Założyciel Wspólnoty Sant’Egidio krytykuje zamykanie kościołów z powodu koronawirusa

(fot. santegidio / youtube.com)
KAI / pp

Założyciel Wspólnoty Sant’Egidio, prof. Andrea Riccardi, skrytykował zamykanie kościołów jako środka zaradczego przeciwko rozprzestrzenianiu się koronawirusa. W komentarzu do turyńskiego dziennika „La Stampa” Riccardi stwierdził: „Zamknięcie tylu kościołów w północnych Włoszech, odwołanie Mszy św., pogrzeby tylko w najmniejszym kręgu rodzinnym i podobne działania wywołały we mnie pewną gorycz. Nie jestem specjalistą od epidemii, ale czy naprawdę mamy tak wielkie ryzyko, że musimy sobie radzić bez wspólnotowego życia religijnego? Ostrożność jest przydatna, ale może porwał nas wielki protagonista naszych czasów - strach”.

Historyk przywołał badania amerykańskiego socjologa Rodneya Starka na temat zachowań wczesnych chrześcijan podczas epidemii. Według Starka takie zachowanie było jednym z decydujących czynników wzrostu chrześcijaństwa w pierwszych wiekach. Chrześcijanie nie byli jak poganie uciekający z miasta i od innych, raczej odwiedzali się i wspierali - motywowani wiarą - modlili się razem i chowali zmarłych. Z powodu tego sumiennego wsparcia oraz z powodu więzi wspólnotowych i społecznych liczba osób, które przeżyły była wyższa jako ochrzczonych. „Czasy się zmieniają” - stwierdził w tym kontekście założyciel Wspólnoty Sant'Egidio i dodał: „Jednak najnowsze środki związane z koronawirusem wydają się trywializować przestrzeń kościoła i tym samym ujawniać mentalność rządzących”.

W swoim komentarzu dotyczącym północnych Włoch Riccardi przypomniał, że sklepy, supermarkety i kawiarnie pozostały otwarte, a transport publiczny również nie został wstrzymany. "To jest w porządku. Z kolei miejsca kultu potraktowano prawie jak teatry i kina, które należy zamknąć. Kościoły mogłyby pozostać otwarte, ale bez wspólnej modlitwy. Trzeba zadać sobie pytanie, jakie niebezpieczeństwo niosą z sobą msze św. w dni robocze, w których bierze udział garstka ludzi, na pewno „mniej niż w pociągu metra lub supermarkecie”. Przypomniał, że tylko w regionie Emilia-Romagna możliwe są msze św. dni robocze.

Riccardi nazywał obecną sytuację „silnym sygnałem strachu”, ale także wyrazem zrównania Kościoła do poziomu instytucji obywatelskich. Podkreślił, że miejsca kultu są nie tylko ryzykownymi „miejscami spotkań”, ale także miejscami ducha. "Miejsca, które dają nadzieję i pocieszenie w trudnych czasach, przypominają, że nie można samemu się uratować” - napisał.

Założyciel Wspólnoty Sant'Egidio przypomniał św. Karola Boromeusza, który jako arcybiskup Mediolanu odwiedził chorych podczas wielkiej epidemii dżumy w stolicy Lombardii w latach 1576/77, modlił się z ludem i poprowadził procesję boso. "Wspólna modlitwa w kościele niewątpliwie przynosi nadzieję i poczucie solidarności" - zaznaczył Riccardi dodając, że "powszechnym doświadczeniem jest to, że silna motywacja duchowa pomaga przeciwstawić się chorobie".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Założyciel Wspólnoty Sant’Egidio krytykuje zamykanie kościołów z powodu koronawirusa
Komentarze (2)
JK
~Jan Kowalski
2 marca 2020, 17:59
W Korei Kościół Jezusa Shincheonji stał się rozsadnikiem coronavirusa. Chyba prof. Andrea Riccardi pozazdrościł im rozgłosu...
MW
~Maciej Wylężek
1 marca 2020, 17:02
Już gdzieś pisałem: jedyną rzeczą, której współczesny katolik przestał się bać jest piekło. Boi się choroby, głodu, upału, mrozu, trzęsienia ziemi, wulkanów, wreszcie biedy materialnej. Nie boi się tylko potępienia. Czy na tym ma polegać chrześcijaństwo?