Synod o o rodzinie: podsumowanie tygodnia

(fot. Grzegorz Gałązka / galazka.deon.pl)
KAI / mh

Szereg kwestii od Ewangelii rodziny, znajomości nauki Kościoła, propozycji duszpasterskich, po sytuacje krytyczne, otwarcie rodziny na życie i wychowanie chrześcijańskie poruszyli w pierwszym tygodniu obrad uczestnicy III Nadzwyczajnego Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów. Podsumowanie ich wypowiedzi przedstawi 13 października w "Relacji po dyskusji" kard. Péter Erdő.

Papież prosi ojców synodalnych o szczere wypowiedzi i pokorne słuchanie

DEON.PL POLECA


Otwierając pierwszą kongregację generalną Ojciec Święty podkreślił wielką odpowiedzialność, jaką jest przedstawienie problematyki i realiów poszczególnych Kościołów. "Niech nikt nie mówi: «Tego nie można powiedzieć; ktoś o mnie pomyśli tak czy inaczej». Trzeba powiedzieć to wszystko, co czujemy szczerze, otwarcie. Po ostatnim konsystorzu (luty 2014 roku), podczas którego mówiono o rodzinie, pewien kardynał napisał do mnie mówiąc: szkoda, że niektórzy kardynałowie nie mieli odwagi powiedzieć kilku rzeczy ze względu na szacunek dla papieża, uważając być może, że papież myśli coś innego. To nie jest dobre, to nie jest synodalność, bo trzeba powiedzieć to wszystko, co czujemy wobec Pana, że powinniśmy powiedzieć: bez ludzkich względów, bez nieśmiałości. A jednocześnie należy słuchać z pokorą i przyjąć z otwartym sercem to, co mówią bracia. Synodalność realizowana jest poprzez te dwie postawy" - stwierdził Franciszek.

Ojciec Święty zachęcił, by wymiana opinii dokonywana była ze spokojem, bo Synod zawsze odbywa się z Piotrem i pod przewodnictwem Piotra, a obecność papieża jest gwarancją dla wszystkich i strzeże wiary. Na zakończenie Franciszek zachęcił obecnych: "Drodzy bracia, pracujemy wszyscy razem, aby wyraźnie umacniała się dynamika synodalności". Była to jego jedyna w pierwszym tygodniu wypowiedź w auli synodalnej.

Nowa metoda

Sekretarz generalny Synodu Biskupów, kard. Lorenzo Baldisseri przedstawił nową metodę prac tego gremium. Poszczególne kongregacje generalne mają swoją wyraźnie określoną tematykę, odwołującą się do poszczególnych rozdziałów dokumentu roboczego - Instrumentum laboris, a ojcowie synodalni prosząc o głos zajmują go w konkretnej sprawie. Ich wypowiedź nie może przekraczać 4 minut. Każda z kongregacji generalnych poprzedzona jest świadectwem audytorów świeckich. Ponadto treść poszczególnych wystąpień nie jest podawana bezpośrednio do wiadomości publicznej. Proszono, by za auli synodalnej biskupi nie teetowali. Z poruszaną tematyką zapoznają dziennikarzy rzecznik Stolicy Apostolskiej, jego asystenci oraz biskupi zaproszeni do Biura Prasowego w sposób ogólny. Natomiast poszczególni biskupi mogą swobodnie przedstawiać mediom swoje stanowisko.

Nowością jest również fakt, że na jego zakończenie nie przygotuje się propozycji dla Papieża, lecz obok Orędzia, także Relację Synodu - dokument, na podstawie którego zostaną opracowane Lineamenta do kolejnego Synodu, a wraz z nimi kolejny kwestionariusz.

Obrady nie o doktrynie, lecz praktyce duszpasterskiej

Wprowadzeniem do obrad była przedstawiona przez prymasa Węgier, kard. Pétera Erdő "Relacja przed dyskusją". Powstała ona nie tylko w oparciu o "Instrumentum laboris", lecz także wypowiedzi pisemne ojców synodalnych, przesłane już wcześniej do Sekretariatu Generalnego Synodu Biskupów. Relator generalny przestrzegł Kościół przed katastrofizmem czy rezygnacją, przypominając, że istnieje wielkie dziedzictwo wiary, powszechnie podzielane. Ideologia gender czy zrównywanie związków homoseksualnych z małżeństwem odrzucane są przez znaczną większość katolików. Małżeństwo i rodzinę uważa się powszechnie za dziedzictwo ludzkości, którego trzeba bronić i strzec. Choć nie wszyscy wierni znają doktrynę Kościoła i do niej się stosują, nie podaje to jej bynajmniej pod dyskusję, zwłaszcza gdy chodzi o nierozerwalność małżeństwa i jego sakramentalność. Obrady Synodu nie dotyczą doktryny, ale praktycznej duszpasterskiej pomocy także tym, których małżeństwo się rozpadło - zaznaczył kard. Erdő. Dodał, że nowa kultura rodziny może być punktem wyjścia dla odnowy ludzkiej cywilizacji i zaapelował o odnowienie duszpasterstwa rodzin. Musi się ono kierować jasnymi wskazaniami, uwzględniającymi nierozerwalność ważnie zawartego sakramentalnego małżeństwa.

Prymas Węgier podkreślił, że Kościół obejmuje troską także rozwiedzionych i żyjących w nowych związkach. Nie można ograniczać się przy tym tylko do sprawy przyjmowania sakramentów. Na zakończenie wprowadzenia do obrad synodalnych przypomniano Ewangelię życia, czyli jego świętości od poczęcia do naturalnej śmierci, oraz otwartości małżeństwa na jego przekazywanie i przyjmowanie.

Potrzeba nowego języka

Z wielu stron wskazywano na potrzebę dostosowania języka Kościoła, aby nauka o rodzinie, życiu i seksualności była poprawnie rozumiana. Trzeba wejść w dialog ze światem z otwartością krytyczną, ale szczerą. Jeśli Kościół nie słucha świata, to świat nie będzie słuchał Kościoła - zaznaczono. Dialog ten może być oparty na ważnych tematach, takich jak równa godność mężczyzny i kobiety oraz odrzucenie przemocy.

Ojcowie synodalni wskazywali, że Ewangelia ma być nie tyle wyjaśniana, ile ukazywana, a w jej przepowiadanie szczególnie powinni być zaangażowani wierni świeccy, wykazując charyzmat misyjny. Ewangelizacja nie może być bezosobową teorią, ale konkretnym świadectwem rodzin o pięknie i prawdzie Ewangelii. Wskazano na wyzwanie proponowania jej nowym językiem, z nadzieją, zapałem i entuzjazmem, budując pomost między językiem Kościoła a językiem społeczeństwa.

W tym sensie przywołano konieczność posługiwania się raczej katechezą biblijną niż teologiczno-spekulatywną, gdyż wbrew pozorom ludzie nie znajdują już zadowolenia w egoizmie, lecz poszukują ideałów. Ludzkość pragnie szczęścia a chrześcijanin wie, że szczęściem jest Chrystus, ale nie znajduje odpowiedniego języka, by to przekazać światu. Natomiast Kościół musi być "magnetyczny", musi działać przez pociąganie, w postawie przyjaźni wobec świata -mówili ojcowie synodalni.

Kryzys rodziny związany jest z kryzysem wiary

Zaznaczono, że kryzys wiary rodzi kryzys rodziny, gdyż często brakuje pełnej świadomości znaczenia sakramentu małżeństwa, opartego na przymierzu między Bogiem a człowiekiem. Stąd odpowiedzią na kryzys małżeństwa musi być ewangelizacja. Bowiem droga do szczęśliwego małżeństwa wiedzie przez powrót do Boga. Dotyczy to również osób żyjących w sytuacjach nieuregulowanych. Trzeba im pokazywać, gdzie tkwi zło, i pomóc powrócić do Boga. Zanim młodzi staną przed ołtarzem, trzeba ich zewangelizować, pokazać, czym jest sakrament. Aby zrozumieli, że nie jest to tylko związek dwojga osób. Jak donosił z Synodu przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, abp Stanisław Gądecki bardzo piękne refleksje prowadził prof. Weiner, Żyd, który podał bardzo prostą definicję małżeństwa religijnego i niereligijnego: przy małżeństwie religijnym są małżonkowie i jest Pan Bóg, a przy małżeństwie niereligijnym są tylko małżonkowie.

Zdaniem abp Philipa Tartaglii ze Szkocji kiedy mąż i żona są szczęśliwi i pobłogosławieni potomstwem, to miłość się poszerza z dwóch do trzech, czterech i pięciorga... A kiedy się to dzieje, to mamy radość ujrzenia piękna, prostoty i siły miłości małżeńskiej i miłości rodzinnej, miłości, która naprawdę dzięki łasce Chrystusa wszystko przetrzyma". Kiedy jednak rodzina ulega rozdarciu, miłość jest pierwszą ofiarą, zaburzeniu ulega pokój serc dzieci, które nadal kochają swych rodziców, ale równocześnie ich nienawidzą. Jego zdaniem w ten smutek Kościół musi umieć wnieść słowa św. Pawła o miłości, która ze współczuciem usprawiedliwia i wybacza, ale która również uzdrawia, odnawia i podnosi na duchu. Przebaczenie w tej sytuacji nie jest przystosowaniem lub obojętnością, ale prawdziwym i czasami trudem osiągniętym pojednaniem, rodzącym nowe zaufanie, nową nadzieję, nową wytrwałość, nową wierność, nową kartę w historii miłości męża i żony oraz ich dzieci - powiedział ojcom synodalnym arcybiskup Glasgow.

Rodzina pod presją

Wielu ojców wskazywało na brutalny atak ideologiczny na rodzinę. Siłą narzuca się katolikom wizje małżeństwa, rodziny i życia, które są nie do pogodzenia z nauczaniem Kościoła i antropologią chrześcijańską. Przejawia się to choćby w bataliach o rozwód, in vitro, ideologii gender, a wszystko to wpływa również na chrześcijan. Trzeba zatem zapytać, jak pomóc chrześcijanom, by mogli się uchronić od tych wpływów, od tej ideologii.

Naciski te, wywierane przez niektóre kraje czy organizacje międzynarodowe mają szczególny charakter w Afryce. Od przyjęcia pewnych koncepcji, takich jak na przykład aborcja czy publiczne uznanie związków homoseksualnych, traktowanych jako "prawa człowieka" uzależniania jest pomoc materialna. W auli synodalnej zwrócono również uwagę, że takie wyrażenia jak "prawo do zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego" nie mają precyzyjnej definicji w prawie międzynarodowym. Są tam bowiem zawarte elementy sprzeczne, jak zdecydowane potępienie przymusowej aborcji i propagowanie "bezpiecznej aborcji", czy też ochrona macierzyństwa i promocja antykoncepcji. Chociaż nie są to prawa obowiązujące, to jednak ich promowanie jest groźne, ponieważ może mieć wpływ na interpretację innych norm, zwłaszcza w zakresie zwalczania dyskryminacji kobiet - mówili ojcowie synodalni.

W narzucaniu tej wizji spory udział mają media i współczesna kultura. Ale z drugiej strony trzeba też sobie postawić pytanie, czy my w kwestii małżeństwa i rodziny powinniśmy ulegać wszystkim tym presjom, które przecież również są uwarunkowane historycznie, wynikają z obecnego kryzysu wartości, kryzysu antropologicznego. Czy mamy poddać się tym presjom? A może jednak są to sprawy zasadnicze, należące do istoty przesłania chrześcijańskiego i nauczania Kościoła, których powinniśmy bronić?" - powiedział kard. Odilo Pedro Scherer z Brazylii.

Miłosierdzie nie eliminuje przykazań

Ogólnie możemy powiedzieć, że istnieje jedna linia ojców synodalnych, która kładzie duży nacisk na głoszenie Ewangelii małżeństwa - poinformował watykański rzecznik ks. Federico Lombardi. - Wymaga ona, by potwierdzić fakt, że jeżeli mamy do czynienia z ważnie istniejącym związkiem sakramentalnym, to nie jest możliwe dopuszczenie do sakramentów osób rozwiedzionych będących w kolejnych związkach. Jest to potwierdzenie spójności nauczania Kościoła i wierności słowu Pana. Druga linia, która w żadnej mierze nie podważa nierozerwalności małżeństwa, chce w kluczu miłosierdzia zobaczyć konkretne sytuacje życiowe i dokonać rozeznania, jak stawić im czoło. Chodzi o to, by nie negując w żaden sposób doktryny, odpowiedzieć na wymagania miłosierdzia w konkretnych duszpasterskich sytuacjach, którym trzeba stawić czoło".

Przypomniano także znaczenie takich praktyk, jak "komunia duchowa" dla osób będących w nowych związkach. Wiele mówiono też o konieczności zmiany języka. Zamiast form wykluczających, jak np. "brak łaski" czy "życie w stanie grzechu ciężkiego", zaproponowano pozytywne spojrzenie na trudne sytuacje i mówienie o "obiektywnych przeszkodach" w przystępowaniu do sakramentów.

W odniesieniu do par przeżywających trudności, podkreślano, że Kościół musi być blisko nich, podchodząc do nich ze zrozumieniem, przebaczeniem i miłosierdziem. Zaznaczono, że miłosierdzie jest pierwszą prerogatywą Boga, ale musi być postrzegane w kontekście sprawiedliwości, gdyż tylko w ten sposób poszanowany będzie cały Boży plan.

Podkreślono ponadto, że nawet sytuacje niedoskonałe należy rozpatrywać z szacunkiem. Na przykład związki faktyczne, w których osoby żyją wiernie i z miłością posiadają pierwiastki uświęcenia i prawdy. Trzeba więc spoglądać najpierw na elementy pozytywne, aby Synod mógł tchnąć odwagę i nadzieję także w niedoskonałych formach rodzin, aby uznano ich wartość, zgodnie z zasadą stopniowania. Trzeba prawdziwie kochać rodziny w trudnej sytuacji - stwierdzili ojcowie synodalni. Stąd głoszenie piękna rodziny nie może być jedynie estetyczne, przedstawiające jedynie ideał do naśladowania, ale musi przedstawić znaczenie definitywnego zobowiązania, którego podstawą jest przymierze między małżonkami a Bogiem.

Okres pokuty dla rozwodników będących w nowych związkach. To jedna z propozycji, która pojawiła się w auli synodalnej. Dotyczy ona tych osób, które pragną powrócić do pełni życia w Kościele. W tym kontekście watykański rzecznik wskazał zmianę praktyki wprowadzoną przez Piusa X. Przypomniał, że Papież ten dopuścił do Komunii św. dzieci. "Uznano to za coś zupełnie rewolucyjnego i nowatorskiego dla tamtych czasów. Istnieją więc przykłady odwagi papieży, nawet jeśli dotyczące sytuacji zupełnie odmiennej niż ta, w której my się znajdujemy, w refleksji i wprowadzaniu nowości dotyczących zasad przystępowania do sakramentu Eucharystii" - mówił ks. Federico Lombardi.

Rzecznik Watykanu zaznaczył, że w auli synodalnej niewiele mówiono o sytuacji związków osób homoseksualnych. Zaznaczono, że także i w tych sytuacjach potrzebne jest wysłuchanie tych osób, darzenie ich szacunkiem, zakładając, że działają w dobrej wierze. Nie oznacza to jednak zgody na błogosławienie takich związków. Małżeństwo możliwe jest jedynie między mężczyzną a kobietą - mówili ojcowie synodalni.

Czy możliwe jest usprawnienie stwierdzenie nieważności?

Sporo miejsca na Synodzue poświęcono kwestii przyśpieszenia orzekania nieważności małżeństwa. Zdaniem prefekta Trybunału Sygnatury Apostolskiej, który zajmuje się między innymi tymi sprawami, nie jest to dobra tendencja. Chodzi tu bowiem o poznanie prawdy, która ma później wpływ na zbawienie człowieka. Nie należy być zbyt pochopnym - przestrzega kard. Raymond Burke. Przypomina on, że małżeństwa rozpadają się najczęściej, nie z powodu nieważnie zawartego sakramentu, lecz przez niedochowanie wierności jednego z małżonków. I ludzie są tego świadomi. Dlatego Kościół nie może orzekać nieprawdy. Zaznaczono, że niezależnie od Synodu działa ustanowiona 20 września b.r. komisja ds. reformy kanonicznego procesu małżeńskiego. Ma ona przygotować propozycję zmian, dążąc do uproszczenia procedury, usprawnienia a jednocześnie zachowując zasadę nierozerwalności małżeństwa.

Rodzina sanktuarium życia i miłości

Ojcowie synodalni usłyszeli między innymi świadectwo francuskiego małżeństwa, należącego do Wspólnoty Emmanuel. Olivier i Xristilla Roussy są małżeństwem od 20 lat i mają siedmioro dzieci.

Na samym wstępie opowiedzieli o trudach rodziny wielodzietnej, niewyobrażalnych wcześniej problemach, o łasce Bożej, która uzdalnia rodziców do wypełniania swych obowiązków oraz o głębokiej radości, której doświadcza się w takich rodzinach, pomimo niezbędnych wyrzeczeń.

Przyznali, że po trzecim dziecku sięgnęli na kilka miesięcy po środki antykoncepcyjne. Miały one ulżyć Xristilli, przyniosły jednak odwrotne skutki. "Wygasło pożądanie i radość. Czuliśmy, że nie żyjemy w prawdzie. Nie byliśmy już zjednoczeni. Zrozumieliśmy, że zamknęliśmy Bogu drzwi do naszego życia małżeńskiego" - opowiadali państwo Roussy. Wyznali, że po tym przykrym doświadczeniu wrócili do metod naturalnych, które wydają się bardziej wymagające, lepiej jednak sprzyjają pożyciu małżeńskiemu. Jesteśmy bardziej świadomi, że Bóg jest obecny w intymności naszego życia, jest w nas więcej ufności, jesteśmy wolni i wrażliwi na innych - opowiadało francuskie małżeństwo.

Podkreślili oni również, że na tej metodzie można polegać. Przyznali jednak, że nie zawsze potrafili opanować namiętności i wtedy po dziewięciu miesiącach rodziło się dziecko.

Natomiast arcybiskup Paryża, kard. André Vingt-Trois zauważył, że w tej dziedzinie chodzi o sprawy bardzo intymne, wokół których istnieją zasadnicze różnice między chrześcijańską wizją życia i seksualności a silnie zlaicyzowanym sposobem życia świata. Z tego względu niezwykle istotna jest znajomość i przyjęcie Magisterium odnośnie do otwartości na życie. Wiele osób ma bowiem trudności w zrozumieniu różnicy między naturalnymi metodami regulacji płodności a antykoncepcją. Główną przyczyną trudności w przyjęciu tego nauczania jest różnica między chrześcijańską koncepcją antropologii a dominującą mentalnością. Tak więc, z duszpasterskiego punktu widzenia konieczne jest sprawienie, aby bardziej znana była spójność wizji antropologicznej proponowanej przez Kościół. Kard. Vingt-Trois zaznaczył, że trzeba to czynić nowym językiem i we współpracy ze światem akademickim.

Przewodniczący delegowany obecnego Synodu podkreślił, że kwestie te mają swoje konsekwencje w życiu sakramentalnym małżeństw, które często nie sądzą, że używanie metod antykoncepcyjnych jest grzechem, usiłują pomijać tę kwestię w spowiedzi, aby bez problemów móc przyjmować Komunię św.

Francuski purpurat wskazał w tym kontekście na potrzebę umacniania mentalności otwartej na życie, aby przeciwdziałać mentalności antykoncepcyjnej i rozpowszechnianie się indywidualistycznego wzorca antropologicznego. Dodał, że wpływa on w niektórych częściach świata na poważny spadek demograficzny, którego skutki społeczne i ludzkie nie są dzisiaj dostatecznie brane pod uwagę. W tym kontekście wskazał na wartość ośrodków planowania rodzin, powiązanych z diecezjami i stowarzyszeniami rodzinnymi, które stają się świadkami piękna i wartości otwartości na życie.

W auli synodalnej wyraźnie zaznaczono, że zjednoczenie i prokreacja są nierozdzielnymi aspektami aktu małżeńskiego. Zdecydowanie odrzucono manipulację genetyczną i kriokonserwację embrionów, a więc także zapłodnienie "in vitro".

Wyzwania dialogu ekumenicznego i międzyreligijnego

Wśród wyzwań związanych z dialogiem ekumenicznym znalazł się problem osób, które zmieniają wyznanie i wynikających stąd w orzekaniu ważności małżeństw osób różnych wyznań w kontekście możliwości rozwodu przewidzianego przez Kościoły prawosławne. Drugie małżeństwo jest celebrowane, ale po okresie, w którym Kościół pragnie nakłonić małżonków do pojednania. Ponadto istnieją różnice w podejściu do kwestii etyki małżeńskiej, na przykład odnośnie do regulacji poczęć, a nawet regulacji urodzeń. Wiele Kościołów sprawy te pozostawia sumieniu wiernych, domagając się jednak poszanowania miłości i jedności małżeńskiej.

Jednym z ciekawych głosów w auli synodalnej było świadectwo Jeannette Touré z Wybrzeża Kości Słoniowej, która opowiedziała o swym doświadczeniu udanego małżeństwa mieszanego z muzułmaninem. Małżeństwo to trwa od 52 lat i urodziło się w nim pięcioro dzieci, wychowanych w wierze katolickiej. Zaznaczyła, że wyzwaniem naszych czasów jest życie wiernością, które wymaga nie oglądania się wstecz i zaniechania marzenia jedynie o swoim samorealizacji i wygodzie. Natomiast rodziny, których granice są niejasne ("rodziny monoparentalne, rozbite, homoseksualne" itd) czy też takie, w których każdy robi to, na co ma ochotę nie mają wielkich perspektyw, podobnie jako rodziny totalitarne, utrzymujące, że wystarczają samym sobie. "Wyzwaniem, które stoi dziś przed rodzinami jest zaangażowanie się w służbę społeczeństwu, udział w stowarzyszeniach i wchodzenie relację z Bogiem" powiedziała ojcom synodalnym pani Jeannette Touré.

Do tego świadectwa nawiązało dziś kilku ojców synodalnych, którzy zaznaczyli, że udane małżeństwo katolicko-muzułmańskie, w którym dzieci wychowywane są w wierze chrześcijańskiej, należy do rzadkości. Co więcej, poważnym problemem duszpasterskim jest dziś sytuacja kobiet, które wychodząc za muzułmanina wyrzekają się wiary chrześcijańskiej. Również do nich musi dotrzeć Kościół - podkreślali ojcowie synodalni.

Mówiono też o sytuacjach konfliktowych w rodzinie. Wspomniano o duchowości małżeńskiej w służbie pojednania, a nawet o praktykach pobożności ludowej, jak na przykład wspólnych pielgrzymkach do sanktuariów, które konsolidują małżeństwo przeżywające kryzys.

Orędzie do rodzin cierpiących z powodu konfliktów na świecie

Pod koniec pierwszego tygodnia obrad ojcowie synodalni wystosowali Orędzie do rodzin cierpiących z powodu konfliktów na świecie. Wymienili w tym kontekście zwłaszcza rodziny irackie i syryjskiego, "zmuszone - jak zaznaczyli - z powodu wyznawanej przez siebie wiary chrześcijańskiej lub przynależności do innych wspólnot etnicznych lub religijnych, do pozostawienia wszystkiego i do ucieczki w przyszłość pozbawioną wszelkiej pewności".

Biskupi przypomnieli słowa papieża Franciszka z jego niedawnej podróży do Albanii, że "nikt nie może wykorzystywać Imienia Bożego do dopuszczania się przemocy" i że "zabijanie w Imię Boże jest wielkim bluźnierstwem".

Dziękując organizacjom międzynarodowym i różnym krajom za ich solidarność, wezwali ludzi dobrej woli do ofiarowania niezbędnej pomocy i wsparcia niewinnym ofiarom trwających obecnie aktów barbarzyństwa. Poprosili także wspólnotę międzynarodową do włączenia się w proces przywracania pokojowego współżycia w Iraku, Syrii i na całym Bliskim Wschodzie.

Ojcowie synodalni zapewnili ponadto, że myślą również o rodzinach zranionych i cierpiących w innych częściach świata, które doświadczają ciągłych aktów przemocy. "Chcemy je zapewnić o naszej stałej modlitwie, aby Miłosierny Pan przemienił serca oraz dał pokój i stabilność tym, którzy obecnie przechodzą czas próby" - głosi orędzie.

"Niech Święta Rodzina z Nazaretu, która przeszła «drogę krzyżową wygnania», uczyni z każdej rodziny, będącej «wspólnotą miłości i pojednania», źródło nadziei dla całego świata" - zakończyli swe przesłanie ojcowie III Nadzwyczajnego Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów w Watykanie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Synod o o rodzinie: podsumowanie tygodnia
Komentarze (82)
B
bene
14 października 2014, 15:55
Problem jest właśnie z takim kombinowaniem jak poniżej u studentki. Tutaj rzecz dotyczy akurat prezerwatyw, ktoś inny będzie podobnie usprawiedliwiał in vitro albo np. jakieś zboczenie seksualne. Zupełny brak pokory, bezustanne roszczenia - taka powszechna mentalność "błogosławionej ignorancji" połączona z oczekiwaniem zabiegania sprzedawcy o gust klienta. Bez dobrej woli na znalezienie odpowiedzi nie zawsze zgodnej z oczekiwaniami, własną wygodą (bo obiektywnej), bez gotowości przyjęcia Dekalogu i nauki Kk - nie ma w ogóle szansy na zostanie katolikiem. Nastąpiło zupełne pomieszanie porządków w którym sam Kk usytuował siebie i Boga, nawet kosztem Ewangelii i Jego woli, w roli jakiegoś sprzedawcy, petenta bezustannie i wszelkimi sposobami zabiegającego o względy rozkapryszonej gawiedzi. To prosta droga do zupełnego zatracenia Kk w powszechnym egoizmie. 
.W
...ciągle w drodze...
14 października 2014, 16:18
Ale nasza Studentka jest na dobrej drodze - zadaje pytania, szuka odpowiedzi, mierzy się z problemem. Wychodzi od postawy roszczeniowej, ale w końcu dopuszcza, że może nie mieć racji. Czy nie to jest właśnie sens: powstawać z upadków? Czy możesz jakoś Jej pomóc, choćby pomóc zrozumieć, ale nie rzucając kamień?
MAŁGORZATA PAWŁOWSKA
14 października 2014, 16:31
Bardzo trafna diagnoza. Zbawienie to nie towar, a Kościół - nie sklep, w którym się wybiera i przebiera do woli. W Kościele jest wszystko, co jest do zbawienia potrzebne. Przede wszystkim ON - nasz Pan i Zbawiciel, Jezus Chrystus i Jego sakramentalne łaski. Mówi do każdego: pójdź za mną, a będziesz zbawiony. Nikogo do niczego nie zmusza. ZAPRASZA, bo uczta już jest gotowa. I tylko żal, że aż tylu tych "naprawiaczy" zbawienia, okupionego Jego Najdroższą Krwią. Tych co to wydają własną "ucztę", z całkiem innym menu. Módlmy się za nich.
B
bene
14 października 2014, 17:28
W ten sposób wszyscy są na dobrej drodze. Im więcej pytań, słów tym lepsza droga... aby utwierdzić się we własnych przekonaniach. Bez pokory pytania są próżne, a odpowiedzi bezcelowe. Nawet Jezus bez groźby ukamienowania jawnogrzesznicy nie przemówił do niej
.W
...ciągle w drodze...
14 października 2014, 18:33
Nie wołam o tolerację dla problemu, ale o tolerancję (i miłość) dla człowieka. Ci którzy mają szczęście znać Boga powinni obejrzeć się na tych, którzy tego szczęścia nie mają i pomóc im w nawróceniu.
B
bene
14 października 2014, 20:12
Nie używaj słów których najwyraźniej nie rozumiesz - czy Chrystus był tolerancyjny ? Czy prowadził niekończące się dysputy z Piłatem, odezwał się jednym słowem do Heroda, próbował zrozumieć faryzeuszy ? Głupotą jest oglądać się za ludźmi, aby tylko mieli sposobność utwierdzić się w swoich przeświadczeniach, niekończącym się słowotokiem karmić im pychę i próżność. Być może z wiekiem zrozumiesz czym jest rozeznanie... i przestaniesz wołać, a zaczniesz myśleć. 
.W
...ciągle w drodze...
14 października 2014, 20:40
Rzeczywiście. Tu wołanie na nic. Lepiej jest obrażać - samopoczucia gratuluję.  Co znaczy "bene"?
O
opozycjonista
14 października 2014, 15:13
Franciszek do dymisji! natychmiast!
S
Studentka
14 października 2014, 13:18
Nie rozumiem w tym wszystkim jednej rzeczy. Mam 23 lata i chciałabym mieć dużą rodzinę (więcej niż 3 dzieci), jednak w dużym mieście to nie jest proste dlatego z 1 pensji nie da się takiej rodziny utrzymać. Czyli załóżmy, że chciałabym zacząć rodzić dzieci po 25 roku życia (czyli po ślubie) i mieć je min. co 3 lata max. co 4 tak żeby móc zdobyć niezbędną pensję (nawet pracując na pół etatu aby nie zaniedbywać dzieci). Nie wiem czy ktoś wziął pod uwagę, że posiadając już dzieci do zbliżenia może dojść tylko w czasie w którym: dzieci są zdrowe, z mężem jesteśmy wypoczęci i najlepiej, żeby dzieci były poza domem - jeśli jest to w czasie w którym z macierzyńskiego musiałabym iść znów na macierzyński nie jestem w stanie pozwolić sobie na kolejną przerwę w pracy, bo jak tak 5 lat na macierzyńskim bym spędziła to by mnie na bank z jakiejkolwiek roboty wywalili. Więc dlaczego jeśli jestem otwarta na dzieci nie mogę stosować prezerwatywy? Dlaczego Kościół nie pozostawia do oceny mojemu sumieniu czy jest to grzech? A jeśli nawet musiałby być to grzech to czemu sama nie mogę ocenić czy jest to grzech ciężki czy lekki? Szanuję nauczanie Kościoła, bo zawsze jest ono zgodne z moim sumieniem i logiczą, aczkolwiek popełniając jakikolwiek grzech, np. kradnąc KKK rozgranicza kradzież lekką (chleb jak jest się głodnym) i ciezką (dla własnej korzyści). Natomiast nieufajac do końca swojemu narażonemu na zły wpływ obecnego środowiska na mój organizm i stosując zwykłą prezerwatywę, od razu jestem skazywana na piekło?? Bo przecież, gdybym umarła po seksie czyli w grzechu ciężkim jestem potępiona.
A
anonim
14 października 2014, 13:56
Więc dlaczego jeśli jestem otwarta na dzieci nie mogę stosować prezerwatywy? --- Wybacz, ale pytanie jest idiotyczne, bo prezerwatywę stosuje się nie po to aby płodzić lecz aby wykluczyć płodność. Więc ktoś kto jest otwarty na życie nie stosuje prezerwatywy, a ktoś kto stosuje prezerwatywę nie jest otwarty na życie. Równie dobrze mogłabyś pytać dlaczego nie możesz mieć blond grzywki skoro jesteś łysa. Dlaczego Kościół nie pozostawia do oceny mojemu sumieniu czy jest to grzech? --- Głupstwa opowiadasz. Właśnie po to masz sumienie abyś dokonywała za jego pomocą oceny. Tyle tylko, że sumienie wykorzystuje normy moralne jako wzorzec będący podstawą oceny co jest grzechem. I Kościół ma nie tylko prawo ale i wręcz obowiązek wypowiadać się na temat tych norm, jako że sumienie może być chore/wypaczone. Szanuję nauczanie Kościoła, bo zawsze jest ono zgodne z moim sumieniem i logiczą, [...] --- Albo świadomie kłamiesz albo jesteś zakłamana. Bo ten Twój wpis dowodzi że Twoje sumienie nie zawsze jest zgodne z nauczaniem KK. Ale pośrednio zdradzasz przy okazji swoją "logikę". Piszesz nie o tym że szanujesz naukę KK więc Twoje sumienie jest zgodne z nauczaniem KK, ale że... szanujesz naukę KK bo to nauczanie KK jest zgodne z Twoim sumieniem... Natomiast nieufajac do końca swojemu narażonemu na zły wpływ obecnego środowiska na mój organizm i stosując zwykłą prezerwatywę, od razu jestem skazywana na piekło?? Bo przecież, gdybym umarła po seksie czyli w grzechu ciężkim jestem potępiona. --- Nie ufając negatywnym wpływom środowiska należałoby nie podejmować współżycia! A nie zaczynać stosować prezerwatywę. Stosujesz pokrętną i obłudną logikę fałszując rzeczywistość, bo nie jest tak że Ty jesteś od razu skazywana na piekło ponieważ zastosowałaś zwykłą prezerwatywę. To TY SAMA skazujesz się na piekło z chwilą gdy odwracasz się od Boga i swoje widzi-mi-się stawiając wyżej niż normy moralne świadomie wybierasz zło/grzech.
S
Studentka
14 października 2014, 14:36
Drogi anonimie widać, że z logiką jesteś na bakier. Szanować nie znaczy przyjmować wszystko bez wcześniejszego przemyślenia sprawy. Jestem otwarta na rodzinę, ale taką której zapewnię przyszłość i miłość, a nei taką, ze sobie zrobię miliard dzieciaków i będę miałą je w dupie, bylebym się otwierała na nowe zycie.  Widać, że to w Tobie jest wiele jadu, bo zamiast coś wytłumaczać to na mnie tym jadem plujesz zarzucając mi zakłamanie i wiele innych. Taki mam właśnie obraz większości NIESTETY) ludzi Kościoła, którzy nie podchodzą z miłością, lecz z krytyką.  "Nie ufając negatywnym wpływom środowiska należałoby nie podejmować współżycia!" Tak? A ja myślałam głupia, że ksiądz na rekolekcjach miał rację mówiąc, że w małżeństwie jest coś takiego jak obowiązek współżycia. Nie uważam, że moje sumienie jest super, po prostu nie rozumiem tej kwestii, bo kazda inna jest dla mnie zrozumiała.  Dziękuję za kolejne antyświadectwo KK, niech Bóg będzie z Tobą.
S
Studentka
14 października 2014, 14:41
Poza tym nie uważam, zeby stosowanie prezerwatywy między 5 porodami jest "moim widzimisie", a raczej podejmowaniem odpowiedzialności za życie już poczęte.  Rozumiem stosowanie kalendarzyka, ale jak już pisałam środowisko (zanieczyszczone, chory, itd.) rozregulowały okres wielu kobietom i nie każda jest w stanie go stosować. 
.W
...ciągle w drodze...
14 października 2014, 14:53
Twój wywód nie ma sensu z innego jeszcze powodu - zakłada, że możesz sobie zaplanować co ile lat będziesz rodzić dzieci, że będziesz pracować na pół etatu, czy że będziesz zarabiać tyle, że starczy Ci na urodzenie dziecka co ileś tam lat. Wydaje Ci się, że do tego niezbędne Ci jest stosowanie prezerwatywy. Nic z Twoich planów nie spełni się jednak, jeśli nie będą zgodne z wolą Bożą.
S
Studentka
14 października 2014, 14:55
No i stosowanie prezerwatywy też nei daje 100% szansy na brak potomstwa, jeśli Bóg będzie chciał to i tak zajdzie się w ciąże - prezerwatywa moze się zsunąć, pęknąć itp.  Powinniśmy uprawiać seks z miłości, a nie dlatego, że akurat wtedy mogę, bo jest mniejsze prawdopodobieństwo na poczęcie, i nie ważne, że nie mam ochoty, nie ważne, że dzieci śpią za ścianą, bo nie mają dziadków mieszkajacych 3 domy dalej, gdzie można by je zostawić na noc. Ważne, żebym stosowała się do zasad, żeby być super katolikiem, który wszystkich myślących inaczej wyzywa od obłudników.
S
Studentka
14 października 2014, 15:00
Ok, wiem, że nie nic z moich planów jeśli nei spodobają się one Bogu, ale Twój wywód również nie jest do końca sensowny. W takim razie teraz usiadę na tyłku i będę czekać na wolę Bożą. Gdzie są granice mojej wolności, moich wyborów, moich możliwości a gdzie ingerencji Boga?  Przyjmowanie planów Bożych nie jest dla mnie siedzeniem i nic nie robieniem, tylko staraniem sie zrobić wszystkiego co wydaje mi się słuszne, a w momencie gdy nie spodoba się to Bogu przyjmowanie tego na klatę. Jeśli bedę miała problem z zajściem w ciąże to wiadomo, żę prezerwatyw nie bedę stosować, ale w momencie, jeśli będziemy bardzo płodni nie widzę sensu w nie pomaganiu sobie w spełnianiu swoich marzeń o pięknej rodzinie.  Idąc Twoim tropem myślenia studiowanie nie da Ci pracy, jesli Bóg chce żebyś był bezrobotnym, wiec po co studiować?
TS
też Studentka :)
14 października 2014, 15:13
Życie, w którym na całego chcemy naśladować Pana Jezusa, jest trudne.. Każdy znajdzie jakieś kwestie, które będzie ciężko nam wypełnić. Ale trzeba próbować. Też jestem studentką i też mam 23 lata i też wydaje mi się, że to będzie dla mnie i mojego przyszłego męża, by trzymać się kalendarzyka, ale bardzo chcę żyć w rytmie mojego kobiecego ciała i żeby mąż się do mojego rytmu dostroił.  Pan Bóg dał nam taką cielesność i słyszałam setki świadectw par, które współżyły całe swoje małżeństwo bez używania antykoncepcji i mówili, że nigdy tej decyzji nie żałowali, choć czasem było ciężko.  Chcę, by Bóg pobłogosławił nasze małżeństwo, więc oddaję Mu stery całkowicie! Czyli nasze ciała (bo stajemy się właśnie dzięki Niemu jednym ciałem!)i naszą codzienność, plany, pracę, no i przede wszystkim miłość, by ją prowadził i rozwijał. On ma najlesze pomysły, również na seks i na liczbę dzieci :-) i jeszcze taki cytat z Pisma Św. : "szukajcie wpierw Królestwa Bożego, a wszystko inne będzie wam dodane" Pozdrawiam
.W
...ciągle w drodze...
14 października 2014, 15:13
Zdaje mi się, że jestem w wieku Twojej mamy i dlatego pozwolę sobie na życzliwą radę: nie patrz tak bardzo do przodu, współpracuj z wolą Bożą tu i teraz, rób wszytko jak najlepiej możesz i "wymagaj od siebie, choćby inni od Ciebie nie wymagali" (Jan Paweł II). Życzę Ci długiego i szczęśliwego życia.
S
Studentka
14 października 2014, 15:16
Dziękuję i proszę o modlitwę, może kiedyś to zrozumiem :)
14 października 2014, 15:16
Studentko – masz pełnie racji w tym co piszesz. W tak doskonale zaplanowanym życiu faktycznie pewien niepokój wprowadza jakiś staromodny, niezrozumiały dziś „zakaz” „narzucany” przez Kościół. Kościół, który nie rozumie młodych ludzi, ich w pełni zaplanowanego świata. Rodzina z jednym, dwojgiem, może trojgiem dzieci, praca ale tez wspólnota małżeńska powiązana z udanym życiem intymnym. I tylko ten bezsensowny „zakaz” prezerwatyw. Uznanie antykoncepcji za grzech śmiertelny, choć przecież własne sumienie podpowiada, iż antykoncepcja jest dobrem, daje szczęście w życiu, pełna kontrolę nad dzietnością etc. Ja widzę tylko jedne, mały znak zapytania. Gdzie tak naprawdę  jest w Twoim tak pięknie opisanym i zaplanowanym życiu miejsce dla Boga? Ps.1. Nie przejmuj się dziś opiniami osób, które kompletnie nie rozumieją istoty Twojego problemu. Przyjdzie czas, ze te opinie zrozumiesz. Ps.2. Nigdy, a żyje już trochę na tym świecie w małżeństwie, nie potrzebowałem użyć jakiejkolwiek antykoncepcji.
.W
...ciągle w drodze...
14 października 2014, 15:23
zamówienie przyjęte ;)
S
Studentka
14 października 2014, 15:28
Panie Tomaszu, dziękuję za świadectwo. Podziwiam ludzi, którym się udało, myślę, że są na najlepszej drodze do świętości, jednak Bóg nie daje każdemu od początku tego samego. Nie każdy wychował się w pełnej kochającej się rodzinie, nie każdy ma pieniążki na kupno mieszkania, nie każdemu tzw. "szczęście" sprzyja. Przyznam się, że obecnie nie jestem zbyt blisko Boga, być może moje sumienie źle mi podpowiada. Ale nie sądzę, że stosujac antykoncepcję raz czy dwa razy na miesiąc będę oddalać się od Boga grzechem śmiertelnym. W sumie nie jest dla mnie to aż tak w tym momencie istotne, bo teraz mnie to nei dotyczy, ale chciałabym zrozumieć pewne kwestie. Żałuję, że zaczęłam tę dyskusję, bo tylko usłyszałam, ze jestem zakłamana i mam wrażenie, że niektórzy już by mnie spalili w ogniu piekielnym za to, że pomyślałam sobie "Ehh, w sumie antykoncepcja nie jest taka zła, jeśli się z niej mądrze korzysta". Nie moim zamiarem było mącenie i podpuszczanie innych. Potępienie mnie przez innych ludzi jest dla mnie na chwilę obecną nie do przeskoczenia, by w pełni się nawrócić. 
TS
też Studentka :)
14 października 2014, 16:45
Twoje pytania są zupełnie normalne i każdy dojrzewający człowiek powinien je mieć. To dobrze, że nie wstydzisz się ich zadawać. Cóż, tak to jest że pytania w necie idą w eter i ludzie o różnym stopniu kultury i wrażliwości Ci na nie odpowiadają. Kompletnie nie rozumiem irytacji niektórych osób i zastanawiam się, czy wszystko dla nich w kwestii wiary i życia jest takie proste? Za to jeśli chodzi o Ciebie, Twoje pytania i relację z Bogiem, to mogę się za Ciebie pomodlić. :)
A
anonim
14 października 2014, 18:54
Nie spodziewałem się po Tobie tak prymitywnej agresji, więc nie będę się wdawał w dalszą dyskusję skoro tak reagujesz. Ale odpowiem choć hasłowo i zbiorczo na niektóre kwestie które poruszyłaś. Nikt Ci nie każe mieć miliarda dzieciaków. Ale otwartość na życie polega właśnie na tym, że jest się gotowym mieć ich nawet miliard. Twoje wyobrażenie że jak ktoś krytykuje to oznacza to że nie podchodzi z miłością jest fałszywe i wręcz infantylne. Bo właśnie podchodzenie z miłością wymaga bycia krytycznym. Ksiądz na rekolekcjach miał rację mówiąc, że w małżeństwie istnieje coś takiego jak obowiązek współżycia - ale nie chcesz chyba mi wmawiać iż mówił również o obowiązku stosowania środków antykoncepcyjnych. Dlaczego więc akurat to sobie postanowiłaś gorliwie stosować, ale tego że Kościół negatywnie ocenia stosowanie prezerwatyw już nie chcesz realizować. Podejmowanie odpowiedzialności za życie poczęte polega na nie podejmowaniu współżycia gdy warunki przemawiają przeciw powoływaniu kolejnego życia. A nie na wykluczaniu płodności  by sobie bez konsekwencji poużywać malżonka jak przedmiotu do zaspokajania swoich popędów. Zwłaszcza że jak sama zwracasz uwagę, prezerwatywa nie jest zbyt skutecznym środkiem antykoncepcyjnym (i co wtedy pomiędzy tymi 5 porodami?). I masz rację, właśnie o to chodzi, że współżycie powinno być wyrazem miłości. A stosowanie środków antykoncepcyjnych odziera współżycie z miłości. Stosowanie prezerwatywy przypomina korzystanie z gumowej lali czy wibratora. I jeszcze jedno sprostowanie. Po pierwsze, nie wyzywałem Cię od obłudników, lecz zarzuciłem Ci pokrętną i obłudną logikę fałszując rzeczywistość - nie widzisz różnicy? To Twój problem, ale nie wypisuj fałszywych świadectw przeciw bliźniemu. A po drugie, zarzucilem Ci tę pokrętną i obłudną logikę nie dlatego że myślisz inaczej niż ja, ale dlatego że chcąc się wybraniać przeinaczasz fakty tak by zdyskredytować oponenta.
14 października 2014, 21:47
"Podziwiam ludzi, którym się udało" Tak naprawdę to zero mojej zasługi. Dzięki Bogu nie potrzebowałem użyć jakiejkolwiek antykoncepcji. "Nie każdy wychował się w pełnej kochającej się rodzinie, nie każdy ma pieniążki na kupno mieszkania, nie każdemu tzw. "szczęście" sprzyja."  W życiu nie ma czegos takiego jak sprzyjające szczescie. 
N
nobody
13 października 2014, 14:33
Nie od końca rozumiem ten punkt o demografii i antykoncepcji. Przecież NPR ze swoją skutecznością na poziomie 99% (zapewne w fazie poowulacyjnej) raczej cięzko zaliczyć do pełnej otwartości na życie i czynnika poprawiającego przyrost demograficzny. Chyba głównym problemem jest sytuacja materialna (stabilność zatrudnienia, etc) a nie mentalność czy sposób/metoda unikania poczęcia  (vide dzietność Polek w UK). Trudno mi powiązać niestosowanie naturalnych metod z problemami  z malejącą dzietnością.  Jeśli wszystkie małżeństwa stosowałyby perfekcyjnie  NMRP  to poczęć byłoby więcej ?
A
anonim
13 października 2014, 16:18
Bo najwyraźniej nie rozumiesz różnicy pomiędzy tym czym jest antykoncepcja a czym jest naturalne planowanie rodziny w chrześcijańskim/katolickim rozumieniu. Spróbuję to przybliżyć na tyle na ile potrafię... Anty-koncepcja jest zgodnie ze swoją definicją działaniem przeciwdziałającym poczęciu - chodzi w niej o to aby stosunek płciowy uczynić niepłodnym i aby można było współżyć ile tylko się zapragnie bez ryzyka poczęcia. Natomiast w naturalnym planowaniu rodziny (NPR), jak sama nazwa wskazuje chodzi o planowanie rodziny, a nie jedynie o wykluczenie płodności. Przy NPR chodzi o to aby planować terminy poczęć, tak aby poczęcie kolejnego dziecka odbywało się w jak najbardziej sprzyjających warunkach. Chodzi również o to aby z wygodnictwa nie ograniczać liczby dzieci, a mieć ich tyle ile jest możliwe do wychowania w godziwych warunkach. To nie jest tak, że stosowanie sztucznych metod antykoncepcyjnych jest grzechem, a stosowanie metod naturalnych antykoncepcji już grzechem nie jest. Każda antykoncepcja jest grzeszna. Naturalne planowanie rodziny to nie antykoncepcja. Przy NPR mówi się o otwartości na życie, gdyż nie wyklucza się płodności lecz świadomie z niej korzysta do powoływania nowego życia. Stosowanie metod NPR integralnie wiąże z postawą otwartości na życie, a więc rzeczywiście, gdyby wszyscy stosowali metody NPR to poczęć byłoby więcej.
A
Agata
13 października 2014, 13:33
"Przyznali, że po trzecim dziecku sięgnęli na kilka miesięcy po środki antykoncepcyjne. Miały one ulżyć Xristilli, przyniosły jednak odwrotne skutki. "Wygasło pożądanie i radość. Czuliśmy, że nie żyjemy w prawdzie. Nie byliśmy już zjednoczeni. Zrozumieliśmy, że zamknęliśmy Bogu drzwi do naszego życia małżeńskiego" - opowiadali państwo Roussy. Wyznali, że po tym przykrym doświadczeniu wrócili do metod naturalnych, które wydają się bardziej wymagające, lepiej jednak sprzyjają pożyciu małżeńskiemu. Jesteśmy bardziej świadomi, że Bóg jest obecny w intymności naszego życia, jest w nas więcej ufności, jesteśmy wolni i wrażliwi na innych - opowiadało francuskie małżeństwo." ciekawe jak długo szukali takiego małżeństwa ;)
S
stary
12 października 2014, 17:26
"Nowy nadzwyczajny Synod poświęcony sprawie duszpasterstwa rodzin rozpoczął się. Owoce Synodu zależą nie tylko od pracy ojców, ale i od współpracy całej wspólnoty chrześcijańskiej z Duchem Świętym" - napisał abp Stanisław Gądecki w relacji z III Nadzwyczajnego Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów. Blog na temat wyzwań duszpasterskich wobec rodziny w kontekście nowej ewangelizacji można znaleźć na stronie blog2014.archpoznan.pl. Abp Gądecki, który reprezentuje Kościół w Polsce na synodzie zwołanym przez papieża Franciszka, szczegółowo opisuje poszczególne głosy uczestników zgromadzenia. Zauważa, że "komentarze dziennikarskie roztrząsają wypowiedzi tego lub innego kardynała czy biskupa, sprawiając wrażenie, że to jest Synod", gdy tymczasem te "są tylko jakimś światłem, które w żadnej mierze nie musi mieć wpływu na sam Synod". "Nie należy się ekscytować tymi lub innymi wypowiedziami Ojców Synodalnych, w szczególności jeśli brzmią one bardzo sensacyjnie" - konkluduje abp Gądecki.
K
ka
12 października 2014, 18:11
No i coś ten Gądecki dokonał na Synodzie, że  go co chwilę powołujesz? Sprzeciwił się Kasperowi, czy jest jego poplecznikiem? To są interesujące kwestie, a nie to że pisze blog i relacjonuje obrady Synodu. Niech się wypowie w istotnej kwestii, która dzieli Kościół.
A
Asia
12 października 2014, 11:45
Ja patrzę na to z dużego dystansu; mój niesakramentalny mąż zmarł (32 lata pożycia), a sakramentalny (2,5 roku pożycia) nagle zaczął sie starac o unieważnienie naszego malżeństwa i jest już blisko celu. W niesakramentalnym związku przyjęliśmy model białego małżeństwa (przez 15 lat) co pozwoliło nam korzystac z komunii, a w efekcie zmobilizowało do walki o harmonię w naszym związku,z Bożą pomocą, a nie było to, wobec wcześniejszych doświadczeń, łatwe; niesakramentalni też mają kryzysy, chyba nawet gorsze... Bez możliwości spowiedzi i komunii znienawidzilibyśmy się chyba całkiem. Dziś, gdy patrzę na te łatwe śluby i rozwody, nachodzi mnie refleksja: Sakrament Małżeństwa to trudny sakrament, trudniejszy pewnie nawet niż Sakrament Kapłaństwa: dlaczego można Go otrzymać tak szybko, po naukach na różnym poziomie, a kapłanem zostaje się conajmniej po kilku latach seminarium? Po zdanych egzaminach i ocenie, czy kandydat się nadaje..? Gdy ja brałam ślub, nawet nauk jeszcze nie było, teraz są, ale czy to wystarcza, aby narzeczeni zrozumieli co to jest Sakrament? Może czas, aby nie traktować Kościoła jako miejsca radosnej imprezy, bo klient ma byc zadowolony, a kaplan ma obowiązek Sakramentu udzielić...
AC
Anna Cepeniuk
12 października 2014, 12:10
Dokładnie też tak uważam - odnośnie przygotowań do Sakrametu Małżeństwa i Kapłaństwa - olbrzymia nierówność.... a wymagania nawet większe....
A
Asia
12 października 2014, 12:26
No cóż, mój znajomy, deklarujący sie jako ateista, ktory czyta Nowy Testament, skomentował te "wymagania" jako ciężary, nakładane na ludzi, ktorych sami faryzeusze nosić nie chcieli... Faktem jest, że ksiądz po święceniach ma blisko do proboszcza, który go dalej prowadzi najlepiej jak umie, a młode małżeństwo pozostaje z "wymaganiami" i poczuciem winy, że się nie sprawdził/nie sprawdziła, albo - częściej - z oskarżeniami w stosunku do współmałżonka, że sie nie sprawdził... Nie bardzo nawet wie nawet, co by mu spowiedź pomogła..?
AC
Anna Cepeniuk
12 października 2014, 14:12
No właśnie..... Dlatego uważam, że zarówno przygotowanie do Sakramentu jest niewystarczające....ale i pomoc w kryzysie, to raczej "ugór" - oczywiście poza dużymi ośrodkami, gdzie można uzuskać dobre wsparcie: psychologów, mediatorów i odpowiednio przygotowanych kierowników duchowych, którzy z nimi współpracują...
A
Affi
12 października 2014, 14:22
Do małżeństwa przygotowujesz się całe życie.
AC
Anna Cepeniuk
12 października 2014, 14:33
Można i tak...... Tylko po co? Skoro można skorzystać z fachowej wiedzy innych.... Znam też takich, którzy odeszli już do Pana....., w stanie wolnym.....
12 października 2014, 17:04
Dlaczego „łatwo” można ślubować drugiej osobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Bo zapewne Kościół stoi na stanowisku iż dorośli ludzie wiedzą co czynią i mają świadomość wypowiadanych słów. Dodatkowo przecież znaczna cześć katolików została wychowana w rodzinach uznających się za katolickie, rodzinach, które w codziennym życiu uczą dziecko od małego, czym jest miłość wzajemna rodziców, wierność i życie w małżeństwie aż do śmierci. Przynajmniej takie wychowanie deklarują rodzice pragnący ochrzcić swoje dziecko. Warto tez pamiętać iż np. w Polsce każde dziecko od początku nauki szkolnej (a często już przedszkolnej) ma zagwarantowaną naukę podstaw religii katolickiej. Rodzina, 12 lat nauki szkolnej, formacja katolicka w różnych dostępnych duszpasterstwach także podczas studiów nie są wystarczające, aby wskazać młodemu człowiekowi czym jest katolickie małżeństwo? A może winne jest ewidentne w ostatnich czasach lekceważenie Kościoła i Jego nauki uczone w domach rodzinnych od maleńkości, a później pretensje, iż zbyt łatwo „udziela się ślubów”.
A
Asia
12 października 2014, 17:22
Kandydat na kapłana też pochodzi ze świadomej katolickiej rodziny - naogół. To może wystarczyłoby, aby przyszedł, obiecał, środowisko by potwierdziło i już!? A seminarium jest kosztowne i część kandydatów go nie kończy... A przecież też mieli "zagwarantowaną" naukę, a potem formację w różnych duszpasterstwach. Trudno jest przyjąć tak daleko idące uproszczenia. Teoria jedno, a praktyka drugie. Mnie chodzi o to, aby zastanowic się jakie mankamenty mają takie gwarantowane formacje. Bo człowiek jest słaby, co innego sie do niego mówi, a co innego on słyszy. Dopiero w praktyce ujawnia się, czego nie usłyszał, lub mu nie powiedziano. Dojrzałość duchowa nie przychodzi tak po prostu w wieku 21 lat. Ale wtedy jest już za późno. Przrzekł/przyrzekła i koniec. Coś w rodzaju kary... A gdyby tak staż  przedmałżeński przedłużyć? Np. o rok? No, ale ludzie się spieszą, jeszcze by się rozmyślili i poprzestali na cywilnym? Byłaby szkoda?! Dla kogo?
12 października 2014, 17:44
Kapłan w odróżnieniu od małżonków nie ma w swoim domu rodzinnym wzoru kapłaństwa.  żadne duszpasterstwo nie formuje w kierunku kapłańskim. Być moze służba liturgiczna podprowadza, ale od bycia ministrantem, lektorem do byci akapłanem droga daleka. Od bycia dzieckiem do bycia małżonkiem zdecydowanie krotsza. Nie wierze, iz rok, czy dwa dłuzej zycia w narzeczeństwie cokolwiek zmieni. Szczególnie iż tak naprawde nie da sie przygotowac do końca do roli męża, czy żony.  Małzeństwo, by przetrwalo burzę życia musi mieć fundamenty wyniesione z własnych domów rodzinnych, wiedze z lekcji religii i wiarę. A o wiarę naprawdę jest najtrudniej. Ale też praktycznei nie da sie zbudowac trwałego małzeńśtwa przy braku fundamentów i braku wiedzy. A jakie fundamnety daje rodzina, w ktorej wprost neguje sie uczynkami (życiem) nierozerwalność małżeństwa, czy też rodzina, która katolicka jest od świąt? Wręcz uważam iż wielką łaską, wręcz wielkim cudem jest zachowanie małzeńśtwa od jego zawarcia do śmierci przez dzieci z domów o (modnie obecnie okreslanym) "nieuregulowanym małżeńśtwie".
A
anonim
12 października 2014, 18:07
Kandydat na kapłana też pochodzi ze świadomej katolickiej rodziny - naogół. To może wystarczyłoby, aby przyszedł, obiecał, środowisko by potwierdziło i już!? --- Nie. Nie wystarczyłoby. Wzrastając w rodzinie można poprzez obserwowanie swoich rodziców uzyskać pewne przygotowanie do małżeństwa, a nie do kapłaństwa. Na lekcjach religii czy w duszpasterstwach młodzieżowych również odbywa się przygotowanie do małżeństwa, a nie do kapłaństwa. Przygotowywanie do kapłaństwa w seminarium to też nie tylko 2 lata filozofii i 4 lata teologii ale również czas intensywnej FORMACJI której nie daje ani rodzina ani lekce religii ani żadne świeckie duszpasterstwa. Jakie mankamenty ma aktualne przygotowywanie do małżeństwa? Przede wszystkim takie, że na ogół traktowane są jako nikogo nie interesujące trucie i moralizatorstwo. Młody człowiek, zwłaszcza gdy hormony szaleją, myśli bardziej o beztroskiej młodości niż o rodzicielskiej odpowiedzialności. Wydłużanie stażu przedmałżeńskiego? A od kiedy liczyć ten staż? Od momentu gdy się pierwszy raz spotkali? Czy od momentu gdy zaczęli ze sobią chodzić (sypiać?)? Czy może od momentu gdy postanowili razem zamieszkać? A może od podjęcia decyzji o małżeństwie?  Sądzisz, że jak już młodzi postanowią się pobrać to zaakceptują ten wydłużony staż przedmałżeński? Bo ja spodziewam się że spowodowałoby to jedynie zwiększenie liczby konkubinatów oraz zwiększenie liczby rozlatujących się związków.
A
Asia
12 października 2014, 20:30
Początek stażu przedmałżeńskiego stanowić może data zgłoszenia się pary do parafii. Dawniej narzeczeństwo było uroczyście ogłaszane przez rodzinę, a potem conajmniej rok... I jakoś buntów nie było. A że teraz są inne czasy, to związek jest konkubinatem często zanim przyjdą do parafii, a nie zamiast. Małżeństwo na próbę... Serce się ściska, ale to chyba lepiej niż złamać Sakrament? Od dwóch osób tutaj czytam, że najważniejsza jest rodzina. Zgoda, ale jak ktoś wyrasta w rodzinie niezbyt zdrowej, lub niepełnej to co? Od razu położyć na nim krzyżyk? Ile jest teraz zdrowych rodzin, mogących byc fundamentem? My z naszych rodzin wynosimy bardzo często zranienia, ktore rzutują na nasze dorosłe życie. No i takim nic już nie pomoże? Nie założą dobrej rodziny, bo brak im fundamentów? To od czego jest wspólnota jaką jest Kościół? Wydawało mi się, że Jezus przyszedł do chorych..? A tu zdrowi wygłoszą słuszną katechezę jak starszy brat syna marnotrawnego. Bo przed rozwodnikami, którzy nagle zrozumieli - mur. Ściana. Nia ma powrotu, nie ma szansy na zdrowy związek, bo fałszywie przysięgli. Śp Arcybiskup Mediolanu sumitował się, że Kościół nic nie oferuje niesakramentalnym. no i dalej rozsądnej oferty nie widać.
A
Asia
12 października 2014, 20:35
To prawda. Smutna prawda. I dlatego proszę, módlcie się za synod. Ja też, dla moich dzieci i wnuków
A
Asia
12 października 2014, 20:50
Nie bardzo rozumiem ostatni akapit twojej wypowiedzi. Wygląda na osąd a priori ludzi, których rodziny nie dadzą fundamentu, że nie powinni się pobierać? Bo co? Bo od razu będą poza nawiasem, poza Kościołem? Oj, to szybko się Kościół "skurczy"... O wiarę jest najtrudniej? Przecież wiara jest łaską! Pan Jezus w pocie czoła szukał zaginionej owcy, a my mamy potępić? Wykluczyć? Ja nie tak rozumiem naukę Chrystusa. Mam nadzieję, że uczestnicy synodu też. Pomódlmy sie za nich
12 października 2014, 21:39
„Nie bardzo rozumiem ostatni akapit twojej  wypowiedzi. Wygląda na osąd a priori ludzi, których rodziny nie dadzą fundamentu, że nie powinni się pobierać?” Ok, już wyjaśniam Wielką łaską otrzymana od Boga jest możliwość życia w małżeństwie przez osoby, które nie poznały w swoich domach czym jest nierozerwalność małżeństwa. Zauważ, iż od kilku wpisów zastanawiamy się, co zrobić, aby małżeństwa były jednak w pełni katolickie. A to wydłużenie narzeczeństwa, a to inne ludzkie metody. A jednak osoby, które patrząc tylko po ludzku wprost nie rokujące (brak wychowania w rodzinie, brak podstawowej wiedzy, bo nie ucześzczały na religię etc), dzięki Bogu, a nie swoim wysiłkom, wiedzy, doświadczeniu domów rodzinnych żyja w nierozerwalnym małżeństwie , takim, jak pokazał nam Bóg. To jest wielka łaska, wielki dar o którym zapomina się patrząc na małżeńśtwo jedynie po ludzku. A co do wiary, jest łaska, ale wiara jest też osobistym aktem woli, odpowiedzią na łaskę Boga. I o ile każdy jest zaproszony i uzyskuje łaskę wiary, to nie każdy chce dobrowolnie na tę łaskę odpowiedzieć. Piszesz o wykluczeniu. Nikt nikogo nie wyklucza, jedyne wykluczanie to jest osobiste odrzucenie łaski Boga, w tym tej najtrudniejszej, czyli wiary.
A
anonim
12 października 2014, 22:32
Dawniej narzeczeństwo było uroczyście ogłaszane przez rodzinę, a potem conajmniej rok... I jakoś buntów nie było. --- Ten rok stażu narzeczeńskiego ogłaszanego przez rodzinę to jakaś prehistoria i to chyba ze sfer arystokracji. Ale nieprawda, że nie było buntów. Tyle tylko że rodzice mieli w ręku narzędzia ekonomiczne umożliwiające wymuszanie posłuszeństwa. Spróbuj teraz wymuszać cokolwiek na mających już dowód osobisty... A jeśli już odwołujesz się do dawnych czasów to dlaczego robisz to tak selektywnie i nie przywołasz instytucji swatki oraz kojarzenia małżeństw przez rodziców? Przecież tzw małżeństwa z miłości a nie z wyboru rodziców to niedawny wymysł. A że teraz są inne czasy, to związek jest konkubinatem często zanim przyjdą do parafii, a nie zamiast. --- Ano właśnie! Teraz są inne czasy. To fakt że współcześnie związek jest konkubinatem często zanim przyjdą do parafii. Ale wprowadzenie rygorów przedślubnych spowoduje przede wszystkim powiększenie liczby konkubinatów. Już współcześnie często bywa tak, że to tylko rodzina czy wręcz księża przy różnych okazjach naciskają na zawarcie małżeństwa a konkubentom nie zależy na tym. Małżeństwo na próbę... Serce się ściska, ale to chyba lepiej niż złamać Sakrament? --- A mnie się włos jeży jak słyszę takie opinie :-( Lepiej od razu cudzołożyć w konkubinacie, na wszelki wypadek bez zawierania małżeństwa choć możnaby je zawrzeć? Aby nie ryzykować "konieczności" cudzołożenia w konkubinacie w razie porzucenia małżonka sakramentalnego gdy nie możnaby zawrzeć małżeństwa?
A
Asia
13 października 2014, 07:53
Oj, im dalej w las... Prehistoryczne małżeństwa z rozsądku też kończyły się różnie, a z Bożą pomocą powstawały dobre rodziny, takie, które dzis stanowia fundament, o ktorym tu często mówiono. Ten rok do slubu, to był przynajmniej czas na zastanowienie, a dziś? Super ekspres, a potem placz.. I niewiadomo, jak zareagowaliby młodzi na przedłużone narzeczeństwo: jedni by sobie poszli,pewnie, ale inni może potraktowaliby to jako cel do osiągnięcia, zwłaszcza gdyby w tym czasie duszpasterze poprowadzili stosowne warsztaty np. z psychologiem lub inne dzialania, pewnie sami lepiej wiedzą jakie. Mnie też sie włos jeży. Powiększyć liczby konkubinatów już chyba sie nie da, praktykowane są nie dlatego, że potem będzie łatwiej zmienic partnerkę/partnera. Podobno przyczyną często jest to, co młodzi oglądaja we własnych rodzinach, gdzie Sakrament nie ochronił przed nienawiścią, przemocą, alkoholem czy zdradą.. A oni chcą inaczej, oni się kochają, to jest ich protest-song! I kółko się zamyka... Tak jest, odkąd wyrzucono nas z raju?
A
Asia
13 października 2014, 08:14
Każdy nasz grzech jest "osobistym odrzuceniem łaski Boga". I albo się z tym idzie do konfesjonału albo nie; a nie pójda ci, ktorzy utracili nadzieję (to też cnota). Niestety często rozmawiam z tymi, ktorzy tę nadzieję stracili własnie w konfesjonale. I dlatego ciesze się, że uważasz, iż zastanawiamy sie co zrobic, aby było lepiej; mnie to dodaje otuchy. Każde malżeństwo jest inne, są to 2 różne osoby, jedna np. miala fundament a druga nie. Reszta należy do Boga... Mnie chodzilo o to, co mogłaby zrobic wspólnota Kościoła, aby naprawic zło, umocnić fundament, przywrócić nadzieję, wspólnie powalczyć, zachęcić do dialogu.. A z poczatku miałam wrażenie, że przystawiamy stempel diagnozy na tych, którym nie wyszło, a reszta to nie nasza sprawa. Chyba się myliłam. Z Bogiem!
O
olik
13 października 2014, 08:45
"nadzieję stracili w konfesjonale" - nadzieję na co? Może na to, że i grzeszyć będą i otrzymają rozgrzeszenie?
13 października 2014, 08:51
"Mnie chodzilo o to, co mogłaby zrobic wspólnota Kościoła, aby naprawic zło, przywrócić nadzieję, wspólnie powalczyć" Czynić dobro. Życ zgodnie z wyznawana wiarą. Pamiętać o uczynkach miłosierdzia. Głosić każdemu grzesznikowi potrzebę nawrocenia i uwierzenie w (cała) Ewanegelię. Skończyć z głoszeniem pseudomiłosierdzia opartego na współczuciu. "Niestety często rozmawiam z tymi, ktorzy tę nadzieję stracili własnie w konfesjonale." Spowiedź to jest takze przywrocenie nadziei. Trudno jest stracic coś, czego sie nie mialo.
A
Asia
13 października 2014, 09:39
Nadzieje na to, że zostana wysłuchani.
A
anonim
13 października 2014, 09:47
Zamierzasz twierdzić, że spowiednik odmówił wysłuchania ich grzechów?!? Czy może chodzi Ci o to, że przystępując do spowiedzi nie zamierzali wyznawać grzechów lecz mieli absurdalne wyobrażenia, że konfesjonał służy do psychoterapii, a spowiednik to taki psychoterapeuta któremu mogą się wyżalić?
A
Asia
13 października 2014, 10:21
Być może każdy spodziewa się czegoś innego. W każdym razie pomocy, chyba. Odnosze wrażenie, że moi interlokutorzy są mocno odizolowani od realiów. A jest przecież literatura, która sporo wyjaśnia. Mirosław Paciuszkiewicz SJ; Jan Pałyga SAC i inni. Może warto poczytać. Większość penitentów chcialaby chyba, aby w konfesjonale czekał miłosierny Jezus - na tych co są w kryzysach i na niesakaramentalnych.. A jeśli nie w konfesjonale.. to gdzie indziej? Pisał X.Twardowski "gdy Pan Bóg drzwi zamyka to otwiera okno.." Może by tak wyjrzec przez to okno? To nie jest relatywizm moralny, tylko wołanie o pomoc. Ludzi w takiej sytuacji jest cały tłum, a pomoc woła może 30%? To więcej niż jedna owca.
13 października 2014, 10:38
"Być może każdy spodziewa się czegoś innego. W każdym razie pomocy, chyba. Odnosze wrażenie, że moi interlokutorzy są mocno odizolowani od realiów." Należy jednak rozróżnić Sakrament Spowiedzi od pomocy duchowej. Sakrament ma przywrócić łaskę uświęcajacą i jest usprawiedliwieniem.  Pomoc, kierownictwo duchowe powinno prowadzić zagubioną owieczką do tego Sakramentu. I fizycznie nie da sie tego załatwic podczas jednej wizyty w konfesjonale. Co najwyzej początkiem drogi może być taka wizyta, po której nastąpia dalsze kroki prowadzące do rozgrzeszenia uzskanego po miesiacach czy latach. I zauwaz jeszcze jedno, ksiadz jest też człowiekiem, czasami wkurzy go penitent traktujacy konfesjonal jako nalezną mu usługę czy penitent, który zamaist uznania wlasnych win stawia żądania. Albo penitent, który potrzebuje pomocy duchowej, ale nie ma czasu ani checi na spotkanie poza konfrsjoanłem.
A
anonim
13 października 2014, 10:48
Ten rok do slubu, to był przynajmniej czas na zastanowienie, a dziś? Super ekspres, a potem placz.. --- Za głupotę się płaci. I niewiadomo, jak zareagowaliby młodzi na przedłużone narzeczeństwo: jedni by sobie poszli,pewnie, ale inni może potraktowaliby to jako cel do osiągnięcia, --- Oj wiadomo, wiadomo jak... Tak samo jak dziś reagują na konieczność odczekania czasokresu zapowiedzi oraz na konieczność uczestniczenia w nnaukach przedmałżeńskich. Czyli generalnie wieszając psy na księżach i usiłując migać się. zwłaszcza gdyby w tym czasie duszpasterze poprowadzili stosowne warsztaty np. z psychologiem lub inne dzialania, pewnie sami lepiej wiedzą jakie. --- Rozumiem, że Twoje doświadczenia mocno Cię dotknęły i chciałabyś ustrzec innych przed tym, ale wybacz, doprowadzasz to do absurdu. Marzy Ci się uszczęśliwienie wszystkich za wszelką cenę, i to nawet wbrew ich woli.
A
Asia
13 października 2014, 11:05
Rzeczywiście róznie bywa. Mnie stoi przed oczyma osoba ktora odeszła od konfesjonału z płaczem po słowach "to nie twój mąż, ale gach!".Gach zapiekował się nia i jej dziećmi po mężu alkoholiku. A co do stawiania żądań, to bywa też żądanie ślubu, a nie prośba o Sakrament. A tu ksiądz juz rzadziej się wkurza. Gdyby problem nie był tak rozległy nie byłoby synodu.
A
anonim
13 października 2014, 11:12
Spowiedź św. służy do wyznawania grzechów w celu uzyskania rozgrzeszenia. A jak ktoś tego nie rozumie i mając fałszywe wyobrażenia oczekuje nie wiadomo czego to sam jest sobie winien. Więc Twoje oskarżycielskie stwierdzenia, że "nadzieję stracili w konfesjonale" są nie na miejscu. Wygląda na to że sama jesteś mocno odizolowana od realiów i wszystki widzisz wyłącznie przez pryzmat swoich problemów i potrzeb. Może więc warto abyś sama sobie poczytała choćby na temat tego czym jest sakrament Spowiedzi św. Oczekiwanie że w konfesjonale czeka miłosierny Jezus jest jak najbardziej zasadne. Nie należy jednak zapominać, że choć Jezus każdemu oferuje Swoje miłosierdzie, to aby z niego skorzystać konieczny jest: - rachunek sumienia w celu rzetelnego poznania swoich grzechów; - autentyczny żal za grzechy; - mocne postanowienie poprawy wraz z KONKRETNYMI  decyzjami dotyczącymi uniknięcia sytuacji prowadzących do grzechu; - szczera spowiedź polegająca na wyznaniu wszystkich grzechów. Bez w/w warunków nie da się mówić o gotowości na przyjęcie milosierdzia oferowanego przez Jezusa oczekującego w konfesjonale. Piszesz o wołaniu o pomoc. Ale nie bardzo wiem o jaką pomoc Ci chodzi. Napisz, ale KONKRETNIE. Nie musisz pisać jak bardzo Ci źle, jak bardzo cierpisz, napisz KOMNKRETNIE jakiej pomocy oczekujesz.
O
olik
13 października 2014, 11:19
NIe jest uczciwe uogólniać, ze są ludzie , którzy tracą nadzieję w konfesjonale, podczas gdy spowiednik mówi im prawdę. Zgadzam się, że słowo "gach" nie jest kulturalne, ale dla wielu osób życie po rozwodzie z nowymi partnerami jest takie oczywiste, że ksiądz mógł się normalnie wkurzyć. Ty sama Asiu siejesz tu propagandę na rzecz takich zwiazków i też nie widzisz zgorszenia dla innych w tym co mówisz i robiłas (żyłaś w cudzołóstwei wiele lat). Nie przyszło Ci na myśl ile osób - patrząc na ciebie - mogło pójść w Twoje slady?
A
Asia
13 października 2014, 11:21
Być może to utopia. Ale potępianie wszystkich w czambuł za głupotę to też chyba nie dobre. Moje pomysły pewnie są nie do przyjęcia, zwłaszcza jak ktoś... mówi, że nie chce. Alkoholicy też nie chcą i dopóki tak jest nikt ich nie wyleczy. Ale uczono mnie, że tak naprawdę liczy się tylko walka ze straconych pozycji. Więc może trzeba działać tak, aby zechcieli? Wyróżnic jakoś tych chcących? U Dominikanów są podobno kolejki zapisujących się na "Wieczory dla zakochanych"
A
anonim
13 października 2014, 11:24
Mnie stoi przed oczyma osoba ktora odeszła od konfesjonału z płaczem po słowach "to nie twój mąż, ale gach!". Gach zapiekował się nia i jej dziećmi po mężu alkoholiku. --- Dla mnie to stanowczo za mało informacji. Nie wiem jak wyglądała wcześniejsza rozmowa. Ty widzisz osobę odchodzącą z płaczem i już ten fakt Ci wystarczy. A ja zwracam uwagę na słowa księdza które zacytowałaś. I skoro usłyszała, że to nie mąż ale gach, to jestem przekonany, że wpierw ona nazwała swojego gacha swoim mężem. Więc mnie to również wystarczy i uważam że słusznie to usłyszała. A jak gach był taki opiekuńczy by zaopiekować się nią i jej dziećmi to mógł się nimi opiekować nie uzurpując sobie roli męża.
A
anonim
13 października 2014, 11:33
Być może to utopia. --- To nie żadna utopia lecz zwyczajny absurd. Ale potępianie wszystkich w czambuł za głupotę to też chyba nie dobre. --- Toteż nie potępiam nikogo. Zdaje się jednak że Ty za potępianie osób uznajesz potępianie czynów. I dodatkowo uznajesz głupotę za usprawiedliwienie. Moje pomysły pewnie są nie do przyjęcia, zwłaszcza jak ktoś... mówi, że nie chce. Alkoholicy też nie chcą i dopóki tak jest nikt ich nie wyleczy. --- Z tych pomysłów które wymieniałaś tu, to rzeczywiście nic nie jest do przyjęcia. I słusznie zauważasz, że póki cudzołożnicy sami nie będą chcieli sobie pomóc to nikt im nie będzie w stanie pomóc. Ale uczono mnie, że tak naprawdę liczy się tylko walka ze straconych pozycji. Więc może trzeba działać tak, aby zechcieli? --- Pierwsze słyszę że tak naprawdę to lizy się tylko walka ze straconych pozycji. Kto Ciebie takich bzdur uczył? Ale rzeczywiście trzeba działać tak aby zechcieli.
L
loi
11 października 2014, 21:36
A mnie świadectwa tych ludzi nie przekonują, tak jak kiedyś na naukach przedmałżeńskich były jakieś świadectwa... I co? Wszystko nam się rozpadło. Świadectwa takie to jak reklama na dobre małżeństwo, a prawda jest taka jaka jest i życie jest jakie jest. A każdy człowiek i każde małżeństwo jest inne pod wieloma różnymi też względami. Otaczają małżeństwa różni ludzi i interesy. Sprowadzanie wszystkiego do jakichś egzemplów, jak to jest/było ciężko a jest idealnie jest złudne, bo każdy ma inne oczekiwania, wytrzymałość psycho-fizyczną a nawet inną siłę wiary. Ludzie którzy się wypowiadają być może mają tą siłę, mają wzajemną miłość. A co z rozwodnikami? Czy do nich dotrą? Czy rozwodnicy chcą ich słuchać? Dla ojców synodalnych może to i jakaś wskazówka jak jest trudno budować rodzinę we współczesnych czasach a niektórym się to tak cudownie udało. A co z tymi którym się nie udało odbudować małżeństwa z tym samym partnerem, bo przypłaciliby to stratą zdrowia lub nawet życiem? Nie mówiąc już o zdradach, przemocy, pozostawieniu w chorobie etc. Odbudujcie tę miłość, no dalej...
J
Józef
11 października 2014, 20:33
 "Druga linia, która w żadnej mierze nie podważa nierozerwalności małżeństwa, chce w kluczu miłosierdzia zobaczyć konkretne sytuacje życiowe i dokonać rozeznania, jak stawić im czoło. Chodzi o to, by nie negując w żaden sposób doktryny, odpowiedzieć na wymagania miłosierdzia w konkretnych duszpasterskich sytuacjach, którym trzeba stawić czoło". Tłumacząc to na normalny język: będziemy udzielać komunii dla cudzołożnych. Ten synod zamiast pomóc rodzinie i małżeństwu kompletnie je zdewastuje. Osoby po rozwodzie, które nie będą szukać sobie partnerów seksualnych, będą frajerami, bo cudzołóstwo nie będzie grzechem. Decyzja o rozwodzie będzie jeszcze łatwiejsza, bo  kościół akceptuje kolejne związki. "Konkretne duszpasterskie sytuacje" - szybko okaże się, że wszystkie związki cudzołożne to konkretne sytuacje.
MAŁGORZATA PAWŁOWSKA
12 października 2014, 01:35
"..., bo cudzołóstwo nie będzie grzechem." W oczach Boga cudzołóstwo zawsze będzie grzechem. Żadne niemądre postanowienia nie mogą tego zmienić. Za swoje grzechy każdy odpowiada sam. Oprócz nauczania (czy też najzwyczajniejszych kłamstw) Kościoła jest jeszcze coś takiego jak sumienie. Chyba że ktoś się kompletnie z niego wyzuł. Ale takim to i komunia nie jest do niczego potrzebna. Jeśli jednak odważą się ją przyjmować zaciągną winę zbezczeszczenia Eucharystii. Nie będzie tu żadnego usprawiedliwienia. Nikt nie zwolnił nas z używania rozumu.
G
gnG
12 października 2014, 12:36
Cudzołóstwo będzie grzechem a powtórne małżeństwo nie musi. Tak jak w przypadku wdowieństwa, po osobie sądownie uznanej za zmarłą (chociaż zwłok nikt nie widział).
J
Józef
12 października 2014, 13:03
Jeśli żyje współmałżonek, to wchodzenie w realcje seksualne z inną osobą jest cudzołóstwem. Tak powiedział sam Chrystus. Gdy papież dopuści osoby żyjące w cudzołóstwie do komunii, to tym samym powie katolikom, że współżycie poza małżeństwem nie jest grzechem.  To logiczne. Ale widać, że wielu udaje, że tego nie rozumie. To zaślepienie, a może udawanie zaślepienia.
G
gnG
13 października 2014, 13:58
Legalne powtórne małżeństwo nie było, nie jest i nie będzie grzechem. I żadne pseudo-nowoczesne bajdurzenie o "wchodzeniu w relacje seksualne" tego nie zmieni.
MAŁGORZATA PAWŁOWSKA
13 października 2014, 14:20
Legalne, o ile pierwsze ustało z powodu śmierci lub w ogóle go nie było. "Dni człowieka są jak trawa,  kwitnie jak kwiat na polu;  ledwie muśnie go wiatr, a już go nie ma,  i miejsce. gdzie był, już go nie poznaje."
A
anonim
13 października 2014, 16:23
Legalne powtórne małżeństwo nie jest grzechem. Tyle tylko że jeżeli żyje pierwszy małżonek to żadne powtórne małżeństwo nigdy nie było, nie jest i nie będzie legalne. I żadne głupio-mądre bajdurzenie tego nie zmieni.
G
gnG
14 października 2014, 00:54
Z powodu śmierci to tak oczywiste, że szkoda tuszu. Czy znane ci jest sądowne uznanie za zmarłego(zmarłą)?
MG
my głupi w Chrystusie
14 października 2014, 01:16
Jeżeli wiadomo, że żyje to tak oczywiste, że szkoda tuszu. Mnie interesuje taka wyjątkowa sytuacja, gdy pierwszy został uznany za zmarłego. Co wtedy twoim zdaniem znawco nad znawcami? gnG
O
ona
11 października 2014, 19:35
W kilku zdaniach można powiedzieć tak: Synod podkreśla, że małżeństwo jest nierozerwalne i rozwodników w nowych związkach do Komunii nie można dopuścić, ale trzeba zmienić podejście Kościoła do cudzołożników.  Czyli: nie grzesznik ma się dostosować do nauki Ewangelii, ale Kościół dostosuje się do grzesznika. Ma to polegać na zmianie języka, nie mówieniu o grzechu, miłosiernym traktowaniu i szukaniu  pierwiastków uświęcających w notorycznych grzesznikach. . Czyli nie tylko tolerujemy, ale już akceptujemy w kościele "pary nieuregulowane". Mamy patrzeć na nie pozytywnie i z szacunkiem. Nie muszą się rozstawać, mogą żyć jak żyją, bez nawracania (powrotu do sakramentalnych małżonków - nie ma o tym mowy w tekście).  Grzech cudzołóstwa został praktycznie zaaprobowany, ale żeby nie rzucał się w oczy, to nie będzie się go nazywać ciężkim grzechem, ani w ogóle grzechem, tylko brakiem łaski.  Słowem związki niesakramentalne/pary nieuregulowane/ będą traktowane w kościele jak normalne małżeństwa. Jedyny wyjątek: nie mają prawa do rozgrzeszenia i Komunii św. (na razie, do następnego Synodu, gdzie  pewnie przejdzie wariant z 'pokutą' przedstawiony przez Kaspera). Podsumowując: formalnie  doktryna o nierozerwalności została ocalona, ale w praktyce w całości rozmyta. Jak ktoś będzie chciał żyć w wierności - to dobrze, ale jak się rozwiedzie i wejdzie w nowy związek - to też dobrze. Tak to odbieram. 
MAŁGORZATA PAWŁOWSKA
11 października 2014, 19:55
Święta Rodzino z Nazaretu módl się o miłosierdzie i zbawienie dla biskupów i kardynałów wymazujących Słowo Boże, fundament Kościoła. Twój scenariusz wysoce prawdopodobny. W perspektywie - schizma i prześladowania. A forum niech się nie oburza i nie fuka, tylko otworzy szerzej oczy, bo spadnie w przepaść.
H
Hanna
11 października 2014, 19:33
Radio Watykańskie cytuje słowa kardynała Marxa. Jest zadowolony z przebiegu synodu i jest pewien, że "znajdzie się rozwiązanie" dla osób w związkach niesakramentalnych, czyli dla cudzołożników. O, przepraszam! Słowo cudzołożnik już zabronione. Co prawda użył ich sam Chrystus, ale to było dawno. Świat idzie naprzód. Teraz mówi się: "osoba o nieuregulowanej sytuacji". Chwilowo nieuregulowanej. Słowa Marxa świadczą o tym, że już pozamiatane. Następny tydzień będzie tylko grą dla mediów.
I
izis
11 października 2014, 19:38
Razem z deonem pasuje ci tworzyć medialny Synod? Działasz jak PAX i ZNAK w czasach Prymasa Tysiąclecia? Bo deon na pewno tak robi
11 października 2014, 19:03
Zabiłeś, zdradziłeś żonę, ukradleś, pożądałeś żony bliźniego swego, czy jakiejs jego rzeczy, celowo nie byłes na Mszy sw w niedzielę - pamiętaj od dziś już nie popełniłes grzechu śmiertelnego i nie odrzuciłeś łaski uświęcajacej. Jedynie masz "obiektywne przeszkody" w przystępowaniu do sakramentów. To jest efekt uznania przez cześć Kościóla, w tym takze biskupów, iż grzech juz nie istnieje.
A
anonim
11 października 2014, 21:32
TomaszuL, w swoim ślepym fanatyzmie posuwasz się do ewidentnego wypisywania fałszywych świadectw przeciw bliźnim. W swojej zakłamanej obłudzie posuwasz się do rzucania fałszywych oskarżeń nawet na biskupów.
DA
do anonima
12 października 2014, 09:54
Anonimie, w swoim ślepym zacietrzewieniu posuwasz się do ewidentnego fałszywego oskarżania Tomasza o obłudę. Użyj rozumu. Nazywanie grzechu "obiektywną przeszkodą" to niewyobrażalny (do tej pory) skandal. Jeśli tego nie widzisz, to twoja sprawa. Ale nie obrażaj tych, którzy nie chcą życ w zakłamaniu.
A
anonim
12 października 2014, 11:58
Do plującego z ukrycia (styl jednoznacznie mi kojarzy się z pewną osobą): A niechby sobie TomaszL mówił iż nazywanie grzechu obiektywną przeszkodą to niewyobrażalny skandal. Ma prawo tak uważać i nie w tym problem. Problem w tym iż w swoim ślepym fanatyzmie posuwa się do wypisywania FAŁSZYWYCH świadectw przeciw bliźnim. Usiłująć swoją standardową metodą niszczyć tych których poglądów nie podziela, w swojej zakłamanej obłudzie posuwa się do szkalowania bliźnich przypisując im poglądy których nie wyrażali, np.: "pamiętaj od dziś już nie popełniłes grzechu śmiertelnego i nie odrzuciłeś łaski uświęcajacej". Nie ma skrupułów nawet wobec biskupów i szkaluje ich twierdząc że uznali iż grzech już nie istnieje: "To jest efekt uznania przez cześć Kościóla, w tym takze biskupów, iż grzech juz nie istnieje" Użyj rozumu i sam sprawdź na spokojnie. Jeśli tego nadal nie widzisz to Twój problem, ale nie rób mi wyrzutów tylko dlatego, że nie chcę żyć w zakłamaniu i protestuję przeciw fałszywym oskarżeniom rzucanym przez TomaszaL.
G
gnG
11 października 2014, 18:31
Moim zdaniem trzeba sprzyjać dochowywaniu wierności Panu. Przez wszystkich. Ze słabeuszami, grzesznikami i nikczemnikami włącznie. Formy wykluczające są przedpotopowym faryzejstwem, które prześlizguje się przez pokolenia wbrew oczywistym zasadom chrześcijańskim.
Paweł Tatrocki
11 października 2014, 15:26
Przykro to słuchać, ale właśnie formy wykluczające należą do natury nauczania Kościoła w dziedzinie moralności. W przeciwnym razie może to być precedens, który będzie nakłaniał w ogóle do usunięcia pojęcia grzechu z nauczania Kościoła. Więc zamiast się dostosowywać do świata może należałoby wypracować metody katechizacji ludzi dorosłych. Może dobrym pomysłem jest coniedzielna 15-sto minutowa katecheza przed Mszą Świętą. Moim zdaniem nie jest bowiem problemem komunia dla osób żyjących w związkach niesakramentalnych tylko uczciwe wyjaśnienie wiernym dlaczego komunia święta nie może być udzielana takim osobom.
Y
YES
11 października 2014, 14:08
"Nowy nadzwyczajny Synod poświęcony sprawie duszpasterstwa rodzin rozpoczął się. Owoce Synodu zależą nie tylko od pracy ojców, ale i od współpracy całej wspólnoty chrześcijańskiej z Duchem Świętym" - napisał abp Stanisław Gądecki w relacji z III Nadzwyczajnego Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów. Blog na temat wyzwań duszpasterskich wobec rodziny w kontekście nowej ewangelizacji można znaleźć na stronie blog2014.archpoznan.pl. Abp Gądecki, który reprezentuje Kościół w Polsce na synodzie zwołanym przez papieża Franciszka, szczegółowo opisuje poszczególne głosy uczestników zgromadzenia. Zauważa, że "komentarze dziennikarskie roztrząsają wypowiedzi tego lub innego kardynała czy biskupa, sprawiając wrażenie, że to jest Synod", gdy tymczasem te "są tylko jakimś światłem, które w żadnej mierze nie musi mieć wpływu na sam Synod". "Nie należy się ekscytować tymi lub innymi wypowiedziami Ojców Synodalnych, w szczególności jeśli brzmią one bardzo sensacyjnie" - konkluduje abp Gądecki.
H
Hanna
11 października 2014, 19:24
Proszę już nie wklejać tego tekstu o blogu arcyb. Gądeckiego. Nie możemy się nie ekscytować wypowiedziami ojców synodalnych. W końcu oni podejmują decyzje, które zaważą na życiu wiecznym milionów ludzi.
N
non
11 października 2014, 19:40
Piszesz z ramienia Wyborczej czy TP ?