50 lat kariery największego poety rock' n' rolla

Bob Dylan i Joan Baez podczas Marszu na Waszyngton w 1963
PAP / pz

Uznany w latach 60. za głos pokolenia, dziś już na scenie niemal nie śpiewa. Recytuje teksty, które przyniosły mu nominację do literackiej Nagrody Nobla i opinię największego poety rocka. W tym roku 50-lecie twórczości obchodzi Bob Dylan.

71-letni muzyk, którego kariera wyrosła na ideałach kontrkultury lat 60., nagrał właśnie swoją 35. płytę. Zatytułowany "The Tempest" krążek przez wielu uważany jest za prawdopodobnie ostatni akord w 50-letniej karierze Boba Dylana.

Wskazują oni, że ostatnia sztuka Williama Szekspira nosiła właśnie ten tytuł ("The Tempest" - "Burza"). W przypadku Dylana nic nie jest dane "na pewno", a tytuł krążka może być po prostu kolejnym z wielu żartów, jakie bard serwuje swoim fanom. Niemal przez całą karierę Dylan igra z publicznością. Począwszy od zwrotu od akustycznego folku do elektrycznego rock & rolla aż po płytę "Christmas in the Heart" z 2009 roku, na której najbardziej uznany poeta rockowy wykonuje piosenki świąteczne. Bob Dylan pozostaje dla swoich fanów enigmą.

Od momentu swojego debiutu w 1962 roku, Dylan uznawany był za "złote dziecko" folku i rock and rolla. Zafascynowany postacią Woody'ego Guthriego, barda, włóczykija i autora pierwszych protest-songów, Dylan pisał teksty o niesprawiedliwości społecznej, segregacji rasowej i dowcipne piosenki publicystyczne. Przez środowisko nowojorskiej bohemy kreowany był na następcę Guthriego. "Siła jego poetyckiego wyrazu była niezwykła nawet w tak młodym wieku" - wspominał 21-letniego Dylana poeta Allen Ginsberg.

Urodził się jako Robert Allen Zimmerman w miasteczku Duluth w 1941 roku. W młodości próbował ucieczki do większego, prawdziwego miasta. Grywał na pianinie w lokalnych zespołach rock and rollowych. Zaczytywał się autobiografią Woody'ego Guthriego "Bound for Glory" i "W drodze" Jacka Kerouaca. Zaczął nazywać się "Bob Dylan", na cześć poety Dylana Thomasa. - Rodzisz się - to się zdarza - w złym miejscu, pod złym nazwiskiem, nie tym ludziom co trzeba - stwierdzał po latach.

Zasłynął dzięki swojej drugiej płycie, "Freewheelin'" (1963) na której zamieścił pieśni "Blowin' in the Wind" i "The Times They Are A-Changin'" - wkrótce przejęte przez studenckie ruchy antyrządowe. Stał się głosem pokolenia. Od początku dawał jednak znać, że jest orędownikiem wyłącznie w swojej własnej sprawie. "Nigdy nie zamierzał chodzić z nami na marsze - wspominała pieśniarka Joan Baez. - Do dziś ludzie podchodzą do mnie na wiecach pytając: czy przyjdzie Bob? Durnie, on nigdy nie przychodzi!". W 1963 roku wziął jednak udział w "Marszu na Waszyngton", gdzie z bliska przysłuchiwał się przemówieniu Martina Luthera Kinga.

- Nigdy nie twierdziłem, że chcę kogokolwiek zbawiać - tłumaczył Dylan. Niezależnie od swoich intencji, został uznany za lidera ruchów studenckich. - Znacie go, jest wasz - zapowiadała go konferansjerka na festiwalu w Newport w 1964 roku. Gdy przyjechał do portowego miasta rok później, był już tylko swój własny, nie zamierzał nikomu przewodzić. Nosił ciemne okulary, zapuścił długie włosy i nie śpiewał już o lepszym świecie, w którym wszyscy mogliby żyć w harmonii. Grał teraz z zespołem rockowym - głośno i elektrycznie. Występ w Newport - mekce folku, "czystej" muzyki - został odebrany jak zdrada. Publiczność wygwizdała Dylana, Pete Seeger podobno chciał przeciąć siekierą kable nagłaśniające. Dawni fani odwrócili się od niego, nazwali sprzedawczykiem.

To właśnie podczas tego występu po raz pierwszy zaśpiewał publicznie "Like a Rolling Stone" który następnie zarejestrował na płycie "Highway 61 Revisited". Był to jeden z najbardziej złożonych utworów Dylana, trwający ponad sześć minut. - To było jak policzek - "jak się czujesz będąc zupełnie sam?" (słowa refrenu). Nie tego oczekiwali fani folku, przyzwyczajeni do mówienia o wspólnocie - opowiadał Pete Yarrow z grupy Peter, Paul and Mary.

- Nikt niczego nie próbował, niczego nie ustalaliśmy. Bob dawał kilka ogólnych wskazówek, tupał nogą w podłogę i zaczynaliśmy grać - opowiadał o pracach nagraniowych klawiszowiec Al Kooper. W ten spontaniczny sposób Dylan zarejestrował swoje wielkie dzieła: "Bringing it all Back Home" (1965), "Highway 61 Revisited" (1965) i "Blonde on Blonde" (1966).

Podczas trasy koncertowej w 1966 roku był wygwizdywany podczas każdego występu. "Judasz!" - krzyknął na Dylana ktoś z widowni w Manchesterze. "Nie wierzę ci" - warknął wokalista - "Jesteś kłamcą!". Potem odwrócił się do zespołu, krzyknął: "Grajcie cholernie głośno!".

Dziennikarze zamęczali go pytaniami: "Jakie jest twoje przesłanie?". "Jeść" - odpowiadał znudzony muzyk. "Czy uważasz się raczej za muzyka czy pisarza?" - "Uważam się za tancerza". "Czy jesteś liderem pokolenia?" - "Nie. Nie wiem co to znaczy". Pod koniec trasy koncertowej był wycieńczony.

W 1966 roku miał wypadek motocyklowy, który posłużył mu za pretekst do zawieszenia koncertowania. Skupił się na pracy w studiu. Przez następne lata nagrał takie krążki jak: "Blood on the Tracks" (1975), "Desire" (1976) i "Time out of Mind" (1997). Napisał również muzykę do filmu Sama Peckinpaha "Pat Garrett and Billy The Kid" (1973).

Niemal z każdą kolejną płytą zmieniał stylistykę. Płynnie przechodził od folku do rocka, od bluesa do reggae, nie chcąc dać się zaszufladkować. W 2001 roku otrzymał Oscara za utwór "Things Have Changed" napisany do filmu "Cudowni chłopcy". W 2011 roku był uznawany za faworyta do Literackiej Nagrody Nobla. Ostatecznie przegrał ze Szwedem Tomasem Transtroemerem.

W Polsce wystąpił trzy razy: w 1994 roku w Krakowie i Warszawie oraz w Warszawie w 2008.

"Nie ma większego muzycznego giganta" - powiedział prezydent USA Barack Obama, wręczając Dylanowi Medal Wolności.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

50 lat kariery największego poety rock' n' rolla
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.