"Kuba" to synonim podnoszenia się z największych upadków

(fot. Tomasz Bidermann / Shutterstock.com)

Jest jednym z trzech najstarszych piłkarzy w kadrze. Na Mundialu zagrał swój setny mecz w barwach reprezentacji. Tej bitwy nie wygraliśmy, ale Kuba Błaszczykowski już wiele razy pokazał, jak podnosić się z upadków w życiu i na boisku.

Przygodę z reprezentacją Polski rozpoczął pod koniec 2005 roku. W ciągu 13 lat zagrał w 100 meczach reprezentując nasz kraj. W latach 2010-2013 był kapitanem drużyny. Chociaż w jego rodzinie tradycje piłkarskie są wielopokoleniowe, sam zamiast o wrodzonym talencie mówi częściej o ciężkiej pracy i wierze, które stanowią dla niego fundament wszystkiego, co osiągnął. Rzeczywiście do dzisiejszej formy doszedł walcząc z naprawdę wieloma przeciwnościami.

Kuba urodził się 14 grudnia 1985 r. w Truskolasach na Śląsku. Jego wujek, Jerzy Brzęczek, również był piłkarzem i trenerem. To on zmotywował swoich siostrzeńców do uprawiania piłki nożnej. Kuba miał 7 lat a Dawid 10, gdy rozpoczęli treningi w Rakowie Częstochowa. Rozwijali tam swoje umiejętności i talent przez kolejnych osiem lat. Nie poddali się też pomimo tragicznych wydarzeń, do jakich doszło w ich rodzinnym domu.

DEON.PL POLECA

Kuba miał 11 lat, gdy był świadkiem sprzeczki rodziców, podczas której ojciec zabił jego matkę Annę. O historii tej usłyszeliśmy po raz pierwszy dopiero, gdy Kuba opowiedział o tym w rozmowie z Krzysztofem Ziemcem. W wywiadzie rzece przeprowadzonym przez Magdalenę Domagalik, już po latach z dystansem opisywał do czego wtedy doszło:

"Bawię się klockami, jest uchylone okno i naglę słyszę rozmowę. Wiem, kto rozmawia, zamarłem, i słyszę, jak się kłócą. I słyszę: A masz ty k…a! I krzyk: Aaa! Wybiegłem, jak stałem. I widzę, jak mama leży w rowie, i widzę, jak ojciec odchodzi. Wróciłem do domu i krzyczę: Mama leży w rowie. Wróciłem do niej i zacząłem jej dotykać, taki specyficzny zapach się unosił. Myślałem, że to mleko się wylało. Wziąłem ją za rękę, a moje dwa czy trzy palce wpadły do rany. Wtedy wiedziałem, że jest niedobrze. Wydaje mi się, że mama zmarła mi na rękach. Trzy ostatnie wdechy wzięła i już nic. Cisza. Pobiegłem w skarpetkach, bo nawet butów nie założyłem, zadzwonić po pogotowie. Jak wróciłem, wszyscy już tam byli. A potem to już wszystko było obok mnie. Byłem oszołomiony. Nie ma nic. Nic nie pamiętam".

Przez pierwsze dni od tej tragedii Kuba w ogóle nie opuszczał łóżka i nie jadł. Był w potężnym szoku. Braćmi zaopiekowała się babcia ze strony matki (Felicja) i wspomniany wcześniej wujek. Kuba nie raz podkreślał, jak wiele im zawdzięcza. To oni przekonali go choćby do tego, żeby nie rzucał piłki nożnej. Trudno się dziwić, że miał taki plan po tym, co przeszedł. "U niego pojawiło się wtedy takie zwątpienie. Wykazał słabość, którą na jego miejscu wykazałby wtedy każdy chłopak. My go przekonaliśmy, że warto dalej grać. Że piłka może pozwolić mu zapomnieć o tej całej tragedii. Na szczęście posłuchał" - mówił portalowi NaTemat Jerzy Brzęczek. Sport pozwolił mu skupić się na czymś innym, znaleźć jakąś motywację i sens. Ważną rolę w jego życiu odegrał również Bóg i wiara, do której zawsze się przyznawał i z niej czerpał. Nie bał się ani gestów skierowanych do nieba, gdy strzelał kolejne bramki, ani mówienia o tym wprost, gdy był w blasku fleszy.

"Ja osobiście z dużą wiarą na co dzień i z dużym przekonaniem o tym, że Chrystus pomaga w życiu codziennym, staram się w pewnym sensie namawiać ludzi do tego, aby nie zapominali o tym, co jest dla nas najważniejsze, czyli wiara i modlitwa. Najważniejsza jest dla mnie codzienna Eucharystia i czytanie Pisma Świętego. Czasami zwyczajnie, po ludzku, nie chce mi się. Modlitwa daje mi jednak siłę i staram się jej nie zaniedbywać. Wiem, że ani sława, ani pieniądze nie dają tyle radości, co bycie z Bogiem. Wiem, że moim nadrzędnym obowiązkiem jest przyznawać się do Chrystusa. W swoich wypowiedziach staram się dawać o Nim świadectwo. Z otrzymywanych listów wiem, że jest ono przez ludzi przyjmowane. Jestem zwykłym człowiekiem i moim nadrzędnym obowiązkiem jest głosić Chrystusa. Myślę, że każdy z nas w momencie, w którym jest ciężko, kiedy są problemy i nie można już liczyć na lekarzy, na inne rzeczy, wtedy zaczyna się odwoływać do wiary, wtedy są te momenty, kiedy prosi się Jezusa, Boga, aby dał zdrowie, nie zawsze pamiętając o tym na co dzień - mówił, gdy zaangażował się w akcję "Nie wstydzę się Jezusa".

Na początku piłkarskiej kariery nie zawsze dawano mu szansę. Na szczęście miał przy sobie wuja, który dbał o to, by Kuba szedł w sporcie dobrą drogą. Tak Błaszczykowski trafił do Wisły Kraków, która po początkowej niepewności wobec młodego piłkarza, dostrzegła jego talent i żywiołowość na boisku. Od tego momentu jego kariera nabrała rozpędu. Chwilę później był już w reprezentantem Polski w kadrze seniorskiej. Zdobywając tu swoją pierwszą bramkę wzniósł ręce ku górze w charakterystycznym geście. "Wiem, że ktoś nade mną czuwa. Wiele razy spadałem na cztery łapy. To mama tam z góry mi pomaga" - tłumaczył później dziennikarzom.

Największe sukcesy osiągnął w Borussii Dortmund, gdzie z Łukaszem Piszczkiem, prywatnie swoim przyjacielem, stanowili świetny tandem na boisku. Gdy dołączył do nich Robert Lewandowski wszyscy mówili już o "Wielkiej trójce z Dortmundu". W niemieckim klubie spędził 9 lat i rozegrał 197 spotkań. Później przez rok był wypożyczony przez włoską ACF Fiorentinę. Po powrocie nie znalazł miejsca w pierwszym składzie Borussii i podjął decyzję o odejściu z klubu. Przeszedł do VfL Wolfsburg, a jego transfer kosztował 5 mln euro.

Wartości, które Kuba nosi głęboko w sercu, pokazuje też na boisku. Ważne są dla niego zasady fair-play, na kapitana wyrósł dość naturalnie dzięki swojej wyrozumiałości, motywowaniu innych w szatni i na boisku, a także dzięki pokorze, której wyraz dawał niezależnie od tego czy wygrywał. Po przegranym meczu z Portugalią podczas Euro 2016 mówił: "Trzeba czasu, by to zrozumieć i wyczyścić głowę. Ale cóż, muszę to wszystko na dzień dzisiejszy wziąć na klatę. Zdaję sobie sprawę, że takie jest życie, nic już nie zrobimy. Chciałem stanąć przed kamerą, to dla mnie bardzo ważne. Nie chciałem chować się gdzieś za plecami innych. Tak jak powiedziałem biorę na klatę to, co się wydarzyło".

Czuł wtedy osobisty ciężar, gdy po niesamowitym meczu, który porwał wszystkich Polaków, o zwycięstwie Portugalii zdecydowały rzuty karne i ten jeden strzał Kuby obroniony przez portugalskiego bramkarza. Nie zrzucał winy na bramkarza, na warunki i inne braki. Odważnie stanął przed kibicami, a oni to przyjęli, bo szczerość Kuby sprawia, że nie da się być obojętnym. Każdy jego mecz jest w oczach kibiców małym zwycięstwem. Polacy pomimo przegranej wrócili z tarczą. "Będę dalej walczył. W moim życiu zbyt wiele razy leżałem na ziemi, żeby nie wiedzieć, że najważniejszą rzeczą jest to, żeby dalej walczyć" - dodał Błaszczykowski, a wypowiedź ta okrążyła cały świat i stała się cytatem, do którego kibice wracają nie tylko przy okazji kolejnych piłkarskich emocji i porażek. Imię Kuba stało się synonimem podnoszenia się z upadków.

Po raz kolejny pokazał, że jest wielkim człowiekiem, gdy postanowił być obecny na pogrzebie ojca (Zygmunta), z którym przez wiele lat po tragedii nie miał kontaktu. Kuba poprosił o zgodę na późniejsze pojawienie się na zgrupowaniu kadry w austriackim Lienz, żeby móc tam być. Media próbowały dociekać czy piłkarz wybaczył swojemu ojcu, ale rodzina ucinała szybko te dywagacje. Niezależnie od wszystkiego, Kuba dał tym mocne świadectwo.

"Przez wiele lat był to dla mnie temat, o którym chciałem zapomnieć. To piętno będzie mi towarzyszyło do końca życia. Oddałbym wszystko, żeby mama dalej żyła. To co się wtedy wydarzyło, odmieniło moje życie o 180 stopni. Inaczej zacząłem myśleć, jeść. To tak jakby kamień spadł ci na głowę, a po tygodniu obudziłbyś się i zmuszony zostałbyś do rozpoczęcia nowego życia. Nigdy nie zrozumiem co było przyczyną i dlaczego to się stało" - mówił dla TVP Sport.

Z Senegalem grał tylko 45 i schodził z kontuzją kostki. Był to jego 100 mecz w kadrze narodowej. Kuba nie musi być kapitanem, nie musi nawet strzelać bramek, by być dla drużyny kimś niezwykle ważnym. Gdy przez kilkanaście miesięcy leczył kontuzję, skład wciąż na niego czekał. Adam Nawałka nie wyobraża sobie dziś drużyny bez niego.

Kuba udziela się również społecznie. Założył fundację "Ludzki Gest", która wspiera dzieci i młodzież. Razem organizują turniej piłkarski "Kuba Cup". W 2016 roku zostali wyróżnieni Medalem św. Brata Alberta. Kuba był też ambasadorem Światowych Dni Młodzieży w Krakowie. Od 2010 roku jest żonaty z Agatą Gołaszewską. Mają dwie córki: Oliwię i Lenę.

Coraz częściej pojawiają się pytania, jak długo Kuba Błaszczykowski będzie jeszcze grał? Jakie ma plany na swoje życie? On sam myśląc o tym, przez co przeszedł, co osiągnął i dokąd zmierza mówi: "Pan Bóg ma plan względem każdego, każdemu udziela odpowiednich darów, a naszym zadaniem jest ich nie zmarnować, lecz wykorzystać, dając świadectwo o Chrystusie". I niech te słowa nam towarzyszą, gdy kolejny raz zobaczymy Kubę z resztą drużyny na murawie. Cokolwiek się wydarzy na boisku, Kuba już wygrał… życie.

Szymon Żyśko - dziennikarz i redaktor DEON.pl. Autor książki "Po tej stronie nieba. Młodzi święci". Prowadzi autorskiego bloga www.nothingbox.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Kuba" to synonim podnoszenia się z największych upadków
Komentarze (1)
Andrzej Ak
24 czerwca 2018, 23:29
Polska reprezentacja najwyraźniej przygotowywała się do spotkań z poprzednich mistrzostw. Niestety konkurencja przez ten czas zrobiła ogromne postępy i podniosła poprzeczkę o wiele za wysoko niż były nasze obecne oczekiwania. Jest źle i chyba będzie jeszcze gorzej. Czy ktoś odważy się zaingerować w ten wielopiętrowy układ zwany pzpr, ups PZPN? Pieniądze to nie wszystko, bo wstyd pozostanie na kolejne lata. Być może polską piłkę trzeba zakopać na lata, bo tutaj ponosimy ogromne porażki, chyba największe od końca lat 70tych. Jeśli dyscyplina przynosi wstyd całemu Narodowi to chyba wypada coś z tym w końcu zrobić.