W takiej formie kolęda nie przetrwa

(fot. shutterstock.com)

Jeśli coroczna wizyta kolędowa będzie wciąż wyglądała tak jak teraz, to za kilka lat może czekać nas sytuacja, w której księża zamiast spotykać swoich parafian, będą coraz częściej dobijali się do zamkniętych mieszkań.

Problemy z wizytami kolędowymi to osobny dział w wielkiej bibliotece sporów, jakie toczą się w dzisiejszym Kościele w Polsce. Zdaniem jednych aktualna forma kolędy jest dobra i nie powinno się jej zmieniać, drudzy pokazują, że krótka i de facto zdawkowa wizyta kapłana nie służy niczemu innemu jak tylko parafialnej biurokracji.

DEON.PL POLECA

Coś musi być na rzeczy, bo duchowni w Zabrzu wpadli na pomysł, który kompletnie rewolucjonizuje podejście do kolędowej wizyty duszpasterskiej.

Kapłani z parafii św. Macieja Apostoła w Zabrzu-Maciejowie postanowili, że będą odwiedzać tylko te domy i mieszkania, do których zostaną osobiście zaproszeni. Aby wyrazić chęć przyjęcia kapłana, wierni musieli odwiedzić zakrystię albo wypełnić specjalny formularz w Internecie.

"Dziękujemy za aktywny udział i wszystkie złożone zaproszenia na kolędę" - napisali duszpasterze na stronie internetowej parafii.

Nie mam stosownego autorytetu ani władzy, by o tym decydować, ale chętnie widziałbym takie rozwiązanie zastosowane w skali całego kraju. Zysków jest kilka i mogą one sprawić, że religijny obraz Polski zmieni się nie do poznania.

Po pierwsze, wizyta księdza nie będzie sprowadzała się tylko do krótkiej kurtuazyjnej rozmowy, po której nie pozostanie nic poza aktualizacją ksiąg parafialnych oraz kopertą, która wyląduje w kieszeni kapłana.

Pamiętam, jak kilka lat temu odwiedził mnie ksiądz, którego główne zainteresowanie skupiło się na sprawdzeniu, do której parafii należę. Z racji tego, że mieszkałem już poza swoim rodzinnym domem, sytuacja była skomplikowana. Odmówiłem zapisania się do danej parafii, mając w głowie perspektywę, że mieszkanie w tamtym miejscu nie jest moim stałym lokum i w każdej chwili mogę je zmienić.

Przykre było to, że tamta wizyta pozostawiła we mnie obraz Kościoła ściśle zinstytucjonalizowanego, który od wiedzy o swoich wiernych bardziej ceni sobie porządek w rubrykach.

Marzę o tym, żeby wizyta kolędowa była przede wszystkim spotkaniem, które służy spokojnej rozmowie, wspólnym żartom, wymienianiu się tym, co przysłowiowo "leży nam na wątrobie". Pal licho wszystkie tradycyjne koperty i dociekania, czy ktoś jest członkiem tej czy innej parafii, chodzi zawsze o człowieka i jego dobro. Kapłan, który wiedziałby, do kogo idzie, i miał w głowie fakt, że nigdzie się nie spieszy, czułby, że nie spełnia kolejnego nałożonego na niego przez biskupa obowiązku, ale idzie po prostu spotkać się z przyjaciółmi.

Po drugie, mniej wizyt duszpasterskich, które bardziej stawiają na jakość niż ilość, wybija krytykom Kościoła jeden z ulubionych argumentów, który dotyczy pieniędzy. No bo jeżeli z dwustu odwiedzonych mieszkań zostało dwadzieścia, to przecież nie może chodzić o mityczną kopertę wkładaną pod sutannę. Z drugiej strony odwiedzani domownicy muszą sobie zdawać sprawę z tego, że ciąży na nich większa odpowiedzialność za utrzymanie księdza, niż w przypadku, kiedy po odwiedzeniu jednej klatki schodowej ksiądz "wykręcił" swój miesięczny dochód.

Krytycy pomysłu zapraszania księdza na kolędę powiedzą, że brak masowych wizyt w mieszkaniach to zmarnowana szansa na chociażby "śladowe" poznanie wiernych, odrzucenie możliwości dotarcia do tych, którzy nie chodzą do kościoła i nie mają wiele wspólnego z wiarą.

Jasne, że masowa, tradycyjna kolęda może przekonać kogoś do tego, że wiara w miłosiernego Boga jest całkiem sensownym pomysłem na życie, ale obawiam się, że poprzez krótką wizytę nie jest się w stanie skutecznie dotrzeć do nieprzekonanych, którzy przecież i tak na wieść o wizycie kapłana reagują zamontowaniem dodatkowego zamka w drzwiach.

Takie podejście nie jest niczym innym jak uspokajaniem własnego sumienia. Wmawianiem sobie, że zrobiliśmy wszystko, żeby dotrzeć do tych, którzy są na manowcach. To nieprawda, nie zrobiliśmy dość i masowa wizyta księży w domach nie załatwia sprawy.

Ale jest jeszcze trzecia droga. Księża jednej z warszawskich parafii zdecydowali, że odwiedzą wszystkich swoich mieszkańców. Nie będą się jednak spieszyli i na zrealizowanie zadania dali sobie cztery lata. Wizyty duszpasterskie trwają cały rok, księża mają dużo czasu, żeby spokojnie zaplanować swoje wizyty i dotrzeć do ludzi, którzy mają czas ich przyjąć. Oczekiwanie pod drzwiami na księdza odeszło w niepamięć, bo wszystko jest jasne i klarowne. Wiadomo, kiedy będzie spotkanie, więc można się do niego dobrze przygotować.

Kolędowa wizyta tylko w okresie Bożego Narodzenia była zasadna kilkadziesiąt lat temu, kiedy wierni nie mieszkali na wielkich osiedlach, a parafie nie liczyły kilkudziesięciu tysięcy wiernych. W świecie, w którym te liczby będą rosły (migracja do miast ze wsi jest coraz szybszym zjawiskiem), odejście od kolęd masowych jest konieczne. Albo będzie liczyła się jakość, albo szansa na spotkanie wyparuje z kolejnymi zabarykadowanymi drzwiami.

Michał Lewandowski - dziennikarz DEON.pl, publicysta, teolog. Prowadzi autorskiego bloga "teolog na manowcach".

Dziennikarz, publicysta, redaktor DEON.pl. Pisze głównie o kosmosie, zmianach klimatu na Ziemi i nowych technologiach. Po godzinach pasjonują go gry wideo.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

W takiej formie kolęda nie przetrwa
Komentarze (10)
RS
~RS SP
4 stycznia 2020, 11:36
Gdyby Jezus czekał tylko na zaproszenia to pewnie z nikim by się nie spotkał, albo tylko z tymi, którzy najmniej tego potrzebują. Pasterz zostawia 99 owiec i idzie szukać tej jednej. Dla tej jednej, która wpuści księdza, a do kościoła nie przyjdzie, a tym bardziej nie wejdzie do zakrystii i nie zaprosi księdza, warto i trzeba chodzić i pukać!
K.
~Katarzyna ...
3 stycznia 2020, 18:14
Zgadzam się z autorem, że kolęda w tej formie nie przetrwa. U mnie w tym roku trwała ona jakieś 3 i pół minuty... Ksiądz wszedł, pomodlił się, pokropił wodą święconą, sprawdził listę obecności, zapytał czy mamy jakieś pytania. Nie to dziękuję. Wziął kopertę i poszedł. I tak jest co rok... Księża zaczynają chodzić na początku grudnia aby zdążyć do wszystkich... Więc gdzie tu nastrój świąteczny? I dlaczego to się nazywa kolędą?
KN
~kris nobody
3 stycznia 2020, 13:16
kolęda? co rok to samo. sprawdzenie kto mieszka, chwila rozmowy o zdrowiu "jak się wam żyje' i koperta bo trzeba lecieć do następnego domu. odfajfkowane i odhaczone w zeszycie i tyle. zwykła wizyta po pieniądze.
KJ
k jar
18 grudnia 2017, 00:11
Kolęda w takiej formie,jak ją znamy w Polsce to nie dawny wynalazek.Kiedy pojawiła się industralizacja i zaczęły pękać dawne feudalne parafie wiejskie narodził się pomysł wizyt duszpasterskich w czasie tzw. kolędy,czyli zwyczajowego czasu odwiedzin z życzeniami i kolędą. Pomysł ważny z punktu widzenia demograficznego (np. tylko dzięki kolędzie wiemy,ile ludzi było na Ziemiach Odzyskanych w grudniu 1945), ale duszpasterskiego już niekoniecznie: integracja nie zawsze wypala choćby właśnie z powodu zamkniętych drzwi. Czy powinna ulegać przekształceniom? i tak, i nie. Mamy mobilne i pulsujace społeczeństwo,więc z pewnością nie zobaczymy wszystkich społecznych procesów,które dzieją sie w domach. Zwłaszcza jeśli chodzi o domy niechętne odwiedzinom księdza. Odpuszczenie wizyt może jednak rodzić przeświadczenie,że Kościół nie wychodzi do świata i ludzi,że woli przetarte szlaki niż duszpasterską niewiadomą. Skłaniam sie raczej do przedłużenia czasu tzw. kolędy, rozłożenia jej np. też na okres Wielkiego Postu. Byle nie uciekać w rozwiązania połowiczne,np. idę do tych tylko, którzy zaproszą.
17 grudnia 2017, 22:30
Marne ma autor zdanie o księżach.A oni mają iść  niezależnie od tego czy ich ktoś przyjmie czy nie.Mają iść bo to Chrystus ich posyła. Czas na rozmowę? Jak ktoś ma ochotę niech się umówi w kawiarni. Ja natomiast czekam na modlitwę, błogosławieństwo, bo czekam nie na człowieka z którym mogę pogaworzyć o d...Maryni lecz na Chrystusa.
MM
~Marek Makowski
3 stycznia 2020, 03:48
Nie czekaj w domu. Załóż buty i idź do Niego.
WDR .
17 grudnia 2017, 21:30
Wręcz przeciwnie. Masowe kolędy powinny być kontynuowane i właśnie na nich ksiądz powinien robić wstępne rozeznanie czy kolejna wizyta jest potrzebna, zachęcić do niej, a może tym ludziom potrzebna jest jakaś pomoc, a może tylko wystarczy poświęcić dom i zmówić modlitwę. Na pewno powinno się zrezygnować z koperty dla księdza jako gestu finansowego, który nic z sobą nie niesie. Konsekwencją koperty powinna być przynajmniej Msza św. w intencji tej rodziny na którą zostaną zaproszeni.
Zbigniew Ściubak
17 grudnia 2017, 20:53
Przedstawioną przez Pana inicjatywę z parafii w Zabrzu-Maciejowie należy uznać za SZKODLIWĄ I NIEKATOLICKĄ. To jakiś absurd, głupota albo wygodnictwo tamtych księży. Może jeszce podanie z załącznikami metryk chrztu trzeba będzie składać, bo inaczej ksiądz nie raczy... Cóż za absurd! Na tym polega ogromna wartość i katolickość tej wizyty, że ksiądz się pojawia! U każdego! Czy ktoś chce i deklaruje, czy nie! Bo na tym polega rola Kościoła, by docierać do każdego, a nie tworzyć fajne kółka wzajemnej adoracji, na kształt parasekciarskich kongregacji. Sumując: Wizyta powinna być w każdym domu. Odrzucić należy tworzenie dodatkowych barier i filtrów (Zabrze-Maciejów). Szukać należy form głębszego kontaktu z wiernymi. Na przykład składanie owych zaproszeń, może być OPRÓCZ wizyty "po kolendzie". Wówczas - będzie to niewiele osób - ksiądz może przyjść i zostać na obiad czy coś takiego. Ale nigdy ZAMIAST aktualnej powszechnej wizyty ========================================= [url]http://camino.zbyszeks.pl/[/url]
Zbigniew Ściubak
17 grudnia 2017, 20:52
Drogi Panie Michale, młody Pan wiekiem! Brawo! Idealizm i nowe pomysły! Zuch! Ale. Ludzie starszej daty zaczynają od faktów i meritum, dopiero potem opinie. Więc na początek fakty: - Ilość mieszkańców parafii: 10 000. - Ilość gospodarstw domowych: ok 3 300. - średni czas na wizytę duszpasterską: 10 minut (z przywianiem sie, modlitwą, zeszytami do religii itp) - procent przyjmujących: załóżmy 50% - czas na nieprzyjmującego: 2 minuty - czas na przemieszczenie się 3 minuty - czas na dojście, przyjście i czynności przed i po 60 minut - dziennie ksiądz pracuje po kolendzie: 6 godzin - przez dni w tygodniu: 6 Wie Pan ile to daje mieszkań odwiedzonych przez jeden 6 godzinny dzień "pracy" księdza? Otóż 40 I od tego trzeba zacząć. Jeden ksiądz ciężko pracując odwiedzi przez miesiąc 960 mieszkań. I to w trybie POSPIESZNYM!!! A gdzie pozosałe 2400? Owszem więcej księży. Ale dalej. To jest ogromne zadanie. Wydłużenie wizyty duszpasterskiej, tak aby stwarzała realną przestrzeń do kontaktu, musiałoby zakładać około godziny na rodzinę. Zakładałoby zatem SZEŚCIOKROTNE zwiększenie pracochłonności. Dobrze by było, gdyby Pan to policzył zanim napisał Pan artykuł. Czy to jest możliwe? Oszem, ale... nie będzie łatwe i stanowić będzie ogromne obciążenie dla księży. Trzeba szukać jakichś rozwiązań, bo faktycznie "szybka" wizyta źle się kojarzy, ale źle się kojarzy głównie dlatego, że ksiądz proboszcz opowiada niepotrzebnie głodne kawałki, jak to wizyta jest "okazją" i jak to "można porozmawiać". Gdyby - proszę wybaczyć określenie - nie opowiadał bajek, to ową szybką wizytę można by zaakceptować, bo ona nie jest od rozmawiania.
MO
Mateusz Otta
17 grudnia 2017, 15:36
A'propos "zapisania się do parafii" - parafię ma się tam, gdzie się w danym momencie faktycznie mieszka i "zameldowanie", "dom rodzinny" ani "tymczasowe lokum" nie ma tu nic do rzeczy. Teologowi pozostaje "pozazdrościć" rozeznania, a koledującemu księdzu - zdolności pedagogicznych.