Zazdroszczę Amerykanom
Administracja Baracka Obamy wprowadziła przepis, na mocy którego pracodawcy są zobowiązani do opłacania swoim pracownikom środków antykoncepcyjnych i wczesnoporonnych, co stanowi część pakietu obowiązkowych ubezpieczeń zdrowotnych, które same w sobie wywołały duża debatę w Stanach.
Rzecz jasna wywołało to w USA potężny sprzeciw i chrześcijańscy pracodawcy wytoczyli prezydentowi proces przed Sądem Najwyższym. Przedwczoraj pojawiły się doniesienia, że go wygrali - nie muszą opłacać swoim pracownikom świadczeń, które są sprzeczne z sumieniem pracodawców >> zobacz.
Kiedy zestawiam tę sytuację z wojną o deklarację wiary, jaka przetoczyła się przez Polskę tak niedawno, zaczynam zazdrościć Amerykanom. Po pierwsze, realnej niezawisłości sądów, ale też efektywności obywatelskich działań. W Polsce często najskuteczniej demotywuje skuteczność władzy w obalaniu inicjatyw społecznych, nawet jeśli podpisze się pod nimi sześć razy więcej osób, niż to prawnie wymagane. Bogu dzięki, że są tacy, którzy chcą walczyć dalej.
Ale to nie koniec mojej listy rzeczy, których zazdroszczę społeczeństwu zza Wielkiej Wody (choć to przykre uczucie). Otóż radośnie i z mocą ignorują oni etykietkę "niepostępowych", "zacofanych" i "nietolerancyjnych". I nie ma problemu, że w części firm (sąd zastrzegł, że ten wyrok dotyczy tylko małych i średnich firm, o jednolitej strukturze, jeśli chodzi o wyznawane wartości religijne) pracownicy nie dostaną w pakiecie antykoncepcji i środków wczesnoporonnych. Nie ma histerii, że przez to tłumy bezrobotnych będą okupować ulice, a na rozmowę o pracę trzeba będzie przynieść opinię od proboszcza lub pastora. Po prostu będzie jasne, że jeśli ktoś decyduje się na pracę w danym miejscu, na te środki w pakiecie ubezpieczeniowym nie może liczyć. U nas także deklaracja wiary lekarzy była jasnym postawieniem sprawy, że w tym gabinecie przyjmuje lekarz o konkretnym światopoglądzie, więc zamiast tracić czas na wizytę u niego, trzeba się rozejrzeć za kimś innym. Najwyraźniej jednak postęp oraz tolerancja u nas jest rozumiana jako wymuszanie na innych oczekiwanych przez nas zachowań, a nie poszanowaniu odmienności.
Wygrana tych pracodawców cieszy także dlatego, że jest postrzegana jako bolesny cios w próby ograniczania wolności religijnej przez politykę obecnego prezydenta. Życzyłabym sobie, żeby i polska kultura polityczna osiągnęła ten poziom, na którym obywatele mogą pozwać swoich decydentów i będzie miało to realne przełożenie na sytuację i rozstrzygnięcia prawne. Bo z medialnymi histeriami i etykietowaniem chyba coraz lepiej sobie zaczynamy radzić. Oby tak dalej.
Skomentuj artykuł