Umrzeć za wieprzowinę
Ludzie potrzebują symboli. Symbol jest namacalny. Wiemy, o co się bijemy. Tylko, czy wiemy, co za nim stoi i do czego jest obecnie używany?
Ludzi zabija się za symbole. Dajemy się pokrajać za rytuały. Podczas czystek etnicznych wyróżnikiem jest nie tylko język, ale i potrawy świąteczne lub świąteczne dni, ewentualnie stroje i pieśni. Za to się zabija. To jest przyczynkiem do męczeństwa.
My sami odchodzimy od naszych tradycji jako niegdysiejszych i uciążliwych, a nasi przodkowie za nie ginęli. Trudno to zrozumieć, że za takie symbole można było oddać życie. Przecież same w sobie to tylko jakieś wzory i kolory, smaki i melodie… A jednak wyróżniają. Czy warto ginąć za odrębność?
W Biblii gest odmowy spożywania wieprzowiny (za Machabeuszy) był swoistym wyznaniem wiary, był przyznaniem się do religijnej tradycji. Ale czy to oznacza, że i teraz kształt mojej wiary zależy od tego, co jem? Być może, skoro spieramy się (tym razem) o wegetarianizm.
Rozumiem, że ludzie potrzebują konkretnych symboli, że trudno im się poświęcić dla abstrakcyjnych idei czy wartości. Symbol jest namacalny: jest albo go nie ma. Wiemy, o co się bijemy. Pytanie tylko, czy wiemy, co za nim stoi? Albo lepiej: czy zdajemy sobie sprawę, że obecnie jest używany do czegoś innego niż kiedyś? Ma już inne znaczenie. Teraz już się nie da powtórzyć gestu sprzed stu lat, by powiedzieć to samo, co pokazywali ówcześni. Symbole zmieniły swoją wymowę. A nam często wydaje się, że wystarczy je powtarzać.
Dzieci z Wrześni strajkowały, a teraz i rodzice, i dzieci chcą mieć lekcje w obcych językach, by się lepiej przygotować do życia. Za zaborów handel ziemią (międzynarodowy) uchodził za zdradę. Obecnie rozwija gospodarkę rolną. Biało-czerwona opaska w czasie Powstania Warszawskiego była wystawianiem się na cel: jestem żołnierzem, już nie cywilem. Teraz w jakim celu się je nosi? Nie twierdzę, że od razu w złym celu. Ale warto zachować proporcje. Na Górnym Śląsku wypracowano całą kulturę górniczą. To piękna tradycja. Ale nie musi przekreślać wysiłków na rzecz zdrowego środowiska. Za PRL-u niepójście na wybory było czynem patriotycznym. Teraz jest raczej odwrotnie.
Warto to chyba zauważyć, gdy świętujemy 11 listopada, kiedyś święto nakazane, potem zakazane, a teraz szukające swojego wyrazu. Świętujemy naszą niepodległość. Mam nadzieję, że nie bezmyślnie. Że wiemy, co chcemy przekazać. Ale czy zwracamy uwagę na to, iż za uświęconymi symbolami teraz (i w niektórych kontekstach) stoi coś innego niż kiedyś. Jeżeli tego nie uwzględnimy, to może się okazać, że propagujemy: tryumfalizm, nienawiść, rewanżyzm… Czasem lepiej obchodzić Święto z daleka. Choć to prawda, że „za komuny” jego obchodzenie było obciążone ryzykiem, to jednak zupełnie innym niż teraz. Dużo prostszym.
Skomentuj artykuł