Korea: Męczeńska śmierć chrześcijanina

KAI / psd

Północnokoreański ewangelik, 50-letni Son Jong-nam zmarł w wyniku okrutnych tortur w więzieniu w Phenianie, ponieważ znaleziono przy nim Pismo Święte. O wydarzeniu tym, do którego doszło prawie dwa lata temu, poinformował obecnie w obszernym wywiadzie mieszkający dziś w Korei Południowej młodszy brat ofiary – Son Jung-hun.

Z jego opowieści wynika, że przyszły męczennik urodził się w stolicy komunistycznej Korei 11 marca 1958. Po przepracowaniu 10 lat w służbie ochrony prezydenta w 1983 został mianowany starszym sierżantem. Był gotów wówczas oddać własne życie w walce z „imperialistami amerykańskimi”. Ale w 1997 jego żona, będąca w ósmym miesiącu ciąży, została aresztowana za to, że obarczyła dyktatora Kim Dzong-ila odpowiedzialnością za katastrofalny głód, który dotknął cały kraj.

Aby uzyskać od niej pisemne przyznanie się do winy, bito ją po brzuchu, powodując poronienie. Rozczarowany i przerażony Son i jego rodzina zdołali uciec w 1998 r. do Chin, gdzie po 7 miesiącach jego żona zmarła na białaczkę. On sam zetknął się tam ze wspólnotą protestancką, która pomogła mu przeżyć tragedię, jakiej doświadczył. Nawrócił się wówczas i postanowił poświęcić się całkowicie ewangelizacji swej ojczyzny.

Po kilku latach nauki i odpowiednim przeszkoleniu powrócił do Korei Północnej z 20 egzemplarzami Biblii i innymi materiałami religijnymi. Niemal natychmiast jednak został schwytany i – jak opowiada jego brat – osadzony w obozie karnym. Torturowano go tam, musiał „wyznawać” swoje winy i zginął w listopadzie 2008. Son Jung-hun dowiedział się o jego śmierci dopiero kilka tygodni temu od innego dysydenta. „Sądzę, że religia odmieniła zupełnie jego życie. Marzył o otwarciu wolnego kościoła w Phenianie, gdzie mógłby głosić Ewangelię” – wspominał męczennika jego młodszy brat.

Komunistyczna Korea Północna formalnie zapewnia wolność religijną swym mieszkańcom, w rzeczywistości jednak stosuje okrutne prześladowania ludzi każdej wiary. Dotyczy to zwłaszcza chrześcijan, gdyż władze uważają ich za wyznawców religii „zachodniej”, kojarzonej w znacznym stopniu ze Stanami Zjednoczonymi. W całym kraju zezwala się jedynie na kult „Ukochanego Wodza”, dyktatora Kim Dzong-ila i jego ojca – „Wieczystego Przewodniczącego”, Kim Ir-sena.

W stolicy kraju – Phenianie istnieją trzy świątynie: dwie protestanckie i katolicka, nie ma tam jednak duchowieństwa. Wielu analityków uważa, że budynki te stanowią jedynie makiety dla „zamydlenia oczu” tych nielicznych turystów, którzy odwiedzają miasto. Od kilku lat w stolicy czynna jest również cerkiew prawosławna, wzniesiona dzięki staraniom Patriarchatu Moskiewskiego, w której pracuje dwóch Północnokoreańczyków przeszkolonych w Rosji – brak jest jednak wiadomości, czy i jak działa ta placówka.

Po rozejmie, zawartym w lipcu 1953, który kończył działania wojenne na Półwyspie Koreańskim, reżim wypędził wiernych i ich duszpasterzy. Według włoskiej agencji misyjnej AsiaNews, powołującej się na własne źródła informacji, w całej Korei Północnej żyje obecnie niespełna 200 katolików, przy czym wszyscy są w bardzo podeszłym wieku.

Z powodu tych prześladowań jakakolwiek ewangelizacja jest w tym kraju nie do pomyślenia. Niektóre wyznania chrześcijańskie wykorzystują do tego celu właśnie uciekinierów z Północy, którzy po odpowiednim przeszkoleniu wracają do ojczyzny. Ewangelicki misjonarz Isaac Lee narodowości koreańskiej, ale urodzony w Stanach Zjednoczonych, wyjaśnił to następująco: „Jest to straszne ryzyko, ale jest to ich kraj. Mówią tym samym językiem, wiedzą dokąd się udać i jak się ukrywać. Za każdym razem jednak, gdy mam wysłać kogokolwiek z nich do domu, ogromnie cierpię”.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Korea: Męczeńska śmierć chrześcijanina
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.