Weekendowy przegląd filmowy

Kadr z filmu Sylvaina Chometa "Iluzjonista"
psd / wab

Nadchodzący weekend obfituje w kinowe premiery. Przed nami znakomita animacja Sylvaina Chometa, najnowsza produkcja Feliksa Falka i nowatorski "Pogrzebany" kręcony ... w trumnie. Dla tych, którzy mają ochotę poddać się atmosferze nadchodzących świąt, znajdzie się i bożonarodzeniowy akcent.

„Iluzjonista” jest dziełem dwóch twórców francuskiego kina – Sylvaina Chometa i Jacques'a Tatiego. Ten pierwszy znany jest polskiej widowni jako reżyser znakomitego „Tria z Bellevile”. Drugi to jeden z najbardziej charakterystycznych światowych komików, który w historii powojennego kina zapisał się nie tyle jako świetny aktor, co wszechstronny autor komediowy, czuwający nad wszystkimi aspektami swoich filmów: reżyserią, scenariuszem, stylistyką oraz aktorstwem.

Tytułowy bohater filmu „Iluzjonista” – starzejący się paryski magik Tatischeff (porte parole Tatiego) nie potrafi już zainteresować swoimi występami wielkomiejskiej publiczności. Nie godząc się z utratą resztek swej sławy, w poszukiwaniu nowego audytorium wyrusza na szkocką prowincję. Tam poznaje młodą dziewczynę – Alice, która, posiadając w sobie zachwyt i naiwność dziecka, całkowicie wierzy w jego sztuczki. Iluzjonista, czując ponownie misję uprawianego zawodu, zaczyna starać się w swoich występach, aby ją uszczęśliwić.

Dzieło z najwyższej półki. Pełne melancholii i smutku - kończy się jakaś epoka (nieprzypadkowo w wielu scenach pojawiają się zegarki), sztuka magików jest już passé, wszystko wydaje się iluzją. Film jest rysowany tradycyjnie, ręcznie - niezwykle pięknie i ekspresyjnie. Kreska świetnie znana tym, którzy zachwycali się „Trio z Bellevile”.

Film oparty jest na niezrealizowanym scenariuszu Jacques'a Tatiego sprzed ponad pół wieku – jest bardziej niż prawdopodobne, że twórca pana Hulot byłby z niego zadowolony.

 

Pogrzebany

Paul (Ryan Reynolds) jest Amerykaninem, pracującym w Iraku. Po ataku przeprowadzonym przez grupę Irakijczyków budzi się pogrzebany żywcem w trumnie. Ma przy sobie tylko zapalniczkę i komórkę. Prowadzi wyścig z czasem, aby uniknąć śmierci.

Obraz niezwykły, niepowtarzalny i bardzo ambitny. Na ekranie pojawia się tylko jeden aktor - Ryan Reynolds. Kadr nie wychodzi poza jedną ścianę trumny, nie widzimy nawet twarzy głównego bohatera. Ten swoisty monodram jest pełnym napięcia filmem, pokazującym, jak brutalne warunki panują w Iraku. Całość robi ogromne wrażenie.

Najnowszy film Feliksa Falka nagrodzony na festiwalu w Gdyni za reżyserię i scenariusz. Akcja dzieje się w okupowanym Krakowie, w którym każdy lawiruje pomiędzy pełnymi podejrzeń spojrzeniami i donosami. Reżyserowi udało się nadać tej rzeczywistości swoistą dwuznaczność - okazuje się, że wróg niekoniecznie przychodzi "z zewnątrz". Sami Polacy są w stanie stworzyć dla siebie "pełnowartościowe" piekło.

Joanna (świetna Urszula Grabowska) przechowuje w domu uratowaną z łapanki 7-letnią Różę, żydówkę. Dowiaduje się o tym zafascynowany nią esesman - który za pożyczoną książkę Stendhala i seks zgodzi się tajemnicy nie zdradzić. Jednak nie tylko on w chaosie wojny stanowi zagrożenie. Okazuje się, że w ekstremalnej sytuacji również najbliżsi niekoniecznie warci są zaufania. Dzisiejszy przyjaciel nagle staje się wrogiem, a odruch serca zamienia się w przekleństwo.

 

Zaplątani

Disney’owska wersja klasycznej baśni braci Grimm „Roszpunki”.

Złotowłosa księżniczka została porwana jako dziecko z zamku swoich rodziców i uwięziona w samotnej wieży. Teraz jest już nastolatką, która z pomocą pewnego złodziejaszka ucieka na wolność i wyrusza w niesamowitą podróż. Razem ze swoim nowym pomocnikiem musi zmierzyć się nie tylko z groźnym pościgiem, ale także z… burzą blond włosów.

Jak na wytwórnię Disney'a przystało, animacja jest ładna, tempo akcji szybkie, a bohaterowie dowcipni. Dzieciaki będą zadowolone. Ot, taki amerykański standardzik.

 

Łatwa dziewczyna

Olive, przykładna uczennica szkoły średniej, przypadkiem staje się ofiarą swego własnego kłamstewka na temat rzekomej utraty dziewictwa. Podczas gdy cała szkoła huczy od plotek, dziewczyna zaczyna dostrzegać podobieństwa między jej sytuacją, a życiem Hester Prynne - bohaterki książki "Szkarłatna litera", która właśnie omawiana jest na lekcji. Po pewnym czasie Olive decyduje się wykorzystać plotkę, by polepszyć swą pozycję społeczną i sytuację finansową.

„Łatwa dziewczyna” nie jest typowym filmem dla nastolatków. Jest to satyra na szkolną rzeczywistość, której ostrze w głównej mierze wymierzone jest w dorosłych. To oni wykreowali świat, w którym dzieci albo są akceptwane albo wyrzucane na margines. Pomimo tego poważnego rysu, w ostateczym rozrachunku "Łatwa dziewczyna" to przyzwoite, rozrywkowe kino z morałem.
 

W drodze do domu

W filmie wydarza się kilka historii równolegle. W wigilijny wieczór w małym norweskim miasteczku Skogli kilka osób, mimo przeszkód, próbuje w dniu Bożego Narodzenia odnaleźć drogę do domu. Różnią się pod względem wieku i charakterów, ale łączy je jedno – chęć powrotu do domu. Częściej zresztą w sensie metaforycznym niż dosłownym. Próbują rozwiązać swoje życiowe rozterki, znaleźć dla siebie miejsce etc.

Bent Hamer to reżyser, który ma na swoim koncie wyśmienite „Historie kuchenne”, tym razem rozczarowuje. Brak w filmie świeżości. Opowiedziane historie trącą banałem i są boleśnie przewidywalne. No może poza opowieścią zdesperowanego rozwodnika, która, by spotkać się z rodziną, postanawia przebrać się za Świętego Mikołaja. Trzeba jednak przyznać, że jak na opowieść „świąteczną”, film norweskiego reżysera nie jest przesłodzony. To zdecydowany plus.

Fabuła filmu została oparta na opowiadaniu Leviego Henriksena "Only Soft Presents Under the Tree".

Film tureckiego reżysera Semiha Kaplanoglu opowiada o 6-letnim Yusufie (świetna rola młodziutkiego Bory Atlasa), niezwykle wrażliwym chłopcu, nie najlepiej czującym się wśród swoich rówieśników, bardzo silnie związanym z ojcem pszczelarzem, któremu często towarzyszy podczas wypraw do lasu, gdzie ukochany tata wybiera miód z umieszczonych na wysokich drzewach uli. I oto pewnego dnia znany i oswojony rytm życia Yusufa zostaje zakłócony: ojciec wyrusza z domu na poszukiwanie nowych, bardziej miododajnych terenów i już nie wraca.

„Miód” jest ostatnią częścią trylogii Kaplanoglu (wcześniejsze części to „Jajko” i „Mleko”). Film jest bardzo poetycki, sceny wędrówek po lesie są wręcz magiczne. Opowiada o świecie dzieciństwa, poczuciu stałości i bezpieczeństwa, relacji człowieka z naturą. Dla tych, którzy cenią sobie wysmakowane kino.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Weekendowy przegląd filmowy
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.