Najlepsi również zostają w górach na zawsze

(fot. Seweryn Bidziński [Public domain], via Wikimedia Commons)

W górach jest coś, co porywa i onieśmiela. Ci, którzy odnaleźli w nich pasję, gotowi są w nich zginąć. Można myśleć, że to brawura i zbytnie ambicje. Nie można jednak przejść obojętnie wobec ludzi, którzy decydują się, by całkowicie czemuś się poświęcić.

Wanda Rutkiewicz zaginęła 12 maja 1992 roku. Nie powróciła ze szczytowych partii Kanczendzongi w Himalajach. Miała 49 lat i była jedną z najwybitniejszych himalaistek w historii. Jako pierwsza Polka w 1978 roku wspięła się na Mount Everest. Po kilku nieudanych próbach w 1986 roku była pierwszą kobietą na K2. Zdobyła 8 ośmiotysięczników. Jej ciała nigdy nie odnaleziono.

W górach jest coś, co porywa i onieśmiela. Ci, którzy odnaleźli w nich pasję, gotowi są w nich zginąć. Można myśleć, że to brawura i zbytnie ambicje, można też z podziwem patrzeć na tych, którzy oddali wiele, żeby zdobywać nowe szczyty i ciągle się rozwijać. Nie można jednak przejść obojętnie wobec ludzi, którzy decydują się, by całkowicie czemuś się poświęcić. Wanda mogła wiele razy zrezygnować, wieść spokojne życie jako utalentowana inżynier elektroniki czy dobra siatkarka. Coś jednak porwało ją tak bardzo, że wszystko inne przestało mieć znaczenie. Zakochała się w górach.

Zakochiwać się można na różne sposoby. Tak jak apostołowie, którzy "zostawili sieci i natychmiast poszli za Nim", ale można też powoli, prawie niezauważalnie, jak pisał Jan Paweł II: "Co to jest miłość? To spacer podczas bardzo drobniutkiego deszczu. Człowiek idzie, idzie i dopiero po pewnym czasie orientuje się, że przemókł do głębi". Podobnie w górach każdy ma swoje tempo. Są ci, którzy niczym kozice pokonują szlak, by w końcu zatrzymać się na upragnionym postoju; są ci, którzy równym miarowym krokiem prawie bez wysiłku pną się coraz wyżej; i są ci, którzy idą najwolniej i spotykają poprzednich, gdy już wracają ze szczytu. Nawet jednak ci ostatni zdołają pokonać swoje słabości, jeśli wystarczy im determinacji.

DEON.PL POLECA

Nasza duchowa droga rządzi się podobnymi prawami. Różne jest tempo każdego z nas i różnymi szlakami podążamy do Boga. Czasami wbrew Bożym podpowiedziom przedzieramy się przez niepotrzebne chaszcze, ale zawsze możemy wrócić na drogę najszybciej prowadzącą do celu. Celem jednak wcale nie jest zdobycie szczytu, ale to, czego nauczymy się podczas pielgrzymki. Czy ucieszymy się widokami? Czy podamy wodę spragnionemu wędrowcy? Czy odnajdziemy szczęście w każdym postawionym kroku?

Wanda na swój ostatni szczyt nie dotarła, ale jestem pewna, że nie żałowała wyruszenia w tę drogę. Zapłaciła najwyższą cenę, ale do ostatniego oddechu walczyła o to, co było jej pasją. Jest w tym coś, co mnie pociąga. W dzisiejszych czasach stajemy się ostrożniejsi, mniej zdecydowani. Boimy się ryzyka i cierpienia. Szukamy tego, co wygodne i bezpieczne. Nie powinno nas więc dziwić, że papież Franciszek mówił niedawno o tym, by zejść z kanapy. Pasja jest tym, co napędza nasze życie, daje nam energię, powoduje, że każdy dzień jest inny od poprzedniego i jest wielką przygodą. To ona powoduje, że żyjemy w pełni. Czy jednak warto umierać dla pasji? Kiedy o tym myślę, czegoś mi brakuje. Jakiegoś głębszego sensu, jakiejś pełniejszej wartości.

Wierzymy, że jest coś cenniejszego od życia, ale to też coś więcej niż tylko pasja - miłość. To dla niej warto poświęcić wszystko, bo ona jest celem naszego istnienia. Miłość wobec drugiej osoby, ale przede wszystkim wobec Osoby, która dała nam życie i nieustannie troszczy się o nas. Patrząc na męczenników, widzimy, jak śmierć jednego człowieka może pociągnąć do dobra całe rzesze innych. Ziarno, które obumiera, wydaje plon stukrotny. Nie musi to oznaczać śmierci fizycznej, ale jednak coś w nas musi umrzeć - nasz egoizm, nasza pycha i nasza chwała. Wtedy niezależnie od tego, czy żyjemy, czy umieramy, czy idziemy, czy może nie mamy już sił iść, nasze istnienie ma sens, bo prowadzi do Miłości.

S. Ewa Bartosiewicz - zakonnica ze Zgromadzenia Najświętszego Serca Jezusa (Sacre Coeur). Prowadzi bloga Spojrzenie Serca

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Najlepsi również zostają w górach na zawsze
Komentarze (7)
30 stycznia 2018, 23:41
"W dniu, w którym zdobyła najwyższy szczyt (16 października 1978) papieżem został Karol Wojtyła. W czasie spotkania z Wandą Rutkiewicz Jan Paweł II powiedział: "Dobry Bóg tak chciał, że tego samego dnia weszliśmy tak wysoko". Chciał się dowartościować. 
Oriana Bianka
29 stycznia 2018, 21:12
Tomek mówił, że w górach jest bliżej Boga. Mówił też, że góry jednoczą ludzi. To jest własnie wspaniałe, że ludzie z różnych krajów dzielą tę samą pasję, która ich łączy, narodowość nie ma znaczenia: wspinają się razem, wspierają, spieszą na ratunek. Adam Bielecki jest Polakiem, Denis Urubko jest Rosjaninem, który przyjął obywatelstwo polskie, bo lubi Polaków, obaj wyruszyli na ratunek Elizabeth (Francuzki) i Tomka (Polaka). 
K
Klara
29 stycznia 2018, 19:09
Fajny tekst Siostro.
Andrzej Ak
29 stycznia 2018, 18:30
Jest tylko jedna Miłość, ta najtrudniejsza i najdoskonalsza, to Miłość Boga do człowieka, której człowiek musi się długo uczyć, aby potrafić ją odwzajemnić Bogu, choćby w małym stopniu. Jest to też bezgraniczna miłość matki do dziecka, która gotowa sama oddać życie, aby ratować życie swojego dziecka. Jest to też miłość chłopaka do dziewczyny, który gotów jest do płonącego domu wbiec, aby szukać swojej ukochanej, bez oglądania się na skutki. Miłość agape jest darem Boga, dla nas ludzi. Czy magia gór również stanowi dar Boga dla ludzi, śmiem w to wątpić.
KK
Katarzyna Kwaśniewska
29 stycznia 2018, 21:37
Im częściej czytam Twoje teksty, tym bardziej przekonuję się, że nie znasz prawdziwego Boga, Boga ŻYCIA. Gdybyś tylko nie upierał się , że znasz już wszystkie odpowiedzi, gdybyś chciał dalej z pasją poznawać prawdę. Ale nie szukajac, nie znajdziesz... szkoda że zatrzymujesz też innych.
Andrzej Ak
29 stycznia 2018, 22:49
Dla nas Bóg to Trzy Osoby Przenajświętsze. Czasami możemy mówić o innej Osobie Boga, stąd nieporozumienia. Inaczej kontaktuje się z człowiekiem Pan nasz Jezus Chrystus, inaczej Duch Święty i bardzo rzadko bezpośrednio przemwia do nas z osobna Bóg Ojciec. Jeżeli znasz Boga, tak dobrze jak twierdzisz, to wiesz dlaczego tak jest. A co do zatrzymywania innych. Jeśli masz na myśli zawracanie ludzi wierzących z dróg matrerializmu to masz rację, gdyż ten świat to głównie marność nad marnościami, pomiędzy którymi my mamy odnaleźć naszym pokornym i prostym sercem, Boga, stanąć po Jego stronie i wytrwać do końca naszych dni wszystkie testy wiary, którym zostaniemy poddani. Na drodze tej mamy również doskonalić się w duchowym wymiarze, z którego pochodzimy i tak naprawdę cały czas zdążamy. Czy tego chcemy czy też nie. Po to Bóg tak hojnie rozdaje Dar Ducha, byśmy mogli już teraz w bezpośredniej komunikacji z Nim wzrastać i doskonalić się w Duchu Bożym. A co do posiadanej wiedzy, to może faktycznie moje doświadczenia z różnych przestrzeni życia sprawiają, iż trochę mogę pojąć, jednak zapewniam, iż wobec wiedzy np Aniołów Bożych jestem malutki i mam tego świadomość. Wielu rzeczy nie pojmuję, bo pojąć nie potrafię. Być może dopiero w wymiarze Boga będę mógł pojąć, np to co już widziałem. Póki co na większą świadomość muszę zaczekać, bo nie odemnie to zależy. Co Bóg da to przyjmę. A co do dzielnia się wiedzą, zwykle mówię tylko to co jest Prawdą, którą pojłem odkryłem lub zrozumiałem. Jedynie czasami pozwalam sobie na drobne własne komentarze i jak każdy człowiek mogę się czasem również mylić. Jeśli uważasz, że się mylę to idź do Boga bierz Ducha i mnie poprawiaj gdy się mylę. W Duchu Świętym będziemy wówczas jednością, o którą sam Bóg nawet zabiega, czyli upomina mnie jeśli ktoś inny ma rację.
29 stycznia 2018, 18:05
Porwała ją śmierć. Ktoś wybiera Jezusa a ktoś inny zakoch.uje się w śmierci.