W Kościele katolickim cierpimy na chorobę dwubiegunową

(fot. unsplash.com)

Takie podejście sprawia, że wiele osób zostaje wykluczonych lub czuje się wykluczonymi z Kościoła. Takie podejście sprawia też, że jest w Kościele grupa osób, które czują się mistrzami katolickości. I ani jeden, ani drugi stan nie jest dobry.

Od małego słyszałem w kościele o moralności. O tym, co jest dobre, a co złe. Kto postępuje dobrze, a kto żyje w grzechu. Od małego słyszałem też, co mam robić. Co to znaczy dobrze żyć.

I tak, ważne było chodzenie na mszę, spowiedź, przyjmowanie komunii, bycie grzecznym, czystym, cichym. Wydawało się, że my, chodzący do kościoła i biorący czynny udział w działalności parafii, jesteśmy tymi lepszymi, tymi, którzy w wyścigu o Niebo są kilka kilometrów do przodu, bo tamci, gorsi, żyją w grzechu i są źli. Takie pojmowanie rzeczywistości powoduje co najmniej dwa problemy.

DEON.PL POLECA

Czysty albo brudny

Mam wrażenie, że w Kościele Katolickim cierpimy na coś w stylu choroby dwubiegunowej. Ludzie albo postępują dobrze i są już prawie święci, albo są grzesznikami z biletem do najgorętszego piekielnego kotła. Albo będzie zakaz aborcji i nikt nie będzie mordował dzieci, albo aborcja będzie dopuszczona i pozabijane dzieci będą masowo rozrzucone na ulicach. Albo kobieta jest czystą szklanką, albo brudną. Przykładów pewnie można by jeszcze mnożyć.

Takie podejście sprawia, że wiele osób zostaje wykluczonych lub czuje się wykluczonymi z Kościoła. Takie podejście sprawia też, że jest w Kościele grupa osób, które czują się mistrzami katolickości. I ani jeden, ani drugi stan nie jest dobry.

Do religijnych przywódców, którzy już osądzili kobietę cudzołożną, Jezus mówi: Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień (J 8, 7). Kto z nas jest bez grzechu by kogokolwiek oceniać? Kto z nas ma w ogóle prawo by kogokolwiek klasyfikować na grupę czystych i brudnych? Kto z nas ma prawo w imieniu Boga kogokolwiek osądzić, odrzucić czy wykluczyć? W ten sposób można kontrolować (strachem) ludzi i ich zachowania, a nie kształtować serca. Poza tym, mój grzech nie definiuje tego jaki jestem. Grzech jest zły, ale nie można sądzić, że popełniający go człowiek też jest zły.

Być może chcielibyśmy, żeby tak było, ale ten świat nie jest czarno-biały. Każdy z nas ma w sobie trochę bieli, trochę czerni, a nawet trochę różnych szarości. Ten świat, ci ludzie, my nie postępujemy tylko dobrze, albo tylko źle.

Czas więc zmienić ten sposób nauczania w Kościele, który prowadzi do tak jednoznacznych, osądzających i wykluczających postaw wobec innych osób.

Wyglądanie ważniejsze niż duchowość

Ten sposób pojmowania rzeczywistości sprawia też, że bardziej opłacalne dla nas, członków Kościoła, jest pobożnie wyglądać niż żyć prawdziwie w relacji z Bogiem.

Naturalne jest to, że chcemy być przyjęci, zaakceptowani i dobrze widziani w grupie, w której żyjemy. Jeśli ta grupa (wspólnota) ocenia nas poprzez naszą religijną aktywność, będziemy się głównie na tym skupiać. I tak, premiowane będzie chodzenie na nabożeństwa, pielgrzymki, przyjmowanie Komunii Świętej, chodzenie do spowiedzi czy mówienie wierszyków biskupowi. Możemy to robić w nieskończoność, czując się częścią tej lepszej części peletonu, ale na końcu może się okazać, że było to zgubne, bo co prawda dobrze i katolicko wyglądaliśmy, świetnie prezentowaliśmy się jako członkowie Kościoła Katolickiego, ale nie poznaliśmy Boga.

Wiele osób zostaje wykluczonych lub czuje się wykluczonymi z Kościoła.

Z drugiej strony, relacja z Bogiem rządzi się podobnymi prawami jak ta z każdą inną osobą. Nie zawsze jest cudownie, nie zawsze chcemy wyrażać swoją bliskość w dany (premiowany) sposób. Czasem ktoś w tej relacji wychodzi poza ramy dobrze ocenianych postaw katolickich i w ten sposób może już nie być tak dobrze widziany w swojej wspólnocie mimo tego, że jego relacja z Bogiem jest prawdziwa i głęboka. Widziałem już dużo osób będących blisko Boga, a równocześnie drastycznie naruszających nasze katolickie wyznaczniki dobrego wizerunku.

Praktyki religijne powinny być wynikiem relacji z Bogiem, a nie jej wyznacznikiem. Niestety stało się inaczej. Patrzymy na praktyki, by określić wiarę danej osoby, a to nie zawsze idzie ze sobą w parze. W ten sposób duchowni patrzą na statystyki uczestnictwa w Mszach, tłumy udające się na pielgrzymki czy liczbę rodzin przyjmujących księdza po kolędzie. Przyjmują to jako miarę swojego sukcesu duszpasterskiego i w ten sposób naciskają lub promują ten sposób zaangażowania czy taki sposób wyglądania na katolika. Mało kto za to pyta o osobistą relację z Bogiem. Wydaje się też, że mało komu zależy na prowadzeniu ludzi w tej relacji. Mało kto promuje zaangażowanie w głęboką pracę duchową, osobiste doświadczenie czy spotkanie Boga.

Może przyszedł czas, aby przewartościować nasze standardy?

Zawodowo zajmuje się programowaniem, a hobbistycznie sportem. Prowadzi bloga drozdzowy.blog.deon.pl.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

W Kościele katolickim cierpimy na chorobę dwubiegunową
Komentarze (22)
MM
~Maciej Mojsak
4 stycznia 2021, 23:31
No na szczęście KK ma autora, jasną gwiazdę w beskresnej czerni kościółkowego nieba. Pełnego faryzejskich katoli, którzy się spowiadaja i mają czelnosc stwierdzić że ktoś się zachowuje poniżej standardów. Bijąc się fałszywie w pierś i wypuszczając do środka każdego nie dojdzie myśli chyba nigdzie o oświecony. Wiesz Autorze, mylisz potępienie ludzi z ich zachowaniem. To Ty masz problem, choć jesteś świecie przekonany o swojej racji. Pozdro
AC
~Anna Ciurka
4 stycznia 2021, 18:42
Skasować tekst albo go zmienić, to, że w KK sa różne środowiska nie ma nic wspólnego z powazną chorobą psychiczną jaka jest CHAD
AK
~Aga Kra
5 stycznia 2021, 18:39
Zgadza się. CHaD to poważne zmiany w mózgu i znacznie upośledzone życie. Dlaczego autor nie napisał, że w Kościele cierpimy na cukrzycę albo na alergię? Byłoby to równie adekwatne.
MW
~Maciej Wolny
4 stycznia 2021, 01:16
Dziś wielu powołuje się na swoją, czasem dość abstrakcyjnie pojmowana "relację z Bogiem" ale równocześnie wykluczając "relację z Kościołem". A jak sprawdzić prawdziwość wiary? Kto nie kocha bliźniego, ten nie kocha Boga (1 List św. Jana). Znam wielu co nie akceptują Kościoła ze względu na grzech w nim. Ale oni nie mieli szans doświadczyć Kościoła "świętego". Kochają bliźnich i poświęcają się dla nich, czasem nawet nie wierzą w Boga. Ale mają w sercu miłość, kulawą nieco ale prawdziwą. Ale znam też takich co są w Kościele tylko zewnętrzne a ludzi nie szanują, kochają tylko siebie. Wykonują akty pobozności, ale wewnętrznie są zbuntowani i nie chcą zmian w Kościele. Dlaczego? Bo nie chcą nic zmieniać w sobie. Bóg widzi serce i sam każdemu da to na co zasłużył. Dlatego mam komfort nie martwienia się o sprawiedliwość dla obłudników i hipokrytów oraz o nagrodę dla "sprawiedliwych". To załatwi Pan.
MB
~Marcin Baran
4 stycznia 2021, 08:53
Wielu ludzi uważa dziś że mogą się zbawić bez żadnej łaski. Wystarczy że będą dobrzy, uczciwi, humanitarni wobec innych, czuli wobec zwierząt - "I nie ma innego wyjścia, i tak się dostanę do nieba. Pan Bóg mnie musi przyjąć, czy tego chce czy nie." W ludziach XXI wieku rośnie poczucie samowystarczalności i przekonanie że sam się mogę zbawić. Pelagiusz pewnie śmieje się do łez, widząc jak po 1500 latach jego teorie padają na podatny grunt. Osobiście jestem przekonany - ale to już moja prywatna opinia - że Pan Bóg woli tych którzy są gorsi, nie pomagają innym, są zawistni i małostkowi, ale mają w sobie dość pokory żeby nadal być w Kościele, czerpać łaskę z sakramentów, grzeszyć, spowiadać się i znów grzeszyć i znów się nawracać - niż tych "doskonałych" pyszałków, przekonanych o własnej świetności i nie uznających potrzeby nawrócenia
MB
~Marcin Baran
4 stycznia 2021, 19:33
Oczywiście, Pan Bóg nie ogranicza udzielania swej łaski tylko do dróg tradycyjnie wskazywanych przez Kościół: Msza, sakramenty, lektura Słowa Bożego. Ale właśnie przez te tradycyjne drogi udziela jej w sposób pewny, gwarantowany, potwierdzony autorytetem Kościoła. Na innych drogach można mieć tylko nadzieję, ale nie ma się pewności. Natomiast podtrzymuję moje twierdzenie, że znacznie pewniejszą drogą zbawienia jest trwanie w Kościele, prowadzenie życie nawet złego i grzesznego ale połączonego z poczuciem własnej słabości i pokory, nawracanie się i upadanie - niż pyszałkowate przekonanie o własnej doskonałości i samowystarczalności połączone z myśleniem, że za to że jestem dobrym człowiekiem zbawienie mi się po prostu należy. Pokora, schylenie głowy, nawrócenie, trwanie w Kościele mimo jego problemów, to jest ta współczesna ciasna brama, przez którą się wchodzi do nieba.
MB
~Marcin Baran
4 stycznia 2021, 21:42
"Bóg pysznym się sprzeciwia, a pokornym łaskę daje" - napisał kiedyś św. Piotr, który jak sądzę, znał się na obu tych postawach. Panie Jerzy, chyba niesłusznie wyciąga Pan daleko idące wnioski z mojej wypowiedzi. Moje osobiste poglądy wyraziłem jasno i klarownie, zaznaczając że są to moje prywatne opinie i intuicje. Wiem że mogą one drażnić ludzi, którzy wybierają drogę odrzucenia Kościoła i którzy mocno ufają we własną sprawiedliwość - ale cóż na to pocznę.
MB
~Marcin Baran
5 stycznia 2021, 17:26
Każdy człowiek ochrzczony wie doskonale, że w Kościele jest obecny żywy, prawdziwy i realny Chrystus. Każdy ochrzczony wie, że w Kościele działa, uświęca go i ożywia Duch Św. Każdy zdaje sobie doskonale sprawę że Kościół posiada pełnię środków zbawczych i że łaska dająca zbawienie jest w nim udzielana w sposób pewny, bez żadnych wątpliwości. Człowiek, który zdając sobie z tego wszystkiego sprawę - wyłącza się Kościoła - ma w sobie pychę i zadufanie, które mu szepczą do ucha, że on jest tak wspaniały i doskonały iż nie ma potrzeby aby korzystał z posługi grzesznych kapłanów i biskupów.
MB
~Marcin Baran
6 stycznia 2021, 21:27
Pan Jezus wielokrotnie mówił o trwaniu we wspólnocie, o posłuszeństwie pasterzom Kościoła i głosił to wprost. Natomiast celebrowanie własnej doskonałości poza Kościołem, dystansowanie się od Kościoła, szybko kończy się stworzeniem własnej wersji chrześcijaństwa: hybrydowej i karykaturalnej.
MB
~Marcin Baran
7 stycznia 2021, 12:11
To, co Pan tu wypisuje Panie Jerzy, budzi we mnie ogromny sprzeciw. Nikt mądry i rozsądny nie będzie się "sam zajmował swoim zbawieniem, tak jak sam uważa za stosowne" bo Chrystus w Kościele pozostawił nam jasną i pewną drogę ku zbawieniu wiodącą.
MB
~Marcin Baran
7 stycznia 2021, 12:11
To co pan proponuje, to jest drogą całkowicie niepewną, pełną ogromnych niebezpieczeństw, błędów i pomyłek. Tak, być może ktoś w taki sposób również, dzięki miłosierdziu i łasce Boga zostanie zbawiony. Ale w sprawie tak najistotniejszej jak zbawienie nie wolno nam iść za "być może" jesli mamy wskazaną drogę wyraźną i konkretną. I owszem, człowiek na tej konkretnej drodze - trwania w Kościele, życia sakramentalnego będzie upadał, będzie grzeszył, będzie innych ranił - bo jest tylko człowiekiem. Ale jeśli ma w sobie pokorną wiarę, jeśli będzie widział swoją grzeszność, jeśli razem z innymi grzesznikami: w sutannach, habitach i marynarkach będzie się nawracał - będzie widział swoją rozpaczliwą niewystarczalność i będzie błagał o Boże miłosierdzie - to prędzej i pewniej otrzyma zbawienie niż ten kto odrzuca wspólnotę, pasterzy w imię zadufanego w sobie indywidualizmu.
MB
~Marcin Baran
7 stycznia 2021, 23:42
Moje zdanie jest uporządkowane i jasne. Pozwoli Pan, że będę raczej wolał otrzymywać łaskę Bożą udzielaną przez Jezusa w Kościele, niż domniemywać i przypuszczać czy takową otrzymam jeśli się z Kościoła wyłączę. Co do Pana ostatniej myśli - to tak - lepiej jest grzeszyć i trwać, niż grzeszyć i nie trwać. Natomiast jeśli Pan chce obstawać przy nie grzeszeniu i nie trwaniu - to proponuję uważną lekturę 1 Listu św Jana, w którym Apostoł nie pozostawia jednak złudzeń kim są ci, co uważają że nie grzeszą.
KS
Konrad Schneider
8 stycznia 2021, 10:16
Jerzy 2 i ~Marcin Baran: Czytalem z ciekawoscia Wasza wymiane zdan! Dziekuje Wam za to!
JL
Jerzy Liwski
3 stycznia 2021, 22:54
@autor. I proszę przeczytać, czym jest choroba dwubiegunowa. Nie należy używać słów, których się nie rozumie...
JP
~Jarosław Piechota
3 stycznia 2021, 21:28
Autor niech zacznie od przewartościowania własnych standardów to odkryje że wszystko jest na swoim miejscu :)
JL
Jerzy Liwski
3 stycznia 2021, 16:59
Pisze Pan, by nie osądzać, a sam osądza. Zaprzeczanie samemu sobie jest częste w Pana artykułach. Skoro zły czyn nie świadczy o człowieku, to i dobry tak samo. Po co zatem Pan i deon.pl do jakichś czynów namawiacie. Skoro tak jest, to dlaczego np nieprzyjmowanie uchodźców jest dla was znakiem braku prawdziwej relacji z Bogiem. I po co tyle słów, by stworzyć szarą mgłę, w której będzie można wmówić, że wszystko jest ok, że to co robisz nie ma znaczenia... przecież Pan zna katolików, którzy żyją w niesamowitej relacji z Bogiem mimo że nie chodzą do Kościoła, nie przyjmują Ciała, nie spowiadają się....
TO
~Tomasz Ostański
3 stycznia 2021, 16:06
Iluż to już prorokowało diagnozy chorób Kościoła. Kościół cierpiący na masowy odpływ wiernych, Kościół cierpiący na moralne zepsucie biskupów, na fasadowość wiary wiernych, na wykluczającą oziębłość i bezduszność, na ksenofobię, skostniały konserwatyzm, nietolerancyjność, wiele, wiele innych dolegliwości. Dziś jeszcze choroba dwubiegunowa. Może cierpi również na nadmiar diagnostów wieszczących wyłącznie o zagrażających życiu Kościoła dolegliwościach? Ot taki wysyp współczesnych proroków, wzywających do nawrócenia wskazywaniem błędów.
AS
~Antoni Szwed
3 stycznia 2021, 15:25
Pan Bóg w swoim Objawieniu określił co jest dobre a co złe. Dał nam naukę moralną, której mamy przestrzegać. Nikt w Kościoła nie jest wykluczony. O tym wykluczeniu to przesąd i bujda. Jezus Chrystus po to założył Kościół, aby ludzie mogli się ciągle NAWRACAĆ. Owszem, każdy jest grzeszny, ale Pan Jezus daje stałą możliwość nawrócenia DLA WSZYSTKICH!! Po to są sakramenty, w tym Sakrament Pojednania, z którego KAŻDY może korzystać (jeszcze!). Ofiara mszy świętej jest dla nas zbawienna i żadne inne nabożeństwo nie może się z nią równać. Ktoś chce mieć pozakościelną relację z Bogiem, wedle własnego pomysłu, to niech ją ma. Nikt nikomu nie przeszkadza. Doświadczenie Boga w życiu człowieka zawsze jest doświadczeniem intymnym, głęboko wewnętrznym i indywidualnym - oczywiście!! Chodzenie do kościoła jest DOBROWOLNE - księża nikogo nie gonią po ulicach tak, jak to czynią różne opresyjne władze świeckie przy byle okazji.
GE
~Gost Ek
3 stycznia 2021, 13:09
Nie zmienia to jednak faktu, że grzech pozostaje grzechem, nawet jeśli popełniamy go notorycznie. Warto zatem promować dobre postawy, a nie złe. To co pisze autor to taka utopia. Formacje zaczyna się od kształtowania postaw, nawyków, a nie od głębokich przemyśleń. Jeśli autor zna inną drogę niech ją wskaże, a przecież dziecko kształtuje się wlasnie od wzorów i postaw a nie głębokich przemyśleń.
AZ
~Andrzej Z Doliny
3 stycznia 2021, 13:04
Jaki autor, taka i "analiza" KL.
KS
Konrad Schneider
3 stycznia 2021, 12:17
Fajne, trafione w punkt! Dzieki! Ale trzeba tez powiedziec, ze proponuje Pan trudniejsza droge do zbawienia :-)
KP
~katolik pomniejszego płazu
3 stycznia 2021, 11:37
Czy ta mityczna relacja z Bogiem ma jakies objawy zewnetrzne? Domyslam sie, ze nie chodzi o mowienie wierszykow biskupowi, ale czy niedzielna Msza jest takim objawem? Czy mozna sobie ja odpuscic nie chcac uzewnetrzniac relacji?