Zlikwidować Fundusz Kościelny?
SLD chce zlikwidować Fundusz Kościelny, ale tego nie zrobi, nawet jeśli jakimś cudem zyska większość w sejmie, bo uwarunkowania prawne, ekonomiczne i społeczne jej na to nie pozwolą.
W dwudziestoleciu międzywojennym Kościół katolicki był właścicielem 10 proc. ziemi w Polsce, a przed rozbiorami - jednej piątej ziem Rzeczpospolitej. Reżym komunistyczny odebrał Kościołowi większość nieruchomości, w których Kościół pełnił swoje zadania edukacyjne, opiekuńcze, społeczne i z zakresu ochrony zdrowia, a także wywłaszczył Kościół niemal z całości majątku ziemskiego, często nie pozostawiając podmiotom kościelnym nawet tych szczątkowych areałów, jakie przewidywały kolejne ustawy rekwizycyjne (do 5 ha dla klasztorów, do 50 ha dla parafii i do 100 ha dla diecezji i dla parafii na Ziemiach Zachodnich).
Wobec tych faktów nawet najbardziej nieprzychylni Kościołowi politycy muszą uznać, że radykalna zmiana własnościowa wprowadzona przez komunistyczne państwo wbrew woli Kościoła, bez jakichkolwiek konsultacji społecznych i przy minimalnym poparciu społecznym dla tych zmian, rodzi oczywistą niesprawiedliwość, a nadto do tego stopnia narusza utrwalony przez wieki porządek społeczny, że żadna ze stron nie może dzisiaj tej zmiany ignorować.
Państwo komunistyczne doskonale zdawało sobie z tego sprawę, dlatego kierując się bardziej instynktem samozachowawczym niż poczuciem sprawiedliwości zobowiązało się ustawą o przejęciu dóbr martwej ręki z r. 1950 do stworzenia Funduszu Kościelnego, z którego pokrywana jest m.in. część obowiązkowych składek ubezpieczeniowych osób duchownych (więcej w Wikipedii).
W 2010 r. roczne wydatki Funduszu sięgały kwoty 86 mln złotych, stanowiąc znikomą części wydatków budżetowych państwa (w 2004 r. ten odsetek wynosił 0,04 proc.). Suma ta wydaje się wydaje się więcej niż symboliczna w zestawieniu z wartością możliwych rocznych przychodów z ogółu dóbr odebranych Kościołowi po ostatniej wojnie, aczkolwiek nikt nigdy nie podjął się wykonania symulacji tej wartości. Nie chodzi tu jednak o dysproporcje majątkowe, lecz jakościowe, a mianowicie o samą możliwość realizacji zadań statutowych Kościoła.
Nieruchomości i majątek ziemski stanowiły bowiem w przeszłości nie tylko źródło utrzymania miejsc kultu i duchowieństwa, służyły bowiem także finansowaniu wielu dzieł spełniających zadania publiczne w zakresie wychowania, oświaty, opieki zdrowotnej i socjalnej.
Po roku 1989 podmioty kościelne podejmują te zadania na nowo, Fundusz Kościelny finansuje je jednak tylko w niewielkim stopniu, gros jego wydatków to koszty składek emerytalnych osób duchownych, trudno zatem mówić, że stworzenie Funduszu Kościelnego było w sensie historycznym i prawnym rekompensatą za odebrany majątek. Było raczej przyznaniem Kościołowi renty pozwalającej na dożycie, ale już nie na działalność i rozwój, bo te zadania od tej pory Kościół musiał finansować z innych źródeł, czyli niemal wyłącznie z jałmużny (dopiero po 1989 r. Kościół uzyskał dostęp do środków publicznych przez możliwość wykonywania niektórych zadań kontraktowanych przez podmioty publiczne).
Katarzyna Piekarska z SLD wyraziła w Pulsie Trójki (28 lutego 2011) wolę likwidacji Funduszu Kościelnego i usunięcia religii ze szkół, uzasadniając to m.in. rozwiązaniem Komisji Majątkowej. Skoro Kościół odzyskał swój majątek, to państwo nie ma już żadnego obowiązku łożyć na emerytury księży i pensje katechetów. Tym absurdalnym uzasadnieniem posłanka Piekarska zbliżyła się ideowo do jednego ze swych partyjnych kolegów, który licząc wartość majątku zwróconego Kościołowi po roku 1989 zapomniał o rewaloryzacji złotówki, zwiększając tym samym szacunkową wartość o kilka zer.
Komisja Majątkowa oskarżana przez posłów SLD o niekonstytucyjność (skarga w Trybunale Konstytucyjnym) zakończyła swoją działalność z końcem lutego 2011, nie rozwiązała jednak wszystkich przedłożonych jej wniosków odszkodowawczych, przejmą je sądy powszechne, a jej działalność, podobnie jak analogiczne orzeczenia sądów nie ma nic wspólnego ze zobowiązaniami państwa wyrażonymi we wspomnianej ustawie o przejęciu przez państwo dóbr kościelnych.
Komisja Majątkowa nie zajmował się bowiem sanowanem rekwizycji nieruchomością i ziemi, jakich państwo komunistyczne w swych początkach dokonywało na Kościele w oparciu o różne akty prawne, a jedynie sanowaniem tych rekwizycji, które nie miały podstaw w żadnym prawie, gdyż zostały dokonane z pogwałceniem prawa, czyli rekwizycji zupełnych, nie respektujących praw parafii i zakonów do zachowania minimalnej ilości dóbr.
Jeśli zatem posłanka Piekarska chce w oparciu o dziejową sprawiedliwość likwidować Fundusz Kościelny, to powinna równocześnie zwrócić Kościołowi i innym związkom wyznaniowym choćby taką niewielką część majątku zabranego im po ostatniej wojnie, która pozwoliłaby na uzyskanie rocznych dochodów porównywalnych ze obecnymi świadczeniami Funduszu, a ponieważ zmiennych z natury zobowiązań ujętych w ustawie rekwizycyjnej nie sposób przeliczyć jednoznacznie i bez błędu na wartość możliwego dochodu z majątku trwałego, Piekarska powinna zaproponować jakąś konkretną drogę realizacji swojej propozycji, aby w ten sposób przekonać się, że jest ona co najmniej absurdalna.
Kościół wszędzie na świecie zmienia się wraz ze społeczeństwem i wszędzie staje się coraz bardziej ubogi, utrzymując się niemal wyłącznie z jałmużny i pracy, a nie z dochodów z dóbr trwałych. W Polsce te zmiany miały wyjątkowo dramatyczny przebieg, zostały one bowiem wymuszone przez komunistyczne państwo, ale, jeśli nie liczyć prywatnych opinii, Kościół w Polsce nigdy nie występował oficjalnie o zwrot zagrabionego po wojnie majątku. Domagał się jedynie zwrotu majątku zagrabionego z pogwałceniem prawa, stanowiącego niewielką część jego stanu posiadania sprzed wojny i po dzień dzisiejszy nie doczekał się pełnej restytucji nawet w tym zakresie.
Głośne śledztwa CBA w sprawie nadużyć w rozwiązanej właśnie Komisji Majątkowej mogły wytworzyć u niektórych polityków przekonanie, że restytucja majątku kościelnego, niezależnie o rzeczywistego stanu sprawy, sama stała się nośnym hasłem politycznym, na którym można zbić niezły kapitał. SLD powinna zainwestować w ten kapitał jak najwięcej, jeśli chce wygrać w konkursie ignorancji i arogancji, a konkurencyjne partie nie powinny jej w tym przeszkadzać, jeśli chcą wygrać z SLD.
Skomentuj artykuł