Na wyżynach wyobraźni czyli o piekielnym pakcie

Kadr z filmu "Parnassus"
Dorota Kołodziejczyk / Radio Plus Warszawa

Parnas to pasmo górskie w środkowej Grecji. W kulturze antycznej było siedzibą starożytnej wyroczni oraz Apollina- boga m.in.: życia, śmierci i sztuki. To stąd do dziś Parnas jest symbolem doskonałości i artyzmu. Od dziś natomiast na ekranach naszych kin „Parnassus” - najnowsze artystyczne dzieło filmowe Terrego Gilliama.

Magia teatru potrafi czarować nawet w kinie zbudowanym na efektach specjalnych. Taka sytuacja wzmacnia poczucie dumy u miłośników tej muzy, szczególnie gdy zapomną, że teatr to przecież pierwsze ruchome obrazki a z nich składa się współczesna ekranowa kultura. Gilliam - mistrz ekranu - podkreśla w wywiadach, że jego wyobraźnia rozwijała się dzięki dorastaniu bez telewizora. Ale, choć z wątkiem teatralnym, „Parnassus” jest kinem gwiazdorskim i widowiskowym. U widzów, którzy nie zaspokajają się efektami, pozostawia niedosyt a także pewien niepokój przy głębszej analizie.

Pod względem geograficznym akcja filmu toczy się w Londynie. To tam od stuleci powstają tekturowe teatry domowe, to na tamtejszych skwerach i zaułkach dziwaczna trupa teatralna ekscentrycznego starca Parnassusa przedstawia swój wizjonerski spektakl. W taki, odrobinę archaiczny sposób Gilliam zaprasza widzów do teatru, ale również do nieograniczonej krainy wyobraźni.

Choć tytuł filmu jest imieniem jednego z bohaterów, to trudno w nim wskazać pierwszoplanową postać. W Imaginarium - tandetnym teatrze Parnassusa główną rolę odgrywa lustro. Jego tafla jest bramą do wnętrza umysłu i krainy wyobraźni. Jednocześnie w tym nadrzeczywistym świecie toczy się realna walka o ludzkie dusze. Współcześni Londyńczycy po wejściu do lustra mogą zrealizować swoje najskrytsze marzenia (w wizualizacji tych marzeń talent i kreatywność Gilliama ujawniają się w całej okazałości). Jednak na końcu wizyty muszą podjąć najważniejszą życiową decyzję.

Rzecz więc o wyobraźni, ale i o dokonywaniu wyboru, którego ceną jest Piekło lub Niebo. Wiele wieków temu Parnassus wszedł w pakt z diabłem (w tej roli świetny Tom Waits). Wtedy był kimś na podobieństwo buddyjskiego mnicha, dziś jest właścicielem podupadłego teatru na kółkach. Gdy raz wejdzie się w układy z siłami zła, to taka rozgrywka trwa do końca życia a nawet dłużej, gdyż Parnassus jest nieśmiertelny. Przed laty zgodził się na pewne ustępstwo. Sądził, że uda się oszukać diabła, ale partner znowu wygrał. Teraz przyszedł czas na poniesienie konsekwencji: stawką jest życie szesnastoletniej córki Valentiny. Dziewczyna, choć ma dostęp do świata wyobraźni, swoje marzenia karmi zdjęciami z kolorowych magazynów i reklam. Kilkusetletni mędrzec znów daje się zwieść i rozpoczyna diabelską grę.

I tu przejdę do samego filmu, o którym nie tylko za sprawą reklamy, jest głośno od początku zdjęć, tj od grudnia 2007. Sekwencje współczesne powstawały w Londynie i w kanadyjskim studiu filmowym. To tam aktorzy grali na blue boxach, czyli nie w dekoracjach a na wielkich niebieskich planszach, które dopiero podczas obróbki komputerowej zapełniały się przedziwnymi przedmiotami.

Zaledwie po miesiącu zdjęć w wyniku przedawkowania leków zmarł Heath Leadger - aktor, którego postać miała kluczowe znaczenie dla fabuły. Ekipa postanowiła kontynuować pracę a do zespołu dołączyło 3 gwiazdorów: Johny Depp, Jude Law, Colin Farrell , by wcielić się w tą sama postać.

Mnie zainteresowały jeszcze kwestie diabelskie; Historia paktu z diabłem wielokrotnie inspirowała twórców." Parnassus" jest więc okazją do przypomnienia sobie, że ze złem nie należy zaczynać pertraktacji. Jednak przy okazji tego wątku zwróciłam uwagę na wypowiedź reżysera: „Przy projektowaniu scenografii korzystaliśmy także z książek o wiedzy tajemnej , symbolach hermetycznych, Robercie Fluddzie.(...) Nie wiem, co połowa z tych symboli znaczy, ale stanowią świetną inspirację, więc zaczęliśmy je gromadzić i wykorzystywać w projekcie teatru. Są wśród nich węże, diabły, złe oczy, pentagramy... Prawdopodobnie zmieszaliśmy wszelkie rodzaje tajemnych symboli, jakie kiedykolwiek wymyślono. Średniowieczna ikonografia tak świetnie, wręcz uzdrawiająco działa na wyobraźnię.”(cyt. Za materiałami prasowymi dystrybutora)

Czyżby we współczesnym świecie ruchomych obrazów znaczenie opowieści, znaków i symboli przestało mieć jakąkolwiek moc? Dyskusja wokół zdejmowania za ścian budynków publicznych symboli religijnych udowadnia, że jednak nie.

Ale może, rzeczywiście dla Gilliama tak drażliwe religijne (kulturowe) kwestie nie mają znaczenia. Film to przykład synkretyzmu religijnego, w którym dostrzec można odwołanie do antycznego Parnasu, a buddyjski mnich spotyka się tu z biblijnym diabłem.

I to trzy z ciekawostek, których mogłabym wymienić kilkanaście. Ale wtedy poszłabym drogą Gilliama, który zamiast snuć opowieść mnoży kolejne obrazy i wizje, a historia powstania filmu zdaje się ciekawsza niż sam obraz.

Dorota Kołodziejczyk - recenzentka filmów i książek w Radiu Plus Warszawa

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Na wyżynach wyobraźni czyli o piekielnym pakcie
Komentarze (1)
G
gość
11 stycznia 2010, 07:40
Dobra recenzja