Gadanie po seksie, by ubogacał, a nie ranił
Gdy chodzi o seks, chyba najistotniejszym problemem jest zmowa milczenia. Mówienie o seksie to tabu. Młodzież za rzadko uczy się o nim od rodziców, a potem nie rozmawia o nim ze swoimi partnerami.
Jakże często w konfesjonale, gdy ktoś wyznaje, że w małżeństwie jest praktycznie gwałcony, słyszy się taki dialog:
Ksiądz zadaje pytanie: "A rozmawiałaś z nim na ten temat?".
Penitentka odpowiada: "Nie".
"A dlaczego?"
"Bo my nigdy na te tematy nie rozmawiamy".
Mówienie o seksie to tabu. Młodzież za rzadko uczy się o nim od rodziców, a potem nie rozmawia o nim ze swoimi partnerami. Często wynika to z tego, że swoją wiedzę czerpała z "grzesznych" źródeł, takich, których się wstydzi.
Dochodzą do tego i inne powody. Podejścia dziewczyn i facetów do życia płciowego są oczywiście różne. To naturalne. Młodzi rozmawiają o tym w swoim płciowo zamkniętym gronie. Dzielą się lub nawet przechwalają doświadczeniami. Plotkują. Te rozmowy są bardzo "męskie" lub "dziewczyńskie". Wydają się zupełnie nie do zastosowania w rozmowie z płcią przeciwną.
Sfera seksu to bardzo wrażliwa sprawa. W Biblii nagość oznacza bezbronność. Nagość wobec kogoś wymaga zaufania, przekonania, że "nie skrzywdzisz mnie". Łatwo zranić kogoś, kto się "wystawia", np. mówiąc o swojej seksualności. I tu już nie chodzi o młodzieńcze "bajerowanie", o udawanie i popisywanie się przed rówieśnikami, ale o rozmowę z kimś, kto poznał moją intymność, kto wie, czy mówię prawdę, czy jej się boję i jakie mi sprawia trudności.
Współżycie płciowe związane jest z rozkoszą, która powoduje wręcz utratę kontroli. Nie panujemy nad sobą, nie potrafimy już udawać. (Choć w drugą stronę da się udawać, tzn. udawać orgazm, którego nie ma). Jesteśmy inni niż zwykle. Opadają maski. Takie sytuacje powinny być źródłem szczególnej bliskości, zaufania, powierzenia się drugiej osobie. Szczerość (aż do bólu) ma wielką moc zbliżania. (Oczywiście, gdy nie jest udawana).
Ale muszą jej towarzyszyć słowa. Gest i słowo. Stara zasada proroków: wykonaj jakiś szczególny gest (performans), coś, co daje do myślenia, a potem powiedz to, co masz do powiedzenia. Wydarzył się seks. Daje do myślenia. Zachwyca. Niepokoi. Zaskakuje. Może już nudzi. Niesie ulgę lub napięcie… Teraz domaga się słów. Jakich?
Ludzie oczywiście chcą słyszeć, czy byli "dobrzy", czy stanęli na wysokości zadania. Jeśli nie dziękujemy sobie nawzajem, to tym łatwiej sprowadzamy wszystko do obowiązku, do powinności, do "należności". A to zawsze rodzi podejrzenie, że chodziło nie tyle o miłość, co o rytuał, o zadanie do wypełnienia… To, co w nas zostaje po stosunku, zależy też od słów, jakie po nim padną. To trochę jak z artystą. Nawet jeśli ludzie zachwycają się tym, co on robi, ale do niego nie dociera żadna reakcja z ich strony na tę twórczość (brawa, recenzje itp.), to na pewno to nie uskrzydla. I raczej spycha do roli rzemieślnika, a nie twórcy.
Komplementy mogą być rutynowe i podejrzewane o nieszczerość. Ale mam wrażenie, że częstszym problemem jest przekonanie niektórych facetów, że gdy już swoje powiedzieli w noc poślubną, to powinno to wystarczyć do złotych godów. I to nie jest tak, że tylko kobiety są spragnione "czułych słówek". Trudno o fajną motywację bez takich wyznań.
Na początku wspomniałem o smutnych dialogach często słyszanych w konfesjonale lub u psychologa. To oczywiście brzmi banalnie, jednak wielu ludzi zdaje się nie dostrzegać, że współżycie seksualne to pewien proces. Ono powinno się rozwijać, zmieniać, nabierać charakteru i pokonywać kryzysy. Aby tak było, musimy się siebie uczyć nawzajem, też swojej sfery seksualnej. A uczenie polega na omawianiu doświadczeń.
Wiele problemów (nuda, rutyna, poczucie poniżenia itp.) wynika z zastoju. Stoimy w miejscu, bo się nie uczymy. Stoimy w miejscu i nie jesteśmy wrażliwi na zmieniające się potrzeby. Stoimy w miejscu i nie dostrzegamy okazji, a one nam uciekają. A potem narzekamy, żeśmy się nie dobrali.
Sporo ludzi się "dziwnie" dobiera. Nieraz sami nie wiedzą, dlaczego tak wybrali. Ale z drugiej strony wiara w mit dwóch połówek pomarańczy (które musza się odnaleźć, by były szczęśliwe) powoduje, iż jedni nie potrafią się zdecydować, ponieważ ciągle nie znajdują ideału, a drudzy całą odpowiedzialność za zastój w swoim związku zwalają na niegdysiejszy zły wybór, zapominając jednocześnie o pracy nad rozwojem.
Zapominamy o tym, że potrzeby seksualne zmieniają się z czasem. Szczera rozmowa może nam o tym przypomnieć. Uczymy się siebie nawzajem, uczymy się wrażliwości seksualnej, tego, co, gdzie, jak szybko, jak delikatnie, ile, jak długo… Uczymy wczuwając się w reakcje, ale też słuchając słów. Gdy potem słów zaczyna brakować, możemy tak się przyzwyczaić, że nie dostrzegamy zmian, jakie zaszły w potrzebach i możliwościach seksualnych.
Teoretycznie to wiemy, że osiemnastolatek inaczej reaguje na bodźce seksualne niż czterdziestolatek. Podobnie (choć być może odwrotnie) jest u kobiet. A jednak wielu w praktyce tego nie widzi i potem, często nieświadomie (bo nie gadają o seksie), krzywdzą w łóżku, choć wcześniej nie krzywdzili, robiąc to samo. Lub nie robiąc. Bo tu nie chodzi tylko o zbytnią natarczywość. Bywa, że i o zbyt małą (lub zbyt krótką) aktywność.
Kiedy nauczyć się mówienia o swojej seksualności? Młodzi ludzie po swoich pierwszych doświadczeniach randkowych przychodzą nieraz po poradę, chcą wiedzieć, czy nie przesadzili lub pytają, co im wolno przed ślubem. Nie da się im pomóc, jeśli nie rozmawiają o swoich odczuciach seksualnych z umiłowanym/umiłowaną, jeśli nie wprowadzają się we wzajemne odmienności. To dobry czas na taką szkołę, na zapoczątkowanie takiego obyczaju rozmowy o tym, co intymne i co różnie odczuwane. To zaowocuje później, gdy problemy będą poważniejsze i zniechęcenie większe, a energii, cierpliwości i ochoty będzie mniej.
I na koniec jeszcze jedna zachęta do gadania o seksie.
Jak wiadomo, mamy mowę werbalną i mamy mowę niewerbalną. Seks to pewien język. Jest to najczęściej język niewerbalny. Nie używa słów. Mówi sporo, pobudza, wyraża zachwyt, oddanie, jedność, mówi o życiu i jego przekazywaniu… Specyfiką współżycia seksualnego jest zapewnienie o całkowitym oddaniu. Współżycie to "powiedzenie" cała/cały jestem twoja/twój. Wszystko, co moje, jest twoje. Nie tylko ciało, ale i dom, stół, zasoby, czas. Gdy tego nie ma, gdy np. ktoś jakoś płaci za seks, to czujemy, iż jest to karykatura, oszustwo. Gdy za współżyciem nie stoi przynajmniej pragnienie czy decyzja na wspólne życie, to jest to jakieś kłamstwo.
Żeby to nie było oszustwo, trzeba konkretnych czynów. Ale potrzeba i słów. I to nie tylko raz danego słowa. Tak jak i życiowe decyzje trzeba potwierdzać konkretnymi codziennymi wyborami, tak i raz dane słowo domaga się codziennych słów, by to, co mówimy swoim seksem, nie stało się pustym słowem.
P. S. Ktoś mógłby zapytać, czy jednak nie gada się nieraz za dużo o seksie. Chodzi m.in. o tzw. uświadamianie seksualne, które może być nieodpowiednie dla wieku, zbyt wczesne i zbyt drastyczne. Czy wtedy nie lepiej byłoby milczeć?
W kultowym filmie "Seksmisja" pod koniec, już na powierzchni, Jerzy Stuhr w pewnym momencie (zbliżającym się nieuchronnie) sam przestaje tłumaczyć i nie pozwala już mówić dziewczynie, by przystąpić z nią do rzeczy. Za dużo to można gadać przed współżyciem. Po nim najczęściej gada się za mało lub nie na temat.
Jacek Siepsiak SJ - dyrektor naczelny Wydawnictwa WAM i redaktor naczelny kwartalnika "Życie Duchowe".
Skomentuj artykuł