Ks. Szostek: podtrzymuję swoje stanowisko
Opublikowanie mojej wypowiedzi w sprawie klauzuli sumienia wywołało szereg nieporozumień. Przynajmniej niektóre chciałbym spróbować usunąć.
Publikujemy pełną treść oświadczenia:
1. Internetowa Gazeta Wyborcza z 11 VI br. informuje, że ks. Szostek potępia dyrektora Chazana. Nieprawda. Nazwiska Pana Dyrektora nawet nie wymieniłem, bo nic mi nie wiadomo o tym, jakoby naruszył on obowiązujące prawo. W żadnej z jego wypowiedzi publicznych nie znalazłem takiego wyznania, nieznane mi są w tej sprawie wyroki sadu.
2. Uważam natomiast, że lekarz, który podejmuje pracę w publicznym ośrodku zdrowia, jest zobowiązany do respektowania obowiązującego prawa. Jeśli zawarty jest w nim obowiązek poinformowania kobiety domagającej się dokonania legalnej aborcji tam, gdzie jej dokonanie jest możliwe, to lekarz, który korzysta z klauzuli sumienia, zobowiązany jest do udzielenia tej informacji. Jeżeli i to uznaje on za niezgodne z własnym sumieniem, to nie powinien on pracować w instytucji państwowej. Może otworzyć własną klinikę i na jej drzwiach umieścić komunikat, że ani aborcji nie przeprowadza, ani wspomnianej informacji nie udziela. Oczywiście, nie może wtedy liczyć na wsparcie państwa, którego prawa postanowił nie respektować.
3. Niektórzy komentatorzy przywołują bohaterów, którzy w hitlerowskich Niemczech łamali prawo. Analogia nie wydaje mi się trafna. Po pierwsze, w III Rzeszy praktycznie niemożliwa była legalna i swobodna dyskusja nad korektą prawa. W Polsce jest ona możliwa, kilkakrotnie z tej możliwości korzystaliśmy i nadal tą drogą prawo nasze należy udoskonalać, nie ma więc potrzeby powoływania się na rangę Prawa Bożego górującą nad prawem ludzkim. Po drugie, w polskim prawie zawarta jest klauzula sumienia, która pozwala lekarzowi w aborcji nie uczestniczyć. Gdyby tej klauzuli zabrakło, to rzeczywiście stanęlibyśmy w obliczu konieczności co najmniej obywatelskiego nieposłuszeństwa. Jak bowiem pisałem, sam jestem zdecydowanym przeciwnikiem legalizacji aborcji, także w tych przypadkach, które dziś prawo polskie dopuszcza. Dlatego nawołuję do dyskusji nad tym prawem, a nie do jego ukrytego (bo nie wyrażanego wprost) łamania.
4. Udzielenie informacji o miejscu, gdzie można dokonać aborcji dopuszczonej obecnym prawem nie uważam za akt uczestniczenia w samej aborcji. Terminu "uczestniczenie" nie można dowolnie rozszerzać. Przy tak szerokiej jego interpretacji należałoby uznać za uczestników aborcji bardziej jeszcze prezydenta, który obowiązującą dziś regulacje prawną podpisał, a także tych posłów, którzy - z obawy przed jeszcze bardziej "liberalnym" prawem - za jej przyjęciem, z bólem serca, głosowali. Jeszcze trochę, a sama informacja o tym, jakie prawo dziś w Polsce obowiązuje, będzie uznane za uczestnictwo w dokonaniu aborcji. Pojawiła się propozycja, by za informację o miejscu, gdzie można dokonać legalnej aborcji, odpowiedzialna była administracja szpitala, a nie lekarze. Może warto tę propozycję przedyskutować, zwracam jednak uwagę, że i pracownicy administracji mogą być przeciwni wszelkiej aborcji, zrzucenie na nich kłopotliwego obowiązku niekoniecznie rozwiązuje więc cały problem.
5. Na koniec informuję, że stanowisko tu i w pierwszym wywiadzie wyrażone, głoszę nie od dziś. Broniłem go m. in. w swym wystąpieniu 10 czerwca 2013 roku na forum Zjazdu Teologów Moralistów w Zakopanem (tyle, że wtedy "bohaterką" dyskusji była Minister Ewa Kopacz, a nie Prof. Bogdan Chazan). Być może się mylę; atutem nieomylności nie dysponuję. I gotów jestem swe poglądy skorygować oraz publicznie tę zmianę ogłosić, jeśli usłyszę argumenty skłaniające mnie do tego. Samo odsądzenie mnie od czci i wiary takim argumentem nie jest.
Skomentuj artykuł