W Kościele mamy się różnić, ale nie dzielić i izolować

Fot. Kenny Alison / Unsplash

Męczy mnie to i wiem, że to uczucie dzieli ze mną bardzo wiele osób: niezależnie od tego, jaką mam duchowość i do jakiej wspólnoty należę, dla jakiejś części mojego Kościoła zawsze jestem „nie dość”, a dla innej – „ za bardzo”. W przestrzeni „świeckiej” ludzi dzieli polityka; przerażało mnie zawsze i wciąż przeraża, jak bardzo upór i oczekiwania wobec innych potrafią zniszczyć porozumienie i bliskość wśród ludzi jednej krwi. Dlaczego robimy sobie to samo w Kościele?

Dopóki człowiek z mojej szeroko rozumianej wspólnoty, czyli wspólnoty Kościoła ma w sobie tyle pokory, żeby nie uważać, że wie wszystko na pewno i że jego duchowość, przekonania i pobożność są jedyne właściwe, da się razem żyć. Kiedy ktoś zaczyna czuć się nieomylny, jednocześnie brnąc w tę czy inną podstępną herezyjkę – wtedy zaczynamy mieć problem.

A liczba nieomylnych głosicieli rozmaitych kościelnych środowisk rośnie ostatnio w tempie imponującym. Nie wiem, co to jest; może świat nam się rozchwiał i żeby się nie pogubić w decydowaniu o swoim losie, trzeba mieć do niego instrukcję, mniejsza z tym, jaką, byle mówiła dokładnie, co robić i jak żyć? I dlatego podaż szczegółowych instrukcji "dla katolików w czasach chaosu", coraz niebezpieczniej przypominających magiczne praktyki, tak bardzo w ostatnim czasie wzrosła?

DEON.PL POLECA

I tu pierwsze zastrzeżenie. Mamy w Kościele Tradycję przez duże T - nienaruszalny zestaw jasnych zasad i prawo, które podpowiada, jak te zasady działają w detalach życia. Mamy też nienaruszalny zestaw prawd wiary. Oba dają swobodę poruszania się po drodze do zbawienia bez ryzyka popadnięcia w herezję – czyli w przekonania, której przestają prowadzić do nieba. To jest fundament, żyzna gleba. W jego ramach nie ma miejsca na indywidualizm i różnorodność: to baza, którą każdy katolik powinien przyjąć, jeśli dalej chce być katolikiem. Na tym fundamencie wyrasta ogród różnych opcji: różnych duchowości, wrażliwości, pobożności, różnych wspólnot, z których wszystkie są dobre i ważne, choć wcale nie są jednakowe.

I w taki ogród coraz mocniej w ostatnim czasie wchodzą ludzie przekonani, że „wspólnota” oznacza „identyczność i jednorodność”. I że każdy przejaw duchowości inny niż sami sobą prezentują należy wykarczować i wyplenić. Z jednej strony tak było zawsze: z drugiej aż tak źle nie było w ostatnich dwóch dekadach chyba jeszcze nigdy. Osławiona polaryzacja społeczeństwa i wielka krzywda, którą robią nam algorytmowe bańki w mediach społecznościowych, wkroczyła w przestrzeń Kościoła i mam uczucie, jakbyśmy tutaj, w tej świętej (tak tak, i grzesznej) społeczności zaczęli gremialnie budować naszą tożsamość na różnicach. I to już nawet nie na „ja jestem Pawła, a ja Apollosa”, ale „ja NIE jestem Pawła, a ja NIE jestem Apollosa”. Tyle razy słyszałam takie definiowanie się... Przykłady pierwsze z brzegu? Ależ proszę. Ja nie z tych, co mówią językami! Ja nie z tych, co klepią różaniec! Ja nie z tych, co zakładają kieckę dla Maryi! Ja nie z tych, co maszerują! Ja nie z tych, co po łacinie!
I następuje rzecz oczywista: okopywanie się w swoich często odjeżdżających od zdrowej nauki Kościoła poglądach - i radykalizacja.

Najgorsze jest to, że radykalizują się w ten zły sposób ludzie naprawdę z początku szukający głębi wiary; ich gorliwość źle rozpalana prowadzi do zamknięcia się w elitarnej grupie, która wszystkie inne grupy ocenia jako „nie dość wierzące” i „nie dość wiedzące” i za swoją misję zaczyna uważać „oświecanie” tych „nie dość”. Przeczytałam Ewangelie kilkanaście razy i jakoś nie przypominam sobie, żeby Pan Jezus o to prosił. Modlił się za to dość sporo o jedność…

A tutaj coraz więcej katolików, angażując się bardziej i głębiej, zamiast żyć w większej jedności, zaczyna tworzyć w Kościele swoje małe, wygodne prawie-sekty, w których zbawienie i misja uczniów Chrystusa schodzi na dalszy plan, a na pierwszym są wtórne wobec tego „objawione” zasady i wspólnotowe tradycje. Po raz kolejny podkreślę: wspólnotowe tradycje też nie są niczym złym, dopóki nie zaprzeczają nauce Kościoła i nie izolują nas od innych wspólnot. Nie każdy ma tę samą duchowość i charyzmat i to jest zamierzone Boże działanie; jeśli nie potrafimy tego przyjąć do wiadomości, oznacza to jedynie, że jesteśmy bardzo kiepskimi słuchaczami Słowa.

Dlaczego coraz bardziej szukamy swojej tożsamości w wierze przez podział i różnice?
Dlaczego tak nam dobrze wychodzi twarda różnorodność, a tak mało jest w nas jedności?
Nie tacy mamy być, bo nie taki jest nasz Bóg: a jest przecież naraz w Trójcy Jedyny, doskonała Różność w doskonałej Jedności, doskonała Wspólnota niestopionych ze sobą i nieujednoliconych Osób. Mamy być do Niego podobni. Że trudne? Jeśli się weźmie pod uwagę pokorne otwarcie na łaskę – wtedy to wcale nie jest trudne. Ale gdy prowadzi nas pycha i zaczynamy wiedzieć lepiej niż Kościół, lepiej niż papież i lepiej niż Ewangelia – próbujemy niemożliwego i nic dziwnego, że jedność nie wychodzi.

Oczywiście natychmiast muszę uczynić tu kolejne już zastrzeżenie: ludzie porządnie wierzący, czyli mający mocną i głęboką relację z Bogiem mają też zazwyczaj w sobie równie głęboką akceptację dla różnych duchowości, potrzeb i postaw wewnątrz Kościoła. Za to ci, którzy wierzą naraz „tradycyjnie” i płytko - oni bardziej „wyznają zasady religijne” niż mają eklezjalną więź ze Stwórcą, dlatego kurczowo się trzymają swojej wizji i boją się tych, którzy różnią się choćby o jotę. I to jest prawdziwy, dramatyczny podział w Kościele, który przebiega przez wszystkie środowiska, duchowości, opcje i wspólnoty.

Kiedy sprawa rozgrywa się w medialnych przepychankach, można jeszcze ją uznawać za przyrodniczy fenomen; ale gdy przenosi się na żywych i prawdziwych ludzi spotykających się ze sobą, już się tak nie da. Kończy się to bardzo smutno: nie wiem, co przy kim mogę powiedzieć, do czego się „przyznać”, żeby nie wywołać zdziwienia, oburzenia, nie „zepsuć” relacji. Męczy mnie to i wiem, że to uczucie dzieli ze mną bardzo wiele osób: niezależnie od tego, jaką mam duchowość i o jakiej wspólnoty należę, dla jakiejś części mojego Kościoła zawsze jestem „nie dość”, a dla innej – „ za bardzo”. W przestrzeni „świeckiej” ludzi dzieli polityka; przerażało mnie zawsze i wciąż przeraża, jak bardzo upór i oczekiwania wobec innych potrafią zniszczyć porozumienie i bliskość wśród ludzi jednej krwi. Dlaczego robimy sobie to samo w Kościele?

I znowu zastrzeżenie: nie chodzi o konstruktywną, choć mocną różnicę zdań. Mamy w początkach historii takie przypadki zachowane w uroczych opisach sporów toczących się zawzięcie przy okazji doprecyzowywania jednego z dogmatów. W zapiskach z tego czasu czytamy, że nie da się normalnie wyjść po chleb, żeby ktoś cię nie zapytał, za jaką opcją jesteś, a co bardziej gorący zwolennicy jednej lub drugiej interpretacji szybko przechodzą do rękoczynów. Tak; tłukli się, kłócili o kwestie wiary – można powiedzieć: mamy teraz to samo. Ale to tylko złudzenie, bo wtedy jedni i drudzy wchodzili ze sobą w interakcję, mieli relacje i z tych relacji wynikały kłótnie, a za kłótniami były konstruktywne rozważania, namysł, dochodzenie do prawdy. W naszych czasach jest inaczej. Izolujemy się. Nie próbujemy rozmawiać ani się przekonywać, choćby nawet w efekcie gorących kłótni. Patrzymy zimno, czasem nawet z pogardą. Jeśli się odzywamy, to po to, żeby powiedzieć coś przykrego. Stawiamy mur. Linia służąca do jego budowy może być dowolna: czy można mieć tatuaże, czy nie? Czy techno jest diabelskie, czy nie? Czy ksiądz musi być zawsze w sutannie? Czy komunia może być na rękę? Czy sobotnia msza liczy się jako niedzielna? Czy można wierzyć w objawienia prywatne?

Weź jakikolwiek przepis kościelny i zaraz zjawi się ktoś, kto powie, że przestrzegasz go za mało, a zza jego pleców wyjrzy ktoś, kto powie, że za bardzo; zanim zaczną się sami tłuc, zdążą cię jeszcze zwymyślać i zostawić w zdumieniu, a gdy ktoś równie zdumiony zapyta, co tu się stało, bezradnie wzruszysz ramionami, bo co masz powiedzieć? Że twoi bracia jeszcze nie zrozumieli, co to znaczy, że Kościół jest ciałem Chrystusa i że ciało nie składa się z samych oczu, rąk albo samych łokci? I że jeśli ktoś jest łokciem, a ty jesteś kolanem, to nie znaczy, że trzeba cię amputować albo zrobić operację plastyczną?

Marta Łysek - dziennikarka i teolog, pisarka i blogerka. Poza pisaniem ogarnia innym ludziom ich teksty i książki. Na swoim Instagramie organizuje warsztatowe zabawy dla piszących. Twórczyni Maluczko - bloga ze Słowem. Jest żoną i matką. Odpoczywa, chodząc po górach, robiąc zdjęcia i słuchając dobrych historii. W Wydawnictwie WAM opublikowała podlaski kryminał z podtekstem - "Ciało i krew"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

W Kościele mamy się różnić, ale nie dzielić i izolować
Komentarze (19)
IK
~Irena Kaliska-Nalepa
22 sierpnia 2023, 22:08
Piękny tekst! Bardzo oddaje moje przemyślenia z ostatniego okresu, bo w środowisku w którym żyję mam po trochu wszystkich: od radykalnie odrzucających wiarę i antyklerykałów wszelkiej maści po tradycjonalistów, których zdaniem Franciszek to papież, ale nie katolik… I w środku tego wszystkiego jestem ja. Jako przejaw łaski traktuję to, że będąc dla jednych „ortodoksem”, a dla drugich „heretykiem”, każdego dnia szukam Boga i pozwalam wszystkim innym, by Go też szukali na miarę własnych możliwości i we właściwy sobie sposób. Tylko tyle mogę.
AM
~Alicja M.M.
23 sierpnia 2023, 19:47
Na ile możliwy jest pokój wśród ludzi, to chyba właśnie w takim pokornym szukaniu… A to, kim jesteśmy dla innych? To bywa bolesne (zwłaszcza gdy są to bliscy), ale w ostatecznym rozrachunku każda łaska dana jednemu z nas i przyjęta służy wszystkim…
E3
edoro 333
21 sierpnia 2023, 17:01
Im więcej czytam opinii tradycjonalistów, tym bardziej się martwię o ten nasz Kościół. O jego jedność. Czy to się da utrzymać. Coraz wyraźniej dociera do mnie, jak głębokie są podziały. Wydawałoby się, że autorytet papieża powinien wystarczyć..
KP
~katolik pomniejszego płazu
22 sierpnia 2023, 19:05
to tak jakby winić posłańca za decyzję władcy, albo chłopca krzyczącego "król jest nagi" o wzniecanie zozruchów
AM
~Alicja M.M.
22 sierpnia 2023, 19:28
No właśnie… obawiam się, że to już jest w praktyce schizma, tylko taka nienazwana wprost. Rozumiem, że w tym nienazywaniu jest wyraz nadziei, że jednak do tego nie dojdzie… oby.
PK
Paulina Kowalska
23 sierpnia 2023, 08:16
A rozmawiał Pan z tradycjonalistą? Czy to tylko opinia na podstawie komentarzy?
TT
Thorgi Thorgi
23 sierpnia 2023, 10:00
I tu docieramy do pytań, czy papieżowi wszystko wolno ? czy papież nie ma prawa błędu i grzechu ? prosta papolatria to wg mnie skrajny klerykalizm ...
PK
Paulina Kowalska
24 sierpnia 2023, 07:57
Droga Alicjo, na podstawie jakich argumentów deklarujesz tradycjonalistów jako schizmę ? Skąd pewność że część w której jesteś nie jest schizmatyczna ? Czy rozmawiałaś z katolikiem o kulcie tradycyjnym ? Jeżeli nie, to polecam się. Zapewniam że nie jesteśmy tak straszni jak się wmawia, a na sercu leży nam dobro Kościoła Świętego i wszystkich dusz na świecie.
AM
~Alicja M.M.
25 sierpnia 2023, 17:10
A jeśli ta część, w której jestem, jest heretycka, to nie byłoby to nieszczęście? Chyba tak samo wielkie, prawda? Schizma to rozłam. Chodziło mi o to, że trudno twierdzić, że tradycjonaliści (w każdym razie najbardziej radykalni) i tzw. „posoborowi” nie są wobec siebie, w praktyce, w relacji rozłamu. A dlaczego nie sądzę (bo jednak, nie ukrywam: nie sądzę), że "posoborowie" jest herezją? Odpowiem najprościej: wierzę, że asystencja Ducha Świętego wobec papieży nie ustała. I tak, chętnie bym porozmawiała.
PK
Paulina Kowalska
21 sierpnia 2023, 11:09
Dobry temat, ciężko się zmieścić w 1k znaków z komentarzem. Muszę spłycić co będzie źle odebrane. Nie dziwny się że są podziały skoro księża różnie nauczają. Wdały się herezje ktore kłócą się z KK i ze sobą. Jako tradycjonalistka chce się dzielić wiedzą o kościele i perłą wiary. Bóg jest jeden wiara jedna. Charyzmatyczne koleżanki nie chcą ze mną rozmawiać, łatwiej się rozmawia z innowiercą. Uważana za schizmatyka i heretyka, opinia z góry, bo szansy do rozmowy mi nie dają. Możemy się różnić w sprawach doczesnych ale nie w sprawach wiary i kultu.
TT
Thorgi Thorgi
21 sierpnia 2023, 10:17
Niestety wg mnie problem będzie narastał. Żyjemy coraz bardziej w kościele w stylu - 'róbta co chceta' i 'zabrania się zabraniać'. Nie da się na dłuższą metę utrzymać hasła synodalnego 'jedność w różnorodności' - problem nie dotyczy tylko świeckich, gdyż doskonale Pani wie, że dotyczy też całego kościoła hierarchicznego... Hermenutykę ciągłości (głoszona przez BXVI) zastępuje hermenutyka zerwania przypominająca piłowania gałęzi, na której się siedzi. Nie jestem optymistą, wg mnie sytuacja coraz bardziej przypomina wrzód, który pęknie...
MW
~Maciej Wylężek
20 sierpnia 2023, 17:32
"Oczywiście natychmiast muszę uczynić tu kolejne już zastrzeżenie: ludzie porządnie wierzący, czyli mający mocną i głęboką relację z Bogiem mają też zazwyczaj w sobie równie głęboką akceptację dla różnych duchowości, potrzeb i postaw wewnątrz Kościoła. " Rozumiem, że nie zalicza Pani do nich tej osoby, która podejmuje decyzję o uniemożliwieniu części wiernym (niewielkiej zresztą części) uczestnictwa w mszy trydenckiej.
RK
~Radosław Kozłowski
24 sierpnia 2023, 11:46
Co do zwolenników mszy trydenckiej to mam wrażenie, że wielu z nich to mogą być ludzie autentycznie pragnący trwać przy Bożej prawdzie i przekazywać ją innym, tylko dali sobie zamotać w głowach, że szczytem katolicyzmu jest reforma trydencka, a wszystko inne, jeśli się z nią jakoś nie zgadza, to odstępstwo od prawdziwej wiary, profanacja i bluźnierstwo... O czym to świadczy? Ano o tym, że coś jest z nimi i z myśleniem tych zwolenników nie tak. A co w takim razie należy zrobić??? Rolą Pasterzy Kościoła nie jest umacnianie kogokolwiek w błędnym myśleniu ! Zmiany wprowadzone przez Pasterzy Kościoła mogą przynieść pozytywne skutki, czego zdają się oni nie rozumieć. Lepiej byłoby dojrzeć w konsekwencji do zmian.
MK
~Mariusz Kwolek
20 sierpnia 2023, 13:33
Żeby żyć wedle nauki Jezusa, trzeba naprawdę zrozumieć Jego słowa i "zaprzeć się samego siebie ".
KP
~katolik pomniejszego płazu
20 sierpnia 2023, 00:17
"Mamy w Kościele Tradycję przez duże T - nienaruszalny zestaw jasnych zasad i prawo, które podpowiada, jak te zasady działają w detalach życia. Mamy też nienaruszalny zestaw prawd wiary. Oba dają swobodę poruszania się po drodze do zbawienia bez ryzyka popadnięcia w herezję – czyli w przekonania, której przestają prowadzić do nieba. To jest fundament, żyzna gleba. W jego ramach nie ma miejsca na indywidualizm i różnorodność: to baza, którą każdy katolik powinien przyjąć, jeśli dalej chce być katolikiem. " - brawo! właśnie tych zasad starają się strzec tzw. tradycjonaliści, i nie ma chyba nic bardziej irytującego niż nazywanie tego dzieleniem.
E3
edoro 333
19 sierpnia 2023, 23:33
W sumie to Panią podziwiam, pani Marto, za uparte drążenie trudnych tematów. Mówię to zupełnie serio, bez ironii. Znowu pewnie ktoś to Pani weźmie za złe.
PK
Piotr Kortas
19 sierpnia 2023, 21:32
Ach ci wstrętni tradycjonaliści oni jeszcze istnieją i jest ich coraz więcej, to niepojęte, tyle się im mówi żeby znikli , a ci nic z tego sobie nie rąbią. Trzeba to zgłosić do Watykanu, albo do kurii najlepiej kieleckiej
AM
~Alicja M.M.
19 sierpnia 2023, 12:13
Nie uważam, że moja duchowność, przekonani i pobożność są jedyne właściwe, ale… cóż, dosyć często mam silne przekonanie, że jakieś inne przekonania są na pewno niewłaściwe. Mianowicie nie zgadzam się na narzucanie, jako prawdy objawionej, tego, co nią nie jest (a tak jest w wielu kwestiach wymienionych przez Panią jako przedmioty sporu). I ta moja niezgoda czyni niestety przedział w pewnym sensie nie do pokonania między mną a ludźmi, którzy to czynią… Jak temu zaradzić?
E3
edoro 333
20 sierpnia 2023, 12:50
Odwołaj się do jakiegoś autorytetu i jego zdania. Może papież Franciszek?