoła, to skończy się to źle. Najwyższy czas aby ludzie przejrzeli na oczy. Jan Paweł II i Benedykt XVI wyraźnie wskazali drogę: nie ma lęku przed trudnymi problemami Kościoła. A dla o. Rydzyka mówienie w Radiu Watykańskim o trudnych sprawach Kościoła (np. pedofilii), to niszczenie Kościoła.
G
glonojad
15 stycznia 2013, 19:33
Czy wiedząc to wszystko co powiedział umiałbym powiedzieć chwała Bogu gdyby w zakonie został? Teraz też nie umiem to powiedzieć gdy odszedł do życia małżeńskiego. Dlaczego? Ponieważ obydwie drogi są słuszne i niełatwe, małżeństwo to nie seks jak się komuś w celibacieżyjącemu może wydawać ale też trudy i wymagania. Tak jak życie w samotności nie jest łatwe tak samo dwóch ludzi na całe życie, są z sobą cały czas. Nie znaczy to, że co mówił wcześniej było nieprawdziwe lub nie wypływalo z serca. Była to jego droga, niewykluczone że i przez święcenia i zakon do małżeństwa, i to jest możliwe i złem, podwójnym życiem, nieuczciwością pachnąć nie musi. Przecież łatwego życia teraz nie wybiera, ryzykuje wszystko, dobre imię, bycie potępionym, oceny innych, swoje zasługi, nawyki, zabezpieczenia, swoje wykształcenie. Byl to zawsze w Kościele, od samych początków. Człowiek lubi porządek i nie lubi jak się mu schematy burzą o Bogu, powołaniu, życiu i co i jak ma być, co jest dobre a co nie. Przyjmuję to do wiadomości i dalej idziemy razem.
KM
kto mało się modli traci...
15 stycznia 2013, 19:21
...powołanie
OT
oto tajemnica każdego powołani
15 stycznia 2013, 19:20
Kto kocha Jezusa jest Mu wierny do końca!
J
Jagoda
15 stycznia 2013, 19:04
Zagubiony ,biedny człowiek .Tak jak śpiewa ks. Ceberek    nawet prorok i kapłan dziś zagubieni i swoich dróg nie znają.
K
Konrad
15 stycznia 2013, 18:47
Zapewne jest to porażające dla ksiedza, zakonnika, czy zakonnicy. Bo stawia ostro - po raz kolejny - pytanie: czym jest Bóg, skoro sluzenie mu polega na ucieczce od siebie, od  bliskosci z ludzimi, od poczucia autentycznej milosci? o. Krzysztofowicz nie należy do ksieży, ktorych mozna w takiej styuacji zlekcewazyc - "przewrocilo mu się w glowie"', czy "kobieta go skusiła". Jego zasługi oraz jego kwalifikacje osobowe są na to zbyt poważne. Należy się więc ze strony Kościoła poważna, uczciwa opowiedź, poważne, głębokie opinie i komentarze, jak choćby tu. Każde milczenie, każde pomniejszanie wagi problemu, każde wycieczki ad personam będą dowodem slabości argomentów Kościola i mocy argumentów o. Krzysztofowicza. Jeśli on oczuł pustkę tak gdzie spodziewał się Boga, i znalazł miłość wsród ludzi - to jest naprawdę poważna sytuacja.
T
tjx
15 stycznia 2013, 18:40
"Poraża mnie deklaracja mówiąca o Bogu, jako pustce. Taka deklaracja, w ustach kogoś, kto jeszcze tydzień wcześniej prowadził ludzi (miał prowadzić?) do Boga. Stwierdzenie, że patrzenie w stronę Boga oznacza konieczność odwrócenia się od ludzi, od życia, od miłości..." To i mnie poruszyło. Tym bardziej, że słuchałem kiedys Jacka Krzysztofowicza świadomie  i klarownie mówiacego o niebezpiecznych " wyobrażeniach" Boga. === Mam wrazenie, że faktycznie zabrakło reakcji wspólnoty. Motyw? - może korzysci płynące z posiadania takiiego współbrata? Może nimb "wyjątkowości?" Może osobiste   ograniczenia, które mógł odsłaniać u innych mając aparat psychologa? Może bezradność wynikajaca z izolacji o.Jacka od otoczenia? Może zgoda na prowadzenie przez niego życia "równoległego" wobec życia wspólnoty, nie poddawanego korektom? Sami mnisi znaja prawdę a nam nie jest ona potrzebna. Mają dziś  do myślenia...
A
aoda
15 stycznia 2013, 18:32
Bardzo dziękuję księdzu za te słowa. Mi przypomniały się w kontekście tej historii słowa prawosławnych ojców o zakonnikach końca czasów.
P
poldek
15 stycznia 2013, 18:05
Chrześcijaństwo nie jest celem ale narzędziem. Myślę, że często Katolicy, traktują swoją przynależsność do Kościoła jako cel a nie jako narzędzie.. do głębszego zjednoczenia z Bogiem. Sądzę, że w każdej formie życia zakrada się od czasu do czasu, tzw. "syndrom wypalenia", od czego nie jest wolny także kapłan, zakonnik.. . Najgorsza jest w tym samotność, gdy człowiek będący na świeczniku "musi niejako" być zawsze w formie, zawsze mocny i pewny.. . A jeszcze gorsza jest osobista samotność w tym wszystkim - gdy "musi się" być wzorcem dla innych a wewnętrznie często czuje się pustkę/rutynę/brak świeżości. Lekiem na to wszystko są przyjaciele, koledzy, bracia, którzy wysłuchają, pocieszą, poklepią po "plecach", podzielą się swoimi trudnościami. Tragedia zdaża się wtedy, gdy przyjaciół się nie ma i próbuje się "znosić życie" w pojedynkę. Nawet księga rodzaju mówi: "Nie dobrze jest gdy mężczyzna jest sam..". A więc człowiek jest z natury wspólnotowy.. - jeśli nie odnajdzie się wspólnoty w zakonnie, odnajdzie się nią poza nim. Zdaje się, że o.Krzysztof odnalazł wspólnotę poza zakonem. Mam wrażenie, że to efekt kryzysu niż skutek 25 lat życia "wbrew sobie".. . Ale trzeba to jakoś oficjalnie zaracjonalizować. Z kolei kapłani często podejmują ostateczne - tego typu decyzje - w przypadku gdy już dalej nie da się prowadzić podwójnego zycia. Np. gdy urodzi się dziecko i trzeba podjąć odpowiedzialność za nie. Szkoda, że współbracia w porę nie upomną, nie zwrócą uwagi ale biernie przyglądają się z boku i czekają aż ich brat kompletnie się zagubi.. . Sądzę, że wiele tego rodzaju tragedii można byloby uniknąć. Pozdrawiam.