Zauważcie mnie w Kościele!

W Kościele jest tylko kilka uprzywilejowanych grup, które obdarzane są szczególną uwagą. Reszta jest niezauważalnym tłumem wiernych.

Historia głosi, że pewnego razu do Kościoła wszedł mężczyzna w czapce. Święte oburzenie ogarnęło zgromadzonych tam wiernych. Z szumu wyłaniały się głosy: "Co za brak kultury!", "Jak on mógł!", "O tym musi wiedzieć biskup!". Jeden z siedzących w pierwszej ławce mężczyzn, korzystając z okazji upomniał swojego syna: "Pamiętaj kochany, zawsze przed wejściem do świątyni zdejmij nakrycie głowy! Bo cię ludzie wytykać palcami będą."

DEON.PL POLECA

Czułe oko proboszcza wyłowiło z niepoliczalnego tłumu wiernych delikwenta w czapce. Przytomnie wezwał do siebie kościelnego, któremu nakazał prędką interwencję.

Kościelny posłusznie zszedł do faceta i w te słowa do niego: "Panie, czapkę pan zdejmij, jesteś pan przecież w świątyni!". Tajemniczy mężczyzna nie posłuchał go jednak i dalej czapkę miał na głowie.

A wierni, jeśli o kazanie chodzi, to nie słuchali, bowiem cała ich uwaga skupiona była na tajemniczym mężczyźnie w czapce.

Kolejna okazja do napomnień nadarzyła się przy zbieraniu tacy. Młody kleryk spróbował wpłynąć na niesfornego wiernego. Delikatnie powiedział mu, że nie wypada mężczyźnie, aby siedzieć w kościele w czapce zdjąć powinien i etykieta nakazuje... Mężczyzna jednak dalej swojej czapki z głowy nie ruszył.

Msza się skończyła. Zniesmaczeni wierni opuścili świątynię. Mężczyzna w czapce został. Proboszcz postanowił więc zamienić z zagadkowym panem parę słów i poprosił o wyjaśnienie całej sytuacji. Mężczyzna wyjawił mu swoją tajemnicę: "Drogi księże proboszczu.

W naszym kościele jestem prawie codziennie. Siadam zazwyczaj w jednej z ostatnich ławek. Nasze spotkania są piękne, ale dopiero dziś - pierwszy raz - ktoś zwrócił na mnie uwagę. Poczułem, że jestem ważny, że moi współbracia w wierze mnie zauważają.

Zostałem też zauważony przez księdza proboszcza. Musiałem was sprowokować, by zwrócić na siebie uwagę - powiedział.

Cztery lata temu poszedłem do seminarium. Za każdym razem, gdy przyjeżdżałem do swojej rodzinnej parafii proboszcz wspominał mnie na mszach świętych. Mówił, by wierni modlili się za moje powołanie, by się mną cieszyli. Wierni rzecz jasna byli uprzejmi. Zapraszali na kawę do domu, zaczepiali na ulicy, prosili o pamięć w modlitwie.

Na mszach w Krakowie czuję się podobnie jak wspomniany mężczyzna w czapce. Tłum młodych wiernych bywających na "dwudziestkach", u Dominikanów sprawia, że stajemy się wszyscy jednym ciałem, nie ma już indywidualności. Może to dobrze. Nie wiem jak wy, ale ja chcę, by każdy z tego tłumu był wyjątkowy i doceniany. Mam wrażenie, że uwagą osób wyjątkowych obdarzani są jedynie ministranci, dziewczyny ze scholi i członkowie wspólnot.

Wierzę, że będę mógł wtedy na spokojnie opowiedzieć mu o swoich problemach. Że ksiądz nie będzie sprawdzał mojego zeszytu do religii, a zapyta mnie raczej, czego mi brakuje w kościele, z czym sobie nie radzę, a co sprawia mi radość. To szansa zarówno dla mnie jak i dla niego.

Drodzy duszpasterze, skorzystajcie z okazji i podczas wizyt duszpasterskich wsłuchajcie się w to, co mówią wasi wierni.

Drodzy współbracia w wierze, skorzystajcie z okazji i otwórzcie drzwi księżom. Dajcie im poznać, że chcecie być zauważeni.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zauważcie mnie w Kościele!
Komentarze (43)
M
Marek
9 października 2012, 14:08
To zauwazenie ma sens na tyle na ile ktoś chce w tym Kościele służyc. Bo spotkanie wspólnoty nie jest po to by "się pokazac" ale służyc swoim darem. Zamiast zakładac czapkę trzeba było po prostu służyc jako ministrant, lektor itd. Jak ktoś ma konkretną robotę do zrobienia w Kościele, nawet poza liturgią to nie bawi się w chodzenie w czapce, bo nie ma czasu na to. A satysfakcję czerpie ze swej służby, niekoniecznie chcac byc zauważonym. Liturgia jest dla niego czasem intensywnej modlitwy a nie szukaniem uwagi innych. Z drugiej strony to wejście w służbę w parafii jest nieco trudne, bo ksieża i różne grupy nie sprawiaja czasem wrażenia że ktoś im jest do szczęścia potrzebny. Ale to pozór, każdy jest potrzebny, i to na wagę złota. Tylko nie wszyscy to widzą. Jestem od wielu lat zaangażowany w Kościele i wiem, że jak chcę coś konkretnego zrobic, to zawsze będzie to przyjęte z wdzięcznością. Jak nie w jednej, to w drugiej parafii Niestety są też księża co nie chcą nikogo "obcego" w swoim otoczeniu - ale to są zranieni ludzie, boją się relacji i zaufania, bo często się zawiedli na innych i czasem na sobie. Dlatego trzeba odważnie iśc i służyc bez szukania aplauzu.
A
Anka
20 stycznia 2012, 06:53
"Mam wrażenie, że uwagą osób wyjątkowych obdarzani są jedynie ministranci, dziewczyny ze scholi i członkowie wspólnot." Tekst bardzo nieprzemyślany, który moim zdaniem nie powinien pokazać się na tej stronie. A ja się cieszę tym tekstem, choć nie ze wszystkim się zgadzam. Myślę sobie, że - szczególnie w dużych, miejskich parafiach - księża mają trudną rolę, by zauważyć wszystkich, więc skupiają się na tych, którzy "chcą czegoś więcej". Nie mniej jednak niektórzy księża sami próbują "czegoś więcej" - np. po mszy wychodzą z zakrystii, idą przed kościół, zagadują... nie są to częste przypadki, ale spotkałam się z czymś takim... To jest bardzo sympatyczne, ale oczywiście rozumiem, że nie każdy jest w stanie coś takiego robić...
Olinka
1 stycznia 2012, 17:43
Moja droga Sandro, do kościoła nie przychodzisz tylko dla Boga, ale też dla wspólnoty. W niebie nie będziesz sam na sam z Bogiem. Tam też będą ludzie. Mój drogi wierny, ale jest to wspólnota w wierze, a nie w pogaduszkach, prawda? Wspólnota towarzyszy nam w modlitwie, oraz w sakramentach. Nie musimy znać jej członków po imieniu (możemy, lecz nie musimy). A kapłan ma za zadanie przede wszystkim dbać o nasz rozwój duchowy. I nie jest to łatwe, bo każdy z nas znajduje się na innym etapie drogi. Niestety zwykle w tym wypadku zwraca się uwagę na młodych, pomijając ludzi najstarszych. Ale cóż, to kwestia ogólnych preferencji w Kościele katolickim. Zaniedbywani są ludzie dorośli w starszym wiku, mimo że oni również mogą mieć wile potrzeb i braki siegające młodości. Do proboszcza należy też danie impulsu do integracji między parafianami. Reszta zależy od nas...
AC
Anna Cepeniuk
1 stycznia 2012, 17:13
~Słaba - świetnie to skomentowałaś i jest w tym dużo prawdy. Pozdrawiam wszystkich i niech Was Pan błogosławi i strzeże, niech rozpromieni nad Wami swoje oblicze i niech Was obdarza pokojem w każdym dniu nowego roku.
G
Gosc
1 stycznia 2012, 16:43
wierny jesteś bałamutny.
W
wierny
1 stycznia 2012, 16:40
Moja droga Sandro, do kościoła nie przychodzisz tylko dla Boga, ale też dla wspólnoty. W niebie nie będziesz sam na sam z Bogiem. Tam też będą ludzie.
S
Sandra
1 stycznia 2012, 16:21
"Mam wrażenie, że uwagą osób wyjątkowych obdarzani są jedynie ministranci, dziewczyny ze scholi i członkowie wspólnot." Tekst bardzo nieprzemyślany, który moim zdaniem nie powinien pokazać się na tej stronie. Ja przychodzę do Boga, ponieważ Nim żyję i chcę Go poznawać, nie dlatego, że kościół jest miejscem, w którym ksiądz proboszcz mnie chwali. Inną rzeczą jest to, że księża nie są w stanie zajmować się problemami wszystkich parafian. Człowiek, który chce działać w swojej parafii powinien zgłosić się do jednej ze wspólnot. Dla każdego znajdzie się miejsce w kościele. To wspólnoty są utworzone po to, abyśmy byli zauważeni, abyśmy czuli się potrzebni, abyśmy wzrastali w Bogu razem i razem byli nie do złamania. Nie rozumiem więc Autora teksty, kóry zarzuca księżom, że nie interesują się ich losami.
S
Słaba
1 stycznia 2012, 12:25
No cóż... Myślę, że nie chodzi o to, aby w Kościele podczas Mszy zauważono czapkę na głowie mężczyzny. Problemem jest to, że nasze parafie przypominają dysfunkcyjne rodziny, w których nie ma prawdziwego, głębokiego kontaktu między ich członkami. Zdawkowe grzeczności, czy standartowy żart raz na jakiś czas, tej sprawy nie rozwiązują. Przyczyna jaest taka sama, jak w wielu rodzinach - brak czasu, zabieganie, nadmiar obowiązków... Pytanie - czemu te obowiązki naprawdę służą?...
K
krystyna spawdzania zapisów w
31 grudnia 2011, 23:09
porozmawiać w czasie wizyty duszpasterskiej ? a jak skoro ta trwa 10 minut i sprowadza sią do sprawdzania zapisów w kartotece. marzę o małym kościółku ,gdzie na powitanie proboszcz wychodzi i wita się z wiernymi , ale to tylko marzenia :9
jazmig jazmig
31 grudnia 2011, 19:11
KinchOsoby działające "przy kościele" niechętnie patrzą na każdego kto chce się zaangażować, jakby bały się o swoją pozycję. Napisz, co chciałbyś robić dla swojej parafii, wtedy pogadamy. Ja pracuję dla parafii fizycznie, wykonuję z innymi różne niezbędne, często ciężkie prace i zapewniam, że takich jak ja i moi koledzy jest bardzo mało. Bardzo chętnie przywitamy każdego, kto się zgłosi do pomocy. Nie musi się on rozpychać łokciami, chętnie zrobimy dla niego miejsce.
jazmig jazmig
31 grudnia 2011, 19:06
 Widzę, że autorowi  brakuje uwagi tłumów, dlatego sugeruję, aby zmienił zawód na błazna, jak ten facet w czapce, o którym autor pisze. Pajacować jest o wiele łatwiej, niż być zauważonym dzięki swojej dobrej pracy. Przypominam przy okazji autorowi, że pierwsi będą ostatnimi, a ostatni - pierwszymi.
T
tak
31 grudnia 2011, 14:09
Właściwie to bardzo to płytkie i nieprzemyślane. Ot taki fajerwerk na pokaz . Zastanówmy się nad tym co Autor napisał. Sugeruje , że każdy z nas koniecznie chce być zauważony. W jakim sensie? Aby do KAŻDEGO ( bo dlaczego do jednego tak a drugiego nie) specjalnie ksiądz podszedł porozmawiał, specjalnie pobłogosławił. Oczywiście nie jest to możliwe, bo wtedy każda msza św. trwała by ze 12 godzin i przestałaby być mszą a zamieniłaby się w towarzyskie spotkanie. Jeżeli zatem nie w kościele to gdzie? Aha . W czasie Kolendy. No to policzmy. Załóżmy, że parafia ma 12 tys. mieszkańców ( w dużych miastach jest dużo więcej) Jest to około 3 tysiące mieszkań. Aby pogadać z mieszkańcami trzeba co najmniej 1/ 2 godziny. Wychodzi zatem 1500 godzin. Trzeba jednak dodać jeszcze dojścia, do poszczególnych domów. Przecież ksiądz nie będzie biegał. Dodajmy zatem ze 100 godzin na dojścia do tych 3000 mieszkań (6000minut :3000 mieszkań = 2 minuty na mieszkanie, chyba za mało. Trzeba chyba przynajmniej 7 minut wliczając w to ubieranie i zdejmowanie płaszcza. Zatem mowa jest o 320 godzinach. 1500 + 320 =1820 godzin. Odejmijmy jednak tych, którzy nie przyjmują księdza po Kolendzie. Nie ich będzie ¼ x 1500=375. Zatem odejmijmy od 1800 –375= 1425. Niech ksiądz chodzi po Kolendzie 10 godzin dziennie ( to straszna harówka i niemożliwa, bo przecież są msze św. , nabożeństwa, pogrzeby, katechezy w szkołach, zespoły synodalne, sprawy do załatwienia w kurii, itd.) Gdyby jednak chodził te 10 godzin dziennie to musiałby chodzić tak po Kolendzie 142 dni wliczając w to niedziele. Jeżeli w parafii jest dwóch księży to ponad 70 dni ( prawie 2 i pół miesiąca wliczając niedziele). W większych parafiach jest więcej księży , ale i więcej parafian. Pozostaje jeszcze jedna trudność. Ci , którzy łakną kontaktu z księdzem mogą mieć problemy, których być może niekoniecznie by chcieli omawiać w obecności innych osób.
WI
wstań i chodź - mówi Jezus
31 grudnia 2011, 12:31
Błażeju, doskonale Cię rozumiem. Jestem niezauważana od lat, bo jestem osobą niezamężną. Starą panną. nie też w kościele nie ma. W kościele jest rodzina, mąż, żona, dzieci i młodzież. Samotnych nie ma. Nie są tematem kazań, modlitw... W czasie rekolekcji też mnie nie ma. Tylko spotkania tzw. ogólne są dla mnie. MGŁA. A duszpasterstwa? W moim małym miasteczku ich nie ma. Kościół otwiera się tylko na mszę św. Jestem od Ciebie starsza i przyzwyczaiłam się do bycia na marginesie mojego kościoła. Na szczęście jest internet i strony dla szukających możliwości rozwoju duchowego. Cóż... Na szczęście Pan Bó jest ze wszystkimi, NA TYLE CIEBIE NIE MA, NA ILE NA TO POZWALASZ... Internet: <a href="http://www.przeznaczeni.pl">www.przeznaczeni.pl</a> może to "zadziała"? :-)))
BZ
BUDYNEK Z MAŁEJ LITERY
31 grudnia 2011, 11:31
"Historia głosi, że pewnego razu do Kościoła wszedł mężczyzna w czapce." Kościoła z małej litery - wszak chodzi o BUDYNEK !!
G
Gog
31 grudnia 2011, 09:56
 Dosyć śmieszne postawienie tematu. Kościół to nie operetka, żeby towarzysko się pokazać.  Jeżeli ktoś ma mnie dostrzec to Bóg. Są parafianie którzy maja potrzebę dużego angażowania się w życie wspólnoty np. ministranci, chór, kółka różańcowe. Są parafianie którzy mają potrzebę pokazania się np ubierając niestandardową garderobę, czy  z okazji komunii córki.Dopuszczalna ludzka ułomność.
30 grudnia 2011, 23:11
I jeszcze wracając do opłatka- kiedy w parafii nie ma rodzinnej atmosfery, to nie dziwiłabym się, że ktos może czuć się niezręcznie, niegotowy do takich gestów. Czasem to trochę sztucznie wychodzi, kiedy w grupie kompletnie obcych sobie osób nagle ktoś wychodzi z propozycją łamania się opłatkiem. Nie upieram się przy swoim zdaniu, być może faktycznie jest to dobra okazja do przełamania lodów, ale może być też odczytana jako nieszczery, sztuczny, pokazowy gest.
30 grudnia 2011, 23:11
Co do pożegnania po Mszy - nawet w Anglii do jednych kieruje się zdawkowe dwa słowa a z innymi nawiązuje się wymiane zdań świadczącą o bliższej zażyłości. W Polsce bywa tak, że ludzie po pasterce uciekają chyłkiem z kościoła tylko po to, żeby nie przełamać się opłatkiem z księżmi. Różnic w zażyłości trudno chyba uniknąć. Jednak to, że kapłan nie chowa się po Mszy w zakrystii, ale ma dla swoich parafian ciepły uśmiech, to poważny gest w ich kierunku. W jednej z parafii kiedy pojawiłam się pierwszy raz, to ksiądz podszedł do mnie, przedstawił się i zaproponował pomoc jakby-co. To może faktycznie raczej jest wykonalne w małych parafiach (ta akurat taka była) ale w większej z kolei parafianie zauważyli życzliwie, że w ich ławce nagle zasiadł ktoś nowy. Będę się upierać, że to jednak kwestia życzliwości, otwartości i takiej wiary przejawiającej się nie tylko w praktykach pobożnościowych, ale też w relacji do bliźniego. Zresztą w Polsce również w dużych parafiach księża czasem potrafią, kiedy im to na rękę wykazać się doskonałą pamięcią, co do parafian: kto przychodzi, kto gdzie siedzi itd. :)) Zazwyczaj podczas kolędy na powitanie jest albo pochwała: "często was widzę", albo zdzwienie: "to wy też z mojej parafii?" Zatem można, kiedy się chce. Co do opłatka, to że jedni ludzie uciekają nie oznacza, że inni nie chcą być zauważeni w kościele. Ludzie róznią się między sobą, nie trzeba przytaczać argumentów opartych na uogólnieniach. Podczas kolędy też jedni nie chcą, aby ksiądz wypytywał o "osobiste sprawy" a inni oczekują, że zainteresuje się ich problemami, jedni czekają kiedy weźmie tę kopertę i sobie pójdzie, a inni są zawiedzeni, ze po kilku godzinach czatowania na klatce czas księdza dla nich to tylko krótka modlitwa i błogosławieństwo.
K
kobieta
30 grudnia 2011, 22:39
Effa, częściej sie uśmiechać?... Od razu zostaniesz zauważona! Polecam :-)))
AC
Anna Cepeniuk
30 grudnia 2011, 21:08
Pomysł dobry, ale........trochę za zimno teraz, więc to może zakończyć się raczej w gabiniecie u lekarza rodzinnego....... Ale dziękuje za podpowiedź i czekam na lepszy pomysł..... Pozdrawiam
AC
Anna Cepeniuk
30 grudnia 2011, 20:53
A jednak dobrze jest ubrać czapkę..... przynajniej wtedy jak się jest mężczyzną.... Kobieta.... niech z kuchni raczej nie wychodzi.... Szczególnie jak ma problem. Sama sobie winna - prawda?
Olinka
30 grudnia 2011, 17:38
To jest właśnie upraszczanie problemu i przerzucanie winy na innych. Taka moda. Kogoś krzywdzą? Widocznie sam ma problem ze sobą itd. Nie mówimy o winie, lecz o przyczynach. Poza tym - jak ma wygladać zainteresowanie proboszcza skierowane do jednej osoby, która niczym się nie wyróżnia i nic nie świadczy o tym, że potrzebuje szczególnej uwagi? Czy zainteresowanie się nią nie byłoby uznane (w Polsce) za wścibstwo? Co do pożegnania po Mszy - nawet w Anglii do jednych kieruje się zdawkowe dwa słowa a z innymi nawiązuje się wymiane zdań świadczącą o bliższej zażyłości. W Polsce bywa tak, że ludzie po pasterce uciekają chyłkiem z kościoła tylko po to, żeby nie przełamać się opłatkiem z księżmi. Najlepszym momentem do poznania proboszcza lub do dania się poznać jest to, o czym pisze Bartosz: kolęda. Jednak jest jeszcze coś ważniejszego, myślę tu o innym sposobie niezauważania ludzi w Kościele. Jest nim brak ewangelizacji pewnych grup społecznych lub wiekowych (ludzi starszych!), czasem nawet wspólnot religijnych etc. To jest problem...
J
joan
30 grudnia 2011, 14:13
Poza tym nawet jak ktoś nie działa aktywnie w jakiejś grupie parafialnej z sobie znanego powodu, to też ma prawo do zainteresowania ze strony swojego duszpasterza. W Anglii po Mszy ksiądz stoi w drzwiach i żegna wiernych. A kościoły nie są tam wcale- jak niektórzy chcieliby to widzieć- puste, ale jak najbardziej zapełnione, zatem nie jest to garsteczka ludzi. Ksiądz (zazwyczaj jeden w parafii) daje radę, aby każdemu podać rękę, albo chociaż obdarzyć uśmiechem i miłym słowem; "miło było cię widzieć". Może nie jest to jeszcze takie zainteresowanie o jakiego potrzebujemy, ale na pewno jakiś punkt wyjścia, aby poczuć się ważnym i uprawnionym do tego, aby w razie potrzeby podejść do swojego duszpasterze i poprosić i więcej uwagi.
J
joan
30 grudnia 2011, 14:06
A może ktoś, kto czuje sie niezauważony-niedoceniony, powinien aktywnie włączyć się w życie parafii? To jest właśnie upraszczanie problemu i przerzucanie winy na innych. Taka moda. Kogoś krzywdzą? Widocznie sam ma problem ze sobą itd. Żyjemy w społeczeństwie gdzie zauważani, cenieni są często ludzie bardzo hałasliwi, którzy jak to się mówi- potrafią się sprzedać chociaż nie zawsze mają najwięcej do powiedzenia. Otoczenie zazwyczaj to akceptuje, zwłaszcza ci, którzy załapią się na "obstawę" takiego krzykacza. Widziałam takie sytuacje w niedużych grupach rekolekcyjnych, oazowych, pielgrzymkowych więc nie jest to problem braku aktywności. Nie jest to zatem kwestia małej aktywności. Niektórzy lubią się tak czepić pozycji blisko księdza, że nie za bardzo chcą dopuścić innych przy akceptacji czy też przyzwoleniu tegoż księdza. Widziałam sytuacje w dawnej mojej parafii kiedy najbardziej zauważani byli ci, którzy byli najbardziej wygadani i śmiali, a nie ci, którzy pomagali w pracach fizycznych na budowie kościoła. Czyż można być bardziej aktywnym w parafii niż przerzucać cegły i wznosić mury świątyni ? :)
K
Karolina
30 grudnia 2011, 11:53
Tekst jest naprawdę ciekawy i wzbudza w człowieku sporą chędź pomyślenia nad tym problemem. Za to należą się gratulacje dla autora... Ale nie do końca zgodzę się ze stwierdzeniem, że członkowie wspólnot są jak by ponad zwykłymi wiernymi. Może poniekąd tak, ale nie tak całkowicie. Działąm w grupie oazowej już ponad 3 lata teraz kończe kurs animatorski i zajmuje się oazą w swojej parafi. Przez co bardzo często spotykam się z księżmi i załatwiam różne sprawy. Ale uwieżcie mi że dla nas owiele cenniejsze jest dobre słowo "zwykłego wiernego" niż wychwalanie przez kapłanów. Naprawdę miłe są sytuacje gdzie podchodzą do nas zwykli ludzie i dziękuję np za śpiew na mszy, czy chwalą naszą działalność w parafii ;) Druga strona medalu jest taka, że każdy "zwykły wierny" może to takich wspólnot należeć. Wystarczy trochę częci i poświęcenia.A jeśli ktoś potrzebuje uwagi wystarczy podejść do kapłana i poprosić o rozmowę,jeśli jest to prawdziwy kapłan z powołania to będzie to czas naprawdę owocny dla obu stron.
M
myślę
30 grudnia 2011, 11:43
Myśle podobnie jak Ann - zauważane w kościele są nie poszczególne osoby, ale małzeństwa, rodziny z gromadką dzieci. Oni są najważniejsi w obecnej polityce Kościoła. Dla nich sa kazania i rekolekcje. Innych grup ludzi nie ma. No może jeszcze chorzy, bo za nich zawsze są modlitwy.
AC
Anna Cepeniuk
30 grudnia 2011, 11:13
Rozumiem człowieka, który siedział w czapce........ i to nie dlatego, że chciałabym, by wszyscy na mnie uwagę zwracali...... ale raczej po to, by wtedy, gdy ból i cierpienie nie pozwalają na to by w drodze do Komunii nie potrącał mnie dziarski pan "bez czapki", który idzie jak żołnierz nie zwracając na to, że się mogę wywrócić....... przez tą jego dziarskość.... a raczej "ślepotę"... Bardzo to przykre i niestety prawdziwe....... w naszym kościele..
Olinka
30 grudnia 2011, 10:40
A może ktoś, kto czuje sie niezauważony-niedoceniony, powinien aktywnie włączyć się w życie parafii? Nie mam na myśli założenia dziwnego stroju ;-)
A
Ann
30 grudnia 2011, 09:08
 Błażeju, doskonale Cię rozumiem. Jestem niezauważana od lat, bo jestem osobą niezamężną. Starą panną. nie też w kościele nie ma. W kościele jest rodzina, mąż, żona,  dzieci i młodzież. Samotnych nie ma. Nie są tematem kazań, modlitw... W czasie rekolekcji też mnie nie ma. Tylko spotkania tzw. ogólne są dla mnie. MGŁA. A duszpasterstwa? W moim małym miasteczku ich nie ma. Kościół otwiera się tylko na mszę św. Jestem od Ciebie starsza i przyzwyczaiłam się do bycia na marginesie mojego kościoła. Na szczęście jest internet i strony dla szukających możliwości rozwoju duchowego. Cóż... Na szczęście Pan Bó jest ze wszystkimi,
A
Alfista
30 grudnia 2011, 08:40
Ale przez kogo chciałbyś być drogi Błażeju doceniany, zauważany? Czy taki egocentryzm jest wskazany? Czy chodzisz na indywidualne adoracje Chrystusa? Spróbuj wiele wniosą do Twojej duchowości zagubionej po opuszczeniu seminarium.
T
TAK.
30 grudnia 2011, 01:45
Prawdopodobnie ja rowniez bym ciebie nie zauwazyl, wcale nie chcialbym sie na tym koncentrowac aby ciebie szukac. Juz przed Msza Sw. przygotowuje sie do spotkania z Jezusem, aby ta godzina byla tylko On i ja. W mlodosci nauczylem sie modlitwy ministranta i do dzisiaj sie nia modle: Oto za chwilę przystąpię "Do Ołtarza Bożego, do Boga, który rozwesela młodość moją". Do świętej przystępuję służby. Chcę ją dobrze pełnić. Proszę Cię, Panie Jezu, o łaskę skupienia, aby myśli moje były przy Tobie, aby oczy moje były zwrócone na ołtarz, a serce moje oddane tylko Tobie. Amen. A moze chcialbys zmienic tytul i napisac cos nowego "Ja chce sie wlaczyc w Kosciol, i chce aby byl moim domem"
P
Piotr
30 grudnia 2011, 00:02
Błażej ! Jesteś jedyny, niepowtarzalny i tak własnie kochany przez Boga. Ale Jezus wpadł na pomysł, aby takich jedynych i niepowtarzalnych, których każdego i każdą z nas osobno ukochał zaprosić do WSPÓLNOTY jaką  jest Jego Jeden, Święty i Apostolski Kościół. Jęsli zazdrościsz, że ministranci, schola itp są zauważani, a ty nie, to dlaczego mimo, ze nie jesteś już w seminarium nie zaangażujesz się w jakieś grupu duszpasterstwa akademickiego ??? Mysle, ze jest tylko jeden problem : bo tam też będziesz chciał być "ZAUWAŻONY" a przez to trudno będzie ci się odnależć w tej małej wspólnocie jaka jest duszpasterstwo akademickie. Martwie się o cibie, bo jeśli bedziesz chciał załozyć rodzinę, która jest także WSPÓLNOTĄ osób, to też będziesz chciał byc "ZAUWAŻONY" i znów porażka. Kończę pytaniem : czy to WSPÓLNOTA jaka jest Kościół , grupa duszpasterska, rodzina nie potrafi cię "ZAUWAŻYĆ", czy to jednak ty tak naprawdę nie potrafisz odnaleźć swojego miejsca w żadnej wspólnocie ???? Życzę po przyjacielsku : najpierw zapytaj sam siebie : co ze mna, za nim będziesz za całą sytuację winił wspólnotę.
R
rumak
29 grudnia 2011, 23:27
Do Kościoła chodzimy by się modlić, spotkać z Bogiem. Nie widzę potrzeby by kogoś specjalnie wywyższać w kościele (wszyscy jesteśmy równi wobec Boga) i nie widzę powodów by ktoś wymagał by go 'zauważano'. To takie dziecinne... Przypomina mi się zabawna anegdota, ponoć prawdziwa sutuacja z mojej rodzinnej parafii: po ofiarę wybierał się zawszę ksiądz, który prowadził mszę, oraz jeden z ministrantów. Dzielili się zawsze ławkami: ksiądz zbiera od trzech rzędów z lewej, ministrant - z prawej (lub na odwrót). Podobno niektórzy parafianie trzymali w ręce 2 zł bądź 10 i w zależności od tego czy podszedł ministrant czy ksiądz - dawali mniejszą lub większą kwotę. Wiadomo - zjednej strony chciwość, z drugiej chęć 'pokazania się' księdzu. Bardzo obłudne.
J
JJ
29 grudnia 2011, 22:55
Prawdopodobnie ja rowniez bym ciebie nie zauwazyl, wcale nie chcialbym sie na tym koncentrowac aby ciebie szukac.  Juz przed Msza Sw. przygotowuje sie do spotkania z Jezusem, aby ta godzina byla tylko On i ja. W mlodosci nauczylem sie modlitwy ministranta i do dzisiaj sie nia modle: Oto za chwilę przystąpię "Do Ołtarza Bożego, do Boga, który rozwesela młodość moją". Do świętej przystępuję służby. Chcę ją dobrze pełnić. Proszę Cię, Panie Jezu, o łaskę skupienia, aby myśli moje były przy Tobie, aby oczy moje były zwrócone na ołtarz, a serce moje oddane tylko Tobie. Amen. A moze chcialbys zmienic tytul i napisac cos nowego "Ja chce sie wlaczyc w Kosciol, i chce aby byl moim  domem"
MG
Malwina Grabowska
29 grudnia 2011, 22:43
Msza to jednak troche teatr, są główni aktorzy dramatu i widownia. Ale bycie zauważonym w Kościele to co innego, niż bycie w centrum zainteresowania na mszy...No i Szef z góry ma dobre oko, widzi każdego, zwłaszcza tych pochowanych. Moja siostra od razu leci do pierwszej ławki, niby lubi dobrze widzieć. A może - lubi być zauważona? Ja odrowtnie - siadam z boku, z tyłu, w ciszy i spokoju uczestniczę. Słucham...I nie lubie dwunastek u dominikanów, nie znoszę tłumów. Radzę iść na każda inna msze, do innego kosciola. Jak jest mało ludzi, kazdy sie rzuca w oczy. To kwestoa tłumu Szanowny Autorze. Czemu na to nie wpadłeś...:-)
B
bi
29 grudnia 2011, 17:35
tylko ministranci i schola są zauważani? jakoś tego nie dostrzegłam szczerze mówiąc. posługują do mszy, są widoczni, tak jak ksiądz (chyba że schola jest na chórze) ale nikt ich jakoś szczególnie nie wyróżnia na zwykłej mszy
.
.
29 grudnia 2011, 16:51
Pierwszy komentarz jest najtrafniejszy. Trzeba się rozpychać łokciami. Osoby działające "przy kościele" niechętnie patrzą na każdego kto chce się zaangażować, jakby bały się o swoją pozycję. Wynika to z zupełnego niezrozumienia powodów dla których tam są. A ksiądz ma swoich ludzi, pewnych, którym ufa i jeśli ktoś chce się zaangażować, to ze strony księży nie spotyka odezwu, a bez księdza w polskiej parafii nic nie da się jeszcze zrobić z własnej inicjatywy. Myślę że często problemem jest duza nieufność księży wobec ludzi z którymi nie utrzymują na codzień bliskich kontaktów. Z jednej strony jest to po ludzku zrozumiałe, z drugiej uniemożliwia zaangażowanie wartościowych ludzi, którzy nie mają czasu na nieustające harbatki i pogaduszki na plebanii. Gdyby nasi proboszczowie byli nieco odważniejsi, w Kościele więcej byłoby wartościowych ludzi i ciekawych inicjatyw. Chocć pewnie więcej byłoby też inicjaty nieudanych, ale czy mimo wszystko nie warto ?
29 grudnia 2011, 15:30
Pierwszy komentarz jest najtrafniejszy. Trzeba się rozpychać łokciami. Osoby działające "przy kościele" niechętnie patrzą na każdego kto chce się zaangażować, jakby bały się o swoją pozycję. Wynika to z zupełnego niezrozumienia powodów dla których tam są. A ksiądz ma swoich ludzi, pewnych, którym ufa i jeśli ktoś chce się zaangażować, to ze strony księży nie spotyka odezwu, a bez księdza w polskiej parafii nic nie da się jeszcze zrobić z własnej inicjatywy.
J
ja
29 grudnia 2011, 14:59
Aby być zauważonym trzeba się we wspólnotę parafialną angażować.
Q
q
29 grudnia 2011, 14:41
Mnie podobał się jeden z kom. na tym portalu- że /to my należymy do Kościoła a nie Kościół do nas/ Kto chce na prawdę aktywnie uczestniczyc w życiu Kościoła, bedzie szukał sposobów żeby dzielić się swoimi zdolnościami, i samemu się przy tym rozwijać. Wielu jest takich, którzy nie chcą się angażować, bo trzeba ponosić odpowiedzialność itp. Pewnie są też tacy, którzy nie chcą byc zauważeni,(może jakieś problemy psychologiczne-nieśmiałość,może jakieś leki) i wolą angażować się z zaplecza. Ten człowiek o którym autor art. pisze, sam siadał w ostatniej ławce. Nikt mu nie pokazywał, nie mówił, to jest twoje miejsce, tam masz być. i jeszcze pytanie takie, bo nie wiem już co mam na ten temat myśleć...;) Co to za szczególne uprzywilejowanie? I czyją szczególną uwagą miałyby być obdarzone te uprzywilejowane grupy? (może chodzi o tak zwane/kółka wzajemnej adoracji/?) ale czy o to chodzi, żeby szukać siebie a nie Boga?
K
klara
29 grudnia 2011, 14:25
W Kościele jest tylko kilka uprzywilejowanych grup, które obdarzane są szczególną uwagą. Reszta jest niezauważalnym tłumem wiernych. Klasyczne zrzędzenie i ocenianie innych według siebie. Owszem - sa ludzie, którzy mają psychiczną potrzebę bycia zauważanym. Ale są też tacy, którzy odwrotnie - mają potrzebę zachowania anonimowości. Ponadto Autor domaga się rzeczy niemożliwych. Nawet Ewangeliści wymieniają z imienia tylko apostołów i uczniów, dodając, że za Jezusem chodziły ogromne rzesze. Nie do końca też rozumiem w jakim celu Autor opowiada historyjkę o kolesiu w czapce z jej pełną zrozumienia i akceptacji pointą. Zakłócenie mszy i brak uszanowania dla Bożej Obecności po to, żeby się wyróżnić z tłumu, to dla mnie przejaw wyjątkowej pychy i egoizmu.
H
H.Z.
29 grudnia 2011, 14:17
A ja zauważyłam (a jestem z tych "widocznych", bo jestem katechetką), że wierni przeważnie wolą być niezauważalni. Wolą siedzieć "bez czapki", bo wtedy nikt od nich nic specjalnego (oprócz tacy), nie wymaga. A tak jest łatwiej...
N
Neon
29 grudnia 2011, 14:01
Parafia powinna byc wspólnotą wspólnot a nie anonimową grupka wiernych. Co z tego że nas się nazywa Kościołem, skoro nic o sobie nie wiemy?
EK
Emilia Kusyk
29 grudnia 2011, 13:52
Zdarza się czasami, że obok nas istnieje osoba, która miałaby wiele do zaofiarowania parafii czy Kościołowi w ogóle ze swojej strony, ale jest  ignorowana, bo zwyczajnie brak jej tupetu. Niestety, prawo rozpychającego się łokciami sprawdza się i w Kościele.