Człowiek, który postanowił nie zapomnieć

Simon Wiesenthal (fot. wiesenthal.com)
Bożena Wałach / DEON.pl

"The New York Times" nazwał go "aniołem z pobrudzonymi skrzydłami". On sam wyobrażał sobie, że spotkanym w niebie ofiarom nazizmu, miałby powiedzieć: nie zapomniałem o was. Zdaniem jego biografa Toma Segeva, tych kilka słów stanowiło jego życiowe motto.

Biografia Simona Wiesenthala to jeden z najbardziej fascynujących życiorysów zeszłego stulecia. Ten znany na całym świecie łowca nazistów jest postacią niejednoznaczną, uwikłaną, pełną sprzeczności. To on wytropił Adolfa Eichmanna – nazistowskiego planistę, autora "ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej" (ukrywający się w Argentynie Eichmann został porwany przez izraelskich agentów, sądzony w Jerozolimie i ostatecznie skazany na śmierć). Dzięki staraniom Wiesenthala przed sądem stanęło ponad tysiąc nazistowskich zbrodniarzy, m.in. Franz Stangl, komendant obozu w Treblince i Sobiborze.

Wiesenthal docierał do ocalonych i zasypywał ich pytaniami: - Gdzie byłeś?, - Kiedy?, - Którego nazistę zapamiętałeś?, - Pamiętasz nazwisko, ksywę, kolor włosów, oczu, cechy szczególne, w jakim mógł być wieku, skąd pochodził? I zbierał nieskończone ilości zapisków. A potem całą energię koncentrował na tropieniu. Żądny sprawiedliwości, poświęcił temu całe lata swojego życia. Lubił dobre jedzenie, słodycze, papierosy i niewybredne dowcipy. Prowadził samotniczy tryb życia. Znajomi wspominają go jako człowieka przygarbionego i wiecznie szukającego któregoś ze swoich zapisków. Nie miał przyjaciół, a jego żona, jak opisuje ją Segev, była osobą "chorowitą i depresyjną", z którą Wiesenthal nie dzielił się swoją pracą. "Nie wyszłam za mąż za mężczyznę. Wyszłam za mąż za tysiące, a może miliony zamordowanych" – mówiła.

Lubił sprawiać wrażenie, jakby zarządzał całą siecią informatorów, w gruncie rzeczy jednak działał sam, na własną rękę. W swoim ciasnym mieszkaniu, przerzucając wycinki z gazet i książki telefoniczne, lepiąc w jedną całość szczątki informacji, do których docierał. Jeden ze znajomych porównał go do Inspektora Kluzo. Nawet jeśli otaczająca go aura bohatera była przesadzona, jego zasługi są ogromne.

Wiele jednak sytuacji rzuca na nie cień. Wiesenthalowi zdarzało się w różnych publikacjach i wywiadach przedstawiać różne wersje tych samych wydarzeń. Rzucał oskarżenia bez pokrycia, manipulował faktami, wiedział jak kopać dołki pod przeciwnikami.

Przypisano mu pobyt w 12 obozach koncentracyjnych, tymczasem był w pięciu. Przez wiele lat był agentem izraelskiego Mossadu. Śledził kolaborantów, aż sam został oskarżony o kolaborację, a na jego korzyść zeznawali … byli naziści. Zaskakująca była jego zażyłość z Kurtem Waldheimem – sekretarzem generalnym ONZ i prezydentem Austrii, który przez lata ukrywał swoją przynależność do nazistowskiej SA i, jak się przypuszcza, mógł brać udział w zbrodniach wojennych Wehrmachtu na Bałkanach (po ujawnieniu tych informacji, wiele krajów uznało go za personę non grata). Podobnie zresztą jak przyjacielskie relacje z Albertem Speerem, skazanym w Norymberdze na więzienie hitlerowskim ministrem odpowiedzialnym za gospodarkę III Rzeszy. Gorzka była również jego rywalizacja z laureatem pokojowego Nobla Elie Wieselem.

Wiesenthal spierał się z żydowskimi autorytetami. Nie negował wyjątkowości Zagłady, lecz za Zagładę uważał również mord na Romach. Żył w Austrii, w której, mówiąc oględnie, nie był darzony ani sympatią ani szacunkiem. Trudno się jednak temu dziwić, bo nie miał wątpliwości, gdzie narodził się nazizm i nie miał oporów, by o tym głośno mówić. Nigdy nie przeprowadził się do Izraela, jak zrobiła to po wojnie większość Żydów. Jak sam wyjaśniał, głównie dlatego, że „nie ma tam żadnych nazistów ani antysemitów”. A on przecież „postanowił nie zapomnieć” wszystkich tych krzywd, których doznali z ich rąk Żydzi.

Dożył sędziwego wieku, zmarł mając 96 lat. Ben Kingsley i Laurence Olivier sportretowali go w filmach, a Frank Sinatra specjalnie dla niego wykonał piosenkę „My Way”. Do końca swoich dni zachował swój najważniejszy dar – skutecznie drażnił sumienie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Człowiek, który postanowił nie zapomnieć
Komentarze (1)
A
ad
16 grudnia 2010, 16:52
Sedno działań Wiesenthala mieści się w tytule jego wspomnień  "Prawo, nie zemsta"...