SKEP nt. Kościoła katolickiego na Ukrainie
"Tylko Pan Bóg wie, co będzie dalej" - mówiła w Warszawie Wiktoria Charczenko, odpowiedzialna za pobyt ukraińskich rodzin w Polsce. W Sekretariacie Konferencji Episkopatu Polski odbyła się konferencja prasowa nt. sytuacji Kościoła katolickiego i mniejszości polskiej w rejonach konfliktu zbrojnego na Ukrainie. Gościem spotkania był bp Jan Sobiło, biskup pomocniczy diecezji charkowsko-zaporoskiej.
Hierarcha dziękował Polakom za solidarność z Ukrainą, jak mówił, kraj ten swoją nadzieję pokłada w Bogu i w Polsce. Kierowana przez biskupa Sobiło diecezja charkowsko-zaporoska obejmuje aż siedem obwodów, wśród których są ługański i doniecki, gdzie toczą się działania wojenne. "Trwa paraliż nie tylko ekonomiczny, spowodowany walkami, ale i dotyczący naszych parafii. Kapłani, poza Mariupolem, zostali ewakuowani" - poinformował bp Sobiło. Jak dodał wielu księży chciało zostać, ale po uprowadzeniu dwóch duchownych, zdecydowano o prowadzeniu działalności duszpasterskiej poza granicami parafii. Oznacza to, że proboszczowie posiadają numery telefonów komórkowych do swoich parafian i starają się organizować im pomoc, zarówno materialną, jak i duchową. Dotyczy to również tych wiernych, którzy opuścili zagrożone tereny.
Ordynariusz poparł inicjatywę metropolity lwowskiego abp. Mieczysława Mokrzyckiego, która polega na tym, by konkretna parafia w Polsce wzięła pod swoją opiekę jedną parafię na Ukrainie. Z pomocą proboszczów miałyby być wymieniane informacje dotyczące potrzeb i przekazywana pomoc. Jak zauważył bp Sobiło w ten sposób pomoc docierałaby bezpośrednio do potrzebujących.
Biskup poprosił też o modlitwę za Ukrainę. Jak mówił podczas sobotniego pobytu w Mariupolu rozmawiał ze stacjonującymi tam żołnierzami ukraińskimi, którzy utracili zaufanie do każdej ze stron konfliktu. "Jedyna nasza nadzieja w Panu Bogu" - przekazywał słowa ukraińskich żołnierzy bo Sobiło. "Wierzę w to. Tylko Bóg może powstrzymać ten konflikt, może pomóc przez serca dobrych ludzi" - stwierdził hierarcha.
Anita Staszkiewicz z Zarządu Głównego Stowarzyszenia "Wspólnota Polska" poinformowała, że na Ukrainie - zgodnie ze spisem ludności z 2011 roku - w obwodach ługańskim i donieckim zamieszkuje 6450 osób polskiego pochodzenia. Działa tam dziewięć polskich organizacji, które zrzeszają około 2,5 tysiąca osób.
Z kolei według Konsula Generalnego RP w Doniecku Jakuba Wołąsiewicza osób, które mogą mieć polskie pochodzenie może być na Ukrainie nawet 50 tys. Wynika to z faktu, że przez lata Polacy bali się ujawniać swoje pochodzenie. Mówiąc o aktualnej sytuacji Konsul podkreślił, że działalność polskiej placówki dyplomatycznej w Doniecku została zawieszona, ze względu na działania zbrojne. Opiekę nad przebywającymi na tym terenie Polakami przejął Konsulat Generalny RP w Charkowie. "Ma nadzieję, że pokój zawsze zwycięży, że sytuacja się unormuje, i że wszyscy będziemy mogli wrócić do Doniecka, zarówno księża, dyplomaci, jak i mieszkańcy, których duża część wyjechała chroniąc swoje życie, albo nie chcąc opowiadać się po którejś ze stron konfliktu. Pozostanie w tej chwili w Donbasie oznacza opowiedzenie się po stronie miejscowych władz, a nie wszyscy chcą to czynić" - mówił Konsul Jakub Wołąsiewicz.
W spotkaniu w Siedzibie Episkopatu Polski uczestniczyła również Wiktoria Charczenko, Ukrainka urodzona w Ługańsku, a mieszkająca w Doniecku. Odpowiedzialna jest ona za koordynowaną przez Zespół Pomocy Kościołowi na Wschodzie KEP akcję "Polska gościnność". Polega ona na zapraszaniu do Polski, na okres od dwóch tygodni do miesiąca, ukraińskich rodzin z terenów Ługańska i Donbasu. Do tej pory z takiej formy pomocy skorzystało ponad 100 osób, z czego połowę stanowiły dzieci. Zgłoszenia polskich rodzin, które chcą przyjąć obywateli Ukrainy, wciąż spływają.
Wiktoria Charczenko przypomniała, że działania wojenne w Donbasie rozpoczęły się w kwietniu. Nasilały się od maja do lipca. W sierpniu zniszczone było już 80 proc. miejscowości Jasynuwata, całe miasteczko Siańskie, niewielkie wioski i osiedla. Zburzone są mosty, drogi, linie elektryczne, zakłady przemysłowe, ok. 60 proc. kopalni zostało zalanych wodą. Bardzo uszkodzone są okolice Doniecka. "Dopiero trzy dni temu zadzwoniła moja mama, która mieszka w Ługański. Od końca lipca nie było żadnego połączenia z tym miastem. Nie wiedziałam nawet czy moja mama żyje. Dowiedziałam się, że uliczka, na której się wychowałam została prawie całkowicie zniszczona" - wyznała wyraźnie wzruszona Wiktoria Charczenko. Zastanawiając się jaka przyszłość czeka Ukrainę Charczenko przyznała, że tego nie wie nikt. "Na to pytanie nie są w stanie odpowiedzieć ani władze państwowe, ani kościelne. Tylko Pan Bóg wie, co będzie dalej. Trwamy w nadziei" - podkreśliła.
Na zakończenie głos zabrał bp Antoni Pacyfik Dydycz, przewodniczący Zespołu Pomocy Kościołowi na Wschodzie KEP. Podkreślił on, że pomoc Ukrainie może się odbywać różnymi drogami. "Nie możemy zapomnieć o modlitwie. Ona jest zawsze pożyteczną i potrzebną, ale możemy pomagać także w kwestiach kulturalnych, zapraszając Ukraińców do Polski, żeby to życie tam nie zostało zupełnie zniszczone. Możemy pomagać także przez konkretne gesty materialne" - zauważył bp Dydycz. Podkreślił, że działalność taką prowadzi właśnie Zespół Pomocy Kościołowi na Wschodzie. Co nie oznacza, że pomoc ta dotyczy tylko wiernych Kościoła katolickiego na Ukrainie. - Proszących o pomoc nikt nie pyta do jakiego Kościoła należy - zapewnił bp Dydycz.
Skomentuj artykuł