W sprawie "kościelnych rozwodów"

(fot. shutterstock.com)

To może nie być łatwa lektura, dlatego proszę o zrozumienie i w miarę dobrą wolę. Chodzi bowiem o tak ważne sprawy jak małżeństwo, Komunia i Kościół, i tak wielki dramat jak rozwód.

1. Cztery sprawy oczywiste.

Małżeństwo jedno, wierne i nierozerwalne jest najlepszym ideałem. Wynika to nie tylko ze słów Jezusa. W wielu sercach mieszka tęsknota za jednym domem, za miłością na dobre i na złe, za starością idącą pod ręką współmałżonka. Są tacy, którzy uważają, że nie jest to ideał jedyny, tylko paralelny. To znaczy, równie dobrze jest mieć kilka żon [rzadziej mężów], kochankę/kochanka na boku, ewentualnie wchodzić w nowy związek, jak stary się nie udał. Małżeństwo nierozerwalne byłoby jednym z ideałów, ale niekoniecznie najlepszym. "Chciałbym być z nią na zawsze, ale jak będzie źle, to przecież nie będę się męczył. A może i nawet trafi mi się ktoś lepszy". To trochę tak jakby niektórzy uważali, że całe życie należy mieszkać tylko w jednym mieszkaniu a inni, że równie dobrze jest mieszkanie zmieniać. Rolą Kościoła jest głoszenie bez względu na poglądy innych, że małżeństwo jedno, wierne i nierozerwalne jest jedynym ideałem. Bo tak jest dla człowieka najlepiej. A Kościół z natury ma głosić to, co dla człowieka jest najlepsze. Człowiek to nie przedmiot, żeby go po zużyciu wymieniać.

Po drugie, głosić Dobrą Nowinę o takim małżeństwie, to przede wszystkim pokazywać, że da się tak żyć, mówić o dobrych małżeństwach i dzielić się świadectwami udanych związków. A takich są miliony! Mówić o nieudanych małżeństwach za często i koncentrować się na rozwodach, to jakby transmitować skoki narciarskie, ale tylko upadki, czy wyścigi samochodów z samymi kraksami. Po pewnym czasie nie da się tego oglądać! Mało kogo interesują mecze III ligi. A przecież jest wielu, którzy grają w małżeńskiej Extraklasie. Trzeba ich pokazywać, bo inaczej większość zniechęci się do piłki.

DEON.PL POLECA

Po trzecie, głosić Dobrą Nowinę o małżeństwie, to przede wszystkim lepiej do niego przygotować. To jest skandal, że łatwiej wziąć ślub kościelny niż zrobić prawo jazdy, że szybciej można się związać z małżonkiem do śmierci, niż zostać kucharzem. Tu jako Kościół mamy wiele na sumieniu. Powinniśmy być specjalistami w organizowaniu porządnych, wieloaspektowych kursów przedmałżeńskich a nie dopuszczać do ślubu ludzi, którzy często są zbyt słabi, aby im wkładać ciężary nie do uniesienia. Żaden mądry ojciec nie włoży małemu dziecko 50. kilogramowego worka na plecy z zapewnieniem: "Dasz rady. Jak Ci będzie ciężko, to Ci Bóg pomoże".

Po czwarte, skoro może się zdarzyć, że małżeństwo było nieważne, to ileż można trzymać zainteresowanych w niepewności? Muszą się znaleźć ludzie i pieniądze na to, żeby procesy nie ciągnęły się latami. To jest absurd, żeby łatwiej było się pobrać niż stwierdzić, że się nie pobrało. Przecież normalnie więcej trzeba badań, żeby wykluczyć wszystkie choroby, niż żeby zdiagnozować jedną. W tym punkcie nie rozumiem stwierdzania nieważności małżeńskiej na podstawie poważnego braku rozeznania co do istotnych praw i obowiązków małżeńskich oraz na podstawie niezdolności do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich z przyczyn natury psychicznej (KPK 1095). Nie rozumiem, dlaczego nie można takich wad wykryć przed ślubem, skoro można je wykryć po ślubie. Co za problem sprawdzić kandydatów do ślubu, żeby przynajmniej z tego paragrafu (najczęściej używanego), wykluczyć możliwość nieważnie zawartego małżeństwa? A jeśli uważamy, że nie da się tego wykryć, to jak my traktujemy ludzi? Ktoś żył 25 lat, poznał fajną dziewczynę, pobrali się, ale po 5 latach ona go zostawia, bo się okazało, że on jednak jest niezdolny do małżeństwa, o czym ani on, ani rodzina, ani Kościół nie mogli się dowiedzieć przez całe 25 lat jego życia? Jak się on teraz czuje? Nie dość, że go zostawiła żona, to i Kościół mu mówi: "Nie nadajesz się do małżeństwa". "A 5 lat temu powiedzieliście, że złączył nas Bóg. Trzeba mi było wtedy powiedzieć, że nie mogę się ważnie ożenić."

Małżeństwo jedno, wierne i nierozerwalne jest możliwym i najlepszym ideałem. Trzeba głosić i przygotowywać dobrze do tego, co piękne, a to co negatywne prostować o wiele sprawniej. To są sprawy oczywiste.

2. Pięć obszarów niepokoju

Jest parę spraw, które od wielu lat budzi mój niepokój jako księdza, teologa i człowieka.

Pierwszy niepokój wynika z nierównego traktowania księży, sióstr zakonnych oraz małżonków. Księża i siostry chociaż ślubują/przyrzekają Bogu nie tylko do śmierci, ale i na wieki, mogą zostać zwolnieni ze swoich przyrzeczeń i zawrzeć ślub kościelny ważnie (i znowu ślubować, tym razem tylko do śmierci). Trochę muszą poczekać (księża parę lat, siostry szybciej), w ramach pokuty nie mogą np. uczyć religii czy być szafarzami, ale mogą przystępować do Komunii św. Praktyka ta ma swoje uzasadnienie teologiczne. Kościół może zwolnić z tego, co jest jego prawem (np. celibat), ale nie może zwolnić z tego, co jest prawem Jezusa (nierozerwalność małżeństwa). To budzi niepokój z dwóch powodów. Po pierwsze, rodzi wrażenie, że sami pod siebie ustawiamy prawo. Gdyby w tym rozróżnieniu księżom było gorzej, a małżonkom lżej, to można by to jakoś jeszcze zrozumieć, ale jeśli jest, jak jest, to rodzi się pytanie, czy my jesteśmy dobrymi sędziami w swojej własnej sprawie. Czy nie rozumiemy źle władzy Kościoła? Kościół ma prawo do wycofania celibatu jako normy obowiązującej, ale czy ma prawo do zwolnienia z celibatu ważnie przyrzeczonego? Jeśli sprzedam dom i za 5 lat stwierdzę, że jednak sprzedałem go za tanio, kto mi powoli na powtórną sprzedaż? A przecież prawa o sprzedaży domu nie ustanowił Jezus, tylko ludzie. Jeśli urodzę dziecko i za 10 lat stwierdzę, że jednak za dużo z nim roboty, kto mi pozwoli zostawić je na ulicy?

Drugi niepokój wynika z natury grzechu. Mówimy, że grzechem jest przekroczenie Prawa Bożego. Dlaczego jednak Pan Bóg zakazuje czegoś lub coś nakazuje? Bo wie, co dla nas jest dobre a co złe. Grzech zatem w swojej istocie jest czymś, co człowiekowi szkodzi. Niekoniecznie od razu, ale szkodzi. Jeśli nie szkodzi, nie jest grzechem. Bóg nie może zakazać człowiekowi czegoś, co mu nie szkodzi. Nie byłby bowiem dobrym Ojcem. Bo co to za dobry Ojciec, który zabrania po to, by zabraniać. Co złego zatem jest w tym, żeby porzucona małżonka, samotnie wychowująca dziecko, której ex ma już nową kobietę a nawet może i dzieci, związała się z mężczyzną? Dziecko będzie miało ojca, a ona pomocnego człowieka. Czy kogoś tym zgorszy? Czy komukolwiek zostanie zrobiona przez to krzywda? Owszem, może żyć samotnie, kochać małżonka nie będąc kochaną, ale czy żądanie nieodwzajemnionej miłości małżeńskiej nie jest żądaniem heroizmu, którego nie mamy prawa od nikogo wymagać? Możemy zachęcać, ale czy możemy wymagać? Jeśli ktoś stracił nogę, nawet z własnej winy, to czy na pewno jest lepsze, żeby siedział do śmierci na czterech literach zamiast postarać się o protezę? A my zamiast kupić mu nawet inwalidzki wózek, cały czas mówimy o tym, że człowiekowi nie wolno amputować nogi.

Trzeci niepokój wynika z relacji grzechu do zbawienia. Katechizm Kościoła Katolickiego w numerze 1035 uczy tak: "Dusze tych, którzy umierają w stanie grzechu śmiertelnego, bezpośrednio po śmierci idą do piekła". Jeśli małżonkowie założyli nowe rodziny, współżyją z nowymi partnerami, wychowują dzieci, to żyją w stanie grzechu ciężkiego, a więc jeśli umrą w tym stanie, to "bezpośrednio po śmierci idą do piekła". Chyba najbardziej w życiu cenię sobie przekonanie, że mogę żyć w stanie łaski uświęcającej. 33 lata chodzę do Komunii i nigdy nie byłem w stanie grzechu ciężkiego dłużej niż parę dni. Nie wyobrażam sobie życia pod takim naciskiem, że jeślibym umarł, to pójdę do piekła. Wiara w to, że łaska uświęcająca jest dla mnie gwarantem zbawienia odgrywa niesamowitą rolę w budowaniu pokoju serca, radości życia, relacji Bogiem i ludźmi. Żeby rozwodnicy mogli chodzić do Komunii są dwa wyjścia: albo muszą porzucić partnera [i dzieci też?], albo mogą mieszkać razem, ale nie mogą współżyć. Nie wiem, czy oba rozwiązania po ludzku nie są po prostu szkodliwe. Przecież absurdem jest sugerowanie, że Bogu bardziej podoba się, kiedy nie mieszkasz z dziećmi, tylko do nich dochodzisz (bo jedno z dwóch musiałoby z nimi nie mieszkać). I nie wiem, czy sensownym jest założenie, że łaskę uświęcającą zyskuje się przez wstrzemięźliwość seksualną (sprzątać, mieszkać, gotować możesz, ale nie współżyć). Jeśli bowiem współżycie w nowym związku jest elementem budującym cały dom, to dlaczego chcemy ten związek pozbawić pozytywnego elementu? Komu robi się realną szkodę, jeśli oni współżyją? A jeśli nie współżyją a mieszkają ze sobą, to czy to nie jest równie realna szkoda i zgorszenie dla innych?

Czwarty niepokój wynika z porównania z innymi grzechami. W tym obszarze myślę o notorycznie zdradzających współmałżonka i notorycznie postanawiających poprawę, o księżach, którzy dostają rozgrzeszenie za upijanie się alkoholem, chociaż nie postanowili pozbawić się butelek z mieszkania, oszukujących na egzaminach, którzy wyspowiadani chodzą do Komunii, chociaż biorą dalej niesłusznie stypendium, o złodziejach gospodarczych, o kłamcach medialnych, o robiących krzywdę innym i niepojednanym. Oni przychodzą do spowiedzi. Mówią, że żałują. I chodzą do Komunii. Rozwodnik przyjdzie, żałuje, ale nie dostanie rozgrzeszenia. "Musisz przestać współżyć z żoną. Potem przyjdź po rozgrzeszenie". Bracia, bądźmy konsekwentni! Musisz przyznać się profesorowi do ściągania na egzaminie, potem przyjdź po rozgrzeszenie! Musisz publicznie przeprosić publicznie zniesławioną osobę, odłączyć Internet z pokoju, wyrzucić środki antykoncepcyjne, oddać łapówkę, zapłacić podatek, wpłacić zaległości na Kurię, odwołać swoje zdanie na temat in vitro i dopiero potem przyjdź po rozgrzeszenie! Kto dał rozgrzeszenie księżom, na terenie których diecezji katolicy otwarcie sprzeciwiają się nauce Kościoła i przyjmują z ich rąk Eucharystię?

Piąty niepokój wynika z absurdu prawa. Absurd polega na tym, że lepiej zabić własną żonę, niż ją zostawić i pobrać się z inną. Jeśli w prawie cywilnym kara za zabójstwo byłaby mniejsza niż za rozwód, to byłoby to chyba absurdem. Jeśli droga do Komunii św. jest bliższa po trupach niż po rozwodzie, to coś tu nie jest normalne.

3. Cztery propozycje

Oczywiście sprawę nierozerwalności małżeństwa i Komunii dla rozwodników można by zaliczyć do dziedziny prawd dogmatycznych, takich np. jak dziewictwo Maryi, i zamknąć jakąkolwiek dyskusję. Owszem, może by i lepiej było, gdyby Maryja miała inne dzieci. Nie byłoby wtedy problemu w rozumieniu tego, co Ewangelia mówi o braciach i siostrach Jezusa. Nie byłoby problemu jak patrzeć na jej małżeństwo, skoro nigdy nie współżyła z Józefem. A ponadto byłaby dobrym wzorem dla małżeństw wielodzietnych. Ale nie ma co dywagować. Jest Dziewicą i Bogurodzicą, i koniec.

Kościół może podobnie potraktować małżeństwo i rozwodników. Nie robimy im krzywdy. Należą do Kościoła. Mają dostęp do Słowa Bożego i wspólnoty miłości. Modlimy się za nich. Nie ścigamy ich. Oni rozumieją, że to jest konsekwencja ich wyboru, a że na obecnym etapie rozwoju wolą ciało swojego współpartnera niż Ciało Jezusa, to do Komunii nie chodzą. Niepewność zbawienia wynikająca z braku łaski uświęcającej, byłaby pokutą za grzech rozpadu pierwszego małżeństwa. A dobry Bóg zapewne wejrzy na ich życie i trudy i w swoim miłosierdziu przyjmie do nieba. Niedopuszczenie niepełnosprawnych do olimpiady dla zdrowych przecież nie jest żadną krzywdą. I to funkcjonuje wiele lat. I nie jest ostatecznie strasznie nieludzkie.

Wierząc jednak gorąco w to, że w tej materii da się jeszcze coś zrobić tak, aby nie odrzucić ani Ewangelii ani możliwości większej pomocy grzesznemu człowieka, widziałbym cztery kierunki rozwoju:

1) zdefiniować na nowo pojęcie "nierozerwalności". Człowiek z natury ma nierozerwalne nogi. I wszystko będzie w życiu robił, aby mu je nie odebrali. Ale czasami odcinają, albo sam w jakimś amoku sobie je odetnie. Zakładanie protez czy kupowanie wózka nie jest atakiem na nierozerwalność nóg, ale najlepszą pomocą, jaką obecnie znamy. Małżeństwo jest nierozerwalne co do natury i celu, ale nie zawsze co do faktu. Czasami się rozpada. Pozwalanie na nowe związki nie jest atakiem na nierozerwalność małżeństwa, ale pomocą ludziom, którzy to małżeństwo już rozerwali. Jeśli Bóg związał się z nami nierozerwalnie w Sakramencie Chrztu, to albo pójdzie z nami do piekła, albo stwierdzi na Sądzie Ostatecznym, że jednak to przymierze nie było nierozerwalne.

2) przemyśleć sprawę wyjątku Jezusa. Sam Jezus mówi, że nie można się rozwodzić, poza przypadkiem nierządu: "Ja wam powiadam: Każdy, kto oddala swoją żonę - poza wypadkiem nierządu - naraża ją na cudzołóstwo; a kto by oddaloną wziął za żonę, dopuszcza się cudzołóstwa." (Mt 5,32). Słowo "nierząd", greckie porneia, przez wieki było rozumiane różnie i interpretacja katolicka, jakoby chodziło o nieważnie zawarte małżeństwo jest jedną, ale nie jedynie możliwą. Jeśli porneia oznacza w Piśmie często nielegalne stosunki seksualne, niewierność, rozpustę czy zdradę, i jeśli przez wieki w tradycji żydowskiej małżeństwo było zawierane na mocy samego aktu współżycia, to być może warto przemyśleć następującą kwestię. Skoro uważamy, że do ważności małżeństwa potrzebne jest współżycie, to do jego unieważnienia wystarczająca jest zdrada. Zdradzony może wybaczyć, ale nie musi. Zdrajca zrobił to, co konstytuuje małżeństwo. Jestem zatem wolna od zobowiązania wierności, bo on nie był mi wierny.

3) popatrzeć na Kościół prawosławny i protestantów. Nie dlatego, żeby mieli rację, ale dlatego, że nie mają celibatu. Być może celibat jest stanem, który pozwala nam na wiele fantastycznych Bożych dzieł, ale jednocześnie nie pozwala prawdziwe popatrzeć na małżeństwo. Sami uczymy, że o Bogu prawdziwie mogą mówić tylko ci, co Bogiem żyją.

4) przemyśleć sprawę warunków rozgrzeszenia. Jezus mówi: "Jeśli przebaczycie ludziom ich przewinienia, i wam przebaczy Ojciec wasz niebieski. Lecz jeśli nie przebaczycie ludziom, i Ojciec wasz nie przebaczy wam waszych przewinień." (Mt 6,14-15). Jeśli ludzie się rozwiedli, po latach nie mają już do siebie pretensji, wybaczyli sobie, ale uważają, że lepiej jest, jak pozostaną w nowych związkach, to dlaczego Bóg nie mógłby im wybaczyć? Bo my, Kościół, mamy do nich pretensje? A czy my mamy większe prawo do niewybaczenia im, niż oni mają do wybaczenia sobie? Dlaczego nie zrobić tak jak w przypadku księży: parę lat poczekać, zobaczyć, czy nowe związki mają szansę na utworzenie dobrej rodziny, a jeśli tak, i jeśli jest zgoda byłej/byłego, to dać ślub kościelny. Może być nawet bez fanfar, byleby z Komunią.

Największym zarzutem co do jakichkolwiek zmian jest lęk przed tym, że jeśli cokolwiek poluzujemy w tej sprawie, ludzie zaczną rozwodzić się na potęgę. W imię intelektualnej uczciwości trzeba powiedzieć, że w Izraelu religia pozwala na rozwody, a jest ich mniej niż we Włoszech. W imię tej samej uczciwości trzeba stwierdzić, że zgoda na rozwód nie poprawiła sytuacji Kościołów prawosławnych i protestanckich. A już tak całkiem szczerze nie da się ukryć, że gdybym ja, ksiądz, dowiedział się dzisiaj o możliwości poluzowania czy nawet zwolnienia z celibatu i zaczął przez to układać sobie nowe życie, to tylko bym udowodnił, że Bóg już nie jest moją jedyną, wystarczająca, wierną i nierozerwalną miłością. Gdybyś ty, dowiedziawszy się o tym, że rozwodnicy mogą przystępować do Komunii, przestał walczyć o obecny związek, to tylko byś pokazał, że w głębi serca nie wierzysz Jezusowi, który mówi, że małżeństwo jedno, wierne i nierozerwalne jest najlepszą drogą. A jeśli nie wierzymy Jezusowi, to żaden Kościół nam nie pomoże.

Tekst pierwotnie ukazał się na stronie wegrzyniak.com

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

W sprawie "kościelnych rozwodów"
Komentarze (153)
AB
~Arletta Bolesta
29 września 2020, 15:03
Właśnie właściwa terminologia - uznanie nieważności dr Arletta Bolesta adwokat kościelny
24 października 2015, 23:17
I (Chrystus) zwrócony w kierunku Rzymu, niemal płacząc, powiedział: „O mój Rzymie, o mój Rzymie, papież pogardza tobą i ma za nic moje słowa, natomiast za pewniki przyjmuje rzeczy o wątpliwej wartości. Dlatego też nie usłyszy już mego fletu, jakoże decyduje on według swej woli o czasie mojego miłosierdzia”. "Księga Objawień Niebieskich Św. Brygidy Szwedzkiej" (1303-1373)
24 października 2015, 23:00
Tym artykułem zostały przekroczone wszelkie granice dobrego smaku. Ks. Węglarczyk sugeruje, że zabójstwo żony może być dobrym wyjściem, aby zachować możliwość przystępowania do Komunii św. po rozwodzie. IMHO osoba, która kieruje się taką logiką popełnia grzech przeciw Duchowi św. Ale nasi przewspaniali teologowie tego jakoś nie widzą. Dedykuję im fragment ze św. Pawła z Ef 5,27: "Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie". To właśnie ma przedstawiać małżeństwo sakramentalne i to właśnie wyraża także sakrament Eucharystii.  Tymczasem dominuje logika "Nie możemy przecież wiernych zmuszać do heroizmu". Ks. Węglarczyk mógłby to jeszcze skomentować: "Bardzo nieładnie postąpił Ojciec, że zmusił swojego Syna do heroizmu". To by chyba najlepiej oddawało jego poglądy. Tymczasem Ewangelia głosi, że naszym przeznaczeniem jest właśnie upodobnić się do Syna Bożego, także w owym heroicznym, choć niewątpliwie dobrowolnie heroicznym aspekcie. W końcu o co chodzi w Komunii św? Czy to jest tylko nagroda za bycie tzw. dobrym katolikiem, czy też zgoda na upodobnienie się do Chrystusa nie wyłączając apektu heroicznego Jego misji? I co wtedy zrobić z kimś, kto stawia Chrystusowi warunki w rodzaju: wszystko tylko nie "to" [przy czym "to" może znaczyć niemal cokolwiek w zależności od przypadku]?
23 października 2015, 23:52
tak się zastanawiam nad tym wszystkim i zadaję sobie pytanie czy nie należy postawić tych słów Jezusa o nierozerwalności małżeństwa na tym samym poziomie co jego Kazanie na górze np.; no bo czy czymś ludzkim jest kochać nieprzyjaciół? błogosławić tych, co nas prześladują etc? po ludzku: niemożliwe; zresztą co powiedzieli apostołowie, kiedy usłyszeli, że trzeba całe życie z jedną żoną? "w takim razie nie warto się żenić" już wtedy tak mówili, rozwody wcale nie są współczesnym wymysłem ale z łaską to okazuje się być możliwe; podobnie jak miłośc nieprzyjaciół etc; tylko dla świętych? heroizm? nam zwykłym śmiertelnikom trzeba zniżyć poprzeczkę?
24 października 2015, 00:25
Człowiek, który nienawidzi tak naprawdę nie nienawidzi drugiego człowieka a siebie. Nienawiść jest w nim, więc przeciwko niemu samemu się ona obraca, a że jego wewnętrzny kompas wie, że nie służy mu ten stan, toteż manifestuje go na zewnątrz, by ktoś... przyszedł mu z pomocą. Człowiek pełen nienawistych myśli i słów woła drugiego o pomoc, choć z pozoru wcale na to nie wygląda, prawda? Gdy tej nie otrzymuje przechodzi do czynów - to bardzo głośne wołanie o pomoc, zrozumienie i miłość, którą zapomniał, że ma w sobie.  Ten, co prześladuje innych, robi to, bo się boi, że ci mu coś odbiorą. On również zapomniał, że nie da się odebrać tego, co ma się w sobie. A że strach i poczucie winy są największymi wrogami człowieka, to i on manifestując je na zewnątrz, woła o naszą pomoc.  W tym też sensie każdy związek jest nierozerwalny.  Poprzeczki zastąpmy zatem zrozumieniem i gotowością do wsłuchania się z czym ktoś tak naprawdę do nas przychodzi.
TP
Tomasz Pierzchała
24 października 2015, 01:15
"strach i poczucie winy są największymi wrogami człowieka".Raczej są to twoi wrogowie , przed którymi uciekasz w preegzystencjalne rojenia o własnej domniemanej boskości.
24 października 2015, 08:12
Karmelku, dopóki będziesz postrzegał Boga jak szefa wszystkich szefów i naczelnego wodza siedzącego na niebiosach i obserwującego poczynania wszelkiego stworzenia, to będziesz rzeczywiście myślał, że chciałabym go zastąpić i gotów ja kobieta mówić potem Tobie co masz robić :D Ale nie martw się i nie denerwuj, bo na Twoje i moje szczęście Bóg jest wewnątrz każdej istoty, w jej świadomości - więc w Twojej również tylko Ty jeszcze o tym zdajesz się nie pamiętać.  Pomyśl zatem sam za siebie i przyjmij podobnie jak ja - z wdzięcznością ten fakt bycia dzieckiem Bożym. Przecież każdy nim jest, więc wyluzuj ;)
20 października 2015, 07:38
@Rafał Borowski Ponieważ ludzie oszukują w procesie o stwierdzenie nieważaności - wprowadżmy oszustwo do procedur Kościoła? Takie mniej więcej rozwiązanie Pan zaproponował - brzmi trochę strasznie ale tak de facto jest... Nie trzeba porywać dziewczyny z pistoletem w dłoni... można ją po prostu oszukać... Inna kwestia to nacisk na to by sakramenty przyjmować świadomie i ważnie - tu czekamu na propozycje synodu
20 października 2015, 09:06
Czy myślisz, że ktoś wychowany w "nowoczesnej" rodzinie opartej o drugie cywilne 'małżeństwo" zrozumie czym jest nierozerwalny Sakrament Małżeństwa? Wzorce zachowań przenosimy z domu rodzinnego, z wychowania.
20 października 2015, 11:41
Nie tylko, ale w ogromnej części na pewno. Ponieważ jednak "nie tylko" - to właśnie w czasach takich jak obecne, kiedy formacja w domu jest taka sobie, tak bardzo ważne jest uzupełnianie braków przez rzetelną formację w Kościele, a tymczasem ona szeroką ławą brnie w regres teletubisiowatego chrześcijaństewka, zupełnie jakby chciała dorównać w degeneracji ogólnemu poziomowi rozkładu.
19 października 2015, 20:40
Doskonały jest ten artykuł /podobnie jak ten, który ksiądz napisał zaraz po ujawnieniu ks. Charamsy/ i piękne podsumowanie w postaci  trzech ostatnich  zdań. Niech ksiądz cześciej pisze:)
19 października 2015, 20:27
Polecam lekturę zalinkowanego artykułu „W obronie (nie)własnych niepokojów” na profilu fejsbukowym ks. Wojciecha Węgrzyniaka z wczoraj. W tym boli mnie cały czas hipokryzja stwierdzania nieważności małżeństwa w zestawieniu podejścia do innych przypadków, do rzekomego w tych sytuacjach bezspornego „nagięcia doktryny”. Czy ktoś nas uważa za wariatów? To w końcu Bóg złączył te małżeństwa, czy nie? Jeśli tak, to co to za historie z jakimś stwierdzaniem nieważności małżeństw??? A skoro nie, wyjątki przecież analizuje się na podstawie ludzkich przypadków (często zasadnych), to dlaczego w związku z tym nie podchodzić tak do innych, wskazanych? Przepraszam, ale wciąż za dużo jest niekonsekwencji i braku logiki w niektórych praktykach Kościoła. Ciągnie się jeszcze przeładowany wór przeszłości...
19 października 2015, 20:45
Już od dłuższego czasu parę osób zwraca tutaj uwagę na to, że Kościół spreparował "prawdę", którą podaje za prawdę. Chrześcijanie uwierzyli w nią tak samo jak i wyznawcy innych religii uwierzyli w inną. Czy nigdy nie dało Ci do myślenia, że papież nie próbuje nawrócić przywódców innych religii do przyjęcia chrześcijaństwa? Nie czyni tego, bo wie, że oni są równoległymi (powiedzmy) przywódcami przekonań swoich wiernych, z których wiary po prostu żyją. I to bardzo dobrze żyją. Uwierzyliście w doktryny, uwierzyliście w nauczanie Kościoła, że jest jedyne właściwe i teraz, gdy okazuje się, że można je zmienić nie potraficie się połapać o co tu chodzi. Tak długo jak będziecie przyjmować czyjeś przekonania, tak długo nie przyjdzie Wam do głowy, by poszukać odpowiedzi na pytanie o to Kim naprawdę jesteście (a nie za kogo się przyjęliście uznawać) i jaki jest  SENS Waszego życia. Ile czasu jak myślisz musi upłynąć, byś zastanowił się nad tymi dwoma pytaniami?
19 października 2015, 20:57
12 lat byłem delikatnym oponentem Kościoła Katolickiego, żeby w wieku 33 lat niespodziewanie na jezuickich rekolekcjach ignacjańskich doznać głębszego nawrócenia i ukochania na nowo naszego Kościoła. Nie jest idealnie, ale uważam z całą stanowczością, że to KK jest tym, któremu Jezus Chrystus powierzył misję. Nie znaczy, że gdzie indziej nie ma cząstek prawdy. Nie oznacza to też, że KK w narzędziach swoich ludzi jest bezbłędny. Ale jak moja żona w 16-ym już teraz roku małżeństwa zaczyna chorować, niedomagać w jakichś kwestiach, to mam szukać młodszej, zdrowszej? Czy raczej zaopiekować się swoją ślubną i wesprzeć ją jak mogę, nauczyć się tolerować z miłością pojawiające się ułomności? (o ogromie swoich nie wspomnę…).
19 października 2015, 21:26
W nauczaniu Jezusa należy dostrzegać symbolikę raczej niż dosłowność. Klucze są symbole dostępu do wyższej świadomości, do Królestwa Niebieskiego, Królestwa Bożego - to nie miejsce a stan świadomości człowieka, Rafale. Odczytane przez ówczesnych hierarchów kościelnych klucze jako symbol władzy dało im ją sprawować nad umysłami (nie duszami) swoich wiernych, zaszczepiając pewien określony system przekonań religijnych, wprowadzając dogmaty, doktryny itp. Pobudowano przy tym kamienne świątynie, w których tych "nauk" zaczęto udzielać. A przecież świątynia miała  symbolizować przede wszystkim Twoje wnętrze! "Wejdź do swej izdebki", "Czyż nie wiecie, że jesteście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was?" "Świątynia Boga jest święta, a wy nią jesteście." Widzisz Rafale sam po sobie wiesz jak wiele daje głębsze nawrócenie, które ja rozumiem jako zmianę myślenia. Robisz to, co Ci serce miłością dyktuje oraz masz wewnętrzne poczucie odpowiedzialności za siebie i za drugiego człowieka. To jest prawdziwa Mądrość - głos Boga, który mieszka w Tobie.
19 października 2015, 23:35
Przepraszam, ale nie mogęwyczytać: czy w związku z "brakiem logiki" opowiada się Pan za opcją liberalną - rozluźnienia dyscypliny również dla rozwodników, czy "faryzejską" - czyli "przykręcenia śruby" "unieważniaczom"?
20 października 2015, 06:55
Na razie stoję w rozkroku w tej kwestii. Bardziej sam się wciąż zastanawiam, co jest słuszne w oczach Boga, który dał nam bardzo mądre prawa i najlepiej byłoby dla nas je przestrzegać bez mrugnięcia okiem. Ale też jest w stanie rozumieć słabości ludzkie i dawać ludziom nowe szanse, pod odpowiednimi warunkami. Jak zwykle i w tej sprawie, w uzasadnionych przypadkach, z bardzo indywidualnym podejściem. Żadnego hurtu i automatyzmu, bo mogłoby to faktycznie narobić szkód i rozwalić wartość jedynego sakramentalnego małżeństwa, o które musimy walczyć całą mocą. A przede wszystkim skończenie z obłudą omijania przepisów z tym tzw. stwierdzaniem nieważności małżeństw. Rozumiem, gdyby facet porwał dziewczynę, przystawił jej pistolet do skroni grożąc, że ją zabije, gdy za niego nie wyjdzie. Ale tu ludzie świadomie, dobrowolnie biorą ślub i sobie po iluś latach nagle stwierdzamy, że on jednak nie był ważny? Żeby nie nazwać rzeczy po imieniu, że dostają tak naprawdę legalny rozwód kościelny, bo czym to jest innym? Niezależnie od tego przestać szastać sakramentem małżeństwa. To trochę teraz wygląda jak podsuwanie klientom umów do podpisania, z maczkiem wplecionymi hakami. Do młodych - weźcie ślub kościelny, koniecznie, jak najszybciej. A potem, sorry, pozamiatane. Mamy was. Wierzę, że Duch Św. przekaże mądrość na dzisiejsze pokręcone czasy poprzez ojców synodalnych, a przede wszystkim ostateczną decyzję Papieża Franciszka.
20 października 2015, 07:24
Ludzie muszą przejąć odpowiedzialność za siebie samych. Może istnieć milion zewnętrznych przepisów i nic to nie da, bo Boże prawa (wewnętrzne) są wyższe w mocy. Walka o której piszesz powinna stoczyć się zatem w człowieku a nie w przepisach prawnych - czego człowiek pragnie, do czego zmierza, kim jest i jaki jest sens jego życia. To duchowa rzecz, nie prawna.
20 października 2015, 09:01
Bez znaczenia jest, czy ktos oszukuje w procesie o stwierdzenie niewazności małżeństwa. Bo generalnie nie odpowiada przeceiż przed człwowiekiem, ale przed Bogiem, który i tak wszystko zna. Jezli ktoś oszukuje, to oznacza tylko, iż nie wierzy, a proces czyni wyłacznie przed ludźmi, nie przed Bogiem. Marny jego los, jak nie zdąży sie nawrócic. Dokładnie tak samo, jak ktoś oszukuje przy spowiedzi, chocby świadomie zatajajac grzechy śmiertelne. Stąd nie ma sensu sie tym martwić, czy stawiać jakiś administracyjnych przeszkód. Szastanie sakramentami - jak stwiedzisz, czy ktoś rokuje do małżeństwa? Kiedyś ludzie brali ślub po kilku miesiacach znajomości i żyli ze soba do smierci, a teraz latami żyją w narzeczeństwie, a i tak ich małżeństwa sie rozpadają.
20 października 2015, 14:52
Tomaszu, jeśli ktoś oszukuje, to niekoniecznie znaczy, że nie wierzy. Jest sporo osób, które wierzą i jednocześnie oszukują siebie samych i innych.  Jeśli ktoś oszukuje, to znaczy, że się BOI. A strach przez niego generowany do niego wraca. Tak więc tak czy inaczej ponosi konsekwencje swoich myśli, słów i czynów.
ZJ
Zofia Janiszewska
22 października 2015, 15:01
Jeśli się boi to nie wierzy naprawdę. Non abbiate paura.
JM
Jagoda Malina
19 października 2015, 16:41
W czym problem. Kogoś nie stać na unieważnienie małżeństwa to niech idzie do pracy. Znam burdele gdzie KAŻDY może zarobić.
19 października 2015, 13:43
- Bracia, czy możecie szczerze i w imię Chrystusa powiedzieć, że są cudzołożnikami ci, którzy [w drugim związku] są wierni sobie np. 30 lat?  - pytał na synodzie bp Jean-Paul Vesco z Algierii Księże biskupie, czy możę ksiądz szczerze i w imię Chrystusa powiedzieć: Po ilu latach cudzołóstwo przestaje być cudzołóstwem?
19 października 2015, 14:55
Parafrazując scenkę z "Rejsu" Piwowskiego: "Pytania są faryzejskie!!!"
19 października 2015, 15:00
Moim zdaniem idealnie zadałeś pytanie. I dlatego ta sprawa będzie męczyć coraz wiecej katolików po rozwodzie. Niestety. Bo dobrze wiemy, że jak ktoś założy drugą rodzinę to w znacznej mierze będzie w niej szukał szczęscia i rozwoju. Będzie miał dzieci, wnuków etc. A wszystko to z punktu widzenia Kościoła z cudzołóstwa, a nie z miłości. I niestety nie ma tu prostego rozwiązania. Bo wstrzemięźliwość seksualna dla małżonków (cywilnych) nie jest rozwiązaniem sytuacji. Oni się kochają na 100% i chcą być ze sobą w pełni. No nic. Jak słychać synod nic nie zmieni i pewnie Franciszek też. Szkoda tylko tych tysięcy katolików, którzy zgodnie z Katechizmem idą prosto do piekła, nawet jeśli przez 30 lat wychowywali dzieci w wierze do Jezusa. A wszystko przez jedno pytanie: Po ilu latach cudzołóstwo przestaje być cudzołóstwem?
19 października 2015, 15:16
Jeżłi ich miłośc nie prowadzi ich do życia wiecznego w niebie, czyli jeżłi ich nie uświęca, to znaczy iz nie mamy do czynienia z miłośica, lecz z jakąś jej namiastką. I proste pytanie, jak wiele z siebie i swego bogactwa można poświęcić Bogu? Kluczem jest tu ostanie zdanie z dzisijeszego czytania.
19 października 2015, 15:19
Wystarczy przypomnieć sobie to co powiedział Jezus... kto bierze cudzołoży. I nie ma tu przedawnienia. Po ilu latach cudzołóstwo przestaje być cudzołóstwem? Nigdy. Szkoda tysięcy katolików i ich dzieci, które słyszą o dobrze tkwiącym w drugim związku - jak przyjdzie problem w małżeństwie sakramentalnym  pójdą szukać drugiego związku "z większej miłości"...
19 października 2015, 15:28
Trochę popłynąłeś. Raczej rzadko się zdarza że ktoś idzie szukać drugie związku bo pojawiają się problemy w pierwszym. Ale to już temat na inną dyskusję i inny temat. Problem był, jest i będzie. 
19 października 2015, 15:34
Skoki w bok, szukanie kochanki, kochanka, czy tylko jednorazowej "przygody" to rzadkość?
19 października 2015, 15:43
A czy mógłbyś podać jakieś źródło takiego twierdzenia? A skąd wobec tego według tego żródła jest poszukiwanie drugiego związku?
19 października 2015, 15:54
mówisz masz:  http://www.polskieradio.pl/23/272/Artykul/318219,Dlaczego-Polacy-sie-rozwodza Nie oceniajmy ludzi i ich błędów. Ale zastanówmy się wspólnie jak im pomóc nie gadając wciaż że cudzołożą. To akurat ich nie przekonuje. 
19 października 2015, 15:57
Jasne, i akurat jak ktoś robi skoki w bok i ma/miał kochankę to może przystępować do komunii po rozwodzie. A jak ktoś ma żonę (cywilną) której jest wierny od wielu lat to nie. Ale to już było. W ogóle wydaje mi się, że wszyscy już podali swoje argumenty. I nic z tego nie wyszło. Tzn. nie znam i nie słyszałem nikogo kto jest w związku cywilnym po rozwodzie by rozstał się z żoną by móc przystępowac do komunii. A więc inny przekaz. Ta komunikajcja nie trafia. Gadanie o cudzołóstwie nie jest rozwiązaniem, bo dla tych ludzi to nie jest cudzołóstwo
19 października 2015, 16:21
Napisałeś: Raczej rzadko się zdarza że ktoś idzie szukać drugie związku bo pojawiają się problemy w pierwszym. Proszę o wskazanie w zlinkowanym artykule potwierdzenia tezy, że poszukiwanie drugiego związku nie było wywołąne problemem wpierszym
TP
Tomasz Pierzchała
20 października 2015, 00:12
Mieliśmy już redefiniowanie pojęcia nierozerwalności, teraz zaś przedawnienie cudzołóstwa.I to wszystko podobno tylko po to aby pomóc.Skąd oni się biorą- ci wszyscy ludzie o gołębim sercu w tym opóźnionym w rozwoju, zdominowanym przez faryzeuszy Kościele? P.S. Przepraszam niniejszym Rabina Rzymu za użycie słowa faryzeusz   
20 października 2015, 09:59
Idą prosto do piekła .... zabobony, zabobony i wiara w nieistniejących Bogów, szatanów, skrzydlate anioły. A mamy podobno XXI w. Tak czy inaczej ci ludzie powinni przestać chodzić do kościoła bo i tak "idą prosto do piekła". Kościół powinien zabronić przyjmować jakiekolwiek datki, opłaty, pieniądze od tych ludzi. Nie powinien Kościół paść się na grzesznikach. 
20 października 2015, 10:05
Rabin się pewnie nie obrazi:)  Moim zdaniem to jest kwestia wrażliwości. Jakbyś miał w rodzinie, albo miałbyś mamę i ojczyma który cię kocha i widziałbyś że nie moga przystępować do komunii to inaczej byś patrzył na sprawę. Ale spoko, nie będe cię przekonywał. 
20 października 2015, 10:06
Jest to skrajna opinia, ale pewnie trochę w tym sensu jest. Pozdrawiam
20 października 2015, 10:07
Skończy lepiej ten wątek. Nie ma sensu dyskutowac o przyczynach rozwodów i powodach zawierania drugich związków. Informacje są ogólnie dostępne. Pozdrawiam!
20 października 2015, 10:18
Bazyli, a ty jesteś żonaty ateista, ateista rozwodnik czy ateista kawaler?
20 października 2015, 11:29
Bez poznania przyczyn rozwodów i drugich "małżeństw" nei ma szans na diagnozę i praidłowe leczenie. Lecznie objawowe, jakiego obecnei wielu sie domaga, to jak bólu środkami przeciwbólowymi. Daje chwilową ulgę, ale nie leczy choroby i ból uderza często ze znacznie większa siłą.
20 października 2015, 15:11
Gdyby Kościól powiedział ludziom prawdę czyli, że nikt tak naprawdę nie jest żadnym grzesznikiem tylko za takich Kościół ich uznał (a ci przyjęli to na słowo), to straciłby wiernych. Aż dziw bierze, że ludzie z taką łatwością przyjmują, że są po prostu "źli". Przez to tak nisko o sobie myślą. I jak pojawi się ktoś, kto będzie o sobie myślał dobrze (choćby z ogromnej wdzięczności za to kim jest i po co tu jest), to wielu go do diabła pośle albo diabła w nim zobaczy. Jak łatwo przyszło Kościołowi umniejszyć wartości Człowieka, Istoty Stworzenia.   
20 października 2015, 15:13
Jasne, prawdę napisałeś. Ale co z tego jak Prawo jest ważniejsze niż Człowiek. 
20 października 2015, 15:20
Przyczyną rozwodów jest przekonanie, że na zewnątrz istnieje coś, co odsłoni wewnętrzne poczucie braku.
20 października 2015, 15:30
Otóż to. I dopóki ludzie będą myśleli, że pisane zewnętrzne prawo jest ważniejsze od ich wnętrza, tj. od prawa naturalnego, to Kościół będzie się cieszył ilością wiernych.
20 października 2015, 18:14
Napisałeś: Raczej rzadko się zdarza że ktoś idzie szukać drugie związku bo pojawiają się problemy w pierwszym. To uważasz, żę ludzie szukają drugiego związku gdy w pierwszym jest dobrze?
20 października 2015, 18:21
Piękne podsumowanie: Bazyli, Miłość i Ivory... wpólnie zgodni w ataku na człowieka wmawiający mu że jest bogiem a wszelkie wyrzuty sumienia pochodzą z nauki księży gdyz sam z siebie człowiek nie poczuje, że zrobił drugiemu coś złego.
20 października 2015, 18:41
Widocznie ktoś ma niedosyt w pierwszym bardzo udanym związku, i chce żeby w drugim związku było jeszcze lepiej;)) I taki ktoś będzie tłumaczył to wielką miłością a tymczasem za tym może się kryć zwyczajny brak odpowiedxzialności i brak rozumienia czym jest w istocie miłość, to nie są wcale odosobnione przypadki.
20 października 2015, 19:30
T7HRR, nikt tu nie zaatakował człowieka. Gdzie Ty widzisz jakiś atak? Człowiek tak naprawdę myśli, że robi drugiemu "źle", a sobie to de facto czyni. Tak samo, gdy myśli, że robi drugiemu "dobrze" - tu znów sobie to robi. Kiedy poobserwujesz siebie jak się czujesz w momencie czynienia komuś czegoś, co Ty nazywasz dobrem czy złem, będziesz wiedział, że czynisz to albo z miłości, sympatii, współczucia, poczucia szczęścia, spokoju czy radości (Bóg) albo ze strachu, potrzeby, poczucia braku (Szatan). 
20 października 2015, 22:34
Ja jestem święta dziewica z sześciorgiem dzieci. Przecież wierzysz w takie durnoty, prawda?
20 października 2015, 22:37
Ale umiesz czytać ze zrozumieniem? Czy może usłyszałeś natchnione głosy które Ci te brednie mówią w głowie a Ty je powtarzasz? A może gadałeś za gorejącym krzakiem? 
20 października 2015, 22:44
Bazyli, nie musisz odpowiadać jeśli nie chcesz ale skoro już odpowiadasz to dlaczego sobie drwisz? Pytanie było proste widać cię jednak przerosło.
20 października 2015, 22:46
W taki bowiem sposób te osoby tłumaczą swoje wyrzuty sumienia.
20 października 2015, 22:47
To już pewna prawidłowość u ciebie - jak się denerwujesz tracisz rezon i robisz się kpiąco/cyniczno/szyderczo/ nieuprzejmy. Z siebie się wyśmiewasz i pokazujesz bezradność.
20 października 2015, 22:49
Czy pytasz czemu Twoja religia drwi sobie z wyznawców wmawiając dziewictwo kobiecie posiadającej wiele dzieci? Odpowiadam: bo ma Ciebie i innych wyznawców za owieczki.  Czemu pozwalasz drwić ze swojego rozumu Twojej religii?
20 października 2015, 22:58
Głupota nawet ta religijna powinna mieć jednak granice. Jak czytam te wasze wypociny o skaramentach i czy mozna je przyjmować jak i kiedy, to tradycja głopoty katolickiej mimo XXI wciąż jest na poziomie żydowskich plemion koczowniczych. 
20 października 2015, 23:04
Dlaczego zmieniasz temat i nie odpowiesz na zadane pytanie odnośnie ciebie samego? Wolisz śmiać się z innych niż z siebie? Więc pytam ponownie: jesteś ateistą kawalerem, ateistą żonatym czy ateistą rozwodnikiem?
20 października 2015, 23:14
Euzebiuszu przecież już napisałem, jestem świętą dziewicą z sześciorgiem dzieci. 
20 października 2015, 23:23
Wniosek jest prosty - jesteś ateistą rozpustnikiem a piszesz o dziewicy bo tęskinisz za czystością. Dziękuję za odpowiedź.
20 października 2015, 23:34
Myślisz, że Maryja taka była? 
20 października 2015, 23:41
No cóż brak Twojej odpowiedzi Euzebiuszu świadczy, że tak właśnie o niej myslisz. Dziękuję za odpowiedź.
20 października 2015, 23:59
Jesteś ateistą rozpustnikiem uzależnionym od pornografii i alkoholu?
21 października 2015, 01:02
Łobuzie :-)
19 października 2015, 13:26
- Bracia, czy możecie szczerze i w imię Chrystusa powiedzieć, że są cudzołożnikami ci, którzy [w drugim związku] są wierni sobie np. 30 lat? Czy możecie powiedzieć, że powinni się rozstać, by dostać rozgrzeszenie i komunię? Albo że muszą zacząć być jak brat i siostra [czyli żyć bez seksu], choć przez te wszystkie lata żyli w takiej czułości? - pytał na synodzie bp Jean-Paul Vesco z Algierii
jazmig jazmig
19 października 2015, 14:59
Cudzołożnikiem jest każdy, kto współżyje seksualnie z inną osobą, niż współmałżonek. Nie można mieć jednocześnie 2 współmałżonków. Ten/ta drugi/-a to konkubent/-ka, a nie małżonek, a zatem tak, ci ludzie o których pytasz żyją w cudzołóstwie.
19 października 2015, 15:06
To nie ja :) To biskup na synodzie w Rzymie. To następca apostołów się pyta :) 
19 października 2015, 15:09
To nieprawda Jazmigu. W religii chrześcijańskiej istnieje PRZEKONANIE, że cudzołożnikiem jest ten, który współżyje seksualnie z inną osobą. Tak więc dana osoba NIE JEST cudzołożnikiem, ale za takiego może być UZNANA. W innych religiach czy kulturach dana osoba nie byłaby uznana za cudzołożnika. Reasumując: nikt nie JEST xyz, ale w pewnych kręgach UZNAJE SIĘ ZA xyz. A to ogromna różnica. 
TP
Tomasz Pierzchała
20 października 2015, 00:00
Nie bądź taki skromny.Z pewnością jesteś z nim w pełnej jedności.
AO
Agnieszka Odrzywolska
19 października 2015, 12:59
A co z małżonkami, którzy mają powód do sotoswania antykoncepcji? Ponieważ są sytuacje kiedy nie da się stosować metod naturalnych, albo kiedy się one nie sprawdzają - chyba najbardziej drastyczne tego przykłady to sytuacja po operacyjnym usunięciu szyjki macicy u kobiety, albo choroba nowotworowa. Rozwodnicy dostaną komunię, a ci , którzy w "legalnym" małżeństwie chcą po prostu pobyć razem ale muszą do tego stosować np. prezerwatywy jej nie dostaną?
19 października 2015, 13:13
A to dopiero przed nami... Czekam na dalsze propozycje.
19 października 2015, 09:03
Czyżby autor artykułu zapomniał o dzieciach, które nijak są nierozdzielne??? To jest to, co  różni Sakarament Małżeństwa od Sakramentu Kapłaństwa - mały człowiek, którego powołaliśmy na świat i za którego to OBYDWOJE odpowiadamy. Czymś zupełnie innym przecież jest porzucenie sutanny, czym innym porzucenie żony i dzieci.   
Robert
19 października 2015, 00:02
Spośród poruszonych kwestii, napewno zgadzam sie z tym, ze potrzeba większą troska duszpasterską objąć narzeczonych, czyli jak ich nazywa KPK - nupturientów. Trzeba na pewno mocniej przyjrzeć się, jak są prowadzone kursy przedmałzeńskie, jak wygląda spisywanie protokołu przedslubnego itp. Warto by było przeprowadzić przynajmniej podstawowe badania psychologiczne i medyczne, aby stwierdzić, ze kandydat do małzeństwa nie ma zaburzeń osobowości, choroby psychicznej, lub choroby, która moze powaznie zakłócic trwanie w zwiążku małzeńskim. Jednakze w wielu przypadkach, to sami narzeczeni sa sobie winni, ukrywwając rózne ważne sprawy przed księdzem i sobą nawzajem, wymuszaja na księżach przyspieszone załatwianie procedur, załatwiają lewe zaświadczenia o odbyciu kursu przedmałzeńskiego, a potem maja pretensję ze ktos im czegos nie powiedział.. A dlaczego tak robia - bo chca wziąc ślub, a nie dlatego że chcą być sakramentalnym związkiem. Bo nie mają wiary!!! Traktują ślub jako formalność potrzebną do tego, by nie czepiała sie mama, teściowa, babcia i ksiądz po kolędzie. Dlatego zamiast wymyślać nowe definicje nierozerwalności należy najpierw zabrac się za ewangelizację tych młodych. Jeżeli narzeczeni mieszkają razem i nie biorą ślubu - to nie z powodu braku pieniędzy, ale z powodu braku wiary. jezeli młodzi ludzie dopuszczaja późniejsze rozejście sie z powodu np. alkoholizmu, czy zdrady, to dlatego, ze nie maja mocnej wwiary. Wiara jest fundamentem, gdy wiara pęka, następna w kolejce wali sie moralność, która jest zbudowwana własnie na fundamencie wiary. Kiedy wali się moralność, kiedy poszczególne zasady zostają złamane, wtedy zaczyna walić się życie i wtedy pojawiaja się przygłupawe pomysły, zeby ratować walący sie gmach zycia pseudo środkami takimi jak nowa definicja nierozerwalności, dopuszczaniem cudzołozników do Komunii, legalizacją nowych związków itp. Niestety, ale wszystkie 4 propozycje ks. Wojciecha nadaja się do kosza.
18 października 2015, 23:26
Pan Jezus objawiał się swego czasu wielkiej świętej - patronce Europy - Brygidzie Szwedzkiej. Żyła ona w XIV wieku, kiedy wydawać by się mogło, nauka Kościoła wciąż przypominała o śmierci, karze za grzechy i Sądzie, czyli tzw. rzeczach ostatecznych. A mimo to Chrystus ubolewał nad lekceważeniem przez ludzi Jego Boskiej Sprawiedliwości. Ciekawe, co by powiedział dzisiaj... Słowa Chrystusa do mistyczki św. Brygidy Szwedzkiej: "Zamek ten, o którym wyżej powiedziałem, jest to Kościół Święty, który ja Krwią moją i Świętych moich zbudowałem i wapnem miłości mojej złączyłem, i osadziłem w nim Wybranych i Przyjaciół moich. Fundamentem Kościoła tego jest Wiara święta, to jest wiara, że jestem Sędzią sprawiedliwym i miłosiernym. Ale teraz podkopany jest ten fundament, bo wszyscy wierzą we mnie i nazywają miłosiernym, ale jakby nikt nie wierzy ani nie opowiada, że i sprawiedliwie sądzącym jestem. Oni poczytują mnie jakoby za niesprawiedliwego sędziego. A niesprawiedliwy ten byłby sędzia, który by przez miłosierdzie złych nie karał, aby niezbożni sprawiedliwych tym więcej trapili i dręczyli. Ale ja jestem sprawiedliwym Sędzią i miłosiernym tak, że najmniejszego grzechu nie chcę mieć bez karania ani rzeczy dobrej najmniejszej bez nagrody. Przez te przebicia muru weszli do Kościoła mego Świętego ci, którzy bez bojaźni grzeszą, którzy nie uznają mnie za sprawiedliwego, a przyjaciół moich tak turbują jak tych, którzy są w okowach, nie mając pociechy tylko wszelką zelżywość i boleść jak i oni, którzy są od czarta opętani. Jeżeli prawdę o mnie powiedzą, hańbią ich i kłamstwo im zadają. Niektórzy chcą nauczać prawdy i bardzo pragną mówić o dobrych rzeczach, ale ich żaden słuchać nie chce."
18 października 2015, 23:31
jak ten cytat ma się do problemow ludzi rozwiedzionych i zyjacych w zwiazkach cywilnych?
18 października 2015, 23:45
Myślę, że rozumiesz doskonale, ale mimo to - wyjaśnię:) Jako argument za dopuszczeniem rozwodników w nowych związkach do Komunii Świętej podaje się czesto Boskie Miłosierdzie rozumiane jako przebaczenie bez konieczności nawrócenia, będące tak naprawdę zaprzeczeniem Boskiej Sprawiedliwości. Stąd moja refleksja. Pozdrawiam:)
18 października 2015, 23:55
dzieki za wyjasnienie. ja nie zauwazylem by boskie milosierdzie bylo argumentem. raczej fakt pomocy osobom ktore zyja i zyc beda w zwiazkach cywilnych i nie moga przyjac sakramentow. ale masz racje. temat jes trudny poniewaz dotyczy tego co boskie i tego co ludzkie. mimowszystko uwazam ze kosciol powinien rozwiazac ta sprawe bo teraz jest duzo rozdzwieku i kazdy mowi co innego.
MP
Maciej Paszewski
18 października 2015, 23:03
Mam pytanie jakby obok tekstu, który swoją drogą uważam za bardzo ciekawy. Przy odmowie rozgrzeszania dla rozwodników w nowych związkach decyduje brak postanowienia poprawy. A co z wszelkimi nałogowcami; palaczami, alkoholikami itd. 30 Lat temu uczono mnie, że palenie to grzech przeciw piatemu. Współczesna wiedza medyczna tylko to potwierdza. Dlaczego palacze dostają rozgrzeszenie i dostęp do Komunii? Gdzie jest różnica?
18 października 2015, 23:28
w tym ze tu chodzi o cudzołóstwo a to jest ogromny problem 
MP
Maciej Paszewski
19 października 2015, 08:27
Dlaczego nie cudzołuż jest ważniejsze od nie zabijaj?
19 października 2015, 09:00
Np róznica jest w dobrowolnosci grzechu - czy palcza dobrowlnie pali, czy też pali pod wpływem nałogu? To jest róznica w ocenie winy. Kwestia żalu za grzechy, bo o ile palcz w szponach nałogu pewenie złąuje, iz zaczłą palić, to trudno wymgać odo osoby, która drugie "małżeństwo" uznaje za dobre, aby w konfesjonalae mowila iż popełnila błąd wychodząc cywilnei za mąż. A i co wazne przeważnie cudzołóstwo tez zabija.
19 października 2015, 11:21
Nie jest - jeśli powie: nie chcę więcej cudzołożyć lub nie chcę więcej zabijać - zostanie potraktowany tak samo.
19 października 2015, 13:19
Tak, tylko musi nie uprawiać seksu z żoną którą kocha i której jest wierny od kilkunastu lat i z która ma dzieci... :)
MP
Maciej Paszewski
19 października 2015, 16:07
Nie satysfakcjonuje mnie ta odpowiedź. Czy siła nałogu jest silniejsza ( i nie do opanowania) od siły pragnienia bycia na stałe z kimś bliskim? W tle jest pytanie kim jest osoba w drugim związku. Inaczej się patrzy jeśli wstawia się w to miejsce kogoś kto porzucił małzonka (z dziećmi), inaczej gdy jest to ten porzucony małżonek (z dziećmi). Doskonale rozumiem logikę Kościoła w sprawie rozwiedzionych, tylko wydaje mmi się, że jest ona stosowana niekonsekwentnie.
19 października 2015, 20:45
Problem polega na tym, że znacznie dłużej zdradza pierwszą sakramentalną żonę - a Pan w kółko, co prawda zdradzę jedną żonę ale drugiej jest, wierny...
JM
Jan Młynarczyk
18 października 2015, 22:53
Nareszcie ktoś "napisał głośno" to o czym od dawna po cichu rozprawiamy i odważnie przedstawił jakieś propozycje rozwiązań. Rzecz jasna - do dyskusji, ale może zacznie się teraz bardziej otwarta rozmowa na łamach deon.pl. Dziękuję za tę odwagę!
RB
Rafał Borowski
18 października 2015, 20:29
Czy postawiłeś na wadze miłosierdzie i sprawiedliwość?
18 października 2015, 21:00
To było do no-name. Nie ogarniam jeszcze tego nowego-starego  systemu komentowania…
18 października 2015, 21:03
czy można je sobie przeciwstawiac? moim zdaniem nie, bo sprawiedliwość Boża wzięła pod uwagę naszą słabość; sprawiedliwy Bóg jest jednocześnie miłosierny, gdyby nie był miłosierny, nie byłby sprawiedliwy
no_name (PiotreN)
18 października 2015, 22:09
Pozwól, ze odpowiem Ci fragmentem mojej wypowiedzi z innego wątku: "Miłosierdzie Boże jest nader często mylone z pobłażliwością wobec zła, przekreślaniem sprawiedliwości, czy zwykłym ludzkim wzruszeniem. Zaś jego fundamentem jest zawsze PRAWDA, ona zaś jako przymiot Boga jest niezmienna (w tym aspekcie odsyłam Pana do wypowiedzi sekretarki Bożego Miłosierdzia- św. s. Faustyny)" Miłosierdzie Boże nie istnieje bez sprawiedliwości. Podobnie jak i miłość. W "Dzienniczku" św. s. Faustyny znajdziesz więcej na ten temat. Polecam :)
TT
tes tes
18 października 2015, 19:54
Doskonały tekst!
18 października 2015, 22:13
zgadzam się! 
19 października 2015, 13:07
I ja uważam, że tekst napisany jest uczciwie i przemyślenia w nim zawarte płyną z mądrości ks. Wojciecha. Odwołam się jeszcze raz do cytatu: "Jeśli przebaczycie ludziom ich przewinienia, i wam przebaczy Ojciec wasz niebieski. Lecz jeśli nie przebaczycie ludziom, i Ojciec wasz nie przebaczy wam waszych przewinień." (Mt 6,14-15) Wiedząc, że Ojciec Niebieski trwa w jedności z Synem Bożym wola Syna, tj. wola Człowieka jest zawsze zgodna z wolą Boga. Dlatego Kościół jakiegokolwiek prawa by tutaj nie wprowadził, to i tak będzie ono prawem pisanym ręką człowieka, a więc niższym w hierarchii niż prawo niepisane, Prawo Boże.  Jestem pewna, że przedstawiciele Kościoła, ale również znaczna część jego wiernych zdaje sobie  sprawę, że to, co jeszcze dziś nie wydaje się komuś służyć, w szerszej Bożej perspektywie zawsze mu służy. Służy jego rozwojowi, jego ewolucji. A ta jak wiemy jest zamysłem Boga, dynamiką Życia.
18 października 2015, 19:44
a mnie zastanawia jedna rzecz: Papież wygłosił ostatnio homilię, gdzie prosił Boga, aby uchronił nas przed uczonymi, którzy zapomnieliby o darmowości zbawienia; pomyślałam: no tak, Bóg jest Wolny, może zbawić wszystkich, nie potrzebuje naszego "przyzwolenia", żeby zbawić nieochrzczonych, nie przestrzegających Dekalogu i innych niewiernych (bardzo lubię ten fragment z listu gdzie Bóg wzywa nas do działania w taki sposób jakbyśmy mieli być sądzeni przez prawo wolności Jk) pytanie: skoro Bóg jest Wolny i może zbawić kogo chce, dlaczego my jako Kościół musimy stawiać granice? dlaczego mówić komuś: kto umrze w grzechu ciężkim, pójdzie do piekła! etc etc a w artykule najbardziej podoba mi się puenta
jazmig jazmig
18 października 2015, 20:31
Granice ludziom postawił Bóg, a nie Kościół. Po to przekazał nam przez Mojżesza Dekalog.
18 października 2015, 21:01
zgadza się, Bóg ustanowił Prawo i On sam jest jego Panem (jak mówi w ewangelii o łuskaniu kłosów w szabat), może z nim robić, co chce
18 października 2015, 22:01
Błędne myślenie, Jazmigu. Pamiętaj, że Ty UWIERZYŁEŚ, że Bóg przekazał Dekalog przez Mojżesza. Nie sprawdziłeś tego i myślę, że sam nie bardzo jesteś w stanie to sprawdzić. W każdym razie - nie wiesz tego, tylko wierzysz, bo ufasz temu, co podają "autorytety". To, co wiesz na pewno to fakt, że granice ludziom ustanawia Kościół - tu wystarczy posłuchać hierarchów i dostrzec jak są one przesuwane.
no_name (PiotreN)
18 października 2015, 22:23
Witaj Olu. :) Ja też uwierzyłem, że Pan Bóg przekazał dekalog na kamiennych tablicach Mojzeszowi. :) Czy coś zmieniło sie w temacie od ponad 3000lat? Przekazał komuś innemu? ;) Pozdrawiam :)
M
Milosc
18 października 2015, 23:41
Witaj Piotrku :) Ano widzisz - uwierzyłeś i też nie sprawdziłeś, a zwyczajnie zaufałeś czyimś słowom. :) Wiem, że moje rozpoznanie, moja prawda będzie różna od tej, którą Ty uznajesz/uznawałeś dotąd za prawdę, ale pozwolę się podzielić z Tobą tą wspaniałą wiadomością, z którą będziesz mógł zrobić co zechcesz, ale zapewne choć skłoni Cię do pochylenia się nad nią. :) Otóż Bóg nie jest tylko Panem Życia na zewnątrz, tzn. NIE JEST OSOBĄ, Piotrku. Nie jest osobą, która coś mówi, coś daje, coś nakazuje czy zakazuje, kogoś osądza, a kogoś potępia, kogoś kocha, a kogoś poskramia. Taki Bóg sam przyznasz przypomina aż nadto człowieka, czyż nie? Taki Bóg został dla odwrócenia uwagi (a miałeś być czujny!:)) stworzony na obraz i podobieństwo człowieka. A przecież jest odwrotnie! To Ty jesteś stworzony na Jego obraz i podobieństwo. Ty i ja i wszystkie istoty na równi. :) A skoro na podobieństwo, to Bóg jest Twoim WEWNĘTRZNYM Życiem, które manifestuje się na zewnątrz. Twoją wewnętrzną Mądrością, Bezwarunkową Miłością, Spokojem, Radością.  Stąd też kiedy kochasz, to wszystko wokół się raduje, czyż nie? :) A zatem Niebo, Królestwo Boże to stan umysłu, stan duszy. A piekło to stan umysłu będącego w strachu, że coś robisz nie tak, że coś pójdzie nie tak, że coś niedobrego się wydarzy, że coś potrzebujesz i tego nie masz itp.  Wiesz, że Bóg jest Miłością. Słyszałeś to tak wiele razy, pewnie pisałeś to nieraz również, żyjesz tą prawdą na co dzień, a jednak dotąd nie "usłyszałeś" tego głosu w sobie mówiącego Ci, że Miłość nie jest Osobą, prawda? Takie niedzielne rozważanie dla Ciebie. :) I piosenka :) https://www.youtube.com/watch?v=uCKT5U7rHp8
no_name (PiotreN)
19 października 2015, 00:12
Dziekuję za piosenkę Olu. :)) A w temacie odpowiem Ci jutro, po przemyśleniu, tego co napisałaś. :) Śpij dobrze. ;)
19 października 2015, 13:27
Człowiek ma przestrzegać Prawa i drugiemu człowiekowi o tym Prawie mówić. Bóg nie potrzebuje naszego przyzwolenia, potrzebuje ich przyzwolenia - nie zrobi tego wbrew ich woli. Miłosierdzie w sprawach zabawienia naży do Boga, do ludzi przestrzeganianie przykazań... poczynająć od największego
no_name (PiotreN)
19 października 2015, 21:52
Cześc Olu. :) Napisałem do Ciebie wiadomość. :)
20 października 2015, 00:06
Dziękuję serdecznie. :)
18 października 2015, 18:20
1) Porównaie z Chrztem... pięknie tylko jaki będzie skutek uznania przez Boga rozerwalności - Piekło, a w przypadku Skaramentu Małżeństwa - per analogiam niebo???? 2) Wywalmy dotychczasowe nauczanie co do oddalania żony w przypadku zdrady oraz nauczania Jezusa o konieczności przebaczania. I fajnie tylko czy zdradzający ma prawo do nawrócenia? I po jakim czasie? 3) Proszę popatrzeć na historię tegho rozwiązania w prawawosławiu, po prostu jeden z Cesarzy potrzebował legalizacji kolejnego związku... to nie kler naciskał... 4) Czy jeśli żóna pozwala mężówi chodzić na dziwki - i oboje są za - ona ma spokój a on zaspokojenie - onie sobie wybaczają... to Kośicół też?
18 października 2015, 17:50
Testuję nowe logowanie. Może teraz się uda. Szkoda, że zniknęły po raz drugi wszystkie wcześniejsze komentarze.
RB
Rafał Borowski
18 października 2015, 17:46
Podoba mi się logiczne myślenie ks. Wojciecha Węgrzyniaka i sprawiedliwe oraz uczciwe podejście do tematu. Jest taki deficyt tego w świecie, że doceniam tym bardziej trzeźwy, zdroworozsądkowy rozum w służbie Bogu i nie tylko.
no_name (PiotreN)
18 października 2015, 19:49
Zawsze ceniłem sobie Twoje uwagi i przemyślenia zamieszczane na tym portalu. Bo zawsze dotychczas wydawały się być zgodne z nauczaniem Kk i niemniej co ważne były zdroworozsądkowe. Dlatego zupełnie nie mogę zrozumieć, jak w zgodzie z samym sobą możesz obecnie pisać: "Podoba mi się logiczne myślenie ks. Wojciecha Węgrzyniaka i sprawiedliwe oraz uczciwe podejście do tematu. Jest taki deficyt tego w świecie, że doceniam tym bardziej trzeźwy, zdroworozsądkowy rozum w służbie Bogu i nie tylko." Użycie przez Ciebie w stosunku do artykułu takich jak powyżej epitetów jest jak dla mnie wybacz ale jakimś zupełnym nieporozumieniem. :) Może zapoznaj się z linkami, które zamieścił poniżej Użytkownik Eilinel. Jest szansa, że one roztrzygną jakieś Twoje wątpliwości.  Pozdrawiam Rafale. :)  
RB
Rafał Borowski
18 października 2015, 20:38
Patrzysz tylko przez pryzmat praw ludzkiego świata?
no_name (PiotreN)
18 października 2015, 21:59
Ta materia zajmuje mnie Rafale od wielu lat i na wielu płaszczyznach. Oczywiście nie sądzę, abym patrzył na sposób, który tu sugerujesz. Ale czy mógłbyś dokładniej dookreślić, co masz na myśli pisząc powyższe?
18 października 2015, 17:34
I zupełnie przy okazji - zadziwia mnie swiat, gdy pożądanie kobiety  zameżnej czy żonatego mężczyzny uznaje się za współczesną cnotę, a trwanie w wiernosci za jakąś karę nie do zniesienia. Gdy wiązanie sie z osobą zwiazana wczesniejszym wezłem małezńskim uznaje sie za dobro, czyli jawnie odrzuca się nierozerwalnosć małżeństwa, nazwyając sie przy tym katolikiem. Pewnie bardzo wierzacym, religijnym, lecz odrzuczanym przez Kosciół. Gdy katolicy gledzą nieustannie o doczesnym szcześciu i realizacji siebie w świecie (rodzinie) zapominając, iz mają obowiązek nieśc swój krzyz tylko dlatego iż zbawienie przyszło przez Krzyż. Nie przez doczesne szczęście czy rodzinę.
TT
tes tes
18 października 2015, 19:58
Pamiętaj jedno,praktycznie jedynym warunkiem abyniesakramentalny"nie byl skazany na piekło(co pieknie napisał autor artykułu)jest zakaz SEKSU,pozostale warunki są nietrudne do spełnienia!
18 października 2015, 23:34
i tego nie rozumiem. moze miec druga żone, wspolny dom, slub cywilny i takie samo nazwisko i byc w stanie laski. a wystarczy ze wspolzyja to juz potępieni... trochę to nielogiczne i zaprzeczające samemu sobie
19 października 2015, 07:17
To oczywiscie nie jest jedyny warunek i oczywiscie sytacja dotyczy wąskiej grupy osób, dla ktorych rozstanei sie fizyczne przyniosłoby nap. cieprienie dzieci. Ale nawet, gdy by to był jedyny warunek, tak jak piszesz, to po co bylaby ta cała dyskusja? Życie jak brat z siostrą i temat zalatwiony. Otóż nie, bo w calej dyskusji nie chodzi o Komunię św, ale o uznanie iż drugie, trzecie małżeństwo jest tak samo dobre jak to sakramentalne. Chodzi o uznanie, iz cudzołostwo nie jest cudzołostwem, a wiazanie się z inną osoba niz małzonek jest dobrem.
19 października 2015, 07:19
Pokuta zwana brakiem seksu np. przez 30 lat? Ma sens.
19 października 2015, 11:57
Pod warunkiem, że ktoś wiedziałby jak przetransformować energię seksualną. W przeciwnym razie taka pokutna wstrzemięźliwość dla idei byłaby wyparciem, a to z kolei prowadziłoby do zaburzeń, których nie życzylibyśmy nikomu.
18 października 2015, 17:10
w konteście tego i wielu innych dyskusji, zacznijmy w koncu dyskutowac na poważne tematy. Po pierwsze, iż Bóg kompletnie sie pomylił w pomyśle na małżeństwo jako jedno ciało. Ale nie tylko w tym sie pomylił, bo przecież człowiek wie lepiej od Boga, iz mozna to co Bog pobłogoslawił rozerwać. Powodów znajdzie się cały katalog. Jest jeszcze jeden wątek - otóż ciagle pojawia się "problem ojca miłosiernego i tego niedobrego starszego syna" Ok, ale popatrzmy na taki przykład: mąż zdradza swoją zonę, wyprowadza sie do kochanki. Żona nie wytrzymuje, wnosi o cywilny rozwód, sprawe wygrywa, zwiazuje sie innym "opiekuńczym" meżczyną, tworza "udany" zwiazek cywilny. Po 20 lat jej mąż (sakramentalny) sie nawraca, kończy swój romans i skruszony usłyszaną przypowieścią chce wrócić do żony. Czuje sie jak ten młodszy syn, co zmarnowal ojcowski (w tym wypadku małżeński) majątek i chce wrócić. Co, ci co tak co i rusz wyzywają tu niektórych od starszych synów proponujecie żonie (sakramentalnej)? Ma przyjąć meża sakramentalnego i razem ze swoim nowym cywilnym stworzyc udany "trójkącik"?
18 października 2015, 16:13
"Zdradzony może wybaczyć, ale nie musi." A co drogi księże na to Jezus???? - Ile razy mam wybaczyć?
TP
Tomasz Pierzchała
18 października 2015, 14:43
"Rozwodnik przyjdzie, żałuje, ale nie dostanie rozgrzeszenia."A poprawę obiecał?Nie obiecał, bo dalej zamierza żyć w cudzołóstwie.Dlaczego więc ma dostać rozgrzeszenie?Dlatego,że upijający się alkoholik je dostał?
18 października 2015, 15:04
Nie. dlatego ze Kosciol nie ma dla niego rozwiazania. Porzucenie rodziny, dzieci tylko po to by "nie cudzołożyć" jest rozwiazaniem nie do  zaakceptowania dla osob ktore chcą być rodzicami i szcęśliwymi małżonkami. Mówienie 20 letniej dziewczynie którą mąż opuścił że ma do końca życia być sama albo zapisać  się do wspolnoty Schar jest hmm... no właśnie na tyle słabe że poszukuje się rozwiązań problemu.
TP
Tomasz Pierzchała
18 października 2015, 15:59
Niechże więc będą szczęśliwi jako małżonkowie i rodzice skoro tego chcą,lecz co to wspólnego z katolickimi regułami gry.Niechże 20 letnia dziewczyna po rozwodzie szuka szczęścia w nowych związkach jak tylko długo chce lecz niech przy tym nie udaje,iż z nauką Kościoła jest jej po drodze.Kościół nikogo do niczego nie zmusza, kto jednak zaakceptował Jego zasady niech się ich trzyma.Kościół jest zbyt cenny by go dostosowywać do poziomu ludzkiego upadku.To człowiek ma się dostosować, nie Kościół.I to właśnie jest w Nim najcenniejsze.Oby takie zostało. 
18 października 2015, 17:11
Ale przecież wiążąc sie kilka lat temu był swiadomy swojej sytuacji i znał konsekwencje swoich działań?
jazmig jazmig
18 października 2015, 17:12
Mój drogi, albo jesteś katolikiem, albo nie. Katolika obowiązują konkretne nakazy i nauki Pisma Świętego, a w tym przypadku Jezus wyraźnie powiedział, że kto by sobie wziął nową żonę, popełnia cudzołóstwo. Natomiast św. Paweł napisał jasno: nie wejdzie do Królestwa Niebieskiego (tzn. trafido piekła) m. in. cudzołożnik. Żadne twoje i innych wygibasy intelektualne tego nie zmienią. Chcesz żyć w zgodzie z Bogiem? Masz tylko jedno wyjście: zrezygnować z życia w grzechu śmiertelnym. Nie podobają ci się zasady KK? Przenieś się do protestanckich lub prawosławnych wspólnot.
18 października 2015, 18:12
"Kościół jest zbyt cenny by go dostosowywać do poziomu ludzkiego upadku." Czyż nie zależy to od tego, który miarą mierzy?
TP
Tomasz Pierzchała
18 października 2015, 19:23
Apage Satanas
19 października 2015, 11:58
A nie będą się potem katolicy martwić, że coraz mniej osób jest w Kościele?
18 października 2015, 14:30
Ten tekst ukazał się już na łamach internetowego Gościa Niedzielnego i wywołał stanowczy opór. Polecam komentarze pod tekstem:  http://blog.gosc.pl/ksWojciechWegrzyniak/2015/10/10/w-sprawie-koscielnych-rozwodow oraz świetną polemikę ks. Wojciecha Parafianowicza http://gosc.pl/doc/2758022.Gloszenie-opiniotworcze. Przeczytajcie zanim powyższy tekst do reszty namiesza wam w głowach.
18 października 2015, 15:06
Główną myślą x. Parafianowicza jest krytyka księdza że dzieli się swoimi niepewnościami... Mega słaba "ta świetna polemika".  A co dopiero ks. Parafianowicz by powiedział na te głosy biskupów na synodzie w Rzymie. Tam to dopiero się dzieje. :) 
TP
Tomasz Pierzchała
18 października 2015, 14:17
Zaiste trzeba mieć wyjątkowy nadmiar dobrej woli by uznać,iż słowa płynące z ust kapłana katolickiego,iż grzech cudzołóstwa jest naturalnym i najlepszym rozwiązaniem dla rozwodnika, tak jak proteza dla osoby pozbawionej nogi nie są przejawem skrajnej nieodpowiedzialności.Próba zaś redefiniowania definicji nierozerwalności małżeństwa na potrzeby ułatwienia realizacji czyjejś chuci jest zwyczajnie obrzydliwe.   
18 października 2015, 15:09
chciałem tylko napisać, że z tej chuci twoich rodziców ty się narodziłeś. Dobieraj lepiej słowa, ponieważ rozwodnicy w nowych związkach też pragną mieć szczęśliwą rodzinę i być częścią Kościoła. Więcej szacunku. 
TP
Tomasz Pierzchała
18 października 2015, 16:06
Niech mają i będą ale z dala od Stołu Pańskiego.Znali zasady.Chcącemu nie dzieje się krzywda.To właśnie jest szacunek.Zaś cudzołóstwo to cudzołóstwo.
jazmig jazmig
18 października 2015, 17:02
Nie można być częścią Kościoła będą w grzechu śmiertelnym, poczytaj listy św. Pawła, ale również Jezus mówi, że gdy ktoś nie posłucha upomnień Kościoła, powinien być z niego usunięty, tzn. ignorowany przez Kościół jak cellnik.
18 października 2015, 18:36
Karmel, gdyby Jezus myślał tak jak Ty, to nikt by przy stole z Nim nie zasiadł. Ustawiłby kogoś na bramce i sporządził listę: ten nie, bo nie święcił czołgów, ten nie, bo nie spalił żadnej czarownicy, ten nie, bo użył prezerwatywy i nie żałował, ten nie, bo nie dał nikomu pięścią w twarz za obrazę majestatu Jahwe, ten nie, bo z lubością jadł kurczaka w piątek, ten nie, bo po ślubie okazało się, że się tylko na chwilę zauroczył a nie pokochał tej, co była mu przeznaczona, ta też nie, bo dziewictwo straciła zanim wyszła za mąż i tamta też nie, bo to jawnogrzesznica, nosiła krótkie spódniczki, czym ewidentnie kusiła biednych mężczyzn i jeszcze z nimi radośnie gaworzyła... Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność - ilu ludzi, tyle paragrafów... I gdyby tak już wszystkich wykluczył, to usiadłby do wieczerzy przy posilku przygotowanym przez Jego Matkę "pochwaloną Maryję zawsze dziewicę". Ale nie mam pewności czy jedliby razem... A Ty jak myślisz?
TP
Tomasz Pierzchała
18 października 2015, 18:52
Apage Satanas
18 października 2015, 18:57
Bo mam rację? :-)
TP
Tomasz Pierzchała
18 października 2015, 18:59
Apage Satanas
18 października 2015, 19:53
Jak nie masz argumentów, to szatana szybko wyznajesz? Ty chciałbyś do stołu Pańskiego innych nie dopuścić, ale jesteś przekonany, że sam to na bank zasługujesz, tak? Takie poczucie lepszości to czy co? A jeśli tak, to w czym?
18 października 2015, 22:10
Karmel, jak nie wiesz co pisać to zamilknij. 
18 października 2015, 22:12
poczytaj naszych konserwatywnych poslkich biskupów. NAwet Gądecki nie wyklucza rozwodników z Kościoła. A ty tak. Niezły jesteś. Powodzenia!
jazmig jazmig
18 października 2015, 13:57
5. Autor jak napisałem na początku, fałszywie przedstawia rzeczywistość.  Jeżeli ktoś zamordował swoją żonę po to, żeby legalnie wziąć ślub z inną kobietą, to nie może dostać rozgrzeszenia, jeżeli nie spełni pokuty polegającej na dożywotnim celibacie. Taki warunek rozgrzeszenia jest oczywisty dla każdego rozsądnego człowieka. Jeżeli jednak przyczyna zabójstwa żony była inna, to po spełnieniu warunków (żal, postanowienie poprawy, pokuta) nie ma przeszkód dla zawarcia nowego związku małżeńskiego. Jezus przyszedł na ten świat, aby nas zbawić, a nie wprowadzić filozofię życia: hulaj duszo, piekła nie ma!
18 października 2015, 14:21
ale pojechałeś z tym rozgrzeszeniem jako celibacie do końca życia. gdzieś to wyczytał? 
jazmig jazmig
18 października 2015, 16:59
Pokuta ma naprawić popełnioną winę. Jeżeli ktoś coś ukradł, to musi naprawić szkodę, czyli zwrócić skradzioną rzecz lub jej równowartość. Jeżeli zabił, to musi naprawić krzywdę rodzinie osoby zabitej - jakoś im pomagać lub podobnie. W dyskutowanym przypadku, jedyna możliwa pokuta to dożywotni celibat, inaczej Kościół akceptowałby zbrodnię, bo grzesznk z błogosławieństwem Kościoła osiągnąłby cel swojego grzechu.
18 października 2015, 21:23
Jezus przyszedł na świat, by zdjąć z człowieka ciężar grzechów, tj. MYŚLENIA o sobie, że jest się człowiekiem grzesznym. Sam o sobie wiedział, że jest jednym z Bogiem, a więc miał świadomość dziecka Bożego, tj. istoty bezgrzesznej. W przeciwnym razie jak się zastanowisz - "kto pierwszy jest bez grzechu, niech rzuci kamień" - nikt nie rzucił, bo myślał, że jest grzeszny, a sam Jezus, gdyby też o sobie myślał jako o grzeszniku, to by nim rzucił. A tego nie uczynił. A przecież wiemy, że w świątyni wpadł w gniew, a ten w religii jest uznawany za grzech, prawda? Tak więc widzisz - to świadomość, że jest się jednym z Bogiem czyni Cię też świadomym, że nie jesteś żadnym grzesznikiem, a Synem Bożym, który przyszedł tu po to, by wybawić innych z jarzma myślenia o sobie "grzesznik", po czym wraca do Ojca czyli symbolicznie demonstruje innym, że zbawienie (a więc uwolnienie się z niekorzystnego stanu) należy do nas samych. I w tym sensie  naśladowcy Chrystusa wspierają innych, gdy dzieje im się źle - podtrzymują na duchu, pocieszają, pomagają, by ich wybawić, a nie patrzeć im dokopać, by czuli się jeszcze gorzej. Religia niestety zniekształciła tę przepiękną symboliczną naukę Chrystusa uzależniając swoich wiernych (wciąż nazywając ich grzesznikami!) od kościelnych "wybawców". Im gorzej człowiek o sobie myśli, tym cięższe jego uczynki. A by żyć w jedności z Bogiem trzeba przecież mierzyć wysoko. :-)
18 października 2015, 22:07
Z tego co mi wiadomo to pokutę daje ksiądz w konfesjonale po wysłuchaniu grzechów i rozpatrując każdego indywidualnie. a jak czytam ciebie to ty na wszystko masz gotową odpowiedz lub wyrok. Trochę mnie to przeraża.
jazmig jazmig
18 października 2015, 13:56
Ten tekst wskazuje, jak jego autor nieprawidłowo formułuje problemy, a w efekcie jego wnioski są fałszywe. 1. sprawa ślubów: małżeńskich, kapłańskich oraz zakonnych. Ślub złożony Bogu lub przed Nim wiąże człowieka na cały okres, na jaki został złożony. Małżonkowie ślubują sobie wierność i że siebie nie porzucą do końca życia, ale księża ślubują celibat do końca życia, a zakonnicy i zakonnice składając śluby wieczyste czynią to samo. Ergo: nikt nie może zwolnić z tych ślubów, nawet papież. 2. Co złego zatem jest w tym, żeby porzucona małżonka, samotnie wychowująca dziecko, której ex ma już nową kobietę a nawet może i dzieci, związała się z mężczyzną? Zło będzie w grzechu cudzołóstwa, którego zabrania Bóg w VI przykazaniu Dekalogu. Jezus i św. Paweł wyraźnie to sformułowali. Nikt nie ma mocy, aby to zmienić, nawet papież, a tym bardziej autor. 3. nie wiem, czy sensownym jest założenie, że łaskę uświęcającą zyskuje się przez wstrzemięźliwość seksualną (sprzątać, mieszkać, gotować możesz, ale nie współżyć. Zapewniam autora, że w ten sposób można zapewnić łaskę uświęcającą. Wstrzemięźliwość seksualna powinna autorowi być znana, a jego wątpliwości wskazują na to, że nie jest u niego z tym najlepiej. Jednakże jest ona możliwa i nie stanowi aż tak wielkiego problemu, jak chce nam autor to wmówić. 4. Rozwodnik przyjdzie, żałuje, ale nie dostanie rozgrzeszenia. "Musisz przestać współżyć z żoną. Potem przyjdź po rozgrzeszenie". autor tu kompletnie odleciał i widać wyraźnie, że powinien wrócić na katechezę do podstawówki. KK nie zabrania współżycia z żoną!!!! Bóg, a nie KK, zabrania cudzołóstwa, o czym pisałem już wyżej. Z faktu, że inni grzeszą, wcale nie wynika, iż ja mogę grzeszyć. Jeżeli ktoś trwa w grzechu i nie zamierza z niego rezygnować, to powinien zastosować się do ostrzeżenia św. Pawła nt. niegodnego przyjmowania Ciała i Krwi Pańskiej.
18 października 2015, 14:18
Moim zdaniem to ty trochę "odleciałeś" i kompletnie nie zrozumiałeś co autor miał na myśli, jakich argumentów używał i do czego dążył. Ja to widzę tak: 1. Ksiądz jak nie chce być księdzem to może dostać zgodę na życie z kobietą i założenie rodziny. Rozwodnik nie może. 2. Nie zauważyłem że autor przypisuje sobie prawno do zmiany Ewangleii. Zadaje słuszne pytanie dlaczego porzucony małżonek nie może sobie poukładać życia i założyć szczęśliwą rodzinę? Zejdz z cytowania Ewangelii na wymiar ludzki i po prostu wczuj się w sytuację takich ludzi.  3. Moim zdaniem niepotrzbnie osądzasz że ksiądz ma problemy ze wstrzemięźliwością. Trochę to obraźliwe wysuwając takie wnioski. Zgadzam się ze stwierdzeniem że trochę to bezsensowne że żyją razem to nie grzech, ale jak współżyją to już tak. Jak dla mnie to osoba rozwiedziona nie powinna nawet mieć ślubu cuweilnego kolejnego bo to już grzech zgorszenia. sex nie ma tu nic do rzeczy. słabe to. nie kupuje tego. nie przerzekonuje mnie to. 4. nie odleciał tylko napisał jaka jest rzeczywistość. Kościół nie da ci rozgrzeszenia jak współżyjesz z żoną z którą cię łączy tylko związek cywilny. O to tu chdzi. czytaj ze zrozumieniem. Piszesz o cudzołóstwie. Pytanie tylko czy można nazwać cudzołóstwem rodzinę która żyje 20 lat ze sobą, ma trójkę dzieci i są szczęśliwi. Jedynie co, to fakt że ona jak miała 20 lat została porzucona przez męża i ułożyła sobie życie na nowo. Ty pewnie napiszesz, że tak - od 20 lat cudzołoży z nowym mężem. Dla mnie to nie jest takie proste. 
jazmig jazmig
18 października 2015, 16:48
Ivory, ja twierdzę, że ksiądz, który złożył śluby, w tym ślub celibat przed Bogiem, nie może być z  tych ślubów zwolniony. Nie można być sędzią we własnej sprawie, dlatego w tej sprawie księża nie są kompetentni, aby się wypowiadać, natomiast wprost z Pisma Świętego wynika to co napisałem: każdy, kto składa ślub przed Bogiem lub dla Niego, musi ślubu dotrzymać i nikt, poza Bogiem, nie może go z tego ślubu zwolnić. Dotyczy to małżonków, księży, zakonników i innych ludzi.
jazmig jazmig
18 października 2015, 16:55
Jeżeli ksiądz nie rozumie, coto jest grzech, to powinien zrezygnować z tej funkcji, bo się do niej nie nadaje. Nie można założyć szczęśliwej rodziny w grzechu śmiertelnym, a więc przeciw Bogu, niech to wreszcie do was dotrze! Żona jest tylko jedna - ta, której ślubowało się przed Bogiem, którego reprezentuje kapłan. Nie ma innych żon, to są co najwyżej konkubiny, albo kochanki, a związek z nimi nie jest małżeństwem, lecz cudzołóstwem. Dyskutujemy w oparciu o Pismo Święte, a nie o twoje wyobrażenia, co Bóg powinien robić i na co pozwolić. Bóg wypowiedział się jasno, nie trzeba niczego dodawać, manipulować, ale pomóc grzesznikom w wyjściu ich ze stanu grzechu śmiertelnego.
18 października 2015, 22:03
Rozejrzyj się dookoła. Jest wiele szczęśliwych rodzin "po rozwodzie". Jest też wiele nieszczęśliwych rodzin gdzie na siłe małżonkowie trwają w ułudzie. Posłuchaj ojców synodalnych, posułuchaj papieża i przestań gadać jak wyrocznia i faryzeusz. Zejdź na ziemię i stań się człowiekiem. 
18 października 2015, 22:03
Z ślubów kapłańskich nie, ale z celibatu może dostać dyspense i żyć z kobietą. poczytaj w googlu ;)
18 października 2015, 13:44
Wow! Ale dobry tekst. Widać że przemyślenia księdza nie są powierzchowne, ale są skutkiem długich rozmyślań i dyskusji na szczegółowe problemy życia codziennego osób rozwiedzionych. Bardzo przykuło moją uwagę i zasmuciło jak ksiądz opisał powłując się na Katecizm Kościoła Katolickiego że osoby rozwiedzione w nowych związkach de facto idą prosto do nieba bo żyją w grzechu śmiertelnym. Widzę tu jakby rozdzwięk w tym co naucza Kościół a tym co mówią poszczególni duchowni w tym sam papież. To jak to jest? Idą do piekła czy mają szanse na zbaiwnie? Chciałbym prostej odpowiedzi: tak, tak lub nie, nie. Dostanę taką?
18 października 2015, 13:46
miało być "idą do piekła" zamist "do nieba". przepraszam za pomyłkę. 
18 października 2015, 13:55
Niebo i piekło to stan umsyłu.
18 października 2015, 14:19
hehe :) ja myślałem że "Rosja to stan umysłu":)
18 października 2015, 22:13
Właściwie można spokojnie przyjąć, że wszystko jest stanem umysłu hehe :)
18 października 2015, 13:04
Dziękuję księdzu za ten mądry tekst.