Weekendowy przegląd filmowy
Bez dwóch zdań przebogaty tydzień w kinach. Trzy oscarowe produkcje, które trzeba zobaczyć. Dwie propozycje dla zakochanych, kino artystyczne, kino polskie i horror. A na deser "Gwiezdne wojny" w 3D. Uff...
Margaret Thatcher mawiała, że "jeśli chcesz, by coś zostało powiedziane, powierz to mężczyźnie. Jeśli chcesz, by zostało to zrobione, powierz to kobiecie". Ten cytat jak ulał pasuje do Meryl Streep. Jeśli chcesz, by coś zostało zagrane…
Jaka była Thatcher? Twórcy filmu tak ją scharakteryzowali: "miała piskliwy głos, własny pogląd na każdy temat i niezwykły tupet. Zanim stała się jedną z najbardziej wpływowych postaci współczesnego świata, jej kapelusz i nieodłączne perły budziły pobłażliwy uśmiech". Nie zmienia to jednak faktu, że była najdłużej urzędującym brytyjskim premierem w XX wieku (rządziła od 1979 do 1990 roku) i jednym z najważniejszych polityków świata tamtego czasu.
Widać wyraźnie, że twórcy filmu próbowali ocieplić nieco wizerunek byłej premier. Temu miał służyć sposób narracji, który pokazuje współczesną Thatcher, starą, samotną, schorowaną, z początkami choroby alzheimera. Nadzwyczaj prosty to zabieg, by wymusić na widzach współczucie, ale trzeba przyznać, że zrobiony z taktem i klasą (choć innego zdania była rodzina pani premier). Współczesna perspektywa jest jednak tylko ramą dla całej fabuły, której najważniejszym elementem jest rekonstrukcja niezwykłej, politycznej drogi jedynej kobiety w męskim konserwatywnym stadzie.
Ale "Artysta" - co ciekawe to francusko-belgijska, nie amerykańska produkcja - to nie tylko zabawa z formą i ukłon w stronę kina niemego. To także uniwersalna i bardzo aktualna w dzisiejszych czasch opowieść o miłości i o byciu wiernym własnym poglądam. O niepoddawaniu się trendom, nawet wtedy, gdy trzeba za to płacić ogromną cenę.
11 nominacji do Oscarów, reżyseria: Martin Scorsese, technologia 3D - aż trudno uwierzyć, że mamy do czynienia z filmem familijnym, zrobiony na podstawie powieście dla dzieci. Nie do tego w ostatnich latach przyzwyczaiło nas Hollywood. Ale od początku...
Nie ma nic w tym złego. Opowieść jest mądra, wzruszająca i pouczająca (nawet bardziej dla dorosłych niż dla dzieci), a filmowy świat piękny. Warto obejrzeć z pociechami lub bez.
Nie ma jednak co narzekać. Fani będą zachwyceni, a ci, którzy jeszcze "Gwiezdnych wojen" nie widzieli, mają naprawdę świetną okazję, by w końcu to zrobić.
W rozpadającej się podkarpackiej wiosce ludzie żyją głównie ze zbieractwa różnego rodzaju zużytych przedmiotów, odpadów, śmieci. Główny bohater - Paweł, mieszkający ze starą, schorowaną matką - zbiera złom. Gdy wywiezie matkę do domu starców, zyska dom, w którym zamierza rozpocząć nowe życie z narzeczoną. Jednak pewnego dnia Paweł nagle znika. Z jego opuszczonego domostwa sąsiedzi zaczynają podkradać różne rzeczy - najpierw potajemnie, nocą, potem coraz bardziej otwarcie, traktując resztki dobytku Pawła jak niczyją, bo pozostawioną bez opieki własność. Po powrocie właściciela zaskoczona wiejska społeczność nie pozwoli mu ponownie zamieszkać w siedlisku.
Film interesujący (zwłaszcza dla tych, którzy nie widzieli wcześniejszych produkcji tego dziwnego tercetu), ale nie dla wszystkich.
Trochę to przewrotny pomysł na walentynki, by zobaczyć film o oswajaniu śmierci, ale co tam. Pary, które się na niego wybiorą, będą miały okazje i do śmiechu, i do łez, a przede wszystkim do przytulania. I o to chodzi w tej hollywoodzkiej bajce, pragnącej uchodzić za pełnokrwisty komediodramat.
Pełnometrażowy debiut Barbary Białowąs, historia o burzliwym wchodzeniu w dorosłość, gdzie młodzieńczy bunt zamienia się w tragedię. Zbyt dosłowne i przewidywalne.
Kolejna rzecz na walentynki i też przewrotnie nie komedia romantyczna, a coś, na kształt melodramatu. Cóż, przynajmniej zakochani będą mieć jakąś alternatywę.
Skomentuj artykuł