Zbuntowane siostry i teologowie

Dariusz Piórkowski SJ

7 czerwca tego roku Katolickie Towarzystwo Teologiczne Ameryki stanęło w obronie s. Margaret Farley, upomnianej przez Kongregację Nauki Wiary. Poszło o wypaczenia teologiczne zawarte w jej książce "Just Love. A Framework for Christian Sexual Ethics" ("Sprawiedliwa miłość. Zarys chrześcijańskiej etyki seksualnej") wydanej w 2006 roku. W specjalnej nocie upublicznionej 4 czerwca tego roku, Kongregacja, po zbadaniu zawartości książki, orzekła, że są w niej "błędne twierdzenia, które narażają wierzących na poważne szkody".

Amerykańscy teologowie w swoim oświadczeniu stwierdzają jednak, że "notyfikacja Kongregacji Wiary cechuje się raczej ograniczonym rozumieniem misji teologii". A prezydent Towarzystwa, John Thiel, powiedział nadto, że "notyfikacja zdaje się postrzegać rolę prawdziwych katolickich teologów jako tych, którzy mają po prostu powtarzać to, czego uczy Magisterium".

Ogólny zarzut sformułowany w doktrynalnej ocenie książki S. Farley dotyczy tego, iż ignoruje ona nauczanie Kościoła lub uważa je za jedną z możliwych opinii. Ponadto, teolożka podważa obiektywny i niezmienny charakter prawa naturalnego i głosi poglądy sprzeczne z nauczaniem Kościoła odnośnie etyki seksualnej, głównie masturbacji, homoseksualizmu, nierozerwalności małżeństwa. W swojej książce pisze m.in., iż masturbacja "zwykle nie rodzi żadnych moralnych pytań", jest rodzajem samozaspokojenia, które "raczej służy niż przeszkadza więzi między kobietą i mężczyzną".

DEON.PL POLECA

Jej zdaniem, relacje tej samej płci i ich działania mogą być usprawiedliwione i powinny być respektowane w oparciu o te same zasady, co związki heteroseksualne. S. Farley, na przekór nauki Kościoła, nie rozróżnia między skłonnościami a działaniami homoseksualnymi. W imię przezwyciężenia społecznego odrzucenia, nienawiści i stygmatyzacji gejów i lesbijek, wywoływanego po części przez nauczanie o "nienaturalnym seksie", autorka domaga się społecznego uznania i prawnego dopuszczenia tych związków.

W końcu opowiada się za przeformułowaniem pojęcia nierozerwalności małżeństwa. Teolożka pisze bowiem: "Mogą pojawić się sytuacje, kiedy zbyt wiele się zmieniło, jeden z partnerów się zmienił, relacja się zmieniła, kiedy wydaje się, że pierwotny powód wzajemnego zaangażowania bezpowrotnie przeminął". Czy więc trwałe zaangażowanie "może obowiązywać absolutnie, pomimo radykalnych i niespodziewanych zmian"? - pyta s. Farley. Z tego powodu, autorka jest również za otwarciem możliwości zawarcia ponownego małżeństwa.

Kongregacja uznała, że ta książka nie może być "używana jako autentyczny przekaz katolickiego nauczania".

Parę dni temu podczas wystąpienia na dorocznym spotkaniu Katolickiego Towarzystwa Teologów, S. Farley publicznie ustosunkowała się do notyfikacji Kongregacji. Oświadczyła, że krytyka Watykanu "wskazuje po prostu na różne rozumienie roli teologów w Kościele oraz sposobu, w jaki nasza tradycja zmienia się i dojrzewa w czasie". Poruszenie przez nią drażliwych spraw etyki seksualnej, wypłynęło z dostrzeżenia "cierpienia wielu ludzi". Nadto autorka uważa, że Kościół nie dopuszcza "różnych rodzajów wiedzy i doświadczenia" do swojego myślenia.

Sprawa s. Farley jest kontynuacją dramatycznego problemu, z którym Stolica Apostolska mierzy się już od kilku lat. Chodzi o działalność Konferencji Zakonów Żeńskich w USA, która nie od dzisiaj budzi kontrowersje i przedstawia smutny obraz życia zakonnego niektórych kobiet, walczących coraz bardziej o wyzwolenie spod "patriarchalnej kurateli" Kościoła.

W doktrynalnej ocenie działań Konferencji z 18 kwietnia 2012 roku, Kongregacja Nauki Wiary wysuwa poważne zastrzeżenia pod jej adresem. W dokumencie zebrano spostrzeżenia i wnioski na podstawie wystąpień teologów na dorocznych zgromadzeniach Konferencji Zakonów Żeńskich, różnych oświadczeń okolicznościowych i przemówień jej przewodniczących.

Chodzi głównie o manifestowanie niezależności i wyłamywanie się ze wspólnoty Kościoła, prezentowanie nauki na temat moralności seksualnej w niezgodzie z nauczaniem Kościoła, domaganie się przemyślenia wyłączności święceń dla mężczyzn, przedstawiany jako "profetyczny głos" nawołujący do reformy w obrębie struktur Kościoła, radykalny feminizm, który krytykując patriarchalizm, równocześnie podminowuje naukę o Bogu: Ojcu, Synu i Duchu Świętym.

Na przykład, w materiałach przygotowywanych do dyskusji, siostry często wyrażały wątpliwości, czy Eucharystia powinna stanowić centrum życia zakonnego, skoro głównym celebransem jest wyświęcony mężczyzna. Ich zdaniem, jest to model wypracowany przez "zachodni sposób myślenia" , podczas gdy na kontynencie amerykańskim obowiązuje "zintegrowany model myślenia".

Ostatnie wydarzenia potwierdzają, że napięcie w relacji teologów amerykańskich do nauczania Kościoła będzie raczej narastać. Swoją drogą, skoro tak spora grupa katolickich teologów staje po stronie s. Farley, to powstaje pytanie, na czym polega ich katolicyzm.

Mimo to Stolica Apostolska nadal szuka możliwości porozumienia z nieprawomyślnymi siostrami. Kardynał William Levada, prefekt Kongregacji Wiary, wierzy, że powstały rozdźwięk może zostać zażegnany, choć z drugiej strony, stwierdza, że dotychczasowe czteroletnie rozmowy z Konferencją Zakonów Żeńskich przypominają "dialog z głuchym". Powód? Przedstawicielki Konferencji ciągle podejmują decyzje (przykład s. Farley), które wskazują, iż nie biorą one sobie uwag Kongregacji do serca.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zbuntowane siostry i teologowie
Komentarze (24)
J
ja
5 lutego 2013, 05:51
Którym słowom Jezusa dokładnie? Czy przeczytałeś książkę, żeby wiedzieć to napewno? Ja nie, więc nie mogę tego stwierdzić. Ale chętnie przeczytam, żeby lepiej zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi. Nie czepiam się pokory, tylko wypaczonego pojęcia pokory. Siostra Farley broni swojego stanowiska naukowo, bo jest naukowcem. Poczytaj sobie o tym trochę. Nie widzę w tym braku pokory ale o to właśnie się ją, jak i typowo inne kobiety (i mężczyzn przecież też) oskarża. A chodzi o to, że oni starają się kontynuować (to nie jest pierwszy taki przypadek) dyskusję na pewne tematy, które nie powinny być zamknięte. A dlaczego? Rozejrzyj się trochę! Nawet w naszym katolickim kraju znajdziesz uzasadnienie dla podjęcia tematu w ten szczególny sposób przez siostrę Farley. A co do kobiet, to problem w tym, że jej przypadek, jak wspomniano, wiąże się z konfliktem stolicy apostolskiej z konferencją zakonów żeńskich, w którym rozchodzi się między innymi o głos kobiet w kościele i władzę którą w kościele mają tylko faceci. Poczytaj, co mają do powiedzenia siostry i sam oceń czy to brak pokory z ich strony, czy po prostu silne przekonanie, że chrześcijanin ma prawo do używania własnego rozumu, że nie ma racjonalnego powodu, dla którego decyzje w kościele podejmują tylko mężczyźni etc etc. Nikt nie oskarża biskupów i kardynałów ani papieża o brak pokory z powodu nie słuchania kobiet...Hm...To pewnie dlatego, że oni są nieomylnie ostoją Bożych poglądów... A poza tym słyszałeś o takim pojęciu jak "nieposłuszeństwo obywatelskie"? Czyż ono  nie może się odnosić także do ludzi funkcjonujących w strukturach religijnych w stosunku do niektórych kościelnych ustaw? Hm. Może zbyt rewolucyjnie jak na deon. Cofam to ostatnie, ale nie wymazuję, niech świeci.
C
celnik
4 lutego 2013, 07:33
@ja Pokory wymaga się od wszystkich, nie tylko od kobiet. Posłuszeństwo to wymaganie elementarne, zwłaszcza w życiu zakonnym, ale nie tylko. Trzeba nie rozumieć, co znaczy być chrześcijaninem, żeby się buntować przeciwko pokorze. A ta siostra nie tyle sprzeciwia się kwestiom kulturowym, co słowom Jezusa.
J
ja
4 lutego 2013, 07:11
Nie widać podporządkowania? To pewnie dlatego, proszę księdza, że kobiety mają już zwyczajnie dość, że się ich nie słucha. Krytycy kościoła z wewnątrz kościoła mają dość, że się ich nie słucha a jeśli przy okazji są kobietami to nie dziwię się wcale, że nie podkulają ogona i są uparte, bo to jest kolejna sprawa, która działa na nerw. Że od kobiet historycznie właśnie tego się zawsze wymagało i nadal się niestety wymaga w bardzo wielu kręgach kulturowych. Nazywajcie to sobie jak tam chcecie w swoich seminariach, brak pokory czy inne frazesy, ale nie słuchanie kobiet w kościele (albo słuchanie tylko takich co się nie stawiają) musi się skończyć teraz. Nie kiedyś tam kiedyś. A co do spraw niezmiennych....Hm. Takie sprawy niezmienne, do których ksiądz się odnosi, czyli kwestie kulturowe także w kościele, ulegały zmianie, ulegają zmianie, będą ulegały dalszym zmianom. I tyle.
Dariusz Piórkowski SJ
21 czerwca 2012, 10:29
Nie do końca się z Panem zgadzam. Owszem, to prawda, że Magisterium Kościoła często bywa zbyt ostrożne i wielu wybitnym teologom dostało się po głowie. Taka zachowawczość leży chyba w naturze urzędu apostolskiego. Jednak wybitni teologowie podporządkowali się, poczekali aż Kościół dojrzeje do przyjęcia ich nowatorskich poglądów. W sprawie z siostrą Farley nie widzę tej postawy. Tak, to prawda, że pewne rzeczy się zmieniają i Kościół tego od razu nie widzi. Problem  pojawia się jednak w rozstrzygnięciu, które orzeczenia i poglądy powinny się zmienić. Kto to ma rozstrzygnąć? Są pewne sprawy niezmienne, także w sferze etyki seksualnej, pomimo wzrostu naszej wiedzy i powszechności pewnych zachowań. Co innego byłoby, gdyby s. Farley twierdziła, że to są jej poglądy - i w sumie notyfikacja Kongregacji to potwierdza - to są jej poglądy. Natomiast ona domaga się zaakceptowania ich i stwierdzenia, że tak myśli (powinien myśleć) cały Kościół. Teolog nie działa w oderwaniu od całości. Ale jeśli niektórzy teologowie z zasady uważają, że kongregacja nic nie ma do powiedzenia, no to praktycznie rzecz biorąc dialog jest zakończony.
L
lituma
21 czerwca 2012, 10:05
Zawsze mnie zadziwia punkt widzenia polskiego katolicyzmu na różne problemy natury teologicznej. Ujawnił się on zarówno w artykule Ojca jak i komentarzach internautów. Ten punkt widzenia jest strasznie zaściankowy i ciasny. Większość komentujących a podejrzewam i sam autor artykułu chyba nie do końca ma pojęcie o czym pisze. Śmiesznie i mało pokornie brzmi to od obywateli kraju, z któego NIGDY nie wyszedł żaden wybitny teolog klasy światowej. Widać myślenie abstrakcyjne nie jest naszą najmocniejszą stroną. To że Watykan (czyli urzędnicy nie teologowie) kwestionuje czy niepokoi się ich poglądami jest to całkowicie normalne. Zawsze tak było. Weźcie dowolnego wielkiego teologa a ja przytoczę wam historię jego zmagań z Watykanem. Gdybyśmy wzięli chociażby JPII i cofnęli się o lat 100 też jego poglądy uznanoby za "błędne twierdzenia, które narażają wierzących na poważne szkody" (vide ekumenizm czy rewolucyjne podejście do etyki seksualnej wyrażone w "Miłości i odpowiedzialności") Teologia jako nauka, gdzie obowiązuje swoboda badań naukowych (nawet jeśli ograniczona np. dogmatami) czasem stworzy coś co ma sens i stanie się potem doktryną a czasem coś co jest kompletnie błędne i zostanie zarzucone. Ja osobiście interpretuję spór amerykańskich sióstr nie na płaszczyźnie teologicznej tylko pragmatyki władzy. Siostry po prostu stały się zbyt samodzielne i za to dostają po głowie, a nie za poglądy teologiczne. Bardzo mocno wystąpiły przeciw biskupom w związku ze skandalami pedofilskimi, które je ominęły jakoś dziwnym trafem. Po drugie interpretuję to jako wyradzanie się biurokracji. Watykan od jakiegoś czasu zaczyna sobie rościć pretensje do uprawiania teologii. Tymczasem nie taka jest jego rola. Jego rolą jest rozstrzyganie i badanie gdy problemy teologiczne dojrzały do tego.
L
leszek
15 czerwca 2012, 20:02
Za tym się raczej kryje przenoszenie pewnych praktyk z rynku konsumenckiego na Kościół. Kiedyś - np. - konsumenci uwierzyli, że masło jest niezdrowe, więc producenci zaczęli im dostarczać margarynę - klient nasz pan. Teraz konsumenci się przekonują, że guzik prawda, więc mają "margarynę jak masło". Sensu to nie ma, ale się dobrze sprzedaje i to najważniejsze. Analogicznie ponieważ nastawienie społeczne do stosunków homoseksualnych się zmieniło na tolerancyjne, więc trzeba zmodyfikować naukę Kościoła, aby "nadążać za duchem czasu" i uczynić tę naukę bardziej strawną.  Inna sprawa, ze nauka Kościoła przecież się zmienia. Kiedyś teologowie byli przekonaniu o istnieniu nimba, a teraz się okazało, ze nimba nie było i nie ma. W Ewangelii rzeczywiście nic nie ma o wyświęcaniu kobiet, ale celibat to przeciez raczej mocno ugruntowana tradycja, a nie prawda wiary. Dyskusje na temat związków homoseksualnych czy nierozerwalności małżeństwa są na pewno potrzebne, gdyż jednak zmuszają do dokładnego sprecyzowania i przemyślenia z czego się biorą te czy inne nauki. Nie ma nic gorszego niż myślowe skostnienie czy okopanie się w jakichś opłotkach czy zaściankąch. Pytania padają i trzeba na nie odpowiadać. Ale gdzie się kończy łączka filozofów i zaczyna grząskie bagno nieposłuszeństwa i odstępstwa to trudno powiedzieć. I łączka i bagno wyglądają z daleka podobnie - dużo kwiatków, roślinek, ptaszki ćwierkają i motylki fruwają..
15 czerwca 2012, 10:34
Jesli siosty są zbuntowane. To czytając artykuł nasuwa się pytanie czy wobec wystapienia teologów tytuuł nie powinien brzmieć: "Zbuntowane siosty i zbuntowani teologowie".
X
xyz
15 czerwca 2012, 10:13
 "Dlatego też objawienie Chrystusa jest podstawową zasadą normatywną teologii. Uprawia się ją zawsze w Kościele i dla Kościoła, Ciała Chrystusa, stanowiącego jedno z Chrystusem, a tym samym także w wierności Tradycji apostolskiej. Dlatego teolog musi prowadzić swe prace w jedności z żywym głosem Kościoła, czyli z żywym Magisterium Kościoła, uznając jego władzę. Traktowanie teologii jako prywatnej sprawy teologa oznacza niezrozumienie samej jej istoty. Jedynie wewnątrz wspólnoty kościelnej, w jedności z prawowitymi pasterzami Kościoła praca teologa ma sens. Wymaga ona oczywiście kompetencji naukowych, ale także, w nie mniejszym stopniu, ducha wiary i pokory właściwego temu, kto wie, że Bóg żywy i prawdziwy, będący przedmiotem jego refleksji, nieskończenie przekracza ludzkie możliwości percepcji. Jedynie przez modlitwę i kontemplację można wyrobić w sobie poczucie Boga i uległość wobec działania Ducha Świętego, dzięki czemu dociekania teologiczne zaowocują dobrem dla całego Kościoła i, powiedziałbym, również ludzkości." Benedykt XVI 1 XII 2005 — Do Międzynarodowej Komisji Teologicznej "Teolog nie rozpoczyna nigdy od zera, lecz uznaje za mistrzów Ojców i teologów całej tradycji chrześcijańskiej. Teologia zakorzeniona w Piśmie Świętym, czytana z Ojcami i Doktorami może być szkołą świętości, jak zaświadczył wobec nas błogosławiony John Henry Newman." Benedykt XVI 3. XII. 2010. — Do Międzynarodowej Komisji Teologicznej
X
xyz
15 czerwca 2012, 10:10
 kard. Joseph Ratzinger, Homilia podczas Mszy św. "pro eligendo Romano Pontifice" 18 IV 2005(fragment) Nie powinniśmy pozostawać dziećmi w wierze, trwać w stanie niedojrzałości. Co to znaczy jednak być dziećmi w wierze? Odpowiada nam św. Paweł: znaczy być jak ci, "którymi miotają fale i porusza każdy powiew nauki" (Ef 4, 14). Jakże to aktualny opis! Ileż "powiewów nauki" przyniosły nam ostatnie dziesięciolecia, ileż nurtów ideowych, ileż modnych kierunków myślowych… Były one często niczym wzburzone fale, które popychały myślenie wielu chrześcijan niczym małą łódkę z jednej skrajności w drugą: od marksizmu do liberalizmu, aż po libertynizm; od kolektywizmu po radykalny indywidualizm; od ateizmu do mglistego mistycyzmu religijnego; od agnostycyzmu do synkretyzmu i tak dalej. Każdego dnia powstają nowe sekty i urzeczywistnia się to, co mówi św. Paweł na temat "oszustwa ze strony ludzi i przebiegłości w sprowadzaniu na manowce fałszu" (Ef 4, 14). Wyznawanie jasno określonej wiary, zgodnej z Credo Kościoła, jest często określane jako fundamentalizm. Natomiast relatywizm, to znaczy poddawanie się "każdemu powiewowi nauki", jawi się jako jedyna postawa godna współczesnej epoki. Tworzy się swoista dyktatura relatywizmu, który niczego nie uznaje za ostateczne i jako jedyną miarę rzeczy pozostawia tylko własne ja i jego zachcianki. My natomiast mamy inną miarę: Syna Bożego, prawdziwego Człowieka. To On jest miarą prawdziwego humanizmu. Nie jest "dojrzała" wiara, która unosi się na falach mody i ostatnich nowinek; dorosła i dojrzała jest wiara zakorzeniona głęboko w przyjaźni z Chrystusem. 
WC
warto czytać
14 czerwca 2012, 21:03
Pan Jezus ostrzega nas przez Natuzzę, która nie mówi nic nowego, Natuzza przypomina prawdziwe Słowa i Przykazania Boże, aby prostować to, co zostało zniekształcone,  najłatwiej zniekształcać Słowo przez teologów, żeby namieszać, należy zawsze trzymać się tego co naucza papież, bo to najlepszy drogowskaz, Pan Jezus przez Natuzzę odsłania nam tajemnice co z duszą po śmierci, a to jest najważniejsze.
KG
ks.Stefano Gobbi
14 czerwca 2012, 16:57
Znaki końca czasów – jasno ukazane w Ewangeliach, Listach św. Piotra i Pawła – realizują się w obecnych latach. Pierwszy znak to rozszerzanie się błędów, prowadzących do utraty wiary i odstępstwa. Błędy te rozszerzają fałszywi nauczyciele, słynni teolodzy, którzy nie nauczają już prawdy Ewangelii, lecz głoszą zgubne herezje – oparte na błędnym i ludzkim rozumowaniu. Z powodu tego głoszenia błędów gubi się prawdziwa wiara i rozszerza się wszędzie wielkie odstępstwo.«Strzeżcie się, żeby was kto nie zwiódł. Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: Ja jestem Mesjaszem. I wielu w błąd wprowadzą. Powstanie wielu fałszywych proroków i wielu w błąd wprowadzą.» «Dzień ten nie nadejdzie, dopóki nie przyjdzie najpierw odstępstwo.» «Znaleźli się jednak fałszywi prorocy wśród ludu tak samo, jak wśród was będą fałszywi nauczyciele, którzy wpro- wadzą wśród was zgubne herezje. Wyprą się oni Władcy, który ich nabył, a sprowadzą na siebie rychłą zgubę. A wielu pójdzie za ich rozpustą, przez nich zaś droga prawdy będzie obrzucona bluźnierstwami
KO
książka o niej wiele powie
14 czerwca 2012, 16:52
Natuzza Evolo – „Ojciec Pio w spódnicy” Włodzimierz Rędzioch Moje spotkanie z mistyczką Poznałem Natuzzę w czerwcu 2008 r. Zaproszono mnie do Paravati na wyjątkową uroczystość – kalabryjscy pracownicy mediów przyznali jej nagrodę dziennikarską ze względu na olbrzymi wpływ, jaki jej działalność wywierała na środki społecznego przekazu. (Nagroda dziennikarska dla analfabetki!). Była już chora i słaba, a obecność wielu zaproszonych gości, włącznie z miejscowym biskupem i arcybiskupem Cosenzy, wyraźnie wprawiała ją w zakłopotanie. Miałem wtedy okazję pozdrowić ją i odbyć dłuższą rozmowę z ks. Michele Cordianem, kapłanem, który przez wiele lat opiekował się Natuzzą. Nie ukrywam, że Natuzza Evolo wywarła duży wpływ na umocnienie mojej wiary i na pełniejsze zaakceptowanie katolickich dogmatów, które w naszych czasach są często kontestowane. Iluż ludzi uważających się za katolików nie wierzy w istnienie piekła czy Anioła Stróża! Mistyczka przeżyła jeszcze ponad rok od naszego spotkania – zmarła w dzień Wszystkich Świętych 2009 r., w wieku 85 lat. Jej pogrzeb stał się manifestacją wielkiej miłości dziesiątków tysięcy ludzi, którzy przybyli do Paravati z całych Włoch, by oddać cześć tej prostej kobiecie, uznawanej przez prasę za „ostatnią świętą ludu”. Żałobną Mszę św. odprawiało sześciu biskupów i ponad stu kapłanów. Bp Luigi Renzo, w którego diecezji leży Paravati, podkreślił wielkie znaczenie zorganizowanych przez Natuzzę tzw. Wieczerników Modlitwy oraz dzieł o charakterze społecznym i religijnym.
W
Wojtek
14 czerwca 2012, 12:55
Myślę, że powiniśmy się modlić za te siostry. W ten sposób każdy może pomóc im i Kościołowi 
&O
"logia" o Bogu II
13 czerwca 2012, 22:38
Natomiast dużo poważniejszym błędem jest oddzielanie żywej teologii od innych dziedzin życia chrześcijańskiego, także na poziomie akademickim, jak filozofii, socjologii, pedagogiki czy nawet etyki co w kontekście życia duchownego - powiem więcej - powinno być nawet zabronione. Sama atmosfera spotkania jakiegoś dobrego teologa nie pozostawia bez śladu chęci poznania czegoś więcej, dlatego obecność ich jest nieodzowna do zdrowego wzrastania w budowaniu własnego kręgosłupa intelektualnego w życiu chrześcijańskim. Dlatego wychowujmy, pielęgnujmy i szanujmy dobrych teologów! Sami nie "urosną" przy grządce "wielkich pól" (lub przejdą przez bardzo ciernistą drogę myślenia wielu, często ignorancji, które jeden po drugim uważa za centrum naukowości...) bez wsparcia, ośrodków teologicznych, porządnych struktur, środowiska, wizji, że to jest w jakimkolwiek powołaniu bardzo ważna i potrzebna rzeczywistość. Wrazając do artykułu: znowu temat drążenia "oczywistej rzeczywistości" (choć wnioski ok) ale styl... powiedzmy, pozostawia wiele do życzenia. PS. Dzisiaj, w kontekście dyskusji, św.Antoniego z Padwy, doktora Kościoła, który uczył w zakonie teologii...
C&
czyli "logia" o Bogu
13 czerwca 2012, 22:33
"Theo-logia" to nauka o Bogu dlatego z samej swej natury zasługuje na szacunek. Także teolodzy, którzy ze swej natury, mają i powinni Boga w dobrym stylu innym przybliżać. Nie na darmo nazywa się ją często "królową nauk" a wielu świętych ma honorowy przydomek "teolog" (np.św. Jan). To o czym autor pisze to wypaczenia, których poważni i rozważni teologowie nawet nie biorą pod uwagę a tym samym nie odgrzewają "starych kotletów" w oczywistości i rzeczywistości którą widać. Ojcowie Kościoła, Rahner, Barth, Balthasar, Ratzinger, i wielu młodych, nowych teologów - to jest pasja, i przyjemność, którą warto się zajmować (a i się przyda przy różnych okazjach, jak np.kazanie przy pogrzebie dobrego teologa...) To że jest zamieszanie z siostrami w USA to jest związane z ogólą i bardzo dogłębną reformą wielu gałęzi życia zakonnego (chwała za to Watykanowi) i dlatego jest "szum", który bardziej słyszą ci co tam byli.
C&
czyli "logia" o Bogu
13 czerwca 2012, 22:31
"Theo-logia" to nauka o Bogu dlatego z samej swej natury zasługuje na szacunek. Także teolodzy, którzy ze swej natury, mają i powinni Boga w dobrym stylu innym przybliżać. Nie na darmo nazywa się ją często "królową nauk" a wielu świętych ma honorowy przydomek "teolog" (np.św. Jan). To o czym autor pisze to wypaczenia, których poważni i rozważni teologowie nawet nie biorą pod uwagę a tym samym nie odgrzewają "starych kotletów" w oczywistości i rzeczywistości którą widać. Ojcowie Kościoła, Rahner, Barth, Balthasar, Ratzinger, i wielu młodych, nowych teologów - to jest pasja, i przyjemność, którą warto się zajmować (a i się przyda przy różnych okazjach, jak np.kazanie przy pogrzebie dobrego teologa...) To że jest zamieszanie z siostrami w USA to jest związane z ogólą i bardzo dogłębną reformą wielu gałęzi życia zakonnego (chwała za to Watykanowi) i dlatego jest "szum", który bardziej słyszą ci co tam byli.
T
Tomek
13 czerwca 2012, 20:27
 Smutne, że siostry odchodzą od nauczania kościoła. Być może wielu magisterium kościoła może się wydawać suchym wykazem zasad, nakazów, zakazów, ale jest w tym Boży Duch i ogromna mądrość. Jeśli masz jakieś wątpiwości, porozmawiaj z kimś kto prowadzi głebokie życie duchowe albo proś Pana o Światło, pięlegnuj więź z Chrystusem, on sam ci pomoże rozeznać. Nie ignoruj konfesjonału. Jazmig nie wykluczaj nikogo nazywając siostry ostentacyjnie paniami, nie masz do tego prawa. Bacz na to żebyś sam nie został kiedyś wykluczony.
MG
Malwina Grabowska
13 czerwca 2012, 19:27
@ jazmig a jak sie to ma do artykułu? Ja się smieje z sióstr i specjalistów od seksu, którzy go nie znają. A ty o aborcji, prostytucji i kapłaństwie kobiet. Gdzie jest o tym w artykule?     Przed kamienowaniem Jezus wybronił kobietę złapaną na zdradzie męża. Nie była prostytutką, może sie zakochała... Wtedy za mąż nie wychodziło się i nie żeniło z miłosci. Poczytaj Biblię najpierw
jazmig jazmig
13 czerwca 2012, 18:25
Atak na Jezusa Chrystusa, bo siostry upominają się o uwzględnienie osobistego doświadczenia, którego nie mają? :-)Nie, atak dlatego, że te panie (bo już nie siostry) łamią nakazy Pisma Świętego w tym przykazania Boże: nie morduj (aborcja). Jezus wyraźnie zakazał rozwodów, nie pozwolił ukamieniować nierządnicy, ale jej nie uniewinnił, lecz jej powiedział: idź i nie grzesz więcej, co oznacza, że nierząd jest grzechem. Jezus do posługi duchowej wyznaczał wyłącznie mężczyzn, dlatego JPII wyraźnie powiedział, że Kościół nie ma mocy ordynowania kobiet do kapłaństwa. Ale paniusie wiedzą wszystko lepiej od papieża. Podobnie amerykańścy teolodzy.
MG
Malwina Grabowska
13 czerwca 2012, 15:01
Ciekawe co na to wszystko św Piotr - żonaty 
MG
Malwina Grabowska
13 czerwca 2012, 14:59
Atak na Jezusa Chrystusa, bo siostry upominają się o uwzględnienie osobistego doświadczenia, którego nie mają? :-) Jezus akurat o seksie mówił niewiele, miał pozytywny stosunek do ciała - nie dał ukamieniować nieczystej seksualnie kobiety złapanej na zdradzie, dał się dotknąć kobiecie, która krwawiła, a dla Żyda to był skandal. Czemu słowo czysty odnosi się tylko seksu? Ktoś mnie wczoraj okłamał i okradł - jest nieczysty, skażony grzechem. Ale jak nie uprawiał seksu to żyje w czystości, tak się mówi.       Siostry są zabawne w tej swojej rewolucji ale wołanie o to doświadczenie i wiedzę jest nie na miejscu. Pokazuje bezradność Kościoła 
M
Mim
13 czerwca 2012, 14:20
 To co przeczytałam, napawa mnie głębokim smutkiem...
SM
silna miłością
13 czerwca 2012, 14:18
 Drogi "lipiec" w myśl Twojej metodologicznej zasady nie wypowiadaj się na tematy teologiczne, gdyż w ich zakresie jesteś ignorantem :) Poza tym zaatakowałeś Jezusa Chrystusa Jedynego Odkupiciela: zaprawdę, z czynnym życiem seksualnym nie miał za wiele wspólnego, a jednak jednym z nerwów Jego nauczania była etyka seksualna. Odsyłam do najczystszego źródła Nowego Testamentu. Nie wierzysz... poczytaj dokładnie :) Tekst Ojca bardzo rzetelny. Piątka.
MG
Malwina Grabowska
13 czerwca 2012, 12:51
"autorka uważa, że Kościół nie dopuszcza "różnych rodzajów wiedzy i doświadczenia" do swojego myślenia" Siostra to ma pewno bezcenne doświadczenie w sprawach seksu, które równie doświadczeni duchowni muszą wziąć pod uwagę. One są głuche ale oni ślepi. Jak to się mówiło? Wiódł ślepy kulawego? :-)