Amy Winehouse nie żyje

(fot. EPA/FRANTZESCO KANGARIS)
PAP / apio

Brytyjska piosenkarka Amy Winehouse została znaleziona martwa w swoim domu w Londynie - poinformowała w sobotę telewizja Sky News. Policja na razie nie wie, co było przyczyną śmierci. Piosenkarka miała 27 lat.

Ciało kobiety znaleziono w mieszkaniu na placu Camden. Policja przyjechała tam po tym, jak została wezwana przez pogotowie ratunkowe około godz. 17 czasu polskiego.

Winehouse od lat zmagała się z uzależnieniem od alkoholu i narkotyków. Jeszcze w maju, kiedy przebywała na leczeniu w klinice Priory w Londynie, usłyszała od swych lekarzy diagnozę: albo całkowicie zerwie z alkoholem, albo czeka ją śmierć. Terapia miała jej pomóc w występach zaplanowanych na lato w Europie.

Amy Winehouse nie mogła odebrać tych ostatnich nagród osobiście, gdyż ze względu na uzależnienie od narkotyków, władze USA odmówiły jej wizy.

To ogromna strata dla światowej sceny muzycznej; z pewnością na zawsze zapamiętamy ten dzień, podobnie jak dzień, w którym odszedł Kurt Cobain.

- Utwory Amy Winehouse brzmiały tak, jak gdyby zostały nagrane 50 lat temu. I porywały słuchaczy. To nie była zwykła muzyka. Amy Winehouse była niczym Artur z Tanga  Mrożka. Chciała być inna, oryginalna. I taką była. W czasach, gdy inne piosenkarki pragnęły być jak najbardziej współczesne, ona celowo wybrała archaiczność. Tym samym stała się inicjatorką całego stylu muzycznego. Inspirowała innych, dawała im odwagę, udowadniała, że warto sięgać w muzyce w przeszłość - podkreślił Robert Leszczyński w sobotniej rozmowie.

Leszczyński, który prowadził w sobotę koncert podczas Przystanku Olecko i poinformował jego uczestników o śmierci Winehouse ocenił, że wszyscy tam zebrani na zawsze zapamiętają ten dzień. - Dla ludzi, którzy kochają muzykę to dzień tak szczególny jak ten, w którym dotarła do nas wiadomość o śmierci Kurta Cobaina - przyznał Leszczyński.

Jego zdaniem Winehouse fantastycznie śpiewała, wyróżniała ją ogromna charyzma sceniczna. Jak powiedział, artystka z pewnością przejdzie do legendy. - Jednocześnie, biorąc pod uwagę jej osobowość, styl życia… trzeba przyznać - była osobą bardzo autodestrukcyjną. I odeszła w szczególnym wieku. Wpisała się w tragiczną serię młodych śmierci światowych gigantów muzyki. W takim samym wieku odchodzili Jim Morrison, Janis Joplin, Jimi Hendrix - powiedział.

Była niezwykle wrażliwym człowiekiem w brutalnym świecie show-biznesu, ukojenia szukała w narkotykach, które zniszczyły jej życie - powiedział o Amy Winehouse krytyk muzyczny Hirek Wrona.

Wrona podkreślił, że show-biznes to środowisko przeznaczone dla ludzi bardzo odpornych, a Winehouse taka nie była. - Była osobą bardzo zdecydowaną, a jednocześnie - wyjątkowo wrażliwą. Szukała stabilizacji, prawdziwej miłości. Tymczasem mąż podawał jej narkotyki, razem wydawali na nie 500 funtów dziennie. Narkotyki to potworne zło, które niszczy ludzi. Winehouse stała się ich ofiarą. Miała także problemy z alkoholem - powiedział Wrona.

Przyznał, że artyści "w brutalnym i cynicznym świecie show biznesu" żyją często pod presją i w ciągłym stresie. - Nieustannie odczuwają lęk, boją się, że coś złego się wydarzy, że wszyscy wokół chcą ich wykorzystać, że są nieszczerzy. A kiedy ludzie wrażliwi zaczynają szukać ukojenia, ujścia dla swoich frustracji w narkotykach, jest to pierwszy krok do tragedii - podkreślił krytyk.

Jego zdaniem, Winehouse miała "niesamowity, niepowtarzalny głos, który dostała w darze od Boga". "Jej piosenka +Rehab+ stała się hymnem ludzi, którzy mają problemy z uzależnieniami" - powiedział Wrona.

Winehouse, obok m.in. Lou Reeda i Boba Dylana, reprezentuje szerokie grono artystów żydowskiego pochodzenia, którzy wnieśli ogromny wkład w historię światowej muzyki - zwrócił uwagę krytyk.

- Ostatnio wydawało się, że wszystko w życiu Winehouse zmierza w dobrym kierunku, że artystka zaczyna szukać życiowej stabilizacji. Winehouse wchodziła w taki etap życia - powiedział Wrona.

Amy Winehouse stała się symbolem nowego nurtu w wokalistyce żeńskiej, śpiewała prosto z serca, inspirowała innych artystów - powiedział w reakcji na wiadomość o śmierci piosenkarki krytyk muzyczny Marek Wiernik.

- Ja sam wychowałem się na muzyce lat 60., na poruszającym, nastrojowym soulu, na głosie Janis Joplin. Pół wieku później pojawiła się dziewczyna, która śpiewała tak samo pięknie. Z serca, z duszy. Przywołała najwspanialsze tradycje bluesa i soulu - powiedział w sobotę PAP Wiernik, wieloletni dziennikarz radiowej Trójki, Radia dla Ciebie i TVP.

Podkreślił, że Winehouse swymi niezwykłymi wykonaniami dokonała w muzyce rewolucji, otworzyła drzwi dla bardzo wielu kolejnych artystek, inspirowała takie wokalistki jak Duffy czy Adele.

- Od jakiegoś czasu mieliśmy przeczucia, że w związku z Amy Winehouse może stać się coś złego. Przerywała koncerty lub je odwoływała, jak w Polsce. Ja nie przeczuwałem jednak, że to niestety stanie się tak szybko - powiedział Wiernik.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Amy Winehouse nie żyje
Komentarze (2)
C
cytt
23 lipca 2011, 19:29
"O człowieczeństwo, które możesz być wypełnione po samą swą górną granicę - lub wyniszczone po samą dolną!" (K.Wojtyła, "Promieniowanie Ojcostwa"
A
Aga
23 lipca 2011, 19:27
świeć Panie nad jej duszą