Papież do biskupów Brazylii: Kościół musi towarzyszyć także ludziom zagubionym
"Potrzebujemy Kościoła, który potrafi prowadzić dialog z tymi uczniami, którzy uciekają z Jerozolimy, włóczą się bez celu, sami, ze swoim zawodem, rozczarowaniem chrześcijaństwem uważanym już za ziemię jałową, bezowocną, niezdolnym do generowania sensu" - stwierdził papież Franciszek w przemówieniu do biskupów Brazylii. Ojciec Święty spotkał się z nimi na posiłku w Domu Jana Pawła II w pobliżu Kurii Arcybiskupiej w Rio de Janeiro.
Drodzy bracia,
Jakże mi dobrze i miło być tutaj z wami, biskupami Brazylii!
Zebraliśmy się trochę na uboczu, w tym miejscu przygotowanym przez naszego brata arcybiskupa Orani, abyśmy mogli być sami i rozmawiać z serca do serca, jako pasterze, którym Bóg powierzył swoją owczarnię. Na ulicach Rio oczekują na nas młodzi ludzie z całego świata oraz wielu innych. Odczuwają potrzebę, by dotarło do nich miłosierne spojrzenie Chrystusa Dobrego Pasterza, do którego uobecnienia jesteśmy powołani. Cieszmy się zatem z tej chwili odpoczynku, dzielenia się, prawdziwego braterstwa.
Poczynając od przewodniczącego Konferencji Episkopatu, arcybiskupa Rio de Janeiro, pragnę objąć wszystkich i każdego, a zwłaszcza biskupów emerytów. Dziękuję za przybycie, i pozwólcie mi mówić, jak do przyjaciół, zwracając się do was per "ty".
Chcę nie tyle skierować do was przemówienie formalne, ile podzielić się z wami pewnymi refleksjami (1).
Pierwsza przyszła mi na myśl, kiedy odwiedzałem sanktuarium w Aparecidzie. Tam, u stóp figury Niepokalanie Poczętej modliłem się za was, za wasze Kościoły, za waszych kapłanów, zakonników i zakonnice, za waszych kleryków, osoby świeckie i ich rodziny, a w szczególności za ludzi młodych i za osoby starsze, ponieważ jedni i drudzy są nadzieją narodu. Młodzi - gdyż niosą siłę, marzenia, nadzieję na przyszłość. Osoby starsze, ponieważ są pamięcią, mądrością narodu.
1. Aparecida: kluczem do odczytania misji Kościoła
W Aparecidzie Bóg dał Brazylii swoją Matkę. Ale w Aparecidzie, Bóg dał też lekcję o samym sobie, o swoim sposobie bycia i działania. Lekcję pokory, która należy do Boga jako istotna cecha, jest jakby DNA Boga. W Aparecidzie jest coś odwiecznego, czego trzeba się nauczyć o Bogu i o Kościele. Jest to nauczanie, którego ani Kościół w Brazylii, ani też sama Brazylia nie mogą zapomnieć.
U początku wydarzenia w Aparecidzie znajduje się połów ubogich rybaków. Wielki głód a mało zasobów. Ludzie zawsze potrzebują chleba. Ludzie zawsze wychodzą od swoich potrzeb, także i dziś.
Mają kiepską, nieodpowiednią łódkę, przestarzałe, może nawet uszkodzone, za słabe sieci.
Najpierw był trud, może zmęczenie z powodu połowu, a mimo to rezultat był kiepski: zawód, niepowodzenie. Pomimo wysiłków, sieci są puste.
Później, kiedy zechce Bóg, On sam ingeruje w swojej tajemnicy. Wody są głębokie, a jednak zawsze ukrywają możliwość Boga. On zaś przybył z zaskoczenia, może kiedy nie był już oczekiwany. Cierpliwość tych, którzy na Niego oczekiwali zawsze jest wystawiona na próbę. A Bóg przybył na nowy sposób, ponieważ zawsze może ukazać się na nowo: obraz kruchej gliny, zasłonięty wodami rzeki, naznaczony także patyną czasu. Bóg zawsze przychodzi w szatach małości.
Oto więc figurka Niepokalanego Poczęcia. Najpierw korpus, a potem głowa, wreszcie połączenie korpusu z głową: jedność. To, co było wcześniej rozdzielone staje się na nowo jednością. Brazylia kolonialna była podzielona haniebnym murem niewolnictwa. Matka Boża z Aparecidy ukazuje się z czarnym obliczem, najpierw podzielona, a następnie złączona w rękach rybaków.
Jest w tym odwieczna nauka, jaką chce dać nam Bóg. Jego piękno odzwierciedlone w Matce poczętej bez zmazy pierworodnej, wyłania się z ciemności rzeki. W Aparecidzie od samego początku Bóg przekazuje orędzie rekonstrukcji tego, co było złamane, spojenia tego, co jest rozdzielone. Mury, otchłanie, dystanse obecne również dziś powinny zniknąć. Kościół nie może zaniedbać tej lekcji: ma być narzędziem pojednania.
Rybacy nie pogardzili tajemnicą napotkaną w rzece, choć ukazywała się ona niekompletnie. Nie wyrzucili kawałków tajemnicy. Czekali na pełnię. A ta niebawem się pojawiła. Jest w tym coś mądrego, czego musimy się nauczyć. Istnieją fragmenty tajemnicy, jak kawałki mozaiki, które napotykamy i widzimy. Zbyt szybko chcemy zobaczyć całość, a natomiast Bóg pozwala zobaczyć siebie stopniowo. Także Kościół musi nauczyć się tego oczekiwania.
Następnie rybacy zanieśli tajemnicę do domu. Prosty lud ma zawsze miejsce, by ugościć tajemnicę. Może sprowadziliśmy nasze mówienie o tajemnicy do racjonalnego wyjaśnienia. Natomiast w ludziach tajemnica wchodzi do serca. W domu biednych Bóg zawsze znajduje miejsce.
Rybacy - "agasalham" - przybierają w szaty tajemnicę wyłowionej Dziewicy, tak jakby było Jej zimno i potrzebowała ogrzania. Bóg chce się schronić w najcieplejszej części nas samych: w sercu. Ponadto Bóg wyzwala ciepło, którego potrzebujemy, ale najpierw przychodzi pod postacią człowieka, który żebrze. Rybacy okrywają tę tajemnicę Dziewicy ubogim płaszczem swojej wiary. Wołają sąsiadów, by zobaczyli znalezione piękno. Gromadzą się wokół niego. Opowiadają o swoich cierpieniach w Jej obecności i powierzają Jej swoje sprawy. Przyznają w ten sposób, że Boże zamiary mogą być realizowane: łaska, a następnie inne, łaska otwierająca na inną; łaska przygotowująca na kolejną. Bóg działa stopniowo, ukazując tajemniczą pokorę swojej mocy.
Można się tak wiele nauczyć z tej postawy rybaków. Kościół, który czyni miejsce dla tajemnicy Boga. Kościół, który gości w sobie tę tajemnicę, tak, że może ona zachwycić ludzi, przyciągnąć ich. Tylko piękno Boga może przyciągnąć. Drogą Boga jest zachwyt, fascynacja. Bóg pozwala się zabrać do domu. Rozbudza On w człowieku pragnienie, by strzec Go w swoim życiu, w swoim domu, w swoim sercu. Rozbudza On w nas pragnienie, aby zawołać sąsiadów, żeby poznali Jego piękno. Misja rodzi się właśnie z tej fascynacji Bogiem, z tego zadziwienia spotkaniem. Mówimy o misji, o Kościele misyjnym. Myślę, o rybakach wołających sąsiadów, aby zobaczyli tajemnicę Maryi. Bez prostoty ich postawy, nasza misja skazana jest na niepowodzenie.
Kościół zawsze pilnie potrzebuje, by nie zapomnieć lekcji Aparecidy, nie może jej zapomnieć. Sieci Kościoła są słabe, może połatane. Łódź Kościoła nie ma mocy wielkich transatlantyków przemierzających oceany. A jednak Bóg chce się ukazywać właśnie za pośrednictwem naszych środków, środków ubogich, bo to On zawsze działa.
Drodzy bracia, rezultat pracy duszpasterskiej nie opiera się na bogactwie zasobów, ale na kreatywności miłości. Z pewnością potrzebna jest wytrwałość, trud, praca, planowanie, organizowanie, ale przede wszystkim trzeba wiedzieć, że siła Kościoła nie tkwi w nim samym, ale kryje się w głębokich wodach Boga, w których jest on powołany do zarzucenia sieci.
Inną lekcją, którą Kościół musi zawsze pamiętać, jest to, że nie może oddalać się od prostoty, inaczej zapomina on języka Tajemnicy i nie tylko pozostaje poza zasięgiem Tajemnicy, ale nie potrafi nawet dotrzeć do tych, którzy od Kościoła żądają tego, czego nie mogą dać sami sobie, to znaczy samego Boga. Czasami tracimy tych, którzy nas nie rozumieją, bo zapomnieliśmy o prostocie, czerpiąc z zewnątrz również pewną racjonalność obcą naszym ludziom. Bez języka prostoty, Kościół pozbawia się warunków, które umożliwiają "łowienie" Boga w głębokich wodach Jego tajemnicy.
Ostatnie przypomnienie: Aparecida pojawiła się w miejscu skrzyżowania. Drogi łączącej stolicę Rio, z San Paolo - rodzącej się prowincji przedsiębiorczości i Minas Gerais, kopalniami bardzo atrakcyjnymi dla dworów europejskich: skrzyżowaniu kolonialnej Brazylii. Bóg pojawia się na skrzyżowaniach. Kościół w Brazylii nie może zapomnieć o tym powołaniu wpisanym od pierwszego oddechu: być zdolnym do skurczu i rozkurczu serca, do zbierania i upowszechniania.
2. Uznanie dla drogi przebytej przez Kościół w Brazylii
Biskupi Rzymu zawsze nosili Brazylię i Jej Kościół w swoim sercu. Przebyta została wspaniała droga. Od 12 diecezji w czasie I Soboru Watykańskiego do obecnych 275. Nie podjęto ekspansji aparatu czy przedsięwzięcia, ale raczej dynamizm ewangelicznych "pięciu chlebów i dwóch ryb", które stykając się z dobrocią Ojca, w jego mocnych rękach (calejadas miãos) stały się owocne.
Dzisiaj chciałbym wyrazić uznanie dla niestrudzonej pracy was, pasterzy, w waszych Kościołach. Myślę o biskupach w puszczach, zmierzających w górę i w dół rzek, na terenach półpustynnych, w Pantanal, w pampasach, w miejskich dżunglach metropolii. Kochacie zawsze, z całkowitym oddaniem swoją owczarnię! Ale myślę też o tak wielu nazwiskach i twarzach, które pozostawiły niezatarte ślady na drodze Kościoła w Brazylii, sprawiając, że można było namacalnie dotknąć wielkiej dobroci Boga wobec tego Kościoła (2).
Biskupi Rzymu nigdy nie byli daleko. Śledzili, zachęcali, towarzyszyli. W ostatnich dekadach błogosławiony Jan XXIII zachęcał uporczywie biskupów brazylijskich do przygotowania swego pierwszego planu duszpasterskiego i od tej pory zrodziła się w Brazylii prawdziwa tradycja duszpasterska, która sprawiła, że Kościół nie był dryfującym transatlantykiem, ale zawsze miał kompas. Sługa Boży Paweł VI, nie tylko zachęcał do wiernej recepcji Soboru Watykańskiego II, ale także do recepcji z elementami oryginalnymi (por. Zgromadzenie Ogólne CELAM w Medellin), wywarł decydujący wpływ na samoświadomość Kościoła w Brazylii przez Synod o ewangelizacji oraz ów tekst zasadniczy, jakim pozostaje adhortacja apostolska "Evangelii nuntiandi". Błogosławiony Jan Paweł II odwiedził Brazylię trzy razy, przemierzając ją od "cabo do rabo", z północy na południe, kładąc nacisk na duszpasterską misję Kościoła, komunię i uczestnictwo, przygotowanie do Wielkiego Jubileuszu, nową ewangelizację. Benedykt XVI wybrał Aparecidę na miejsce zakończenia V Zgromadzenia Ogólnego CELAM, które pozostawiło ważny ślad na Kościele całego kontynentu.
Kościół w Brazylii otrzymał i zastosował oryginalnie Sobór Watykański II, a przebyta droga, choć musiała pokonać pewne choroby dzieciństwa, doprowadziła do Kościoła stopniowo coraz bardziej dojrzałego, otwartego, wielkodusznego, misyjnego.
Dziś jesteśmy w nowym momencie. Jak to dobrze wyraził dokument z Aparecidy: nie jest to epoka zmian, ale jest to zmiana epoki. Tak więc trzeba dziś nadal pilnie pytać: czego Bóg od nas oczekuje? Na to pytanie chciałbym spróbować dać pewien szkic odpowiedzi.
3. Ikona Emaus jako klucz do zrozumienia teraźniejszości i przyszłości
Przede wszystkim, nie możemy poddawać się lękowi, o którym mówił bł. John Henry Newman: "Świat chrześcijański staje się powoli jałowy i wyczerpuje się, jak ziemia dogłębnie wyeksploatowana, która staje się piaskiem"(3). Nie możemy się poddawać rozczarowaniu, zniechęceniu, narzekaniom. Pracowaliśmy ciężko, a czasami, wydaje się nam, że jesteśmy pokonani, tak jak ktoś, kto musi dokonać bilansu straconego czasu, spoglądając na opuszczających nas lub nie uważających nas już za wiarygodnych, znaczących.
Odczytajmy w tym świetle, po raz kolejny, wydarzenie z Emaus (por. Łk 24, 13-15). Dwaj uczniowie uciekają z Jerozolimy. Oddalają się od "nagości" Boga. Są zgorszeni klęską Mesjasza, w którym pokładali nadzieję, a który teraz wydaje się definitywnie pokonany, upokorzony, nawet po trzecim dniu (ww. 17-21). Jest to trudna tajemnica ludzi opuszczających Kościół. Osób, które dawszy się omamić innymi propozycjami, twierdzą, że Kościół - ich Jerozolima, nie może im już teraz dać coś znaczącego i ważnego. A więc idą drogą samotnie, ze swoim rozczarowaniem. Być może Kościół jawił się im zbyt słaby, zbyt daleki od ich potrzeb, może zbyt ubogi, by odpowiedzieć na ich niepokoje, może zbyt zimny wobec nich, może zbyt skoncentrowany na samym sobie, może jako zakładnik swojego zbyt surowego języka, może świat jak się zdaje, uczynił Kościół reliktem przeszłości, niewystarczającym wobec nowych pytań. Być może Kościół miał odpowiedzi na czas dzieciństwa człowieka, ale nie na okres jego dorosłości (4). Faktem jest, że jest dzisiaj wielu, którzy są jak dwóch uczniów z Emaus. Nie tylko ci, którzy szukają odpowiedzi w nowych i rozpowszechnionych grupach religijnych, ale także ci, którzy zdają się być już bez Boga, czy to w teorii, czy też i w praktyce.
Co robić w obliczu tej sytuacji?
Potrzebny jest Kościół, który nie lękałby się wyjścia do nich, podczas przeżywanych przez nich nocy. Potrzebujemy Kościoła zdolnego do przechwycenia ich w drodze. Potrzebujemy Kościoła, który potrafi włączyć się w ich rozmowę. Potrzebujemy Kościoła, który potrafi prowadzić dialog z tymi uczniami, którzy uciekają z Jerozolimy, włóczą się bez celu, sami, ze swoim zawodem, rozczarowaniem chrześcijaństwem uważanym już za ziemię jałową, bezowocną, niezdolnym do generowania sensu.
Nieubłagana globalizacja, często dzika urbanizacja wiele obiecywały. Wiele osób zakochało się w potencjale globalizacji, i jest w niej coś naprawdę pozytywnego. Ale wielu umyka jej ciemna strona: utrata sensu życia, dezintegracja osobista, utrata doświadczenia przynależności do jakiegoś "gniazda", subtelna, lecz bezlitosna przemoc, wewnętrzne pęknięcie i rozdarcie rodzin, samotność i opuszczenie, podziały i niezdolność do miłości, przebaczenia, zrozumienia, wewnętrzna trucizna czyniąca życie piekłem, potrzeba czułości, ponieważ czujemy się tak niedostosowani i nieszczęśliwi, nieudane próby znalezienia odpowiedzi w narkotykach, alkoholu, seksie, które stały się kolejnym zniewoleniem.
Wielu próbowało skrótów, bo zbyt wzniosła wydaje się im "miara" Wielkiego Kościoła. Liczni uważali: jego idea człowieka jest dla mnie zbyt wielka, proponowany przezeń ideał życia jest poza moimi możliwościami, cel do którego należy dążyć jest nieosiągalny, leży poza moim zasięgiem. Jednak - mówili dalej - nie mogę żyć nie posiadając przynajmniej czegoś, choćby nawet karykatury, tego co jest dla mnie zbyt wzniosłe, tego na co nie mogę sobie pozwolić. Z rozczarowaniem w sercu wyruszyli na poszukiwanie kogoś, kto jeszcze raz zwiedzie.
Wielkie poczucie opuszczenia i samotności, braku przynależności, nawet do samych siebie, wyłaniające się często z tej sytuacji, jest zbyt bolesne, by to przemilczeć. Trzeba odprężenia, i wtedy pozostaje droga narzekania: jak to możliwe, że doszliśmy do tego punktu? Ale nawet lament wraca jak bumerang i w ostateczności powiększa nieszczęście. Niewielu ludzi jest jeszcze w stanie słuchać bólu; trzeba przynajmniej go znieczulić.
Dziś potrzebny jest Kościół, który byłby w stanie towarzyszyć, wyjść poza zwyczajne słuchanie; Kościół, który towarzyszy przebywanej drodze, pielgrzymując z ludźmi; Kościół zdolny do rozszyfrowania motywów zawartych w ucieczce tak wielu braci i sióstr z Jerozolimy; Kościół, zdający sobie sprawę, że motywy z powodu których są ludzie, którzy się oddalają, zawierają już same w sobie także i motywy możliwego powrotu, ale trzeba umieć całość odważnie odczytać.
Chciałbym, abyśmy wszyscy postawili dziś sobie pytanie: czy jesteśmy jeszcze Kościołem potrafiącym rozgrzewać serce? Kościołem potrafiącym przyprowadzić do Jerozolimy? Towarzyszyć w drodze powrotnej do domu? W Jerozolimie są nasze źródła: Pismo Święte, katecheza, sakramenty, wspólnota, przyjaźń z Panem, Maryją i Apostołami ... Czy jesteśmy nadal w stanie przedstawiać te źródła tak aby rozbudzić zachwyt z powodu ich piękna?
Wielu odeszło, bo obiecano im coś bardziej wzniosłego, mocniejszego, coś szybszego.
Czy jest jednak coś bardziej wzniosłego niż miłość objawiona w Jerozolimie? Nie ma nic wznioślejszego od uniżenia krzyża, bo tam naprawdę osiągnięto szczyty miłości! Czy nadal jesteśmy w stanie pokazać tę prawdę ludziom, którzy myślą, że prawdziwa wzniosłość życia mogłaby być gdzie indziej?
Czy jest coś mocniejszego od mocy ukrytej w kruchości miłości, dobra, prawdy, piękna?
Dzisiejszego człowieka pociąga poszukiwanie tego, co jest coraz szybsze: szybki internet, szybkie samochody, szybkie samoloty, szybkie relacje ... A jednak odczuwamy rozpaczliwą potrzebę spokoju, chciałbym powiedzieć, powolności. Czy Kościół nadal potrafi być powolny: w czasie, aby słuchać, w cierpliwości, aby naprawić i odbudować? Czy też może nawet Kościół jest już ogarnięty szałem skuteczności? Drodzy bracia, odzyskajmy spokój, aby umieć dostosować krok do możliwości pielgrzymów, do rytmu ich drogi, zdolność bycia zawsze blisko, aby umożliwić otwarcie ich rozczarowanych serc, aby można było do nich wejść. Chcą oni zapomnieć o Jerozolimie, w której znajdują się ich źródła, ale mimo wszystko odczują pragnienie. Potrzebny jest Kościół zdolny jeszcze, aby towarzyszyć w powrocie do Jerozolimy! Kościół, który jest w stanie na nowo odkryć rzeczy wspaniałe i radosne o Jerozolimie, uzmysłowić, że jest on moją Matką, naszą Matką i nie jesteśmy sierotami! W nim się urodziliśmy. Gdzie jest nasza Jerozolima, gdzie się urodziliśmy? W chrzcie, w pierwszym spotkaniu miłości, w wezwaniu, w powołaniu!(5).
Potrzebujemy Kościoła, który jest jeszcze w stanie nadać obywatelstwo wielu swoim dzieciom, które podążają jakby do jakiegoś wyjścia.
4. Wyzwania Kościoła w Brazylii
W świetle tego, co powiedziałem, chciałbym podkreślić pewne wyzwania stojące przed umiłowanym Kościołem w Brazylii.
Priorytet formacji: biskupi, kapłani, zakonnicy i świeccy
Drodzy bracia, jeśli nie będziemy formować duchownych zdolnych do rozpalenia ludzkich serc, podążania z nimi w nocy, prowadzenia dialogu z ich złudzeniami i rozczarowaniami, integrowania na nowo ich dezintegracji, na co możemy mieć nadzieję w obecnej i przyszłej drodze? Nie jest prawdą, że Bóg jest w nich usunięty w cień. Nauczymy się spoglądać głębiej: brakuje tych, którzy rozpalą ich serce, jak miało to miejsce w przypadku uczniów z Emaus.
Dlatego ważne jest krzewienie i troska o wykwalifikowaną formację, która tworzyłaby osoby zdolne, by zejść w nocy, nie dając się ogarnąć ciemnościami i zagubieniem; wysłuchać iluzji tak wielu ludzi, nie dając się uwieść; zaakceptować rozczarowania, bez rozpaczy i popadania w gorycz; dotknąć dezintegracji innych, nie pozwalając na rozproszenie i rozkład swej własnej tożsamości.
Potrzebujemy rzetelności ludzkiej, kulturowej, uczuciowej, duchowej, doktrynalnej (6). Drodzy bracia w biskupstwie, potrzebna jest odwaga głębokiej rewizji struktur formacji oraz przygotowania duchowieństwa i świeckich Kościoła w Brazylii. Nie wystarczy ogólnikowy priorytet formacji ani też dokumenty czy sympozja. Potrzebna jest praktyczna mądrość tworzenia trwałych struktur przygotowania na poziomie lokalnym, regionalnym, krajowym oraz, aby były one prawdziwym centrum zainteresowania dla episkopatu, nie szczędząc sił, uwagi i wsparcia. Obecna sytuacja wymaga wykwalifikowanej formacji na wszystkich poziomach. Biskupi nie mogą powierzyć tego zadania innym. Nie możecie zlecić tego zadania, ale podjąć je jako coś podstawowego dla drogi swoich Kościołów.
Kolegialność i solidarności Konferencji Episkopatu
Kościołowi w Brazylii nie wystarcza lider ogólnokrajowy. Potrzebna jest sieć "świadectw" regionalnych, które mówiąc tym samym językiem, zapewnią wszędzie nie tyle jednomyślność, ile prawdziwą jedność w bogactwie różnorodności.
Komunia jest płótnem, które trzeba tkać z cierpliwością i wytrwałością, stopniowo "zbliżając punkty", żeby umożliwić pokrycie coraz szersze i gęstsze. Koc z kilku pasm wełny nie rozgrzewa.
Trzeba pamiętać o Aparecidzie, metodzie gromadzenia różnorodności. Nie tyle różnorodność idei, by wytworzyć dokument, ale różnorodność doświadczeń Boga, by wprawić w ruch życiodajną dynamikę.
Uczniowie z Emaus wrócili do Jerozolimy, opowiadając doświadczenie spotkania ze zmartwychwstałym Chrystusem (por. Łk 24, 33-35). Tam dowiedzieli się o innych objawieniach się Pana i doświadczeniach swoich braci. Konferencja Episkopatu jest właśnie przestrzenią życiową, służącą umożliwieniu wymiany świadectw o spotkaniu ze Zmartwychwstałym, na północy, na południu, na zachodzie ... Potrzebne jest więc coraz większe dowartościowanie elementu lokalnego i regionalnego. Nie wystarcza biurokracja centralna, ale trzeba rozwijać kolegialność i solidarność. Będzie to dla wszystkich prawdziwym bogactwem (7).
Permanentny stan misji i duszpasterskiego nawrócenia
Aparecida mówiła o permanentnym stanie misji (8) i potrzebie nawrócenia duszpasterskiego (9). Są to dwa ważne rezultaty tego zgromadzenia dla całego Kościoła regionu, a droga przebyta w Brazylii odnośnie do tych dwóch punktów jest znacząca.
Co do misji trzeba przypomnieć, że jej pilność wynika z jej motywacji wewnętrznej, chodzi bowiem o przekazanie dziedzictwa. Natomiast co do metody, trzeba koniecznie przypomnieć, że dziedzictwo jest jak świadek, pałeczka w sztafecie: jej się nie wyrzuca. Ten, komu uda się ją przejąć, biegnie dalej, ten, kto nie potrafi, pozostaje bez niej. Aby przekazać dziedzictwo trzeba to uczynić osobiście, dotknąć tego, komu pragnie się je dać, przekazać to dziedzictwo.
Jeśli idzie o nawrócenie duszpasterskie, chciałbym przypomnieć, że "duszpasterstwo" jest jedynie realizowaniem macierzyństwa Kościoła. On rodzi, karmi mlekiem, sprawia wzrost, poprawia, daje pokarm, prowadzi za rękę ... Potrzebny jest więc Kościół zdolny do ponownego odkrycia macierzyńskiego łona miłosierdzia. Bez miłosierdzia niewiele można dziś uczynić, aby wpasować się w świat "poranionych", potrzebujących zrozumienia, przebaczenia i miłości.
W misji, także kontynentalnej (10), bardzo ważne jest wzmocnienie rodziny, która pozostaje istotną komórką dla społeczeństwa i dla Kościoła; młodzież, która jest obliczem przyszłości Kościoła; kobiety, które mają kluczową rolę w przekazywaniu wiary. Nie ograniczajmy zaangażowania kobiet w Kościele, ale raczej wspierajmy ich aktywną rolę we wspólnocie kościelnej. Kościołowi, jeśli utraci kobiety, grozi bezpłodność.
Zadanie Kościoła w społeczeństwie
W dziedzinie życia społecznego jest tylko jedna rzecz, o jaką Kościół prosi ze szczególną jasnością: o wolność głoszenia Ewangelii w sposób integralny, nawet wówczas gdy jest ona sprzeczna ze światem, nawet gdy podąża wbrew utartym nurtom, broniąc skarbu, którego jedynie jest strażnikiem i wartości, którymi nie dysponuje, ale które otrzymał i którym musi być wierny.
Kościół domaga się prawa, aby mógł służyć człowiekowi w jego integralności, mówiąc jemu to, co Bóg objawił o człowieku i jego realizacji. Kościół pragnie uobecniać to dziedzictwo niematerialne, bez którego społeczeństwo się rozpada, miasta zostaną przytłoczone swoimi murami, otchłaniami, barierami. Kościół ma prawo i obowiązek, aby potrzymać płomień wolności i jedności człowieka.
Pilną potrzebą Brazylii są edukacja, zdrowie i pokój społeczny. Kościół ma coś do powiedzenia w tych kwestiach, ponieważ aby odpowiednio odpowiedzieć na te wyzwania nie wystarczą jedynie rozwiązania techniczne, ale trzeba mieć podstawową wizję człowieka, jego wolności, jego wartości, jego otwartości na transcendencję. A wy, drodzy bracia, nie lękajcie się by wnieść ten wkład Kościoła dla dobra całego społeczeństwa.
Amazonia jako papierek lakmusowy i sprawdzian dla Kościoła społeczeństwa brazylijskiego
Jest jeszcze jeden, ostatni punkt, na którym chciałbym się zatrzymać, i który uważam za istotny dla obecnej i przyszłej drogi nie tylko Kościoła w Brazylii, ale także całej struktury społecznej: Amazonia. Kościół w Amazonii nie jest jak ci, którzy mają walizki w ręku, aby wyjechać, wyeksploatowawszy to wszystko, co mógł. Kościół jest obecny w Amazonii od początku, poprzez misjonarzy, zgromadzenia zakonne i nadal jest obecny mając decydującą rolę dla przyszłości tego obszaru. Przypomnę przyjęcie, jakie Kościół w Amazonii daje także dzisiaj imigrantom z Haiti, po straszliwym trzęsieniu ziemi, które zniszczyło ich ojczyznę.
Chciałbym zachęcić wszystkich do przemyślenia tego, co Aparecida powiedziała o Amazonii (11), a także skierować mocny apel o poszanowanie i strzeżenie całego stworzenia, jakie Bóg powierzył człowiekowi, nie po to aby je eksploatował rabunkowo, ale aby uczynił je ogrodem. W wyzwaniu duszpasterskim jakie stanowi Amazonia muszę podziękować za to, co czyni Kościół w Brazylii: utworzona w 1997 roku Komisja Episkopatu ds. Amazonii wydała już wiele owoców, a wiele diecezji ochoczo i wielkodusznie zareagowało na prośbę o solidarność wysyłając misjonarzy świeckich i księży. Dziękuję pionierowi tej pracy, arcybiskupowi Jaime Chemelo i obecnemu przewodniczącemu Komisji, kardynałowi Hummesowi. Chciałbym jednak dodać, że należy nadal pobudzać i podejmować na nowo dzieło Kościoła. Potrzebni są wykwalifikowani formatorzy, zwłaszcza profesorowie teologii, by umocnić rezultaty osiągnięte w dziedzinie tworzenia rodzimego duchowieństwa, także aby mieć księży dostosowanych do warunków lokalnych i ugruntować w ten sposób, że tak powiem "amazońskie oblicze" Kościoła.
Drodzy współbracia, próbowałem przedstawić wam po bratersku refleksje i linie pracy Kościoła takiego, jak brazylijski, będącego wielką mozaiką kamyków, obrazów, form, problemów, wyzwań, ale który właśnie dlatego jest ogromnym bogactwem. Kościół nigdy nie jest jednolitością, ale różnorodnościami, które zgodnie łączą się w jedność i jest to prawdą w każdej sytuacji kościelnej.
Niech Niepokalana Dziewica z Aparecidy będzie gwiazdą, oświecającą wasz trud i waszą drogę, aby tak jak Ona, nieść Chrystusa każdemu mężczyźnie i kobiecie waszej ogromnej ojczyzny. Niech On, tak jak to uczynił w przypadku dwóch zagubionych i rozczarowany uczniów z Emaus, rozpali serce i da nową i niezawodną nadzieję.
PRZYPISY:
1. Dokument z Aparecidy podkreśla, że dzieci, młodzi i osoby starsze stanowią przyszłość narodów (por. n. 447).
2. Myślę o wielu postaciach, by wymienić tylko niektóre: Lorscheider, Mendes de Almeida, Sales, Vital, Camara, Macedo... wraz z pierwszym biskupem brazylijskim Pero Fernandes Sardinha (1551/1556) zabitym przez wojownicze plemiona lokalne.
3. Letters, I, pag. 295.
4. W Dokumencie z Aparecidy systematycznie przedstawiono dogłębne przyczyny tego zjawiska (por. n. 225).
5. Por. cztery punkty wskazane przez Aparecidę (tamże, n. 226).
6. W Dokumencie z Aparecidy poświęcono wielką uwagę formacji duchowieństwa, a także świeckich (por. nn. 316-325; 212).
7. Także pod tym względem Dokument z Aparecidy daje ważne wskazówki (por. 181-183; 189).
8. Por. n. 216
9. Por. nn. 365-372.
10. Wnioski Konferencji w Aparecidzie podkreślają oblicze Kościoła, który sam ze swej natury jest ewangelizatorem, istniejącym by ewangelizować, śmiało i swobodnie, na wszystkich poziomach (por. nn. 547-554).
11. Por. zwłaszcza nn. 83-87, a z punktu widzenia jednolitego duszpasterstwa n. 475.
Skomentuj artykuł