Monte Cassino

(fot. frattaglia / flickr.com)
Jan Gać

Monte Cassino to dla Polaków symbol nadziei na wywalczaną na obcej ziemi wolność, dla Europy - znak chrześcijańskich korzeni.

Polski cmentarz

Z Autostrady Słońca, łączącej Rzym z Neapolem, już na wysokości Pontecorvo widać po lewej ręce wyniosłe wzgórze bielejące na szczycie murami klasztoru. To Monte Cassino.

DEON.PL POLECA

W miasteczku Cassino, na dole, kupiłem wiązankę róż, białych i czerwonych. To dla naszych żołnierzy. Spoczywa ich na zboczu z widokiem na klasztor ponad tysiąc, wszyscy młodzi, większość ze wschodnich województw przedwojennej Polski. Nie bądź głupi! Nie daj się zabić! - przestrzegali Anglicy swoich. Nasi nie mieli szczęścia, ani ci, którzy polegli, ani ci, którzy przeżyli. Bo ci drudzy do jakiej Polski mieli wracać? Wprawdzie wyzwolonej od okupacji niemieckiej, ale okrojonej, zdradzonej przez aliantów i przetargowanej Sowietom? Reprodukcje zdjęć w klasztornym muzeum pokazują stan opactwa po amerykańskim bombardowaniu z 15 lutego i po zdobyciu ruin przez żołnierzy II Korpusu 18 maja 1944 roku. Zatrważające! Przecież z tego rumowiska nic nie można już było wydobyć. A jednak klasztor stanął na nowo. I to jaki! Nie odtworzono jedynie wspaniałych malowideł, które pierwotnie pokrywały ściany i sklepienia bazyliki. Godłem klasztoru na Monte Cassino jest dąb, a w otoku napis: SUCCISA VIRESCIT - ścięty, a odżył. Tak jest, można dąb ściąć, ale z pnia zawsze wyrosną świeże gałązki.

Przeglądam kronikę opactwa: rok 529 - założone; rok 577 - zniszczone przez Longobardów; rok 883 - zniszczone przez Saracenów; rok 1349 - zburzone przez trzęsienie ziemi; rok 1944 - legło w gruzach w wyniku działań ostatniej wojny. A jednak VIRESCIT! Powstało do życia.

Misja św. Benedykta

Zszedłem do krypty za głównym ołtarzem, gdzie od 547 roku spoczywają szczątki św. Benedykta, założyciela klasztoru. Chciałem z nim porozmawiać. Czasy, w których żył, wcale nie były łatwiejsze aniżeli współczesne nam, przenicowane nihilizmem. Na jego oczach rozpadał się cały dotychczasowy porządek Europy grecko-rzymskiej. Kolejne fale barbarzyńców zalewały rzymskie prowincje. Wysoka cywilizacja przechodziła w niebyt. Cóż począć w takiej sytuacji? Jaką zająć postawę? Czy w ogóle warto się angażować we współczesność? A może przeczekać nieuniknione? Benedykt opuścił Rzym, wycofał się z pogrążonego w chaosie miasta i zamknął w pustelni, w górach. Skoro nie można ocalić świata, może da się ocalić siebie samego. Soli Deo placere - zapisał jego biograf, wielki papież Grzegorz, podkreślając, że pustelnik pragnął podobać się tylko Bogu. Ale to program minimum.

Na prośbę uczniów Benedykt opuścił swoją samotnię i osiadł na wyniosłej górze ponad starożytnym miastem Cassinum. Znajdującą się na szczycie świątynię Apollina przystosował na potrzeby kaplicy, a ta niebawem dała początek kościołowi i klasztorowi. Był rok 529. Ale nie ta fundacja legła u podstaw decyzji Pawła VI, który św. Benedykta ogłosił w 1964 roku głównym patronem Europy. To ułożona przezeń reguła życia mniszego spowodowała, że stała się ona niejako konstytucją nowej, rodzącej się chrześcijańskiej Europy. Z Monte Cassino uformowani regułą mnisi, rozpierani misyjną gorliwością, rozeszli się po całej pogańskiej jeszcze Europie, zakładając klasztory pośród formujących się nowych społeczeństw, najpierw Anglów, Brytów, Germanów, Franków, a i u nas, na Łysej Górze, zwanej od tego momentu Górą Krzyża Świętego. A ówczesny klasztor to nie tylko dom modlitwy. To wielki wielofunkcyjny kombinat. W klasztorach organizowano skryptoria, zakładano biblioteki, urządzano pracownie malarstwa, rzeźby i rzemiosła artystycznego, układano muzykę, ćwiczono śpiew, erygowano szkoły, pielęgnowano łacinę i studiowano starożytne teksty, praktykowano budownictwo, uprawiano ziemię, eksperymentowano z roślinami leczniczymi, wprowadzano nowe techniki irygacyjne, rozwijano hodowlę. Ktoś słusznie zauważył, że w ówczesnym świecie klasztory były niczym ogniki na bagnach. Ale od tych płomieni osuszały się owe bagna. Któż, jeśli nie mnisi, a szerzej - duchowieństwo, w VI wieku, a i w następnych stuleciach, był władny okrzesać, przeorientować, ucywilizować, wreszcie ochrzcić prymitywnych i surowych najeźdźców? Sprawić, by mogły z nich wyrosnąć nowe społeczeństwa.

Na jednej ze ścian krypty widnieją płaskorzeźby przedstawiające postaci wielkich założycieli średniowiecznych zakonów wyrosłych na regule św. Benedykta, które to zakony przyczyniły się do odnowy Kościoła w X wieku. Co więcej, do tej samej reguły odwoływali się założyciele wielkich zakonów rycerskich z okresu wypraw krzyżowych: templariuszy, joannitów, zakonu NMP domu niemieckiego, czyli naszych krzyżaków, ale i kalatrawensów, mercedarian czy zakonu św. Jakuba. Przypominają o tym reliefy z kaplicy św. Placida, pokazujące postaci owych tytanów ducha.

Co czynić?

Tak zatem zszedłem do krypty św. Benedykta po poradę: jak on by się zachował w naszej rzeczywistości? I odniosłem wrażenie, że podsunął mi pewną myśl. Tam bowiem, u grobu świętego i jego siostry Scholastyki, przypomniałem sobie sentencję, którą jakiś czas temu wyczytałem u kogoś: Nie przejmuj się, że dookoła panują ciemności. Ty bądź pośród nich lampą! I tę postawę należy upowszechnić i zwielokrotnić - podpowiadał Benedykt. A ponadto trochę więcej optymizmu, przecież pesymiści nie są skłonni do działania. Bywały trudniejsze czasy, jak choćby w XVI wieku, kiedy na gruncie reformacji rozpadła się Europa. I z tej tragedii Kościół wyszedł odnowiony. A zatem do działania!

Jan Gać - historyk, fotografik, podróżnik, przewodnik grup pielgrzymkowych i turystycznych; autor książek i artykułów historycznych, religijnych i podróżniczych.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Monte Cassino
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.