Świat i każdy z nas potrzebuje Boga

Fot. Grzegorz Gałązka/galazka.deon.pl
Libreria Editrice Vaticana

Drodzy Bracia i Siostry!

Pragnę przede wszystkim raz jeszcze serdecznie powitać was wszystkich: cieszę się — jak już powiedziałem — że mogę być znowu wśród was i sprawować z wami Eucharystię. Cieszę się, że mogę ponownie odwiedzić bliskie mi miejsca, które wywarły decydujący wpływ na moje życie i w których kształtowały się moje myśli i uczucia: miejsca, gdzie nauczyłem się wierzyć i żyć. Jest to sposobność, aby podziękować wszystkim — żyjącym i zmarłym — którzy byli moimi przewodnikami i towarzyszami. Dziękuję Bogu za tę piękną ojczyznę i za ludzi, dzięki którym jest ona moją ojczyzną.

Przyjdź królestwo Twoje

Wysłuchaliśmy przed chwilą trzech czytań biblijnych, które liturgia Kościoła wybrała na dzisiejszą niedzielę. Wszystkie trzy rozwijają dwojaki temat, który w istocie rzeczy jest jednym tematem, uwypuklając w zależności od kontekstu jeden lub drugi aspekt. Wszystkie trzy czytania mówią o Bogu jako o centrum rzeczywistości i centrum naszego życia osobistego: «Oto wasz Bóg» — woła prorok Izajasz w pierwszym czytaniu (35, 4). list Jakuba i fragment Ewangelii mówią na swój sposób to samo. Chcą nas prowadzić do Boga, kierując nas tym samym na właściwą drogę życia. Z tematem «Bóg» wiąże się jednak zagadnienie społeczne: problem naszej odpowiedzialności za siebie nawzajem, naszej odpowiedzialności za to, by w świecie panowała sprawiedliwość i miłość. Jest to wyrażone w dramatyczny sposób w drugim czytaniu, w którym przemawia do nas Jakub, bliski krewny Jezusa. Zwraca się do jednej ze wspólnot, gdzie zaczęła się szerzyć pycha, ponieważ należą do niej również osoby zamożne i znaczące, a tym samym powstało zagrożenie, że ustanie troska o prawa ubogich. Ze słów Jakuba wyłania się wizerunek Jezusa — Boga, który przyjął ludzką naturę i chociaż pochodził z pokolenia Dawidowego, czyli królewskiego, stał się prostym człowiekiem wśród prostych ludzi. Nie zasiadł na tronie, ale umarł w skrajnej nędzy krzyża. Miłość bliźniego, która jest przede wszystkim troską o sprawiedliwość, to probierz wiary i miłości do Boga. Jakub nazywa ją «królewskim prawem» (por. 2, 8), a my w tym wyrażeniu słyszymy echo słów często używanych przez Jezusa: królowanie Boga, panowanie Boga. Nie odnoszą się one do zwykłego królestwa, które nastanie w tym czy innym momencie, ale znaczą, że Bóg winien teraz stać się siłą decydującą w naszym życiu i działaniu. O to właśnie prosimy w modlitwie: «Przyjdź królestwo Twoje». Nie prosimy o coś odległego, czego my sami w rzeczywistości nawet nie chcemy doświadczyć.

DEON.PL POLECA


Modlimy się natomiast o to, aby wola Boża kształtowała teraz naszą wolę i aby w ten sposób Bóg królował w świecie; modlimy się zatem, aby sprawiedliwość i miłość stały się siłami decydującymi o porządku świata. Ta modlitwa skierowana jest oczywiście w pierwszej kolejności do Boga, ale porusza też nasze serca. Czy bowiem naprawdę tego chcemy? Czy nasze życie zmierza w takim kierunku? Jakub nazywa owo «królewskie prawo», prawo królowania Bożego, także «prawem wolności»: jeżeli wszyscy myślą i żyją zgodnie z wolą Bożą, stajemy się wszyscy równi, stajemy się wolni, i w ten sposób rodzi się prawdziwe braterstwo. Gdy Izajasz mówi w pierwszym czytaniu o Bogu — «Oto wasz Bóg!» — mówi zarazem o wybawieniu cierpiących; zaś gdy Jakub mówi o ładzie społecznym jako o niezbędnej formie wyrażania się naszej wiary, oczywiście mówi też o Bogu, którego jesteśmy dziećmi.

Głusi na Boga

Teraz jednak skupmy uwagę na Ewangelii, która opowiada o uzdrowieniu głuchoniemego przez Jezusa. Także tutaj stykamy się z dwoma aspektami tego samego tematu. Jezus otacza troską cierpiących, ludzi zepchniętych na margines społeczeństwa. Uzdrawia ich, a dając im w ten sposób możliwość życia wśród innych i współdecydowania z nimi, wprowadza ich we wspólnotę równości i braterstwa. Dotyczy to oczywiście nas wszystkich: Jezus wskazuje nam wszystkim, w jakim kierunku ma iść nasze działanie, jak mamy działać. Całe to wydarzenie ma jednak jeszcze jeden wymiar, który Ojcowie Kościoła wielokrotnie i z naciskiem uwydatniali i który w szczególny sposób dotyczy także nas dzisiaj. Ojcowie mówią o ludziach i do ludzi swojej epoki. Ale to, co mówią, dotyczy w nowy sposób także nas, ludzi współczesnych. Istnieje nie tylko głuchota fizyczna, która w znacznej mierze wyłącza człowieka z życia społecznego. Istnieje też zaburzenie słuchu w stosunku do Boga, na które cierpimy zwłaszcza w naszej epoce. Po prostu nie potrafimy już usłyszeć Jego głosu, bo zbyt wiele innych dźwięków wypełnia nasze uszy. To, co się o Nim mówi, wydaje się nam przednaukowe, już nie pasujące do naszych czasów. To zaburzenie słuchu czy wręcz głuchota w obliczu Boga sprawia też, że w naturalny sposób tracimy również zdolność rozmawiania z Nim czy mówienia do Niego. W ten sposób tracimy bardzo ważny typ percepcji. Powstaje ryzyko, że nasze zmysły wewnętrzne przestaną działać. Zanik tej fundamentalnej formy percepcji prowadzi też do drastycznego i niebezpiecznego zawężenia naszej relacji z całą rzeczywistością. Widnokrąg naszego życia zacieśnia się niepokojąco.

«Effatha» — Otwórz się!

Ewangelia opowiada, że Jezus włożył palce w uszy głuchoniemego, pomazał śliną język chorego i powiedział: «Effatha — Otwórz się!» Ewangelista zapisał dla nas oryginalne słowo aramejskie, wypowiedziane wówczas przez Jezusa, co przenosi nas bezpośrednio w tamtą chwilę. To, o czym opowiada, jest wydarzeniem jedynym w swoim rodzaju, ale nie należy do odległej przeszłości: także dzisiaj Jezus wielokrotnie czyni to samo na nowy sposób. W chwili naszego chrztu tak samo «dotknął» nas i powiedział «Effatha — Otwórz się!», abyśmy byli zdolni słyszeć Boga, a tym samym, by przywrócić nam też możność rozmawiania z Nim. Ale w tym wydarzeniu — w sakramencie chrztu — nie ma nic magicznego. Chrzest otwiera przed nami drogę. Wprowadza nas we wspólnotę tych, którzy potrafią słuchać i mówić; wprowadza nas we wspólnotę z samym Jezusem — jedynym, który widział Boga, a zatem mógł o Nim mówić (por. J 1, 18): poprzez wiarę Jezus chce dzielić się z nami swoim oglądaniem Boga, swoim słuchaniem Ojca i rozmawianiem z Nim. Droga ochrzczonych, powinna stać się procesem stopniowego rozwoju, poprzez który osiągamy większą doskonałość życia w komunii z Bogiem, a zarazem wyrabiamy sobie także inne spojrzenie na człowieka i na rzeczywistość stworzoną.

Gdy sprawy Boga są drugorzędne

Ewangelia skłania nas do uświadomienia sobie, że nasza zdolność postrzegania jest niedostateczna, jest to ułomność, której początkowo nie dostrzegamy, ponieważ wszystko inne jawi się nam jako oczywiste i racjonalne; ponieważ na pozór wszystko toczy się normalnie, chociaż nie mamy już uszu i oczu dla Boga i żyjemy bez Niego. Ale czy to prawda, że wszystko toczy się zwyczajnie, kiedy Bóg znika z naszego życia i z naszego świata? Zanim postawię następne pytania, chciałbym podzielić się pewnymi doświadczeniami ze spotkań z biskupami z całego świata. Kościół katolicki w Niemczech prowadzi wspaniałe dzieła socjalne i jest zawsze gotów nieść pomoc wszędzie, gdzie to jest potrzebne. Często podczas wizyt ad limina biskupi — ostatnio byli to biskupi z Afryki — opowiadają mi z wdzięcznością o wielkoduszności niemieckich katolików i proszą mnie, abym stał się wyrazicielem tej wdzięczności — i to właśnie chciałbym uczynić publicznie w tej chwili. Także biskupi z krajów bałtyckich, jeszcze przed wakacjami, opowiadali mi, jak bardzo katolicy niemieccy pomogli im w odbudowie kościołów, które w czasie dziesięcioleci panowania komunizmu popadły w ruinę. Czasem jednak zdarza się, że jakiś biskup afrykański mówi mi: «Kiedy przedstawiam w Niemczech projekty socjalne, natychmiast drzwi się przede mną otwierają. Ale jeśli przybywam z projektem ewangelizacyjnym, jest on zwykle przyjmowany z rezerwą».

Najwyraźniej niektórzy są przekonani, że projekty socjalne należy realizować jak najpilniej, natomiast sprawy dotyczące Boga czy samej wiary katolickiej są raczej partykularne i drugorzędne. Jednakże z doświadczeń tych biskupów wynika, że właśnie ewangelizacja powinna mieć pierwszeństwo, że ludzie muszą poznawać Boga Jezusa Chrystusa, wierzyć w Niego i kochać Go, że On musi nawracać serca, aby możliwy był postęp także w sferze socjalnej, aby rozpoczął się proces pojednania, aby można było — na przykład — walczyć z plagą AIDS, usuwając jej prawdziwe i głębokie przyczyny oraz otaczając chorych należytą opieką i miłością. Sprawy socjalne i Ewangelia są po prostu nierozdzielne. Jeśli dajemy ludziom tylko wiedzę, umiejętności, znajomość możliwości technicznych i sprzęt, dajemy im zbyt mało. Bardzo szybko dochodzą wówczas do głosu mechanizmy przemocy i zaczyna dominować zdolność niszczenia i zabijania, stając się sposobem zdobywania władzy — władzy, która w pewnym momencie powinna ustanowić rządy prawa, ale która nigdy nie będzie do tego zdolna. W ten sposób coraz bardziej oddalamy się od pojednania, od wspólnego dążenia do sprawiedliwości i miłości. Zasady, które kierują wykorzystaniem techniki w służbie prawa i miłości, ulegają zatarciu; a przecież właśnie od przestrzegania tych zasad wszystko zależy: od zasad, które nie są tylko teoriami, ale oświecając serca, prowadzą ludzki rozum i działanie na właściwą drogę.

Nauczmy się bojaźni Bożej

Mieszkańcy Afryki i Azji podziwiają, owszem, osiągnięcia techniczne Zachodu i naszą wiedzę, ale napawa ich lękiem ten typ racjonalności, który całkowicie wyklucza Boga z pola widzenia człowieka, uważając to za najdoskonalszą formę racjonalności, którą należy wpoić także ich kulturom. Rzeczywiste zagrożenie dla swojej tożsamości widzą nie w wierze chrześcijańskiej, ale w lekceważeniu Boga i w cynizmie, dla którego szydzenie ze świętości jest prawem wolności, a przydatność czyni najwyższym kryterium wartości osiągnięć naukowych. Drodzy przyjaciele, taki cynizm nie ma nic wspólnego z tolerancją i otwartością kulturową, jakich oczekują narody i jakich my wszyscy pragniemy! Tolerancja, jakiej pilnie pragniemy, zawiera w sobie także bojaźń Bożą — poszanowanie tego, co dla innych jest rzeczą świętą. Ale szacunek dla tego, co inni uważają za święte, wymaga od nas samych, abyśmy na nowo nauczyli się bojaźni Bożej. Ta postawa szacunku może się odrodzić w świecie zachodnim tylko wówczas, gdy znów będzie wzrastała wiara w Boga, gdy Bóg będzie znów obecny dla nas i w nas.

Nie narzucamy nikomu naszej wiary. Tego rodzaju prozelityzm jest sprzeczny z chrześcijaństwem. Wiara może się rozwijać tylko w wolności. Ale właśnie do ludzkiej wolności się odwołujemy, aby otwarła się na Boga, szukała Go, słuchała Jego głosu. My, tutaj zgromadzeni, z całego serca prosimy Boga, aby na nowo wypowiedział słowo Effatha!, aby uleczył nasz słuch, niewrażliwy na Niego, na Jego działanie i słowa, aby dał nam zdolność widzenia i słyszenia. Prosimy Go, aby dopomógł nam odnaleźć słowa modlitwy, do której On zachęca nas w liturgii i której podstawową formułę dał nam w modlitwie «Ojcze nasz».

Świat potrzebuje Boga. My potrzebujemy Boga. Jakiego Boga potrzebujemy? W pierwszym czytaniu prorok zwraca się do uciśnionego ludu słowami: «Oto pomsta, przychodzi Boża odpłata» (por. 35, 4). Możemy się łatwo domyślić, jak ludzie wyobrażali sobie taką pomstę. Ale prorok wyjaśnia następnie, na czym ona polega: na uzdrawiającej dobroci Boga. Natomiast ostateczne wyjaśnienie słów proroka znajdujemy w Tym, który umarł za nas na krzyżu — w Jezusie, Wcielonym Synu Bożym, który tutaj tak mocno się w nas wpatruje. Jego «pomsta» to krzyż, to Jego «nie» dla przemocy, Jego «miłość aż do końca». Takiego Boga potrzebujemy.

Nie uchybiamy innym religiom i kulturom, nie odmawiamy głębokiego szacunku ich wierze, jeśli wyznajemy głośno i jednoznacznie tego Boga, który przeciwstawił przemocy swoje cierpienie; który złu i jego mocy stawia granicę i przezwycięża je swoim miłosierdziem. Do Niego kierujemy naszą błagalną modlitwę, aby był wśród nas i pomagał nam być Jego wiarygodnymi świadkami. Amen!

Benedykt XVI

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Świat i każdy z nas potrzebuje Boga
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.