Wierzyć albo nie wierzyć

(fot. Przemo Wysogląd SJ)

Decyzje o podpisaniu aktu apostazji nie biorą się z potrzeby odcięcia się od przeszłości, ale przede wszystkim z jałowej i infantylnej wiary. Argumentacja wahających się wiernych nie sięga pryncypiów, tylko spraw powierzchownych.

Mimo że tytuł tekstu Tomasza P. Terlikowskiego opublikowanego we wczorajszym wydaniu "Rzeczpospolitej" brzmi: "Z Kościoła wypisać się nie da!", to autor samemu zagadnieniu apostazji poświęca trzy zdania, z którymi nie sposób się nie zgodzić, znając doktrynę Kościoła Katolickiego: "Ważnie udzielonego chrztu nie da się unieważnić. Apostata nie przestaje być ochrzczony, nie przestaje nawet w szczególny sposób przynależeć do Kościoła. Jedynie staje się odstępcą".

Redaktor naczelny portalu fronda.pl zastanawia się w swoim tekście, dlaczego katolicy chcą "wypisać się" z Kościoła i jakie to ma w ogóle znaczenie. Tomasz Terlikowski twierdzi, że przyczyną podpisywania przez katolików aktów apostazji jest "nierealizowalne pragnienie, by nasza przeszłość nie determinowała teraźniejszości, by nasze i naszych rodziców decyzje można było unieważnić, ale także uczynić niebyłymi." Można by uznać za trafną tezę publicysty Frondy, gdyby nie jego argumentacja.

Mam nieodparte wrażenie, że to sposób przeżywania wiary jest fundamentalną przyczyną rozstań z Kościołem, co w konsekwencji można tłumaczyć odcięciem się od tożsamości narzucanej przez fakt pochodzenia.

Ich wiara dojrzewa, ale nie szuka zrozumienia. A jeśli pojawiają się pytania, to trudno znaleźć na nie odpowiedź. Wiarę wypiera więc niewiara, która legitymizuje się łatwym życiem. Większość osób, które postanawiają podpisać akt apostazji, musi zastanowić się przecież nad swoją decyzją. Apostata dochodzi do wniosku, że przestaje wierzyć i w związku z tym rozstaje się z Kościołem. Jak do tego dochodzi?

Pojawiają się wątpliwości i pytania, które, koniec końców, wpadają w próżnię. Skoro nie potrafię znaleźć odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, przestaję pytać i, w efekcie, przestaję wierzyć. Niewiara jest prostsza w obsłudze niż wiara.

Wierzący-niepraktykujący-nieświadomi prowadzeni są od chrztu do Pierwszej Komunii za rękę. Poznają wtedy tajniki wiary. Dowiadują się, że niebo jest na górze, a piekło pod ziemią. Dowiadują się, że w niebie są aniołki z różowymi serduszkami, a w piekle kotły i słoma. Słyszą również, że Trójca Święta jest jak koniczyna. Na pytanie, czy Bóg, skoro jest wszechmogący, może stworzyć kamień, którego nie podniesie, dostają odpowiedź, że Bóg nie jest kamieniarzem i ten logiczny problem Go nie dotyczy. Najwięcej wiedzy o wierze nabywają w trakcie przygotowań do Komunii świętej czy bierzmowania. Po przyjęciu tych sakramentów coraz mniejszą wagę przykłada się do poziomu wiedzy wierzących na temat ich wiary.

W pełni rozumiem młodych i wykształconych, którym idea aniołków w niebie wydaje się nieco zabawna. Dwudziestokilkuletni Polak w XXI wieku nie zbuduje racjonalnej i świadomej wiary, bazując jedynie na wiedzy zdobytej podczas Pierwszej Komunii. Mamy więc dorosłych, inteligentnych, błyskotliwych ludzi, którzy nie zgadzają się z wizją wiary, jaką otrzymali w ich wczesnym dzieciństwie. Nie możemy się więc dziwić, że później postanawiają wystąpić z Kościoła.

Niestety w tekście Terlikowskiego nie ma troski o tracących wiarę współbraci. Redaktor woli nazywać ich ideologami postępowej lewicy, niż zastanowić się nad dramatem, jaki przeżywają. Nie kieruje się więc zaleceniem Jana Pawła II, który w 2000 roku w Dniu Przebaczenia powiedział: "Winniśmy wyznać, że jako chrześcijanie ponosimy odpowiedzialność za zło występujące dzisiaj. W obliczu ateizmu, obojętności religijnej, laicyzacji, relatywizmu etycznego, łamania prawa do życia, niewrażliwości na ubóstwo wielu krajów musimy zadawać sobie pytanie, w jakiej mierze i my ponosimy odpowiedzialność".

Przyczyną niewiary i podpisywania aktów apostazji jest z jednej strony ociężałość i zaniedbania wierzących, a z drugiej nieodpowiedni system edukacji religijnej. Ten problem domaga się jednak poruszenia w oddzielnym tekście.

Szkoda, że dyskusja między wiernymi Kościoła Katolickiego a apostatami nie dotyczy Boga, a opiera się przede wszystkim na nieporozumieniach związanych z funkcjonowaniem struktur kościelnych.

Jarosław Milewczyk, założyciel strony internetowej apostazja.pl, otwarcie wyznał w jednym z wywiadów, że główną przyczyną jego decyzji o wystąpieniu z Kościoła nie są problemy ze zrozumieniem zagadki Trójcy Świętej czy omnipotencji Boga, ale nieznośny fakt bycia w tej samej grupie społecznej co duchowni, z opinią których się nie zgadza. Wydaje się również, że druga strona konfliktu nie ma zamiaru sięgać do pryncypiów wiary, a piórem Tomasza Terlikowskiego stara się raczej marginalizować problem apostazji.

Przed laty ks. Józef Tischner powiedział do Adama Michnika: "Ja przecież nie mogę Adamowi deklaratywnie narzucać tego, co o Kościele sądzę. Ja widzę Kościół w perspektywie powiedzenia: Dłużej klasztora niż przeora. Przeor przeminie, klasztor zostanie. Natomiast Adam i pokolenie Adama widzi Kościół jednak poprzez pryzmat przeorów".

Wszyscy, którzy widzą Kościół tak, jak widzi go Adam Michnik, powinni wykonać rachunek zysków i strat. Warto spojrzeć na fundamentalną wizję Kościoła. Na to, czym jest u swojej podstawy, sięgnąć do jego źródeł, a nie skupiać się na tym, czym się jawi w nieporadnych interpretacjach.

Do zastanowienia zapraszam też przyszłych apostatów. Nie jest bowiem nigdy tak, że wina leży tylko po jednej stronie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Wierzyć albo nie wierzyć
Komentarze (30)
P
Przyjaciel
2 lutego 2013, 21:39
Jednym z głównych problemów rozwoju wiary w Polsce jest anonimowść Kościoła. Ta anonimowść sprowadza się do jakiejś oficjalnej manifestacji religijności, poczym wszelka wartość przynależności traci sens po wyjściu z Kościoła. Tej anonimowości nie ma we wspólnotach, w których można rozmawiać dzielić się przeżyciami i opiniami. Natomiast w oficjalnym kształtowaniu wiary przez kościół widoczny jest spektakularny i jednocześnie bardzo smutny obraz Kościoła pozostawionego na łasce Jezusa. Bardzo mnie denerwuje właśnie to, że tylu ludzi w Polsce - deklaruje swą religię, podczas gdy na msze co niedziele uczęszcza ok. 1/4. To w końcu wiara czy chrzest zbawia? Bo mam wrażenie, że pozostałe 3/4 myśli, że przez chrzest będą zbawieni, ewnetualnie pójdą do czyśćca jak nie będą chodzić na msze i spowiadać się regularnie.
D
DPMS
2 lutego 2013, 20:23
No cóż, zgadzam się autorem artykułu. Dokładnie tek było ze mną. KK nie miał nigdy nic ciekawego do zaoferowania, powiedzenia, czegokolwiek co zachęciloby do pozostania w tej wspólnocie. Przekaz KK kierowany do mnie podczas I Komunii, lekcji religii, czy rekolekcji kojarzył mi się raczej z opowiadaniem pobożnych życzen i bajek, niż z czymś co w jakikolwiek sposób łączyłoby się z otaczającą mnie rzeczywistością. Póki byłem dzieckiem, to jeszcze jakoś w te opowieści o Bogu, Jezusie dało się wierzyć, ale później w szkole średniej, na studiach wiara we wstawanie trupa z grobu, który ma mnie zbawiać za grzech pierworodny którego nie popełniem, stała się już tak absurdalna i męcząca, a jednocześnie materialistyczne nauki przyrodnicze - tak kuszące, że nie było innego wyjścia jak ją porzucić (wiarę). To jest moje świadectwo - ateisty. Zastanawiam się i wątpię czy cokolwiek mogłoby mnie przekonać do wiary. Wcześniej lub teraz. Może strach przed śmiercią. Tylko że wiara ze strachu to jak dla mnie - dość marny i niski powód.
A
anna
19 lutego 2012, 13:10
Jeeli w domu beda rodzice "nieletni" , to i dzieci beda miec szanse by trwac w Kosciele przy Jezusie.Mysle tylko, ze dzisiaj trudno jest o " goracych" rodzicow.Gorace serca rodzicim daje Bog , miejmy wiec nadzieje, i ufajmy w Jego milosierdzie.
18 lutego 2012, 13:45
Bardzo trafny komentarz @Izabela. Sam byłem kiedyś zarówno tym, który potrzebował niemal ciągłej rozmowy o Bogu, o wierze, ale często nie miałem w tym okresie nikogo obok siebie, kogo interesowałyby takie tematy. Niestety byłem też po tej drugiej stronie, która patrzy na takiego świeżo nawróconego dziwnym wzrokiem i nie rozumie o co mu chodzi i nie przychodzi z pomocą.
PK
prostowanie kolan
18 lutego 2012, 12:00
cytuję; Osioł Klęka Przed Najświętszym Sakramentem Było to w XIII w gdy jeden z heretyków nie dał sobie wytłumaczyć, że Jezus jest obecny w Najświętszym Sakramencie. Św. Antoni zapytał go czy uwierzy jeżeli jego osioł odda cześć Hostii. Heretyk postawił warunek aby najpierw zamknąć osła na 2 dni bez jedzenia i picia, 3go dnia położy wiązkę siana i owies a obok będzie stał Św. Antoni z Najświętszym Sakramentem. Kiedy nadszedł dzień próby ku zdumieniu świadków wygłodzony osioł nie poszedł do owsa lecz do Św. Antoniego i uklęknął przed Hostią tym cudem Heretyk dał się przekonać i uwierzył w prawdziwą obecność Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. (To nie był tresowany osioł) Dlaczego Ludzie nie klękają? - pomimo że śpiewają : "Padnijmy na kolana uczcijmy Niebios Pana[...]"Aby klęknąć, trzeba wiedzieć przed kim się klęka- trzeba mieć wiarę, cześć i miłość do Jezusa Chrystusa Ukrzyżowanego Odkupiciela Obecnego w konsekrowanej Hostii Świętej.  Pan Jezus: "Czy jednak Syn człowieczy znajdzie wiarę na ziemi gdy przyjdzie? (kk 18.8)" Klękanie jest naturalnym gestem czci, szacunku, oddania, poddania się, uniżenia, adoracji, uwielbienia. Są takie chwile w życiu, że kolana zginają się same. Tylko szatan nie chciał i nie chce przed Bogiem i Matką Bożą upaść na kolana. To prości pasterze oddali na kolanach i twarzą do ziemi hołd Bogu, a nie arcykapłani , uczeni w Piśmie, których intelektualna pycha uczyniła niezdolnymi w najmniejszym stopniu rozpoznać obiecanego Mesjasza. Pismo św. wymienia prawie 500 przypadków oddawania hołdu Bogu twarzą do ziemi". 
I
Izabela
18 lutego 2012, 11:31
 Ojcze Dariuszu, Oczywiście, że trzeba zmian! Z tym nie ma co polemizować. Stąd inicjatywa "Kościoła otwartego". Tylko ważne, żeby wiedzieć, że Kościół to nie tylko duchowieństwo, ale każdy ochrzczony w nim! A otwarcie nie oznacza dostosowanie do kierunku obecnego świata, a raczej otwarcie na drugiego człowieka, zauważanie tej drugiej osoby obok nas. Rozmowa z nią. Wzajemna pomoc. Oczywiście katechizacja też powinna ewoluować, czerpać z osiągnięć nauk pedagogicznych.  Gdy myślałam nad tą całą sprawą z odchodzeniami i powrotami na łono Kościoła znalazłam poważną lukę - brak mi jakiejś opieki nad tymi, którzy się nawrócili. Tak jak pisałam, życie całkowicie się wtedy zmienia, ustala się nowa hierarchia wartości. Przestają nas zajmować rzeczy, które kiedyś sprawiały nam przyjemność, wciąż i wciąż chcielibyśmy dowiadywać się o Bogu, rozmawiać o nim. Można by powiedzieć: typowy stan zakochania. I  tu pojawia się problem: nie ma z kim o tym rozmawiać, dzielić się tą swoją radością, bo tamci znajomi nas nie bardzo rozumieją i nie chcą o tym rozmawiać. Ich to nudzi. Gdy ktoś jest w miarę otwartą osobą szybko się zaadoptuje do nowej rzeczywistości, poszuka różnych grup, wspólnot, kapłanów. Gorzej, gdy ktoś jest z natury zamknięty i ciężko mu się odnaleźć. Dlatego to do niego powinno się podejść, porozmawiać. Takie wsparcie naprawdę jest ważne w tym okresie. 
Dariusz Piórkowski SJ
17 lutego 2012, 18:49
Pani Izabelo, myślę, że ma Pani rację. Trudno znaleźć jedną przyczynę występowania ludzi ochrzczonych z Kościoła. Pomimo najlepszego wychowania w domu, czy na katechezie, zawsze pozostaje ludzka wolność, słabość, ignorancja i wiele innych czynników. Natomiast z pewnością musimy zastanawiać się i robić co w naszej mocy, by przede wszystkim prowadzic ludzi do autentycznego doświadczenia Boga. Ta edukacja często oparta na formułkach, na prawie i zaliczaniu, pozostawia wiele do życzenia. I w wielu punktach zgadzam się z Błażejem Strzelczykiem. Raczej nie twierdzi on, że to wina jedynie księży czy rodziców, jak niektórzy tutaj sugerują, ale także i nasza. Zawsze jakiś stopień uogólnienia pozostaje w tego typu tekstach. Owszem, ja nie liczę na masową gorliwość w wierze. Zwykle ludzie, którzy odkrywają Boga, zahaczają się o jakieś rekolekcje, przeżywaja jakieś nawrócenia, wstrząsy. Niemniej, potrzebujemy w polskim Kościele i systemie religijnego wychowania zmian.
I
Izabela
17 lutego 2012, 17:40
 @Kinch Ludzi odchodzących z Kościoła nie muszę sobie wyobrażać,. Wystarczy, że spojrzę w lustro :) Nie byłam ukształtowana, moi rodzice są "letni". Z katechizacji nie pamiętam niczego, nawet darów Ducha Świętego nie umię do tej pory wymienić. Ale nigdy nie byłam przeciwna Kościołowi, nie wojowałam z Nim. Choć przyznaję, że patrzyłam na Niego streotypowo. A jak wreszcie się dojdzie do tej Prawdy to ona rzeczywiście wyzwala i wywraca nasze życie o 180 stopni! I za to chwała Mu na wieki! :)
17 lutego 2012, 17:28
@Izabela Ja bym jednak kładł duży nacisk na odpowiedzialność rodziców i katechetów. Jeśli ktoś nie dowie się choć trochę o podstawach swojej wiary to później będzie wierzył we wszystkie rzeczy jakie ktoś powie o Kościele, bo nie będzie wiedział czy to prawda czy nie. Stąd później ludzie odchodzą, bo np. Kościół jest przeciw nauce, albo w Biblii są sprzeczności, itp. Jak dorosły człowiek ma być dojrzały jeśli nie odebrał nawet podstawowego wychowania religijnego? Jeśli komuś ktoś nie pokazał Boga, to nie jest to wcale takie proste po prostu Go zauważyć. Łatwiej jest Go nie widzieć. Odmowa chrztu dla dzieci rodziców niepraktykujących i co za tym idzie nie gwarantujących wychowania dziecka w wierze jest, można powiedzieć, wymogiem prawa. Na ten temat można nawet w internecie przeczytać jaka procedura jest przewidziana (miałem takie pytanie na egz. z prawa kanonicznego). Wydaje mi się, że wyobrażasz sobie ludzi odchodzących od Kościoła jako świetnie ukształtowanych wierzących i chciałabyś żeby tak się zachowywali (przykład Hioba i dojrzałość postawy), ale przecież o to chodzi, że właśnie tak nie jest.
I
Izabela
17 lutego 2012, 17:01
 Nie wiem, czy możemy tak uogólniać apostazję, czy raczej jej przyczyny. Każde odejście o Kościoła jest pewna wypadkową wielu czynników i ciężko by znaleźć dwie osoby, które miałyby dokładnie takie same historie rodzinne. Oczywiście wśród tych czynników będą pojawiały się elementy wspólne. Czy możemy usprawiedliwiać odejście kiepską katechizacją czy też postawą rodziców, którzy nas wychowali? To chyba grube uproszczenie. W końcu dojrzałość polega na tym, iż sami stajemy się odpowiedzialni za siebie i swoje życie. Oczywiście, dobra katechizacja i wychowanie byłyby bardzo pomocne w tworzeniu silnych filarów. Ale nie jest to warunek konieczny, by to nastąpiło. Warunkiem niezbędnym jest natomiast postawa człowieka. Założenie, że to nie my jesteśmy panami sobie samym. Reszta należy do Boga. A my, ludzie, winniśmy kształtować właśnie postawy innych. Przygotowywać glebę. Zastanawiałam się też nad przypadkiem opisanym w jednym z postów - chrzcić, czy nie chrzcić dziecko niepraktykująch. Ja bym jednak obstawała za chrzeniem. Pozbawianie dziecka Ducha Św. by czuć się uczciwym wobec Kościoła brzmi trochę egoistycznie. Łaski i działanie Boga na to dziecko nie zależą przecież od wiary rodziców. A może i przyczynią się do ich nawrócenia. Jednak zawsze jest łatwiej wrócić, odkryć prawdziwy sens niż przedzierać nowe drogi, pozbawieni działania Ducha Św. A tym, którzy odchodzą z Kościoła, bo nie mogą dogadać się z niektórymi ich członkami... Ja tu dostrzegam jednak ten największy z naszych grzechów, tj. pychę. I co za tym idzie, brak pokory. To Hiob powiedział: przyjęliśmy tyle dobrego od Boga, czemu i tego zła nie mamy przyjąć? Przecież nie bez powodu spotykamy różnych ludzi. Przy niektórych uczymy się cierpliwości, przy niektórych pokory. A przecież i są tacy, od których się nauczymy prawdziwej miłości! Bóg nas doświadcza w różny sposób, ale nigdy nie obciąży nas ponad nasze siły. Pamiętajmy o tym i z uporem dzwigajmy te nasze krzyże powszednie.
O
OK
17 lutego 2012, 11:44
Świetne wykłady na temat ateizmu: <a href="http://www.youtube.com/watch?feature=endscreen&v=rwVB7EaGRPA&NR=1">http://www.youtube.com/watch?feature=endscreen&v=rwVB7EaGRPA&NR=1</a> = Ateizm - opium dla mas  Ksiądz katolicki Robert Barron na temat atezimu. Więcej filmów zawierających jego wypowiedzi na przeróżne tematy można znaleźć na kanale: <a href="http://www.youtube.com/user/wordonfirevideo">http://www.youtube.com/user/wordonfirevideo</a>
S
substandard
17 lutego 2012, 11:13
Jeśli chodzi o apostazję, to autor zapomniał o grupie: Wypisuje sie z Kościoła bo mi ksiądz dziecka nie ochrzcił. Para bez przeszkód kanonicznych, żyje w konkubinacie a do Kościła chodzi babcia - nawet ze święconką... A apostatów (czy schizmatyków czy ateistów czy niepraktykujących) trzeba szanować, nawracać i pamiętać że to my też nie przyłożylismy sie świadectwem i może dlatego odeszli?
S
substandard
17 lutego 2012, 11:07
@joa Witam, Irytuje mnie dyskutowanie o tym czy księdza Tischnera nazwano księdzem czy też nie. Szczególnie, że dyskusja zajmuje połowę komentarzy pod artykułem, w którym autor ubolewa nad tym, że rozmowa z apostatami dotyczy struktur Kościoła a nie sedna wiary. A my tutaj o czym? O błąd w tekście potrafimy się spierać do upadłego... Nie chodzi o błąd a o sposób jego poprawienia. Z drugiej strony może warto zapytac Redaktora Strzelczyka czy to był błąd :-) Z jego odpowiedzi wynika być może, to nie błąd a taki sposób pisania...
KJ
ks. Jacek
17 lutego 2012, 10:43
 Chyba muszę dorzucić słowo. Zgadzam się, od strony merytorycznej brak "ks." w tekście przy tak znanej osobie był nieistotny. Chciałem tylko krótko, plakatywnie wypowiedzieć swoją myśl. Sam temat artykułu jest bardzo ważny. A dla mnie to przy okazji jeden z wielu przykładów nurtującego problemu warsztatu publicystyki w ogóle: jak pisać krótko, zrozumiale - i unikać upraszczających klasyfikacji...
J
joa
17 lutego 2012, 10:24
Witam, Irytuje mnie dyskutowanie o tym czy księdza Tischnera nazwano księdzem czy też nie. Szczególnie, że dyskusja zajmuje połowę komentarzy pod artykułem, w którym autor ubolewa nad tym, że rozmowa z apostatami dotyczy struktur Kościoła a nie sedna wiary. A my tutaj o czym? O błąd w tekście potrafimy się spierać do upadłego...
S
substandard
17 lutego 2012, 10:14
Do substandard, proszę Pana, w kontekście całego tekstu brak "ks." przed osobą Józefa Tischera, to detal. Wszyscy wiedzą, że Tischner był księdzem. Wstawieni "ks" przed jego nazwisko w niczym nie zmienia argumentacji, zawartej w tekście. I tyle. O to mi chodziło. Ojcze Dariuszu, Jeśli detal to po co go poprawiać? Czy porawki dokonano po przeczytaniu komentarza ks.Jacka? Jeśli dokonano nie czytając komentarza ks. Jacka - wtedy jest to detal, a 7 minut róznicy to tylko zbieg okoliczności. Po komentarzu ks.Jacka jest to nieeleganckie...
Dariusz Piórkowski SJ
17 lutego 2012, 10:09
Do substandard, proszę Pana, w kontekście całego tekstu brak "ks." przed osobą Józefa Tischera, to detal. Wszyscy wiedzą, że Tischner był księdzem. Wstawieni "ks" przed jego nazwisko w niczym nie zmienia argumentacji, zawartej w tekście. I tyle. O to mi chodziło.
S
substandard
17 lutego 2012, 10:09
Przepraszam, że nie napisałem ks. przed wspomnieniem o Józefie Tischnerze. Mam nadzeję, że nie uraziłem uczuć religijnych. Jestem też przekonay, że z powodu mojego błedu Ksiądz Profesor nie przekręca się w grobie. @Błażej Strzelczyk Dziękuję za informację. Ks. Tischner z pewnością nie przewraca się. O obrazie uczuć religijnych w tym przypadku, przynajmniej u mnie, nie ma mowy. Mam nadzieję, że nie poczuł sie Pan urażony generalizującą, uwagą ks. Jacka. Jeśli chodzi o obrazę to ucierpiał dobry smak po komentarzu Ojca Piórkowskiego :-) Reszta to publicystyka. Zmienianie po publikacji tekstu w kontrowersyjnym (bez komentarza o takiej zmianie)  miejscu wygląda bardzo nieelegancko.
S
substandard
17 lutego 2012, 10:00
do substandard, tak, redakcja poprawiła. Pan chyba żartuje, żeby za każdą tego typu zmianę w tekście mówić przepraszam. @Dariusz Piórkowski SJ "redakcja porawiła" akurat w tym przypadku elegancko by Redakcja powiedziała (napisała w komentarzu po słowie "Przepraszamy") co poprawiła: - swój błąd (przypadkowe usunięcie ks. z tekstu przesłanego przez Redaktora Strzelczyka) - błąd Redaktora Strzelczyka na jego prośbę - błąd Redaktora Strzelczyka bez jego wiedzy
W
warrior
17 lutego 2012, 09:57
Mam wrażenie, że obaj autorzy mylą popularną apostazję ze stanowczo mniej popularną schizmą, czyli formalnym odejściem z Kościoła Rzymskiego bez zapierania się wiary. Na pewno pomylił ją pan Milewczyk, a także jego (dusz)pasterz, skoro przy takich poglądach nazwał jego postępowanie apostazją. Sam się zastanawiam nad schizmą; nie mam nic przeciwko Bogu w Trójcy Jedynemu, ale - podobnie jak pan Milewczyk - mam dość Kościoła w jego ziemskim wymiarze, za bardzo mnie boli rana, zadana przez jednego z jego pasterzy, po której od wielu miesięcy nie mogę się pozbierać. Poświęcenie większości życia Kościołowi (zarówno pod względem osobistego zaangażowania, jak wykształcenia i przygotowania zawodowego) skończyło się doświadczeniem wskazującym na to, że Kościół mnie nie chce. Trudno... wiem, że podejmując taką decyzję popełnię duchowe sepuku, ale już nie widzę sensu trwania w tym odrętwieniu. Chcę uczciwości, działającej w obie strony... Tak, wiem, nikt nie jest doskonały, ja też nie, ale tym bardziej lepiej będzie swoje błędy i wystepki popełniać na własny rachunek, nikogo nie gorsząc i nie krzywdząc tak, jak pewien nieodpowiedzialny hierarcha skrzywdził mnie. I żeby było śmieszniej - znajomi pasterze, których z racji dotychczasowych zaangażowań mam sporo - na moje wątpliwości odpowiadają uśmiechem i wyrozumiałym "No coś ty, ty i schizma...? Nie żartuj sobie!". I gdzie, do cholery, można szukac pomocy? 
BS
Błażej Strzelczyk
17 lutego 2012, 09:56
 Przepraszam, że nie napisałem ks. przed wspomnieniem o Józefie Tischnerze. Mam nadzeję, że nie uraziłem uczuć religijnych. Jestem też przekonay, że z powodu mojego błedu Ksiądz Profesor nie przekręca się w grobie. 
X
X-men
17 lutego 2012, 09:45
1. Podpisuję się pod tym co mówił ks. Jacek. 2. Mam inne doświadczenia niż przemyślenia autora tekstu (co nie znaczy, że jego odrzucam). Podam dwa przykłady: małżeństwo z kilkuletnim stażem i równie długim zaniedbaniem wiary i życia sakramentalnego - brak sakramentu małżeństwa, brak chrztu dzieci. Na szczęście była katechizacja dzieci. "Obudziło się" krótko przed I-ą Komunią Świętą pierwszego dziecka. Wiele rozmów, wyjasnień tłumaczeń, modlitwy. Dziś ona i dzieci są ludźmi wierzącymi i praktykującymi; on jeszcze się odnajduje, ale nie walczy z Kościołem. Słowa jej: proszę księdza, ja teraz chłonę wszystko jak gąbka; mam wrażenie jakbym straciła kawał życia i teraz chcę tyle rzeczy się dowiedzieć i nadrobić. Na wszelki wypadek dodam - nie jest to dewocja w sensie negatywnym. Drugi przypadek to dziewczyna dwudziestoparo-letnia (sic!) z zaniedbaniem sakramentu bierzmowania i ogólnie wiary wynikającym przede wszystkim z niedbalstwa rodzinnego. Zgadza się na bycie chrzestną i rozpoczyna się jej droga odnajdywania Pana Boga "na poważnie". Spotkania, rozmowy w kancelarii. Wreszcie spowiedź. Choć  nie wiem co się z nią dalej dzieje, na moje oko coś zostało zasiane, a nawet już zaczęło kiełkować. 3. Puenta: "Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii" - św. Paweł Nie naszym zadaniem jest kogoś "nawrócić", lecz głosić. "Z królestwem Bożym dzieje się tak, jak gdyby ktoś nasienie wrzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy, nasienie kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak. Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarnko w kłosie. A gdy stan zboża na to pozwala, zaraz zapuszcza się sierp, bo pora już na żniwo." - mówił Jezus. P.S. Moje spostrzeżenie na koniec. Często "odejścia" z Kościoła są motywowane: "denerwuje mnie..." natomiast "wejścia" do Kościoła: "znalazłem to, czego szukałem...".
S
substandard
17 lutego 2012, 09:42
do substandard, tak, redakcja poprawiła. Pan chyba żartuje, żeby za każdą tego typu zmianę w tekście mówić przepraszam. Ależ, nie z każdą :-) Natomiast w tym przypadku ks.Jacek wychodzi na kłamcę i oszczercę - lub człowieka nieuważnie czytającego, który czepia sie redaktora Strzelczyka. Poprawkę wprowadzono po jego wpisie - i to jest problem! Nie ma komentarza do jego wpisu! Jest natomiast natychmiastowy(!) do mojej uwagi.
Dariusz Piórkowski SJ
17 lutego 2012, 09:37
do substandard, tak, redakcja poprawiła. Pan chyba żartuje, żeby za każdą tego typu zmianę w tekście mówić przepraszam.
S
substandard
17 lutego 2012, 09:34
A może z powodu tego stereotypu autor nie wspomina, że Józef Tischner to też "ks."? Juz wspomina :-) 17.02.2012 08:58 Czy to Redakcja czy Autor? Ale niestety wygląda nieelegancko...  tak bez słowa przepraszam standard, że tak powiem jak w gazecie u redaktora Strzelczyka Co na to O.Mądel piszą, że od katolickich mediów trzeba wymagac więcej?
KJ
ks. Jacek
17 lutego 2012, 08:51
Zgadzam się z główną tezą artykułu: "nie" dla kopania tzw. apostatów, "tak" dla pytania o kondycję formacji religijnej. Na marginesie jednak rodzi się we mnie refleksja "pro domo sua". Niepokoją mnie - księdza - wrzucane między wierszami tezy, do tego uogólniane, o księżach: (1) "księża na ogół stawiają na ilość, nie na jakość" (gdy chrzczą). Osobiście zawsze myślę, że chodzi mi o człowieka (nie o ilość), gdy go chrzczę, a rodzice o chrzest proszą. (2) Autor przytacza czyjąś opinię, że przyczyną odchodzenia nie są problemy z doktryną, ale "nieznośny fakt bycia w tej samej grupie społecznej co duchowni, z opinią których się nie zgadza". To ugólnienie jest świadectwem podobnej infantylizacji jak infantylne wyobrażenia o aniołkach. Czy naprawdę nie widać ogromnego zróżnicowania środowiska duchownych? Czy wspieranie uogólnionego obrazu księdza głoszącego banały a mimo to mającego ostatnie słowo, sycącego się "masami" na mszy, a zapominającego o poszukującej jednostce - czy to nie służy utrwalaniu stereotypów? A może z powodu tego stereotypu autor nie wspomina, że Józef Tischner to też "ks."?
K
kozula
17 lutego 2012, 08:22
potrzebna reforma!
STANISŁAW SZCZEPANEK
17 lutego 2012, 01:32
 Przecież nie da się nikomu odkręcić głowy i wlać do środka wiary. Sam przygotowywałem dzieci do I Komunii Świętej i byłem bezsilny wobec wielu rodziców, którzy oczekiwali tylko popijawy, a nie celebracji wiary. Dzieci też oczekiwały na przezenty, a nie na "opłatek". Czy mam je wobec tego wyrzucić za drzwi???
K
kozula
17 lutego 2012, 00:19
Jak więc wierzyć?
H
HicHaecHoc
16 lutego 2012, 22:50
Apostaci przynajmniej nie oszukują siebie i innych. Gorsi są tzw. wierzący, ale leniwi. Ci są zmorą (utrapieniem? problemem? wyzwaniem?) Kościoła, czyli tych, którzy na serio przejmują się Bożym zaproszeniem.